Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Pewnego razu w dziwnym wymiarze... |
Wersja do druku |
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 17-01-2010, 22:11
|
|
|
Mr. Moreau patrzył niechętnie na macki i muszelki leżące na jego talerzu. Nie lubił owoców morza od czasu gdy ośmiornica czy też kałamarnica opluła go atramentem. Wszystkim naokoło bardzo smakowało, zastygli z wyrazami błogości na twarzach, najwyraźniej delektując się rozpływającymi się w ustach potrawami A-Tura. Jedynie Tren - ku wielkiemu zdziwieniu szkieleta - nie okazała kultury towarzyszącej zazwyczaj wizerunkowi kobiety i rzuciła się na tuńczyka. Moreau przeleciał wzrokiem po wszystkich obecnych. Jedzenie naprawdę musiało być smaczne. Szkielet puknął lekko laską Tren, wygiętą nieopodal w dziwnej pozycji. Tknięty brakiem reakcji, szkielet wyjął jej twarz z miski i przyjrzał się z bliska. Dziewczyna mamrotała coś niezrozumiale. Cholerny lokaj, albo dodał grzybków albo nie umie przyrządzać tuńczyka, albo knuje coś bardzo niedobrego pomyślał Moreau, jednak gdy spostrzegł A-Tura leżącego zgodnie z całą resztą, podejrzenia wygasły. Szkielet stuknął dwa razy laską w podłoże, wszystkie barwy wyblakły, czas zatrzymał się. Moreau przeszedł pomiędzy ciałami towarzyszy, wkroczył we mgłę, która najwidoczniej uśpiła wszystkich wokół. Zdziwił go lekko widok pędzącej na nich krowy, jednak niewątpliwie bardziej interesujące było coś co chowało się w chmurze trującej pary, którą wszyscy pomylili z mgłą. Szkielet wkroczył w biały obłok i natychmiast się cofnął. W środku siedziało coś. Było to wielkie galaretowate stworzenie, z wielką obślizłą paszczą na środku grubego cielska. Macki pokryte brodawkami najprawdopodobniej miotałyby się we wszystkie możliwe strony gdyby czas nadal płynął. Mrowie zębów wyglądało co najmniej ohydnie, a kawałki bliżej niezidentyfikowanego mięcha przywodziły na myśl najbardziej niechciane wspomnienia.
- Oj... - Mr Moreau podrapał się po czaszce - jak ja się tego czegoś pozbędę...
Wtem jego oczodołom ukazał się leżący nieopodal głaz. Szkielet ocenił kamulec wzrokiem eksperta, po czym zabrał się do przetransportowywania go do paszczy obślizłego stwora. Zajęło to dobry parę minut, ale niemilec został zatkany.
- Teraz dym... - Moreau spojrzał na mgłę okalającą towarzyszy, wioska była nadal widoczna w oddali.
Po pół godzinie nieudanych poszukiwań prześcieradła wiszącego na sznurkach do prania (jak to zazwyczaj bywa w typowych RPG-ach), zirytowany szkielet wdarł się do jednego z domów i po prostu zwinął jedno z łóżka. Po powrocie do obozowiska, Moreau stuknął jednokrotnie laską w ziemię, trujący gaz został wyłączony z Tempus Fugit. Szkielet pracowicie machając ukradzionym prześcieradłem rozwiał niepożądaną mgłę. Następnie przywrócił czas dla wszystkich nieprzytomnych obozowiczów.
TRZASK!
- Co... Co jest? - spytał A-Tur
- Musiałem cię obudzić, wybacz jeśli za mocno.
- Nie szkodzi, a czemu spałem...
- Później opowiem, na razie trzeba się pozbyć tego tam.
- Oż... to co, budzimy resztę? - lokaj z demonicznym uśmieszkiem naciągnął rękawiczkę i zamachał palcami.
Po kilkunastu trzaśnięciach cała drużyna (oprócz Wolanda, który najwidoczniej zapadł w zbyt głęboki sen) była na nogach. Mr Moreau pokrótce wyjaśnił zaistniałą sytuację i cała zirytowana ekipa zwróciła się ku potworowi.
- Głaz powinien go zatkać na chwilę, przez ten moment musicie zdążyć go zabić.
- Przywracaj czas - warknął Ysen
- Wedle życzenia - szkielet stuknął dwukrotnie laską.
Kolory powróciły, a wrzask dziwnego stworzenia przeszył powietrze. Stwór ku zdziwieniu wszystkich bez problemu rozwalił kamień na drobniutkie kawałeczki swoimi wirującymi zębami. Ale przynajmniej nie wypuszczał już odurzającej pary. |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
Asthariel
Lis
Dołączył: 10 Kwi 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 17-01-2010, 22:29
|
|
|
Asthariel z trudem otworzył oczy. Co dziwne, nie pamiętał, by kładł się spać. Poduszka, zimna i niewielka, okazała się być talerzem przyozdobionym owocami morza.
Jego organizm zarejestrował kolejne odczucie- policzek miał dziwnie gorący, i odczuwał bliżej nieokreślony bół z tym związany.
Podniósł się, rozglądając wokoło. Niemal całe towarzystwo wstawało, z podobnymi przemyśleniami wypisanymi na twarzach. Jedynym z w miarę przytomną miną był A-Tur. Twarz pana Moreau, z oczywistych względów nie wyrażała nic. Wpatrywali się z niejakim zainteresowaniem w coś ukrytego we mgle.
Po chwili pojął, w czym rzecz. Jakiś potwór tu nadchodzi! Albo i nadszedł. Trudno dostrzec. W międzyczasie szkielet coś mówił do zebranych.
- Głaz powinien go zatkać na chwilę, przez ten moment musicie zdążyć go zabić.
Przyjrzał się uważniej. Faktycznie, stwór wydawał się być zatkany.
- Przywracaj czas - warknął Ysen
- Wedle życzenia - szkielet stuknął dwukrotnie laską.
Domniemany kuzyn Chtulhu zmiażdżył kamień ostrymi zębiskami, i zaczął łakomie spoglądać w poszukiwaniu kolejnej przystawki.
Odchrząknął.
-Walczymy według jakiegoś określonego planu, czy huzia na wroga?
Ysen, jako posiadacz największego doświadczenia taktycznego odpowiedział:
- Jak tam chcesz. Równie dobrze możemy zacząć od zmiękczenia go atakami z dystansu.
No dobra...
Szybka próba zamrożenia potwora nie przyniosła rezultatu, bydlę było troszkę za duże, a gaz wydobywający się z paszczy był zbyt gorący. Asthariel zmarnował tylko energię. Zagrał na czas, tworząc lodową ścianę naprzeciw przeciwnika, dając towarzyszom szansę na atak z flanki. |
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 17-01-2010, 23:17
|
|
|
ŁUUUUP! - wyleciały z zawiasów drzwi.
- Co...? - zapytał się ktoś na widok szarżującej krowy. Zaistniała obawa, że może się mścić za spisane (który zapewne uświetniał którąś potrawkę), jednak wnet okazało się, że nie zemsta jest krowie w głowie.
Heroicznie zaszarżowała ona na mackowatego potwora, spychając go wprost w kierunku Ysena.
- MUUUUUU! - wzniosła okrzyk, po udanym ciosie porożem.
- Cthulhu fhtagn! - wszyscy usłyszeli w okolicy jakiś śpiew, a bestia nagle stwierdziła, że wołowinę woli od ludziny... Zapominając o reszcie.
- Biedna krówka... Zieeeew... - załamał ręce Miyak, litując się nas zwierzęciem - lecz wnet stwierdził, że jest zbyt senny by cokolwiek robić.
- Muuuuu! - jałówka zdawała się skarżyć.
Tymczasem, na płaszczyźnie mentalnej:
Ogień! - przesłał Woland, dobierając się do umysłu dziewczyny.
Co...? Krowy nie mówią! - zauważyła dziewczyna, siląc się na opór wobec takiego stanu rzeczy. Woland westchnął - Tren wyglądała na osobę praktyczną, więc to jej przekazał instrukcję. No i...
Ale ja mówię! Mówię - weź coś płonącego i... - próbował dalej.
Jesteś krową! - Tren niemal rozpłakała się z oburzenia. Magowie magami, ale nie zamierzała wierzyć w... Takie coś...
Jestem Wolandem... A teraz... - znów nie zdążył, a dziewczyna przerwała mu.
