Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Opowiadania, fragmenty, diariusze... |
Wersja do druku |
Seshat
Dołączyła: 21 Maj 2003 Skąd: Skraj świata... Status: offline
|
Wysłany: 02-06-2003, 20:51
|
|
|
Alira14 <-- mam nadzieję, że znajdziesz czas. Wilczyca jest naprawdę niezwykła. |
_________________ "It can't rain all the time..." |
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 02-06-2003, 21:48
|
|
|
Tiaaa... Seshat zgadzam sie z Tobą ^_^ |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 03-06-2003, 07:18
|
|
|
I ja także czekam na ciąg dalszy "Wilczycy"...
Dark_Saturn napisał/a: | Aha...rozumiem, ze jeśli nie komentujecie, to jest źle :) |
Masz... A ta znowu swoje.
Dark_Saturn napisał/a: | Avellana<-- wymuszaj na innych, tio pisać będą :) Coś mi słychy idą, że dość dużo osób z naszego forum pisze fiki, przydałoby się trochę wymusić, ne?? :) |
A ja co niby jestem? Żandarm jakiś? Mam się rządzić w cudzym ogródku? Chcesz, koleżanko, żeby wszyscy mnie tu mieli dosyć?
No, ale obiecałam Miyi nowy kawałek, to niech będzie. Znaczy, stary kawałek, z 1999 roku. O księżycowych koniach, jednych z bardziej baśniowych istot mojej domeny. W nów są czarne, w pełnię białe, ale nie po prostu siwe, tylko migotliwe, jakby odbijały światło gwiazd i księżyca... No dobrze, więcej nie nudzę. Oto jedno z nimi spotkanie:
2 III wtorek
Zamaskowani starannie obserwowaliśmy pustą, ośnieżoną polanę, zalaną światłem księżyca.
„To chyba ostatnia pełnia, kiedy mogą tańczyć na śniegu” szepnęłam do Nomy.
Niezadługo zaczęły przybywać. Zwiewne i białe, migoczące jak śnieg i księżyc, tańczyły na polanie. Trudno byłoby opisać urodę tego tańca, a jednak nie należał do nich, był bladym cieniem innego tańca - i ten inny taniec też znałam - ale to zupełnie inna historia. Lekkie kopyta ledwie muskały śnieg, jedwabne grzywy i ogony płynęły w powietrzu. Wciąż, nie wiadomo skąd, z blasku księżyca, wyłaniały się nowe konie, a wtedy krąg rozstępował się, by zrobić im miejsce. Tak trwało do chwili, gdy na polanie wylądował jeszcze jeden, jakby spóźniony, koń. Był równie biały i zwiewny jak inne, ale musiały dostrzegać jakąś różnicę, bo krąg, zamiast rozstąpić się, zwarł się ciaśniej. Wtedy zawołał je, a w jego głosie była tęsknota tak ogromna, że zdawałoby się, że tylko ludzie są zdolni do takiej tęsknoty. Nie przerywając tańca odpowiedziały mu - i znów, sądziłabym, że tylko ludzie umieją nadać słowom taką pogardę. Przybysz nie odszedł jednak, stał z boku, obserwując pozostałych. Nagle koło mnie coś się poruszyło i na polanę wbiegł nowy koń. Jej srebro i czerń odbijały się wyraźnie od innych, ale księżycowe konie nie spłoszyły się. Taniec zatrzymał się na chwilę, dwa białe konie wyszły powitać Balkis.
„To jej rodzice” szepnął Magnat.
Jeśli Balkis jest źrebięciem księżycowych koni, to dlaczego nie zmienia maści tak jak one? Dlaczego zgadza się nosić kogoś? Te pytania musiały poczekać, a sama Balkis włączyła się w taniec. Wydawało się, że tańczy najpiękniej ze wszystkich, ale to mogło być złudzenie, innych nie sposób było rozpoznać. Ale wszystkie zauważyły, że odłączyła się od kręgu i podbiegła do Krwistego. Stanęła przy nim, jeden z białych koni (któreś z jej rodziców?) zawołał ją cicho. Odpowiedziała dumnym i mocnym głosem. I jego dźwięk nieoczekiwanie spłoszył konie, galopując skakały w powietrze i rozsypywały się w drobiny śniegu, rozlewały w smugi księżycowego blasku - a może tylko tak nam się zdawało?
Balkis i Krwisty znikli między drzewami. Magnat zatrzymał Nomę.
„Zaczekaj! Później ich poszukamy, mamy czas…” |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Dark_Saturn
Dołączyła: 11 Maj 2003 Skąd: Był sobie raz pewien świat... Status: offline
|
Wysłany: 03-06-2003, 09:08
|
|
|
Dobra, dobra... Ja się po prostu domagam oceny, bo nie wiem, czy podobają się Wam moje fragmenty(właściwie tylko 1 :))
A co do tego wymuszania, to żartowałam, ale warto by było poprosić kilka osób, żeby coś tu napisały, bo dość duża grupa domaga się przeczytania czyjiś fików, to nie lepiej zamieścić tu?? |
_________________ ...jesteśmy niewolnikami własnych myśli... |
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 09-06-2003, 07:54
|
|
|
Kurczę pieczone, nie powinnam dawać jednego kawałka za drugim... Ale ten jest z dedykacją dla Xenipha, mam nadzieję, że nie poczuje się rozczarowany. Czy ja za bardzo nie skręcam w stronę baśni?
