Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Pewnego razu w dziwnym wymiarze... |
Wersja do druku |
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 22-11-2009, 21:34 Pewnego razu w dziwnym wymiarze...
|
|
|
Pioruny grzmiały w Straszliwym Zamczysku, które nocą straszyło niegrzeczne dzieci. Robiło to od tysięcy lat, jednak w ostatnim czasie sytuacja była nieco inna. Oto lokalny wielmoża jednego z wieloświatowych królestw podjął się budowy nowego siedliska. Kiedy kasztel począł nabierać kształtów, które poddani znali aż nazbyt dobrze, zaczął budzić powszechną grozę. Władyka począł szybko przygotowywać się do wprowadzenia tyranii – a ta kropla przelała czarę. Wolfgang nie cierpiał być zmuszany do ratowania naturalnego toku ewolucji społeczeństw, który przecież miał ratować się sam!
Nie zamierzał jednak wykonywać interwencji w świecie materialnym. Królestwa doczesne królestwami doczesnymi, a ważna była sfera ideologii – mógłby przecież ocalić całe królestwo, obalić despotę i odejść w chwale... Ale ziemię i tak przywiodłaby do zguby mentalność niewolników. Z kolei pozostawienie rządzącego przy władzy przy jednoczesnej likwidacji strachu musiało nieuchronnie prowadzić do polepszenia doli ludu. Pal licho tyrańskość i represje – ewolucji się nie mógł sprzeciwić. NIE MÓGŁ.
Tak więc... Pokrewieństwo koszmaru i rzeczywistości było złe. Tym gorzej dla koszmaru – myślał czarodziej, prowadząc jałówkę po ciężkich schodach. Zwierzę było przerażone. Ciemność panująca wewnątrz murów wywarła swój wpływ, a dziwna aura i odgłosy dobiegające przez mroźne powietrze tylko ułatwiały sprawę. Wszystko to spowodowało, że Woland tylko siłą (równą na tym planie mocy jednego z demiurgów) mógł zmusić jałówkę do parcia w górę schodów. Zresztą, to już nie była ta sama istota, którą przywiódł do tego miejsca – i na niej odmalował się zły wpływ. Zębiska wydłużyły się, twarz poczęła się zmieniać... Profesor czarnej magii aż się wzdrygnął, w tym samym momencie odnotowując własne zmiany- szata stała się krwistoczerwona, a jego twarz przeszła groteskową deformację. Jedynie pewnym wysiłkiem woli zdołał sobie przywrócić sobie postać przyjemną dla ludzkich zmysłów i ustabilizować okolicę.
Wkrótce stanął przed główną komnatą całego kompleksu. Począł odprawiać rytuał. Wprawdzie sam miał dość mocy, aby gruntownie zmienić okolicę, ale nie miał wizji. Świat wykreowany przez niego nie musiał być ani trochę lepszy dla ruchów wolnościowych i ewolucji – tu potrzeba było mądrości, a nie umiejętności.
Potrzeba było Wielkiego i Strasznego Bóstwa, Które Należy Wzywać Jedynie W Najbardziej Ekstremalnych Sytuacjach Bo Razi Piorunami.
Bóstwo, które niegdyś miało przemalować na różowo Ponure Zamczysko, z pewnością miało dość inwencji, aby zmienić nawet tak straszne siedlisko w miejsce poświęcone dobru powszechniemu! A przynajmniej taka odmalowywała się w pamięci jednego ze sługusów AntyWiPu, którego sny udało się przeglądać czarodziejowi. I ku czci tego bóstwa Wolfgang zabił jałówkę i zaczął całopalenie.
A gdzieś zupełnie indziej przed Seriką otworzył się portal. Zobaczyła widok dość niespodziewany – iście gotyckie pomieszczenie pełne wspaniałych witraży... Przez które prawie nie sączyło się trochę światło. Na środku (ze srebra) narysowany był pentagram, a przed nim klęczał dziwny człowiek, który najwyraźniej składał boginii ofiarę. Obrazu dopełniało jeszcze wrażenie, jakby wszystkie kąty w pokoju okupowała pradawna ciemność...
- O Wielka i Straszna Bogini, Które Należy Wzywać Jedynie W Najbardziej Ekstremalnych Sytuacjach Bo Razi Piorunami, racz przychylić się do moich błagań! – wykrzyknął dziwny człowiek zza portalu. W jego głosie słychać było wystudiowaną bojaźń bożą, jak również wspaniale odegrany patos - tak jakby mężczyzna próbował przyzwać i spętać bóstwo ściśle według wskazań jakiegoś grimuaru. |
_________________
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 24-11-2009, 00:55
|
|
|
O Wielka i Straszna Bogini, Które Należy Wzywać Jedynie W Najbardziej Ekstremalnych Sytuacjach Bo Razi Piorunami?...