Jesteś krową! Krową! Woland tak nie wygląda! Jest brzydszy! - kobieta nie ustawała w swoim uporze. Zapowiadał się istny wyścig z czasem - a niepewne było, czy mag przekona dziewczynę nim monstrum zje Jedyną We Wsi Mućkę... Zakładając, że Serik nie interweniuje, a Ysengrinn nie zdoła szybko pociąć pełzającej kupy macek |
_________________
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 18-01-2010, 13:58
|
|
|
Przepraszam - dobiegło zza pleców rozentuzjazmowanej grupki - czy to jakiś krewny Maskotki? I czy na pewno wypada go przypalać?
Z portalu gramolił się znany niektórym, a innym jeszcze nie drow. Co prawda, w pierwszej chwili nawet Ci, którzy go znali (z jednym wyjątkiem Ysena) nie byli w stanie się domyślić kto to...
Srebrzysto - biała paladyńska zbroja płytowa nałożona na krwistoczerwone szaty i przykryta podobnym płaszczem nie stanowią bowiem codziennego stroju Daeriana.
Wybacz Seri - byłem trochę zajęty i nie mogłem od razu odpowiedzieć na machanie... Więc o co w zasadzie chodzi, czy jest jakiś problem? Oh, nowi znajomi... pozwólcie, że się przedstawię. Nazywam się Daerian Baenre, wędrowny mag, czarodziej i odkrywca, członek bractwa Wędrowców. Miło mi poznać wszystkich. I przepraszam, ale co Woland robi w tej krowie?
- Nekropaladynie...
- Tak Ysenie?
- Czy mógłbyś przedstawiać się chwilę później?
- ... No w zasadzie chyba tak. W czym pomóc? |
_________________
|
|
|
|
|
Tren
Lorelei
Dołączyła: 08 Lis 2009 Skąd: wiesz? Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 18-01-2010, 21:01
|
|
|
Wszyscy siedzieli przy stole, jedli omułki, jesiotry i tuńczyka dyskutując o tym jak pokonać Tego Złego, który czeka na nich w tym wymiarze.
I wtedy Miyaki wtrąciła, że wie jak to zrobić, bo Ten Zły to tak naprawdę jej przyszywany brat, z którym spędziła większość dzieciństwa. Informacja ta wywołała niewielkie poruszenie wśród biesiadników. Asthariel stwierdził, że to nic takiego, bo on sam w młodości chodził z nim na targi samochodowe. W tym momencie wszyscy wdali się w walkę na jedzenie. Zapanował lekki chaos przerwany jednak dość szybko. Uczestnicy zaczęli strzepywać z siebie jedzenie. Serika nawet nie musiała, bo oto przystąpiły do niej poiringi i zaczęły czyścić jej ubranie (jakimś cudem nie zjadając go przy tym). Świętopełek wskoczył jej w ramiona. Cała ta scena była niezwykle słodka, jakby wyjęta z bajki dla małych dziewczynek.
Serika w przerażający sposób wpisała się w konwencję i oznajmiła, że oto wychodzi za mąż za tego poiringa, gdyż w poprzednim wcieleniu był jej chłopakiem. Na to wtrącił się Ysen, który stwierdził, że w poprzednim wcieleniu był bratem Seriki i tak samo, jak wtedy się nie zgodził, tak teraz nie zgadza się jeszcze bardziej. Na co poiring odparł, że kaszanka nie wędlina szwagier nie rodzina. A Woland dodał, że jako syn Seriki z poprzedniego wcielenia, też się nie zgadza. Ale pan Moreau, który był dziadkiem poprzedniego wcielenia Seriki, oznajmił, że nie widzi problemu i jako, że swego czasu był kapłanem w jakiejś świątyni ma uprawnienia by udzielić ślubu. Rozpoczęła się dyskusja nad tym gdzie kogo usadzić na ceremoni, by nie urazić członków rodziny. I od słowa do słowa wyszło, że tylko ona, Tren, nie jest w żaden sposób spowinacona z Seriką. Wywołało to pewną konsternację. Miyaki zakrzyknęła, że tak być nie może. Odbyła się burza mózgów i zdecydowano, że oto aby zaradzić tej sytuacji Tren poślubi brata Świętopełka. Oczywiście zaczęła protestować, ale drużyna była zgodna w swoim werdykcie. Ysen oznajmił, że to dla niej najwyższy czas na zamążpójście. Woland dodał, że nie wypada damie jej rodzaju pozostać bez męża. Pan Moreau stwierdził, że nic tak nie upiększa kobiety jak ceremonia ślubna.
Tren niewiele myśląc rzuciła się do ucieczki.
Niestety Serika dogoniła ją na wiszącym moście. Wyciągnęła w jej stronę poiringa i zachęcała do pocałunku. Tren czuła, że zielenieje na twarzy ze strachu i zmęczenia.
Most załamał się nagle. Uczucie spadania...
Tren wróciła ze świata majaków sennych do solidnej rzeczywistości. Ku swojej olbrzymiej radości. Nawet tuńczyk na twarzy nie był w stanie popsuć tego uczucia.
Po chwili wszyscy stali przebudzeni i przygotowywali się do zniszczenia potwora. Tren stwierdziła, że zostawi to lepiej predestynowanym osobom, zwłaszcza że sama miała coś innego na głowie. A mianowicie fakt, że nie wszyscy się obudzili. Woland wciąż leżał nieprzytomny. Tren może nawet zmartwiła się w pierwszym momencie, ale następna myśl wygoniła wszystkie inne. Nikt nie patrzył w jej stronę, a obiekt nieudanych dowcipów był bezbronny. Na jej twarz wypłyną obleśny uśmiech. Jej ręka zagłębiła się w torbie, by wyciągnąć czarny flamaster. Z pewnym namaszczeniem zdjęła skuwkę i z lekkim szaleństwem w oczach ruszyła w stronę nieruchomego ciała. Zobaczymy czy do twarzy ci w wąsach.
Ogień!
Ten głos, bez wątpienia należący do Wolanda, wydobywał się nie mniej ni więcej tylko z szarżującej na potwora jałówki. To musiał być kolejny zły sen...
Co...? Krowy nie mówią! – odpowiedziała jej twardo stąpająca po ziemi natura. To nie mogła być prawda. Kolejna porażka...
Ale ja mówię! Mówię - weź coś płonącego i... - kontynuowała z uporem mućka. Tren uszczypnęła się, bolało.
Jesteś krową! – jęknęła. Cały plan diabli wzięli, a nowa sytuacja wymagała uszeregowania faktów.
Jestem Wolandem... A teraz... – nie poddawał się mag.
Jesteś krową! Krową! Woland tak nie wygląda! Jest brzydszy! – wrzasnęła w myślach. To było zbyt dziwne nawet jak na ekstrawagancję magów. Przeczyło zdrowemu rozsądkowi i co gorsza chyba podpadało pod transseksualizm.
Nie mniej Tren zrozumiała, że sytuacja nagli, więc zepchnęła te rozważania na tor boczny i skoncentrowała się na stworzeniu czegoś palnego, co na dobre unicestwiłoby bestię i najlepiej gdyby zadziałało z odległości. Jej umysł szybko wyprodukował odpowiedź.
Tren wyciągnęła z torby napoczętą butelkę nafty. Urwała spory kawałek prześcieradła, które wcześniej przyniósł pan Moreau i sprawnie wepchnęła go w szyjkę butelki. Trzymając w jednej ręce tę zaimprowizowaną broń, a w drugiej pudełko zapałek ruszyła w stronę pola walki.
-Suńcie się, jeśli nie chcecie znaleźć się w polu rażenia! – wrzasnęła, po czym wzięła się za podpalanie materiału. Pierwsza zapałka jej zgasła, ale druga rozprzestrzeniła ogień. Tren chwyciła ją i szybko rzuciła. Zataczając wysoki łuk koktajl Mołotowa zbliżał się w stronę potwora. |
_________________ "People ask me for advice all the time, and they ask me to help out. I'm always considerate of others, and I can read situations. Wait, aren't I too perfect?! Aren't I an awesome chick!?"
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 19-01-2010, 21:27
|
|
|
Butelka potoczyła się pod stwora. Szmata paliła się czarnym cuchnącym dymem. Potwór jednak okazał się nie w ciemię bity bo tylko zerknął - chyba, nie bylo widać żadnych oczu - zezem i splunął. Płomień od razu zgasł.
- Eeee ma ktoś jeszcze nafty? - zapytał Grimm.
- Niestety proszę państwa nic, proszę mi wybaczyć. - powiedział lokaj.
- Pusto. - dodał Asthariel wywracając kieszenie. Potwór zaczął z zapałem kruszyć lodowa ścianę postawioną przez niego wcześniej. Widąc było mu wygodniej ją usunąć niż okrążać.