6 VI 2003 piątek
Nie byłam szczególnie romantycznie nastrojona.
„No dobrze, przyznajcie to - powiedziałam głośno. - Równie dobrze moglibyśmy tu przyjechać w dzień. Pies z kulawą nogą nie będzie się tu fatygował”.
„Kallos i Excelsior raczej zwracają uwagę - odparła Noma. - A jakby się ktoś napatoczył?”
„Toby zwiał z wrzaskiem, a ja nie ryzykowałabym wykłucia sobie oka gałęzią. Powiedz lepiej, że podobała ci się akcja w księżycową noc. Tylko gdzie ten księżyc?”
Noma westchnęła i rozpaliła kulę zimnego światła. Zagłębiłyśmy się w gąszcz krzewów, zostawiając Kallosa na straży. Mimo światła ryzyko skręcenia nogi było całkiem spore - byłyśmy na starym cmentarzu. Nawet za najlepszych czasów był tylko skromnym, wiejskim cmentarzykiem, groby były sypane z ziemi, a tabliczki na nich - najczęściej drewniane. Teraz wszystko pochłonęła bujna zieleń, tylko nieliczne kamienie z nieczytelnymi napisami zaświadczały, gdzie jesteśmy. Ale było tu coś jeszcze.
W pierwszej chwili wzięłam ją za stary pień drzewa, opleciony bluszczem. Jego niezwykły kształt sprawił, że przyjrzałam się bliżej - w świetle błysnął biały kamień.
„Jest” powiedziałam Nomie.
Wspólnie zrywałyśmy pnącza, odsłaniając posąg. Przedstawiał młodą, nagą kobietę o doskonałych kształtach. Stała z pochyloną lekko głową, jak żałobniczka wpatrzona w nieistniejącą mogiłę u jej stóp.
Położyłam rękę na marmurowym ramieniu.
„Zbudź się” powiedziałam.
Przez chwilę nic się nie działo, ale potem figura powoli, przezwyciężając martwotę kamienia i kilkusetletni bezruch odwróciła głowę. Spoczął na mnie marmurowy wzrok, marmurowe wargi poruszyły się.
„Kim jesteście?” zapytała, a jej głos, choć cichy, zabrzmiał przedziwną czystością.
„W tej chwili tylko wędrowcami. Chodź z nami”.
„Dlaczego?”
„Ten, którego chroniłaś, jest już bezpieczny. Żadne zło tego świata nie może go już dosięgnąć”.
Rozejrzała się po otaczającej nas gęstwinie.
„Długo spałam” w jej głosie zabrzmiało wahanie.
„Jeszcze nie nadszedł czas, byś i ty miała usnąć na wieki. Chodź z nami. Przyjmij naszą przyjaźń. On nie chciałby, żebyś umarła za życia”.
Chwilę stała nieruchomo, aż w końcu przyklękła, kładąc dłonie na ziemi.
„Żegnaj ukochany - powiedziała z niezwykłą czułością w głosie. - Śnij dalej”.
Ruszyła z nami, stąpając lekko jak nimfa, nie jak kamienna figura. Z każdym krokiem przypominała sobie bycie człowiekiem. Zanim doszłyśmy do koni, przyoblekła iluzję ludzkiej postaci. Noma podała jej swój płaszcz i mogłyśmy wracać do Warowni. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 11-06-2003, 11:42
|
|
|
Ave-chan!!! śliiiiczne... No.. wrzucam jeszcze troche Nica.. który chyba ostatnio nie rusza się z miejsca...
***
-zabiję was... -na pięknej twarzy widniał uśmiech; uśmiech przy którym wzdrygnąłby się najodważniejszy nawet człowiek... gdyby go zobaczył...
Gdyby go zobaczył...
-mmm.... lubię zabijać... Taaaak... -półprzeźroczystą dłonią dotknął jedno z ciał... -baaardzo.. nie wiedziałem że to może być takie zabawne... -oblizał wargi -bardzo zabawne... -niczym dym przez wiatr tak i jego cała, ciemna postać rozpłynęła się w powietrzu....
***
stuk stuk stuk stuk.... ciężkie buty uderzające o kafalkową posadzkę... silne ręce trzymające w ramionach... trzeba otworzyć oczy... Co się wcześniej działo? Wściekłość, pewność siebie, wyższość taaak... czuła to wtedy i coś jeszcze.... coś czego nie umiała zrozumieć... na razie... I ta satysfakcja... że ich zabije... że ich zabiła.. uratowałą Tovę -człowieka, który przywrócił jej życie.... Jej... Nothing... Mi... właśnie mi... Najpierw wyprowadził z nieskończonej bieli, później... chciał uratować... ale to chyba ona uratowała jego.. Taaak.. uratowałam błękitnookiego anioła... A teraz on znowu uratował mnie... przecież mógł mnie zostawić w tym ciemnym korytarzu.. sprawiam tylko kłopoty.. Nie mam prawa niszczyć mu życia.. przecież Stwórca... on chce mnie... ale... on użyje wszystkich środków.. jego też będzie chcciał unicestwić.. a wtedy... wtedy....
