Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Forgotten Realms |
Wersja do druku |
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 13-07-2009, 00:06
|
|
|
- Zmęczona?
- Nie.....
- Znudzona?
- Tak......
-Dobrze. - wstał - więc poćwiczmy.
- Ok - dziewczyna ochoczo wyciągnęła kosę i oparła się na drzewcu.
- Nie,nie,nie,nie.....odłóż tą kosę.
- Hę?
- Dzisiaj poćwiczymy walkę wręcz.....to podstawa wszelkiej walki...tylko głupiec całkowicie zawierza swe życie broni. - przy tych słowach położył Raikomaru na swój głaz.
- Ale ja ten tego...... - Kit wyraźnie pogubiła się - ja mało umiem z tego.....właściwie tyci tyci...minimum - zetknęła wskazujące palce.
Karel westchnął. Następnie patrzał na nią dość długo zastanawiając się co odpowiedzieć.
- Widzisz. Czasami są sytuacje gdy broń, magia są bezużyteczne. Gdy jest się samemu bez tych przymiotów zostają ci tylko stopy i ręce. I ja....ja chcę cię zabezpieczyć przed taką ewentualnością. Dlatego nauczę cię tyle ile zdołam - odchrząknął.
- A więc powtarzaj wszystkie moje ruchy, wiem że jesteś wysportowana więc dasz radę - spojrzał jej w oczy, ciągle się wahała - będę się dostosowywać do ciebie, obiecuję. - po czym powoli przeszedł do pozycji wyjściowej Tanglangquan tak by uchwyciła każdy jego ruch. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 13-07-2009, 10:29
|
|
|
Starała się jak mogła by pokazać że tego też potrafi się szybko nauczyć. Zapamiętała kilka ruchów, a jej uderzenia były silne, lecz miała tendencję do potykania się o własne nogi, jakby coś w walce w ręcz ją krępowało. Karel był naprawdę dobrym nauczycielem. Problem tkwił tylko i wyłącznie w Kitkarze.
- Nie poddawaj się - powtarzał, kiedy po raz setny wylądowała twarzą w piasku.
- Łatwo powiedzieć.
Pomógł jej wstać i otrzepać ubranie i włosy. Dziwnie długo mu to zajmowało. Ćwiczyli dalej. Karel pokazywał jej jak uwolnić się z uścisku, kiedy wróg chwyci cię od tyłu, jak skutecznie połamać kości za pomocą nadgarstka i wyjaśniał wszystkie dziwne nazwy uderzeń jakie jej pokazał. Żadnej z tych nazw nie zapamiętała, ale mężczyzna zdawał się nie przykładać do tego zbytnio wagi. Wyglądało, że uczenie jej tego sprawiało mu wielką przyjemność, bowiem lubił trenować. Leprze to niż nudzenie się samemu w tą rozgwieżdżona noc.
- Karelu, naprawdę widzisz w tym jeszcze jakiś sens? Znaczy w uczeniu mnie tego? Widzisz że jestem do niczego - posmutniała, kiedy znowu wylądowała przez własne niezgrabne ruchy w piasku. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 13-07-2009, 12:58
|
|
|
Karel pokazał jej swój miecz.
- Widzisz.....całe pokolenia mojej rodziny żyły z miecza. Uczyli mnie władać nim od kołyski. I mimo że dopóki miałem coś ostrego w ręku mogłem walczyć to nie mogłem kiedyś powalić kogokolwiek prawym sierpowym. Jak widzisz kiedyś też byłem żółtodziobem. Nie mów że jesteś do niczego bo nie jesteś. Każdy ma jakieś talenty, coś w czym jest wybitny. Ale to nie znaczy że trzeba ignorować resztę - następnie podszedł do niej i ją podniósł. Dla niego była lekka jak piórko.
- Jeżeli masz dość na emmm dzisiejszy wieczór to zrozumiem - postawił ją delikatnie na ziemi i otrzepał jej włosy z piasku.
- Kapitanie...
- Ehhh służba nie drużba..... tak?
- Jesteśmy gotowi do drogi!
- Drogi? - dopiero teraz zauważył że słońce wstawało na horyzoncie - A tak czas iść. - po czy zwrócił się do uczennicy - Radziłaś sobie naprawdę dobrze. Jeszcze dziś będziemy szturmować miasto. Poczuję się lekko zawiedziony jeżeli nie zobaczę ciebie pierwszej na murach. - po czym poszedł koordynować oddziały. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Shizuku
Trochę poza sobą
Dołączyła: 15 Lis 2006 Skąd: Z pogranicza światów Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 13-07-2009, 17:44
|
|
|
Tak więc Shizuku po spotkaniu z Altruistą czym prędzej udała się do komnaty. Musiała ponownie przygotować się do podróży, wykąpać się i oczywiście wyspać.
Gdy następnego dnia się obudziła, czym prędzej zjadła śniadanie (składające się z jajek na miękko wraz z chrupiącymi, jeszcze ciepłymi bułkami) i wyruszyła do obozowiska nomadów. Postanowiła wybrać się tam dość niestandardowym sposobem, bo pieszo... Postanowiła trochę utożsamić się z pobliską ludnością.
