FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony 1, 2, 3 ... 53, 54, 55  Następny
  Mroczny Bóg (quest)
Wersja do druku
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 28-10-2004, 12:42   Mroczny Bóg (quest)

PROLOG

W cytadeli w mieście Urtab, należącej do Zakonu Sześciu Bóstw, odbywało się zebranie. Wzięli w nim udział najwyżsi urzędnicy zakonu i tamtejszy komtur. Zebranie czarnych, zakapturzonych postaci w ciemnej komnacie przypominało konwent Nazguli. Teost, ów wspomniany komtur, wstał.

- Przede wszystkim chciałbym powitać Wielką Radę Zakonu i podziękować jej członkom, że raczyli się zjawić w mych skromnych progach i wysłuchać co mam do powiedzenia. Radem wielce i...
- Bracie Teoscie, czcigodny komturze Jessy - przerwał wielki szpitalnik, człowiek, który lubił konkrety i który wiedział, że jeśli nie on to zrobi to wielki marszałek. A wielki marszałek zwykł kwitować takie wtrącenia dwugodzinną wiązanką. - Dziękujemy za te słowa, nie jesteśmy jednak na oficjalnym spotkaniu, możesz więc sobie darować ceremoniał.
- Zwłaszcza, że mamy mało czasu, a czas to pieniądz - wtrącił wielki skarbnik.
- Yyy, no więc dobrze. Wezwałem was, czcigodni bracia, gdyż nasi wieszcze przekazali nam niepokojące proroctwo. Uznałem, że sprawa jest wielkiej wagi i muszę was o nim powiadomić.
- Jakie to proroctwo?
- Przed sobą macie zwoje pergaminu z zapisanym jego tekstem.

Dygnitarze Zakonu Sześciu Bóstw zajrzeli do papierów. Przez chwilę czytali, coraz bardziej marszcząc czoła. Wielki marszałek trzymał zwój do góry nogami, gdyż był wtórnym analfabetą. Wreszcie wielki komtur przeczytał na głos:

Blur ble glu gligligligli
bryyyyyyyyyń jahahaha. Tata miś,
mama miś i mały miś zjedli
Złotowłosą z owsianką i zakopali
kości w ogródku. Łebleble
fafonolalolalulilulilaj młachacha.
Staaawaj strana narodnaja, stawaj
na smertnyj boj!!! Umplitumpli
tralala. Gdzie dwóch się się bije
tam były sobie świnki trzy, kwikwikwi!
Ryyyp!!!


- Bracie Teost - Dragomir, wielki mistrz całego zakonu, masował sobie skronie próbując zachować spokój. - Myślałem, że już to przerabialiśmy. Wydawało mi się, że używanie środków halucynogennych tego kalibru zostało zabronione. A wy nie dość, że olaliście nasze zakazy, to jeszcze ściągacie nas na to zadupie, żeby pokazać nam jakieś jazgotanie naćpanego dziada, który naczytał się za wiele bajek dla dzieci. Czy wy chcecie trafić na placówkę do takiej pipidówy, gdzie nawet karaluchy wstydzą się pokazywać?
- Aaale... to tylko tak wygląda! Poczekajcie aż usłyszycie moją interpretację!
- Zamieniamy się w słuch.

- Khem khem - odchrząknął komtur Jessy, przeglądając gęsto zapisany pergamin. - No więc tak. Trzy misie nie są ważne, można je uznać za zakłocenia na linii transcendentalnej między wieszczem, a bogami. Interesująca jest za to Złotowłosa, zwłaszcza w połączeniu z owsianką. Jedzenie mięsa z owsianką jest bez sensu, czyli oznacza Chaos. A przecież wszyscy wiedzą, że złotowłosą boginią Chaosu jest Władca Koszmarów. Wskazuje na nią również motyw zakopania, gdyż jak wiadomo łopata jest atrybutem tej bogini, najczęściej występującym w ikonografii.
- o.o
- Początek znanej nam wszystkim rodińskiej pieśni bojowej to oczywista zapowiedź krwawych działań wojennych, w których wezmą udział nasze wojska z pieśnią na ustach.
- :O
- "Gdzie dwóch się bije" to wyraźne wskazanie na któryś z czterech światów stworzonych przez LoN osobiście, gdyż jak wiadomo na każdym z tych światów są dwaj bogowie, Ładu i Chaosu, którzy ze sobą walczą. Zaś trzy świnki to oczywista metafora Czarnoboga, naszego arcywroga. Przypominam bowiem, że ma on trzy głowy, a jego świętym zwierzęciem jest wieprz.
- O_o
- Wniosek jest oczywisty: Czarnobóg wykorzystał konflikt na jednym z tych światów i przejął nad nim kontrolę, czego dowodem jest "kwikwikwi", czyli odgłos ukontentowania u szczęśliwej świni.
- A... a "ryyyp"? - spytał nieśmiało wielki marszałek.
- To zapowiedź katastrofy, która nam grozi jeśli nic nie zrobimy.

- Teost, ty albo jesteś wariat albo geniusz - powiedział po dłuuugiej chwili mistrz Dragomir. - Jeśli to się okaże prawdą, to przeniosę cię na jakieś ciekawsze stanowisko i okrzyknę kandydatem na mego następcę. A jeśli się nie spełni każę cię zakuć w łańcuchy i zamknąć w domu wariatów, zgoda?
- Eee, zgoda.
- Czy na podstawie tej wieszczby - spytał ostrożnie komtur, gdy już udało mu się pozbierać szczękę. - Dałoby się określić na którym z czterech światów świńki trzy... to jest Czarnobóg, teraz grasuje?
- Na podstawie proroctwa nie. Ale to nietrudne do dedukcji. Na dwóch światach panuje teraz impas, a na świecie o oznaczeniu LON-CG4 bóg Garfeed niemalże pokonał swego przeciwnika Chaotic Blue i jest zbyt potężny by ktoś mógł mu zaszkodzić. Natomiast w świecie o oznaczeniu LON-DV3 Darkstar i Vorfeed się nawzajem pozabijali i jest on od dobrych stu lat wolny, że tak powiem.
- Skoro wolny to czemu jeszcze tam nie wkroczyliśmy O_o?? - zdziwił się marszałek.
- LoN co prawda zazwyczaj nie interweniuje w swoje światy - zaczął tłumaczyć komtur - czasem jednak jej się zdarza. a My nie możemy przeciągać struny, zwłaszcza po ostatniej wojence z jej zwierzakiem.
- A, tą Skrzelas? Gdyby nie interwencja LoN zdobylibyśmy tamten wymiar.
- No właśnie, gdyby. Ale teraz nie możemy tworzyć zadrażnień.
- Ale przecież planujemy interwencję do świata Vorfeeda, nie?
- Owszem, ale Czarnobóg to nasza wewnętrzna sprawa i wszyscy już się do naszych krucjat przyzwyczaili. Dlatego jeśli jego bytność tam się potwierdzi, LoN raczej nie będzie nam miała za złe, że trochę zniszczymy czy kogoś zabijemy.

