Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Opowiadania, fragmenty, diariusze... |
Wersja do druku |
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 12-05-2003, 15:44
|
|
|
FAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAJNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Avellana gratulejszyn połapania XD
Bambosh... ładniusie toto =) czekam na więcej XD To się tyczy też Avellany... a tak btw Avellana... nie pasują Ci inne kawałki? czyli znaczy to że tego masz troszki... wyyyyślij *_* plosze plosze plosze śliiiicznie *_*
Nyuuu... to ja wrzucam następny kawałeczek XD
***
-Nie ma... -wściekle oznajmił numer trzy z rezygnacją w głosie. -zniknał, rozpłynął się...
-Co z eksperymentem? Nie ma go? Zabr
-To była dziewczyna panie..
-Dziewczyna? To coś chcesz nazwać dziewczyną? Przedziwna istota, która pojawiła się na Aaxen w przedziwny sposób, otoczona czarną poświatą. Wiesz że to sprawdzono... to nie był żaden hologram
-Boisz się jej panie... boisz się że to kosmita?
-Ko..smita? -jego wzrok zmienił się nie do poznania, wyrażał strach a wyraz twarzy... był wściekły i jakby zdegustowany -Oni nie istnieją...
-JUŻ! Wszystkich zabiliście... każdy... czy to małe dziecko czy stary człowiek... wszyscy wiedzą co wydarzyło się w roku 3000... jedna wielka rzeź... kogo? Potencjalnych kosmitów... RZEŹ!!!
-ZAMILCZ!!! Kim jesteś aby na mnie krzyczeć? Zamilcz jeśli chcesz jeszcze żyć oficerze... zamilcz...
***
krótkie... ale mi ostatnio brakować natchnienia T_T |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: 12-05-2003, 16:38
|
|
|
Człowieka chwilę nie ma, a juz się tyle czytadła zebrało...Piszcie, ludzie, piszcie, jak ja kocham czytać. Ja chwilowo tworzyć nie mogę ( choć mam juz pomysł), ponieważ walcze o oceny końcowe, co w przypadku uczennicy trzeciej klasy Gim. jest ważne...No, ale sobie chociaż poczytam ^^ |
|
|
|
|
|
Mako-chan
Mako-chan
Dołączyła: 02 Maj 2003 Skąd: Mój pokój, krzesło przy kompie... Status: offline
|
Wysłany: 12-05-2003, 16:42
|
|
|
Ten post wyżej jest mój...Dziecko zapomniało sie zalogować ^^ Ech starość nie radość |
_________________ Va'esse deireadh aep eingean... |
|
|
|
|
Alira14
Wielkie Prych
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Draminion gdzie normalnym wstęp wzbroniony!;) Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 12-05-2003, 18:03
|
|
|
Jak czytam wasze opowiadania, to czuję się jak kompletna debilka=.=. Mogłabym tutaj dawać fragmenty mojej "Wilczycy" (głupi tytuł, musze go zmienić=.=) i wiersze. Ale 90% czytających reaguje na nie pytaniem" Anka! Ktoś umarł u ciebie w rodzinie?"-.- Wszystko rozumieją zbyt dosłownie...
Dam wam krótki fragment "Wilczycy" Mówcie, jeśli wam się spodoba;).
Wilczyca
Była już gotowa do drogi. Plecak spakowany, śniadanie zjedzone. Założyła łapą okulary na pysk . Mówi się, że Łowcy mają świetny wzrok. Najwidoczniej ona była wyjątkiem. Pomachała ogonem na pożegnanie Ciszy i Snu. Cisza tylko pożegnała się szeptem i wróciła do pracy. A Sen? Oczywiście śnił. Poczłeptała do przystanku autobusowego. Nigdzie nie było napisane o której przyjedzie. Gdyby było napisane ludzie nie mieli by o co się pytać. A oni bardzo lubią zadawać bezsensowne pytania. Takie z nich dziwne stworzenia. Popatrzyła się na drogę. Nadal pusta. Tylko jak zwykle jaskółki polowały na koty. Cóź, każdy ma swoje pięć minut. Nawet żądne krwi jaskółki. Mężczyzna nerwowo patrzył się na swój zegarek i ciągle powtarzał, jak nakręcona zabawka:
- Jak późno nie zdążę do pracy. Jak późno...
