Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Pewnego razu w dziwnym wymiarze... |
Wersja do druku |
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 10-12-2009, 02:21
|
|
|
Szaman lekko zdębiał przez chwilę, ale zaraz potem odpowiedział serdecznymi uściskami.
- Kopę lat kochaniutkie - w jego głosie słychać było szczerą radość. - Tyle się zdarzyło przez ten czas. Rozwód, zabili mnie potem, obecnie mam astralną powłokę i horkruksa który się stworzył przez przypadek i dlatego mi tak z deka odwaliło. Urąbało mi część ducha, a co za tym idzie osobowości, która powędrowała radośnie do zaświatów stworzonych dla Bambosh Riderów. Dlatego nie mam już tych słodkich kapci - zakończył swój monolog i zaczął siorbać herbatkę.
- A i właśnie - przypomniał sobie. Kim jest ten pilot mecha który celuje we mnie? Widzę że całkiem wypasiony, jak zaczniemy się tu tłuc, to rozpierdzielimy pół wieży, a jak do walki wdacie się jeszcze wy - spojrzał na Serikę i Miyę - to z tego świata nie będzie co zbierać.
- Bambosh, no co ty, Ysena nie poznajesz - wypaliła Serika.
- Po pierwsze to Szaman, a po drugie niby mam rentgen kokpitowi zro... Ysen? Rany, prawie jak zjazd absolwentów. Zeg, Xeniph i Avellana też będą? Pogadalibyśmy o Klejnotach, herbatkach, Maskotce i tańcach na rurze... - Szaman aż się wzruszył. Serika jednak zaprzeczyła.
- Szkoda, piękne to czasy młodości Multiświata były - zamaskowanemu zebrało się na romantyczne wspomnienia. Wielkie wojny, Agenda, o właśnie, Disu was pozdrawia.
- Disu? Co u niego? - Zapytały jednocześnie Serika z Miyą.
- Ascendował i dysponuje wiedzą wszechświata czy jakoś tak. Zresztą z jego powodu po części tu wpadłem. Zaczyna knuć jak za starych dobrych czasów, a ja pomagam by nie było nudno. Poza tym trzeba szkolić młode pokolenie - spojrzał na zebranych. - No, ale dość tej gadaniny bo się po fali już zbierają. Plan jest taki: żeby nie było nudno to jak każdy zimny drań porywam kobiety, a wy moje kochane Potęgi Multiświata szukacie mnie i odbijacie... złapanych oczywiście - spojrzał na Serikę i Miyę. - Chyba że też chcecie być porwane przez drania, to nigdy nie staje się passe. Jakby co to macie mój numer telefonu, nie zmieniałem. Porwę was z dedykacją i autografem. Po znajomości - zakończył wzbudzając jeszcze większe zdziwienie.
- No ale cóż, muszę się zbierać, komu w drogę temu kopa. I na koniec prezent, w końcu jestem Szamanem Fetyszy - zamaskowany przyzwał gromadkę śkłibów, poringów i coś co mogło być samcem Maskotki.
- Pozdrówcie Maskotkę ode mnie. Znalazłem dla niej kawalera - utworzył energoklatkę nad obolałą DeadJoker po czym użył przypinki leczącej zarówno na niej jak i na Mai i Gonik. - Każdy drań ma coś z dżentelmena. Jeszcze się zobaczymy i pogadamy przy herbatce. A na razie Adidos Amigos - i zniknął z uwięzionymi pozostawiając resztę z bandą antymagów, poringów, śkłibów i Maskotkiem. |
|
|
|
|
|
Tren
Lorelei
Dołączyła: 08 Lis 2009 Skąd: wiesz? Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 10-12-2009, 18:20
|
|
|
To była piękna noc. Księżyc w pełni i rozliczne gwiazdy zapełniały niebo. Na ziemi zaś przez łąkę biegła dziewczyna. Ubrana w brązową bluzę, czarne spodnie i lekko zniszczone buty. Biegła skocznie przez ciemnozieloną trawę. Noc była jasna, dlatego dopiero po chwili można było w oddali dostrzec łunę. Łuna ta przy bliższych oględzinach okazywała się być tłumem wieśniaków z pochodniami, siatką i pewną ilością zaimprowizowanej broni.
Tren, która uciekała właśnie przed tą zgrają, zaczęła poważnie rozważać czy nie był to jej osobisty rekord – wpaść w tarapaty dwa dni po przybyciu do wymiaru. Cały kłopot wynikł ze sprawy pozornie błahej, jaką było to, że odpędziła się od namolnego pijaka. Na jej nieszczęście ta będąc pod wpływem promili osoba była tutejszym najwyższym kapłanem, który jak się okazało zapamiętał jej twarz. Gdyby o tym wiedziała, zapewne wybrałaby delikatniejszy sposób samoobrony niż celnie wymierzony kopniak w ważną dla mężczyzny część ciała. Następnego dnia przeżyła niemały szok gdy zobaczyła listy gończe ze swoją twarzą rozwieszane po mieście. Nagroda za złapanie nie była dość duża, by zainteresować zawodowców, ale wystarczająca, by okoliczny moloch zaczął uważniej przyglądać się twarzom mijanych osób. Niestety nie udało jej się wymknąć niepostrzeżenie z miasta.
I w ten oto sposób zabrnęła tutaj. Jednak jej podróż zdawała się dobiegać kresu. Miała coraz większą zadyszkę, a wzmagający się szum nie wróżył zbyt dobrze.
Nie myliła się. Po chwili stanęła na skraju skarpy, pod nią rozciągała się głęboka przepaść, której dołem płynęła rzeka. Tren kalkulowała szybko. Nie miała dość siły, by zgubić pościg, więc dalsza ucieczka nie miała sensu. Z drugiej strony nie wiedziała też jak głęboka jest rzeka, a nawet jeśli była dostatecznie głęboka to taki lot mógł się skończyć tragicznie. Spadając z tej wysokości woda przy zderzeniu z ciałem jest jak beton...
Obejrzała się. Pościg był już w zasięgu wzroku. Teraz sprawa była już kwestią minut. Dziewczyna wciągnęła powietrze, by się uspokoić i ustawiła się na skraju przepaści. W myślach próbowała przypomnieć sobie jakieś wskazówki dotyczące skoku na główkę. Ku jej niezadowoleniu w myślach przewijała się tylko wizja obrażeń jakimi może się to skończyć.
W oddali usłyszała podniesione głosy.
Mam nadzieję Neptunie, że dobrze mnie przyjmiesz.
I skoczyła. Był to amatorski skok, choć sylwetka ustawiona była nieźle. Tren zamknęła na chwilę oczy.
Pod nią otworzył się portal.
* * *
W międzyczasie w zamku wszyscy jakoś dochodzili już do siebie po nagłym wtargnięciu przeciwnika/spotkaniu po latach. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że w tym momencie przy suficie niespodziewanie otworzy się portal przez który wleci dziewczyna w pozie osoby skaczącej do wody. Zdążyła ona otworzyć oczy, ale nie na długo.
Na jej drodze wisiał bowiem drewniany żyrandol ze świecami. Nie miała czasu, by się od niego odbić. Mogła tylko ponownie zamknąć oczy.
Rozległ się cichy łoskot, gdy czaszka i drewno spotkały się. To nie był jednak koniec. Siła grawitacji wciąż pracowała i tym razem posadzka ruszyła jej na spotkanie. Dziewczyna jeszcze nieznacznie przekręciła się w powietrzu nim z hukiem wylądowała na plecach omal nie przygniatając Wolanda, który widząc ten szybko zbliżający się pocisk balistyczny zdążył uskoczyć.
Część osób zerknęła na nowo przybyłą, która w chwili obecnej nie dawała oznak życia. Woland sprawdził funkcje życiowe.
-Oddycha – zawyrokował. |
_________________ "People ask me for advice all the time, and they ask me to help out. I'm always considerate of others, and I can read situations. Wait, aren't I too perfect?! Aren't I an awesome chick!?"