Na miejsce dotarła wykończona i słaniająca się na nogach. Dostrzegło ją jakieś dziecko, podało jej wody, której samo przecież nie miało zbyt wiele. Boginka bardzo doceniła ten gest i kładąc rękę na jego głowie rzekła:
-Niech Kicający ma cię w swojej opiece, on wynagrodzi ci twoje poświęcenie - po tych słowach uśmiechnęła się łagodnie i dała mu całą torbę czereśni. Tubylec nigdy nie widział takich owoców, tym większy był jego zachwyt.
-A teraz zaprowadź mnie do wioski.
Już po chwili boginka mogła stwierdzić w jak opłakanym stanie znajdowali się mieszkańcy tego terenu. Brak wody był oczywisty, a w związku z tym plony także nie były zbyt obfite. Dużo ludzi zbiegło się na wieść o przybyciu tajemniczej nieznajomej, która rozdawała dziwaczne jedzenie. Zaczęły pojawiać się pogłoski o tym, że sprowadziły ją tu jakieś złe moce… Rozdawała wodę niewiadomego pochodzenia, oraz owoce i warzywa nieznane dotąd nikomu w wiosce i budziła tym pewne podejrzenia. Oczywiście byli zbyt głodni i biedni, by pogardzić darowaną żywnością, aczkolwiek bali się co też ta niepozorna dziewczyna może zażądać. Nie musieli długo czekać na wyjaśnienie celów nieznajomej… |
_________________
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 13-07-2009, 19:29
|
|
|
Zaklęcia przygotowane i aktywowane - ostatnie zabezpieczenia bazy drowów zostały zakończone. Potężne uroki ochronne wszelkiego rodzaju osłaniały zarówno drowi zamek, jak i pobliska jaskinię i tajemne wyjścia na powierzchnię. Na to wszystko zaś nałożone zostały specjalnie przygotowane zaklęcia uniemożliwiające magiczne wróżenie, śledzenie i zlokalizowanie obiektu w żaden znany magom sposób - w tym także pozasferowe bariery i zaklęcia Daeriana. Ostatnią linia obrony był dodatkowo wkomponowane proste, niewidoczne i wyjątkowo wredne zaklęcie przerzucające ewentualne metody podglądu do komnat najwyższych Czerwonych Magów... za ich zgodą.
Tak jest, bowiem dom Shae'verth nie zakładał indywidualnej walki z siłami MAC i rozpoczął już proces gromadzenia nowych sił, w tym wykorzystywania starych układów i powiązań interesów czy wdzięczności.
Tymczasem jednak podjęto pierwsze ciche działania przeciwko siłom przeciwnika... tej samej nocy, gdy Karel i Kitkara ćwiczyli walkę, ich obóz nawiedził anioł śmierci - pod postacią trzydziestu skrytobójców. Tuż przed świtem, gdy sen jest najmocniejszy, a straże najmniej czujne, bez wsparcia mogącej ich zdradzić aktywnej magii, korzystając jedynie z pojedynczych magicznych przedmiotów (w tym okularów Prawdziwego Widzenia) każdy z nich dopadł wyznaczony sobie cel - jednego z magów zakonu. Atak prowadził sam Grim, który wybrał sobie najwspanialszy cel - jednego z arcymagów. Dokonawszy ponurego mordu, zabrawszy ze sobą ciała zabitych (których wykrycie w kryjówce drowów nie było możliwe) w jednym nagłym strzale magii teleportacyjnej zniknęli, przenosząc się do bezpiecznego schronienia. Równocześnie magiczne osłony obozu Bractwa, ostzregające o obecności silnej magii zawyły - ale było już za późno. Na miejscu znaleziono jedynie pojedyńcze insygnia, sugerujące powiązanie ataku ze Zhentarimami, Czerwonymi Magami, Wolnym Utherem i dwudziestoma siedmioma innymi organizacjami...
Tymczasem Daerian przygotował swoją ludzką postać, przy pomocy delikatnych zaklęć polimorfii i równie zwiewnych drobnych iluzji... Dziwnym by było dla każdego czarodzieja spotkać innego, nie promieniującego podobnymi sztuczkami - ale wielka obrazą byłyby próby przejrzenia,a trym bardziej rozproszenia podobnego kamuflażu. Tak alter ego Daeriana, Daerus Syn Smoka został powołany do życia - postawny mężczyzna półelf o burzy czerwonych włosów, sięgających ramion. Niedrowi wygląd był mu potrzebny, zamierzał bowiem spotkać się z potencjalnym sojusznikiem... który raczej nie zaufałby drowowi. |
_________________
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 13-07-2009, 20:12
|
|
|
-Kapitanie! Nasi magowie zostali zamordowani!
- Szlag by to trafił! Prowadź..... - i podążyli do namiotu gdzie spoczywały dowody.
- Nie mamy pojęcia kto to zrobił. Ślady są mnogie a nawet sprzeczne.
- Bo to zmyłka oczywiście. A teraz zostaw mnie i moją uczennicę samymi.
- Tak jest!
Karel usiadł na ziemi i zaczął przypatrywać się dowodom. Ignorował magiczne podszepty, i dowody fizyczne i skupił się na śladzie który zobaczyć mogli tylko nieliczni.....na aurze zwanej także ki, duszą, czakrą itp. itd.
