Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Harmonia - kampania Exalted |
Wersja do druku |
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 05-01-2013, 01:39
|
|
|
[data do ustalenia], stolica Discordii
Ciężka, bogato zdobiona suknia opadła na ziemię, a po chwili wysadzana granatami spinka uwolniła ciemne, kręcone włosy. Gwiazdka sięgnęła po mniej formalną (choć również znakomicie skrojoną i z najwyższej klasy jedwabiu) suknię i westchnęła cicho.
Audiencja zdecydowanie nie poszła po jej myśli.
W gruncie rzeczy można się było tego spodziewać. Król David nie miał żadnych powodów, by potraktować poważnie przemowę Johanna. Poprawa stosunków, wzajemna przyjaźń i tym podobne wzniosłe hasełka w momencie, gdy wreszcie ma się znaczącą przewagę militarną nad odwiecznym wrogiem, musiały brzmieć śmiesznie. I to nawet w ustach Johanna. Gwiazdka przed audiencją łudziła się trochę, że być może Discordia szykuje się do wojny głównie z obawy o to, że Harmonia uderzy pierwsza - ale wystarczyło kilka kwestii wypowiedzianych przez króla, by dziewczyna zyskała całkowitą pewność, że to złudne nadzieje. Pielęgnowana od setek lat niechęć (żeby nie użyć mocniejszych słów) była aż nazbyt widoczna. W połączeniu z osobą minister spraw wewnętrznych, którą wizja nadchodzącej wojny wyraźnie bawiła, prowadziło to do sytuacji, w której żeby wojny uniknąć lub przynajmniej ją odwlec, trzeba było sięgnąć po argumenty siły. Argumenty, których na chwilę obecną po prostu nie mieli.
Te ponure rozmyślania przerwało jej wesołe “Cześć” które usłyszała od strony drzwi. Drzwi które parę minut temu z pewnością zamykała. Nic sobie nie robiąc z tego faktu, stała przy nich Sincaba z zainteresowaniem rozglądając się po pokoju.
- No, lepiej się to prezentuje niż to gdzie nas zakwaterowali. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko ale Walter zaczął właśnie wymyślać wszystkim zajęcia i wolałam się zmyć zanim mnie zauważy.
- Po pierwsze, pukaj. Po drugie, łapki precz od zamka w moich drzwiach. Po trzecie, nie, nie mam nic przeciwko, żebyś chowała się tu przed Walterem. - Gwiazdka była bardziej rozbawiona, niż zirytowana, niespodziewanym włamem do jej komnaty. - Chociaż szczerze mówiąc planowałam raczej wybrać się na spacer po pałacu, niż bronić cię własną piersią przed musztrą.
- Pukać? Ale wtedy wiadomo, że ktoś jest za drzwiami. Dziwne pomysły miewasz. Cóż, każdy ma prawo do jakichś dziwactw - Sincaba zbyła cały pomysł machnięciem ręki - Ale z tym spacerem to się świetnie składa. Czy delegatka królowej Sereny nie potrzebuje przypadkiem eskorty? Też się chętnie rozejrzę, a Walter nie będzie się miał czego czepić.
- Eskorta nie zaszkodzi, chociaż myślałam raczej o jakimś miłym, miejscowym panu, który mógłby mnie oprowadzić. Ale to nawet lepiej, co dwie panie, to nie jedna - Abyssalka puściła Sincabie oko, kończąc wiązać ozdobną szarfę wokół bioder i sięgając po szczotkę do włosów. - Tylko bądź miła, jeśli kogoś takiego znajdziemy, jasne?
- Ależ ja zawsze jestem miła. No chyba, że akurat nie jestem, ale to przecież nieistotne - odparła Sincaba z wyraźnie udawanym oburzeniem - Dobra, nie mówić przymilającemu się pałacowemu ciapciakowi, gdzie sobie może wsadzić tą rękę i nie pomaganie mu w tym.
- O to, to! Wiesz, strasznie mi się podoba tutejsza architektura, a jeśli będziemy chodzić same, pewnie przegapimy połowę ładnych miejsc - uśmiechnęła się niewinnie Gwiazdka, w myślach przesyłając pozdrowienia tym wszystkim taumaturgom, którzy z całą pewnością obłożyli komnatę bogatą kolekcją podsłuchów. - No i w końcu jesteśmy gośćmi, wypadałoby okazać wdzięczność za tak miłe przyjęcie. - Ton dziewczyny był poważny i zupełnie niepasujący do łobuzerskiego uśmiechu. - Idziemy?
- A tak, tak. Architektura. Śliczna. - Z tonu odpowiedzi wyraźnie wiało brakiem zainteresowania tutejszą architekturą. - Chodźmy więc, może nam się poszczęści i na niezłą karczmę trafimy? - to mówiąc skierowała się do wyjścia z komnat. - Szybko wam ta audiencja poszła. Zawsze tak sprawnie działacie?
- Jego wysokość nie miał specjalnie dużo czasu, co zresztą nie powinno dziwić - zbyła Sincabę Gwiazdka. To nie było odpowiednie miejsce i czas na komentowanie wyników rozmów. - Obstawiamy, na co trafimy, jeśli pójdziemy w prawo?
- Jak dobrze pójdzie to.. - zabrzmiało jeszcze w pokoju nim rozmowę przerwał trzask zamykanych drzwi.
Tymczasem kawałek dalej w korytarzu rozległy się niemalże sceniczne szepty, a podniesione głosy dotarły do obu panien. Urwały sie jednak nim zawsze czujna Gwiazdka zdołała wyostrzyć swój słuch. Chwilę potem zza rogu wyszedł młody mężczyzna, jednak już nie młodzik. Miał złociste oczy i średniej długości czarne włosy sięgające ramion, ubierał się zaś w znacznie bogatszy i bardziej szykowny strój niż większość szlachty, jaką spotkali w Discordii. Widać było to bogatych haftach na koszuli i płaszczu, a także po kapeluszu ze wspaniałym piórem. U boku miał pięknie zdobioną szpadę.
Na widok Gwiazdki i Sincaby ukłonił się nisko, zamiatając kapeluszem.
- Witajcie drogie panie! Nie uwierzycie, jakiegoż przerażającego faktu byłem świadkiem! Nie wiem jak oni śmieli, wysłać takiego... szlachciurę... do towarzystwa pięknym damom. Pozwólcie, że ja, hrabia Norio Vells dotrzymam Wam towarzystwa. Jestem, jako i Wy szlachetne panie, gościem w pałacu Discordii.
Był to jeden z podniesionych głosów, jakie przed chwilą słychać było zza rogu. Na widok niespodziewanego towarzysza Gwiazdka uśmiechnęła się uroczo i dygnęła, jak przystało na dobrze wychowaną, młodą panienkę.
- Kitai Stella, szalenie miło mi pana poznać. Już się obawiałam, że nikt nie dotrzyma nam towarzystwa, a tu proszę! Życzenia same się spełniają.
- No. Biją się o zaszczyt potowarzyszenia. Witam, możesz mi mówić Sincaba - skineła w jego stronę, rozglądając się przy okazji czy nie pojawią się zaraz kolejni oprowadzacze.
- Zgodnie z życzeniem, panno Sincabo. Mademoiselle Stella, z przyjemnością dotrzymam paniom towarzystwa. Gdzież pragniecie się udać? Nie jestem może mieszkańcem stałym tych okolic, jednak przebywam już od miesiąca w gościnie i dobrze poznałem pałac i jego okolicę - stwierdził z szerokim uśmiechem, nakładając ponownie kapelusz.
- Znakomicie się składa! - Gwiazdka ucieszyła się wyraźnie. - Niedawno przybyłam z dalekiej północy i tutaj wszystko wydaje mi się raczej egzotyczne. Nigdy wcześniej nie byłam w Discordii, a skoro już tu jestem, z przyjemnością zapoznałabym się bliżej z tutejszymi zwyczajami, a także architekturą... To wyjątkowo piękny pałac. Orientuje się pan może, jak dawno został zbudowany? Przyznam, że nie poznałam aż tak dokładnie tutejszej historii...
- Oh, to stosunkowo młoda budowla, ma zaledwie jakieś trzysta lat. Musieli zbudować nowy pałac, gdy poprzedni spaliła babcia obecnie panującej królowej Sereny w czasie Wojny Ośmioletniej. Podobno była to jedna z bardziej krwawych bitew w historii sąsiadujących państw, z drugiej jednak strony stary pałac podobno i tak już się walił. Chociaż osobiście nie zachwycam się stylem, w jakim został zaprojektowany.
- Warto było wyjść na tą przechadzkę. Teraz już wiesz Stello aby do króla nie zagajać o architekturze. Jeszcze pomyśli, że te.. no.. aluzje robisz. - Sincaba wyszczerzyła się przy tym bezczelnie, a Gwiazdka przewróciła oczami. - Mimo niechęci do stylu zna pan tu chyba jednak jakieś interesujące, warte zwiedzenia lokacje hrabio?
- Ależ oczywiście, czyż inaczej zaproponowałbym swoje towarzystwo? Proszę jedynie o wskazówkę, co drogie panie interesuje - odpowiedział hrabia, wyraźnie zapraszając do rozmowy.
- Wszystko, oczywiście! - Uśmiech Gwiazdki chyba nie mógłby być szerszy. - Chociaż najbardziej chyba miejsca związane z historią tego kraju. Jak wspomniałam, nie znam jej dość dobrze, a naprawdę chciałabym pewne rzeczy... Zrozumieć - zakończyła z pewnym wahaniem w głosie. W gruncie rzeczy była to prawda, rzeczywiście wolałaby poznać bliżej i także od “drugiej strony” genezę konfliktu Harmonii i Discordii. Jeśli przy tym miły pan przewodnik, który z dużą dozą prawdopodobieństwa został do tej roli przez kogoś starannie wybrany, dojdzie do wniosku, że panienka Stella jest wielu rzeczy nieświadoma i łatwo ją urobić, tym lepiej.
- Cóż, nie powiem aby historia samego państwa interesowała mnie aż tak szczególnie - większą uwagę poświęcam raczej dziełom sztuki i pracom utalentowanych rzemieślników, jednak posiadam pewną wiedzę, którą chętnie posłużę pannom podczas spaceru. Proponuję zacząć zwiedzanie od sali balowej, czy odpowiada to drogim damom?
Sincaba wzruszyła ramionami.
- Mnie tam wszystko jedno, starczy, że będę miała Stellę na oku i doprowadzę z powrotem przed dziesiątą.
- Dla mnie brzmi fantastycznie! - zgodziła się Gwiazdka. - Oczywiście z wyjątkiem tej dziesiątej... - dodała, łypiąc ponuro na Sincabę. - I nie wspomniał pan chyba... Skąd pan przybywa, z daleka?
- Nie ukrywam, że miałem dość siedzącego trybu życia. Tyle czasu pływa człowiekowi na nudnych obowiązkach - postanowiłem więc wyruszyć w podróż, aby pókim w sile wieku poznać prawdziwy świat, a nie jedynie izolowane okolice mego majątku. Obecnie wędruję po Stu Królewstwach, zwiedzając poszczególne miejsca i style życia ich mieszkańców. Niedawno odwiedziłem Marukanich, jednak ich kultura nie odpowiada mojemu stylowi życia - choć to wspaniali wojownicy, ich trunki nie pasują memu podniebieniu, nie wytwarzają też zbyt wielu dzieł sztuki - chociaż powtórzę ponownie, nie można ich nie cenić za ich honor, odwagę i umiejętności bitewne. Nie znam innego równie bitnego narodu. Mieczem i łukiem posługują się wręcz z nadludzką precyzją... ale chyba nie jest to jednak temat, który pannę interesuje. Chodźmy do sali balowej, znajduje się w niej piękny kandelabr sprzed dwustu lat, wykonany w pracowni w Nexus.
- Więc nie tylko jest pan koneserem piękna, ale też znakomitych trunków? Słyszałam, że marukański kumys robi wręcz piorunujące wrażenie na osobach, które próbują go po raz pierwszy, ale obawiam się, że nie wiem o tym ludzie wiele więcej. Sądząc po tym, jaką wagę przykłada pan do tamtejszej sztuki wojennej, zapewne panu samemu nie jest ona obca? - Panienka Stella okazała uprzejme zainteresowanie, główną wagę wyraźnie jednak przywiązując do podziwiania okolicy.
- Odebrałem staranne wykształcenie, jednak znacznie większą wprawą wykazuję się w sztuce osobistej walki. Ostatecznie, gdy ktoś podróżuje tak jak ja - samotnie - musi umieć o siebie dbać. Spójrzcie proszę na ten obraz, namalował go Sir Sfergatti. Jest to jedno z jego nieco mniej znanych dzieł, jednak ten układ farby wyraźnie o tym świadczy. No i czyż ten zachód słońca nie jest pięknie oddany? (jest - przypis MG). Natomiast kumys... cóż, rzeczywiście jest to interesujący napój.
W miarę trwania przechadzki Sincaba z przerażeniem doszła do wniosku, że oni naprawdę mają zamiar cały czas przynudzać o krużgankach, salach balowych i obrazkach. Chociaż, przynajmniej jeśli chodzi o ten ostatni, przyjrzała mu się krytycznie, starając się ocenić ile to rzekomo piękne coś może być warte.
- Zaiste, piękny... Widać, że tutejsi władcy cenią sobie sztukę, temu miejscu blisko jest wręcz do galerii. Podejrzewam, że gdyby nie wydarzenia sprzed kilkuset lat, kolekcja byłaby znacznie bardziej imponująca... - powiedziała z żalem dziewczyna. - Czy też to dopiero ostatni władcy Discordii rozmiłowali się w pięknych przedmiotach?
- Na ile się orientuję, raczej dopiero nowy władca był zainteresowany sztuką - mam na myśli budowniczego tego pałacu. Poprzednia siedziba z opowieści miejscowych wyglądała raczej na klasyczną warownię bez walorów artystycznych, za to znacznie bardziej skuteczną w obronie. Natomiast ja nie spytałem, co sprowadza takie damy w odwiedziny w szykującym się do wojny państwie, jakim jest Discordia? To trochę nietypowy czas na wizyty, muszę przyznać - dodał z rozbrajającą szczerością.