- No więc kogo wysyłamy na rekonesans? - spytał po kolejnej chwili ciszy marszałek.
- Rycerza Swaroga - zdecydował Dragomir. - Był w końcu mediatorem w czasie wojenki w Axhen, więc on najmniej z nas wszystkich powinien drażnić Panią Koszmarów. Poza tym trzeba mu znaleźć coś do roboty, bo jedyne co robi to wszczyna bójki i obija się.
- A więc postanowione - uśmiechnął się Teost. Gwizdnął na braci służebnych. - Dawać te beczki!!! To trzeba opić!!!

* * *

Powyższe dialogi Ysengrinn znał tylko z opowieści stenografa, który to wszystko próbował zapisywać(wpadł w taki trans, że przestał zapisywać dopiero gd trzeci raz śpiewali "Góralu, czy ci nie żal"). W normalnych okolicznościach śmiał by się z tego wszystkiego, ale okolicznośc nie były normalne. Od kiku dni jechał na małym koniku(Nazgul nie nadawał się do takich akcji bo nie był przystosowany do stepowego wiktu), widząc tylko step zarośnięty niską trawą i czasem jakiegoś zwierzaka. Powoli skonczyły mu się skromne zapasy, mimo iż jadł bardzo niewiele. Miał co prawda sporo pieniędzy, ale dość szybko zauważył, że dość trudno będzie je wydać.

Miejsce w którym wylądował musiało być jednym z najgorzej dotkniętych przez katastrofę sprzed stu lat. Zdarzało mu się mijać kikuty dawnych, olbrzymich drzew, musiał więc być tu kiedyś las. Nic z niego jednak nie zostało, a w powietrzu dalej było czuć aurę zniszczenia. Z tego powodu niewiele zwierząt kręciło się po stepie i zdecydowanie za ostrożnych, by na nie zapolować.

Gdy tydzień od przybycia wjeżdżał na jakąś górkę myślał chmurnie o tym, że będzie musiał zjeść swój transport żeby przeżyć jak tak dalej pójdzie. Na swoje(o koniku nawet nie wspominając) szczęście gdy wjechał na szczyt u stóp wzgórza ujrzał miasto.

Wiem, deczko przegiąłem:>. Ale ja już tak mam jak się rozkręcęXD.

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Przejdź na dół Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
xellas Płeć:Kobieta
Kolekcjonerka Wampirzyca


Dołączyła: 09 Lut 2004
Skąd: Gdańsk-tu smoki chodzą koło Fontanny Neptuna
Status: offline
PostWysłany: 29-10-2004, 05:54   

Tymczasem w Axhen Xellas siedziała w bibliotece i czytała nagle w wyczóła silną aurę, przeniosła się do swojego gabinetu i otworzyła ukryte drzwi. Stanęła w pustce, usłyszała głos i przyklękła na jedno kolano.
-Masz zadanie...-głos LON wydawał się zimniejszy niż zwykle
-Jakie?
-W jednym z mych światów obcy bóg próbuje przejąć władzę
-Pani to nie jest zadanie dla mnie...
-"Specjalna" ekipa została już wysłana, ty masz jedynie pilnować by nie próbowali zdobyć tego terenu>]
-...a więc znów mam styczkę z Zakonem Sześciu Bóstw?
-Idź już

Kilka dni później Xellas siedziała w jakiejś dziurze, to znaczy karczmie. Nie zabrała ze sobą Elen, Irenicus nadal wypełniał jedno z zadań, a Atisa zwyczajnie wykiwała^^
-No...Ysen ile mam jeszcze czekać co się tak wleczesz><**
Zamierzała z ukrycia obserwować rycerza, dostała specjalny medalion który potrafił ukryć jej aurę więc sprawa nie była trudna.

_________________
Wampiry stworzenia nocy, przeklęte przez Boga za grzechy ojca, wyklęte przez ludzi za grzechy własne. Jam jedną z nich, z cienia zrodzona, na rękach mych krew, na ustach śmierć, w spojrzeniu zagłada.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 29-10-2004, 12:54   

- Stać! Kto jedzie?
- Przyjaciel.
- Na pewno nie mój. Zresztą nie wyglądacie zbyt przyjaźnie.


"Też byś konusie nie wyglądał przyjaźnie jakbyś dwa nie jadł", pomyślał Ysengrinn, mierząc strażników złym spojrzeniem. Nie był jeszcze tak zdesperowany, by zaczynać swoją znajomość z miejscową populacją od konfliktu z siłami porządku, zaczynał jednak tracić cierpliwość.

- Nie mam złych zamiarów. Szukam tylko ciepłego posiłku i dachu nad głową.
- Wszyscy tak mówią.
- Ledwo trzymam się na koniu. Od kilku dni nie jadłem.
- Dobra, wjeżdżaj, ale pamiętaj, że mamy na ciebie oko.
- Zapamiętam - obiecał. "Módl się żebym ciebie nie zapamiętał" dodał w myśli.

Już wcześniej zdążył zauważyć, że nazwa "miasto" była przesadą. To, czego bramę właśnie przekroczył było raczej faktorią handlową, otoczoną niskim glinianym murem dla bezpieczeństwa. Wśród kilkunastu budynków wewnątrz murów przeważały zajazdy, stajnie i siedziby towarzystw kupieckich, a także przybytki wątpliwej rozkoszy, a niewątpliwej rzeżączki. Postanowił rozejrzeć się później najpierw się wreszcie najeść.

Karczma była raczej z tych, do których nie zaprasza się narzeczonej na romantyczną kolację. Gdy przekroczył próg około trzydziestu mniej lub bardziej zakazanych facjat zwróciło się w jego stronę, było to jednak normalne więc nie zwrócił uwagi. Spytał karczmarza co może polecić, ten rzucił jakąś dziwną nazwą i najwyraźniej uznał, że wszystko jasne. Ysen zaryzykował i zamówił to i jeszcze parę innych rzeczy.

Dania były delikatnie mówiąc średnio smaczne, ale głodny nie wybrzydza. Z całego posiłku najbardziej smakował mu gulasz z droła, mimo iż dość twardy i przypalony. Słowo droł z czymś mu się kojarzyło, ale nie pamiętał co to takiego. Popił to wszystko czymś co miało być winem, wolał nie wiedzieć z czego.

Gdy już się najadł zaczął myśleć, co robić dalej. Jak na razie nie widział żadnych śladów działań, które by można przypisać Czarnobogowi, ale to o niczym nie świadczyło. Należałoby się wypytać, czy nie ma jakichś wieści ze świata, zastanawiał się jednak kogo.

Pozornie najmądrzej byłoby skontaktować się z kimś z dawnego kleru Vorfeeda, który na pewno dalej istniał, ale niestety były z tym problemy. Bóstwa lokalne nie cierpiały krucjat ZSB, gdyż zawsze kończyły się one próbami zagarnięcia danego świata. Poza tym bóstwa z czterech światów LoN, a co za tym idzie ich kler, cieszyły się sławą bufonów i egoistów, wszelkie formy współpracy natykały na mur wrogości, gdyż synowie LoN kochali swoją wojenkę i nienawidzili, gdy ktoś się do nej wtrąca. Inną wadą tego źródła informacji było to, że nie widział nikogo wyglądającego jak kapłan.