- Drowy. To z pewnością mroczne elfy.
- I co teraz? - zapytała jego uczennica.
- Nic nie poradzimy w sprawie zabójców. Teleportowali się i zamazali wszelkie ślady by ich ścigać. Tak czy siak musimy atakować.
Po wydaniu odpowiednich rozkazów zauważył że miasto majaczył na horyzoncie. Właściwie mogli się szykować na atak. Nagle jego uwagę przykuła sterta kurzy zmierzająca w ich stronę.
- Huhuhu....któż to? Zobaczmy - i pośpieszył powitać ,,gościa". Okazał się nim ogromy mężczyzna. W ręku trzymał ogromny trzymetrowy miecz.
- Jestem Shazim! Najlepszy wojownik w całym Skuld! Przybyłem by stoczyć w imieniu mojego rodzinnego miasta pojedynek z dowódcą tej armii.
- Stoisz przed nim - oświadczył kapitan. Na te słowa olbrzym skłonił się i odrzekł.
- Czy przyjmujesz moje wyzwanie?
- Przyjmuję - na tą odpowiedz Shazim uchwycił swoją ogromną broń i zakręcił nią młynka.
- Jam jest Shazim zwany Śmierć w Dwóch Ciosach z tego powodu że nikt jeszcze dwóch mych uderzeń nie zdzierżył!
- Tiiaaaa, a jaj jestem Karel zwany czasem w rożnych barach i oberżach Śmierć w Pół Słowa.
- Dlaczego w pół sł.....BZZZZZZ - zwęglony olbrzym padł na ziemię. Karel podszedł do truchła i bez wysiłku podniósł ogromne ostrze.
- Bardzo ładne - skomentował - będzie ładny suwenir albo prezent dla kogoś. - po czym poszedł wydać rozkaz do wymarszu. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Caladan
Chaos is Behind you
Dołączył: 04 Lut 2007 Skąd: Gdynia Smocza Góra Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 13-07-2009, 21:55
|
|
|
Po jakimś czasie przybyłem do Cimbaru. Zarobione pieniądze z ochrony statku kupieckiego wystarczałaby na parę naście dni pobytu w tym mieście, lecz nie zamierzałem długo tu przybywać. Jak wyglądało mieścina jak każda stolica. Pełni kupców i biegającego ludu. Zapytałem się najbliższego człowieka, gdzie jest najbliższa gospoda. Szybko ją znalazłem. Nie wyglądał za bardzo obiecująco, ale lepsze to niż spać na zewnątrz. Najważniejsze że prześcieradła było czyste, a koc nie pachniał tanim winem. Wyszedłem na dół, aby wysłuchać opowieści marynarzy i reszty zgrai. Oprócz już wcześniejszych informacji. Dowiedziałem się, że widziano jakiś ogromny obiekt nad ziemiami Mulhorandu. Ogromnie zmartwiłamnie ta wieść. Facet trochę przejeskrawiał swoją opowieśc, ale leżało w niej ziarno prawdy Po chwili poszedłem do swojego pokoju. Wyciągnąłem z płaszcza muszelkę.
Sprawdziłem wiadomość od Rasta.
Siema
Przybyło 15 Psionicznych Duszoszyderców, 11 pierwszych drużyn Szkarłatnych Płaszczy Mroku pod dowództwem Malhierry[poinformowałem Teoderikę, że ona przechodzi pod jej rozkazy ], 1 Kopacz Wodny( Duży kreto- torbacze , które potrafi pływać na dużych głębokościach i kopać ziemię) 1 pułk w liczbie 1000 żołnierzy Armii Krwawej Pięści pod dowództwem Atona Urgha, 11 Bajarzy ( Draconi, Magowie Dźwięku i Uroków, mający dar przekonywania ludności do swojego sposobu myślenia za pomocą tonacji słów i dźwięków ), 4 Wodne Metanowce i ich opieknów( Genetycznie zmodyfikowane amebowce wielkości 12 metrów, które porażone prądem wydzielają metan w wodzie), oraz 100 Draxów- Specjalny odział Draconów, [Odpowiednik podklasy wojownika zwanego Morituri z Baldursa, ale bez ograniczeń bojowych, a zarazem umiejętnościami czysto magicznymi], ( Wszyscy wyruszyli według wcześniejszych ustaleń Fazy Drugiej , oprócz Pułku i Draxów. Udało nam się szybko porozumieć tutejszymi krasnoludami, wybijając wszystkie koboldy i gobliny w okolicy. Złapaliśmy Emberspeaka i Anglaspark (smoki). Robimy nad nimi eksperymenty genetyczne. Obecnie mamy pięć Pyłowych smoków. Jest dużo prawdopodobieństwo, że będą pół nieumarłymi. Nie mogę obiecać. To zależy czy gen Dawnych Wampirzych Lordów przyjmie. Liczba Pyłowych Wojowników wynosi 300, a Umbrołaków 250. Dostaliśmy też Podniebne Spodki( Małe kuliste stateczki, które retransmisują obraz do bazy- są pod efektem Diabelsiego Całunu) .