Ta szczerość wydała się Gwiazdce na tyle podejrzana, że zdecydowała się użyć mocy, by wybadać stojące za słowami hrabiego intencje. Ku jej głębokiemu zdumieniu, za pytaniem nie kryła się żadna ukryta agenda. Arystokrata był zwyczajnie ciekawy. Abyssalka doszła do wniosku, że chyba zaczyna go lubić.
- Nietypowy? Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie. Nietypowe wydaje mi się raczej to, że w sąsiadujących ze sobą państwach w ostatnim czasie praktycznie nie utrzymywano kontaktów dyplomatycznych. Zdaję sobie sprawę, że w tej chwili jest późno na nadrabianie zaległości, jednak uważam, że warto przynajmniej spróbować. Jak już wspomniałam, przybyłam w te okolice niedawno. Zdaję sobie sprawę, że Harmonię i Discordię dzielą długie lata konfliktów, z mojego punktu widzenia jednak jest to zwyczajnie bezsensowne i destrukcyjne dla obu stron. Przed przyjazdem tutaj spodziewałam się wielu rzeczy. Niekoniecznie tego, że zobaczę dobrze zorganizowane, mądrze zarządzane państwo, z piękną stolicą i ludźmi, którym zapewne dobrze tu się żyje. Jestem przekonana, że tutejsze postrzeganie Harmonii również w dużej mierze opiera się na stereotypach i uprzedzeniach. Nie sądzę, żeby wojna mogła tu kogokolwiek uszczęśliwić. Nie w sytuacji, gdy zgodnie z moją oceną sił, będzie ona wyrównana, długa i wyniszczająca, a w dalszej okolicy również nie jest spokojnie.
- Wojna rzadko przynosi coś dobrego. Nie sądzę jednak, aby obecnej można było zaradzić. Natomiast czy jest panna pewna tego stosunku sił? Na dworze Discordii wszyscy są raczej pewni szybkiej, druzgoczącej wygranej - a przynajmniej sprawiają takie wrażenie. - w tym miejscu Norio zamyślił się na chwilę - W zasadzie też.. nie wiem czy nazwałbym mieszkańców bardzo szczęśliwymi. - dodał po chwili namysłu.
Panienka Stella popatrzyła na rozmówcę z zainteresowaniem.
- Nie nazwałby pan? - uniosła brwi. Tego typu informacje mogły okazać się bardzo cenne.
- Czy można nazwać szczęśliwymi ludzi żyjących w zmilitaryzowanym państwie według minutowego zegarka? Nie powiedziałbym. Takie życie jest może uporządkowane, bezpieczne i systematyczne, ale szczęśliwe? Nie sądzę.
Oczywiście Sincaba cały czas miała wszystko na oku i czujnie się rozglądała, ale też z wdzięcznością przyjęła zmianę tematu na mniej otępiającą. Przy tamtej trudo było nie odpłynąć.
- Wynikałoby z tego, że jednak niektóre stereotypy są prawdziwe. Bo dokładnie takie przekonanie o Discordii panuje u nas.- na twarzy pojawił jej się wyraz zniesmaczenia- I wątpię aby w takich okolicznościach ludność była szczęśliwa. Raczej wegetowała z dnia na dzień nie wiedząc, że może być lepiej. Cóż, zawsze trochę anarchistyczna byłam.
- Nie nazwałbym tego anarchią. Anarchia jest czymś, w co wierzą zazwyczaj ludzie dobrzy, lecz naiwni... oraz bandyci. Ludzie dobrzy, lecz naiwni nie rozumieją, że anarchia oznacza brak umowy społecznej, która ich chroni... zaś bandyci są za jej usunięciem. Z dość prostych i zrozumiałych powodów. Tu mówimy raczej o niechęci do zbytniej kontroli.
- No dlatego mówię, że trochę. Zresztą jak zwał, widzę, że rozumiesz o co mi chodzi.
- Ja też rozumiem. Nie jestem zwolenniczką rządów silnej ręki, ale mimo wszystko zapewne lepsze to, niż całkowity brak kontroli... Albo wojna właśnie. I co jest w tamtym skrzydle? - Gwiazdka zmieniła temat, odwracając się w stronę ciężkich, bogato zdobionych drzwi, przed którymi stało aż czterech strażników.
- Skarbiec królewski, a przynajmniej ten oficjalny. Tak naprawdę nie ma w nim nic ciekawego do zobaczenia, chodźmy dalej. W tamtą stronę znajduje się sala biesiadna, słynna już wśród szlachty obydwu sąsiadujących krajów. Ma też wspaniałe rzeźby.
- Niezbyt efektywny system, jeśli wszyscy wiedzą, że to tylko oficjalny skarbiec.
- Nie wszyscy. Niewiele osób ma wstęp do środka, więc też większość ludzi sądzi zapewne, że właśnie tu znajdują się najważniejsze dobra królestwa... czy też może wierzą w sterty sztab złota sięgających sufitu. Cóż, romantyzm to piękna rzecz.
- Musi być pan bardzo znaczącym i godnym zaufania gościem, skoro wie pan, co jest do zobaczenia w królewskim skarbcu - powiedziała Gwiazdka z podziwem w głosie.
- Pozycja hrabiego nie szkodzi. Jednak przede wszystkim wystarczyło po prostu popytać odpowiednich ludzi, aby uzyskać możliwość zajrzenia do niego. Szkoda jednak, że mój wysiłek okazał się zmarnowany... cóż, prawdziwie wartościowe dzieła władca przechowuje w innym miejscu.
- Do nich też udało się panu dotrzeć? - Gwiazdka nie musiała teraz udawać ciekawości. Rozmówca miał naprawdę interesujące możliwości.
- Jeszcze nie - odpowiedział z uśmiechem hrabia - ale nie poddałem się jeszcze w swoich wysiłkach - dodał z lekkim śmiechem - a oto i sala biesiadna, czy też jadalnia dla stu osób, jeśli panie wolą.
-Życzę powodzenia, w staraniach, dobrze mieć hobby. Mam nadzieję, że chociaż jadalnie nie dzielą się tu na oficjalne i prawdziwe? -wtrąciła Sincaba.
- Fałszywa jadalnia, fałszywa sala balowa i fałszywe bale? - zachichotała panienka Stella. - Swoją drogą, raczej nie spodziewałabym się po mocno zmilitaryzowanym państwie zbyt wielu atrakcji towarzyskich. Czy też się mylę?
- Nie wiem do końca, może mają tutaj jakieś festiwale - jednak jestem zbyt krótko, aby wziąć w jakimś udział. Natomiast działa w mieście teatr, chociaż nie na najwyższym poziomie - daleko mu do chociażby tego, co można zobaczyć w Greyfalls.
- O, teatr! A orientuje pan się może, co i kiedy grają? - Gwiazdka nie była wielką fanką teatru, ale przy okazji spektaklu można byłoby zawrzeć parę nowych znajomości.
- Obecnie tragedię w trzech aktach, o biednych mieszkańcach Harmonii cierpiących pod uciskiem Smoczokrwistych, wybawionych przez uczciwe i pełne zrozumienia wojska Discordii. Nie miałem jednak czasu i khem, ochoty na podziwianie tego niewątpliwego arcydzieła propagandy. Jednak efekty specjalne są podobno w porządku.
- A to nawet może być niezła komedia z pewnego punktu widzenia. Myśli hrabia, że by ich gromki śmiech w trakcie spektaklu oburzył?
- Przeszkadzanie w spektaklu jest w Discordii karane grzywną, zaś recydywa batożeniem. Przypuszczam, że gromki śmiech podszedłby od razu pod recydywę, a biorąc pod uwage przedstawienie także pod zdradę państwową.
- Zaiste, kraj porządku, bezpieczeństwa i szczęśliwości - padło podsumowanie systemu prawnego Discordii.
- W zasadzie podobno nalegała na to społeczność, gdyż jakieś pięćdziesiąt lat temu był tu jakiś margrabia lubujący się w sprowadzanych z południa orzechach. Bardzo chrupiących.
- Orzechach? - spytała wyraźnie ożywiona Sincaba - wiadomo może jaki gatunek? Z pewnością biurokracja zanotowała tak ważny szczegół.
- Być może, jednak nie przeglądałem kronik sądowych. Spójrzcie proszę - przed nami statua Ortiana Zamyślonego, projektanta obecnego pałacu.
- Pałac musiał być zapewne dziełem jego życia... Chociaż osobiście uważam, że stawianie swojej statuły zamiast podpisu to lekka przesada. Megalomania, jak rozumiem, karana batożeniem jeszcze nie jest? - zażartowała Gwiazdka.
- Prawdopodobnie zależy to od tego, kto sie jej dopuszcza - odpowiedział z przesadną powagą Norio.
- To bardzo bezpieczne założenie. W przeciwnym przypadku chyba byłoby dość niezręcznie, gdyby taka przypadłość przytrafiła się komuś... ważnemu - zgodziła się Gwiazdka. Jej ton był poważny, ale w oczach zatańczyły wesołe ogniki.
- Oczywiście - odpowiedział hrabia, również z uśmiechem.
- Podejrzewam, że nadmierna ciekawość również nie jest specjalnie mile widziana? - To było oczywiste, ale Gwiazdka zastanawiała się, czy może jednak udałoby się wyciągnąć jakieś bardziej użyteczne informacje.
- Dyskutowałbym. Ciekawość jest cnotą prowadzącą do awansów tych, którzy potrafią poprzeć ją innymi umiejętnościami. Jednakże, również zgubą dla tych, którzy mają jej w nadmiarze przy niedostatku innych zdolności. Oni rzeczywiście kończą marnie, więc można ją wówczas uznać za zbrodnię.
Gwiazdka roześmiała się.
- Trafna odpowiedź, szlachetny panie. Trafna i zapewne prawdziwa. Cóż, pozostaje mi pogodzić się z faktem, że straszliwie ciekawska posłanka nie zaspokoi tu ciekawości, jeśli sama o to nie zadba. A przyznam, że jest trochę kwestii, które mnie nurtują... Chociażby to, o czym wspomniał pan wcześniej. Naprawdę jest pan aż tak pewien, że Harmonia nie ma szans w walce z Discordią? Owszem, wszyscy słyszeliśmy, co twierdzą władze, jednak ja również mogę twierdzić, i twierdzę, wiele różnych rzeczy. Ktoś widział te słynne zbroje i machiny na własne oczy, czy to wciąż ściśle tajne, jeśli nie liczyć słów?
- Cóż, parada około pięćdziesięciu sztuk zbroi i jednego bojowego Warstidera przeszła niedawno ulicami miasta, pozostałe zaś są zamknięte... gdzieś. Zapewne w tajnym ośrodku wojskowym na obrzeżach stolicy, podobno są tam odpowiednie warsztaty przystosowane do utrzymywania takiego sprzętu w gotowości. Ponoć posiadają jeszcze drugie tyle zbroi i ze dwa-trzy mechy więcej, ale mówiąc wprost - nie planowałem raczej brać udziału w regularnej wojnie, szczególnie, gdy - nic nie odmawiając pannie - nie widzę tak naprawdę, aby którekolwiek państwo miało tu coś, co nazwałbym monopolem na prawdę, czy też racją absolutną.
- A szkoda, inaczej życie byłoby prostsze, nieprawdaż? - dziewczyna spochmurniała na krótką chwilę. - Zresztą jako osoba przyjezdna i z nikim niezwiązana, ma pan ten komfort, że może pozostać bezstronnym obserwatorem... A dlaczego nie pójdziemy w prawo? Wydaje mi się, że tam jeszcze nie byliśmy - zmieniła temat, powracając do luźniejszego i bardziej beztroskiego tonu.
- Życie byłoby znacznie prostsze, gdyby dobro i zło były jasno zdefiniowane, prawda? Niestety, sam nie spotkałem się jeszcze chyba nigdy z czystą bielą, ani czernią. Ale też... może prostsze, czy jednak równie ciekawe? Nie wiem czy moim pragnieniem byłoby żyć w idealnie stabilnym świecie. Mam w sobie zbyt wiele z podróżnika, obieżyświata czy też awanturnika... wolę jednak ciekawe, niż spokojne czasy. - odpowiedział pół poważnym tonem Norio.
- O to to - przytaknęła milcząca od dłuższej chwili Sincaba - idealny spokój i stabilność są po prostu nudne i prowadzą do zastoju. Po za tym w takim świecie nie byłoby narwanych dyplomatek do pilnowania - dodała rzucając uśmieszek w stronę Gwiazdki.
- W takim razie życzę panu, żeby życie zawsze było ciekawe, a pan nigdy nie zmienił zdania - panienka Stella uśmiechnęła się uroczo. Sama lubiła, kiedy coś się działo, z drugiej jednak strony... Z tej drugiej strony “ciekawe” wydarzenia miały znacznie więcej cieni, niż radosne awanturnicze przygody w książkach dla młodych arystokratów. Była gotowa się założyć, że całkiem sporo z tych osób, które tęskniły za “ciekawymi czasami”, nie do końca zdawało sobie sprawę, o co proszą. - To portret któregoś z przodków obecnego władcy? - zapytała, zerkając na obraz postawnego mężczyzny o surowym spojrzeniu. Wciąż jednak jej wzrok przyciągało bardziej przejście w stronę skrzydła pałacu, które rozmówca zdawał się starannie omijać.
- Na ile się orientuję, pradziadka. Ocalony z poprzedniego pałacu. Co do tamtych okolic - nie polecałbym wycieczek do nich biorąc pod uwagę panny przynależność. To miejsce prywatnego zamieszkania władcy i najwyższych urzędników, zaś wizyta tam panny bez zaproszenia mogłaby by być źle odebrana. I o ile mógłbym wziąć odpowiedzialność na siebie... cóż, zawsze może dojść do dyplomatycznego skandalu względnie obojętnego dla mojej osoby, ale mniej przyjemnego dla panny i Harmonii, którą jest przez pannę reprezentowana.