I tak ciągle. Był ubrany w biały garnitur w czarne paski. Jego własne więzienie... Miał kanciaste kształty i okulary przeciwsłoneczne. Dla zwykłego człowieka osobnik wyglądał niepozornie. Ot, zwykły facet. Za to dla wyćwiczonego Łowcy wyglądał całkiem inaczej... Z miejsca gdzie miał założony zegarek zaczynała odpadać skóra i było widać błysk metalu... Jeszcze ta jego głowa... Było widać za uszami śrubki. No tak... Przecież to yupies. Jedyny który wygrał wyścig szczurów. Wilczyca przyjrzała mu się uważniej. "Musiał oszukiwać". Po jej lewej stronie stała stara znajoma historii. W prawej dłoni trzymała klepsydrę, a w lewej księgę. Była cała pozapisywana. Nawet okładka. I wszystko po.... rosyjsku. "Jak się nie zna łaciny to zawsze zostaje jakiś inny język". Kobieta wyglądała na smutną i zmęczoną, poprawiła rękawy czarnego płaszcza. Na plecach miała plecak turystyczny z którego wystawało coś ostrego... Pomachała do Łowczyni. "Jeszcze nie czas, ale kiedyś..."- mówiła przez zaciśnięte usta staruszka. Staruszka? Na pewno nie z wyglądu! Z lewego profilu spoglądała kobieta o blond włosach. Piękna, ale smutna. Jakby zmęczona życiem... Z drugiego profilu na świat spoglądała twarz.... trupa. Czuć było od niego niesamowity smród. Prawdopodobnie się rozkładał. Oko miał zamknięte, a z ust wystawał mu język. Na czole siedziała mu duża bzycząca mucha. Wilczyca odwróciła się z niesmakiem do drugiego profilu. "Oto dwie twarze Śmierci"- pomyślała. I miała rację. To była Śmierć. Śmierć która zawsze jechała na gapę i żaden kanar na świecie nie może jej powstrzymać. "Pod którą postacią do mnie przyjdziesz siostro Życia? Pod tą dla mroku czy dla światła. A może odwiedzisz mnie pod obiema?" - pytała się w myślach Wilczyca Śmierci. Do Śmierci nie trzeba nic mówić. Ona wszystko słyszy w naszych myślach. Nadjechał autobus. Yupies na jego widok, nie czekał, aż ktoś wysiądzie tylko od razu wbiegł z krzykiem "PRAAAACA!!!!". Biedak jest uzależniony tak bardzo, że nawet oddycha pracą. Śmierć... Usiadła obok kierowcy. Jak zwykle zresztą. To jak gra w rosyjską ruletkę...to znaczy kosę. Przetnie, nie przetnie, przetnie, nie przetnie... |
_________________ "Lepszy jest brak weny niż bycie Chuckiem Austenem"
Daria - Czy kiedykolwiek nasz wygląd nie wpływa na to jak nas oceniają?