Drudzy w kolejce, jeśli chodzi o jakość posiadanych informacji, byli kupcy, ci jednak unikali rozmów z takimi jak on. Mógłby co prawda porozmawiać z jakimiś najemnikami, okazało się jednak szybko, że wszyscy dostępni pochodzili z jakichś plemion i rozmawiali tylko w swoim gronie. Została więc ostatnia opcja: chamskie podsłuchiwanie. Wyostrzył więc swój słuch, zamknął oczy i skoncentrował się.

- Nie słyszałeś? - zdziwił się kupiec zasapanym głosem. - Nie już Sertarii! Koczownicy spalili miasto i wymordowali całą okolicę. Podobno pomagały im jakieś latające jaszczury i...
- Taki miał łeb, mówię ci! - krzyknął inny kupiec przy innym stole. - Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Normalnie dzikie świnie nie ważą więcej niż czterysta funtów, a ten był wielki jak wół, dosłownie!
- śmiej się, śmiej - warknął najemnik do rechoczącego kolegi. - dziesięciu nas ocalało z całej kompanii, te diabły zabiły wszystkich!
- I miały kozie głowy?
- A żebyś wiedział, że miały! Był szybkie jak błyskawica i silne jak niedźwiedzie. I jeszcze widzisz, jakąś klątwę chyba na mnie rzuciły, bo cały jestem w krostach.

Ysen uśmiechnął się. Nie spodziewał się nawet, że to będzie aż takie proste. Pierwszą część misji można było uznać za wykonaną, Czarnobóg był tam i bynajmniej się nie ukrywał. Teraz należało zebrać jak najwięcej informacji o przeciwniku i terenie przyszłych działań, nawiązać łączność z lokalnymi włądzami i jakoś je miło nastawić do inwazji. Nie wyglądało to na zbyt trudne.

Ponieważ rycerz w dalszym ciągu miał zamknięte oczy nie zauważył, że jakiś obdarty starzec wyszedł na środek sali. Otworzył oczy dopiero gdy tamten zaczął stukać laską w podłogę, by zakomunikować gościom zajazdu swoje istnienie.

- Zbliża się odmiana naszego losu, słuchajciew więc, dobrzy ludzie! - wydarł się starzec skrzekliwym głosem, unosząc do góry ręce i wymachując nimi.

. - Sto lat temu bogowie wymordowali się nawzajem w Ragnaroku, lecz wkrótce powrócą. Żałujcie za grzechy, gdyż zbliża się Złoty Bóg, który przywróci Złoty Wiek ludzkości. Nie będzie już trzeba uprawiać roli i niepotrzebne będą wszelkie prawa, jednak tylko nielicznych czeka ten raj!

Słysząc starca spora część gości, zwłaszcza kupcy, wyniosła się w popłochu. Pozostali, w tym Ysen, słuchali dalej co dziad ma do powiedzenia, niestety okazało się, że niewiele ponad to co powiedział. Rycerz już miał ruszyć do wyjścia, gdy drzwi się rozwarły i stanęli w nich jacyś wojacy.

Wyglądali dziwnie, przynajmniej dla Ysena. Mieli na sobie coś jakby futurystyczny frak, twarze mieli pomalowane na biało, oczy uczernione, a włosy wyglądały jakby oberwali piorunem. Równie dziwnie wyglądała ich broń: jakieś przedziwne topory i miecze z nieznanego metalu(rycerz do tej pory widział w faktorii tylko prymitywne maczugi z brązu iu dzidy), jeden niósł coś jakby podwójną halabardę. Dowódca, dzierżący coś jakby berło zakończone trójpalczastym szponem, podszedł do starca. Ten zaczął się cofać i zasłonił ręką, wiele mu to jednak nie dało. Dowódca zabił go jednym ciosem. Następnie omiótł obecnych beznamiętnym spojrzeniem.

- W imieniu Świątyni Syriusza jesteście wszyscy aresztowani. Uczciwi obywatele, gdy karmi się ich herezją, oddalają się lub próbują zmusisz jej głosiciela do zamilknięcia. Wy najwyraźniej o tym zapomnieliście. Nie stawiajcie oporu, a zostawimy was przy życiu.

Ysen postanowił zareagować. Nie miał zamiaru dac się aresztować, gdyż wtedy zabraliby mu miecz, nie chciał jednak z nimi walczyć. Podniósł więc rękę i chciał coś powiedzieć, ale dowódca podniósł swoją. Zderzył się ze ścianą nim zdążył powiedzieć słowo.

* * *

Pierwszym co poczuł był tępy ból. Drugim smród. Straszny smród. Otworzył oczy, lecz dalej widział ciemność.

- Gdzie ja do diabła jestem?
- W tutejszym więzieniu - usłyszał głos. - To cię oduczy zabierania głosu w otoczeniu sługi Świątyni.

Kilka innych głosów zarechotało. Ysengrinn nie widział w tym nic śmiesznego, ale zachował to dla siebie. Był cały obolały. Stosunki stosunkami, sojusz sojuszem, ale postanowił sobie, że jak dorwie kapłana w swoje ręce to będzie go torturował tak, że jego prawnuki poczują.

[ Dodano: Pią 29 Paź, 2004 ]
Ja się wstrzymuję do niedzieli co najmniej, żeby nie skończyło się na tym, że sam będę tego questa robił:P

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
xellas Płeć:Kobieta
Kolekcjonerka Wampirzyca


Dołączyła: 09 Lut 2004
Skąd: Gdańsk-tu smoki chodzą koło Fontanny Neptuna
Status: offline
PostWysłany: 29-10-2004, 23:57   

W środku dnia obudził ją głos w jej głowie.
-Tak Pani?
-Rycerz ma kłopoty
-A co mnie to obchodzi?
-Jesli macie podróżować bezpiecznie to lepiej, żeby nie szło za nim widmo morderstwa-w głosie Lon przez sekundkę, a może krócej było słychać nutkę radości-Masz ułatwiać mu zadanie
-Co?!? Nie było mowy o żadnym ułatwianiu!!
-On i jemu podobni mają się wynieść z tego wymiaru, a ty masz tego dopilnować, zrozumiano?
-Tak jest Pani