- Oczywiście. Dlatego właśnie miałam nadzieję, że ktoś znający pałac zechce mi towarzyszyć. Sama mogłabym niechcący popełnić jakieś straszliwe faux pas - Gwiazdka uśmiechnęła się z wdzięcznością, jednocześnie zastanawiając się, czy woli nocną wycieczkę do prywatnych kwater dostojników, czy raczej poszukiwania “tajnej bazy wojskowej”.
„Bo my faux pasy popełniamy celowo a nie przypadkowo”, dokończyła jej wypowiedź w myślach Sincaba.
- Nie wiem jednakże co więcej w pałacu można by pokazać - uśmiechnął się Vells. - Czy pragną panie obejrzeć również miasto?
Gwiazdka chętnie przystała na propozycję. Hrabia był sympatycznym towarzystwem, a co najważniejsze - najwyraźniej również sporo wiedział. Zaskakująco wręcz dużo, jak na osobę przyjezdną.
- Cóż więc należy pokazać - oto rynek, który jak widać zapełniony jest potężną ilością przyjezdnych kupców i ich kramami, jako że akurat mamy dzień targowy. |
_________________
|
|
|
|
|
Sehtal
Dołączył: 03 Gru 2010 Skąd: Stąd Status: offline
|
Wysłany: 05-01-2013, 01:59
|
|
|
Ciąg dalszy wyżej wspomnianych zdarzeń
Po wyjściu z pałacu nawet nieuważny obserwator spostrzegłby, że Sincaba wyraźnie ożyła - Dużo lepiej. Bez obrazy ale czuję się dosyć skrępowana w pałacu, wśród tych wszystkich ugrzecznionych przyd... - przerwała zerkając w stronę Stelli - ups. Miałam być grzeczna. No, po prostu lepiej się czuję tutaj.
Po tych słowach powiodła spojrzeniem po kramach, tłamsząc swoje odruchy kolekcjonerskie
- Choć akurat jeśli o targ chodzi to nie sądzę aby tutejszy różnił się czymś specjalnie od tego w domu. Nie dzieli nas znowu aż tak duża odległość w końcu. Z pewnością są w mieście jakieś uwagi lokacje w mieście, hrabio. Od tej wizyty podczas której poprzedni pałac wziął spłonął jednak już trochę czasu mineło.
- Z innych opcji mamy również gmach sukiennic, chociaż obecnie jest to bardziej miejsce w którym handlują zamożniejsi kupcy różnych branż, coś w rodzaju galerii sztuki, teatr... .świątynię lokalnego boga, no i oczywiście gmach sprawiedliwości. To ostatnie miejce nie do końca nadaje się do zwiedzania, jednak ma ciekawą architekturę.
- Gmach sprawiedliwości? Ma pan na myśli coś w rodzaju sądu? - zainteresowała się Gwiazdka. Ona sama wolałaby zacząć od świątyni, ale Johann z całą pewnością byłby zainteresowany.
- Sądu, policji, prokuratury... całość tego procesu ma swoje miejsce w tym budynku. Poniżej niego zaś ciągną się miejsca finałowe, czyli więzienia.
- Czy to nie wpływa na bezstronność sądu, mieć prokuraturę w tak bliskim kontakcie? -spytała niewinnie Sincaba.
- Po tym wszystkim, co usłyszałam o Discordii, już byłam gotowa przypuszczać, że więzienia nie są potrzebne, gdyż ulubionym sposobem radzenia sobie z przestępczością jest szafot. - Do gwiazdkowej listy miejsc, w które należałoby się udać, właśnie dopisane zostało kolejne, ale dziewczyna nie zamierzała dać po sobie poznać, że wiadomość o lokalizacji więzienia uznała za bardzo cenną informację.
- Muszę przyznać, że panienka musi mieć... złe doświadczenia. Niewielu znanych mi ludzi łączy obecność kary chłosty z powszechnymi egzekucjami... a w zasadzie wielu innych kar nie omawialiśmy. Discordia ma dość drakoński, jednak dobrze sprecyzowany system prawny z jasno sformułowanymi wykroczeniami i karami za nie. Powiedziałbym, że to to duży postęp w stosunku do praw tradycyjnych, wierzeniowych czy im podobnych. Chociaż nie ukrywam, że długotrwałą karę więzienia uważam osobiście za raczej najgorszą możliwą.
- Chodziło mi raczej o uwagi na temat dyktatury wojskowej... A świątynia? W zasadzie nie wiem nawet, które z bóstw jest patronem Discordii.
- Nie jestem zbyt obeznany w kwestii wierzeń i bóstw opiekuńczych, jednak powszechnie wyznaje się w Discordii męską wersję boginii wojny Stu Królestw, Suwariko. Czczą ją pod imieniem Suwarikon, Potrząsający Włócznią, ale nie wiem zupełnie co skłoniło ich do takiej zmiany, szczególnie że ryzykowali jej gniewem. Jej... czy też raczej jemu - poświecona jest właśnie ta świątynia. Niezbyt ciekawa zresztą mówiąc szczerze, nie licząc może samego ołtarza... jest w niego wbita złocista włócznia, którą legendy nazywają włócznią Suwariko, daną kiedyś w darze “Złocistemu Wybrańcowi, który stał na czele Smoków”. Włócznia jest podobno niemożliwa do wyciągnięcia, a do tego niezniszczalna.
- Przyznam, że również nie rozumiem, po co ryzykować obrazą bóstwa opiekuńczego... Zwłaszcza, gdy jest to bóstwo związane z wojną, a jest ona ważnym aspektem polityki państwa. Ale włócznię chętnie bym obejrzała! Czy słusznie przypuszczam, że co jakiś czas ktoś próbuje ją wyciągnąć, licząc na to, ze zostanie wybrańcem bogi... boga?
- To nikt nie pomyślał aby ją z tego ołtarza wykuć? Nie powiecie chyba, że wszyscy jak głupi napinali się starając się ją z kamienia wyszarpać? Choć z drugiej strony, taki napinający się, oczywiście przystojny, pretendent. Pot spływający po... - wyraźnie rozmażyła się Sincaba - ekhem.. No, nieważne. Pewnie i tak mają jakiś paragraf na logiczne rozwiązywanie sprawy relikwii.
- To co, idziemy obejrzeć świątynię i gmach sprawiedliwości, a potem ty wybierasz? - zaproponowała Sincabie Gwiazdka.
- Jak najbardziej, chcę usłyszeć co kapłani powiedzą jak im wykucie tej włóczni zaproponuję - odparła Sincaba podejrzanie niewinnym tonem.
- Zapewne to, że ktoś już próbował - Abyssalka obstawiała, że jej towarzyszka nie była jedyną osobą, która kombinuje, jak obchodzić ograniczenia.
- Wykuć włócznię z kamienia? Ciekawy pomysł, jeśli ktoś naprawdę lubi się męczyć i nic z tego potem nie mieć... proszę za mną, poprowadzę.
<insert travel montage>
- A oto świątynia Suwarikona. Proszę, panny przodem, uważajcie tylko na stopień i ostrza włóczni zdobiące poręcze.
- Widzę, że włócznie to stały motyw w tej świątyni - skomentowała Sincaba wchodząc do środka razem z Gwiazdką. Rozglądała się przy tym notując odruchowo co bardziej cennie wyglądające części wyposażenia. Świątynia nie była bogato zdobiona, chociaż wyeksponowane w niej były wiele warte dary wotywne - przede wszystkim piękna broń i pancerze, ale także stylizowana biżuteria. Ściany były obłożone brązowymi tarczami, na której każdej wyryto sceny bitew, zaś centralne miejsce w świątyni zajmował ołtarz z wbitą w niego włócznią.
W świątynii było około dwudziestu osób, w tym dwóch kapłanów zajętych polerowaniem tarcz.
- A co się dzieje z wcześniejszymi darami? To są dosyć gabarytowe rzeczy, aby je trzymać na dłużej, a palenie mieczy lub zbroi w ofierze chyba nie do końca wychodzi.
Gwiazdka rzuciła hrabiemu przepraszające spojrzenie, ale na odpowiedź czekała z dość dużą ciekawością. Na miejscu bogini wojny raczej wolałaby, żeby dary zostały zagospodarowane w jakiś bardziej praktyczny sposób i zapewne tak było - ale interesowała ją głównie reakcja arystokraty (oraz obserwujących ich po cichu kapłanów) na pytania Lunarki.
- Mówiąc szczerze, nie wnikałem w to specjalnie. Być może mają jakieś korytarze pod świątynią? Moje studia kulturowe nie są aż tak zaawansowane i bogate w szczegóły.
- To chodźmy spytać któregoś kapłana. Z pewnością będą zachwyceni mogąc odpowiedzieć.
- Ależ proszę, droga pani. Ja zaczekam chwilę, jestem akurat zainteresowany tą zbroją. Te ryty są wykonane niezwykle ciekawą techniką.
- Myślałabym, że hrabia będzie zainteresowany takimi szczegółami. No, ale nic straconego - Sincaba stojąc koło hrabiego w sposób sugerujący, że przyszli tu razem zaczeła energicznie machać w stronę kapłana - Juhuu! Przepraszam bardzo, ale mam parę pytań!
Gwiazdka, która chwilę wcześniej zostawiła hrabiego na pastwę Sincaby i jej kolejnych pytań, podeszła do ołtarza, dzierżąc w dłoni zakupiony po drodze sztylet - piękny i bogato zdobiony granatami, ale jednocześnie ostry i świetnie wyważony. Pokłoniła się nisko, kładąc sztylet w miejscu wyraźnie przeznaczonym na dary dla Suwarikona, Potrząsającego Włócznią.
- Suwarikonie, Potrząsający Włócznią. Suwariko, Włócznio Huczących Wodospadów - powiedziała cicho. Na tyle cicho, by mieć podejrzenia graniczace z pewnością, że nikt z obecnych nie słyszy jej słow. - Przyjmij proszę moje pozdrowienia z podróży oraz ten skromny dar jako podarunek, w zastępstwie tradycyjnego liściku. W razie, gdybyś była ciekawa wyników poselstwa, wycieczka jest jak na razie równie przyjemna, co bezproduktywna. Pogoda piękna, jedzenie pyszne i chyba nawet nie zatrute, a władcy Discordii dumni i nieprzejednani, tak jak przypuszczaliśmy. Wszystko wskazuje na to, Prowadząca Wojny, że najbliższe czasy okażą się ciekawe, a twoje wpływy jeszcze potężniejsze... Choć nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Przy okazji, interesujący pomysł z włócznią - przyznam, że ciekawa jestem, kogo zdecydujesz się kiedyś obdarzyć swoją łaską. Nie zapomnij proszę obejrzeć wtedy min tutejszych kapłanów, z pewnością będą bezcenne. Bądź pozdrowiona, Bogini Rzeki.
Dziewczyna pochylała się przed ołtarzem zaledwie przez kilka chwil, ale to wystarczyło, by zachowanie Sincaby wywołało w świątyni małe zamieszanie.
Tymczasem hrabia spokojnym, ale zdecydowanie szybkim krokiem odsunał się od zaskoczonej jego reakcją Sincaby, kierując się nonszalancko ku Gwiazdce.
- Przepraszam pannę, ale panny ochrona niestety doprowadziła chyba do pewnych problemów - i chyba za chwilę nas stąd wyrzucą w niedelikatny sposób - wiara w Suwarikona nakazuje od lat wyganiać osoby naruszające porządek bykowcami.
- Proszę wybaczyć, i tak już miałam wychodzić - westchnęła w odpowiedzi panienka Stella, kierując się w stronę towarzyszki, do której właśnie szybkim, żołnierskim krokiem zmierzało kilku kapłanów. - Sincaba. Natychmiast. Wyjdź - syknęła.
- Cóż, skoro nalegasz. Nie wiem co prawda o co całe to zamieszanie. Jakoś mi bóg wojny do cichych kontemplacji nie pasuje - powiedziawszy to wyszła na zewnątrz i przysiadła na murku, doskonale widoczna przez drzwi wejściowe z wyraźnym zamiarem nie znikania wszystkim z oczu. Gwiazdka tymczasem zwróciła się do kapłanów, kłaniając się nisko.
- Najmocniej przepraszam za zachowanie mojej towarzyszki. Proszę wybaczyć zamieszanie, nie wszyscy przyjezdni znają panujące tu zwyczaje. Mogę jedynie zapewnić, że z całą pewnością nie miała ona na celu okazania braku szacunku wobec Potrząsającego Włócznią.
Kapłani powolnymi ruchami ukryli solidne bicze w szerokich rękawach szat, po czym ukłonili się, powracając do swoich zajęć. Abyssalka pokłoniła się raz jeszcze i opuściła świątynię, dołączając do Sincaby na zewnątrz.
- Teraz ty wybierasz, co zwiedzamy - stwierdziła. Skoro Lunarce aż tak się nudziło, należało jej się coś interesującego z jej punktu widzenia.
- To myślę, że najwyższy czas trochę prawdziwej lokalnej kultury skosztować. - Sincaba zdawała się wcale nie przejmować sytuację którą przed chwilą wywołała - Piwo, nieprzyzwoite piosenki, może trochę hazardu. Co ty na to?
- Jeśli tylko nasz przewodnik nie będzie miał nic przeciwko, to czemu nie? - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Obawiam się, że nie znam miejsca oferującego wszystkie trzy atrakcje na dobrym poziomie - hrabia uśmiechnął się lekko - proponuję zatem maksymalizację opcji “piwo” i “hazard” z ograniczeniem “sprośnych piosenek”,
- Niech będzie, znajcie moje poświęcenie.
- Sprośne piosenki na pewno uda ci się jakoś nadrobić - pocieszyła Gwiazdkę Sincaba. - A ja również chętnie spędzę trochę czasu w mocno nieformalnej atmosferze. Byle nie za długo, nie mamy w końcu nieograniczonych funduszy reprezentacyjnych - roześmiała się.
- Dobrze więc, ruszajmy po to piwo i hazard. Resztę zorganizujemy samodzielnie. Proszę prowadzić panie hrabio, na pewno znacie jakieś porządne lokale.
- Jestem całkowiecie pewien, że organizacja piosenek we własnym zakresie może nie spotkać się z zadowoleniem miejscowej orkiestry, dlatego też lepiej byłoby się z nią... wstrzymać - uśmiechnął się hrabia, wskazując kierunek - proszę ze mną, drogie panie.