- Co? - zapytał próbując zorientować się w sytuacji Daerian.
- Pal licho z co. - mruknął Ysengrinn wyciągając miecz. Wprawdzie nie był to Miecz Swaroga ale i tak zakonny rycerz sprawnie oddzielił macki od reszty.
- Muuu - zamuczała krowa-Woland.
- Co? Na serio nic? - stwierdziła Tren odpowiadając magowi ale zaraz zorientowała się że powiedział to na głos. Spojrzeli na nią dziwnie a ona zastanowiła się czy nie ma w rodzinie kogoś o nazwisku Dolittle. Tymczasem mackowaty dorobił sobie nowe kończyny i wyciągnął je zachłannie w stronę Mućki oblizując przy tym zęby błyszczące niczym wystawa noży.
- MUUU! - muczał rozpaczliwie Woland gdy macki oplotły go niczym w tanim...cóż bynajmniej nie shoenie.
- Ale ja? Co ja mam zrobić?! Niech ktoś coś zrobi! - załamywała ręce słysząc myśli Wolanda Tren. Tymczasem potwora wymownie oceniła Serika.
- Jaaaaki kiuuutaśny! Ehem to znaczy potwornie obrzydliwy. - poprawiał się szybko widząc reakcję innych. Ysengrinn był zaś zajęty krytyczną oceną miecza.
- Niby dobry...ale to nie to samo - ocenił.
- O? A gdzie zostawiłeś stary? Ten Swarogowy. - Wilk w odpowiedzi mruknął coś by lepiej nie pytał.
- Jeśli to nię będzie przeszkadzać. - wtrącił się w to lokaj podchodząc do potwora. Zakotłowało się....i po chwili stwór miał wszystkie macki związane. Wyglądał teraz niczym śluzowata cebula.
- I załatwione. Co pani robi? - zapytał się Seriki ale ta była zajęta karmieniem stwora ostrygami.
- Ehem...A-Tur - wtrącił uprzejmie Mr. Moreau.
- Czy coś z nią nie tak sir?
- Właściwe...tak. Odgryzł ci ją. - rzeczywiście całe ramie spoczywał w paszczy stwora. Był to zresztą powód nieudanych prób karmienia. Z rany tryskała krew niczym w filmie Tarantino.
- Oh najmocniej przepraszam za bałagan. Ale proszę się nie martwić. Zaraz odrośnie - rzeczywiście. Ręka zaczęła dostrzegalnie odrastać. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Ostatnio zmieniony przez Karel dnia 20-01-2010, 18:35, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 19-01-2010, 23:03
|
|
|
Szaman tymczasem wbił się w strój Zorro.
- No moje drogie panie, czas na wycieczkę - zamaskowany zamknął wszystkie w energetycznych klatkach i zniknęli w portalu.
Sytuacja w wiosce do sielankowych nie należała. Chałupa rozpadała się, mieszkańcy ganiali z widłami, a w środku słychać było przeraźliwe muczenie.
- No dobrze, czas na Wielkie Wejście, czajcie to - rzekł do uwięzionych zamaskowany, po czym wskoczył przez okno by zobaczyć niecodzienną scenę. Nie zbiło to jednak Szamana z pantałyku.
- Ola senores, senoritas, poringos, szkieletos, tentaklos i innos nieludzios - zaczął pokazując uroczy wyszczerz. - Senorita Miya, dostałaś los esemesos od mojej przeuroczos osobos? - przerwał widząc że wszyscy szykują się do ataku. Poza samym Miyakiem który już się uwiesił na szyi.
- Wstrzymać konios i krowos muczaczos maczos. Bo uwięzione senority do was nie wrócą - wszyscy się zatrzymali jak jeden mąż.
- No to adios amigos - rzekł wycinając Z na dachu. Trochę przeholował, bo pół dachu runęło.
- Ups, dopiszcie do rachunku - rzekł Szaman po czym wyskoczył przez okno.
Gdy reszta ruszyła w pościg, zauważyła jedynie zamykający się portal i usłyszała okrzyk "Szukajcie nas w zamku o białych ścianach, gdzie serc nie mają tak jak i ja". Maieczka i Gonik były całe i zdrowe. Nasuwało się jednak wszystkim pytanie - co Zamaskowany ma zamiar zrobić z Miyakiem i DeadJoker. I co do diaska obiecał Miyakowi, że bez słowa dała się porwać. |
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 26-01-2010, 18:45
|
|
|
- Muuuuuu...! – odpowiedziała krowa na pretensje Daeriana, jednakże wnet ruszył na nią Zuy Potwór. Kiedy tentakle poczęły obmacywać ciało Jedynej We Wsi Mućki, Woland skapitulował i zaczął tworzyć własne ciało. Jakkolwiek szkody zadane stworzeniu nie szkodziły mu, to ważne było zachowanie choćby minimum godności. W końcu, mag zrzucony z piedestału to mag pokonany.
Tworzące się w kącie ciało większość zgromadzonych zignorowała. W końcu, codziennie oglądali nawet większe dziwy aniżeli „samoczynnie” tworząca się wolandowa twarz. Chyb tylko Tren załamał widok formującej się powłoki magicznej – w końcu TO już przekraczało wytrzymałość psychiczną kobiety. Szczęście w nieszczęściu, mag tworzył swoją postąć tuż koło niej, Tknięta przeczuciem dziewczyna dopilnowała, aby mag ciało utworzył... Ale już z domalowanymi wąsami. Tym samym, oboje nie zaobserwowali ostatnich chwil lokalnej Pradawnej Bestii. Do względnego porządku (wąsy nie chciały zejść... zresztą, Woland podejrzewał, że w stronach dziewczyny wyrażano tak jakąś wdzięczność) mag doprowadzał się już po jej upadku. I zastanawiał się, czemu wzrok Tren wyrażał mieszaninę satysfakcji i triumfu.
Kiedy zniknęło Zło, jedzący niedaleko paladyni zaczęli szemrać. Przybycie kolejnych sprzymierzeńców zazwyczaj pozostało niezauważone, jednakże akurat TEN Loży nosił zbroję Zakonu Dnia i Nocy. Jakkolwiek w ich reakcjach można było zauważyć pewną dozę dumy – w końcu przebierano się zazwyczaj za tych jedwabistych i badass! - lecz rodziła pytanie o intencje nowego członka Loży. Mógł być szpiegiem, mógł chcieć wykraść starodawne sekrety zakonne...! W każdym razie, wszyscy czuli, że ich duma powinna zostać urażona.
- Daerianie, powłoka krowia jest tak dobrą powłoką, jak każda... No, a poza tym trudno jej domalować wąsy. – zabrał głos Andellingen, zwracając się do czarnoskórego. Jedynie na końcu wzrok swój przeniósł na dziewczynę, acz szybko ponownie skupił się na Daerianie - A, byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś wytłumaczył się panom pal... rycerzom zakonnym i panom poringom, czemu nosisz ich barwy.
Następnie Drużyna Zmierzchu zaczęła maltretować drowa, a czarodziej mógł zwrócić się do wszystkich.
- TAKIE stwory nie biorą się znikąd. Właściwie, to winniśmy przeprowadzić śledztwo, gdyż w możliwość powstania takich stworów bez pomocy z zewnątrz chyba wszyscy wątpimy... Niemniej, wydaje się, że nadużyliśmy gościnności tej wioski w stopniu wystarczającym, aby mieszkańcy mieli uczucia przynajmniej ambiwalentne. I zmylić nas nie powinno to, że podjęto nas godnie... jeśli nie liczyć kilku pożałowania godnych incydentów... – mag w żaden sposób nie dał po sobie poznać, że „kilka incydentów” obejmowało choćby próbę pogromu – Summa summarum: uważam, że powinniśmy ruszyć dalej – tropem Szamana. – rzekł, wzrokiem obrzucając jakiś przypadkowy teren... No, mniej więcej „przypadkowy”... Jeśli zapomniało się, że właśnie stamtąd nadchodzili mieszkańcy idący tropem swojej krowy-uciekinierki. |
_________________
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 31-01-2010, 00:59
|
|
|
Biorąc pod uwagę zniszczoną stodołę, zmaltretowaną krowę drużyna oddaliła się od wioski spokojnie, kulturalnie....i szybko.