-Idiota$$%^#@@!#$ cymbał@%@$%#@$, ofiara losu #!$$!@$!!@@-litania jeszcze się wydłużyła zanim Xellas doszła do więzienia, jeśli tak można to było nazwać. Stara buda otoczonam powiedzmy płotem. Wampirzyca weszła do środka, ubrana była w krwisto czerwoną suknię w stylu gotyckim z czarnym obszernym płaszczem i nałożonym kapturem, robiła wrażenie baaaardzo bogatej osóbki.
-Słucham Panią-dowódca ukłonił się nisko-czym mogę służyć?
-Chodzi o jednego z więźniów-wskazała owiniętą w równie czerwoną jak suknia rekawiczkę w stronę Ysena, który od razu zwrócił na to uwagę, jednak w więzieniu panował zbyt duży hałas by móc usłyszeć cokolwiek.
Dowódca natychmiast zrobił sie podejrzliwy i poprosił ją do swego pokoju, a raczej komurki. Usiadł na dużym krześle jedynej solidenej rzeczy w tym pomieszczeniu, a jej wskazał mniejsze krzesło. Po sprawdzeniu czy krzesełko nie rozleci się przy dotknięciu go usiadła i zaczęła rozmowę
-Widzi Pan mój yyy...-nie może powiedzieć, że rodzina bo ubrany jak wieśniak-...sługa..został omyłkowo zamknięty
-Na pewno nie szanowana Pani złapaliśmy tylko heretyków, jesli wśród nich znajdowałby się Pani sługa, a wierzę, że go tam nie ma to znaczyłoby, że jest heretykiem
-Och...widzi Pan dowódco, on jest przygłuchy i wolno myśli zanim do niego dotarłby sens słów tych bezbożników minęłoby sporo czasu^^ Może Pan go smaiało zwolnić
-Nie, nie mogę nikogo zwolnić bez przesłuhania!
-Ależ oczywiście, że nie^^ Jednak sądzę, że kiedy go Pan dziś przesłucha zauwarzy od razu, że jest niewinny^^- to mówiąc położyła przed dowódcą mieszek wypchany złotymi monetami
-Hmmm...skoro Pani tak mówi>] Przesłucham go osobiście, Pani może być spokojna-mówiąc to dowódca przeliczał złote monety-mamy go oddelegować do Pani domu?
-Nie, nie sam trafi^^''-Xellas wyszła czym prędzej zanim musiałaby odpowiadać na kolejne pytania

Kilka godzin później obserwowała z okna swojego pokoju jak Ysen lekko zdziwiony opuszcza więzienie.

_________________
Wampiry stworzenia nocy, przeklęte przez Boga za grzechy ojca, wyklęte przez ludzi za grzechy własne. Jam jedną z nich, z cienia zrodzona, na rękach mych krew, na ustach śmierć, w spojrzeniu zagłada.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 02-11-2004, 10:44   

- Czy jesteś gotowy, Yutz? - stare oczy Putza spoglądały na młodzieńca z mieszaniną dumy i smutku.
- Oczywiście, ojcze - oczy Yutza jak zwykle śmiały się do świata, który już wkrótce miał poznać. - Spakowałem do torby owczego sera kawałek i chleba bochenek, powinno w sam raz wystarczyć na podróż na kraniec świata i z powrotem.
- Oj synu, synu - Putz pokręcił sceptycznie głową. Był przecież mędrcem, miał prawie pięćdziesiąt lat i wiele podróżował w młodości, raz był nawet tydzień drogi od domu. - Świat jest większy niż ci się wydaje. Choćbyś nawet jechał galopem na wierzchowcu, nie dotrzesz do końca świata wcześniej niż za miesiąc. Dlatego weź te pieniądze.
- Nie trzeba mi ich ojcze - rozpromienił się Yutz. - Dobrzy ludzie mnie wspomogą.
- Jeśli ich nie będziesz potrzebował, oddasz je na ofiarę w świątyni. Ale na razie je weź. Będę spokojniejszy.
- Już dobrze ojcze. Nie będę twej białej głowiny kłopotał. Bywaj na razie, wrócę niebawem.
- Bywaj, mój synu.

* * *

Tymczasem w bezimiennej faktorii Ysen łaził bez celu wte i we wte. Był zły. Co prawda udało mu się wydostać z więzienia i odzyskać miecz, okazało się jednak, że stracił sakiewkę ze wszystkimi pieniędzmi, która "gdzieś się zawieruszyła" strażnikom. Na szczęście konik stał tam gdzie go zostawił i nawet nic nie zniknęło z ekwipunku.

Oczywiście od razu się domyślił, kto go uwolnił. Nie było to takie trudne do dedukcji, któż inny prócz Xellas mógł przecież się tu znaleźć i mu pomagać? Świadomość, że wampirzyca śledzi jego każdy krok i jest niewykrywalna nie poprawiała mu jednak humoru.

Kapłan Syriusza, który załatwił sobie u Ysen zaoczny wyrok śmierci, jak się okazało wyniósł się razem z jedną z karawan, zabierając większość ze swoich ludzi. Z ich strony nic już raczej rycerzowi nie groziło, mógł więc w spokoju obnosić się ze swoją religią. Gdy w końcu wstało słońce Ysen złożył mu uroczysty ukłon. Trochę to zdziwiło przechodniów, głównie pachołków szykujących karawany do drogi.

- Co ty robisz?
- Modlę się, nie widzisz?
- Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś się modlił w ten sposób.
- Wkrótce zobvaczysz jeszcze wiele rzeczy, których wcześniej nie widziałeś.
- Hmm - zamyślił się rozmówca, rozglądając się ostrożnie na boki. - Jesteś kapłanem? Jednym z tych nowych, którzy obiecują przyjście wielkiej odmiany i takie tam?
- Być może. A czemu pytasz?
- No bo tego... Syriuszowi sobie nie radzą z tymi wszystkimi cudami-niewidami, co się ostatnio pokazują. Pomyślałem więc, że może ty znasz jakieś metody na odstraszenie złych mocy.
- Dobrze pomyślałeś. Ile dajesz?
- Eee... dwadzieścia jormów zeboimskich.
- Ile to jest warte? Nie orientuję się.
- Będzie dwie i pół kozy.
- Sporo jak na pachołka.
- Składamy się z kolegami.
- To dacie czterdzieści
- Trzydzieści?
- Trzydzieści pięć.
- Zgoda. To jak z tą ochroną.
- Zaraz dam ci odpowiednie zioła. A ty mi powiedz, czy jest szansa bym mógł się przyłączyć do waszej karawany.
- Hmm, myślę, że dałoby się zrobić. Ale musiałbyś obiecać, że nie będziesz próbował nawracać, bo świątynia ma wszędzie swoich szpiegów.
- Nie bój się - uśmiechnął się ponuro Ysen. - Ja nie przybyłem nawracać. To robota tych, którzy przyjdą po mnie>].

* * *

Tymczasem w karczmie na drugim końcu placu...

- Pani Xellas?
- Taa... Hej! Kto was wpuścił do mojego pokoju?!
- Wczoraj wieczorem - zignorował jej pytanie sługa świątyni - Wstawiła się pani za człowiekiem oskarżonym o herezje, twierdząc, że jest pani sługą. Tymczasem z raportu strażników wynika, że zarówno on, jak i pani przybyliście do tej placówki samotnie. Pozwoli pani z nami, chcielibyśmy zadać kilka pytań.
- Eee... Mogę się przebrać? - wampirzyca była w łóżku, ubrana w piżamę w chibi-drowy.
- Nie ma na to czasu. Idziemy.

* * *

Obóz karawany, kilkadziesiąt mil od faktorii.

W namiocie kapłana Syriusza znajdował się ołtarz o surrealistycznym kształcie. Kapłan uklęknął przed nim, a na ołtarzu pojawił się hologram.

- Słucham cię, Kynosie.
- Wielki Syriuszu, Opiekunie Ludzkości. Natknąłem się na grupkę heretyków w jednej z placówek na kupieckim szlaku.
- Czy jesteś pewien, że to prawdziwi heretycy?
- Oczywiście. Dodatkowo właśnie przekazano mi wieści, że ujęliśmy agentkę LoN, która była z nimi powiązana. To dowód na to, że to Pani Koszmarów stoi za tymi wszystkimi wydarzeniami.
- Jakie kroki zostały podjęte?
- Zamknęliśmy ją w Kryształowym Sargofagu.
- Doskonale. Dostarczcie mi ją do Gomory, by nasi psionicy mogli zczytać jej pamięć.
- Tak panie.