Jane - Kiedy oddajesz organy do przeszczepu, no chyba, że to oczy
Daria, 2x06 -"Monster" |
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 12-05-2003, 18:52
|
|
|
Aaaaaaaaaaaaaaaaari-chaaaaaaaaan *_*
Jaaaaaaaaaaakie zajeeeefaaaaaaaaaaaajne *_* |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
coyote
prof. zombie killer
Dołączyła: 16 Kwi 2003 Skąd: the milky way Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 12-05-2003, 19:25
|
|
|
no proszę,coraz więcje tego i robi się coraz ciekaweij...hmm...a ja planuję zrobić totalną renowację historii Crowa i Jenovy...coś zachowaniu głównej bohaterki brakuje spójności,a i Crow też popada ze skrajności w skrajność,cóż,przekonałam się,że lepiej pisze mi się w zeszytach niż na kompie...kupię jakiś ładny zeszycik i to właśnie tam poprowadzę tamtą historię.A gdy już dobiegnie końca, przepiszę w wordzie i podeślę.. |
_________________ I used to rule the world
Seas would rise when I gave the word
Now in the morning I sweep alone
Sweep the streets I used to own |
|
|
|
|
Xeniph
Buruma
Dołączył: 23 Sty 2003 Status: offline
Grupy: AntyWiP WIP
|
Wysłany: 12-05-2003, 21:05
|
|
|
Miya-chan napisał/a: | Czy mi się wydaje, czy coś Ci ucięło? |
Nie, po prostu w tym momencie wena twórcza mnie opuściła :P (w takim momencie! - dop. Szaman) Ale już niedługo ciąg dalszy. (Co to być wena? To się jeść? - dop. Jurg)
Alira14 --> nie masz się czego wstydzić. Naprawdę ciekawe i klimatyczne opowiadanko.
Satsuki --> z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. (Obiadu? - dop. Jurg)
Mako-chan --> nie będzie dalszego ciągu? szkoda...
Wszyscy pozostali --> tak trzymać! |
|
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 13-05-2003, 07:18
|
|
|
Satsuki napisał/a: | a tak btw Avellana... nie pasują Ci inne kawałki? czyli znaczy to że tego masz troszki... wyyyyślij *_* plosze plosze plosze śliiiicznie *_* |
Ustalmy raz na zawsze, co to "troszki" znaczy, OK? Moje najstarsze zapiski, z których mogę wycisnąć przebieg zdarzeń, sięgają roku 1992. Regularny diariusz, czyli każdy dzień opisany dnia następnego, towarzyszy mi od 1994. Coś, czego nie wstydziłabym się pokazać w towarzystwie, zaczyna się mniej więcej od 1997. Przelicz to sobie przez ilość dni, bo mnie się nie chce, co?
W większości zapisy poszczególnych dni są krótsze, bo tu przecież wybrane są te co ciekawsze wydarzenia. I nie każdego dnia jest tak ciekawie, więc całość jest tylko dla bardzo odpornych wielbicieli mojej twórczości. Jak dotąd Miya została uszczęśliwiona rocznikiem 2000, z którego końcówki pochodzi pierwszy z podanych przeze mnie kawałków. Sprawdzam eksperymentalnie na żywym organizmie reakcję na dawkę subletalną. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Xeniph
Buruma
Dołączył: 23 Sty 2003 Status: offline
Grupy: AntyWiP WIP
|
Wysłany: 13-05-2003, 14:49
|
|
|
Kontynuacja poprzedniej walki... bezpośrednia (tj. od momentu w którym uciąłem):
zamaszysty ruch dłonią i wysyłając kilka pocisków błękitnego ognia w lewitującego Mesjasza. A gdy tenże zasłonił się przedramieniem, Leihard zaczął intensywnie pstrykać palcami. Po każdym pstryknięciu w powietrzu wokół Mesjasza pojawiały się dziesiątki maleńkich iskierek, zbierających w jednym punkcie. A kiedy któraś grupa iskierek zebrała się już w lśniącą kulę, ta wybuchała oślepiającym błyskiem światła, wysyłając białe promienie wbijające się boleśnie w ciało mrocznego elfa. Ten przez chwilę próbował ulecieć z obszaru rażenia, jednak ból sprawiany przez wbijające się ze wszystkich stron w jego ciało niczym długie, cienkie szpilki promienie uniemożliwiał mu ucieczkę. Stanął wtedy wyprostowany, z zaciśniętymi pięściami i znieruchomiał. Po chwili powietrze wokół niego zaczęło zauważalnie drżeć, a potem jego sylwetka zniknęła z głuchym stuknięciem, zostawiając po sobie jedynie rozmazany kontur, który w ułamku sekundy również zniknął. Lord Thrain natychmiast przerwał swój atak. Poczuł za sobą lekki podmuch powietrza, lecz zanim zdążył się odwrócić, jego prawe ramię przeszył postrzępiony strumień krwistoczerwonej energii. Wypuszczając broń, Leihard wrzasnął z bólu, a jego oczy zaszły łzami. Rana zadana magią nie tylko paliła niczym kwas, ale też wydawała się zatruwać ciemnością jego ciało i umysł. Zacisnąwszy zęby, Złoty Rycerz spróbował się odwrócić, jedynie po to aby potężny cios pięści rzucił go na posadzkę kilka metrów dalej.