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 10-12-2009, 23:08
|
|
|
Mag lekko dotknął czoła nieprzytomnej, po czym wszedł w jej umysł. Priorytetowym pytaniem było „Kto zacz?”, a zaraz po nim plasowało się „Czy ma wrogie zamiary”?. Odpowiedź na owa pytania znalazła się dość szybko - tak szybko, że nieznajomej nie udało się nawet zbudzić...
... I wtedy wpadli paladyni. Wojownicy z miejsca zwrócili uwagę na Wolanda i zakrzyknęli:
- To zły czarnoksiężnik! Niewoli księżniczki! - po czym gremialnie rzucili się na czarodzieja, który momentalnie został zbity z pantałyku i zmuszony do ucieczki celem powstrzymania Katastrofy. Co więcej, uciekał wraz z trzymaną w rękach dziewczynach - celem oszczędzenia jej śmierci przez stratowanie...
- Witaj, imię moje Woland... A, nie narzekałbym na obecną sytuację, jeśli nie chcesz zawierać znajomości z tłumem rycerzy, którzy poniewczasie znaleźli sobie obiekt do prześladowania. Ale nie obawiaj się, zapewne zaraz się zmęczą... - dokończył z uśmiechem, wciąż uciekając w kółko przed zbrojne zarazą.
Tymczasem, dookoła panował chaos - członkowie Loży odzyskiwali przytomność, tracili ją, jak również byli zaskakiwani przez zdarzenia losowe. |
_________________
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 11-12-2009, 18:53
|
|
|
Bambosh? Szaman? Distant?...
JAK TO DISTANT?!
Dotychczas Serika była głęboko przekonana, że przywódca Agendy zebrał z tego świata wszystkie swoje niebieskie nanity i odszedł w stronę zachodzących galaktyk gdzieś, gdzie nawet ona nie była w stanie go zlokalizować. Poza tym wprawdzie dawno się z Bamb... Szamanem? nie widziała, ale ostatni stan stosunków Ba... Szaman-Distant zapamiętała jako "jak ja nienawidzę tego manipulanta". Coś się nie zgadzało, i to poważnie. Widziała dwie możliwości: zgodnie z jej najbardziej spiskową teorią Distant w jakiś sposób przyczynił się do śmierci i zmartwychwstania Szamana (ha!, tym razem dobrze!), zrobił mu pranie mózgu z odplamiaczem i bielinką, a teraz planuje zrobić to samo z kolejnymi starymi znajomymi, aby odbudować zapomnianą już potęgę Agendy. Wersja niespiskowa i optymistyczna brzmiała "obydwu panom się nudzi". Serika bardzo chciałaby założyć z góry, że możliwość druga jest jedyną, którą warto brać pod uwagę, ale w grę wchodził Distant... Z Distantem nigdy nic nie było wiadomo.
Oczywiście jakiekolwiek rozwiązanie siłowe nie wchodziło w grę. Wiele można było powiedzieć o Disu, ale z całą pewnością nie można mu było odmówić inteligencji i talentu do intryg, a także swoistego poczucia humoru. Nudzi im się, czy planują coś poważnego - w obu przypadkach zapewne chcą się po drodze pobawić z nimi w kotka i myszkę. Najprostszym i najbardziej złośliwym wobec przeciwników rozwiązaniem byłoby olanie ich zupełne, ale cena mogła być zbyt wysoka. Nie darowałaby sobie, gdyby za jakiś czas pojawiła się przed nią Maieczka z fragmentem duszy zapieczętowanym w jakiejś pietruszce, śmiejąca się maniakalnie i mówiąca jakimś przedziwnym slangiem.
Jakiekolwiek działania antyDistantowe musiały póki co poczekać wobec inwazji rozmaitych stworków na czele z Maskotkiem (skąd on go wytrzasnął?! O_o') i oddziałem zbrojnych. W chwili obecnej w wieży panował całkowity chaos. Większość członków Loży wprawdzie odzyskała już przytomność po chwilowym szoku, ale natychmiast zaczęła się oganiać od panów ględzących coś o Honorze oraz stadka słodkich, różowych stworków, z mackami i bez. Wielkie mackowate Coś stanowiło dodatkowy problem. A najbardziej bieżącym problemem było dwóch panów zmierzających w jej kierunku z bronią i niezbyt sympatycznymi wyrazami twarzy.
- Panowie do mnie? - upewniła się. Nie raczyli odpowiedzieć. Ups? Najchętniej schowałaby się za kimś dużym i silnym, ale niestety w tym przypadku odpowiedź na pytanie "czy jest tu jakiś męski mężczyzna?" brzmiała "owszem, i wszyscy są szalenie zajęci". Co oznaczało, że tym razem musiała działać sama.
Zmiecenia zbrojnych mocą nie brała pod uwagę nawet przez chwilę. Przez chwilkę rozważała otoczenie się barierą, ale to w żaden sposób nie rozwiązywało problemu. A gdyby tak nie siebie?...
Dwójka antymagów zatrzymała się gwałtownie, jakby po zderzeniu z twardą przeszkodą, która niespodziewanie wyrosła im przed nosami. Cudem utrzymali równowagę, po czym podjęli próbę pokonania reszty zaplanowanej trasy. Guzik - bariera jak trzymała, tak trzymała. Świetnie, a teraz...!
Pole energetyczne owinęło się wokół zbrojnych, tworząc niewidzialną bańkę. Próby wydostania się z niej na nic się nie zdały - byli uwięzieni i całkowicie zdezorientowani. W sumie świństwo... W związku z czym Serika dla samej dziecinnej satysfakcji dodała sferycznej barierze opalizujący połysk i zmniejszyła jej względny ciężar. Chwilę później obaj zbrojni w czymś, co do złudzenia przypominało bańkę mydlaną, unosili się pod sufitem, złorzecząc i wymachując bronią.
Widok rozjuszył pozostałych rycerzy, którzy z krzykiem rzucili się w kierunku stojących sobie jakby nigdy nic dziewczyn. Na ich nieszczęście bariera, którą otoczyła siebie i Miyę Serika była niepodobna do niczego, co dotychczas zdarzało im się rozbrajać - a kolejni zbrojni zamykani byli w bańkach, które, żeby nie było jednostajnie, zaczęły przybierać różne kolory. Najbardziej nieszczęśliwy był chyba lokator różowej, ale cóż, więzienia się nie wybiera.
- Jak to zrobiłyście!? - zainteresował się w którymś momencie Woland, pokonując kolejne okrążenie z nieprzytomną dziewczyną w ramionach.
- Patent naszej starej znajomej! Powinniście się kiedyś poznać... Uważaj, na twojej piątej!
Wkrótce w wieży rozluźniło się na tyle, że dało się przebić do portalu prowadzącego do Blue Haven, który wciąż wisiał sobie otwarty, a o którym, zdaje się, wszyscy zapomnieli.
- Miyak, przyprowadź tu Maskotkę! Trzeba by czymś zająć tego kawalera...
- Żartujesz?! Przecież ona nigdy nie wychodziła z basenu!
- Wymyślisz coś, wierzę w ciebie! - orzekła Serika i wypchnęła przyjaciółkę za barierę. - No leć!
Bitwa tymczasem trwała w najlepsze. |
_________________
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 11-12-2009, 19:35
|
|
|
Lokaj zajął się napastnikami może mniej subtelnie ale równie pokojowo. Skoncentrowanym ogniem uniemożliwiał wejście do budynku pozostałym zbrojnym którzy zostali na zewnątrz.
Przestał dopiero gdy skończyła mu się amunicja a on sam stał po kolna w łuskach. Wyrzucił więc zbędne już gatlingi i odpiął pasek przytrzymujący zbiornik na amunicję po czym rzucił się w wir walki. Skoczył panterką nad stołem w locie zgarniając część leżących na nim sztuców. Wykorzystując je jako broń miotana przybił część do ściany za bardzo ładne ale niepraktyczne peleryny. Wtem zaatakował go jeden z przeciwników. Blondyn rozbroił go gdy ten uniósł miecz do ciosu. To samo zrobił z następną dwójką napastników nie przestając drugą ręką rzucać widelcami.