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Sm00k
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 02-11-2004, 13:03   

-Bogowie, co za dziura- zawinieta w zakurzony podrozny plaszcz postac stala przed brama bezimiennej faktorii. Slaby wietrzyk, powiewajacy z odpowiedniej strony, dramatycznie szarpal okrycie. Efekt psul fakt, iz osoba ukryta pod plaszczem miala niewiele ponad poltora metra wzrostu.
-Stac! Kto idzie?- straznicy musieli dlugie lata cwiczyc ta formulke
-A kto pyta?- odpowiedzial podrozny cichym glosem z wyraznym obcym akcentem.
-Ja pierwszy zapytalem- straznik okazal sie dociekliwy.
-Hmm, przybylem obejrzec wasze piekne miasto, poznac jego zabytki, zajmujaca i pelna wielkich czynow historie...- przemowa trwala kilka minut. Po jej zakonczeniu straznicy stali ciezko opierajac sie o halabardy, a ich szczeki podziwialy blotnista droge ponizej. A gosc, nielubiacy wystawiac swojej czarnej skory na widok publiczny juz dawno zniknal za brama.
Wolal nie stac w poblizu, gdy zaklecie, ktore wplotl w przemowe, w koncu wygasnie i uwolni straznikow.
Powrót do góry
xellas Płeć:Kobieta
Kolekcjonerka Wampirzyca


Dołączyła: 09 Lut 2004
Skąd: Gdańsk-tu smoki chodzą koło Fontanny Neptuna
Status: offline
PostWysłany: 04-11-2004, 06:50   

Ysen mogłeś opisać ten sarkofag, ale skoro tego nie zrobiłeś to nie miej pretensji jeśli nasze wizje się mniną.
Rozmowa telepatyczna.
-"TY LENIU!!!!! WSTAWAJ!!!!!"
-"..Co...yyy...tak, już...słucham?"
-"Co ty wyprawiasz?"
-"yyy...leżę?"
-"==''' a powinnaś?"
-"szukać Ysena...?"
-"wniosek?"
-"..."
-"WSTAWAJ I SZUKAJ GO!!!"
-"Ajaj ser"
Spróbowała ruszyć rękoma-nic, użyć paznokci-nic
-hmmm....czyli nie można się ruszyć...to może...-korzystając z umiejętności własnych zmieniła się w mgłę i w tej formie przeszła do wymiaru astralnego, po kilku chwilach wyszła z astrala i przeszła do normalnego świata stając obok sarkofagu
-No^^-złapała za sarkofag i spróbowałą go przesunąć-yyyhhh...hhhhmmm...>.<*
-"Co ty wyprawiasz?!?"-głos Lon wyrażał zdziwienie
-^.^ próbuję zabrać sarkofag^^
-"???"
-To kryształ na pewno jest drogi^.^-wypowiedziała zaklęcie zmniejszania podniosła maleńskie kryształowe pudełeczko i wrzuciła do torby-teraz uszę tylko z tąd wyjść^^
-"ekhm...ekhm.."
-Coś jeszcze Pani?-spojrzała za siebie, ale nic nie zobaczyła, no właśnie nic nie ma a powinno być, kapłani zauwarzą brak sarkofagu, wyjęła z torby inne pudełko powiększyła je i postawiła w miejscy kryształu-Nie zauwarzą różnicy^^''...tak szybko-przed nią stała duża kryształowa szklanka z dalek istotnie przypominała sarkofag...tylklo z daleka. Wyteleportowała się na ulicę, a gdy przechodnie dziwnie się na nią patrzyli zauwarzyła jeszcze jedno niedopatrzenie-nadal była w swojej nowej piżamce w chibbi Drizzt'y(:P)
-^^'''-pstryknęła palcami i już była ubrana "normalnie" w pelerynkę zakoszoną Zegisowi, gorset, spodnie, wysokie buty, i duże wachlarze przymocowane do paska.
-Dobra...teraz do karczmy trzeba popytać o nieznajomych...
Jej kroki skierowały się ku karczmie, minęło kilka dobrych godzin zanim kapłani zauwarzyli zniknięcie więźnia, ale w tym czasie wampirzyca zdążyła się już oddalić.

_________________
Wampiry stworzenia nocy, przeklęte przez Boga za grzechy ojca, wyklęte przez ludzi za grzechy własne. Jam jedną z nich, z cienia zrodzona, na rękach mych krew, na ustach śmierć, w spojrzeniu zagłada.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Sm00k
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 04-11-2004, 09:42   

Siedzial w karczmie, klasycznie, w najciemniejszym kacie, przy kuflu nieruszonego piwa. Szczerze mowiac, nie cierpial piwa, a kufel wzial tylko z uwagi na szacunek dla tradycji.
Karczma byla najlepszym lokalem po tej stronie stepu, to znaczy: ciemnym, zapuszczonym, mrocznym i pelnym zbirow, ktorzy sami nazywali siebie poszukiwaczami przygod. Pomimo upalu i swiatla dnia na zewnatrz, w izbie bylo ciemno, chlodno i jak zauwazyl jego zoladek, glodno.
Nagle drzwi otworzyly sie, glosno uderzajac o sciane i miazdzac czajacego sie tam zlodzieja. Rozmowy natychmiast umilkly, a oczy wszystkich zwrocily sie w strone osoby stojace w wejsciu.
-Cos na progu- cicho powiedzial. Faktycznie, w drzwiach stala wyzywajaco ubrana kobieta.
Powrót do góry
xellas Płeć:Kobieta
Kolekcjonerka Wampirzyca


Dołączyła: 09 Lut 2004
Skąd: Gdańsk-tu smoki chodzą koło Fontanny Neptuna
Status: offline
PostWysłany: 05-11-2004, 06:43   

E tam wyzywająco-.-'
Nieszczęsny złodziejaszek osunął się na podłogę, reszta ludzi wogóle nie zareagowała.
Kobieta rozejrzała się po zatęchłej dziurze...znaczy się karczmie.
->.<* Jak zwykle brak wolnego miejsca, a mówią że to odludzie...
Podszedł do niej jakiś gruby facet, po wyglądzie stwierdziła, że karczmarz.
-Nie ma wolnych miejsc, możesz się stąd wynosić...-zanim skończył mówić dziewczyna złapała go za koszulę i przysunęła jego twarz do swojej, tak żeby mógł widzieć jej oczy
-Jesteś pewien, że nic dla mnie nie znajdziesz?-każde słowo mówiła bardzo powoli i cicho, jej oczy jak zauwarzył karczmarz przybrały kolor czerwony, a źrenice zwężyły się jak u kota. Karczmarz poczół dziwną siłę, która nakazywała mu danie jej pokoju...
-...w sumie to jest keszcze jeden pokój...-ocknął się-ale bardzo drogi-zmierzył ją wzrokiem- nie będzie cię sta..
Dziewczyna wyciągnęła z sakiewki dwie złote moenty
-...$__$...czy ma Pani jakiś bagarz?
-Nie, zaprowadź mnie do pokoju -czuła, że jest obserwowana, ale nie widziała przez kogo za dużo ludzi było w tym pomieszczeniu
-Podać coś jeszcze?
-Nie-zamknęła drzwi za mężczyzną i rzuciła na nie prosty czar, na ewentualnych niespodziewanych gości.
Kilka osób widziało czym zapłaciła niewiasta, o tych kilka za dużo.