Wkrótce potem grupa dotarła do dużego salonu gier hazardowych, wyraźnie wysokiej klasy. Hrabia z uśmiechem wprowadził obie panie do wykwintnie urządzonej głównej sali, wypełnionej złoceniami, pieknymi kobietami, nieco mniej pięknymi panami, a także wieloma stołami do gry. W powietrzu unosiła się szybka, ale dobrej klasy muzyka.
- Zapraszam do zabawy, drogie panie - uśmiechnął się hrabia - osobiście planuję zagrać kilka rund pokera, zaś zakończyć dobrą grą gateway, jako że jest to jeden z nielicznych przybytków, w którym można oddać się tej rozrywce za pieniądze. Oczywiście, jednej z prostszych wersji. Co planują drogie damy?
- Poker brzmi świetnie! - ucieszyła się Gwiazdka. - Również chętnie rozegram kilka partii i zdam się na łut szczęścia. W sumie mogę również potowarzyszyć panu przy gateway, choć podejrzewam, że zostanę sromotnie ograna.
O tak, już jakiś czas nie grałam - przytakneła Sincaba - zresztą tu też o dobrą zabawę chodzi a nie tylko wygraną, prawda?
To powiedziawszy obie skierowały się do najbliższej ofiar.. stołu.
Gra trwala już dobrą chwilę, jednak wynik szybko się ustalił. Nikt z trójki przybyszów nie przegrał ani razu do krupiera, Gwiazdka i Sincaba wygrywały naprzemian, hrabia zaś z czarującym uśmiechem przegrywał do nich całkiem ładne sumy, podnosząc przy tym stawkę.
Gwiazdka przez kilka pierwszych kolejek całkiem nieźle się bawiła - biedny krupier dawał się kompletnie ogrywać, Sincaba grała zaskakujaco dobrze, a hrabia... Cóż, hrabia wyraźnie stawał na wysokości zadania, próbując uprzyjemnić paniom popołudnie i zafundować im oprócz rozrywki także duże zakupy. To było całkiem zabawne! Dziewczyna jednak szybko uznała, że co za dużo, to niezdrowo. Nie chciała zbyt bardzo obciążać kieszeni arystokraty (nawet, jeśli zdawała się być nieźle wypchana), nie było jej również na rękę zwracać na ich grupę zbyt dużej uwagi właścicieli kasyna. Dlatego też w pewnym momencie postawiła większość wygranej, planując przegrać ją z Sincabą (a niech się cieszy!) i wycofać się z rozgrywki, pozostawiając sobie niewiele więcej gotówki, niż ta, z którą przyszła. Przed wyłożeniem kart upewniła się, że Sincaba właśnie wpatruje się w karty i mrugnęła do hrabiego - krótko, niemal niedostrzegalnie.
Sincaba bawiła się nawet lepiej od Gwiazdki. Co prawda szkoda, że nie było tych nieprzyzwoitych piosenek ale reszta faktycznie nadrabiała. Całkiem dobre piwo, krupier oferma, naprawdę kto go tu posadził, biedak wyglądał na coraz bardziej załamanego. No i oczywiście Gwiazdka i hrabia grali na całkiem przyzwoitym poziomie. Co prawda hrabia zdawał się sądzić, że podkładając się Gwiazdce się jej przymili.. w sumie ciekawe jaki był jego prawdziwy poziom, podkładał się całkiem zręcznie. No nic, co prawda mówiła, że wygrana nie jest najważniejsza ale zawsze fajnie, należało wydoić ile się da zanim podmienią krupiera na umiejącego zręcznie oszukiwać. A sądząc po sumach była to pewnie nieodległa perspektywa.
W ostatecznym wyniku obydwie panie zarobiły całkiem ładną sumę, szczególnie Sincaba. Gra została zakończona, a biedny krupier pożegnał ich z prawdziwą przyjemnością - pozbycie się takich grających było stanowczo opłacalne. Odchodząca Sincaba dobiła go posyłając mu całuska i tekst, że musi jeszcze u niego koniecznie zagrać.
- Gratulacje! - Gwiazdka klepnęła Sincabę po plecach, kiedy odchodzili od stołu. - Ślicznie wymiotłaś!
- Dzięki - Sincaba wyglądała na wyraźnie weselszą niż przed paroma godzinami - też sobie dobrze radziłaś. Jak mu mówiłam, muszę wrócić. To mój nowy szczęśliwy krupier.
- Jestem głęboko przekonana, że już za tobą tęskni - roześmiała się Abyssalka. - Ale nie pastw się nad nim za bardzo, na pewno inni też chcieliby cię poznać. Gateway, panie Vells?-- zwróciła się do hrabiego. - Chciałabym zobaczyć, jak dla odmiany to pan zgarnia wszystko.
- Proszę nie przeceniać moich możliwości - uśmiechnął się hrabia, podchodząc do przygotowanych miejsc do gry.
- Niemniej, też chętnie popatrzę. Nigdy w to nie grałam, choć słyszałam, że rozgrywki potrafią być bardzo emocjonujące - co prawda z tego co Lunarka faktycznie słyszała o Gateway zapowiadała się nuda ale w tej chwili była zdolna do odrobiny wspaniałomyślności wobec źródła części swojej świeżej wygranej.
Hrabia stosował zapewne pewną fałszywą skromność, bowiem pierwsza rozgrywka zakończyła się jego wygraną w ośmiu ruchach. Kolejne gry nie były tak imponujące - zapewne przeciwnik uznał, że lepiej nie podpuszczać przeciwnika i namawiać go do stawiania wyższych stawek... gdyż samemu kasynu opłacały się stawki jak najniższe. Gwiazdka również postanowiła zagrać, w tych kolejkach, kiedy hrabia robił sobie przerwę - w ten sposób oboje mogli obserwować grę tego drugiego i dopingować. Kiedyś nie przepadała za tą grą, gdyż trudno było jej znaleźć cierpliwość do zastanawiania się nad każdym ruchem. Ale po tym, jak zmuszona była spędzić całkiem sporo czasu na uczeniu się podstaw sztuki wojennej, Abyssalka z pewnym zdumieniem odkryła, że Gateway zaczęło sprawiać jej przyjemność - nawet, jeśli Płomień bił ją w nim na głowę. O ile jednak była dość pewna swoich umiejętności wpływania na ludzi podczas gry w pokera, uważała się za dość przeciętną graczkę w gateway. Dlatego z dość dużym zadowoleniem przyjęła fakt, że póki co wygrywała dość wyraźnie.
- Zechce panna zagrać grę ze mną? - uśmiechnął się hrabia - wydaje mi się, że czas przerwać na chwilę to pasm zwycięstw, zanim nas poproszą o wyjście z kasyna - dodał ze śmiechem.
- Z przyjemnością! - odwzajemniła uśmiech dziewczyna. - Dziwnie się trochę czuję z ta serią zwycięstw, to rzeczywiście najwyższy czas na większe wyzwanie.
- Mnie byś na pewno pokonała, głównie dlatego nie gram. - Sincaba niby obserwowała ich partie ale dosyć szybko skupiła się bardziej na przeliczaniu swoich zarobków - Z pewnością może się to niektórym podobać ale nie do końca czuję tą grę.
Sincaba zdążyła przeliczyć całą swoją wygraną. Raz. Drugi raz. trzeci raz... W tym czasie wokół grających zdążył się zebrać spory tłumek, który chwilowo przerzucił się z hazardu na zakłady, kto wygra. Obstawiano mniej-więcej po równo, w końcu obaj gracze nie przegrali dotychczas żadnej partii - tak przynajmniej oszacowała Sincaba, gdyż zarówno panna Stella, jak i hrabia Vells byli zbyt skupieni na grze, by analizować proporcje zakładów. O ile do tej pory wygrane przychodziły im względnie łatwo, teraz widać było, że przy planszy spotkali się godni przeciwnicy. W miarę, jak kolejne figury, pionki i żetony opuszczały planszę i siły obojga graczy topniały, kolejne ruchy zaczynało dzielić coraz więcej czasu, coraz mniej było za to luźnej konwersacji, którą na poczatku rozgrywki prowadzili ze sobą gracze. Przez ostatni kwadrans rozgrywki nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, całkowicie poświęcając uwagę skomplikowanym układom na planszy. Prawie do samego końca trudno było określić, kto właściwie ma przewagę - resztki sił obojga graczy usiłowały okrążyć się nawzajem i gdy ostatecznie hrabiemu udało się osaczyć resztki gwiazdkowej armii, ta część widzów, która postawiła na Norio, wyraźnie odetchnęła z ulgą, podczas gdy inni krzywili się, mamrocząc pod nosem o pechu.
Gwiazdka, która podczas kilku ostatnich ruchów nieświadomie przygryzała wargę i marszczyła brwi, widząc zwycięstwo hrabiego uśmiechnęła się promiennie. Nie ulegało wątpliwości, że uśmiech był całkowicie szczery, gdyż oczy dziewczyny śmiały się wyraźnie i błyszczała w nich satysfakcja.
- Dziękuję za grę, hrabio, i gratuluję wygranej. To zaszczyt przegrać z tak znakomitym przeciwnikiem - powiedziała panna Stella, pochylając z szacunkiem głowę.
- Gra z panna jest prawdziwą przyjemnością - powiedział hrabia z uśmiechem, również skłaniając głowę - proszę mi jednak wybaczyć, powinniśmy jednak wracać do pałacu, wkrótce bowiem zamknięte zostaną bramy. Podobno do pałacu została dostarczona jakaś wiadomość, w związku z którą dzisiaj podwajają straże i co więcej, zamykają go starannie przed gośćmi z zewnątrz.
- Wiadomość? - Gwiazdka już miała odpowiedzieć, że zamykanie bram na noc to jak na jej gust nadmiar ostrożności, ale ostatnie zdanie wypowiedziane przez hrabiego bardzo ją zaciekawiło.
- Podobno ktoś groził włamaniem, czy czymś podobnym - odpowiedział hrabia - mi jednak nikt z pałacu nie przekazał dokładnych informacji na ten temat. Chyba jednak obawiają się tego i nie traktują jak głupi żart - dodał ze śmiechem - skoro podwoili straże.
Sincaba wkrótce po rozpoczęciu rozgrywki Gwiazdki z hrabią wycofała się w bardziej interesujące rejony kasyna. Teraz wracając do nich usłyszała ostatnią wypowiedź, i wcale nie była nią zachwycona. Co za kretyn grozi włamaniem zamiast to po prostu zrobić?
Dziewczyna roześmiała się i z niedowierzaniem potrząsnęła głową.
- Aż tak łatwo zastraszyć pałacowe straże? Czy może już wcześniej komuś udało się ich zaskoczyć? - zapytała, jednocześniej notując sobie w myślach, że chyba powinna porozmawiać z towarzyszami podróży. Wprawdzie żadne z nich nie chwaliło się karierą włamywacza, ale w końcu nie znała pełni możliwości Waltera, Sincaby i Cyrie.
- Szczerze mówiąc, podobno ma ich odwiedzić jakaś sława, która wysyła listownie zawiadomienia przed włamaniem - ale jak mówię, wyraźnie rozmowa o tym jest niemile widziana na dworze, przeto mi, jako obcemu, w ogóle nie chcieli o tym mówić niemalże.
- Listowne zawiadomienie? To jakiś miejscowy zwyczaj, czy znak rozpoznawczy tejże sławy? Obawiam się, że wieści o niej jeszcze do mnie nie dotarły, a przyznam, że jestem... ciekawa - dziewczyna popatrzyła na rozmówcę wyczekująco, wyraźnie zainteresowana większą ilością informacji o tajemniczym włamywaczu.
- Cóż, do tej pory nikt mi tej sławy nie przedstawił - stwierdził z nieudawanym żalem hrabia - z tego co jednak wiem, jest to owszem jej zwyczaj.
- O, wreszcie skończyliście. - Sincaba wyglądała na wyraźnie zadowoloną z tego - Czy ostrzeganie przed włamaniem nie jest trochę bezsensowne? Chociaż może to po prostu zmyła aby te wzmocnione straże były słabsze gdzie indziej?
Wielkie, rubinowoczerwone oczy Gwiazdki, w których błyszczała ciekawość, nie przestały wpatrywać się intensywnie w hrabiego.
- A z czego owa sława... słynie?
- Wnioskowałbym z ostrzeżenia, że z niemożliwych niemalże kradzieży - odpowiedział ze śmiechem hrabia, równoczęsnie zręcznie biorąc dwa kieliszki wina z tacy przechodzącego lokaja - poczęstuje się pani?
- Z przyjemnością - uśmiechnęła się Gwiazdka. - Więc mówi pan, że ktoś zapowiedział kradzież czegoś niezwykle cennego i dobrze strzeżonego? Wiadomo, co to za skarb?
- Niestety, jak już wspominałem nikt mnie o tym nie chciał poinformować - stwierdził z żalem - jednak patrząc na to, co czynią musi być to coś ważnego. Trochę słyszałem o niektórych przypadkach podobnych nieco do tego, jednak pewności nie mam - cóż, dlatego chciałbym być na miejscu. Kto wie, może chodzi o królewskie berło?
- No tak, skoro skarbiec jest tylko na pokaz, to musi być coś bardzo znaczącego... Jeśli rzeczywiście chodzi o coś takiego, nie dziwię się, że wzmacniają straże. W przededniu wojny utrata królewskich insygniów mogłaby zostać odebrana jako złe fatum... Zwłaszcza, jeśli w ślad za nim pójdzie również korona - mrugnęła do hrabiego Gwiazdka. Wizja króla Dawida poszukującego z wściekłością w oczach symboli swojej władzy była naprawdę przyjemna.
- Królewska korona rzeczywiście mogłaby stanowić ciekawy łup - dodał ze śmiechem hrabia, dopijając wino - cóż, ciekawe co władcy przygotowali, aby uniknąć takiej sytuacji. Zawsze jest też możliwość, że to czyjś żart, albo że ktoś postanowił podszyć się pod czyjąś legendę. Chociaż najbardziej ubawiłbym się, przyznaję, gdyby nagle kilku złodziei postanowiło dokonać włamania właśnie z okazji tej zapowiedzi. Nie sądzi pani, że byłoby to zabawne, panno Sincabo? - powiedział hrabia, uśmiechając się do stojącej z boku Lunarki - proszę wybaczyć, jeśli pannę nudzimy.