P.S Aton mówi, żebyś ruszył swoje cztery litery i załatwił sprawę z tymi smokami
Odpowiedź z mojej strony
Do wszystkich
Kod żółty.
Szybko wyruszyłem w drogę za pomoca wrót do legowiska pewnego Smoka. |
_________________ It gets so lonely being evil
What I'd do to see a smile
Even for a little while
And no one loves you when you're evil
I'm lying through my teeth!
Your tears are all the company I need |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 13-07-2009, 22:33
|
|
|
Armia Kościoła dotarła wreszcie pod równinę na której stało miasto. Za jego murami można było zobaczyć Rzekę Cieni.
- Cóż wygląda na to że przedstawienie czas zacząć. Poruczniku Teaspot mam nadzieję że wiecie co macie robić?
- Oczywiście. Kapitanie zanim wyruszysz chciałbym poinformować że przybył Zakon Nieba.
- Wreszcie dobra wiadomość. Cóż możemy zaczekać jeszcze trochę - zerknął na wychodzącą za mury armię Skuld .
Do Karel podszedł wyższy nawet od niego blondyn. Na jego szlachetnej twarzy wykwitł uśmiech który szpeciła jedna jedyna szrama ciągnąca sięod podbródka do kącika ust.
- Kapitan Karel - zasalutował. Szermierz również odpowiedział salutem.
- Poruczniku Freespear dobrze pana widzieć. Przyznam że pańscy ludzie przydadzą się nam.
- Zrobimy co w naszej mocy - porucznik zaśmiał się perliście - więc jak moglibyśmy pomóc?
- Przydalibyście się w formie bombowców. Dostaniecie ochronę magiczną i będziecie wspierać nas z góry. Zapasy prochu są w wozach z zapatrzeniem.
- Zrozumiałem. Macie BUM jak w banku - zaśmiali się obaj - rozumiem że udjajecie się na misje specjalną kapitanie.
- Tak zobaczymy się więc po bitwie. Do zobaczenia Poruczniku.
- Nawzajem kapitanie.
Po wymianie uprzejmości Karel zbliżył się do Kemiego. Smokowi w przeciwieństwie do właścicieli upał bardzo odpowiadał.
- Skończyłeś już?
- Tak wybacz że tak długo. Nad pałac jeśli można - po czym wystartowali. Wznosili sę coraz wyżej i wyżej aż w końcu polecieli nad miasto.
- Za chwilę - stwierdził Karel - to idealna okazja, większość żołnierzy jest poza murami tak więc opór będzie mniejszy. Wprawdzie wierzę że zrobiłabyś to sama ale bardzo chcę zobaczyć jak podnosisz tą kosę na kogoś innego niż ja.
- Jak wejdziemy?
- Wejdziemy w moim stylu.....o właśnie czas, zaczekam na ciebie na dole.....obiecuję że nie zacznę bez ciebie - po czym zeskoczył ze smoka prosto w dół. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 13-07-2009, 22:49
|
|
|
- On przesadza, że tylko na niego podnoszę kose - mruknęła do siebie. - Kemi, pomożesz chłopakom. Niebawem się zobaczymy.
Zeskoczyła z jego grzbietu lecąc prosto przez dziurę do środka pałacu. Nie spodziewanie tuż nad nią stał Karel, który złapał ją podczas lotu.
- Dała bym sobie rade, ale dziękuje - uśmiechnęła się ciepło do niego.
- Nie ma problemu.
Postawił ją na ziemię. Dobyła Sata rozglądając się po korytarzu. Czuła tutaj dziwną, straszną aurę. Aurę śmierci i strachu. Poinformowała o tym Karela.
- Dziwne, może wyczuwasz aurę walki na zewnątrz?
- Uwierz mi że to nie to. Ta aura tkwi tutaj, wewnątrz murów. Jestem tego pewna.
- Dobrze, zatem chodźmy. Musimy znaleźć komnaty Faraona.
Przemykali korytarzami trzymając się blisko ściany. Było dość chłodno i ponuro. Ta atmosfera zupełnie nie pasowała to tego miejsca. Mijając ponad tuzin różnych korytarzy nie spotkali po drodze ani żywej duszy. Kitkara zatrzymała się w końcu nasłuchując. Popatrzyła na Karela, który uważnie się jej przyglądał. Uniosła brwi.
- Coś się stało? - zapytała.
- Nie, nie. Zastanawiam się tylko nad tym i tamtym...
- Aha, a przypadkiem nie masz mapy?
- Niestety nie... Uważaj!
Rzucił się na dziewczynę powalając ja na ziemię i przyciskając do ziemi sobą. Nad nimi stała mumia odziana w złoto, w dłoni trzymała złoty miecz. Nie była sama. Towarzyszyło jej dwa tuziny, wielkich silnych bliźniaków. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 13-07-2009, 23:04
|
|
|
- Złoty miecz.....bardzo niepraktyczne - stwierdziła Kitkara.
- Prawda? Złoto to bardzo miękki metal - na potwierdzenie swych słów przeciął się przez miecz, rękę a ostatecznie głowę mumii - do tego pusta makówka. - demonica i szermierz stanęli do siebie plecami.
Tymczasem za murami.....