Moment, chwileczkę, jeszcze raz.
Siedzisz sobie spokojnie w herbaciarni. Pijesz cynamonowo-jabłkową. Odpoczywasz sobie po powrocie (wreszcie!) do swojej starej siebie, z mocą i w ogóle... Nawet się trochę nudzisz, ale generalnie to szalenie miłe uczucie. Ni stąd, ni z owąd pojawia się przed tobą międzywymiarowy portal, a w nim jakiś teatralnie wręcz mroczny kapłan składa ofiarę z biednej krówki, wzywając bóstwo o szalenie długim i mało sensownym pseudonimie roboczym. Co robisz?
a) olewasz i nadal rozkoszujesz się leniwym popołudniem
b) zrywasz się z krzykiem i uciekasz na poszukiwania swojej szóstej klepki
c) ryba
W przypadku Seriki odpowiedź c) zawsze była jedyna słuszna. W tym przypadku sprowadzała się do radosnej wyszczerzmordki i pięknej wizji spędzenia leniwego popołudnia w towarzystwie Bardzo Mrocznego Kapłana, którego można zasypać całą stertą mniej lub bardziej bezsensownych pytań, a potem patrzeć na jego zakłopotaną minę. O tak, mroczni kapłani zdecydowanie stanowili interesujące towarzystwo!
Praktycznie bez namysłu przelazła przez portal i stanęła oko w oko z Bardzo Mrocznym Kapłanem, który właśnie zezował w stronę opasłego grimuaru przykutego do kamiennego stołu grubym, nieco zardzewiałym łańcuchem. O ile była w stanie się zorientować, to z niego pochodził wzór pentagramu (oraz zapewne pomysł, żeby mordować krówki).
- Dobry wieczór panu?... - przywitała się nieśmiałym głosikiem numer dwa, starając się wyglądać maksymalnie niewinnie i bezbronnie.
- O Wielka i Straszna Bogini, Które Należy Wzywać Jedynie W Najbardziej Ekstremalnych Sytuacjach Bo Razi Piorunami, przybyłaś na me wezwanie! - wykrzyknął z mocą Kapłan, a w jego głosie starannie odegrana bojaźń boża wyraźnie mieszała się z nutką triumfu i odrobiną fascynacji. O lekkiej nutce dekadencji nie mogło być mowy, gdyż całe jej wiadro zapewniało otoczenie, niewątpliwie jednak były tam jeszcze pewne pokłady wątpliwości - i nic dziwnego, wzywając starożytne, potężne bóstwo zapewne nie spodziewał się, że z portalu wylezie mu jakiś podlotek z blond warkoczykami!
Serika rozejrzała się, starannie lustrując wzrokiem przestylizowaną komnatę oraz jęzory gęstej, niemal materialnej ciemności zalegające w kątach, po czym zamrugała bezradnie fioletowymi ślepkami, spojrzała Bardzo Mrocznego Kapłanowi prosto w oczy i powiedziała:
- Przepraszam bardzo, ale tu chyba nikogo nie ma...
Ku jej głębokiemu rozczarowaniu, Mroczny nie wydawał się jakoś specjalnie wytrącony z równowagi.
- Ojej, ojej, może zrobiłem jakiś błąd... - zamruczał do siebie, odrobinę nerwowo przewracając karty księgi. - Może to nie było "Piorunami", a "Gromami"... Albo nie "Straszliwa", a... Dobrze, nie przeszkadzaj, spróbuję jeszcze raz. O WIELKA I STRASZLIWA...
- A co to za książka? - zainteresowała się Serika, wyłażąc z pentagramu.
Bardzo Mroczny Kapłan przerwał niemalże w pół słowa i spiorunował ją wzrokiem. Nie przeszkodziło jej to bynajmniej w podniesieniu tomiszcza i dokładnym obejrzeniu go ze wszystkich stron.
- "Jak przyzwać potężne bóstwo w weekend, czyli Tayemna Wyedza dla Każdego" - przeczytała na głos. - To naprawdę działa?
- Powinno, powinno, ale mój rytuał mógł być w którymś momencie niedoskonały. Myślisz, że jałówka koniecznie powinna być czarna? Nie było takiej, więc wziąłem trochę łaciatą, kto wie, może to o to chodziło?...
- A skąd w ogóle pomysł, żeby zabijać bogom ducha winną krówkę? Myśli pan, że bogowie lubią pieczyste, czy jak?
- Przecież tu napisano, że...
- Ale ofiara całopalna jest kompletnie niepraktyczna! Nie dość, że zwierzaczek traci życie, to nawet nikt nic z tego nie ma, bo kupka popiołu się nie liczy!