Gdy miał czas trochę odetchnąć usłyszał głos za sobą trochę znikeształcony bo dobiegający z mecha.
- Co to było? - zapytał Ysen.
- Przepraszam sir ale o co panu chodzi?
- No....wydaje mi się że pytał o twój styl walki - wyjaśnił Asthariel
- Aaaa.....to było CBC*
- CBC? - dopytywał się chudzielec.
- Close Butler Combat. - wyjaśnił skrót A-Tur
* Dla tych co nie załapali dowcipu. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 11-12-2009, 23:16
|
|
|
Hura, hura! Nie od dziś było wiadomo, że jak się zbierze gromadka najbardziej szurniętych przepaków w Multiświecie (plus parę nowych a obiecujących postaci), prędzej czy później COŚ musi się wydarzyć! Tym razem jednak prawo zbiegów okoliczności, będące elementem każdej co bardziej nieprawdopodobnej opowieści, przeszło samo siebie. OK, miło było widzieć Bambosha po tak długim zniknięciu, zwłaszcza jako Drania Porywającego Kobiety. OK, efekty Distantowego knucia bywały różne, ale z pewnością nie nudne. Ale ci dwaj panowie pracujący razem? Bez wątpienia musiało im się mocno nudzić...
...Tymczasem jednak umysł Miyi zajmowały inne zmartwienia.
- Nadobna księżniczko! Nie musisz już lękać się owych stworów spaczonych plugawą magią, albowiem jestem tu, by otoczyć cię ochroną! - wygłosił natchnionym tonem jakiś paladyn, któremu udało się uniknąć kontaktu z bańką. Albo był jeszcze żółtodziobem i nie wyczuł jej aury, albo po prostu wrodzona bezbronna minka i nierobienie niczego podejrzanego - pełna zapału do nowej misji zapomniała zabrać miecz - sprawiło, że uznał Miyę za niewinną ofiarę.
Mogło to być zabawne (za barierą Serika śmiała się do łez), ale w tej chwili kronikarka miała zbyt bojowy nastrój na bycie niewinną ofiarą.
- Iiiiik! - zareagowała iście bojowo i ruszyła biegiem ku portalowi, marząc, by chlusnąć na paladyna choć odrobinką wody. A niech by mu zbroja zardzewiała!
Jakoś udało jej się prześlizgnąć między walczącymi i nie nadepnąć przy okazji na żadnego śkłiba. A kiedy dotarła do Blue Haven, pierwszym jej czynem było odwiedzenie kuchni i zabranie paru opakowań różnych herbatek w ramach prowiantu - w końcu kto wie, ile mogła potrwać nowa przygoda? Ale co też ona miała...? A, tak! Maskotka!
Maskotka oczywiście taplała się w basenie i zdecydowanie nie tęskniła za żadnymi przygodami - chyba żeby wpadła jej do wody jakaś ofia... osoba zaprzyjaźniona z WiPem. Z kolei zawiadomienie jej o czekającym kawalerze nie przyniosło rezultatu, bowiem wychowywała się w basenie od małego i nigdy nie widziała innego przedstawiciela swojego gatunku. Wszelkie trudy wydawały się próżne...
- Cip cip, kochanieńka, pańcia ci da jedzonko! - przez chwilę, która wydawała się wiecznością, Miya wymachiwała zwiędłą marchewką, która została jej z wizyty u wilkołaków. Maskotka przyglądała jej się nieufnie, aż w końcu prędko sięgnęła macką i wyrwała jedzonko z dłoni pańci.
- Szlag, za blisko stanęłam...
Zdeterminowana Miya cofnęła się o kilka kroków i wychlupała z basenu całą wodę, która uniosła ze sobą Maskotkę. Bardzo nafoszoną Maskotkę.
- Nyo chodź, niuńka, tam za portalem też jest fajnie!
Jedyną reakcją przekonywanej był jeszcze większy foch.
- Uważaj, księżniczko! Przed tobą stoi... pełza wielki, straszliwy potwór z mackami!
Jakby sama tego nie widziała. Po co on tu przylazł, ten namolny tępiciel zua? Ale zaraz, na jego widok Maskotka jakby się ożywiła...
- Mówiłam, że jest fajnie? Widzisz, malutka, zabawkę ci przyprowadziłam...
- Kyaaa! - zapiszczał paladyn niczym moe-panienka i wskoczył z powrotem w portal. Razem z depczącą mu po piętach Maskotką.
Kiedy i kronikarka przelazła z powrotem, zobaczyła swoją pupilkę bawiącą się w najlepsze nową zabawką. Jej potencjalny kawaler odpełzł w kąt i zerkał na nią nieśmiało. A gdzieś tam bitwa trwała nadal...
- Dzielny Miyak! - powitała przyjaciółkę Serika - Tylko teraz trzeba ich jakoś wyswatać!
- Najpierw Maskotce musi znudzić się zabawka. Zresztą naprawdę uważasz, że to dobra sceneria dla romansu?
- A czemu nie? Bambosh zostawił nam mackowatego tu i teraz, a sama widziałaś, żemiał niezłe wyczucie dramatu.
- Mówi się: Szaman - przypomniała kronikarka - A w ogóle to nie mamy lepszych rzeczy do roboty? W końcu dzięki Bamboshowi ubyła nam żeńska część obsady...
- Dzięki Szamanowi - poprawiła Serika - A Distant pewnie tylko czeka na nas z zasadzką.
- To co, mamy go rozczarować? - entuzjazmowała się coraz bardziej Miya - Chodź, chodź! Zostaniemy rycerkami, ratującymi damy z opresji!
- Od rycerzowania jest tu Ysen. I ci panowie, którzy chcą nas tępić.
- Ale oni są zajęci tłuczeniem się nawzajem, nie widzisz? A ja nabyłam już pewnej wprawy, ty też się nauczysz. Nyo chooodź! Ku chwale Loży, koleżanko westalko!
- Jak westalko, to nie rycerko - zauważyła rozsądnie Serika - Daj spokój, poczekamy chwilę, a same wrócą. Przecież nawet Distant długo z nimi nie wytrzyma... |
|
|
|
|
|
Asthariel
Lis
Dołączył: 10 Kwi 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 12-12-2009, 08:47
|
|
|
Przecierając oczy, Asthariel obserwował rozgrywające się wokół pandemonium. Mógł zrozumieć jakiegoś Szamana per Bamboosha, magów, straż, paladynów, piszczących paladynów (Kyaaaa!?!?!?), ale na miłość wszechświata... Ctuhlu!? I to drugim!? Tym dziwniejsze było, że to to najwyraźniej zostało przyprowadzone przez Miyę-chan
-Słuchaj, czy to to jest dla nas bezpieczne?
-Żadne to-to, to Maskotka! - obruszyła się Miya.
-Aha.
- I oczywiście że jest przyjazna! Przecież to taka słodka niuńka! Nyo malutka, pomachaj macką panu... - zaszczebiotała radośnie.