Szare oczy przez chwilę były czarne i puste... chyba dobrze że nadal były zamknięte...
Nie! Nie! Nie! Stwórca nie zabije Tovy! Nie pozwolę! Już zanadto mi zamotał świat! Przywrócił do życia gdy chciałam wreszcie odpocząć... spotkać się z Nim...
-Nic... -podniosła ciężkie od zmęczenia powieki ukazując smutne, szare oczy... -i Nothing...
-hmm? -spojrzał na nią przyjaźnie ale biegł dalej...
Oh Tova! Twoje spojrzenie tak boli... jest zbyt podobne do oczu Niego... Najmilszy mój.. jeśli teraz gdzieś jesteś... chociaż wiem że to niemożliwe... proszę Cię... daj mi siłę... pozwól mi przetrwać i... zrozumieć... Zrozumieć mnie, Stwórcę.. ten świat... Abym przetrwała... abym mogła udowodnić Stwórcy... abym udowodniła mu że się myli... I abym nie załamała się patrząc w te błękitne oczy! Przynajmniej mają inny odcień błękitu...
-Ja mówie... Tova.. Ja... -spojrzała się na niego wystraszona -Ja zabijałam.. zabiłam i nie czułam wyrzutów... -w szarych oczach szkliły się łzy -dlaczego? Kim ja wtedy byłam? Bo chyba.. nie sobą?
-No... Nothing... -mocniej objął kruche ciało, te małe piąstki znajdujące się tak blisko niego, cała drżała... bała się -Spokój piękna... -poczuł że na to słowo się rozuźniła ale po chwili zaczęła się jeszcze bardziej trząść -spokój... ćśśś... wszystko będzie dobrze... to tylko sen... to był tylko sen...
Dlaczego! Dlaczego nawet odzywasz się do mnie jak on? Najukochańszy... przecież to nie Ty... chyba...
*** |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Alira14
Wielkie Prych
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Draminion gdzie normalnym wstęp wzbroniony!;) Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 11-06-2003, 17:00
|
|
|
Chyba was załamię, ale co tam... Narazie nie mam weny na nic filozoficznego typu "Wilczyca" więc narazie mogę umieszczać tutaj swoje wiersze. Mam nadzieję, że nie są głupawe. Opsiuję w nich to co czuję i myślę. Na początku umieszczę coś co ma z jakieś...2 lata. Napisałam go z jakiś miesiąc po przejściu po gimnazjum. Mam jakiś dziwny sentyment do tego wiersza^ ~
Autoportret
Czarne włosy
szukające pochwał
brązowe oczy
z błyskiem serca
blada twarz
wina
zbyt dużego sumienia
okulary
by zakryć
cierpkie myśli
odruchy wariatki
by żyć spokojnie i zrozumiale
wśród wariatów
milczenie
bo mowę mam
niezrozumiałą
fantazja
po to by się schować
przed innymi
punkty
by przyszłość
była różowa
drwiące miny innych
będę miała
z czego się śmiać
za kilka wiosenek |
_________________ "Lepszy jest brak weny niż bycie Chuckiem Austenem"
Daria - Czy kiedykolwiek nasz wygląd nie wpływa na to jak nas oceniają?
Jane - Kiedy oddajesz organy do przeszczepu, no chyba, że to oczy
Daria, 2x06 -"Monster" |
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 11-06-2003, 19:56
|
|
|
*_________________________________________* <nie jest w stanie powiedzieć nic bardziej twórczego>
<westchnienie>
*_________________________________________* |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Seshat
Dołączyła: 21 Maj 2003 Skąd: Skraj świata... Status: offline
|
Wysłany: 11-06-2003, 20:51
|
|
|
Hmm... tyle się dzieje i zapomniałam o Łowcy. Już nadrabiam, coby zrobić troche ruchu :)
Pamięć wróciła do niego z całą swoją przejrzystą mocą. Żył już tak długo, że nie pamiętał swoich narodzin, swojej rodziny, czy miejsca pochodzenia. Miał wiele imion i wiele rzeczy w życiu robił. Bywał najemnikiem, poszukiwaczem skarbów, złodziejem, nawet mordercą, choć zabijanie nigdy nie sprawiało mu przyjemności. Kiedyś władał księstwem ale porzucił to, gdyż władza go nie interesowała. Interesowała go tylko wiedza, moc i ciągła zmiana. Nie mógł wysiedzieć dłuższy czas w jednym miejscu, zajmować się jedną rzeczą. Kiedy przemierzył cały (w swoim mniemaniu) świat, kiedy zmęczyły go ludzkie troski i radości, dotarł właśnie tutaj. I tutaj spotkał Jego, Neverthessa , wiecznego i potężnego. Boga z zamierzchłych wieków, który powinien dawno stać się jedynie legendą powtarzaną dzieciom. A jednak istniał w tym świecie, jak najbardziej realny i potężny jak mało kto. Łowca przypomniał sobie jak walczyli – myślał wtedy, że zginie, ale nie martwił się tym zbytnio, bo śmierć poniesiona w walce z bogiem jest honorowa. Jednak nie zginął, walka została zawieszona i nigdy nie podjęli jej na nowo. Nie wiedział dlaczego tak się stało, ale czy ktokolwiek może zrozumieć decyzje bogów? Zamiast zginąć został u boga na służbie. Służbie, która z czasem przerodziła się w głębszą więź. I choć Shasser nie odważyłby się nazwać tego przyjaźnią (brzmiałoby to zbyt absurdalnie w stosunku do takiej istoty jak Neverthess), to jednak czuł się związany z tym miejscem i ze swoim panem.