Wojska Skuld walczyły dzielnie. Mimo że siły Kościoła miały przewagę liczebną nie poddawali się. Ale generał Thra'zek zdawał sobie sprawę że przegrana jest nieunikniona. Mimo to postanowił drogo sprzedać swe rodzinne miasto.
- Konnica na prawą...... - jego słowa zakończyła śmierć gdyż prosto z niebios padła beczka wypełniona prochem. Siły powietrzne okazały się gwoździem do trumny armii Skuld gdyż uderzały swoimi niebezpiecznymi ładunkami w kluczowe punkty. Mimo to śmierć głównodowodzącego była dziełem przypadku. Wraz z nim zginęło trzech innych oficerów. Wojska obrońców zaczęły wycofywać się w kierunku murów.
W pałacu.....
Karel był zauroczony. Jeszcze nie widział dziewczyny posługującej się długą bronią drzewcową z taką gracją. Wprawdzie pojedynkował się z nią wcześniej ale wtedy zdecydowanie nie miał czasu na podziwianie czegokolwiek jeżeli kiedykolwiek jeszcze chciał grać w Koci-Koci-Łapci. Efekt psuła tylko przegniła posoka i zasuszone flaki ożywieńców.
- Dobra skończone - stwierdził szermierz p[przydeptując odciętą dłoń która złapała go za kostkę.
- Acha, ufff jak gorąco - nawet się nie zmachała pomyślał - to gdzie idziemy?
- Musimy wejść wyżej. Na moje oko przebiliśmy się aż do piwnicy stąd tyle mumii. Wystarczy że znajdziemy jakieś okno i będziemy się orientować gdzie jesteśmy |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 13-07-2009, 23:20
|
|
|
Teoretycznie dostanie się na górę powinno być proste... Ale takie nie było, bowiem nigdzie nie mogli znaleźć schodów. Podziemia były niczym istny labirynt. Biegali w tę i wewte zawsze powracając do tego samego punktu.
- Ahhh!!! to jest naprawdę irytujące - wrzasnął Karel - klaustrofobii można się tu nabawić.
Kitkara roześmiała się delikatnie na jego marudzenie.
- Wybacz, ale zrobiłeś taką słodka minę ze nie mogła się powstrzymać...
- Ruszajmy lepiej bo jeszcze mnie zjesz... - mruknął to ostatnie cicho starając się by nie usłyszała.
Nic nie powiedziała, więc ruszyli dalej. Dziewczyna była skupiona, jej ciało napięte i gotowe na wszystko.
- Zdajesz się być poddenerwowana - zauważył.
- Widzę że uważnie mnie obserwujesz. Nie bój się, na pewno cię nie zjem.
Karel jęknął w duchu. A, jednak słyszała. Przed nimi ziała ciemna przestrzeń. Jednak nie dla Kitkary, dzięki jej wzrokowi doskonale widzieli co mają przed sobą. A mieli kłopoty.
- Nie jest dobrze. Kolejna przeszkoda. Ogromna komnata, w której czai się wielki skorpion, już miałam wcześniej z takim doczynienia i nie mam ochoty tego powtarzać - popchnęła go do przodu - pokarz jaki jesteś męski. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 13-07-2009, 23:58
|
|
|
Skorpion. Duży, bardzo. Tak na pół pokoju rodzinnego. Coż bywały gorsze dni.
- Naprawdę nie mam na ciebie czasu - stwierdził Karel posyłają Raikiri w jego stronę. Błysło buchło i duży skorpion został pieczonym dużym skorpionem. Karel podszedł do pzostałości i wykroił sobie kawałek.
- Hmmmm smakuje lepiej niż te małe - po czym zauważył drzwi, w jego oku zabłysł szatański pomysł.
- Twoja kolej - po czym podniósł dziewczynę za ramiona i wepchnął ( a właściwie wrzucił biorąc pod uwagę jej mikrą posturę) do następnego pomieszczenia. Usłyszał lwi ryk, odgłos przejechania pazurów po kamieniu a potem ciszę. Ostrożnie otworzył drzwi i zdębiał. Jeden z lwów leżał do góry brzuchem pd drapiącą go za uchem demonicą. Inny lizał jej wolną dłoń a pozostałe się ocierały.
- No tak. Kobiecy urok....mogłem to przewidzieć - lwy go usłyszały i spojrzały na niego krótko acz przyjacielsko ale po chwili wróciły do pieszczot. - ehem jak skończysz to możemy iść dalej?
Na powierzchni........
Mury miasta właśnie pękły. Połączenie potężnych zaklęć bojowych, pięćdziesięcio metrowego(w tym momencie) czarnego smoka i wsparcia z powietrza okazały się wystarczające by pokonać do tej pory niezdobyte mury mające ponad trzy milenia.