Maskotka nie była zainteresowana machaniem macką, ze względu na zajmujące ją tymczasowo bezczelne maltretowanie niewinnego paladyna. Zamigotało mu coś o nieludzkim traktowaniu, jednak ta myśl szybko wyleciała mu z głowy, gdy jeden z tych paladynów zauważywszy go, postanowił zaszarżować. Szlag by go, przecież go nie zabiję... Wreszcie wpadł na pomysł efektywnego wykorzystania magii lodu. Ślizgawka pod nogami rozpędzonego rycerza zakutego w ciężką zbroję może zdziałać cuda! Przekoziołkowawszy kilka razy w powietrzu (efektownie!) nieszczęśnik trafił w Maskotkę, która odwróciła się zdziwiona. |
|
|
|
|
|
Tren
Lorelei
Dołączyła: 08 Lis 2009 Skąd: wiesz? Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 12-12-2009, 16:58
|
|
|
Nieświadomość trwała, wokół panował mrok. Nagle coś błysnęło. Czerń została rozpierzchnięta przez myśl która powoli wykiełkowała w głowie. Ta pierwsza myśl, która pojawia się po utracie nieprzytomności zwykle najlepiej definiuje istotę. Pytania te u jednostek bardzo duchowych lub bardzo prymitywnych zwykle sprowadzają się do „Kim jestem? Gdzie jestem?”, występują też często warianty: „Za ile?”, „Mamusiu?!” i „Znowu się spiłem?”. Świadomość Tren po odzyskaniu połączenia z ciałem w pierwszej chwili zdiagnozował mocne potłuczenia, co doprowadziło do pytania „Gdzie, u cholery, tym razem wylądowałam?”. Świadomość powoli odzyskała kontrolę nad ciałem, choć trochę niechętnie, bo guz na czole i potłuczony tył leżący na zimnej posadzce nie były zbyt zachęcające.
Dziewczyna otworzyła oczy. Obraz był lekko rozmyty i ciemny. Mrugnęła. Ostrość poprawiła się nieznacznie, ale ciemność pozostała co kazało przypuszczać, że to nie wina organizmu.
Przed nią była jakaś twarz. Wytężony wysiłek gałek ocznych zidentyfikował ją jako męską twarz w ciemnym ubraniu.
-...Ksi...ądz? – wybełkotała. Jej mózg zaczął losowo łączyć fakty. Ksiądz plus lądowanie z dużej wysokości równa się...
-Ni... nie potrzeb... uje ostatnieee... namaszczenia. Prze... żyję, spadałam z weenkszych wysokość – zapewniła nieskładnie. – Zmmmaaaa... marnuje sie na mnie.
Domniemana postać księdza spojrzała w bok i Tren zdała sobie sprawę, że obok niej stoi też przedstawicielka płci pięknej. Mózg znów dokonał łączenia faktów. To musi być pomoc medyczna.
-Siiiosssstro – wyrzęziła do Seriki. – Herrr... baty!
-Pani wzywała – ozwał się jakiś głos, ale kimkolwiek była posiadająca ją postać, nie pozwolono jej się zbliżyć do majaczącej dziewczyny z wrzątkiem.
Tren zakaszlała. Wzrok jej się nieco wyostrzył co sprawiło, że zwróciła uwagę na tło. Zobaczyła tam sporo nieruchomych ciał i szkielet. Było tam też paru stojących ludzi, ale jej mózg skupił się raczej na tych nieruchomych. Zwłoki plus zimno plus personel szpitalny i ksiądz...
-Cz... Czemu jestem w kostnicy! Nie uma...rłam jeszcze! Oddycham! – wykrzyknęła z mocą próbując się podnieść. Oburzenie najwyraźniej pomogło jej odzyskać składnię, jak również i jasność myślenia, bo szybko opadła i zaczęła się rozglądać badawczo czyniąc parę obserwacji. Zauważyła mianowicie, że część z leżących ciał oddycha, szkielet chodzi sobie jak gdyby nigdy nic, zaś męski osobnik przed nią ma czerwony strój i brakuje mu koloratki.
-Nie jesteś księdzem – zauważyła odkrywczo.
Serika parsknęła pod nosem. Woland lekko odchrząkną.
-Istotnie, nie jestem – stwierdził.
Dziewczyna w ciszy przetrawiła informację.
-Przepraszam, że wzięłam cię za pielęgniarkę – powiedziała cicho i przepraszająco do Seriki.
-Nie ma sprawy. Serika jestem!
-Tren – przedstawiła krótko siebie.
Dziewczyna spojrzała teraz z kolei na Wolanda. Wyglądało, że nie ma zamiaru go przepraszać. Jej twarz wyrażała mieszane uczucia.
-Wnioskuję z ubrań, że mam do czynienia z magiem – ni to zapytała, ni stwierdziła, wkładając spory ładunek niechęci w słowo „mag”. |
_________________ "People ask me for advice all the time, and they ask me to help out. I'm always considerate of others, and I can read situations. Wait, aren't I too perfect?! Aren't I an awesome chick!?"
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 15-12-2009, 01:28
|
|
|
*Chwilę wcześniej*
- Miyak, weź zabierz jej tego nieszczęśnika, zanim facet zejdzie na zawał! - krzyknęła Serika do przyjaciółki, zamykając w bańce kolejnego paladyna i katem oka obserwując zaabsorbowaną nową "zabawką" Maskotkę.
- Ale ciemu? Jak się zepsuje, to weźmie następnego, jest ich dużo - zauważyła cynicznie kronikarka, wzruszając ramionami i zamierzając się mieczem na niedobitka z armii antymagów. Strumień wody odrzucił go w kierunku najbliższej ściany.
- Bo to niehumanitarne!
- Właśnie! - znienacka poparł Serikę Asthariel.
- Ale oni przecież nie są do końca prawdziwi?...
- O, w sumie faktycznie nie są - zauważyła blondynka, otaczając banieczką w kwiatki ulubieńca Maskotki. Chyba jako jedyny z aktualnych mieszkańców rejonów podsufitowych zdawał się być bardzo zadowolony z tego faktu, zwłaszcza, że więzienie wraz z lokatorem przefrunęło na drugi koniec pomieszczenia, z daleka od macek.
Maskotka, chwilowo pozbawiona zajęcia, rozejrzała się za nowym celem i jej wzrok padł na kłębowisko tentakli łypiące na nią nieśmiało z kąta.
- Serik, Serik, patrz, paaaatrzą na siebieeeeeee...! *__* - zabrzmiał rozczulony głosik.
- Ćśśśśś... Nie przeszkadzaj!
Oczy mackowatych spotkały się i nastała taka krępująca cisza... nawet pozostali na nogach paladyni przerwali na chwilę działania, jakby wrodzone wyczucie dramatyzmu zabraniało im psucia tej romantycznej sceny. Maskotka przybrała taki odrobinę bardziej różowawy odcień. Maskotek niepewnie wykonał niewielki pełz do przodu. Ona zafalowała nieśmiało, rumieniąc się bardziej. On jedną macką pochwycił ze stołu wazon z kwiatkami, drugą próbował chwycić któregoś z zabańkowanych paladynów (ale szybko cofnął mackę, gdy okazało się, że bańka z zewnątrz zrobiła się paskudnie gorąca). Ostatecznie zamiast tego sprawnym ruchem ściągnął ze stołu serwetę tak, że wszystkie stojące na nim naczynia pozostały na swoich miejscach. Następnie z tak przygotowaną serwetką na macce podniósł tacę z dzbankiem herbaty i filiżankami. A-Tur zaczął cichutko bić brawo. Maskotka spłoniła się na niemalże purpurowo i dygnęła. Nie pytajcie, jak mackowaty stwór może dygnąć, to po prostu trzeba zobaczyć! On z gracją podpełzł bliżej, po czym zafalował w uprzejmym ukłonie. Następnie macka z kwiatkami wyciągnęła się w Jej kierunku. Ona przyjęła podarunek, poczęstowała się także herbatką. Przez chwilę oboje raczyli się przysmakiem, uważając, by potężne macki nie zniszczyły malutkich, porcelanowych filiżanek. Jego macka delikatnie owinęła się wokół jej macki. Jej macka oplotła jego macki, i tak zastygli, przytuleni, razem racząc się herbatką. Śkłiby, zachęcone cieplutką, rodzinną atmosferą, zaczęły mościć się na ich mackach.
- Ojeeeej, wyglądają jak rodzinka...
- Uważaj, z tyłu! - czas na romantyczną scenę się najwyraźniej skończył, gdyż bitwa rozgorzała na nowo. Nie trwała jednak długo, już tylko nieliczni zbrojni bronili honoru oddziału, ale w końcu i oni padli nieprzytomni lub odfrunęli w kierunku sufitu.