Zresztą służba nie była zbyt uciążliwa – polegała przede wszystkim na pilnowaniu granic terytorium przed wszelkimi intruzami, jacy mogliby się tutaj zapędzić. Był Łowcą w końcu, czyż nie, i łowił zwierzynę, jak mało kto. Ale w głębi swego serca Shasser wierzył, że nie był wcale Neverthessowi potrzebny do tej pracy. Wątpił żeby do lasu przywędrowało coś, z czym bóg nie mógłby sobie sam poradzić. Zdarzało się jednak, że miewał on nietypowe życzenia, do których Shasser niewątpliwie nadawał się najlepiej. Chodziło o pozyskiwanie informacji lub pewnych rzeczy w „świecie zewnętrznym”. Neverthess źle czuł się poza granicami swojego lasu, swojej domeny, być może nawet nie mógł jej opuszczać (tego Shasser nie wiedział, nie interesowało go to specjalnie więc nie pytał). Za te drobne przysługi Łowca uzyskał dostęp do części mocy i wiedzy swego Pana. Z czasem jednak zlecenia były coraz rzadsze, a i samego Neverthessa spotykał rzadziej. Jakby bóg ostatecznie tracił zainteresowanie światem zewnętrznym, a nawet tym, co działo się tuż obok. I coraz rzadziej go wzywał... |
_________________ "It can't rain all the time..." |
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 13-06-2003, 21:42
|
|
|
Seshat *______* Ja to sobie muszę przekopiować *________*
A teraz, ponieważ dawno tu czegoś nie było, wrzucam mrożące krew w żyłach sceny z bliskiego spotkania Taya z Alirą, z dedykacją dla tej ostatniej ;> (ALirciu, jeśli zrobiłam z Ciebie jędzę, ochrzanianie wskazane ;>)
- Nie no, wszystkie elfy mają takiego świra czy tylko ta jedna? - spytał Tay samego siebie. Długo się jednak nad tym nie zastanawiał, bo gdy tylko się odwrócił, przed oczami miał już wylot bazooki.
- Ups... - uświadomił sobie że jego gospodyni chyba słyszała to co powiedział. Kilka kroków w tył i trafił na ścianę. Żadnej drogi ucieczki nie było.
- Zapamiętaj sobie raz na zawsze - powiedziała Alira strasznym głosem - że elfy to PIĘKNE, MĄDRE, DOSTOJNE I ZRÓWNOWAŻONE ISTOTY żyjące w harmonii ze wszystkim co żyje!!! ZROZUMIANO?!?!?!?
- T-tak j-jest... - pisnął, ale dziewczyna jakoś się nie kwapiła zabrać bazookę sprzed jego twarzy.
- I zdaj sobie sprawę że zdarza mi się czytać w myślach - jej oczy nabrały jeszcze bardziej złowieszczego wyrazu - i wiem że WYLAŁEŚ MI COLĘ! - wycedziła - Moja zemsta będzie bardzo bardzo słodka...
- IIIIIIIIIIIK!!!!!!! - Tay mógł już się tylko cieszyć że Kirâna nie widzi jak odwaga ulatuje z niego z prędkością dźwięku. Na szczęście dla chłopaka egzekucja nie została wykonana, ponieważ niespodziewanie otworzyła się brama i na dziedzińcu z piskiem zatrzymało się niebieskie ferrari, z którego wysiadł Lex Diss Gyse.
- Kolejny przeszkadzający mi facet - burknęła Alira. Tay odetchnął z ulgą że niebezpieczeństwo minęło i przyjrzał się nowemu gościowi.
- Już cię widziałem - przypomniał sobie - Byłeś z tą kobietą od 501 wcieleń. To twoja laska?
- Dienno uchowaj! - przybysz skrzywił się zabawnie - Już wystarczy że udało jej się sprowadzić na manowce moją niewinną duszę!
- Akurat kiedykolwiek taką miałeś - mruknęła elfka - Właśnie mnie zastanawia, co, u licha, robisz w samochodzie Miyi BEZ Miyi???
- Jeżdżę - wyszczerzył się Lex - W końcu to ode mnie go dostała, więc chyba potrafię, nie?
- Jaaasne... Możnaby pomyśleć że wszystko jej tak podbierasz...
- Nie da się - westchnął z rozmarzeniem - Jej łuk pewnie na zawsze zostanie dla mnie nieosiągalny... A tak bym sobie postrzelał, niech to...
- Z takiego BABSKIEGO łuku??? - Taya, który widział już wcześniej delikatną broń Miyi, ogarnęło zdziwienie. Na te słowa Alira skoczyła jak oparzona.