- Nic nie szkodzi, znalazłam sobie rozrywkę na czas waszej gry. Faktycznie, byłoby ciekawe gdyby wpadli na siebie sięgając po ten sam łup. - po Sincabie dało się poznać mieszankę zainteresowania i zniesmaczenia - Chociaż włamywanie się bo ktoś złożył taką zapowiedź wydaje się głupie. Samo zapowiadanie jest głupie, chociaż... moment. A może kradzież już się odbyła, i ostrzeżenie wysłano teraz dla zmyły?
- Przypuszczam, że ktoś po prostu bardziej ceni dreszczyk emocji i wyzwanie od efektywności - uśmiechnął się hrabia - mogę nawet zrozumieć taką osobę.
- Co tam kogo kręci, przyznam, dreszczyk emocji dobra rzecz. Niestety czasami trzeba się hamować - Lunarka spojrzała znacząco na Gwiazdkę.
- W każdym razie - dopowiedział z uśmiechem hrabia - niestety należy wracać do pałacu, jeśli nie planujemy nocować na mieście.
- Wyraźnie sobie przypominam, że i tak miałam przyprowadzić panienkę z powrotem przed dwudziestą drugą - Sincabę wyraźnie rozbawiła mina Gwiazdki na te słowa.
- Chodźmy więc - ze śmiechem zakończył dyskusję hrabia. |
_________________ There is no such thing as an 'inhuman act', for there is no act so vile that one cannot find a human willing, or even eager, to commit it. |
|
|
|
|
Tren
Lorelei
Dołączyła: 08 Lis 2009 Skąd: wiesz? Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 19-01-2013, 00:00
|
|
|
[14 dzień miesiąca Zstępującego Ognia]
- …Revan tymczasem doszedł do siebie, a zabezpieczenia jakie ustawił wokół pałacu działają sprawnie, więc taka sytuacja nie powinna się powtórzyć – zakończyła Serena ze zmęczeniem.
- Jesteś pewna? – spytał siedzący niedaleko Ireneusz. Oboje siedzieli w jednym z dźwiękoszczelnych pokojów narad. Czy raczej we trójkę, gdyż Estera stała niedaleko z czajnikiem pełnym wrzątku na podorędziu.
- Moje życie przez ostatnie kilka miesięcy to jeden wielki ciąg niepewności – zauważyła z przekąsem. - Jestem pewna na tyle na ile mogę. Żaden obcy Wyniesiony nie powinien być w stanie dostać się niezauważony do pałacu, ale nie mamy pewności, że ktoś nie znajdzie jakiejś sprytnej metody by to obejść. Niemniej Revan wydawał się być w miarę pewny i… - tu urwała widząc, że Ireneusz wciąż patrzy na nią z brakiem przekonania. – Oh, masz na myśli ich. Nie, wątpię, by ktokolwiek z drużyny miałby zrobić coś takiego. Owszem, moce Gwiazdki i Płomienia są potencjalnie niebezpieczne, ale zdają sobie oni z tego doskonale sprawę i pilnują, by nie doszło do żadnych wypadków.
- Wspomniałem tylko dlatego, iż nie chciałbym, by zaszło coś złego – stwierdził spokojnie Ireneusz, widząc, że Serena nie do końca świadomie zaczęła podnosić głos w obronie swoich przyjaciół. – Jak wiesz osobą która najbardziej ucierpiała jest Koleta – Ireneusz położył nacisk na to imię i Serena mimowolnie spuściła lekko wzrok. Strach o życie służki wciąż nie do końca ją opuścił – i uważam, że byłoby bardziej niż niefortunne gdyby tak cenna osoba miała trwale ucierpieć.
Ireneusz patrzył teraz prosto na siostrę, która jednak unikała jego wzroku. Nie musiała jednak nic mówić. Smoczokrwisty czytał z niej uczucia jak z książki.
„To moja wina, że Koleta ucierpiała. Ten morderca przyleciał tu za mną, a ja nie zauważyłam go dopóki ktoś nie ucierpiał. Nie mogę jednak przyznać się do mojej słabości. Mogę jedynie zapobiec powtórzeniu się takiej sytuacji.”
Uznał, że należy zmienić temat.
- Jak oceniasz szansę grupy udającej się do Discordii?
Serena parsknęła.
- Jeżeli znajdą okazję zapewne kupią tyle czasu ile się da, ale nie wróżę im przesadnych sukcesów – sytuacja zaszła za daleko, by mogli ugrać tak dużo jak byśmy chcieli. Bardziej liczę na ciebie i Płomienia – tu spojrzała na brata.
- Oczywiście robię co w mojej mocy – potwierdził spokojnie.
- Więc kontynuuj dobrą pracę – stwierdziła machając ręką. Smoczokrwisty niemal westchnął widząc to pełne zaufanie (a może lenistwo?) swojej siostry.
Ireneusz zamilkł na moment jak gdyby niepewny tego co chce dalej powiedzieć. Serena zauważyła to i czekała w milczeniu na ciąg dalszy konwersacji.
- Jak twoje rany? – spytał w końcu, głosem w którym słychać było lekkie echo niepewności.
- Zagoiły się – odparła spokojnie Serena, ale jej brat wciąż wyglądał na nie przekonanego do końca.
- Wyglądały poważnie – dodał.
- Jeśli mi nie wierzysz możesz spytać Esterę – burknęła Smoczokrwista. – Potwierdzi, że po ranach nie ma śladu.
Ireneusz istotnie spojrzał na służkę w poszukiwaniu potwierdzenia, a ta kiwnęła głową.
- Owszem, rany zagoiła się już bez najmniejszego problemu mimo, że byłam pewna, iż potrwa to co najmniej tydzień – wyjaśniła.
- Więc możesz przestać się martwić – dodała Serena. – Nie mam zamiaru wybrać się na tamten świat z powodu zaniedbania zdrowia.
Ireneusz nie odpowiedział, ale lekkie cienie nie zniknęły z jego oczu. Serena westchnęła.
- Bardziej martwię się o ciebie, Iri – Smoczokrwista przyznała.
- Nie ma potrzeby – odparł natychmiast mężczyzna. – Nie doznałem żadnej ra…
Serena machnęła ze zniecierpliwieniem ręką.
- Nie o tym mówię.
Ireneusz natychmiast zamilkł, czekając i z uwagą przypatrując się siostrze.
- Mówię o tym jak radzisz sobie ze śmiercią matki – stwierdziła Serena zmęczonym głosem. Jej brat podniósł brew.
- Wyglądam jakbym miał z tym problem? – spytał nieco szorstko, chcąc uniknąć tematu. Na swoje nieszczęście spotkał tylko szczery wzrok Sereny.
- Tak, wyglądasz – potwierdziła.
Smoczokrwisty zdał sobie sprawę, że nie tylko Serena bacznie mu się teraz przygląda – stojąca niedaleko Estera także świdrowała go wzrokiem. Z lekkim niepokojem skonstatował, że strona przeciwna ma przewagę, ale nie dał po sobie tego zdradzić. Przez moment rozważał wszystkie opcje. Była to konwersacja w której nie chciał brać udziału, ale zbyt wczesna próba ucieczki była skazana na niepowodzenie.
- Osobiście starałem się okazywać stratę w najbardziej zrównoważony sposób, ale możliwe, że podświadomie nieco za bardzo pozwoliłem wpłynąć na swoje zachowanie – przyznał z namysłem Ireneusz. Natychmiast jednak zdał sobie sprawę, że była to zła odpowiedź, gdyż Serena schowała twarz w dłoni.
- Jest wręcz przeciwni, Iri. Twoje aktorstwo jest idealne i TO jest niepokojące – oznajmiła akcentując problem, po czym spytała z naciskiem. – Czy po śmierci matki w jakikolwiek sposób dałeś upust swoim emocjom?
Smoczokrwisty zamilkł i sekundę później przecząco pokręcił głową. Jego siostra westchnęła głośno.
- Tego się obawiałam. Zawsze miałeś problem z okazywaniem emocji, ale trzymanie w sobie tego typu ładunku jest bardziej niż niezdrowe – wyjaśniła, jej głos był pełen niepokoju i Ireneusz poczuł się nieco źle ze świadomością, że stał się kolejnym powodem do niepokoju dla swojej siostry. Szybko przystąpił do defensywy.
- Naprawdę nie powinnaś się martwić – stwierdził podchodząc bliżej Sereny. – Czas goi rany i na pewno oboje poczujemy się lepiej gdy cała ta stresująca sytuacja się skończy - stwierdził kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Kłamca – odparła krótko Smoczokrwista, patrząc na swojego brata. – Czas nie pomaga na zakażone rany, wręcz przeciwnie. I zadbaj o siebie, jeśli istotnie zależy ci na moim dobrobycie – stwierdziła z przekornym uśmiechem pukając go lekko pięścią w okolice serca. – Sam powinieneś najlepiej wiedzieć jak sobie poradzić z tym problemem, więc nie będę się narzucać. W końcu jesteś już dorosły – tu uśmiechnęła się nieco szerzej z dumą – i sam wiesz co należy zrobić. Gdybyś jednak miał problem, to daj znać. Jako starsza siostra zawsze ci pomogę – to powiedziawszy Serena uśmiechnęła się jeszcze raz szeroko i ruszyła w stronę drzwi, życząc dobrej nocy.
Ireneusz patrzył w milczeniu jak drzwi zamykają się za nią. Doprawdy, czy Serena naprawdę wierzyła, że spróbuje ją dodatkowo obarczyć swoimi problemami…
- Siostra martwi się o ciebie – sucha wypowiedź wyrwała go z lekkiego zamyślenia. Estera wciąż stała niedaleko, wpatrując się w niego.
- Wiem.
- Jako jej brat masz obowiązek zadbać o siebie.
- Nie jako książę? – spytał z nieznacznym uśmiechem.
- Nie kojarzę by wśród obowiązków księcia była klauzula o niemartwieniu królowej swoim stanem zdrowia, ale z całą pewnością jest on jednym z obowiązków brata wobec siostry – wyjaśniła równie bezbarwnym tonem Estera. – I choć moje zdolności są bardziej ograniczone niż te królowej, też jestem gotowa w każdej chwili zaoferować swoją pomoc, jeśli tylko będzie potrzebna, książę – stwierdziła kłaniając się lekko.
- Dziękuję – odparł krótko, nieco bardziej wdzięcznym głosem, niż chciał, po czym sam ruszył w stronę wyjścia. |
_________________ "People ask me for advice all the time, and they ask me to help out. I'm always considerate of others, and I can read situations. Wait, aren't I too perfect?! Aren't I an awesome chick!?"
|
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 27-01-2013, 21:47
|
|
|
[17 dzień miesiąca Zstępującego Ognia, rok 770 wedle kalendarza Cesarstwa]
Ludu Hamonii
W ciągu ostatnich lat doznawaliście upokorzenia za upokorzeniem. Pólnocne regiony łupią coraz bardziej agresywne hordy Mrocznego Kozła. Na wschodzie sasiedzi patrzą głodnym wzrokiem na żyzne grunty, nie przejmując się tym iż mają już one prawowitych właścicieli. Na obrzeżach państwa bandyci poczynają sobie coraz zuchwalej. Tylko stolica stanowi jeszcze oazę spokoju.
Część was przybyła tu szukając bezpieczeństwa, innych wygnał z domostw wywołany chaosem niedostatek. Niestety, z czasem i nad tym miejscem zaczęły zbierać się mroczne chmury, a sztorm którego pragnęliście uniknąć jest coraz bliżej.
Dziś macie przed sobą wybór. Możecie skulić się w kącie i mieć nadzieję, że zagrożenie samo przeminie a wam uda się uratować życie - kosztem poświęcenia wszystkiego innego. Możecie też wziąść w ręce broń i stanąć naprzeciw tym którzy pragną wydrzeć wam to co się wam należy.
Na tych z was, którzy zdecydują się zawalczyć o lepszy los dla siebie i swoich bliskich, w koszarach straży miejskiej czekać będą punkty rekrutacji. Osoby z przeszłym lub aktualnym doświadczeniem wojskowym mogą liczyć na szczegolnie korzystne warunki zaciągu.
Z waszą pomocą po raz kolejny zatriumfujemy nad przeciwnościami losu i zewnętrznymi wrogami pragnącymi złupić nasz kraj.
Odezwy o podobnej treści zaczęły się pojawiać w całym mieście i okolicach już od wczesnego ranka - a do pozostałych regionów Harmonii wyruszyli posłańcy, by i tam rozpocząć kampanię rekrutacyjną. Tam, gdzie nie było odezw, pojawiali się krzykacze dbający o to, by wieści dotarły też do tych którzy nie umieli czytać.
Nie wszystkie odezwy miały podobną treść - w regionach wypełnionych uchodźcami wskazywano na możliwość odzyskania utraconych czy porzuconych domostw, w dzielnicach biedoty informowano, że ze służbą wojskową wiążą się darmowe posiłki i miejsce do spania, oraz pewność zatrudnienia. Sugerowano, że możliwe będzie preferencyjne traktowanie weteranów w wypadku przyznawania ziemi na zdobycznych terenach. Tam gdzie bylo trzeba zwracano też uwagę na fakt, że ochotników obejmie całkowita amnestia, będą też mieli zagwarantowane obywatelstwo niezależnie od pochodzenia.
Ireneusz nie był do końca przekonany co do tych ostatnich kwestii, ale ostatecznie dał się przekonać argumentom Płomienia. Potencjalni kryminaliści mogli, oczywiście, sprawić problemy, ale Abyssal zamierzał zająć się nimi osobiście.
Zaciąg powinien pomóc zmniejszyć nieco różnicę sił obu stron Jak z rozmowy wynikało, nie była ona aż tak duża jak Płomień pierwotnie się obawiał - choć oczywiście fakt że przeciwnik dysponował wojskami być może nawet dwukrotnie liczniejszymi trudno było uznać za obiecujący. Również niepokojące było to, że mobilizacja w Discordii już się zaczęła - i nie było jasne jak bardzo wpłynęła na aktualną liczebność tamtejszej armii.