Okolica nie należała do urodziwych, sterczące tu i ówdzie skały celujące w niebo niczym ostrza włóczni, kamieniste podłoże. I popiół w charakterze pyłu. Tak to zdecydowanie nie było przyjazne miejsce.....ani śladu życia.....wyjąwszy rozochoconą grupę składajacą się z oddziału rycerzy, poringów, jednego mecha na którego barkach jechały panie. W środku maszyny siedział zaś trochę naburmuszony Ysengrinn. Na mechu jechał również Woland który myślał intensywnie jednocześnie wygłaszając od czasu do czasu uwagi na temat krajobrazu. Reszta szła z boku maszyny która szła całkiem wolno by reszta mogła dotrzymać tępa.
Team a przynajmniej ta jego cześć która znała się wcześniej wspominała na głos wcześniejsze przygody. Reszta przysłuchiwała się i wtrącała od czasu do czasu z pytaniem. Mr. Moreau przystawał od czasu do czasu przyglądając się szczątkom wystającym spod pyłu i wyrażał ubolewanie nad takim marnotrawstwem struktur wapiennych. Ręka lokaja już odrosłą i teraz A-Tur zajmował się usługiwaniem innym. Skąd na bieżąco brał potrawy ciepłe, nierozmrożone lody, butelki z różnorakimi napojami nie wiedział nikt, zresztą nikt nie zwracał na to uwagi(no może oprócz Tren, która zresztą zastanawiała się co robi z taka bandą indywiduów). W pewnym momencie na monitorze mecha coś zabipało. Żelazny Wilk odruchowo włączył zbliżenie. Następnie przysunął się trochę bliżej. Z każdym krokiem maszyny obraz był wyraźniejszy....wyglądało to na brukowana drogę. Łeb mecha poruszył się w jedną stronę. Jak okiem sięgnąć droga prowadziła w stronę samotnej góry wyrastającej z równiny. Ysengrinn podrapał się za uchem i zdecydował że odkrycie jest na tyle ważne by poinformować drużynę.
Bo dość długiej debacie zdecydowano ze team zboczy trochę z kursu by zobaczyć ,,O Cio Chodzi Jakby".
Pod wieczór wesoła kompania stanęła przed długimi schodami. Nad schodami była brama wyglądająca - wypisz ,wymaluj - jak te będące w shintoistycznych świątyniach. Wyjąwszy to że ta była najprawdopodobniej z kamienia.
- Ej...czy to? - zwrócił uwagę reszty Grimm. Przy pomocy Daeriana i Asthariela oczyścili metalową tablicę z kurzu,pyłu i innego świństwa. na tablicy widniało napisane po angielsku:
,,Gate No. 4. Seal Activated in 34 A.A.B.W. - Sheol Gate Seal."
Drużyna wpadła w konsternację. Nikt nie miał pojęcia o co chodzi...z wyjątkiem Wolanda i Seriki. Oboje mieli skoncentrowane wyrazy twarzy jakby próbowali sobie coś przypomnieć. Nie mogąc rozszyfrować o co chodzi członkowie Loży ruszyli do góry po schodach. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Tren
Lorelei
Dołączyła: 08 Lis 2009 Skąd: wiesz? Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 31-01-2010, 16:06
|
|
|
Gdyby możliwe było, by ludzka istota pęknęła z dumy Tren byłaby już w kawałkach. Ponieważ jednak ludzka anatomia nie przewiduje takiego zdarzenia (chyba że pomoże się jej magią) to Tren była wciąż w jednym kawałku i w absolutnie promienistym nastroju. Samozadowolenie emitowało z niej niczym łuna – tak oto wyglądał człowiek, który zaznał samospełnienia!
Gdy amatorska bomba nie wypaliła Tren była mocno zawiedziona i co więcej nie miała planu B.
Prędko, zrób coś nim ten potwór... – Woland dalej usilnie próbował zmusić ją do działania.
Niby co! – odwarknęła. – W przeciwieństwie do niektórych nie umiem wyczarowywać ognia z powietrza!
Mimo wszystko...
Ale Tren miała swoje zdanie na ten temat.
Walka nie jest moją specjalnością! Próbowałam atakować z odległości, ale się nie powiodło. Mogłabym spróbować z bliska, ale wtedy to draństwo przerobi mnie na kebab! Życzysz mi śmierci?!
...NIE! – odparł ze zdecydowanie większym naciskiem niż było wymagane.
W tym momencie jednak los Mućki stał się na tyle kiepski, że Woland zmuszony został do kapitulacji z krowiego ciała. Tren nieomal przewróciła się, gdy nagle tuż obok niej zaczęła się materializować twarz maga. Nagłe materializacje były czymś do czego nie mogła przywyknąć. Zwłaszcza, że Woland najwyraźniej tworzył swoje ciało od nowa. Gdy jej mózg zaczął przetwarzać te rewelacje do głosu doszły instynkty i dziewczyna uświadomiła sobie, że wciąż ma marker w kieszeni...
Wobec tego triumfu cały chaos, zabicie potwora i przybycie kolejnego wari... członka drużyny było niczym.
Inną sprawą był dziwny przybysz, ubrany w strój Zorro. Na ile zdążyła się zorientować był ich przeciwnikiem i uprowadził z jakiś nieznanych powodów Miyak. Inna sprawa, że najwyraźniej jak większość mężczyzn cierpiał na syndrom wiecznego chłopca i najwidoczniej nie wiedział, że nie należy ciąć posadzki na której się stoi. Cóż, na swój sposób to ułatwiało sprawę.
Po tym dziwnym wydarzeniu rozpoczęło się właściwe przegrupowywanie i szybki odwrót z wioski zwłaszcza, że na horyzoncie pojawiło się mnóstwo wrogo nastawionych postaci z widłami i kosami. Oczywiście szybki odwrót nie przeszkodził Wolandowi w skorzystaniu ze swojej retoryki w celu wyjaśnienia w jak najbardziej obrazowy, acz nieco zidealizowany sposób obecnej sytuacji.
Teraz natomiast Tren siedziała na pancerzu mecha i z szerokim uśmiechem kontemplowała pustkowie. Co pewien czas odwracała się w stronę Wolanda, by stwierdzić że wąsy wciąż tam są i uśmiechała się jeszcze szerzej. Jej dobry humor wyglądał nieomal dziwacznie zważywszy, że od pierwszego spotkania z drużyną Tren pozostawała w nastroju neutralnym, złym lub bardzo złym. Nagła dobroć dla świata w jej wykonaniu była lekko przerażająca.
-Skały metamorficzne – mruknął Woland rozglądając się po okolicy – Musiało tutaj dojść do jakiś gwałtownych procesów...
-Mówisz o tych gruzach? – spytała Tren podnosząc się lekko by dokładniej przyjrzeć się formacji skalnej.
-Tak, chodzi o te gnejsy – stwierdził.
-Wyglądają jak miś polarny – zauważyła dziewczyna stając na pełną wysokość i przykładając rękę do czoła by lepiej dojrzeć skały.
-Słucham?
-Noo... Jak niedźwiedź polarny. Spójrz, po lewej stronie miałby głowę. Te dwie skały obok siebie to przednie łapy. A ta mała odstając jest jak ogonek! – wyjaśniła entuzjastycznie. – Widziałam kiedyś takiego w programie przyrodniczym jak polował na fokę.
Woland przyjrzał się uważniej formacji skalnej.
-Masz rację! – zakrzyknęła niespodzianie siedząca niedaleko Serika, która przerwała na moment opowiadanie Gonik i Mai co wydarzyło się w trakcie ich nieobecności. – A ta nieduża formacja obok wygląda jak mały niedźwiadek!
Tren spojrzała w tamtą stronę i oczy jej rozbłysły.
-Rzeczywiście! Wygląda zupełnie jak mały niedźwiadek! One są urocze – zakrzyknęła, po czym po namyśle dodała - jeśli na chwilę zapomni się, że wyrosną na drapieżnych mięsożerców.
Po tym stwierdzeniu nastała chwila ciszy, którą szybko wypełnił nagły optymizm Tren.
-Jak o tym wspomniałam to naszła mnie nagła ochota na lody. – Dziewczyna wychyliła się w stronę idącej obok mecha grupy i krzyknęła:
-Aaa-Tur! Masz lody waniliowe?
Lokaj uśmiechnął się.
-Oczywiście, panienko.
Tren też się uśmiechnęła.
-To ja poproszę o dużą porcję – odkrzyknęła. Nagle tknięta myślą odwróciła się w stronę reszty osób siedzących na mechu.
-Macie może ochotę na lody? To od razu poproszę A-Tura, żeby przyniósł ich więcej! |
_________________ "People ask me for advice all the time, and they ask me to help out. I'm always considerate of others, and I can read situations. Wait, aren't I too perfect?! Aren't I an awesome chick!?"