- Czas już kończyć. - zakomunikował Mesjasz podchodząc spokojnie do paladyna - Anax varythaila, leuth dars izil ro! Sava xivante vugas drao! NO MERCY! - wykrzyczał, a ostrze jego broni otoczyła blada poświata. W ułamku sekundy doskoczył do paladyna, uwalniając grad ciosów. Ostrze katany migało jedynie, poruszając się z nieprawdopodobną prędkością i zostawiając za sobą smugi światła. W lorda Thraina uderzały setki ciosów, odłupując kolejne kawałki jego zbroi i powstrzymując go przed zrobieniem czegokolwiek. Ostatni cios przebił jego prawy bark i wyszedł z tyłu. Mesjasz nie wyciągnął miecza, lecz uniósł ostrze w górę, podnosząc nabitego na nie Złotego Rycerza. Ten spojrzał przeciągle mrocznemu elfowi w oczy, po czym drżącymi dłońmi chwycił wbite w niego ostrze |
|
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 13-05-2003, 16:29
|
|
|
Xeeeeniph *_* Siupel *_*
Avellana ja chętnie bym wszystko czytła =) Ale tego troszki doosho pewnie więc ja poprosiem to cio Miyooś *_* Sat będzie zobowiązana ^_^ I wszystkie jej wcielonka również =) (JEEEEEEAAAAA!!! poczytamy sobie *_* -przyp. wcielonka XD) |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 14-05-2003, 07:05
|
|
|
Xeniph - dobre! Aż szkoda, że któryś z tych dwóch panów musi przegrać.
Alira - ja chyba zapomniałam pochwalić i to nie z grzeczności. Masz bardzo interesujący, hm... punkt widzenia.
Satsuki - mogę przesłać, czemu nie, ale złap mnie najpierw na GG, bo wolałabym machnąć jakiś wstęp ogólny, a na forum go przecie nie powieszę. Poza tym ja nie wiem, Miya jak to dostała, to się przestała do mnie odzywać...
Natomiast ja dzisiaj trochę zaryzykuję, ale scena jest pięknym przykładem tego, jak można schrzanić ratowanie świata, likwidując niezbędy do tego magiczny artefakt.
15 III 2002
Zbieranie informacji wymaga sprytu i taktu. A także, od czasu do czasu, rezygnacji z bycia wojowniczką. Dla Rhian było to okropne, ale przekonała się już, że gdy ma na sobie piękną suknię i starannie upięte włosy, może dowiedzieć się znacznie więcej. Dlatego w tej chwili, w jednej z przydrożnych gospód, udawała podróżującą incognito damę. Wszyscy byli pod wrażeniem jej płynnych ruchów i lekkości, z jaką opierała się na ramieniu swego towarzysza… Klęła w duchu i przysięgała sobie, że nigdy więcej nie da się namówić na wysokie obcasy. Zupełnie wystarczy ta koszmarnie niewygodna, krępująca ruchy kiecka…
Val wyniósł się „dopilnować koni”, dając jej czas na rozejrzenie się. Błyskawicznie namierzyła właściwy obiekt - magiczny miecz rzucał się w oczy. Miała już wytrenowane spojrzenie „jestem sama i boję się”. Bohater zareagował prawidłowo, przysiadł się i zaczął rozmowę. Była mile zdziwiona - spodziewała się wiejskiego ćwoka, tymczasem Caoith pochodził z ubogiej szlachty i był nieźle wychowany. Doskonale rozumiał, że taki zajazd to nie miejsce dla damy, która czuje się źle wśród pospólstwa. Val długo nie wracał - niezauważony przez nich zajrzał na chwilę, po czym wycofał się, zostawiając Rhian wypytywanie. Caoith niechętnie odpowiadał, ale szybko upewniła się, że to on jest czwartym bohaterem. On tymczasem wyraźnie był pod jej urokiem. W końcu zaryzykował.