- TY TOTALNY IGNORANCIE!!! - złapała chłopaka za kurtkę i zaczęła gwałtownie potrząsać - Ty nieuświadomiona pomyłko natury!!! To jest PRZEKORA ERLINDREI, nie wiedziałeś o tym, głupolu patentowany?!?!?!? - puściła go tak niespodziewanie że aż usiadł.
- Nie wiedziałem - spojrzał na nią nieco nieprzytomnie - A czemu się tak dziwnie nazywa?
Alira już wyciągała bazookę, ale miłą konwersację przerwał śmiech Lexa:
- Nawet taki ignorant jak ja wie czym jest legendarna Przekora Erlindrei - oświadczył - i że, niestety, może jej używać tylko ten, który otrzymał ją w podarunku od poprzedniego właściciela. A Miya dostała ten łuk nawet dwa razy. W dwóch ze swoich wcieleń.
Tay słuchał tych wyjaśnień kompletnie skołowany.
- Miya nie mogła osobiście przyjechać - powiedział Lex do Aliry - bo musi się zajmować gościem. Jednym z twoich - zwrócił się na chwilę do Taya.
- Serio??? - ucieszony chłopak skoczył na równe nogi - To znaczy że jednak żyją!
- Panem Półelfem o Kamiennej Twarzy - kontynuował Lex - A Satsuki podejmuje pannę Odwieczną Rywalkę Xelli-Mediny i pewnie prowadzą teraz pikantne rozmówki...
- A Kirâna? Co z nią??? - przerwał Tay. Lex odwrócił oczy, które jakby na chwilę poszarzały.
- Nic o niej nie wiadomo - powiedział - Krąg został zniszczony zanim ją wydostaliśmy.
Oczy Taya zaszły mgłą. Zamrugał i usiadł na ziemi.
- Zdaje się że znów straciłeś kogoś bliskiego - Lex zwrócił się do niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zdziwiony Tay podniósł głowę.
- Przyjaźniliśmy się - rzekł cicho - Ale co ty możesz wiedzieć o moich stratach?
- Więcej niż myślisz - na ustach czarnowłosego pojawił się dziwny uśmiech - To ja jestem tym draniem z Omegi, który uprowadził twoją siostrę. |
|
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 13-06-2003, 22:32
|
|
|
Satsuś też cosik wrzuci... Tym razem kawałeczek Sagi o ludziach chaosu. Coś o jeziorku Afaria...
-Dlaeko jeszcze?
-Tyle ile będzie niezbędne Lino Inverse...
-Mało mi to mówi -_-
-Ćśśśś...to święte miejsce... nie mów tak głośno...
-Tak.. -kiwnęla potakująco głową
-Dobrze... Pamiętaj Lino Inverse.. jesteś przyrodą...
-A przyroda jest mną... jestem lekka niczym powiew wiatru
-Dobrze...
-Aalio...
-Hmm...?
-Nie wiem tylko jak mam oczyścić swój umysł.. to za trudne..
-W tym miejscu... -uśmiechnęla się -..wszystko jest możliwe.. ale masz racje...uwierz w siebie.. stań się jednością z przyrodą. Ptaki, kwiaty, spadający liść to wszystko jest Tobą Lino... musisz się tylko wsłuchać
-Dzięki Aalio...
-Niemazaco.. ćśśś...
Jestem ptakiem... spadającym liściem, rozwijającym się płatkiem kwiatu. Pszczołą latającą nad łąką i małym chrabąszczem gdzieś pod moimi stopami. Trzeba się wyciszyć... Tak Lino... wycisz się... spokój.. musisz poczuć każdy oddech wiatru, każdy pyłek kwiatów przelatujący koło nosa. Zamknij oczy.. czuj... wdychaj naturę.. łącz się z nią... oddziel duszę od ciałą i pozwól jej błądzić wśród drzew... Otwórz oczy! Nieee... chce jeszcze błądzić wśród zapachu trawy.. Otwórz oczy! Nieee.. jeszcze chwile... Otwórz oczy! Doszłaś do celu...
-Tak?
-Tak -Aalia uśmiechnęła się promiennie -już myślałąm że nigdy nie przestaniemy błądzić... gratuluję Lino...
-Ale.. gdzie? Aalia?
Aalii juz nie było... Jeziorko szumiało tylko przyjaźnie odbijając promienie świetle w półprzeźroczystej tafli. W piaszczystym dnie migały od czasu do czasu kolorowe kamyki, przepływały malutkie rybki w kolorach tęczy. A w trawie przy jeziorku... kilka malutkich postaci myło sobie właśnie kolorowe skrzydełka. Stworzone na podobieństwo motyli czy może na odwrót? Piękne... Fairia
-Piękne...
Stworzonka wystraszone schowały się za kępką trawy
-Nie.. nie bójcię się mnie... Fairia... chodźcie stworzonka.. chodżcie fairia.. nic wam nie zrobię... -wystawiła dłoń w geście przyjaźni
Stworzonka spojrzały ku sobie tęczowymi oczami i wzleciały. Skrzydełka poruszały się szybko niczym u kolibra. Zsypywał się z nich blyszczacy pył by po chwili zostać rozwianym przez wiatr. Podleciały do Liny zachaczając malutkimi stopkami taflę jeziora.