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 01-02-2010, 22:09
|
|
|
Tymczasem Ich Troje (bez skojarzeń) w składzie: Szaman Fetyszy, uwieszona na nim Miya i totalnie zdezorientowana DJ wyszło z portalu i stanęła przed ogromnym, białym zamczyskiem.
- No i jesteśmy na miejscu, Zamek Którego Nigdy Nie Było, główna siedziba Nobodych. Mają jeszcze wprawdzie ten zameczek letniskowy ale tam sklerozy można dostać i ciągle ma się wrażenie, że ktoś śpiewa "Kolorowe Kredki" - rzekł Szaman z niesmakiem. Wciąż trzymał naprzemian piszczącą i mruczącą z zachwytu Miyę wymawiającą co chwilę imię "Demyx".
- Ok, spokojnie, już zaraz zobaczysz zarówno tego bizona jak i całą resztę - Szaman otworzył ogromne drzwi i ujrzał w nich wysokiego, niebieskowłosego bizona.
- Czego...
- ... się grzecznie pytasz? - Szaman dokończył, po czym dodał. - Chcemy dołączyć do waszej epickiej wesołej kompanii, po czym pokazał plakat "We Want You" z Xemnasem.
Saix, bo tak się bizon zwał, zerknął na plakat i westchnął.
- No dobrze, jak szef tak chce... - Saix przerwał - ale najpierw rozmowa kwalifikacyjna. Nie macie serc?
- No jasne. Córka demona koszmarów i lekko szurnięty anioł z wyrwanym kawałkiem duszy. Mogę pokazać, że nie mam bebechów - Ale Saix przerwał Szamanowi gdy ten wyjął skalpel.
- Dobrze zdaliście, ale ona... - wskazał na DeadJoker...
- Ona jest... jest... naszą córką - wypalił zamaskowany. Jak my nie mamy serc to i ona też, co nie? Prawa genety...
- Genetyki-srenetyki, jeśli myślisz, że na taki kit mnie weźmiesz. Ale ciekawe z was trio. Wpuszczę tą trzecią jeśli udowodnicie, że coś wniesiecie dla Organizacji.
- Jestem DJem, macie radiowęzeł? To zapuszczę wam kawałek Zdzisławy Sośnickiej "Serce pali się raz". Spodoba się wa... - Zamaskowany przerwał bo w oczach Saixa stanęły łzy.
- Wbijajcie - niebieskowłosy powstrzymywał się jak mógł - ale potem puśćcie mi jeszcze Białego Misia - dodał. |
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 07-02-2010, 23:35
|
|
|
Ekipa weszła do dziwnego budynku. Podobnie jak brama przed schodami wyglądał jak shintoistyczna świątynia wykuta z kamienia. Tak wyglądała przynajmniej na zewnątrz, w środku zaś....cóż wystrój można było określić jednym słowem - kurz.
Do czegokolwiek budynek miał służyć to nikt nie postawił w nim stopy od bardzo, bardzo dawna. Stare warstwy pyłu skamieniały i pod stopami drużyny pękały skorupy z pyłu. Młodsze warstwy zaś były wzbijane w górę przy każdym kroku. Szara warstwa nie trzymała się jedynie pianowych powierzchni gdyż z grawitacją wygrać nie mogła. Wyrastające tu i ówdzie z podłogi kolumny przedstawiały motywy roślinne. Ekipa rozpełzła się oglądając każdy zakamarek. Woland, Serika i Asthariel trzymali się razem. Ysen włóczył się gdzieś z Daerianem zaś Mr. Moreau, Grimm, Tren i A-Tur poszli w jeszcze innym kierunku.
- To bez sensu - stwierdził Asthariel nagle.
- Co? - zaciekawiła się Serika. Woland również nadstawił ucha.
- Te kolumny.....stoją w zupełnie złych punktach, niektóre rzeczywiście podpierają sufit ale większość jest usytuowana zupełnie bez sensu. Tak jakby miały służyć czemuś innemu. - błysnął wiedzą architektoniczną blond młodzian.
Do tej pory skupiony głównie na rozmyślaniach(czyli jak zwykle) Woland poświęcił ociupinę uwagi by zerknąć na otoczenie. To co ujrzał w swoich gałkach ocznych zdawało się potwierdzać słowa chudzielca. W końcu doszli do pięknie zdobionego portalu. Wejście tak jak i kolumny miało płaskorzeźby przedstawiające kwiaty i owoce. Za nimi znajdowała się olbrzymia okrągła sala w której było jasno mimo braku okien. Na jej środku - w lejkowatym zagłębieniu podłogi - wyrastał masywny obelisk. Obelisk ze szczerego srebra.
- Fiuuu, imponujące ostatni raz widziałem tyle srebra w....nie pamiętam - rozległ się głos Daeriana.
- Istotnie, bardzo duża ilość kruszcu - przyznała Mr. Moreau. Dopiero teraz wszyscy zauważyli że drogi którymi podążyli rozdzielając się prowadziły właśnie do tego pomieszczenia.
- Tu są jakieś zapisy - zwrócił uwagę Grimm na kamienne inskrypcje na ścianie.
- Mam złe przeczucia - mruknął Ysengrinn - to miejsce jest...dziwne.
- Też to czuję - przyznała Tren - tu jest tak....tak....
- Staro - wtrącił A-Tur - w istocie panienko, ta sala wygląda jak nowa ale czuć w powietrzu te wieki. - wyraził swoje zdanie lokaj. Daerian jako ekspert w sprawach czasu przytaknął.
- Nigdy nie cofałem się tak daleko by by pamiętać budowę tego budynku, po prostu nie miałem takiej potrzeby.
Po tej małej wymianie zdań nastała cisza. Cisza została przerwana głośnym ,,CHRUP!".
Wszyscy odwrócili ku źródłowi dźwięku dziwnym zbiegiem okoliczności brzmiącym jak odgłos kamienia przerabianego na proszek.
- Puuuu! - wydał z siebie na wpół zawiedziony odgłos Świętopełek. Kamienne jabłuszko nie smakowało tak dobrze jak prawdziwe. Podzespoły będące pod nim jednak były ciut lepsze.....PODZESPOŁY?!
- ,,Warning. Sealing system has been damaged. Cannot find A-45 F component. Back-up procedure failed. Activating Emergency Re-sealing Procedure." - rozległ się kobiecy głos. W powietrzu, pojawiły się dziesiatki holograficznych ekranów.
- Wiedziałem - mruknął Żelazny Wilk - to się zawsze tak kończy.
- Nie da się nic zrobić? A-Tur - Serika spojrzała na lokaja. Ten podbiegł do uszkodzonej kolumny.
- Niestety nic nie mogę zrobić panienko, uszkodzenia są zbyt poważne.
- To mówi gość który wcześniej zamówił Gundama w zamku bez telefonu. - skomentował zgryźliwie Grimm.
- Gdybym tylko miał ketchup - westchnął piekielny lokaj. Pomieszczenie zaczęło się trząść, kamienne płaskorzeźby odpadały ze ścian odsłaniając kolejne świecące techniczne elementy. Nagle wszystkie holo-monitory zniknęły, zamaist nich pojawił się jedne duży. Nowy ekran był dużo bardziej wymowniejszy niż wszystkie poprzednie. Wyświetlało się na nim:
,,5....4.....3.....2.....1" - i w tym momencie obelisk rozbłysł......
****
Gdy oczy drużny zaczęły przyzwyczajać się do blasku zobaczyli inny błysk. Lśniące na żółto oczy, cztery oczy. Cztery oczy na jednej twarzy.
- ,,Re-sealing complete. Sheol Gate Seal de-activated. Neku-men released.
- A WIĘC KOŁO PRZEZNACZENIA RAZ JESZCZE ZALICZYŁO OBRÓT. - powiedział mechanicznym głosem nieznajomy który pojawił się znikąd.
- KTÓRY......KTÓRY MAMY ROK? - zapytał. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 11-02-2010, 00:25
|
|
|
Ysen mnie zabije... - pomyślała Serika, gdy niemal trzymetrowa sylwetka pojawiła się nie wiadomo skąd w błysku światła. Już wcześniej oczywiście troszkę się pożarli, że niby ona nie musiała koniecznie sprawdzać, co to za brama. A on wcale nie musiał tam za nia leźć, bo przecież poradziłaby sobie sama. Ale to ją trzeba ciągle pilnować, żeby czegoś nie zmalowała. Ale to przecież kompletnie nie jego sprawa... I tak dalej. No wiecie, jak zwykle. Drobna sprzeczka obejmowała jednak tylko obadanie, jak toto z bliska wygląda. NIE obejmowała łamania pieczęci i uwalniania jakichś wielkich, mechanicznych stworów!