„Wybacz, pani, lecz mężczyźnie, który ci towarzyszy, źle z oczu patrzy. Czy na pewno jesteś z nim z wolnej woli?”
Ukryła zaskoczenie, spuszczając skromnie oczy.
„Wybacz, panie, lecz mieszasz się do spraw, które cię nie dotyczą”.
„Gdybym jednak mógł ci jakoś pomóc…”
Podsłuchujący Val miał dosyć. Wszedł i stanął koło Rhian.
„Myślę, pani, że ruszymy w dalszą drogę”.
„Chyba mieliśmy tu zostać na noc? - z pewnym opóźnieniem złapała, o co mu chodzi. - Ale jeśli chcesz, ruszymy natychmiast”.
Zatrzymali się jakieś dwa kilometry dalej.
„Wybacz, ale chyba nie było sensu tam dłużej siedzieć. Znaleźliśmy go, teraz niech się inni martwią”.
„Pewnie - przyznała. - Wracamy?”
„Jeśli chcesz, zaniosę cię” - Val opanował już umiejętność przemiany bez konieczności ściągania ubrania.
Rhian skinęła głową i właśnie chciała mu powiedzieć, by się odwrócił, to będzie mogła się przebrać, gdy na scenę wkroczył bohater Caoith.
„Tak podejrzewałem, podstępny potworze! - wykrzyknął. - Więzisz tę szlachetną damę, podły demonie!”
Val-smok przyjrzał mu się zdumiony, zaś Rhian postanowiła interweniować.
„Dość tego, mój panie! Towarzyszę mu z własnej woli!”
Ale bohater nie słuchał. Miecz zalśnił w słońcu. Val nie przejął się specjalnie, Rhian przez chwilę nie rozumiała…
„Odsuń się, idioto! - wrzasnęła. - To jest magiczny miecz, może cię zabić!”
Nawet jeśli usłyszał, było za późno. Miecz przebił łuski i wszedł miękko jak w masło. Val ryknął - Rhian czuła, że on przestaje być sobą, że kontrolę nad nim przejmuje smok, który pamięta walkę, tak dawno temu, i przeszywające go ostrza. Uderzenie mocy i płomienia zmiotło bohatera. Rhian nie zwróciła na to uwagi, widząc tylko krwawiącą ranę…
„Val! - starała się krzyczeć także telepatycznie. - Val, opamiętaj się, uspokój!”
Powoli odwrócił się od powalonego przeciwnika i spojrzał na nią. Zmienił postać, ale nie był już w stanie utrzymać się na nogach. Rhian przypadła do niego, próbując uzdrawiać, ale rana wciąż obficie krwawiła.
„Nie płacz - szepnął. - Nie warto…”
Potrząsnęła głową i przypomniała sobie, co Noma mówiła o wezwaniach.
„Dlaczego do ciebie? To ja powinnam dostawać śmiertelne wezwania” zdziwiłam się.
„Nie wiem” skrzywiła się Noma i znikła.
Jednym spojrzeniem oceniła sytuację.
„Kto to jest?”
„Caoith, bohater…”
„Niech to diabli!” podbiegła do niego. Magiczny miecz ocalił swego właściciela przed niechybną śmiercią, ale nie zapobiegł prawie całkowitemu upieczeniu. W dodatku sam miecz zmienił się w poskręcane żelastwo.
„Zostaw tego skurwysyna, ratuj Vala!”
Noma rzuciła zaklęcie wstrzymujące czas dla bohatera i zajęła się Valem.