-Nie bójcie się.. na prawde nic wam nie zrobię... Fairia... nie bójcie się stworzonka...
Podleciały bliziutko... wprost do smutnej twarzy wpatrując się w nią długo... studiując jej duszę.
-Potrzebuję pomocy... -szepnęła po chwili cichutko jakby bojąc się że wszystko zniknie |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Seshat
Dołączyła: 21 Maj 2003 Skąd: Skraj świata... Status: offline
|
Wysłany: 14-06-2003, 11:48
|
|
|
Miya dzięki :) A poza tym dobrze, że zarówno Ty i Satstuki też piszecie, wreszcie coś się ruszyło (no i nie zdominujemy z Avellaną na spółkę tego tematu ;)).
A ja wklejam dalej...
Shasser niejasno zdawał sobie sprawę, że ostatnie wezwanie zdarzyło się bardzo dawno temu. Ile czasu przespał, przetrwał w letargu? Sam nie wiedział – może kilka a może kilkadziesiąt lat. Czas nie miał znaczenia dla boga, dla Łowcy zresztą też nie. I chociaż rozmyślał kilkakrotnie nad porzuceniem zaczarowanego lasu, to nigdy się na to nie zdecydował. Przecież to miejsce mógł opuścić zawsze, kiedy tylko by chciał. Ale nie chciał. Bo cóż takiego nowego, zachwycającego mógł zobaczyć tam, na zewnątrz? Nawet jeśli spotkałby nowych silnych magów, z którymi mógłby nawiązać kontakt, lub z którymi mógłby walczyć, to wcale mu na tym nie zależało. Nie mógł tylko sobie przypomnieć, kiedy to się stało, kiedy przestał gonić za czymś nowym. Trochę go to zaniepokoiło.
Wstał całkowicie rozbudzony. Spróbował odszukać mocą Neverthessa ale nie wyczuł nigdzie jego obecności. Jednak skoro boga nie było i go nie potrzebował, to co go obudziło? Przez chwilę wsłuchiwał się w Las, ale nie usłyszał niczego i to go przeraziło. Nie, nawet nie to, że nie usłyszał – oczywiście ptaki śpiewały w drzewach, owady brzęczały, a wiatr poruszał liśćmi – słyszał ten cały harmider życia, ale nie słyszał Lasu. Nie rozumiał. Było to tak zaskakujące, że przez chwilę myślał, że śni. Czasami, w ciągu długich lat, spędzanych w letargu, śnił różne rzeczy, ale żadne nie były aż tak realne. W większości zresztą były to tylko jego wspomnienia.
Lekko chwiejnym krokiem podszedł do wylotu jaskini, która była jego siedzibą w czasie snu. Gdy stanął u wylotu, musiał zamknąć oczy by ochronić je przed blaskiem słońca. Z zamkniętymi oczami spróbował ponownie odszukać obecność Neverthessa. Nie było go. Powoli wiadomość ta poczęła torować sobie drogę do jego świadomości. Nie było go.
„Odszedł.” – ta myśl go przeraziła. Jak to możliwe? Co się stało? Czy dobrowolnie odszedł, czy ktoś go do tego zmusił? Kto mógłby go do tego zmusić? Odejść z własnego domu... I dlaczego, do cholery, go nie obudził, kiedy go potrzebował? Może zatem go nie potrzebował... Może sam odszedł, a o nim zapomniał po prostu. Teraz, gdy jego oczy przyzwyczaiły się do ostrego światła, spojrzał jeszcze raz przed siebie. Na pozór nic się nie zmieniło – parę drzew spróchniało i padło, kilka nowych wyrosło, zwierzęta żyły i umierały tak, jak zawsze – nie było nic niepokojącego w rozgrzanym, letnim popołudniu. Nic, poza tym, że nie rozumiał już języka Lasu. Przypuszczał, że ma to coś wspólnego z odejściem boga. |
_________________ "It can't rain all the time..." |
|
|
|
|
Alira14
Wielkie Prych
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Draminion gdzie normalnym wstęp wzbroniony!;) Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 14-06-2003, 17:39
|
|
|
Miya! Ja aż tak wredna nie jestem!^^ Potrafię czasami być miła, serio^^. W końcu jeszcze cię nie zabiłam za to co napisałaś:>. Skoro Sat kopiuje tutaj swoją sagę to ja skopiuję tutaj moją komedię o uroczym tytule "Jak wykończyć wampira w 3 dni?" Nie wysyłajcie na mnie Ludzi od praw wampirów:>>>>. Mam talent do szalonych bohaterów^^. A Anita JEST szalona^^.
-Znowu nas wywalono przez ciebie z mieszkania!
-Ta.... I zupełnie nie wiem czemu! Coś mówił facet o hałasie czy coś takiego...
-Hałasie?!? Hałasie?!? Ty to nazywasz hałasem?!?!? Wszystkie szyby pękły!!!
-Szczegółów się czepiasz!
-To gdzie teraz będziemy mieszkać? Nikt nam już nie wynajmie domu, a internat jest zajęty!!!