- Ufffff... To by było na tyle - zauważył Grim, gdy zabrakło wreszcie przeciwników.
- A co zamierzacie zrobić z tymi na górze? - przypomniał przytomnie Ysen gramoląc się z mecha.
- A to dobre pytanie jest... Panowie, kto kto u was dowodzi? - zapytała Serika kolorowych banieczek, które właśnie opadały powoli na podłogę. Kiedy zgłosił się ulubieniec maskotki, przeszło jej przez myśl, że facet ma naprawdę potwornego pecha. W sumie to nie był do końca realny świat, co oznaczało, że zbrojni również nie byli do końca realni, ale to nie znaczyło, że w związku z tym można ich się tak po prostu pozbyć. Z drugiej strony wymiar i wszystko, co się w nim znajdowało był tak niewiarygodnie plastyczny, że aż się prosił, żeby nim manipulować. Zerknęła na Wolanda zajętego właśnie cuceniem nowo przybyłej, upewniła się, że jest zbyt zaabsorbowany, żeby się zorientować i dotknęła umysłu kapitana oddziału. W sumie facet był tak wystraszony, że pewnie zgodziłby się na wszystko, ale tak na wszelki wypadek...
- Są potężni, ale niespecjalnie niebezpieczni, ten atak to tylko pomyłka. W sumie to na pewno warto ponegocjować. Dogadamy się. I wcale się nie boję... - wtłoczyła mu do głowy kilka prostych myśli, wciąż nie mogąc się nadziwić, że tak gładko poszło nawet tak kiepskiej psioniczce, jak ona. Paskudne to było, ale przynajmniej miało szansę być skuteczne.
- To panowie na pewno się dogadają - uśmiechnęła się, uwalniając z pola siłowego zbrojnego i wypychając w jego kierunku średnio tym wszystkim zachwyconego Ysengrinna. - Miłych negocjacji!
Ok, przeciwnicy z głowy. Czas było zająć się czymś bardziej istotnym - na przykład namierzeniem Szamana i dziewczyn. Nie miała wątpliwości, że w Wieży pewnie jeszcze im się chwila zejdzie, ale trzeba było działać!
- Klejnot, leniu patentowany, odezwałbyś się! - myśl byłą starannie ukierunkowana i niespecjalnie "głośna". Podejrzewała, że nawet Woland mógł przepuścić lekkie zaburzenie "eteru", ale nic silniejszego nie było potrzebne. "Jej" smok był z nią połączony silną, duchową więzią - co nie zmieniało faktu, że nie czuł specjalnej potrzeby, żeby uczepić się jej jak rzep psiego ogona. I całe szczęście, szybko by miała dosyć, gdyby musiała obowiązkowo pojawiać się wszędzie z kiczowatym kołnierzykiem z czerwonego mini-smoczka na szyji.
Otrzymana po chwili odpowiedź zawierała widok sielankowej scenerii: plaża, palmy, ciemnoszafirowa głębia oceanu, drink z palemką, długonoga blondyna...
- A mogę, jak skończę bajerować tę panienkę?
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Klejnotem?
- Smokiem, który właśnie przepytuje najzdolniejszą wiedźmę tego świata, czy zna sposób na przywrócenie mi mocy. A na kogo wyglądam?
- I co, i co?
- I nic, jakby to było takie proste, to byśmy już dawno to rozpracowali... A co knujesz?
- Knuję to nie ja... Łap!
Podzieliła się z nim fragmentem wspomnień, od momentu wezwania przez Wolanda aż do pokonania nieszczęsnych paladynów. Smoczek skwitował krótko:
- O, to teraz oprócz Achlamy będziemy szukać jeszcze dziewczyn? Cudownie. Skoro Distant, to pewnie mam poszukać w okolicach starego świata Agendy?
- Czytasz mi w myślach, Klejnot!
- Skąd wiedziałaś? :>
Jasne... Cały on.
Tymczasem w Wieży Nowa właśnie dochodziła do siebie. Serika, wciąż przerzucając się myślami ze smoczkiem, więc nieco mało przytomna, doszła do wniosku, że należałoby się może zainteresować, czy coś... Jeszcze się dziewczątko wystraszy, jak zobaczy tylko Mrocznego Kapłana, stos nieprzytomnych paladynów, a w dodatku jeszcze pana Morou. Tyle, że dziewczątko imieniem Tren zamiast strachu okazało raczej zdegustowanie.
- Wnioskuję z ubrań, że mam do czynienia z magiem - ofuknęła bogom ducha winnego Wolanda za niewinność (ewentualnie: za czerwoną sukienkę).
- Ale to bardzo miły mag! - stanęła w jego obronie Serika.
- Właśnie, właśnie! Miły i uprzejmy! - poparła ją Miya.
- I nie panikuj, może to wszystko wygląda trochę dziwnie, ale chyba jest tu teraz w miarę bezpiecznie. Naprawdę!
- Nawet biorąc pod uwagę... to? - Tren najwyraźniej nieco niepokoiły wpatrujące się w siebie rozmaślonym wzrokiem Maskotki.
- Są całkowicie niegroźne. Pewnie się zastanawiasz, dlaczego tu trafiłaś...
- Nie bardzo, ciągle mnie gdzieś przerzuca - dziewczyna wzruszyła ramionami.
- O... Opowiesz? Zrewanżujemy się, oczywiście. |
_________________
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 15-12-2009, 18:40
|
|
|
Uniknął uderzenia paladyńskim mieczem tylko po to, żeby o mało nie wpaść na Mniejszego Przedwiecznego... A przynajmniej tak wyglądała istota, na którą o mało nie nastąpił. Jednakże, w chwili, kiedy chciał już zdeptać ów pomiot ciemności, usłyszał chóralny okrzyk „Nie stawaj na drodze miłości!”, który wzniósł duet Westalki i Drugiej Kapłanki, jak wciąż jeszcze nazywał sobie Serikę i Miyę. Mina mu zrzedła, kiedy patrzył na miniaturkę gwałtu tentaklow... znaczy, relacje rodzinne państwa przyszłego państwa Maskotków. Próbował się pozbyć fałszywego obrazu ze swej głowy (ach, ta potęga podświadomości...! - inna sprawa, że było sprawą wysoce dyskusyjną, czy Woland może mieć podświadomość), a zajęło mu to tyle czasu, że w końcu bitwa dobiegła końca.
Teraz z kolei miał kolejny problem – otóż, dziewczyna się zaczynała budzić. Nie, żeby Woland miał coś przeciwko niej – nie wyglądała na maniakalnego zabójcę nasłanego przez dziwną istotę zwaną Distantem. Chodziło tylko o to, że Normalni Ludzie (których Woland ostatni raz widział kilka godzin temu) Reagowali Zwyczajnie – czyli nieco bali się szkieletów i osób wyglądających jak wzięte z oferty piekielnego biura podróży (vide Andellingen).
- Ekhm... Może wyjdziemy na chwilkę...? – zwrócił się do poprawnego.
- Fakt, inaczej nie rozejdzie się to po kościach... – odpowiedział szkielet, wnet jednak przerwał im A-Tur.
- Na herbatkę...? Chciałbym zaznaczyć, ze posiadam dobrą z piekielnych liści...
I w tym momencie Tren obudziła się. Mag zdołał tylko położyć ją na podłodze – a wszystko wskazywało na to, że słowa o piekle doszły jej uszu. Niemniej, późniejsza konwersacja zaskoczyła go – tak, iż praktycznie nie wziął w niej udziału.
- W czaszce się nie mieści... Ah, dzisiejsza młodzież by mnie chciała wysłać do kostnicy, mimo że nie przekroczyłem jeszcze wieku emerytalnego!
- Na pewno chciała dobrze – różnice kulturowe. – powiedziała Serika, czy Miya.
- E, to któraś kultura ustanawia wiek emerytalny dla szkieletów? – wyraził wątpliwości Asthariel.