„Nawet jak zneutralizuję czar miecza, to niewiele pomoże. Natychmiast do Warowni” zdecydowała. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 14-05-2003, 14:32
|
|
|
Za pozwoleniem, Avellano-san, nie odzywam się, ponieważ:
1) mowę mi odebrało i muszę doczytać do końca (WCALE się nie podlizuję!!! :D)
2) natchnęło mnie i sama staram się coś stworzyć, a nie mam podzielnej uwagi niestety T_T
3) zawalona jestem kolokwiami, więc nie mam za bardzo siły na rozmowę nawet T_T i dlatego bywam dostępna głównie wieczorami T_T
Jeśli dalej mnie uważasz za nieszczęsną z powodu możliwości czytania Twoich dzienników, to zapowiadam, że pewnego pięknego dnia się zemszczę >;DDDDDDDDDD
Alirciu, czy wspominałam że lubię Twoją twórczość? ;) Jeśli nie, to wspominam ;) Aha, i występujesz w mojej Epopei, więc bój się tego co tam z Ciebie zrobię... :D
Xeniph *______* Mistrzu, nauczaj!!!!!!!!! *______* |
|
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 14-05-2003, 14:34
|
|
|
Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaakie czadeerskie *_* Wszyscy superpiszecie *_*
Avellana nie mam Twojego gadulca ^^''' |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Mako-chan
Mako-chan
Dołączyła: 02 Maj 2003 Skąd: Mój pokój, krzesło przy kompie... Status: offline
|
Wysłany: 14-05-2003, 16:26
|
|
|
Witam ponownie po dłuższej nieobecności. Postanowiłam w końcu siakieś opowiadanko wrzucić, żeby nie było, że wyrzeram i tylko czytam.... To już jest zupełnie inna historia...
[color=olive]Ogromna grota gdzieś w górach Merain.
Czarnowłosa dziewczynka szepcząca modlitwy.
Trzy kapłanki odziane w biel.
Smok o skórze koloru czystego ametystu.
Trzy głosy, trzy zaklęcia, trzy bóstwa wywołane z niebios.
dziewczynka podchodzi do smoka. Czuje pod palcami śliską, twardą łuskę.Zamyka oczy.
Głosy nasilają się, powietrze zaczyna drgać.
Całun mlecznobiałej mgły ogarnia i dziecko i bestię. Promienie oślepiającego świtała przbijają mglistą ścianę.
Nie ma już dziecka, nie ma już smoka. Są tylko dwie dziewczyny, prawie kobiety, tak bardzo przypominające elfy.
***
Wysoka szczupła blondynka w czarnym płaszczu weszła do śmierdzącej piwem gospody. W srodku panowała wesoła, beztroska atmosfera. Śpiewano sprośne piosenki, wznoszono liczne toasty i bezsktutecznie próbowano utrzymać się na twardych ławach.
Rozejrzała się po dusznym, pełnym pomieszczeniu. Zobaczyła czarnowłosą dziewczynę z długimi spiczastymi uszami uparcie wpatrującą się w stół. Ku niej skierowała swe kroki. Zajęła miejsce naprzeciwko niej i uśmiechnęła się.
- Wiesz- zaczęła- ilekroć patrze na ciebie nie mogę uwierzyć, że nie jesteś elfem.
To była prawda. Siedząca przed nią nie była tą pełną wdzięku, miłującą pokoj istotą, mimo mylącego wyglądu. Posiadała iście elfią budowę ciała; była bardzo szcupła i wyglądała na niezwykle kruchą i delikatną, co była nieprawdą. Siła i wytrzymałość były jej niepodwarzalnymi atutami. Uszy, długie i szpiczaste bezwstydnie wystawały spod potarganej, krótkiej czyprynki, a głos miała spokojny, melodyjny i hipnotyzujący.
Natomiast posiadanie czarnych włsów zupełnie wykluczało jej przynależność do tej rasy, tak samo jak pionowe źrenice, w miodowzłotych oczach, czy niski, bardzo niski wzrost.Nikt jednak tych różnic nigdy nie zauważał.
-Chętnie się z tobą zamienię wyglądem- burknęła.
-Zły humorek?- spytała z ironią i położyła na stole dwie pękate sakiewki.