Porażka swojej obrony była czymś czym Skuld do tej pory nie zaznało. Ludzie uciekali na wszystkie strony przed nietypowym dla czarnego smoka(według nich) ognistym oddechem. Ta nietypowość okazała się zgubna dla magicznych obrońców którzy spodziewając się oddechu kwasowego i wcześniej zabezpieczając się przed nim spłonęli żywcem. Tak oto armia Kościoła pokonała zewnętrzne bariery. Ale miast miało również mury wewnętrzne. Ich pokonanie stanowiło jednak tylko kwestię czasu i odwagi(lub jak kto woli głupoty) mieszkańców. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Ostatnio zmieniony przez Karel dnia 14-07-2009, 13:17, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 14-07-2009, 12:50
|
|
|
- Zastanawiałem się mówiąc szczerze - mówił Daerian, po części do siebie, po części do Endariona - czy nie zareagowaliśmy zbyt ostro. Że może nasze działania są zbyt pospieszne i że być może MAC nie będzie niczym więcej, niż normalnym najeźdźcą. Ale teraz... spójrzmy na to miasto. Na magię masowej zagłady, na smoczy ogień wylewany na mury... i na przedmieścia, zalewające lepianki zwykłych ludzi i domy bogatszych... dopiero zaczęli działania, dopiero doszło do pierwszej bitwy, a oni już zamordowali większą liczbę nie związanych z walką ludzi niż niektóre imperia zła przez dziesięciolecia. Nie ma wyjścia, musimy ich powstrzymać.
- Ich siły powietrzne mają dość dużą przewagę nad naszymi - odpowiedział Endarion, nieco mniej przejęty losem mieszkańców, a bardziej zainteresowany problemami samego prowadzenia działań zbrojnych - z taką przewagą są w stanie całkowicie nam uniemożliwić zwycięskie przeprowadzenie jakiejkolwiek bitwy.
- Tak... - Daerian wyrwał się z namysłu - zanim udam się porozmawiać z tym... Darkspearem? Załatwię nam jeszcze wsparcie powietrzne.
- Chcesz powiedzieć?
- Dokładnie tak - Daerian zacisnął zęby - zaproszę kolegów z kółka brydżowego. Przyjdą na pewno, sam Fafner wisi mi jak na razie jakieś dwadzieścia ton złota... a poza tym nudzi im się. |
_________________
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 14-07-2009, 20:47
|
|
|
Grupa Furifaxa dobrze poprowadziła wojska Wolnego Untheru. Tuż przed świtem czwartego dnia po wymarszu z obozu, armia Rhyalda stanęła w przejściach przy Shussel. Widać było, że Mulhorandczycy przykładają się do obrony garnizonowego miasto – o czym świadczyło choćby to, że pierwotnie równinna okolica miasta sprawiała wrażenie górzystej. Cóż, zaklęcia kształtowania ziemi mogły się czasem przydać, niemniej dziwnego miasta raczej nie mogły ocalić – choćby z tego powodu, że Velg posiadał w swoich szeregach dwa drakolicze. Przodowała wśród nich Aurogloroasa – przywódczyni Kultu Smoka, a także – z nadania księcia przyszła władczyni podziemnego miasta pod Unthalass… Drugi smok był równie potężny, acz mniej znaczący. Książę, „dziwnym zbiegiem okoliczności”, wszedł w posiadanie filakterii owego żmija. Nadania przywilejów (jak choćby objęciem drakoliczów ochroną czy pozwoleniu stu gadom na legalne zamieszkiwanie Untheru – oczywiście, jeśli uznają zwierzchnictwo organizacji oraz powstrzymają się od grabieży) uczyniły Kult jego wiernym sprzymierzeńcem – tak pożądanym, skoro wczoraj ostatecznie skłócił się z kościołem Tiamat, co miało skutki w postaci faktu, że część kapłanów zbiegła – a jeszcze inni zostali eksterminowani.
W każdym razie, fizyczny szturm Shussel rozpoczął się, gdy Rhyald, Laeras i Furifax wraz z pięćdziesięciu ciężkimi piechurami ze Srebrnej Kompanii (i kilkunastu najlepszymi wojownikami wśród banitów) zaatakowali od północnego zachodu. Kilkunastu zaskoczonych żołnierzy nie było problemem – i choć, wbrew założeniom książęcego planu, ichni dowódca zdołał obwieścić całemu obozowi obecność wroga głośnym okrzykiem „Do broni!”, to posiłki nie zdołały już dojść na czas.
***
Starego Arkhasha z Mishtan, Pierwszego Arcymaga Untheru, nie zbudziły nawoływania straży. Z twardego snu wyrwali go dopiero kapłańscy słudzy Inahotepa, sprawującego funkcję wezyra Untheru pod berłem Horustepa III. Minutę trwało, zanim starzec narzucił na siebie opończę arcymaga i inne magiczne przedmioty, po czym niemal natychmiast arcymag pośpieszył na pole bitwy, zerkając tylko uprzednio na zabezpieczenia swoich zapasowych ciał...