_________________
Wampiry stworzenia nocy, przeklęte przez Boga za grzechy ojca, wyklęte przez ludzi za grzechy własne. Jam jedną z nich, z cienia zrodzona, na rękach mych krew, na ustach śmierć, w spojrzeniu zagłada.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 05-11-2004, 13:55   

- Umiesz walczyć? - spytał retorycznie potężny kupiec. Ysengrinn miał odpowiedź wypisaną na twarzy. Bliznami.
- Umiem. Brałem udział w szesnastu bitwach i czterdziestu sześciu potyczkach.
- To dobrze, przydasz się nam. Jedziemy w Góry Szare, tam może nie być bezpiecznie. Przyda się każdy zdolny do walki.
- To fajnie.
- Keld znajdzie ci coś do roboty. Ruszamy dopiero jutro, bo czekamy na resztę grupy.
- Tak jest.

Gdy był sam na sam z pachołkami zapytał ich.

- Skąd tak w ogóle jedziecie?
- Czemu nie spytałeś szefa?
- Kupcy nie lubią sług, kltóre zadają za wiele pytań.
- Fakt. No więc jedziemy z Sedomu.
- Gdzie leży ten Sedom?

Wszyscy popatrzyli na niego jak na idiotę.

- Koleś, nie wiesz gdzie leży Sedom? Stolica Pentapolis? Największe miasto świata?!
- Co to jest Pentapolis?
- == - tak jak Ysen chciał, z miejsca uznali go za kretyna. - Aleś ty tępy. Ech! Pentapolis to pięć miast, w każdym z nich jest wielka świątynia Syriusza, a w każdej z nich jest święty oręż. W Sedomie jest Galvayra, najpotężniejszy ze wszystkich, zdolny niszczyć miasta.
- Hmm. A gdzie jedziecie?
- Słyszałeś. W Góry Szare.
- To one są celem ostatecznym?
- Tak.
- Po co tam jedziemy?
- Ty albo naprawdę jesteś głupi, albo z jakiejś totalnej prowincji pochodzisz. Na Pentapolis idzie armia koczowników, wspomagana przez niewiadomo jakie siły nieczyste, których dotąd nic nie powstrzymało. Co prawda Sedom i inne miasta mają opinię niezdobytych, ale niektórzy...
- Scykorzyli i uciekli?
- Nasz szef wolałby określenie "zabezpieczyli się na przyszłość". Ale masz rację^^, po prostu tego nie rozgłaszaj.
- Aż tak głupi nie jestem.

* * *

- Witajcie dobrzy ludzie! - wyszczerzył się Yutz. - Czy moglibyście mi wskazać drogę do...
- Nie, nie moglibyśmy. Ale obiecuję, że jeśli sie w tej chwili poddasz nie będziemy cię bić.

Chłopaka trochę to zaskoczyło, dopiero teraz dotarło do niego, jak "dobrzy ludzie" wyglądają. Część z nich to uzbrojone po zęby w noże i toporki zbiry, reszta ze smutnymi minami siedziała w pętach.

- Na bogów!!! Cóż czynicie?!
- to chyba widać.
- Natychmiast uwolnijcie tych nieszczęśników, ażebym nie musiał mej macużki na was używać!
- Eee? Masz na myśli tą lagę? Myślisz gałganie, że dasz nam radę? Na mózg ci padło?
- Powtarzam! Rzućcie broń i oddalcie się, a oszczędzę was życiem!
- Buechecheche!!! Zabawny z ciebie koleś. Chłopaki, brać go!

Yutz zrobił młynka maczugą i ustawił się w pozycji szermierczej a la Gourry. Zbiry skoczyły na niego uderzając toporami, ale on... zniknął. Nagle zobaczyli na ziemi wielki cień. Spojrzeli w górę, by ujrzeć tylko zamazane kontury postaci zamierzającej się lagą wielkości przeciętnego człowieka

- SYRIUSZU DOPOMÓŻ!!! ŁAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!

Gdy chłopak uderzył wbijając jednego z bandziorów w ziemię, reszta się cofnęła, lecz natychmiast ponownie na niego skoczyła. Wtedy on wykonał akcje w stylu Kenshina(tyle, że maczugą oczywiście), w ciągu sekundy zrobił ze zbirów mamałygę. Niestety nie tylko zbirów.

- Jesteście wolni:D! - zarzucił sobie broń na ramię i ruszył dalej. - Nie musicie mi dziękować^^.
- Boli...
- Bywajcie dobrzy ludzie! - nie odwracając się pomachał im ręką.

_________________
I can survive in the vacuum of Space


Ostatnio zmieniony przez Ysengrinn dnia 05-11-2004, 17:04, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Sm00k
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 05-11-2004, 14:23   

Powoli zapadal zmierzch, nadeszla pora, gdy praworzadni (mniej wiecej) mieszkancy wracali do domostw na zasluzony, badz nie odpoczynek, a ci bardziej zdeprawowani budzili sie.W czasie, gdy kaplani ganiali po miescie, szukajac pewnej wampirzycy, ta siedziala grzecznie w swoim pokoju.
Kilku bywalcow karczmy postanowilo to sprawdzic, ale ich ciala juz wyniesiono,
Wydawalo sie, iz nikt wiecej nie bedzie probowal.
Przynajmniej nie drzwiami.
Siedzial na przeciwleglym dachu. Ciemnosci i magia pozwolily mu sie ukryc przed wscibskim wzrokiem strazy i mieszczan. I biegajacych jak kurczaki bez lbow kaplanow.
W koncu doczekal sie. Karczmarz, ten sam, ktory niedawno tak sie wzbogacil, chichutko i chylkiem wyszedl tylnym wyjsciem i juz mniej chylkiem popedzil w strone najblizszego patrolu swiatynnego.
Pol godziny pozniej kaplani, przy pomocy klerykow nizszej rangi i paru wynajetych drabow otoczylo karczme i gotowalo sie do szturmu. Krysztalowy sarkofag, teraz obleciony srebrnym lancuchem, spoczywal na wozie niedaleko.