Stworzenie, czy może raczej robot, sprawiało intersujące wrażenie. Było naprawdę spore i wyglądało jak sen pijanego miłośnika dzikich kotów. Przynajmniej sądząc po uszkach, łapkach oraz imponującej grzywie.
- Ko-tek! - mruknął Asthariel pod nosem.
Ko-tek tymczasem przemówił, a jego głos wstrząsnął posadami świątyni. Nie dosłownie. Nie był szczególnie głośny, lecz niósł w sobie Moc, Moc czegoś pradawnego, potężnego i onieśmielającego.
- A WIĘC KOŁO PRZEZNACZENIA RAZ JESZCZE ZALICZYŁO OBRÓT.
- Yyy... Dzień dobry panu? - Serikę "odetkało" pierwszą, bo reszta towarzystwa wciąż przyglądała się zjawisku z otwartymi mordkami.
- KTÓRY... KTÓRY MAMY ROK?
- Bardzo przepraszam, ale nie mam bladego pojęcia... Wie pan, jesteśmy mocno nietutejsi. A z kim właściwie mamy przyjemność?
- I byłby pan łaskaw uświadomić nam, co właściwie robi pan na tym bezludziu? - wtrącił Woland.
- Woland! Chciałam zauważyć, że w sumie to MY mu się włamaliśmy niechcący do chałupy! - zaprotestowała Serika wysyłając telepacie myślowy sygnał.
Wątpię. Nie wygląda na aż tak głupiego, by zaciąć zamek we własnych drzwiach - zauważył czarodziej. - Niewątpliwie ktoś go tu uwięził, ale kto i po co?...
- JA JESTEM BIAŁĄ PUSTKĄ, JA JESTEM ZIMNĄ STALĄ. JA JESTEM MIECZEM KTÓRY USUWA ZŁO TEGO ŚWIATA - zagrzmiał mechaniczny głos nieznajomego. - JAM JEST NEKUMEN. A COŻ JA TU ROBIĘ? TO DŁUGA HISTORIA...
- ... Fajno - mruknął operator mecha, chwilowo zajęty zmywaniem gło... głowotułowia swojego poringa. Świętopełek nie wyglądał na specjalnie skruszonego, ale rozumiał chyba, że następnym razem nie należy jeść jabłuszek niewiadomego pochodzenia. Mogłyby mu zaszkodzić!
- Miło pana poznać - odpowiedziała drobna blondyneczka, jakoś nieprzyjemnie mrużąc oczy, - Ale naprawdę nie musi pan TAK MÓWIĆ. NIE MA CO SZPANOWAĆ. TEŻ TAK UMIEM, ALE LUDZIE JAKOŚ SIĘ WTEDY CZUJĄ NIESWOJO.
O ile mechaniczny głos Nekumena sprawiał, że nienawykli do dużych skupisk mocy śmiertelnicy czuli się nieco przytłoczeni, cokolwiek zrobiła właśnie Serika, było BARDZIEJ. Przez kilka sekund obecni doświadczyli nieskończoności, wieczności, wszechmocy... Czy raczej czegoś, co ci, którzy na co dzień nie mieli w zwyczaju obcować z pradawnymi bóstwami, mieliby ochotę nazwać w ten sposób. Nie przypominało żadnego uczucia, z jakim zetknęli się kiedykolwiek wcześniej: sprawiało, że żołądek podchodził do gardła, myśli nie chciały układać się w spójną całość, a nogi zaczynały nieprzyjemnie przypominać galaretę.
Przez kilka sekund. Bo chwilę później wszystko wróciło do normy.
- Wie pan, to nie robi specjalnie dobrze stosunkom międzyludzkim - uśmiechnęła się niewinnie i niegroźnie blondyneczka.
- NIE POTRAFIĘ INACZEJ - obruszył się Nekumen. - WIĘC... CO CHCECIE WIEDZIEĆ? ALE NAJPIERW JA ZADAM PYTANIE... BESTIA... CZY WRÓCIŁA?
- Zapewne tak - dobiegło z mecha. - BESTIE mają w zwyczaju powracać z dobijającą regularnością.
- Poza tym jaka Bestia, która Bestia? Nasze definicje bestii mogą okazać się... niekompatybilne - dodał Woland.
- AZUROWA BESTIA... ŹRODŁO MAGII. NAPRAWDĘ NIE WIECIE? WIELE CZASU MUSIAŁO MINĄĆ, SKORO RASY ROZUMNE ZAPOMNIAŁY SWÓJ NAJWIĘKSZY KRYZYS.
- Nie mam bladego pojęcia - pokręciła głową Serika. - Znam wiele Bestii, a zapewne znacznie więcej jest takich, których nigdy nie poznałam
- Czy nie miała ona przypadkiem takiego dziwnego akcentu i piła dużo napojów procentowych? - zainteresowała się ni stąd, ni z owąd milcząca dotychczas Tren. Nakumen pokręcił jednak tylko głową.
- TO NIE BYŁA BESTIA JAK KAŻDA INNA. WYMYKA SIĘ ONA OPISOM.
- Jak każda Bestia - skwitował Woland.
- JAK WIELE BESTII WIDZIELIŚCIE, KTÓRE OBRACAJĄ W PYŁ CAŁE RASY? ZOSTAWIAJĄ CYWILIZACJE W RUINIE? O TAKIM ZAGROŻENIU MÓWIĘ. ALE JEŚLI NIE WIECIE O CZYM MÓWIĘ... WYGLĄDA NA TO ŻE UNIWERSUM CIESZY SIĘ SPOKOJEM.
Ups? Źródło magii? Serika przez chwilę skojarzyła całą sprawę ze smokami-Klejnotami, które przecież tym właśnie były: źródłami Mocy. Tymi, które kształtują światy, ale mogą również obracając je w perzynę. Sama przecież była świadkiem apokalipsy, która nawiedziła świat Yubego, gdy wszystkich trzynaście Klejnotów znalazło się w jednym miejscu. Nie przypominała sobie jednak, żeby w pobliżu kręcił się wówczas ten gość, ani by stanowiły one wielkie zagrożenie dla więcej niż jednego świata.
Sama również nie przypominała sobie, by zetknęła się z kiedykolwiek z Nekumenem, a już z całą pewnością pamiętałaby, gdyby została przez niego pokonana. Z drugiej strony to mogła być dowolna z istot, które na swój prywatny użytek nazywała Dziećmi Chaosu.
***
Gdzieś daleko, w innym wszechświecie, mała dziewczynka ni stąd, ni zowąd zadała swojemu towarzyszowi pytanie:
- Punyaaaaaan... Nazywali cię kiedyś może Azurową Bestią?
Woland zadał identyczne pytanie dokładnie w tym samym momencie.
- Ej, ja to chciałam powiedzieć!
Bezimienna Istota zlustrowała ich nieco zdziwionym spojrzeniem.
- Nie przypominam sobie...
***
- To Lazurowa czy Ażurowa, bo to spora różnica? - postanowił tymczasem doprecyzować Ysengrinn chwilę po tym, jak został zamordowany wzrokiem, gdy oznajmił ile (od ch...) widział już takich Bestii.
- AZUROWA. OD KOLORU. NIEBIESKA - gdyby Nekumen mógł, zapewne właśnie przewróciłby oczami.
- ... Ożesz, w mordę, Distant - olśniło Ysena.
- Distant...! - na twarzy Wolanda również malowała się iluminacja.
- Distant?! - towarzystwo popatrzyło po sobie z mieszaniną zaskoczenia i rozbawienia.
- Co prawda wygląda na to, że po tych wszystkich latach zmieniła poważnie metody...
- Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie Distanta ganiającego po światach, rozsiewającego magię i zżerającego cywilizację - wzruszyła ramionami Serika.
- A skąd wiesz?
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć.
Nie pasowało, zdecydowanie. Ale niech sobie snują spiskowe teorie, przynajmniej będzie wesoło.
- BESTIA SIĘ NIE OBUDZIŁA... PRZYNAJMNIEJ NIE CAŁKOWICIE... GDY JĄ POKONALIŚMY... ZOSTAŁA ROZCZŁONKOWANA... WYCZUŁBYM GDYBY BYŁO INACZEJ... POWIADACIE... DISTANT? MOŻLIWE... MOŻLIWE ŻE ÓW OSOBNIK JEST JEJ REAINKARNOWANĄ CZĘŚCIĄ.
- To tym bardziej nie brzmi jak Distant - oprotestowała sprawę Serika.