Na twarzy kompanki pojawił się uśmiech. Położyła jedną na dłoni, by ocenic ciężar.
- Dwa tysiące- oceniła.
- Dwatysiące- przyznała blondynka z podziwem- Nie mam pojęcia jak ty to robisz Blue.
- Kwestia wprawy- powtórzyła to , co zwykle odpowiadała patrząc na przyjaciółkę. Niewinna dziecięca twarz, szare wesołe oczy, smukłe ciało, blond włosy układające się w zgrabne fale. Arri bez przeszkód mogłaby byc nimfą, lub syreną. Swoją postawą , zachowaniem zwodziła każdego , kogo chciała okraść. Kobieta, czy mężczyzna, król, czy kupiec, to było bez znaczenia.
Blue ujrzała znajomy błysk w szarych oczach kobiety. Miała już zapytać czemu zamieniła ten naszyjnik na podróbkę zapewne własnej roboty, lecz drzwi gospody otworzytły się z hukiem.
Wszyscy, bez wyjątku umilkli.
W przejeściu stało dwóch barczystych mężczyzn w czerni. Zaczęli przemierzać wzrokiem pomieszczenie. Oczy potężnego blondyna z paskudną szramą ciągnącą się od skroni aż do ust, zatrzymały się na Arri.
- Wiesz co , Blue?- odezwała się- Muszę ci cos powiedzieć.
Tyle razy to słyszała, za każdym razem zbyt późno, by można wszystk o odkręcić.
Blondyn szepnął coś dp kolego o niezbyt inteligentnym wyrazie twarzy i wskazał wielkim paluchem na dwie przyglądające im się z wściekłaścią kobiety. Obydwaj zarechotali.
Usłyszała jak winowajczyni klnie soczyści pod nosem. Sięgła do paska po miecz. Zacisnęła dłoń na rękojeści. Była pewna , że bez trupów się nie obędzie.
Najemnicy wolnym, sztywnym krokiem szli w ich stronę.
- Naszyjnik- wychrypiał blondyn.
Arri milczała.
Obnażyli miecze.
Naszyjnik powtórzył.
Cisza.
Ten o twarzy idioty złapał ją za rękę i dwoma sprawnymi ruchami wykręcił ją o 360 stopni. Kości chrupnęły, a Arri zawyła z bólu.
Blue wyjęła miecz z pochwy. Zamack, krok, cios. Najemnik upadł cięzko na podłogę z rozpłatanym gardłem.
- Widzę, że mała nietoperzyca wie jak trzymać miecz- zadrwił drugi najwyraźniej niezbyt przejęty losem kolegi.
Wszyscy obecni z przerażeniem przyglądali się zajściu. Nikt nie śmiał si,ę odezwać. Kobiety z trudem powstrzymywały się od płaczu i jęków przerażenia.
Obserwowała ich udając, że ignoruje przeciwnika. To rozwścieczyło go. Chciał zaatakować. Nie zdążył, upadł.
- Nie ma to jak czar usypiania - usłyszała zza pleców- powinnaś częsciej używac magii Blue.
Odwróciłą się do bezwstydnie rozwalonej kompanki. Delikatnie macała miejsce, gdzie pod skórą wystawała kość. Szarpnęła i zawyła ponownie. Kość mimo wszystko nie powróciła na miejsce.
- Może byś mi pomogła- warknęła ocierając łzy bólu.
- Sama jesteś sobie winna - zauważyła wycierając zakrwawiony miecz o śpiącego mężczyznę. Schowała go i podeszła , by nastawić złamaną rękę.
Wrzask.
- Sadystka- usłyszała podziękowanie.
Nikt w dalszym ciągu nie odwarzył się nawet pisnąć. Tylko patrzyli.
- Co jest do cholery!?- niewytrzymała Arri- Trupa nie widzieliście? Bawcie się dalej !
Na rozkaz kobiety zaczęły lamentować, mężczyźni narzekać, a właściciel gospody zręcznie przeszukiwać dwie góry mięśni.