Głośne dźwięki dochodzące z dołu oderwały na chwilę uwagę abyssala od kwesti mobilizacyjnych. Spojrzał z góry przez barierkę na leżący poniżej port i zlokalizował źródło hałasu. Z jednego z dużych okrętów handlowych stojących w porcie grupa robotników wynosiła łądunek - kilka dużych skrzyń. Kilka bardzo dużych skrzyń. Wojownik beznamiętnie obserwował jak tragarze męczyli się z załadunkiem towaru na specjalne wozy - platformy, z wysiłkiem wskazującym iż cokolwiek w tych skrzyniach się znajdowało, musiało być wyjątkowo ciężkie. Musiało być też dość cenne, bo zasługiwało na ochronę oddziału straży pałacowej, która kordonem oddzielała robotników i skrzynie od reszty portu.
Płomień uśmiechnął się lekko i wrócił do poprzednich rozważań
Oczywiście, wiadomość o ogłoszeniu nawet częściowej mobilizacji dotrze pewnie dość szybko do władz Discordii. Można było mieć pewność, że w mieście aż roiło się od szpiegów - i o ile można było miec nadzieję, że działania Izadora w celu trzymania ich z daleka przynajmniej od dostępu do informacji bardziej utajnionych, tak poradzenie sobie ze zwykłymi informatorami obserwującymi wydarzenia w mieście i okolicach było nierealne. Czy spowoduje to natychmiastową reakcję drugiej strony? Zdaniem Płomienia - z którym Ireneusz się zgadzał - raczej nie. Discordia jeszcze nie była w pełni gotowa do inwazji, gdyż inaczej nie zwlekałaby nawet minuty. Cała ich kampania wyglądała na dobrze zaplanowaną, więc obaj generałowie nie sądzili by król Dawid w ostatniej chwili dał się sprowokować do zbyt pochopnych działań. Co nie oznaczało oczywiście, że nie mógł zdecydować się na przyspieszenie ostatecznych przygotowań. Na szczęście, dawało to Harmonii minimum tydzień, dwa na przekonanie go do zmiany zdania.
Hałas z dołu gwałtownie się wzmocnił, a po chwili do uszu wojownika dobiegł głośny trzask i łoskot. Odgłosy niepokoju, złości i paniki skłoniły go do ponownego spojrzenia w dół.
Jedna z przenoszonych skrzyń najwyraźniej ześlizgnęła się z platformy w trakcie przewożenia - albo może któraś z osi nie wytrzymała naprężeń i pękłą pod ciężarem przewożonego towaru. Jakakolwiek była przyczyna, rezultat był dość widoczny - skrzynia znalazła się na ziemi, jeden z jej rogów został zgniecony a spora część ściany pakunku odłupała się, odkrywając częściowo zawartość. Przez wybity otwór wysunął się kawał metalu, gdy pękło jedno z mocowań i wykonane z duszostali ramię wielkiego warstridera oparło się o ziemię, a słońce przez chwilę oświetliło widoczny jeden z rogów skrywającego maszynę hełmu.
Abyssal uśmiechnął się ponownie. Ciekawe, jakie zmiany w planach Discordii nastąpią w odpowiedzi na następne doniesienia szpiegów.. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Tren
Lorelei
Dołączyła: 08 Lis 2009 Skąd: wiesz? Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 15-02-2013, 00:41
|
|
|
[18 dzień miesiąca Zstępującego Ognia, rok 770 wedle kalendarza Cesarstwa]
Serena zbliżając się do siedziby bogini robiła wszystko by nie dać okazać po sobie lekkiego zdenerwowania. Owszem, jechała na spotkanie nieoficjalnie, ale nie chciała zrobić złego pierwszego wrażenia. Było to widać choćby po jej przepięknej czerwonej szacie, jednej z najpiękniejszych jakie posiadała. Choć w zasadzie było za późno o jakieś kilkanaście lat, by martwić się o pierwsze wrażenie. Obecność Płomienia nieco ją uspokajała, Abyssal miał już do czynienia z boginką i zapewne powinien być w stanie pokierować konwersacją, jeśli coś pójdzie nie tak.
Oboje przekroczyli drzwi świątyni i znaleźli się w jej siedzibie. Serena zatrzymała się gwałtownie i zaczęła rozglądać się dookoła, jak gdyby przypominając sobie dawno nie widziany widok. Szybko jednak zatrzymała wzrok na znajdującej się w centrum bogini. Serena zacisnęła lekko pięść i ruszyła w jej stronę.
- Witaj Suwariko, bogini Rzeki i Wodospadu, Prowadząca Wojnę, Zsyłająca Deszcze - stwierdziła poważnie, ale po chwili jej głos wyraźnie zszedł z formalnego tonu - i cała masa innych tytułów, których chyba nie ma potrzeby recytować. Chyba, że masz na to ochotę.
- Bogini - dodał Płomień, lekko skłaniając głowę.
- Witajcie w moich progach, królowo i bohaterze - uśmiechnęła się bogini, nieformalnie zapraszając ich, by usiedli. Delikatny powitalny ruch dłonią sugerował, że sprawy formalności lub rangi powinny zostać pominięte podczas tego spotkania - co jednak zauważyła przede wszystkim Serena, jako że gest pochodził z jej okolic. Z drugiej strony, Płomień rangą do tej pory nigdy specjalnie się nie przejmował.
Serena odczuła lekką ulgę, jako że wciąż nie była przyzwyczajona do formalnych spotkań związanych z jej niedawno nabytą pozycją. Niewiele myśląc usiadła w nieco zrelaksowanej pozycji, coś na co nie mogłaby sobie pozwolić na formalniejszym spotkaniu.
- Miło mi cię widzieć bogini - stwierdziła Serena, w ostatniej chwili powstrzymując się przed dodaniem “ponownie”. O ile możliwe chciała uniknąć wyprawy wspominkowej, która mogła skończyć się tylko pewną dozą zawstydzenia. Fakt, że Płomień zapewne zachowałby w wypadku nagłej rozmowy o jej dzieciństwie swoją standardową kamienną twarz, jakoś nie poprawiał według Sereny sytuacji. - Usłyszałam od Płomienia o twojej sytuacji i uznałam, że należałoby omówić tę kwestię.
- A skoro właśnie przechodziliśmy obok i dysponowaliśmy chwilą wolnego czasu... - dodał Płomień, siadając na drugim z przygotowanych siedzisk, równocześnie kompletnie ignorując fakt, że na spotkanie umówił się już poprzedniego dnia.
- Jak wspominałam, moje progi są raczej otwarte dla gości... przynajmniej dla tych, których pragnę widzieć - odpowiedziała Suwariko - Królowo Sereno, pozwól że powitam Cię nieoficjalnie jako nową władczynię domeny, która pozostaje pod moją opieką. Jak również nową królową Harmonii z rodu, który zwarł ze mną przymierze wieleset lat temu... o którym zapewne przybyłaś nieoficjalnie porozmawiać.
- Dziękuję - odpowiedziała szczerze Serena. - I istotnie. Przyznaję, że byłam zaskoczona dowiedziawszy się o jego dokładnych warunkach. I nie jestem pewna czy uważam je za odpowiednie - dodała z lekkim uśmiechem.
- Mam nadzieję, że z podobnych powodów, dla których ja za nimi nie przepadam - spokojnie odpowiedziała bogini, jednak w jej słowach krył się lekki żart - chociaż inaczej nie przyszłabyś chyba ze mną porozmawiać, królowo?
- Sereno - Smoczokrwista zaproponowała. - W końcu jestem tu nieoficjalnie. - Serena wciąż nie była w pełni przyzwyczajona do obecnego tytułu i bycie nazywaną królową wytrącało ją lekko z równowagi. W myślach ten tytuł wciąż odnosiła bardziej do matki niż do siebie. - Z tego co słyszałam nie jesteś zbytnio zainteresowana ingerowaniem w obecny konflikt? - bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Nie jestem zainteresowana wspomaganiem Davida przeciwko Tobie, Sereno. Tego jestem pewna. Bez wątpienia jestem zainteresowana konfliktem samym w sobie i jego wynikiem, z wielu powodów spośród których rola bogini wojny tego rejonu nie jest najważniejsza. Czy jednak jestem całkiem niezainteresowana ingerencją w niego... to się okaże dopiero kiedy ograniczenia zostaną zdjęte, a ja będę mogła zasięgnąć pewnych informacji. Ta aura nad Harmonią mocno mi się nie podoba, natomiast poszukiwanie o niej informacji nieco narusza w tej chwili warunki, jakie mi postawiono. - bogini zakończyła staranne wyjaśnienie - wybacz starej kobiecie, że tyle mówi... powinnaś jednak wiedzieć, na co się decydujesz.
- Dziwne by było, gdyby bogini wojny nie była zainteresowana konfliktem - zauważyła z lekkim uśmiechem Serena. - I szczerze powiedziawszy chciałam usłyszeć od ciebie samej, że nie spróbujesz wesprzeć Davida. Ta klątwa jest już dostatecznym utrudnieniem w obecnej sytuacji, nie wiem czy starczy mi asów na kontrowanie kolejnych nieprzewidzianych okoliczności. Jednak przy twojej obecnej postawie nie widzę powodów dla których warto by było utrzymać umowę. Żadna z nas nie ma na tym nic do zyskania - zauważyła Serena spokojnie. - A sama nie przepadam za sytuacjami, gdy mój wpływ na to co mogę zrobić w danej chwili jest ograniczony - tutaj Smoczokrwista spojrzała na swoje ręce, ale po chwili podniosła głowę. - Poza tym możliwość uzyskania dodatkowych informacji o klątwie byłaby nieoceniona.
- Jestem tego pewna - bogini uśmiechnęła się do Sereny i Płomienia - mnie również ciekawi, co Gwiezdni kombinują w tych okolicach, wcale nie mniej niż działania potencjalnych sił Piekieł.
Serena wstała i odchrząknęła lekko. Bądź co bądź to co miała teraz zrobić było cokolwiek oficjalne pomimo oficjalnej nieoficjalności jaką przyjęli. Smoczokrwista podniosła lekko rękę i stwierdziła:
- Ja, Serena, królowa Harmonii, niniejszym uznaję umowę jaką mój ród zawarł z obecną tutaj boginią Suwariko za niebyłą.
- Ja zaś, bogini Suwariko, opiekunka tych ziem i patronka wojny, przyjmuję twe słowa. Przysięga neutralności zostaje uznana za niebyłą. - głos Suwariko był przesycony mocą, której wibracje przeszły przez całe sanktuarium. Serena i Płomień wyraźnie czuli, że coś w okolicy jakby się zmieniło - coś nieokreślonego, jakby moc zaczęła płynąc inaczej.
- No, to całkiem przyjemne uczucie - uśmiechnęła się promiennie bogini - nie wiem do czego to porównać, biorąc pod uwagę różnicę metafizyki... ale powiedzmy, że to zupełnie tak, jakbyście pozbyli się w końcu dokuczliwego swędzenia.
- Miło słyszeć - stwierdziła konwersacyjnie Serena, siadając z powrotem.
- Ciekawe, kiedy ktoś z niebios wpadnie z wizytą sprawdzić co się dzieje - z krzywym uśmiechem zauważył Płomień. Pytanie wbrew pozorom było bardzo poważne - czas reakcji będzie mógł dużo powiedzieć o tym kto i jak bardzo jest tą okolicą zainteresowany.
- Jestem raczej przekonana, że mnie nie mają na stałym podsłuchu - bogini stwierdziła spokojnie - więc o ile wasze kroki nie są stale obserwowane, nie będzie to zbyt szybko.
- Szkoda. To by mogło nam pomóc zorientować się kto tu właściwie miesza - bo jak rozumiem u Gwiezdnych jest dość dużo różnych frakcji i podziałów.
- Cóż, jeśli Albert ma wrócić to mam nadzieję, że przyniesie ze sobą jakieś informacje - stwierdziła Serena, dając do zrozumienia, że Gwiezdni w tym momencie będę ciepło widziani tylko jeśli będą w stanie zapewnić jakąś pomoc.
- Informacje owszem, bardzo się przydadzą - zgodził się Płomień - ale mnie teraz zaczyna coraz bardziej martwić ta klątwa. Na początku, przyznam, nie byłem specjalnie przejęty wyjaśnieniami Alberta, ale gdy się dokładniej przyjrzałem kilku sprawom, zauważyłem kilka dość niepokojących zależności.
Ci sami ludzie, którzy znacznie sprawniej pracowali na swój rachunek niż gdy wykonywali pracę dla królestwa. Nagromadzenie dziwnych, utrudniających życie przypadków w machinie biurokratycznej Harmonii. Błędy i przeoczenia popełniane przez ludzi, których Abyssal na oko oceniał na więcej - i to zbyt często by można było je zrzucić na karb złego dnia czy zmęczenia. Gdyby nie był poinformowany o klątwie, prawdopodobnie nie zwróciłby na to uwagi, albo szukał innych, o wiele bardziej przyziemnych powodów.
Oczywiście, nie można było wykluczyć,że część z przypadków to faktycznie efekty korupcji i sabotażu.
- Przez “informacje” miałam na myśli też informacje o tym jak zdjąć klątwę, tudzież informacje, że została już ona zdjęta - stwierdziła Serena, lekko żartobliwym tonem, ale wyraźnie był on tylko fasadą dla poważniejszych zmartwień, gdyż Smoczokrwista dodała już poważnym tonem. - I owszem, też nie podobają mi się jej efekty. Jako osoba który może porównać Harmonię sprzed rzucenia klątwy i po, muszę przyznać, że to kawał paskudnie skutecznej roboty.