Do oglądu batalii wystarczyło mu kilka sekund. Mistyczne zaklęcia wieszczenia przebiły zasłonę utworzoną przez Północnych Czarodziejów i powiedziały mu, że piętnaście komand jednocześnie zaatakowało strażę – a za nimi podąża armia untherska. To pozwoliło mu błyskawicznie doradzić kontratak…
***
Ludziom Ekura, jednego z przywódców armii wolnego Untheru, polecono nacierać z północy na południowy wschód – tak, aby odciąć armii wroga drogę do statków i przejąć rzeczone statki. Gwarantem faktu, że nie uciekną one były warunki pogodowe. Choćby, wywołany przez Morskiego Czarodzieja sztorm, pierwszy element ataku na Shussel, trwał już drugi dzień. I nic nie wskazywało, aby się w najbliższym czasie zakończył. W walce może byli potężniejsi magowie, lecz w kontrolowaniu morza bliźniakom nie dorównywał nikt…
I wszystko szło dobrze – mały oddziałek, który w nieładzie zabiegł im drogę, został rozbity już po minucie – dopóki nagle Mulhorandczycy się nie przegrupowali. Między ulicami nie tłoczyły się już bezładne grupki, a zorganizowane oddziały wrogiej armii. Nic dziwnego, że w zwarciu nieregularne oddziały Ekura zostały rozbite i odepchnięte, a on sam – stracił życie…
***
- Ognia! - rozkazał Isimud reszcie czarujących.
Nad miasto spadła istna kanonada – choć magokraci messemprarscy nie należeli do najpotężniejszych czarodziejów w krainach, to ułomkami nie byli. Wszystkie kule ognia, błyskawice i podobne czary z miejsca usmażyły kilkuset żołdaków, jednakże czary te miały jeszcze jeden efekt – rozświetliły pozycje czarujących, co z kolei posłużyło arcymagowi Arkhashowi i jego ludziom do kontrataku.
I wtem, na pole walki wleciała Aurogloroasa…
***
Dużo miano później śpiewać o sławetnym pojedynku, który Rhyald oglądał z odległości jedynie sześćdziesięciu metrów. Ludzie z oddziału, którym z Furifaxem dowodził, wraz z pięciuset Untherczykami za nimi, próbowali się przedostać do magów. Jednak drakoliczyca była szybsza. Nie zwalniając ani trochę, lotem koszącym przeleciała przez szeregi Mulhorandzkiej piechoty, w locie jeszcze porwała do paszczy ich dowódcę dowódcę (wraz z jego koniem), rozszarpała go… Po czym czarem zmroziła kilkunastu magów starego imperium i, jakby nigdy nic, stanęła przed arcymagiem.
Ów przyjął to niepisane wyzwanie i z miejsca uformował potężny, ognisty pocisk i cisnął go w smoka. Osmaliło nieco kości zwierza, lecz nieumarta smoczyca cienia się tym nie przejęła, odpowiadając pociskiem utkanym z czystej negatywnej energii. Ów pocisk może i byłby wyzwaniem dla maga, ale – skontrczarowany - na nic się przydał smokowi. Wtedy do walki włączył się Inahotep, rzucając jakieś zaklęcie wzywające świętą moc, na co zdenerwowana Aurogloroasa uderzyła go kościstym ogonem. Wtedy Arkhash dostrzegł swoją szansę i począł tkać inny czar, jednakże – widząc wzbierającą potęgę – drakoliczyca rzuciła się na niego i schwyciła maga w potężną paszczę.
Ten jednak miał powody do triumfowania – ostatnim wysiłkiem woli nakazał potężnemu berłu, który dzierżył, autodestrukcję. Owo wybuchło wewnątrz resztek paszczy drakolicza, niszcząc czaszkę i okrywające ją pozostałości łusek...
Powłoka cielesna przywódczyni Kultu Smoka zostało zniszczone. Jednocześnie zaś Darkspear i Lareas podjęli uderzenie na pogrążone w chwilowym nieładzie oddziały Mulhorandu i przebili się do magów… Gdy „zapasowe ciało” Arkhasha teleportowało się w to miejsce. Szczęściem, czary klonowania wprawdzie potrafiły przywrócić kogoś do życia, lecz przywrócenie ekwipunku było zupełnie inną sprawą. Dlatego, kiedy ów pojawił się pięć metrów od księcia Untheru i, po otrząśnięciu się z zaskoczenia, wzniósł dłoń pulsującą czystą moc magiczną…
… Książę Untheru przyskoczył do niego i zdołał mu tą rękę odciąć. I wrazić ostrze w serce najpotężniejszego maga służącego faraonowi. I tak, mógł rozkoszować się przebudzeniem jedynej „specjalnej” mocy ostrza – które poza walką służyło jako „magazyn na dusze” wrogów, uniemożliwiając ich wskrzeszenie. Mistrz Arkhash nie mógł już wykorzystać kolejnego ciała…
***
- Panie, co robić?! – wykrzyczał przez zgiełk bitwy jeden z Untherskich pułkowników do wezyra. Ten zrazu nie odpowiedział – wpatrywał się w śmierć Arkhasha jak urzeczony. Chwilę później, do bitwy wkroczył kolejny drakolicz, na miasto spadła kolejna kanonada… I wtedy właśnie kapłan podjął decyzję.
- Wycofać się! – krzyknął, po czym, patrząc na nadbiegający oddział Rhyalda, wygłosił jakąś inkantację, tworząc między nimi ścianę ognia.