- DOBRZE WIĘC... NIE WIEM JAKI JEST WASZ CEL... ALE NIE WIDZĘ POWODU BY NIE RUSZYĆ Z WAMI... WSZECHŚWIAT BARDZO SIĘ ZMIENIŁ OD KIEDY MNIE UWIĘZIONO. MAM SPORE ZALEGŁOŚCI.
- Nie obchodzi pana nasz cel, czy mam więc uważać pana za typ amoralny? - jeśli Woland do tej pory nie był podejrzliwy, to w tej chwili zrobił się taki niewątpliwie.
- NIE CZUJĘ W WAS ZŁA... PRZYNAJMNIEJ NIE TEGO ABSOLUTNEGO - cyborg wlepił spojrzenie w Ysengrinna - DLACZEGO MNIE UWIĘZIONO? RASY BYŁY ZBYT MŁODE BY ZROZUMIEĆ SWÓJ BŁĄD. BESTIA WRÓCI...
- Poza tym Distant jest paskudnym knujem, ale nie nazwałabym go absolutnym złem - dodała Serika, czując się nieco ignorowana.
- Choćby dlatego, że takowe nie istnieje - prychnął rycerz.
Jak dla niej absolutne zło również nie istniało. A jeśli ktoś już używał tego określenia, z reguły miał na myśli coś dużego, widowiskowego, robiącego bum i wlokącego za sobą ogon mroku. Na myśl, że Distant mógłby odstawiać takie numery, robiło jej się gwałtownie bardzo wesoło.
- ABSOLUTNE ZŁO NIE ISTNIEJE... OWSZEM... ALE NIE ISTNIEJE TYLKO W TYM CO LUDZKIE... BESTIA... NIE BYŁA LUDZKA.
- Obawiam się, że nie płacą mi za tropienie Bestii przez Multiświat - westchnął Woland. - Zresztą powoli, powoli... Ile ma być tych części i czemu domniemujesz, że się mają reinkarnować?
- WYJAŚNIĘ PÓŹNIEJ...
- I przede wszystkim: dlaczego został pan tutaj zapuszkowany?
- DLACZEGO MNIE UWIĘZIONO? RASY BYŁY ZBYT MŁODE BY ZROZUMIEĆ SWOJ BŁĄD. BESTIA WRÓCI...
- To już chyba słyszeliśmy?
- RASY ZLEKCEWAŻYŁY NASZE OSTRZEŻENIA, MIAŁY NAM ZA ZŁE, ŻE POKAZALIŚMY IM, ŻE SWOIM NIEWŁAŚCIWYM POSTĘPOWANIEM SPROWADZILI MONSTRUM. ŚMIERTELNICY NIE MOGĄ ZNIEŚĆ BOLESNEJ PRAWDY...
- Wam?
- Właśnie? Znaczy, komu?
- BYLI INNI KTÓRZY WALCZYLI Z BESTIĄ... SIEDMIORO Z NAS TOCZYŁO Z NIĄ BÓJ... BYLI TO MI TOWARZYSZE I PRZYJACIELE. NIE MOGĘ DOPUŚCIĆ, BY TO SIĘ POWTÓRZYŁO. ISTNIENIE OWEGO DISTANTA JESZCZE BARDZIEJ UŚWIADCZA MNIE W PRZEKONANIU, ŻE POWINIENEM RUSZYĆ Z WAMI. JEST SZANSA ŻE GO SPOTKAM I BĘDĘ MÓGŁ ZWERYFIKOWAĆ TO... NA WŁASNE OCZY.
No świetnie. Jeszcze jeden eksponat do podróżującego cyrku? W sumie Serice niespecjalnie to przeszkadzało, jeden interesujący towarzysz więcej, jeden mniej... Nie, żeby czuła się specjalnie zagrożona.
- ... nie przypominam sobie byśmy pana zapraszali - warknął ponuro Ysengrinn.
- Ysen....
Woland spojrzał spode łba na cyborga, wyraźnie milcząco zgadzając się z rycerzem. Daerian również nie wyglądał na specjalnei zapalonego, żeby przyłączać tego pana do drużyny.
- Przykro mi, mam złe doświadczenia z przygarnianiem zwierzątek. Zwłaszcza znajdowanych w starożytnych ruinach.
- Zjadają mikroprocesory, co? - uśmiechnął się złośliwie psionik.
- Na co jak na co, ale na zwierzątko to ten pan nie bardzo wygląda... mógłbyś go przynajmniej nie obrażać! - Serika zaprotestowała, ale bez specjalnego przekonania. Bądź co bądź decyzja rycerza jak zwykle brzmiała rozsądnie.
- Pan twierdzi, że potrafi wykrywać zło. My nie potrafimy. Nie wiemy więc czy możemy panu ufać - wyjaśnił Ysen.
- NAWET JEŚL NIE MACIE POWODU BY MI UFAĆ... NIE UWAŻACIE ŻE MIMO WSZYSTKO MACIE NADE MNĄ PRZEWAGĘ? POZA TYM Z NIĄ - Nekumen wskazał na Serikę - MOGLIBYŚCIE IŚĆ NAWET DO PIEKŁA. ZGADZA SIĘ PANIENKO, DOMYŚLAM SIĘ KIM JESTEŚ...
- Mam BARDZO złe doświadczenia z takimi, którzy tak mówią - stwierdził Woland. - Choćby dlatego, że sam kilka razy tak rzekłem.
- A w piekle już nawet raz czy dwa byliśmy.
Sprzeczka trwałaby pewnie jeszcze dłużej, gdyby budynek nie zaczął się trząść. Początkowo było to ledwo wyczuwalne drżenie, ale wstrząsy stopniowo nasilały się. W końcu trudno było utrzymać równowagę, ściany zaczynały pękać, a z sufity poczęły sypać się kawałki kamieni.
- O, walimy się? - zauważyła beztrosko Serika.
- Noooo... - zgodził się równie niewzruszony Woland.
- WYGLĄDA NA TO ŻE MOJE WIĘZIENIE NIE WYTRZYMA WIELE DŁUŻEJ. NA ZEWNĄTRZ!
- E tam, ucieczkom brakuje klasy.
- Seriko, można prosić o barierę?
- No przecież stoi! Tylko niewidzialna. Co, mam pokolorować w kwiatki?
- Na wrzosowo...
Faktycznie, chwilę później drużynę otaczała różowa kopuła w różnokolorowe wzorki. Świątynia tymczasem poczęła się walić. Dziwnie rozmieszczone kolumny łamały sie jak patyczki jedna po drugiej, z popękanego stropu, któremu zabrakło podparcia na podłogę waliły się wielkie głazy, po chwili kamiennego pyły było w powietrzu zbyt dużo, by cokolwiek widzieć... Gdy wszystko ucichło, w samym środku ruin świątynia stała cała i zdrowa grupka poszukiwaczy przygód. Oraz Nekumen.
- NIE MYLIŁEM SIE WIĘC... Z NIĄ NIE GROZI WAM NIC.
- Nie wydaje wam się, że ten test był taki... pozbawiony klasy? - Woland sprawiał wrażenie nieco zdegustowanego.
- JA MAM JEDNAK JESZCZE JEDNO PYTANIE. CO TU SIĘ WŁAŚCIWIE DZIEJE?
- Obawiam się, że odpowiedzieć musisz sobie sam - odparł rycerz. - Ale mam wrażenie, że właśnie obudziło się coś co powinno pozostać uśpione.
- Cóż... Panie Nekumen, podejrzewam, że dzięki Świętopełkowi (*łyp*) jest pan wolny. Pozwoli pan, że oddalimy się w celu znalezienia odpowiedzi na pańskie ostatnie pytanie.
- RUSZAM Z WAMI, MYŚLĘ ŻE POTRZEBUJECIE KOGOŚ MNIEJ... LEKKOMYŚLNEGO.
Panowie zdecydowanie byli innego zdania. Ysengrinn aktywował pięść bojową mecha i stanął w pozycji, która zwykle w takich przypadkach poprzedza atak. Wolad i Daerian stanęli obok niego, pozostała część drużyny również nie sprawiała wrażenia przyjaźnie nastawionej. Naprawdę trzeba było być ślepym, żeby odebrać to jako zaproszenie na wspólną wycieczkę.
- Żegnamy. Mam głęboką nadzieję, że POZOSTANIEMY W DOBRYCH STOSUNKACH I NIE BĘDZIEMY MUSIELI SPRAWDZAĆ, CZY NAPRAWDĘ ZOSTAŁ PAN ZAPIECZĘTOWANY PRZEZ NIEPOROZUMIENIE - powiedziała Serika, po czym drużyna wyparowała Nekumenowi sprzed oczy.