- Sidereale zazwyczaj są skuteczni w swoich działaniach, szczególnie kiedy ich celem jest szkodzenie innym... naprawianie świata, czy jego ochrona nie wychodzą im już tak dobrze. Myślę, że teraz jednak zaciekawi Was bez wątpienia potwierdzenie informacji, której się spodziewacie - że klątwę na Harmonię założono celowo, aby zaszkodzić jej w działaniach przeciwko Discordii. To fascynujące, jak bardzo się mój wzrok rozszerzył, gdy tylko przysięga została zdjęta - oczy Suwariko były całkiem białe i świeciły delikatnym blaskiem - myślę, że w tym wypadku mogę wkrótce wiedzieć więcej o całej sytuacji... i podzielić się z Wami tymi informacjami, które mogą mieć znaczenie dla stabilności tego rejonu. Jak jednak mówiłam - w tej chwili nie jest to sytuacja, w której jako bogini wojny pragnęłabym udzielić bezpośredniej pomocy żadnej ze stron.
Płomień skinął głową. Pomoc co prawda zawsze by się przydała, ale już po wcześniejszej rozmowie doszedł do wniosku, że w obecnej chwili przyjazna neutralność to najlepsze na co można ze strony Suwariko liczyć w nadchodzącym konflikcie. Było to zawsze lepsze od wrogiej i wymuszonej neutralności - na dodatek było wiele innych rzeczy w których bogini mogła by pomóc bez mieszania się bezpośrednio w obecny konflikt. No i oczywiście pozostawała kwestia przyszłych wojen.
- Przyznam, że w tej chwili możliwość prowadzenia tej wojny na równych zasadach, bez ingerencji niebios po jednej ze stron jest ideą która wyjątkowo mi odpowiada - dodał poważnym tonem. - nie znaczy to mam nadzieję, że nie będziemy mogli w naszych rozmowach poruszać kwestii wojskowych które nie mają bezpośredniego przełożenia na konflikt z Discordią. jest kilka tematów które chętnie omówiłbym z kimś o tak rozległym doświadczeniu wojennym
- Rozmowa z Tobą zawsze była i będzie przyjemnością Płomieniu - oczy Suwariko wyraźnie rozbłysły zainteresowaniem - co prawda, muszę przyznać, że ta ingerencja Niebios, chociaż mnie niepokoi, stanowi pewne... wyrównanie szans. Ostatecznie, bez niej nie byłoby tu czegoś, co można by nazwać “wojną”. Nie zaprzeczaj przez zbytnią skromność, Wyniesiony - dodała, zanim Płomień zdążył się odezwać.
- Największym problemem jest jednak to, że poza ingerencją Niebios mamy do czynienia z wpływem Piekieł - dodała z namysłem po chwili - czegokolwiek bym nie sądziła o Gwiezdnych, wiem, że praktycznie nic nie zdołałoby skłonić ich do przyjęcia pomocy od sił Malfeas. Jeśli nie jest to historia kogoś, kto wpadł w piekielne sidła lub pułapki zastawione na umysł - to musiałoby być coś niezwykle silnego, coś dla czego człowiek byłby w stanie poświęcić nawet siebie... uczucie bądź idea? Powinniście skontaktować się z osobą w Niebie odpowiadającą bezpośrednio za władców, Wyniesionych bądź ludzi z boską krwią i ustalić, czy coś dziwnego nie działo się wokół ich losów. Wasz młody przyjaciel może to uczynić bez podejrzeń, jakie moja aktywność by wzbudziła, jeśli jednak zajdzie konieczność... cóż, uruchomię swoje środki.
Abyssal uśmiechnął się krzywo. Znał jeszcze przynajmniej jedną drogę do uzyskania informacji czy nawet bardziej konkretnych działań, ale przysługi miały to do siebie, że zazwyczaj trzeba było później je spłacać. Rozwiązanie problemu bez zbytniego zadłużania się w podobny sposób było zdecydowanie najlepszą opcją.
- Nie omieszkam zasugerować mu by zainteresował się tą sprawą. - odpowiedział, dziękując bogini za sugestię. Co prawda Albert przebywał obecnie poza zasięgiem, ale być może Revan będzie wiedział jak dyskretnie przekazać mu wiadomość. - Z pewnością wszyscy chcielibyśmy wiedzieć jak duże jest zaangażowanie sił Malfeasu w aktualne wydarzenia. O ile Gwiezdnych, nawet działających pod wpływem osobistej motywacji, z tego co słyszałem trudno zwykle podejrzewać o aktywną chęć zadania szkód Kreacji, w wypadku innych sił może to nie wyglądać tak przyjemnie.
- O aktywną chęć zadania szkód i wywołania problemów owszem... a przypadkową jak najbardziej. To problem z ludźmi, którzy tak przyzwyczaili się do myślenia, że mają rację, że przestali dostrzegać własne błędy. Zawsze warto słuchać zdania innych... zaś Sidereale dawno przestali liczyć się z kimkolwiek poza nimi samymi - dokończyła ze smutkiem Suwariko.
Serena kiwnęła głową.
- Nie ma nieomylnych Wyniesionych, ba nie mam pewności czy w ogóle istnieje jakaś nieomylna istota - Smoczokrwista westchnęła. - Nie żebym nie podejrzewała skąd się to bierze, o ile rozumiem czują się oni odpowiedzialni za świat, a to wymaga olbrzymiej wiary w słuszność swoich działań, wiary która łatwo może zmienić się w arogancję. Zwłaszcza jeśli zajmują się tym od dawna.
- A więc - z uśmiechem zmieniła temat Suwariko - Płomieniu, Sereno... hmm, pewnie powinien być tu i Ireneusz... co zamierzacie uczynić z wojną będącą pod moja opieką?
- Wojnę, jeśli do takowej dojdzie, zamierzam wygrać - Serena stwierdziła spokojnie.
- Zjednoczenie państw pod wspólną władzą będzie zdecydowanie korzystne dla regionu - dodał Płomień - oczywiście, o ile wojna nie potrwa zbyt długo i nie zrujnuje wpierw kompletnie okolicy. Niestety, - skrzywił się z niezadowoleniem - o ile na same zwycięstwo szanse nasze oceniam na dość dobre, tak z tym drugim może być nieco trudniej
- Dobre jest to, że o tym myślisz, jak mówiłam przy naszej ostatniej rozmowie... chciałabym jednak wiedzieć, czy królowa się z tobą zgadza, a także co pragniecie uczynić, kiedy już wygracie tę wojnę.
- Oczywiście, że się zgadzam - odpowiedziała natychmiast Serena. - Nieprecyzyjnie się wyraziłam. Przez zwycięstwo nie miałam na myśli zwycięstwa czysto militarnego, ale osiągnięcie sytuacji jak najlepszej dla Harmonii. Jeśli wojna zakończy się zawarciem pokoju bez większych strat z naszej strony to w obecnej sytuacji też będzie to “zwycięstwo”. Długofalowo oczywiście mam zamiar podbić Discordię i tym samym dokończyć działa którego podjęła się moja matka. Osobiście ciężko mi jednak mówić o jakiś konkretnych działaniach, jakie zamierzam podjąć, gdyż w obecnej chwili nie wiadomo jak będzie wyglądać zwycięstwo jakie osiągniemy. Nie wspominając o tym, że w wydarzenia zamieszane są siły piekieł i Gwiezdni. Kto wie jakie problemy mogą przed nami stać po zakończeniu tej walki... - Serena westchnęła. - Przy obecnej niestabilności sytuacji deklarowanie jakichkolwiek konkretnych planów na przyszłość będzie tylko pustymi słowami. Ale wypadałoby udzielić jakiejś konkretnej odpowiedzi. Hm, przyjmując, że uda nam się podbić Discordię zapewne skupię się na ustabilizowaniu sytuacji wewnątrz państwa. Chciałabym uniknąć jak największej ilości problemów wewnętrznych związanych z asymilacją Discordii. Natomiast co do planów wojskowych - niepokoją mnie doniesienia o okazjonalnych najazdach sił Mrocznego Kozła. Jeśli to możliwe, chciałabym kiedyś coś z tym zrobić, chwilowo głównie wzmocnić granice państwa i zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom, ale nie ukrywam, że kiedyś w przyszłości chciałabym się zająć sednem problemu. Ale to już plan bardzo przyszłościowy - Serena dodała z lekkim uśmiechem. W myślach dodała, że kto jak kto, ale Kozioł powinien wspaniale się sprawdzić w roli wspólnego wroga Discordii i Harmonii. W końcu nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg.
Płomień spojrzał na boginię, ale ta nie odzywała się, czekając wyraźnie i na jego wypowiedź. Zamyślił się więc na chwilę, próbując zebrać myśli i ubrac je w słowa. Nie było to proste - choć ogólne cele do osiągnięcia zaczęly mu się już krystalizować jakiś czas temu, nadal wizji tej brakowało wykończenia. Dodatkowo, nie mógł (przynajmniej przed sobą samym) ukryć, że gdy po raz pierwszy usłyszał o wojnie z Discordią, to myślał na początku głównie o możliwości sprawdzenia swych zdolności i pokonania przeciwnika. Zastanawianie się nad dalszymi konsekwencjami przyszło dopiero później.
- Po wygraniu wojny? To oczywiście zależy od stanu w jakim oba państwa będą się znajdować. Priorytetem oczywiście będzie stabilizacja regionu i naprawa spowodowanych wojną zniszczeń. Przy okazji konsolidacji władzy i asymilacji zdobytych terytoriów będzie można dokonać aneksji Misericordii, o ile oczywiście będzie nadal istniała - biorąc pod uwagę jej położenie, to ostatnie nie było wcale takie pewne.
- Nie mam nic osobiście przeciw temu państwu, ani źle nie życzę jego mieszkańcom - kontynuował po chwili przerwy - ale jego asymilacja do któregokolwiek z okolicznych królestw to i tak już tylko kwestia czasu - jest ono w stanie istnieć tylko wykorzystując stan równowagi między Harmonią a Discordią, a ta tak czy inaczej najprawdopodobniej wkrótce ulegnie naruszeniu. Myślę, że po zakończeniu wojny będzie ją można przeprowadzić w zasadzie bezkrwawo. Dalszym krokiem, jest, jak wspomniała już królowa, zabezpieczenie granic przed zagrożeniami zewnętrznymi, takimi jak na przykład okoliczne plemiona barbarzyńców - albo najbliższa placówka sił Cesarstwa, ale tego nie zamierzał na razie dodawać głośno. - a co potem?
Przez chwilę wpatrywał się w zamyśleniu w wizje walk widoczne pod otaczającymi wyspę wodami.
- To też, oczywiście, zależy od przyszłych wydarzeń. Moje plany nie są też aż tak dokładnie opracowane. Niemniej, patrząc na historię regionu narzuca mi się kilka wniosków. Ziemie Łupieżców - o czym myślicie, słysząc tą nazwę? - Abyssal zmierzył obie kobiety wzrokiem, jakby czekając na odpowiedź - ale nie dał im na nią czasu.
- Ja widzę region o dobrym klimacie, bogatych i żyznych ziemiach, kwitnącym handlu, pełen niepodległych i samodzielnych państw, zarówno dużych i małych. Region, w którym najpotężniejsze z nich nie próbują podbijać mniejszych ale pozwalają im się rozwijać w spokoju. Region, który nie raz i nie dwa, a po wielokroć skutecznie opierał się wpływom Cesarstwa, gdzie Konfederacja Rzek potrafi połączyć wszystkie państwa i państewka regionu w siłę zdolną stawić czoła doborowym siłom ekspedycyjnym z Wyspy. region którego sercem jest Węzeł - centrum handlu i kultury, rozprzestrzeniające swe bogactwo na cały rejon, będące też drzwiami do całej Kreacji. Widzę region, gdzie nikt nie próbuje ograniczać handlu zgodnie z wymaganiami większej polityki, gdzie nie zabrania się wyznawania większości religii. - może poza infernalistami, choć są pewnie regiony gdzie i to ujdzie, dodał w myślach.
W trakcie gdy mówił, jego sylwetka prostowała się, a głos stawał się bardziej donośny. Teraz jednak wkradły się weń bardziej mroczne barwy.
- Widzę też region gdzie żyzne ziemie są palone w trakcie częstych konfliktów. Gdzie państwa nie tylko łatwo się tworzą, ale i łatwo znikają. Gdzie potężniejsi patrzą beznamiętnie na drobne ich zdaniem konflikty lokalne. W którym praktycznie codziennie toczy się gdzieś jakaś wojna. W którym państwa nie potrafią się porozumieć we właściwie żadnej kwestii która nie dotyczy bezpośrednio przetrwania ich wszystkich. Region w którego środku jak wrzód wyrasta Węzeł, rozprzestrzeniając swą zgniliznę na całą okolicę i poddając ją wpływom Gildii. Gdzie nikt nie próbuje wprowadzać żadnych ograniczeń czy praw. Region, który jest w zasadzie bezbronny przeciw poważniejszym zagrożeniom wewnętrznym, a przeciw zewnętrznym potrafi się tylko bronić, bez możliwości atakowania ich źródła. Który z tego powodu nie będzie w stanie poradzić sobie ze zmianami jakie się szykują w świecie.
Przez chwilę w zamyśleniu patrzył przed siebie, zapatrzony jakby w przyszłość, po czym westchnął ciężko i spokojniejszym, ale równie zdecydowanym tonem zakończył
- Region, który bardzo, ale to bardzo potrzebuje zmian.
Serena uważnie słuchała przemówienia od czas do czasu w milczeniu kiwając głową w ramach aprobaty. Plany na przyszłość Płomienia w sporej części pokrywały się z tym co chciała osiągnąć. Uderzanie w sedno problemów zawsze było w końcu najlepszym rozwiązaniem.
- Dalekosiężne plany, Płomieniu i Sereno - powiedziała poważnym tonem Suwariko - nie będę ukrywać, cieszy mnie, że miałam rację co do was... z przyjemnością będę obserwować jak wasze losy się rozwiną. W tym regionie nie ma w tej chwili innych Wyniesionych, na których barkach byłabym gotowa złożyć nadzieję na lepszą przyszłość. Jednak... chciałabym mieć do ciebie pewną prośbę, królowo.
- Jaką prośbę? - spytała Serena, nieco zdziwiona tą nagłą zmianą tematu.