- Codźmy stąd - powiedziała już dużo spokojniej.
I to na razie na tyle ... chociaż tym razem oczekujcie ciągu dalszego ^^ .
Bardzo proszę o komentarze, chce wiedziec co sądzicie o tym co pisze |
_________________ Va'esse deireadh aep eingean... |
|
|
|
|
Alira14
Wielkie Prych
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Draminion gdzie normalnym wstęp wzbroniony!;) Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 14-05-2003, 18:21
|
|
|
Mako--> piszesz ślicznie! Nie zmieniaj stylu!^^
Dam wam kolejną część Wilczycy. Tylko nie spalcie mnie na stosie!
Wilczyca usiadła obok dziewczynki z plecaczkiem na plecach. Miała mysi warkoczyk, zielone oczy i strój grzecznej uczennicy. Jednak coś było nie tak... Zajrzała jej w oczy. No tak... Nie było w nich blasku, ani żrenicy. Były zamglone. Nigdy nie ufaj idealnemu. Coś takiego nie istnieje. Przyczepiła jej do nogi metalową kulę, żeby nie mogła uciec i poinformowała o niej Śmierć. Dziewczynka tylko popatrzyła na nią swoim zamglonym wzrokiem i stworzyła grymas na swej twarzyczce. A może próbowała się uśmiechnąć ludzkim uśmiechem? To wie tylko ona. Tylko ona i Śmierć bo zabrała dziewczynkę ze sobą. W końcu nadszedł czas i na jej przystanek. No i dobrze. Nie wytrzymywała już tych krzyczących spojrzeń. Spojrzeń błagających o trochę uczucia i ciepła. Tak... Wiele dziwnych rzeczy może spotkać Łowcę podczas jednej z jego codziennych wypraw. Nawet coś tak dziwnego jak brak kolejki w warzywniaku. Szła ulicą sama, a zarazem otoczona postaciami... Bo czyż uczucia pozostawione lub zgubione przez ludzi nie mogą ożyć? Wilczyca przystanęła. Miała jej serdecznie dosyć. Nie jest jej aż tak źle żeby łaziła za nią od wyjścia z autobusu.
- Daj mi spokój! Słyszysz? Ujawnij się, bo wiem, że tutaj jesteś!
Po tych słowach pojawiło się z nikąd widmo dziewczyny. Była dobrze uczesana i miała świetny strój. Brzydka też nie była.
- Czemu mam zniknąć? Będę twoim towarzyszem...
- Odwal się! Masz już wielu "przyjaciół". Do dzisiaj żadnemu nie dałaś wolności!
- Bo nie chcą wolności ode mnie . Jestem ich jedyną podporą. Jestem ich jedyną...
- Zamknij się! Jesteś ich więzieniem! Nie wiem czemu ludzie cię tolerują! Ja bym cię już dawno stąd wygoniła, gdyby nie to, że oni dają ci schronienie w swych chorych umysłach!!!
- Zawsze mają do wyboru. Mnie albo milczącą pustkę... Jak sądzisz co jest gorsze?
- Wynoś się stąd!!!!!!
- Jak chcesz.- widmo zniknęło od Wilczycy i pojawiło się obok smutnego chłopca siedzącego w kącie. Przytuliło się do niego. Chłopiec natychmiast się uśmiechnął- Są istoty którym jestem bardziej potrzebna. Ty się boisz nawet wypowiedzieć moje imię...
- Wiem jak się zwiesz i nie boję się tego powiedzieć na głos. Jesteś Samotnością. Samotnością o wielu przyjaciołach.- prychnęła i ruszyła przed siebie. Nie miała czasu na bzdury. Przynajmniej teraz. Wreszcie wyczuła trop. Być może dzisiaj ją odzyska... |
_________________ "Lepszy jest brak weny niż bycie Chuckiem Austenem"
Daria - Czy kiedykolwiek nasz wygląd nie wpływa na to jak nas oceniają?
Jane - Kiedy oddajesz organy do przeszczepu, no chyba, że to oczy
Daria, 2x06 -"Monster" |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|