***
- Uh... Przepraszam, ja naprawdę nie lubię szpanować takim głosem, ale do tego pana chyba kompletnie nie docierało! - usprawiedliwiała się chwilę później.
- Oberwałby, to by dotarło.
- I właśnie tego starałam się uniknąć! Dobra, panie i panowie. Przed nami coś, co najprawdopodobniej jest siedzibą Szamana... A przynajmniej miejscem, w którym w tej chwili znajduje się Miya. |
_________________
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 16-02-2010, 22:56
|
|
|
Tymczasem Szamanowi imprezującemu w Zamku Którego Nigdy Nie Było zabrzęczała komórka.
- Są w Strefie Zero? Odważni. Ale najpierw... - Zamaskowany otworzył portal po czym włożył w niego Dead Joker.
- Spokojnie, niedługo spotkasz towarzyszy. A teraz przepraszam was na chwilę. - Wszedł w portal i zmaterializował się na pustkowiu przed zapieczętowaną fortecą.
- No ładnie, ale teraz gramy na moim terenie, na ziemi przesączonej mną, czy może raczej... byłym mną. - Wokół grupy rozpadła się ziemia, a płomienie buchnęły na wysokość kilometra. Co więcej, setki, o ile nie tysiące potworów z największym z nich - Asmodeuszem zbliżały się w zastraszającym tempie.
- To tylko ostrzeżenie, żeby nie mierzyć się ze mną w Strefie Zero. Tu jestem niemal bogiem i rządzę całą substancją tego terenu przesyconą moją energią. Im dalej tym niestety gorzej. Ale ja nie o tym. Ysen, nawet nie prubój. Może Serika byłaby się w stanie ze mną równać, ale jest na moim terenie i ja ustalam reguły, a nie chcemy zniszczyć do reszty krainy, czyż nie? - Drużyna się zawahała.
- Ale miły ze mnie Szaman, zatem wyślę was tam, gdzie przebywa DeadJoker. Znudziła mi się ta zabawa. Zatem enjoy ziomki, a ja tymczasem idę kontynuować imprezkę - drużynę pochłonął gigantyczny portal. Adios Amigos - to było jedyne co usłyszeli.
Wylądowali w całkowicie nieznanym świecie. Jedyne co zauważyli to DeadJoker dochodząca do siebie. |
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 27-02-2010, 11:22
|
|
|
Nagle znowu poczuli szarpnięcie. Nikt nie wiedział co się dzieje. Po czym ponownie łupnęli tym razem o mokrą powierzchnię. Zaczęli powoli zbierać się z ziemi. Gdy wreszcie pozbierali się.....zorientowali się że są w jakimś obskurnym zaułku. Padało a z rynien lała się woda. Z dachów nad ich głowami też.
- Brawo --mruknął Ysengrinn - nie ma to jak teleportować się bez przygotowania. To tak jak bawić się....
- To nie ja! To Szaman. - powiedziała Serika przerywając rycerzowi usprawiedliwiającym tonem.
-Owszem, pierwszy raz, a drugi? - napierał dalej czempion Swaroga. Serika wymamrotała coś pod nosem po czym już głośniej powiedziała - Jestem mokra.
- Odkrywcze - rzucił kwaśno Ysenn któremu jako doświadczonemu wojowi który w błocie tarzał się nie raz woda wcale nie przeszkadzała. Dlatego zbył A-Tura gdy ten podał mu ręcznik. Zresztą uczynny lokaj zaopatrzył ich nie tylko w coś do wytarcia się ale i w parasole. Męska część drużyny nie mogła się przekonać do nich ale po negocjacjach(czyli groźbie użycia miotły) zgodziła się na płaszcze przeciwdeszczowe.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? -padło pytanie zadane przez Grimma - I gdzie DJ?
- Cóż maja tu telegraf - zauważył Woland pokazując wiszące druty. - I, o ile dobrze słyszę samochody. - dodał na temat odgłosów dochodzących zza rogu. Gdy zza niego wyjrzeli....samochód ochlapał Mr. Moreau wodą od stóp do głów.
- Moje ubranie! - jęknął - to się tak trudno pierze.
- Czy to czasem nie był Rolls-Royce Phantom? - zauważył Daerian - A ten to Citroën Type A. I te stroje. - w jego oczach pojawiło się zrozumienie - ani chybi to lata 20 XX wieku. I wygląda mi to na Chicago. - dodał zwracając uwagę reszty na budowane i ukończone drapacze chmur.
- Wyglądamy jak obcy z kosmosu - zauważył Asthariel - Gapią się na nas.
- Swoją drogą gdzie są paladyni? I poringi? Ostał się tylko Świętopełek. - zauważyła Serika.
- Przepadli. A tyle włożyłem pracy w ich edukację. - mruknął Żelazny Wilk.
- Może uznali ze nigdy nie będą tacy cool, awesome i badass jak ty i ustąpili ci miejsca?
-Bardzo śmieszne. - skrzywił się Ysenn na ową Serikową złośliwość.
- Do rzeczy - rzekł przywołując wszystkich do porządku Woland. - musimy znaleźć DJ.
Ale najpierw musimy się wtopić w tłum.
Ale nie mamy pieniędzy na ubrania - zauważyła GoNik. - Gdzie jest A-Tur?
- Przed chwila tu był. - rzekł Woland
- Tu jestem sir. - odrzekł piekielny lokaj. Był nawet bardziej mokry niż Mr.Moreau
- Idealne wyczucie czasu. Gdzieś ty był?
- Sir. Potrzebne były ubrania.
- I je przyniosłeś....- zgadywał mag.
- Nie sir. Ale mam to - wyciągną dłonie w których spoczywało kilka grubych portfeli.
- Skąd to wziąłeś?
- Z rzeki sir.
- Nie żartuj, ty....- zaczął mag ale dostrzegł w umyśle lokaja prawdę.
- Nie były im potrzebne sir. Znaczy się ci którym je zabrałem. Mieli bardzo ciężkie obuwie.
Drużyna posiadając już odpowiednie środki finansowe ruszyła na zakupy w celu zdobycia odzienia. Rozdzielili się wiec na dwie grupy. Same zakupy obfitowały w mnóstwo wrażeń. Na przykład ratowanie ubranej na błękitno sprzedawczyni przed GoNik która chciała zatulić ją na śmierć.....a potem ratowania przed wampirzycą również Tren która nieświadoma manii wampirzycy przebrała się w na niebiesko. Było również dawanie w zęby gangsterom(w roli dawającego Ysenn) którzy akurat ściągali haracz. Po dostosowaniu się do tłumu obie grupy spotkały się i ruszył na poszukiwania - zdobytymi na mafiozach samochodami.
- Moment - rzekł Grimm wyskakując z samochodu i spiesząc do sklepu. Po chwili wrócił niosąc bułeczki, jabłko sztuk jeden a przede wszystkim gazetę. zatrzymali się w parku.
- No i co tu nacykane? - tłoczyli się jeden przez drugiego wokół siedzącego na ławce Wolanda który wręcz ceremonialnie studiował tekst.
- Mają zdjęcie dona rodziny Jokerro. Sensacja bo wygląda na to że to kobieta. - przeczytał, a potem wyraźnie oklapł.
- Musiał być poślizg czasowy - zauważył Daer - wylądowaliśmy wiec jakiś czas po niej. A raczej to ona znalazła się tu przed nami wedle skali czasowej tego świata.
- To znaczy ile? - zaciekawił się Ysenngrin. Po wyładowaniu złości na gangsterach humor mu się znacznie poprawił. Czuł się też dziwnie dobrze w owym stroju i w zdobyczym kapeluszu. Patrząc na jego pokrytą bliznami twarz można było go wziąć za prawdziwego włoskiego mafiozo.
- Kto wie? Może być dwa lata albo 9 miesięcy.
- Więc trzeba jej wybić dziwne pomysły z głowy, zgarnąć i dalej gonić Szamana. - rzekł Asthariel
- Tak, ale nie wiemy nawet gdzie mieszka ta rodzina Jokkero. -zauważyła GoNik
- Jokerro - poprawił ją Mr.Moreau.
Wtem dawało się słychać odgłos syren a po chwili parkową aleją przemknęły dwa czarne samochody a za nimi tyleż radiowozów.
- myślę że oni będą w stanie nam pomóc - stwierdziła uśmiechając się promiennie Serika. Rzucili się wiec do aut i ruszyli w poscig. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|