- Niezwykle jest mi miło cię powitać w naszym przytulnym zamku, mości damo. – rzekł Woland, ignorując resztę i całując jej dłoń – Wybacz staroświeckie maniery, ale to choroba zawodowa tych, którzy od piętnastu wcieleń zajmują się Mhroczną Magią. Zapewniamy, iż jesteśmy tak Mhroczni i Tajemniczy, na jakich wyglądamy... – kontynuował ze złudną nadzieją, że oszczędzi mu to wyjaśnień...
- Woland, Maskotka nie jest mroczna...! Jest słodka i niewinna! – zaprotestowała Miya, na co mag jedynie westchnął.
- ... a poza tym, robimy świetną herbatę. Zechcesz się napić? – spytał się, wywołując wyraz zaskoczenia na twarzy dziewczyny. Widać było, że jest to pierwszy świat, w którym zaraz po przybyciu uraczono ją poczęstunkiem. Kiedy kiwnęła głową, kontynuował – A teraz, skoro nasza praca w Straszliwym Zamczysku ma się ku końcowi, proponowałbym zostawić tutaj panów zbrojnych jako strażników, Maskotków jako gospodarzy... I pójśc za Szamanem. A, wcześniej jeszcze uwolniwszy paladynów i udzieliwszy ślubu Maskotkowi i Maskotce – mniemam, że przysięgi dotrzymają, a bez niej... Ekhm, nie chciałbym, żeby Maskotek martwił się atencją poświęcaną paladynom przez jego partnerkę. No więc jak? – zapytał się, ignorując zbliżającą się do niego bańkę... |
_________________
|
|
|
|
|
Tren
Lorelei
Dołączyła: 08 Lis 2009 Skąd: wiesz? Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 15-12-2009, 22:24
|
|
|
Mogło być gorzej.
Właściwie to tutejsze towarzystwo mogło pretendować do miana najdziwniejszego jakie kiedykolwiek spotkała, co było niemałym wyczynem zważywszy przez co Tren przeszła w swoim krótkim żywocie.
-...I niestety od tego czasu nie mogę wrócić do mojego rodzinnego wymiaru. W jednym świecie nawet prowadzili na ten temat badania – wyjaśniła w przerwie między kolejnymi kanapkami. Pochłaniała je w zadziwiającym tempie (biorąc pod uwagę, że do tej pory się nie zadławiła), popijając kolejnymi filiżankami herbaty. Nic dziwnego, od ponad doby nie miała okazji się pożywić. – To było jedno z najgorszych miejsc do jakich trafiłam. Był tam uniwersytet magiczny tylko dla facetów, bo dyrektor był szowinistą i bał się, że kobiety przejmą uczelnię, jeżeli tylko pozwoli się im studiować. I jeden z rektorów był zafascynowany tym, że w mojej obecności nie można stworzyć portalu prowadzącego na Ziemię. Zgodziłam się wziąć udział w jego badaniach, bo miałam nadzieję, że wykombinuje jak to obejść, ale niestety jedyne co ten mag robił to wymyślał teorie. Twierdził nawet, że moja obecność w jednym świecie przez dłuższy czas destabilizuje kosmiczną równowagę i dlatego przyciągam losowe portale. Pod koniec upierał się nawet, że gdy wrócę do rodzinnego wymiaru to Wszechświat umrze. Uwierzyłabyś w coś takiego?! – zwróciła się do Seriki która jako pierwsza zobaczona istota płci żeńskiej została uznana za najlepszą słuchaczkę. Tren wykorzystała tę krótką pauzę, by pochłonąć kolejną kanapkę. Doprawdy, musi zapytać tego lokaja z jakiego wymiaru pochodzi, żeby móc przekazać jego przełożonym list pochwalny: „Ten oto A-Tur, znalazł się we właściwym świecie, o właściwym czasie i miejscu zaserwował mi najlepsze kanapki jakie od dawna jadłam i gorącą herbatę o której marzyłam od paru tygodni. Postawa godna lokaja.”
-Cała historia skończyła się na tym, że pewnego pięknego dnia portal otworzył się pode mną i dzięki temu wydostałam się stamtąd. Ostatnim, co widziałam była zszokowana mina tego rektora. To była jedyna dobra rzecz z tej całej farsy. Ten wymiar był koszmarny! Musiałam mieszkać w męskim akademiku! Wyobrażacie to sobie! Magiczny męski akademik... – mruknęła zdenerwowana i rzuciła złe spojrzenie na Wolanda i Asthariela dając do zrozumienia, że i oni zawinili bycia męskimi magami. – Moja łazienka regularnie asplodowała, sufit i podłoga w kuchni pewnej pięknej nocy zostały przeżarte przez jakąś dziwną substancję i rano omal nie wpadłam do dziury, nie wspominając o regularnie ginącej bieliźnie! – Tren po raz pierwszy mogła wyrzucić z siebie wszystkie żale związane z pobytem w tamtym wymiarze i chętnie z tego korzystała. – A na dodatek jeden z tych magów próbował mnie opętać... – tu urwała lekko. Towarzystwo było co prawda miłe, ale lepiej było nie wspominać zbyt otwarcie o klątwie i o tym jak jej moc rykoszetowała to zaklęcie, co sprawiło, że przez następny miesiąc ten nieszczęsny adept sztuk magicznych chodził na czterech i komunikował się przez miauczenie, mruczenie i prychanie. Co prawda, gdy opuściła tamten wymiar wrócił on już w większości do siebie, ale nadal nie mógł się pozbyć zamiłowania do mleka, surowej ryby i zabaw kłębkiem wełny.
-Ciężko wam będzie to przebić! – podsumowała. Starała się zabrzmieć jak najoptymistyczniej, ale nie mogła się pozbyć złych przeczuć dotyczących Maskotek. Jej doświadczenia mówiły, że im więcej tentakli ma dane stworzenie tym więcej kłopotów sprawia. Poza tym całe to zgromadzenie miało mniejsze lub większe odchyły. O czymś świadczył fakt, że chodzący szkielet wydawał się najnormalniejszy z całego towarzystwa. I oczywiście lokaj. Serika i Miya były bardzo miłe, ale było coś niepokojącego w ich zachwytach nad wspomnianą parą Maskotek. Ysen niebezpiecznie zawyżał średnią jak na pilota mecha (był najstarszym żywym pilotem jakiego spotkała). Asthariel był co prawda młodym adeptem magii, ale wydawało się, że zachował jeszcze jakieś resztki przyzwoitości z czasów bycia zwykłym człowiekiem. Najbardziej problematyczny był chyba Woland, który według definicji Tren był magiem od czubka nosa po skraj szaty. Całowanie w rękę? Z jakiej epoki on się urwał? Zaraz chyba o tym wspominał... Piętnaście wcieleń? Przyjmując, że średnia wieku jednego wcielenia to pięćdziesiąt lat (a są to dane zapewne zaniżone), rzeczony Woland ma ich ponad siedemset pięćdziesiąt!
Tren gwizdnęła cicho pod nosem. Dawno nie spotkała takiego dinozaura. Przy czym rzeczony dinozaur nie wyglądał na tak starego. Wszystko ta magia.
Tren nie chciała przyznać sama przed sobą, że cała ta złość bardziej niż ze złych doświadczeń bierze się z zazdrości. Taki mag może wyczarować sobie co chce, gdy jakiś portal wyrzuci go do nieznanego wymiaru, to może go łatwo opuścić tworząc sobie kolejny...
...A rzeczony Woland miał zdecydowanie za ładny płaszcz. Magów zbyt często stać na dobre ciuchy, które samemu chciałoby się mieć. |
_________________ "People ask me for advice all the time, and they ask me to help out. I'm always considerate of others, and I can read situations. Wait, aren't I too perfect?! Aren't I an awesome chick!?"
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 16-12-2009, 00:41
|
|
|
- Faktycznie ciężko nam będzie to...
- Hej, moja kanapka! Ja stanowczo protestuję! - oburzyła się gwałtownie Tren.