******

Karczmarz szykowal sie do szybkiego opuszczenia miasta. W ciagu jednego dnia zarobil wiecej, niz podczas ostatnich dwudziestu lat prowadzenia karczmy.
Nie zamierzal pozostawiac w tej zapadlej dziurze ani chwili dluzej.
Nerwowo siodlal konia. Szybkie zwierze kosztowalo sporo, ale teraz koszta sie przeciez nie liczyly.
Szelest za plecami byl ostatnim dzwiekiem, jaki uslyszal w swoim zyciu. Poczul silne uderzenie w plecy, po czym swiat zaczal sie robic coraz ciemniejszy. Z zaskoczeniem na nalanej twarzy spojrzal na swoja piers, z ktorej wystawalo zakrwawione ostrze halabardy. Kolejne szarpiecie wyrwalo bron z jego ciala, pozwalajac mu upasc na klepisko.
Ludzie, ktorzy znalezli martwego karczmarza kilka minut pozniej, nie znalezli oczywiscie zadnego zlota.
Powrót do góry
xellas Płeć:Kobieta
Kolekcjonerka Wampirzyca


Dołączyła: 09 Lut 2004
Skąd: Gdańsk-tu smoki chodzą koło Fontanny Neptuna
Status: offline
PostWysłany: 05-11-2004, 16:53   

Z dachu karczmy dwoje fioletowych oczu obserwowało kapłanów i powóz z sarkofagiem.
-Ciekawe ile oni tego mają>]
Wyglądało na to, że kapłani przygotowują się na szurm.
-Tak, tak no zróbcie mi tą przyjemność, wejdźcie tam, wejdźcie...
Kapłani jakby posłuchali i wpadli do karczmy. Było słychać jakieś pomruki, kilka wybuchów szczęk broni, znowu kilka wybuchów, a potem kroki kapłanów skierowały się do pokoju na górze.
-Już czas^^-czarny jak smoła kruk przeleciał na drzewo obok sarkofagu-hmmm...ten jest jakiś inny, pewnie droższy$_$ zaraz jakby tu się pozbyć straży...>]-wylądowała na ziemi
i gwałtownie poderwała się do lotu, przelatując konią obok pysków. Strażnicy nie dali rady utrzymać spłoszonych koni, a jeszcze nie zdarzył się człowiek galopujący w tym samym tempie co one. Do tego z pokoju na górze karczmy nastąpił wybuch, strażnicy olali konie z sarkofagiem i pobiegli ratować kapłanów.
-A mówiłam, że nikt nie ma mi przeszkadzać...Mwahahahahaha!!!!!!-poleciała za wozem
Niestety konie poniosły zbyt daleko i kiedy wampirzyca dotarła na miejsce, siedmiu knypków o poderzjrzanym wyglądzie, w głupich czapkach i z brodami znikało w portalu razem z sarkofagiem. Wieść niesie, że jakaś zaspana księżniczka będzie wystawiona w nim na publiczny pokaz, a bilety nie będą zbyt drogie:P
Wampirzyca wróciła do miasta, lecąc widziała, że niektórzy z kapłanów nie nadawali się już do służby. Spostrzegła też kilku pachołków stojących z głupimi minami, a wśród nich jednego dużo wyższego z zakazaną twarzą.
-O Ysen tu jesteś^^-lądując zmieniła się w kota, podsłuchała, że karawana wyjerzdża o świcie, więc przemknęła się do wozów i skryła między nimi. Rano karawana ruszyła nieświadoma kilku tajemnic...

_________________
Wampiry stworzenia nocy, przeklęte przez Boga za grzechy ojca, wyklęte przez ludzi za grzechy własne. Jam jedną z nich, z cienia zrodzona, na rękach mych krew, na ustach śmierć, w spojrzeniu zagłada.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Sm00k
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 05-11-2004, 17:11   

Gonitwa po dachach za czarnym krukiem nie byla latwa. Pedzac o dachach, cale szczescie byl to suchy region, przeskakiwal ulice, przebiegal przez sypialnie, tudziez unikal gargulcow, ktore wyszly na nocny zer. Slizgajac sie, spadajac i czasem biegnac udalo mu sie jednak nie zgubic ptaszka.
O dziwo.
Stojac zdyszany na dachu (cale szczescie, zaklecie niewidzialnosci utrzymalo sie pomimo dzikiej gonitwy.)Ostroznie zaczal schodzic w dol, korzystajac z pomocy rynny.
Karawa zbierala sie do drogi. Biorac pod uwage chaos panujacy na placyku, ktory ochrona karawany profilaktycznie zajela, rusza nad ranem.
Zadowoly, zamienil sie w szczura i ukryl posrod zapasow zywnosci.
Rano, zgodnie z przewidywaniami, karawana ruszyla.
A kot, lezacy po drugiej stronie wozu, obudzil sie i spojrzal fioletowymi oczami na zielonookiego gryzonia.
Powrót do góry
Chimeria Płeć:Kobieta
Wiedźma co nie wygląda


Dołączyła: 12 Lut 2004
Skąd: z grzbietu smoka
Status: offline
PostWysłany: 05-11-2004, 18:15   

Karawana jechała powoli. Koła smętnie stukały o wystające kamienie. Gdyby ktoś uważnie przyglądał się jej członkom, zauważyłby gdzieniegdzie zgrabnie przemykający czarny ogon małego kota.
-Daleko jeszcze?- Ysen powoli denerwował towarzyszy podróży.
-Będziesz wiedział gdy dotrzemy na miejsce...-niemal wysyczał mężczyzna.
-Heh.- Ysen uśmiechnął się pod nosem.
-A to co?- warknął facet zaglądając do zapasów i łapiąc kota za ogon.
-To jest kot.- zwrócił się do niego Ysen przyglądając się dziwnemu wyrazowi twarzy zwierzęcia. -I to nie zwyczajny...- mruknął pod nosem.
-Wiem że to jest KOT!!!-warknął mężczyzna trzymając zwierzaka do góry łbem.
-Mrrau.*_* -Xellas zrobiła słodkie oczy.
-Na drzewo!- krzyknął mu w ucho, aż zadźwięczało Xellas w głowie, po czym rzucił za siebie.
-MIAUUUuuuuuuuu!!!!
Ysen powiódł wzrokiem za lecącym w dal zwierzęciem i parsknął pod nosem. Zielonooki szczur pomachał lacącemu/spadającemu zwierzęciu.