Celina ze złością popatrzyła się na swoją najlepszą ( i jedyną ) przyjaciółkę. Miała blond włosy i niebieskie oczy. Pochodziła z bardzo zamożnej i szanowanej rodziny. Dlatego pewnie wielu nie może zrozumieć czemu ludzie na jej widok uciekają. Odpowiedzią jest Anita, jej współlokatorka i przyjaciółka od przedszkola. Totalna wariatka. Potrafi zarobić na wszystkim. A czarne włosy i brązowe oczy sprawiają, że wygląda jak diablica. Zwłaszcza kiedy się uśmiecha...
-Cela patrz! Może tutaj?
-CELA?!? Nie nazywaj mnie ta...O_O Mowy nie ma! Nie jestem masochistką!
Przed dziewczynami stała jakaś rudera. Farba w kilku miejscach już spadła, a w oknach były powybijane szyby.
-Nie wiem o co ci chodzi Cela! Tu jest fajnie!
-Fajnie... Wygląda tak jakby...jakby...mieszkało tutaj coś złego i okropnego... Na przykład ty!!!!
-_-_.....Idziemy! Pomyśl o korzyściach! Zero rachunków za wynajem!!!
-NIE!!!!!- Niestety Celinie nie udało się więcej powiedzieć bo Anita wyjątkową dla siebie delikatnością, zaczęła ciągnąć ją za nogi do rudery. Cela próbowała rękami się czegoś złapać, ale palce się jej ślizgały po ziemi.
***
Obudził się z strasznym bólem głowy. Śniło mu się, że do jego domu wprowadziły się dwie ludzkie dziewczyny. Blondynka wydawała się w porządku. Idealny obiad. Za to ta druga... Najpierw przeszukała cały dom w poszukiwaniu pieniędzy, wyrzuciła na śmietnik jego kolekcję znaczków, a na koniec odbijając piłkę o ścianę rozwaliła szklany puchar warty 200 dolarów!!! Na szczęście to był tylko zły sen...
-Anita!!!!!!!! Oddawaj mój pamiętnik ty kleptomanko!!!
-Ciiii!!!!!!!! Czytam o tym jak zaczęłaś się ślinić na widok matematyka! Nie mogę się doczekać kiedy będzie o tym jak się skapnęłaś, że to kobita! A może ty poprostu yuri lubisz?
-ŻE CO?!? Wracaj tutaj!!!!!!
Słychać było dźwięk jakby ktoś wyrwał kolumnę z podłogi...
-IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIK!!!!!!!
-Wracaj! Ja wcale, a wcale nie zrobię ci krzwydy!!!!!!! Seeerio!
-To czemu trzymasz to jak maczugę?
-Żeby nie zrobić ci krzwydy. Ja cię poprostu zabiję!
-IIIIIIIIIIIIIIIIK!!!!!!!!!!!!
-Nie piszcz tylko złaź z tego sufitu!!!!!!!!!
Memento uszczypnął się w rękę. Nie to niemożliwe, żeby tutaj zamieszkały dwie ludzkie istoty. Przecież zrobił wszystko tak żeby i ludzie bali się tutaj przyłazić i Hellsing nie wysyłał tutaj swoich wampirów!!!!!!!!!!!!! Trzeba będzie je wygonić. Tak... Pójdzie na górę i powie im, że jest komornikiem i, że, i że... no coś im powie! Żeby sobie tylko poszły! Wspiął się po schodach i ukrył kły. Tylko tego mu brakowało – rozgłosu. Już i tak z trudem udało mu się zwalić winę za śmierć tamtych trzech kobiet na jakiegoś pospolitego wampira. Teraz im powie do słuchu, żeby się wyniosły powie im, że...
ŁUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUP!!!!
Nie zdążył nic powiedzieć, bo ktoś rzucił w niego resztką po drewnianej kolumnie. |
_________________ "Lepszy jest brak weny niż bycie Chuckiem Austenem"
Daria - Czy kiedykolwiek nasz wygląd nie wpływa na to jak nas oceniają?
Jane - Kiedy oddajesz organy do przeszczepu, no chyba, że to oczy
Daria, 2x06 -"Monster" |
|
|
|
|
Ryuu_Davis
Dołączyła: 12 Kwi 2003 Skąd: A bo ja tam wiem O.o? Status: offline
|
Wysłany: 15-06-2003, 14:13
|
|
|
Ach *_* nie wiem, czy ktoś wie, ale od pewnego czasu czytam Waszą twórczość... jestem oczarowana *_* ja nie mam talentu do.. ee... patetycznych ^^" opowiadań, ale wrzucę coś luźno związanego ze Slayem, co napisałam może miesiąc temu z nudów ^^". Jest powiązany trochę z innymi fanfikami, w szczególności z moją epopeją (57 stron) komediową NxtgnR
Pierwsze, co spostrzegam, to nieskończony błękit.
W jaki sposób się tutaj dostałam? Nie wiem... Próbuję sobie przypomnieć... nie, nie, nie mogę, wszystko mnie rozprasza... Gdzie ja jestem? Zaciskam oczy. Jasność prześwituje przez powieki, w ciemności bezładnie wirują płatki światła. Podnoszę dłoń. To na pewno ja, uśmiecham się lekko, takich rąk nie ma nikt inny. Opuszczam ją... o, zaskoczenie. Pode mną znajduje się coś wilgotnego, miękkiego i pachnącego. Delikatnie błądzę po tym palcami i opieram się na łokciach. Słońce razi w oczy. To trawa! Śmieję się pod nosem, co ze mną? Śmieję się, jednocześnie zbierając myśli. Gdzie byłam ostatnio...? Dark Dome, no tak, tak jak zawsze... Ale co się stało?!