Za późno. Kanapka została pochłonięta. Druga kanapka również. Ten sam los spotkał chwilę później filiżankę z herbatą, talerzyk z herbatnikami oraz butelkę lemoniady. Pulchne, okrągłe stworzonko z rozkosznym wyrazem mordki pracowicie wchłaniało wszystko, co napotkało na swojej drodze.
Jakoś w ogólnym zamieszaniu wszyscy zapomnieli o przyzwanych przez Szamana poringach. Poringi były nieduże, różowiutkie (z wyjątkiem tych, które miały jakiś inny przerażająco uroczy kolor), robiły boing boing i zdawały się być całkowicie niegroźne, przynajmniej w porównaniu z oddziałem paladynów i Mniejszymi Przedwiecznymi. Zdążyły już jednak wchłonąć te firanki, do których udało im się dosięgnąć, część drobnego wyposażenia wnętrza, posprzątały pogubioną w bitewnym zamieszaniu broń paladynów, a teraz ku swojemu zachwytowi odkryły, że jedzenie również można jeść! Co niniejszym czyniły.
- ...co to do licha jest? - Grimowi najwyraźniej opadły ręce. No przecież nie będzie walczyć z podskakującymi różowymi kuleczkami!
- Poringi. Ze świata, którego manifestacją w świecie realnym jest choroba zwana zgROsis - wyjaśniła fachowym tonem Miya.
- Choroba? - Tren łypnęła na nią z niepokojem.
- Nie sądzę, żeby nam groziła - uspokoiła ją Serika. - To po prostu jeden z mało realnych wymiarów snów, które czasem wciągają w siebie nieuważnych wędrowców... Ale tym razem to jego fragment przypezł sobie do nas, raczej nie mamy się czego obawiać. A poza tym są słoooodkie!
- Słodkie - powtórzył Asthariel, odrobinę się wzdrygając, tonem dokładnie wyjaśniającym, co sądzi o guście dziewczyny. - Słodkie i chyba głodne...
- Dziubdziuszku, chcieś jeście kanapećkę? - kusiła tymczasem Miya. - Puci, puci...
- Toto chce chyba wszystko, co jest materią organiczną. I nieorganiczną... No, w ogóle materią. Zastanawiam się, kiedy zasmakuje w ścianach - Grim z fascynacją obserwował stworki robiące czystki na stole.
- A co gorsza, te stworzenia nie poddają się mojej woli! - załamał ręce Woland. - Nie są częścią tego świata, są całkowicie odporne na moje środki perswazji i w końcu naprawdę mogą zniszczyć Wieżę! Skoro wiecie, skąd pochodzą, może znacie sposób, żeby się z nimi uporać?
- Hmmmm... - zamyśliła się Miya.
- Hmmmm... - dołączyła do niej Serika.
- Proszę się pospieszyć! - zaapelował pan Morou, którego prawa kość piszczelowa właśnie została przez jednego z poringów zaklasyfikowana jako materiał na kolację. Poradził sobie oczywiście z odgonieniem stworka, ale sam fakt zdawał się go wcale nie zachwycać.
- I czy to okno ostatnio nie było przypadkiem mniejsze?...
Było. Zdecydowanie było! Świadczyły o tym choćby resztki framugi, która jakoś tak przestała pasować. Brakowało co najmniej kilku cegieł... Kilku, kilku+1, kilku+2, ... , kilku+n...
- Szanowna Westalko, Szanowna Kapłanko... Proszę! W przeciwnym razie będziemy musieli sięgnąć po drastyczne środki!
- NIE! - zaprotestowały gwałtownie Serika i Miya, i powróciły do hmmm-ania.
- Kurka wodna, mam to na końcu języka... No, co one takiego lubiły i czym się najadały?
- A bo ja wiem? Nigdy nie chorowałam na zgROsis!
- Wiem, że nie, ale Szaman kiedyś opowiadał, jak to kiedyś próbował je wabić na niedoj... WŁAŚNIE! - Serika aż podskoczyła w chwili, gdy doznała gwałtownego olśnienia.
- O?...
- Panie A-Tur, czy byłby w stanie pan nam załatwić trochę jabłek? Najlepiej zupełnie niedojrzałych, takich niedużych i zieloniutkich.
- Ale jakich? Mogę przynieść jabłka dające wieczną młodość, zatrute jabłka, jabłka Dla Najpiękniejszej, jabłka...
- Nie, nie! Zwyczajne, niedojrzałe jabłka! Proszę?
Piekielny lokaj skłonił się i zniknął. Chwilę później pojawił się z koszykiem twardych, niedojrzałych jabłuszek i podał go Serice.
Pierwsze jabłko zostało schrupane w błyskawicznym tempie. Poring podskoczył prawie pod sam sufit, wydał z siebie hiperkjutny odgłosik brzmiący mniej-więcej jak "puuuuu!", po czym wskoczył Serice na ręcę.
- Moooje biedactwo, Szaman musiał cię strasznie głodzić... - rozczuliła się Serika. - To kto chce własnego poringa?!
Jabłuszek wystarczyło dla wszystkich, a nadmiarowe dało się wcisnąć świeżo oswobodzonym paladynom. Większość osób była mocno sceptyczna co do oswajania stworzonek, które są w stanie wchłonąć prawie wszystko, ale dała się przekonać, że to jedyny sposób, żeby nad nimi zapanować (no i są takie słooodkieeeee!...). Efekt uboczny był taki, że poringi najwyraźniej przywiązywały się do właścicieli w błyskawicznym tempie i teraz za większością osób podążała w podskokach rózowa kuleczka.
- ...nie mówcie mi, że tak będą za nami łazić! - podłamał się Grim.
- Będą! Chociaż może dałoby się je na jakiś czas zostawić, na przykład jako służbę sprzątającą. tylko nie za długo, bo będą tęsknić, maleństwa...
- Szanowni państwo, czy moglibyśmy się w końcu zebrać na wyprawę ratunkową? - Woland postanowił w końcu zebrać towarzystwo do kupy. Stanowczo zbyt dużo czasu tracili.
- A czy ktoś ma jakikolwiek pomysł, GDZIE właściwie mamy wyruszyć? - odpowiedział pytaniem na pytanie szkielet, całkiem zresztą trafnie.
- Ja naznaczyłam Szamana, zanim zniknął. Uznałam, że nie będzie trudno go znaleźć, ale cwaniak najwyraźniej spodziewał się tego, bo zamiast trafić prosto do celu, zaczął skakać po światach jak oszalały. Po iluś portalach straciłam trop - westchnęła Serika. - Jeżeli zbliżymy się do niego, mam szansę wyczuć, gdzie go szukać, ale w chwili obecnej mogę tylko zgadywać. Na pewno nie ma go w żadnym ze światów, które otaczały dawną siedzibę Agendy, to już sprawdził mój przyjaciel. A co dalej, nie bardzo wiem... Chociaż spodziewałabym, że Szaman mógł zostawić nam jakąś podpowiedź, trzeba tylko wymyślić, co mogło nią być.
- A... Gdzie właściwie idziemy? - zainteresowała się Tren, wciąż czekając na rewanż w opowiadaniu historii życia i okolic.
- To po drodze, żeby nie tracić czasu. I jak, ma ktoś jakikolwiek pomysł?... |
_________________
|
|
|
|
|
Asthariel
Lis
Dołączył: 10 Kwi 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 16-12-2009, 18:18
|
|
|
Poringi. Różowe kulki robiące boing boing. Asthariel znienawidził je od pierwszego wejrzenia, niestety, bez wzajemności, bo te najwyraźniej zasmakowały w nogawce jego modnych, czarnych spodnii. Odrzucił natręta telekinezą, i z trudem powstrzymał odruch kopnięciu drugiego, nieprzejętego najwyraźniej zniknięciem towarzysza. Jeszcze wybuchnie, albo mu buta pożre...
-I jak, ma ktoś jakikolwiek pomysł?... - z zamyślenia wyrwał go głos Wolanda.
Asthariel chrząknął.