X:#%^&*%$##$%&*((^&*% i niech ci LON nie poskąpi cierpienia.- syczała i prychała wygrzebując się z krzaku dzikiej róży. Wyprostowała sobie wąsy i zmieniła się w kruka. Rozpostarła skrzydła i wzniosła się w powietrze. Po paru chwilach dogoniła karawanę. Z tej wysokości dostrzegła na horyzoncie szare dachy miasta. .
Po pewnym czasie karawana zbliżyła się do bram miasta. Śledzenie jej było dość nudne więc Xellas-kruk powoli przysypiała.
X:LoN przenajświętsza...co za nudy...
Niespodziewanie urwała ponieważ dostrzegła ostrze śmigającej w jej stronę strzały.
X:KRA! Znaczy się...co?!?!- zrobiła fikołka i zawisła w powietrzu wypatrując swego napastnika. Zleciała niżej gdy dostrzegła błękitną plamkę na ziemi. Zatoczyła koło i zobaczyła dziewczynę w wiejskim stroju i ciemnej pelerynie. Błękitne jak niebo włosy związane były w warkocz. Obok niej stał sporej wielkości wilk z mniejszym wilczkiem na grzbiecie.
-Nigdy nie nauczę się trafiać...-chlipnęło dziewczę i usiadło, z rezygnacją rzucając drewniany łuk, który odbił się od kamienia i uderzył ją w oko.-AUA!!!!!!!!!!!
Wilk jęknął z dezaprobatą.
-I co ty teraz powinnaś zrobić Raya?-dziewczyna pogładziła zwierze po głowie.
X:Phi!- fuknęła Xellas i powróciła do śledzenia karawany, która zbliżała się do bram miasta. Bramy były pogięte i ubrudzone. Stało przy nich dwóch strażników. Wokół miasta znajdował się doszczętnie spalony las, jeszcze śmierdzący popiołem i spalonymi ciałami. Nie wiadomo jakim cudem drzewa utrzymywały się w pozycji pionowej. W głębi lasu ocalało parę zwierzęcych nor i krzewów.
Kruk, chcąc wyprzedzić karawanę usiadł na kominie jdnego z dachów i widząc, że mają problemy z wejściem do miasta szybko przemienił się w człowieka. Xellas jednym susem zeskoczyła w małą uliczkę i poprawiwszy płaszcz wyszła na ulice. Stanęła przy opuszczonej wystawie sukienek i dyskretnie spoglądała na główną bramę. Nikogo nie było więc mogła spokojnie podglądać. Jedynie jakaś kobieta poprawiała stare kreacje na manekinach.
Przy bramie zagotowało się.Chyba strażnicy mieli coś przeciwko Ysenowi. Twarz wampirzycy wykrzywił uśmiech, który natychmiast spłynął. Tuż przed jej nosem przeleciały równolegle dwie strzały. Jedna chyba złota, a druga dziwnie przezroczysta. Po sekundzie Xellas obserwowała jak końcówki jej grzywki powoli opadają na ziemię. Odwróciła wzrok najpierw w jedną, potem w drugą stronę. Dostrzegła, że strzały trafiły kobietę. Jedna w serce, druga w czoło. Martwe ciało leżało na ziemi i wylewało się z niego coraz więcej krwi.
X:Y...-zrobiła parę kroków by nie zostać posądzoną o morderstwo. Odwróciła się szybko w drugą stronę. Ujrzała tą samą dziewczynę co przed chwilą, ale bez wilków. Dziewczę pewnie trzymało łuk i miało ponury wyraz twarzy. Aż dziwne żeby dziewczyna, która przed chwilą mało nie wybiła sobie oka łukiem, teraz trzyma go niczym wytrawna łuczniczka.
Zamrugała złotymi oczami i opuściła broń.
-Siema.^_^ -uśmiechnęła się i zarzuciła łuk na ramię.
X:S...siema?- zwężyła oczy.- Ty ją zabiłaś.
-No tak. Była jej kolej.^^ Na szczęście został mi już tylko jeden klijent.^_~ -zbliżyła się do wrogo nastawionej Xellas, która cofnęła się o krok.-Ej, spokojnie^^ Dawnośmy się nie widziały co?^_^
Nieznajoma podeszła i mocno uściskała Xellas.
X:Chyba jednak mnie z kimś mylisz.- Xellas całkiem zesztywniała.
Dziewczyna westchnęła i puściła wampirzycę.
-Poczekaj momencik.- wyciągnęła małą flaszkę w sam raz gdy podbiegł do niej wysoki mężczyzna.
-I co panienko Raya?! Ma panienka to czego potrzebuję!?- był zdenerwowany.
-Oczywiście.^_^- uśmiechnęła się i podała mu flaszeczkę- To rozwiąże wszystkie pana problemy.^_______________________^
Odebrał flakonik i ruszył pędem przed siebie.
-Koniec na dziś^^- otrzepała ręce i odwróciła głowę.-Xellas? O...<rozgląda się> A gdzie ona polazła?
Niepewna dziewczyny Xellas postanowiła nie zacieśniać więzów póki nie uzna, że Raya jest bezpieczna,a co ważniejsze może pożyteczna. oko wampirzycy wychwyciło bowiem interesującą rzecz. Z ciała zabitej kobiety po chwili wypłynęło błękitne światło i przybierając formę małej kuleczki wleciało do kieszeni dziewczyny. Coś tu Xellas nie pasowało i zaczęła się zastanawiać czy ta dziewczyna nie będzie jej przeszkadzać.
'Ani mi się waż!'-usłyszała w głowie głos LoN.
'Ejjj no....'-jęknęła-'Ale jeden wampir w tą czy tamtą...co za różnica?'
'Nie ><'
'Ale...'
'NIE!'
'Czemu?T_T'
'Zaufaj mi >]...'
'Pani?'
'...'
'Pani!'
-Znów mnie olała...-jęknęła Xellas i mało nie krzyknęła gdy poczuła dotyk na swoim ramieniu. Odwróciła się gotowa do ataku, gdy zobaczyła przed sobą złote oczy Rayi.
X:Czego ty chcesz?><
-Wampirzyco....^_~ Czyżbyś nie poznawała mnie? -po chwili Xellas zobaczyła małego wilczka, który usiadł przy nogach dziewczyny. Wampirzyca zaczęła się zastanawiać czy przypadkiem nie straciła zmysłów. Tymczasem karawanie udało się dostać do miasta.
-Musimy coś jeszcze załatwić...-mruknął mężczyzna przewodzący swym towarzyszom.



Na razie nic nie róbcie ani z wilkami, ani z Rayą ok?^^ Jakieś tam czynności spoko, ale nic znaczącego.X3


Ostatnio zmieniony przez Chimeria dnia 10-11-2004, 16:52, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
 
Numer Gadu-Gadu
5342274
xellas Płeć:Kobieta
Kolekcjonerka Wampirzyca


Dołączyła: 09 Lut 2004
Skąd: Gdańsk-tu smoki chodzą koło Fontanny Neptuna
Status: offline
PostWysłany: 05-11-2004, 22:32   

Kiedy dziewczyna znowu odwróciła się w stronę Xellas, wampirzycy już nie było. Tak jej się przynajmniej wydawało.
-Co to za jedna? Aura jakby znajoma, ale zapachu nie znam>.<*-obserwowała jak karawana jest rozładowywana. W tej chwili zauwarzyła szczura wyskakującego z wozu i nie zwróciłaby na to uwagi gdyby nie to, że ów szczurek, nie miał nic w pyszczku, a opuścił miejsce z żywnością.
-Żaden gryzoń nie zachowa się tak>]-przybrała postać kota i skoczyła na dół za gryzoniem. Szczur zauwarzył, że goni go fioletooki kot więc zaczął uciekać...Pogoń biegła przez całe miasto, aż na nieszczęście obojga wbiegli do zaułka pełnego bezdomnych kotów.
Szczur&kot:O.o
Zanim koty zdążyły ich zaatakować Xellas zmieniła się w kruka(dodam, że to dość duży ptaszek, rozmiar ok 60-65cm:P)złapała szczura i odleciała. Gdy przelatywała nad dachem szczurek ugryzł ją w łapę i jak przewidział został od razu puszczony
-Tym razem mi zwiałeś...następnym razem pogadamy>]-poleciała dalej szukając łuczniczki.

_________________
Wampiry stworzenia nocy, przeklęte przez Boga za grzechy ojca, wyklęte przez ludzi za grzechy własne. Jam jedną z nich, z cienia zrodzona, na rękach mych krew, na ustach śmierć, w spojrzeniu zagłada.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 1 z 55 Idź do strony 1, 2, 3 ... 53, 54, 55  Następny
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group