'uciekaj krzyczy nie możesz tu zostać ale dlaczego pytam otrząsa się i patrzy na mnie swoim wielkimi oczami nie pytaj staję wpatrując się w nią siostro szepczę to koniec prawda na chwilę odrywa się od inkantacji i spogląda tak smutno jakby umiała współczuć jakby wczuwała się we mnie nie przeczy głową ale uciekaj podnosi głos ciemność burzy się wokół niej unosząc szmaragdowe kosmyki do falującego tańca w powietrzu nie szepczę nie nie nie przecież to nie może mieć końca to nie może się skończyć może odszeptuje wszystko może ale na to jeszcze przyjdzie czas'
Pamiętam.
Mroczne obrazy wyłaniają się z pamięci... Coś... coś musiało się stać, ale nie zdążyli powiadomić wszystkich. Gdzie ja wtedy byłam? Mogłam... mogłam im pomóc, tulę twarz w wilgotną trawę, kilka kropel upada mi na twarz, powoli spływając w stronę podbródka. Czuję dziwną ulgę, jak gdyby były to prawdziwe łzy. Tacy jak my nie mają prawa płakać, przypominam sobie surowe słowa Set, pamiętaj że nie jesteśmy ludźmi. Wtedy ja potakiwałam, błądząc wzrokiem i marząc, aby jak najszybciej wyrwać się z jej biura. Często mnie rugała, w końcu jestem chyba najmłodsza z Dark Dome. Ciekawe, gdzie jest... Gdzie jest ona, Yu, gdzie są wszyscy... Gdzie są wszyscy, krzyk pełen gniewu, ślepej rozpaczy ulatuje do nieba. Teraz staram dokładnie się rozejrzeć. Jest bardzo... zielono. Tak, to najlepsze słowo, wokół pełno drzew, trawy, i pachnie tak... zielono! A niebo jest błękitne, płynie po nim kilka chmur. W tle szara góra z białym czubkiem. Ładnie tutaj, myślę. Ale co to za miejsce, co to za wymiar? Dokąd mogli mnie wysłać? Wreszcie wstaję. Lekko się chwieję, podłoże jest niepewne. Wyglądam chyba tak jak zawsze, jakby nic się nie stało. A jednak się stało... Ta myśl znowu mnie nawiedza. Biorę głęboki oddech i stawiam pierwszy krok. Yu kiedyś powiedziała, że najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku. Kolejne wspomnienie. Boli. Drugi krok. I trzeci, i czwarty, i kolejny. Biegnę w stronę wysokiego drzewa z ciemnozieloną koroną. Ta zieleń przypomina mi Yu. Cholera, co jest?! Dlaczego... dlaczego wszystko wokół mi ich przypomina? Bo nie możesz zapomnieć, odzywa się głos we mnie. Ale to boli! Boli! Coś we mnie krzyczy, wyrywa się na zewnątrz, chcąc, abym ukazała swoją rozpacz. Wszyscy powinniśmy być opanowani, kolejne echo słów Set. To co! Ale ich nie ma, odkrzykuje Głos. Siadam przy drzewie, opierając się o twardy, chropowaty pień. Zamykam oczy, słuchając głosów w duszy. Kłócą się. A niech się kłócą, mnie już nic nie obchodzi. Będę czekać. Przybędą, na pewno. Choćby i za tysiąc lat, będę czekać... Słońce pieści ciepłem moją twarz, to wszystko jest tak realistyczne, tak znajome, trawa pode mną, ptaki, śpiewające gdzieś wysoko, w koronach drzew, zapach wiatru przemykającego się aksamitnie po policzkach... Znam to... Chcę tak trwać, chcę zapomnieć...
'To jej pierwszy krok... Już wkrótce, wszystko się skończy. To swoisty początek końca... Cóż, nie ma co ukrywać, że było to dosyć radykalne postąpienie, ale...
Rozsiała ich po całym świecie. W różnych wymiarach. Nie mogą się odnaleźć, ale nie zatracili swych umiejętności.
Powinna ich zgładzić... Są nadal niebezpieczni.
Oni, niebezpieczni? Nie rozśmieszaj mnie. Nie znają magii. Umieją jedynie podróżować między wymiarami.
Ale mają wielką moc... Znałem jednego z nich...
Nie zawracaj sobie tym głowy, Xellossie.'
dotrwaliście ^^"? |
|
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 15-06-2003, 14:24
|
|
|
Ryuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu... jaakie zajeeefaaaajneeeeeeee *____* Masz więcej? *______* Jeeeeeeeeeeeeeejuuuu *_____* Sat być zachwycona :D Fajny masz styl :D Troche niezrozumiały (kojarzy mi się z moim Nicem nie wiem czemu :P) Ale ogólnie siuuuupeeeeel daaaj jeeeeesce *_____* |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|