- Mam, ale to na dalszą chwilę - jak już znajdziemy siedzibę Szamana, Distanta, czy jak się nazywa jakiś mistrz zła tej okolicy, to wrzućmy mu do środka stado tych poringów, i zaryglujmy drzwi.
- Okrutne i bestialskie. Może być. - skomentował Grim, ku oburzonemu prychnięciu Seriki.
- Niestety, szczerze wątpię, bu to dało jakikolwiek rezultat - zakończył Woland - Ale zawsze możemy spróbować. W tej chwili, zastanówmy się, jak jak ich odnaleźć.
- Najpierw przeszukajmy to zamczysko i okolice, skoro mógł zostawić jakąś wskazówkę - podsunął pomysł pan Morou. - Co wy na to? |
|
|
|
|
|
Ponury
Grim Greetings
Dołączył: 27 Lip 2006 Skąd: ....diabli wiedzą Status: offline
|
Wysłany: 17-12-2009, 00:12
|
|
|
Mały poring o kolorze błękitu nieba z żółciutkim kwiatkiem na brzuchu począł stąpać krok w krok za swym nowym panem. Początkowo wydawały się całkiem interesujące. Takie zabawne dziury bez dna, całkiem poręczne, zdolne pochłonąć niemal wszystko. Mogło by i się toto przydać. Ale żeby tak łaziło za człowiekiem cały czas? I ten żółty kwiatek naprawdę bił po oczach. Na szczęście problem zniknął tak szybko jak się pojawił. Grim zdjął z głowy cylinder i postawił na podłodze, po czym chwycił poringa i zwyczajnie upuścił w czeluście ciemnego otworu nakrycia głowy. Niebieska kulka została zassana do środka. Garret uśmiechnął się triumfalnie. Tak oto myśl ludzka zwycięża nad głupiutkimi wszystkożercami, pomyślał, po czym podniósł cylinder z podłogi. Już miał go zakładać, gdy coś huknęło na niego zza pleców.
-Coś ty zrobił z tym biednym stworzeniem?! Jak można tak traktować bogu ducha winne poringi?! Co się z nim stało? Mów natychmiast – Zrugała go Serika, stanowczo domagając się wyjaśnień.
- Ależ… przecież… tego… Nic mu się nie stało. Cylinder działa jak rodzaj nieskończonej torby. Trzymam tam różne rupiecie – słowo „rupiecie” chyba tylko dorzuciło oliwy do ognia, jako że twarz rozmówczyni pochmurniała jeszcze bardziej – Ej, ale nic się nie przejmuj. Przecież będę go wypuszczał na spacery i… i… i karmił regularnie! Obiecuje! A tam w środku uznajmy że ucina sobie dłuższą drzemkę. Czas tam nie płynie, więc nie ma mowy by coś mu groziło, serio.
- Ale będzie tam sam, samiuśki, jak palec…
W tym momencie przerwał jej Asthariel, który niespodziewanie pojawił się zaraz przy nich. Bez chwili zastanowienia młody mag zaczął wpychać swojego poringa na siłę do otworu cylindra. Właź mała paskudo, dało się słyszeć jego ciche jęczenie w trakcie niezbyt udanych prób pozbycie się natręta. Ponury popatrzył ze zdziwieniem na wyczyny Asthariela, po czym zerknął kątem oka na oniemiałą Serikę. Następny poring zniknął w odmętach cylindra.
- Widzisz, już nie jest samotny – Rzucił radośnie Grim, po czym oddalił się jak najszybciej – Ktoś jeszcze chce pozbyć si…. eee… znaczy, dać odpocząć swojemu poringowi?
Po krótkiej chwili, i kilku wykładach na temat przykładnego traktowania zwierzątek domowych, Garret i Asthariel zostali wypuszczeniu za dobre sprawowanie. No to teraz można zabrać się za naprawianie tego bajzlu. Ponury rozejrzał się po sali. Nie był to widok z bajki. Dziury w murze, meble niemal doszczętnie zjedzone, kandelabr ledwo wisiał, po ziemi walało się pełno śmiecia wszelkiego, nie mówiąc już o wielkiej kolumnie którą on własnoręcznie dodał do tego obrazu nędzy i rozpaczy. Przeklął w duchu po czym zabrał się do usuwania skutków walki… i wielkiego apetytu. Mieczy, łusek i innego wolno leżącego złomu użył do odtworzenia ścian, z resztek wyposażenia stworzył nowe mebelki. Wystrój powoli ulegał zauważalnym zmianą. Po skończonej robocie pomieszczenie było nie do poznania. W kominku buchał wesoło ogień, na środku znalazł się okrągły stół z dwunastoma krzesłami, ściany przyozdobiły niebieskie gobeliny, no i okna były wreszcie czyste. Do sali wpadało jasne światło słoneczne, łagodnie muskając skórę, tudzież kości, obecnych. Przy okazji na ręce nowoprzybyłej, Tren, jeśli dobrze usłyszał imię, poszybowała ładna zielona sukienka. Z pewnością lepiej będzie pasować niż to lekko podniszczone ubranie. No i już nie mógł znieść zawiści z jaką patrzy na sukienkę, znaczy szatę, Wolanda.
No, teraz można było ze spokojem ducha zająć się poszukiwaniami porwanych panien. Tylko gdzie znaleźć jakiekolwiek wskazówki co do ich pobytu? Ale zaraz, czy Szaman nie przybył aby na czele oddziału antymagów? Oni przecież musza coś wiedzieć. I chyba przewinęli się w polu widzenia podczas sprzątania. Po krótkim rozpoznaniu Grim zauważył że ostatni właśnie chyłkiem opuszcza pomieszczenie.
- Seriko, mogła byś go zatrzymać, proszę? Może być pomocny.
Bańka otoczyła wycofującego się najeźdźcę i powoli przytoczyła się z powrotem. Wolfgang szybko skojarzył fakty i bezzwłocznie rozpoczął przeszukiwanie umysłu tymczasowego więźnia. Minęła chwila.
- Obawiam się że nie wie zbyt dużo. Nie jest wysoki stopniem więc nie zna szczegółów obejmowania przez Szamana dowództwa nad oddziałem. Dla niego to tylko nowy dowódca, przybyły gdzieś z góry. Myślę jednak że w garnizonie w którym stacjonował możemy zdobyć więcej pożytecznych informacji. |
_________________ Live fast, die young,
make a pretty corpses
Ostatnio zmieniony przez Ponury dnia 17-12-2009, 17:19, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 17-12-2009, 14:30
|
|
|
Szaman tymczasem podróżując z miejsca na miejsce dotarł do celu. - Hmm, powinienem ich zgubić, Distant zna się na rzeczy - mruknął do siebie patrząc na fortecę. - Nieźle Błękitny, twoi podwładni szybko się uporali z budową w tak... spaczonym i psychodelicznym miejscu - powiedział zamaskowany po czym strzelił wiązką energii w zbliżającego się potwora o wyglądzie tak surrealistycznym, że nie mógł tego wymyślić nawet Salvador Dali w swoich koszmarach. Po czym otworzył portal do fortecy.
Uwięzione umieścił w wygodnych pokojach o kilkugwiazdkowym standardzie. - Bawcie się dobrze, ale nie próbujcie uciekać. Po pierwsze - Distant umieścił tu mrowie zabezpieczeń i pułapek. Po drugie - Punkt 0 Rarohengi jest bardzo niegościnnym miejscem. Ten latający pysk Xenomorpha o cienkich nóżkach i lampce na nosie to tylko czubek góry lodowej. Są tutaj znacznie bardziej psychodeliczne potwory. To miejsce wyglądało kiedyś inaczej, ale zostało skrzywione przez potężne energie. I czuję do niego sentyment. To tu się wszystko zmieniło - zakończył swój monolog.
- Co się zmieniło? - Zapytała Dead Joker.
- Tutaj zginąłem - odpowiedział. A co mi tam, o szczegółach mojej śmierci jesczze nie opowiadałem to was pozamęczam - zakończył zamaskowany. |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|