- Dawid jest moim potomkiem. Jeśli to on zarządził śmierć królowej, obowiązuje wzajemne prawo krwi i powinien ponieść karę. Jeśli jednak nie - nie mogę odmówić faktu, że swoiste zdobycie pomocy Gwiezdnych świadczy o jego zaradności, zaś obecna sytuacja w Discordii potwierdza jego talenty wojskowe. Dlatego też, jeśli nie okaże się winny śmierci królowej Kwiety chciałabym cię prosić, abyś w razie wygranej wojny pozostawiła jego los w moim ręku - jeśli oczywiście da się pojmać żywcem. Obiecuję ci, że nie oznacza to prób przywrócenia go kiedykolwiek na tron.
Serena, gdy wspomniana została śmierć matki odwróciła na moment wzrok, a przez jej twarz przeszedł cień. Wysłuchała jednak do końca prośby Suwariko. Gdy ta skończyła mówić Serena nie odezwała się od razu, wyraźnie rozważając jak sformułować odpowiedź.
- Najprawdopodobniej jeśli spotkam twojego potomka będzie to na polu bitwy w walce, gdzie większym priorytetem będzie dla mnie życie moje i moich oddziałów. Jeśli jednak uda nam się wziąć go żywcem i będę podejmowała decyzję co do jego dalszego losu... Jeśli nie będzie odpowiedzialny za śmierć matki... Zastanowię się - tu urwała na moment. Po czym dodała z większą mocą - Nie mogę jednak złożyć żadnych obietnic, szczególnie że nie wiem czy przeżyje tę wojnę. Zwłaszcza, jeśli to Ireneusz dotrze do niego pierwszy na polu bitwy.
- Królowie wbrew pozorom nieczęsto umierają na polu bitwy - uśmiech Suwariko był prawdziwy - częściej po niej.
Serena westchnęła, bardziej w stronę siebie niż innych.
- Masz większą wiedzę w tym zakresie, ode mnie - zauważyła Smoczokrwista z wyczuwalnym szacunkiem w głosie. - Osobiście nie mam jednak zwyczaju decydować co zrobię z wróblem nim będę miała go w garści. Zwłaszcza jeśli łapać będę go zapewne przy pomocy miecza. Moim priorytetem będzie dowiedzieć się czy Dawid nie jest zamieszany w śmierć Kwiety. Jeśli nie będzie to wtedy pomyślę co z nim zrobić i rozważę twoją prośbę. Jednak do tego czasu za wiele rzeczy może się zmienić. Ze mną włącznie.
- Jestem pewna, że ją rozważysz - uśmiech Suwariko był bardzo szeroki - wiem doskonale, że wypadki się zdarzają, jednak liczę, że uda się nam pomyślnie rozwiązać ten problem.
Serena milczała przez moment po czym spytała neutralnym głosem.
- Jak rozumiem nie masz żadnych dodatkowych życzeń w związku z dalszym losem jego córki?
- Córka Dawida nie wykazuje talentów, które w mojej opinii wynosiłyby ja ponad innych śmiertelnych. Być może zabrzmi to okrutnie według ludzkich standardów, jednak chociaż w pewnym stopniu jest ze mną spokrewniona nie czuję z nią większej więzi niż z większością normalnych ludzi, szczególnie że boska krew pochodząca ode mnie jest w niej już niezwykle rozcieńczona. Minęło zbyt wiele czasu, zaś inna boska i żywiołowa Esencja znacznie przygasiły mój dar.
- Rozumiem. Chciałam się tylko upewnić - stwierdziła Serena kiwnąwszy głową.
Przez twarz Płomienia przemknął lekki wyraz zdziwienia, gdy przysłuchiwał się rozmowie. Jeden element omawianej sytuacji wydawał mu się oczywisty - tak oczywisty, iż nie od razu zauważył, że został on przez obie panie pominięty.
- Wydaje mi się, bogini, że jeśli chciałabyś wziąć na siebie odpowiedzialność za przyszły los Dawida - w wypadku gdyby przegrał on tę wojnę, oczywiście, to musisz jednocześnie rozważyć potraktowanie jego córki w ten sam sposób. - abyssal rozłożył ręce z krzywym uśmiechem - O ile ty możesz nie czuć więzi w stosunku do córki Dawida, wszystkie informacje jakie dotychczas udało mi się zdobyć wskazują, że w jego wypadku jest inaczej. Pomijając oczywiście różne losowe przypadki, byłoby ze strony Sereny wysoce... nierozsądne, w takim razie, wypuszczanie Dawida w wypadku gdyby Hanie Valentinie miał przypaść inny los.
- Masz rację Wyniesiony - powiedziała Suwariko, a blask w jej oczach na chwilę przygasł - Zbyt dawno nie rozmawiałam z ludźmi, zapominając zbyt wiele z tego, jak myślicie oraz jak wasze uczucia różnią się do naszych... czy też może od moich, bowiem każdy bóg będzie myśleć i czuć inaczej. Tak, jeśli Dawid ma pozostać przy życiu także jego córka powinna je zachować, albo skutki mogą być trudne do przewidzenia. Dziękuję.
Abyssal skłonił lekko głowę w odpowiedzi na podziękowanie. Osobiście los zarówno króla Discordii jak i jego córki był mu dość obojętny, ale wolał uniknąć ewentualnych komplikacji które mogłyby być wynikiem niewystarczająco dokładnego przemyślenia sprawy.
Serena uważała, że na chwilę obecną jest to “nie jej problem”, więc tylko kiwnęła głową dając do zrozumienia, że rozumie, po czym spytała:
- Czy jest jeszcze jakaś kwestia wymagająca omówienia?
- Myślę, że w tej chwili chyba więcej nie mamy sobie do powiedzenia, Wyniesieni. Powinniśmy jednak pozostać w kontakcie, gdyż wkrótce powinnam mieć dla Was ciekawe informacje... a Wy na pewno będziecie mieli wiele mi do powiedzenia. - Suwariko odpowiedziała po chwili namysłu, zaś jej oczy wyraźnie błyszczały.
- Z pewnością - uśmiechnął się Płomień wstając z miejsca i żegnając się z boginią. Był ciekawy, jakie zdanie będzie ona miała w kilku kwestiach które zamierzał jej przedstawić. Choć nie były to raczej sprawy o których w tej chwili myślała, nie było powodu by nie skorzystać z niezależnej opinii kogoś doświadczonego, skoro już się go miało pod ręką.
- Oczywiście, również mam nadzieję na kontynuację dalszej współpracy dla dobra tego regionu - oznajmiła Serena z uśmiechem, wstając. - Mam nadzieję, że nasze kolejne spotkanie będzie równie owocne.
- Ja również - uśmiechnęła się Suwariko, a w jej oczach zatańczyły złociste iskierki. |
_________________ "People ask me for advice all the time, and they ask me to help out. I'm always considerate of others, and I can read situations. Wait, aren't I too perfect?! Aren't I an awesome chick!?"
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 09-03-2013, 20:58
|
|
|
[Stolica Discordii, po audiencji]
Johann domyślał się, że w Discordii może spotkać kogoś kto o nim słyszał, zupełnie jednak nie spodziewał się, że miał w niej prawdziwy krąg miłośników. Pozwolił się paziowi zaprowadzić do jednej z sal kominkowych pałacu, gdzie zwykli się oni spotykać. W stolicy kraju tak niedużego jak Discordia wieści rozchodzą się szybko, toteż na wieść o jego przybyciu wkrótce zbiegli się amatorzy jego twórczości. Początkowo dziwiło go, iż żaden nie wyglądał na prawnika, rychło się jednak okazało, że to nie za jurysprudencję i ustawy jest tu tak poważany.
Nikt ze sporego tłumku dworzan i żołnierzy nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat, niektórzy wyglądali wręcz na mniej niż osiemnaście. I nie dziwota, gdyż dzieła, jakie wzbudziły tu taką furorę, sędzia pisał nie będąc wcale starszy. Okazało się bowiem, że jakimś cudem, ktoś zadał sobie trud, by do tak odległego kraju sprowadzić, nie wiadomo jakimi drogami, przetłumaczyć i wydać jego wczesne próby poetyckie, których głównymi tematami były trunki, karczmy i pogoń za spódniczkami. Była to poezja mało dojrzała, wręcz prostacka, ale też pozbawiona jakichkolwiek pretensji do miana sztuki wysokiej i wesoła. Poezja młodego szlachcica, którego jedynymi troskami bywały pusty trzos wieczorem, ból głowy rankiem i skrzypiący dach o północy.
Początkowo Johann czuł się zażenowany, że wyciągają mu z przyszłości potworki, o których by najchętniej zapomniał, szybko jednak zapomniał o wątpliwościach. Dworzanie i dwórki, dzieci discordiańskiej arystokracji, nie wyglądali jak rozpuszczone zadufane w sobie bachory. Byli ubrani skromnie w identyczne kostiumy, niemalże mundury, mieli identyczne konserwatywne fryzury i chude ramiona. Ani śladu makijażu, biżuterii czy koronek, tylko kordzik przy boku i srebrny haft na rękawach, chyba znamionujący funkcję bądź rangę na dworze. Nie byli wynędzniali, ale sprawiali wrażenie zmęczonych i zahukanych, przytłoczonych ciężarem olbrzymich oczekiwań. Nie trzeba było wielkiej spostrzegawczości by ocenić, że “złota młodzież” Discordii nie miała złotego życia. Domyślał się, że dni upływały im na ciężkiej służbie, trudnej nauce i ciągłych ćwiczeniach wojskowych, wszak byli przyszłymi kadrami imperium Cordiali, które śniło się ich królowi. Zrozumiał zatem, dlaczego taką admirację czuli dla jego śmiesznych utworów o życiu beztroskim i pełnym uciech. Ku swemu zdziwieniu łatwo znalazł wspólny język z tymi młodymi ludźmi, z których część mogłaby być jego dziećmi, a która znała nierzadko na pamięć niektóre fraszki i wierszydła (albo były jeszcze bardziej pokraczne niż je zapamiętał, albo powinien znaleźć i poważnie porozmawiać z tłumaczem).
Spotkanie - które chyba nie było do końca legalne, sądząc po tym, że młodzież starała się nie podnosić głosu i zerkała czasem z niepokojem na korytarz - nie trwało długo, sędzia jednak obiecał, że na pewno jeszcze tu wróci. Odprowadzało go kilkanaście par błyszczących oczu, wpatrzonych weń jak w obrazek. Nie mieli pojęcia z jak ciężkim sercem szedł krużgankami w stronę swojej komnaty. |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Xeniph
Buruma
Dołączył: 23 Sty 2003 Status: offline
Grupy: AntyWiP WIP
|
Wysłany: 10-03-2013, 21:23
|
|
|
Johann zamknął za sobą drzwi, rzucił dublet na łóżko i zajrzał do szafy w poszukiwaniu czegoś odpowiedniejszego. Kilka sekund później krótkie chrząknięcie zwróciło jego uwagę na siedzącą na jego łóżku - i mającą na sobie jego dublet - Lunarkę.
- Nie za duży na ciebie? - spytał nieco bezmyślnie.
Cyrie przyłożyła palec do ust, po czym wyciągnęła z kieszeni dubletu notes i ołówek, po czym szybko coś nabazgrała.
“Ściany mają uszy”, pokazała kartkę Johannowi.
- Zaczynam gadać sam do siebie, wspaniale - westchnął, kiwając głową lunarce, po czym zwrócił się ponownie w stronę szafki. Wyciągnął wygodny łosiowy kabat i świeżą koszulę z miękkiej tkaniny. Gdy ponownie odwrócił się w stronę łóżka, już czekała na niego zapisana kartka.
“1. I jak wrażenia?
2. Co sądzisz o pani minister (podejżana baba)
3. Widziałeś te smoki?
4. Jakie plany?”
- I nie krzycz, ale tak będzie wygodniej - usłyszał głos Cyrie w swojej głowie. Sędzia stanął jak wryty, nieprzygotowany na takie dictum. Po chwili jednak pokręcił głową i wrócił do przebierania się.
“Słychać mnie? Halo.”
“Głośno i wyraźnie. Nawet trochę za głośno.” skrzywiła się lekko Cyrie “Ale mów, mów... Znaczy myśl, myśl.”
“Ad jeden - To nie był mój najlepszy występ publiczny. Ad dwa - niewątpliwie jest podejrzana, choć ciężko mi powiedzieć cokolwiek więcej. Ad trzy - jakie smoki? Ad cztery - ja będę zaprzyjaźniał się z tutejszą szlachtą i postaram się spić paru arystokratów, ty w tym czasie możesz obejrzeć zamek w jakiejś nierzucającej się w oczy postaci, na okoliczność ewentualnej ewakuacji. Spotykamy się tu po pierwszej w nocy - mam pewien pomysł jak można nieco namieszać w głowach naszym gospodarzom.”
“Były. Conajmniej dwa. Stały tuż za Davidem, zdematerializowane. Wyglądały na całkiem silne - na ile pamiętam, żywiołaki tej klasy nie liczą się zbytnio z śmiertelnikami, nawet Bogokrwistymi, co oznacza, że albo nasz królik ma silne plecy, albo dysponuje znacznie większą mocą niż powinien, albo smokom mocno poszły w dół standardy w ciągu ostatnich stuleci. Zaś co do pani minister... Zamierzam w nocy złożyć jej małą wizytę, pomyszkować trochę w jej pokoju. Może uda mi się znaleźć jakieś brudy... Nie martw się, nie zamierzam dać się przyłapać.” Dodała, widząć lekki niepokój na twarzy Johanna. “I bardzo ciekawi mnie, co wymyśliłeś,” uśmiechnęła się szelmowsko.
“Wspaniale, infernal, siderealna klątwa, tylko smoków żywiołów nam brakowało” pokręcił głową siadając na krześle by zmienić buty. “Kroi sie tutaj coś grubszego, nie ma mowy, że jakiś królik z państewka na końcu świata zmobilizował takie zasoby zupełnie przypadkiem...”
“Zdecydowanie. I dowiemy się co” potwierdziła Cyrie, po czym zamyśliła się na chwilę. “A w międzyczasie, chcesz zagrać w ‘Okalecz Pana Cebulę’?”
Cyrie wyciągnęła z dubletu Johanna talię kart. Sędzia przez chwilę patrzył na nią dziwnym wzrokiem, po czym wzruszył ramionami i przysiadł na łóżku obok niej. |
_________________ You don't have to thank me. Though, you do have to get me donuts. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|