Siły Mulhorandu poczęły się wycofywać, ostrzeliwane zawzięcie przez Północnych Czarodziejów…
***
Książę skłonny był powiedzieć, że z wojskowego punktu widzenia bitwa została przegrana. Nie rozbili dziesięciotysięcznej armii wroga, jak planował – jedynie ubili tysiąc ludzi. Co więcej, musiał wypuścić nieprzyjaciół, gdyż szarża na idące w szyku wojska Mulhorandu nie wchodziła w rachubę. Utracili kontrolę nad jednym z przejść do miasta – zyskaną przez jedno z komand chwilę przez bitwą, a siły spod znaku Wolnego Untheru były zbyt rozproszone, aby dało się je szybko zebrać. Tak więc, starcie ograniczyło się do pomniejszych starć i magicznej wymiany ognia. Ogółem, padło kilkunastu ludzi ze Srebrnej Kompanii (która prawie nie wzięła uwagi w walkach) oraz prawie ośmiuset Untherczyków. Ze strony przeciwnej naliczono około dwunastu setek poległych – z czego większość zapewne została zabita podczas magów podczas wycofywania się wojsk imperium. Większą dysproporcję widać było w stratach magów – książę stracił zaledwie pięciu, a Mulhorand około dwudziestu (w tym arcymaga).
Bitwa była jednak poważnym sukcesem politycznym – przejął kontrolę nad resztkami miasta, stając się czymś więcej niż tylko „władyką z Messempraru” jak go, przy winie, określił jeden z książąt Chessentii. Mniejsza z tym, że od jakiegoś czasu w mieście prawie nie było mieszkańców innych niż garnizon (zresztą, dlatego spalenie kilkudziesięciu domów w bitwie obyło się bez niezadowolenia ludności)... Dalej licząc: przejął kontrolę nad Kultem Smoka. Choć mogło się to wydawać niedorzeczne, nikt nie pomyślał o zapasowym ciele dla przywódczyni. Nikt zresztą nie brał pod uwagę możliwości, że zostanie zniszczona podczas szturmu na miasto – więc, podczas kiedy jej agenci dwoili się i troili, próbując przynieść zapasowe ciało, Darkspear wraz z Srebrną Kompanią zwyczajnie wszedł do komnat Kultu i zniszczył jej filakterię swym niezwykle ostrym mieczem. Tym samym, zlikwidował przywódczynię sprzymierzeńców – i, po rozmowie wraz z najważniejszymi jej członkami, zyskał niechętną aprobatę jako jej drugi niesmoczy przywódca... I miał nadzieję na zwiększenie pomocy od swej nowej organizacji. Organizacji, która już dwa razy od Tarczowego Wiecu zmieniała przywódcę - najpierw Sammaster zrezygnował z przywództwa, aby oddać się badaniom... A teraz stracili nowę przywódczynię. |
_________________
|
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 15-07-2009, 13:04
|
|
|
Lwy były naprawdę przesłodkie i Kitkara nie mogła po prostu od nich odejść. W, końcu z pomocą Karela <który musiał ją chwycić i zarzucić sobie dziewczynę na ramię bo innej rady nie było> udali się w końcu dalej korytarzem.
- Możesz mnie już postawić, Karelu? - Zapytała, kiedy już byli dostatecznie daleko od lwów.
Mężczyzna postawił ją delikatnie na nogach i rozejrzał się po mrocznym korytarzu.
- Tutaj raczej nie znajdziemy schodów na górę - zauważył - będzie trzeba je zrobić.
Wyciągnął palec wskazujący nad głowę. Nakreślił na suficie palcem spore koło. Mruknął jakieś zaklęcie, a kamienie nad nimi znikły pozostawiając dziurę. Przeskoczyli tak pięć kondygnacji pałacu.
- Jesteśmy prawdopodobnie na piętrze gdzie znajduje się Komnata Światła, czyli miejsce, gdzie ciągle przesiaduje Faraon - poinformował ją.
Rozejrzała się dookoła.
- Karelu, to mi raczej wygląda na łazienkę...
- Hmmm... To by wyjaśniało ten zapach... Dobrze, widocznie jesteśmy o piętro za nisko. Zaraz to załatwię.
Jeszcze raz zrobił dziurę w suficie. Kiedy znaleźli się piętro wyżej już czekał na nich komitet powitalny. Ponad sto par oczu zwróciło się w ich stronę. Najemnicy byli zadowoleni ich widokiem. Nareszcie ktoś z kogo można zrobić krwawą miazgę.
- Pamiętaj, nie zabijaj ich - zwrócił się do Kitkary.
- Dlaczego?
Nie miał już czasu na odpowiedź. Kilku najbliżej stojących, muskularnych mężczyzn rzuciło się na niego wymachując swoimi zakrzywionymi mieczami.
- A, panienka przyszła tu dla nas do towarzystwa? - zaśmiał się paskudnie łysy obleśny facet chwytając ją za ramię i przyciągając do siebie.
Dziewczyna warknęła w odpowiedzi częstując go mocnym kopnięciem pomiędzy nogi. Mężczyzna zwinął się z bólu. Zła zamachnęła się kosą trzy razy. Odcięła mu głowę, przecięła w pół tors i pozbawiła nóg.
- Kitkaro, mówiłem byś ich nie zabijała!
- Wybacz - wskoczyła na jednego, który właśnie zamierzał się od tyłu z mieczem na Karela. Uderzyła go drzewcem kosy w brzuch z odpowiednią siłą, by ten stracił przytomność.
- Dzięki, no i teraz lepiej - ucieszył się. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|