- Ale...
O to, to. O ten efekt właśnie chodziło! Prawie. Bo przy odrobinę bliższym poznaniu Bardzo Mroczny Kapłan jakoś przestał wydawać się tak Bardzo Mroczny. Bardzo Mroczny był natomiast świat, do którego trafiła (nie miała bowiem żadnych wątpliwości, że za murami siedziby Kapłana Ciemność i Mrok panoszą się równie swobodnie, co w czeluściach kątów). Dawno, oj dawno nie widziała miejsca tak pulsującego mocą, a jednocześnie tak łatwo poddającego się woli... Nie mogła nie zauważyć, że świat był niezwykle plastyczny i musiała wręcz się pilnować, żeby nie zacząć kształtować otaczającej ją rzeczywistości zupełnie mimochodem. Chociaż...
Jałówka wierzgnęła gwałtownie i zerwała się na nogi, potrząsając łbem, który jeszcze chwilę temu trawił nieświęty ogień, po czym zamuczała w panice i ruszyła krowim odpowiednikiem galopu w kierunku schodów.
- Widzi pan, co pan narobił? To taka fajna krówka jest, a pan chciał jej krzywdę zrobić! No, przecież tak nie można! Ja jestem pewna, że zwykłe ognisko w zupełności może wystarczyć! A jeszcze lepiej herbata, w końcu wszyscy lubią herbatkę, a ognia to już niekoniecznie. To co, spróbujemy z tym rytuałem jeszcze raz? - zaproponowała uśmiechając się zachęcająco, a jednocześnie kątek oka zerkając w kierunku wciąż otwartego portalu.
Gdzie ta Miya się podziewa, kiedy jest potrzebna? |
_________________
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 24-11-2009, 13:23
|
|
|
Patrzył na dziwną kobietę, która wyszła poprzez portal. Podlotek...? Dziw...? Nimfa...? - takie skojarzenia przeleciały mu głowę w związku z prezencją dziwnej dziewczyny. Właściwie jedyną opcją, która nie miała swej reprezentacji, była „zwyczajna dziewczyna”. Wtem jednak nieznajoma poczęła mówić do niego, a do głowy maga poczęło napływać zrozumienie – przed nim stać miała kapłanka Bogini, którą owa wysłała celem sprawdzenia Tego Uciążliwego Petenta. Cóż, jak go niegdyś uczono – niektóre religie miały na składzie dziewicze kapłanki, choć Woland osobiście pamiętał tylko westalki. Patrząc na wiek, owa dziewczyna do nich należała. Z miejsca więc została Najwyższą Westalką – tylko taka bowiem byłaby odpowiedniego stopnia, aby stawić się przed Wolandem.
Podejrzenia tylko potwierdził Cud Zmartwychwstania, kiedy ożywiona krówka o mało nie kopnęła Wolfganga. Mag dojrzał do wniosku, że widać Bogini była tak kapryśna, jak opisywały ją legendy - i przez postawienie go wobec
- ...virgo Vestalis Maxima! Zaszczycony jestem, mogąc stanąć przed twym obliczem! – rzekł, składając pocałunek na jej dłoni. Gorączkowo przy tym szukał jakiegoś sygnetu, na którym mógłby złożyć pocałunek – w geście uszanowania dla świętych urzędów. Wreszcie, skoro nie zauważył na jej palcach żadnych takich ozdób, sam jedną stworzył – i prędko przykrył swoimi ustami. Kiedy je oderwał, żadnego pierścienia już nie było... Działanie nadzwyczaj celowe, jeśli się weźmie pod uwagę, że Wolfgang chciał uniknąć faux pas z pomieszaniem symbolów kultowych.
Miał przy tym całe mrowie obaw, gdyż de facto nic o domniemanej kapłance nie wiedział. Przeto, używanie tytułu (zresztą zarezerwowanego dla innych wierzeń) mogło być uznane za obrazę...
- Co pan... – zaczęła mówić dziewczyna, widocznie zaciekawiona postępowaniem mężczyzny, który wnet ujął ją pod ramię i wyprowadził poza zasięg pentagramu.
- Ależ proszę zająć należne pani miejsce! – rzekł, sadzając ją na tronie, któremu zdarzyło być się w sali. Z satysfakcją spostrzegł, że Ciemność skapitulowała, wycofała się pod siedzisko i łypała stamtąd złowrogo.
- A czemu pan nie sprawił sobie porządnego siedziska? Niewygodne, a brakuje oświetlenia. Zresztą, nie wstyd panu wzywać gości do takiego pomieszczenia? – dalej ciągnęła bogini.
- Przecież... – zaczął czarodziej, cząstką swego umysłu nakazując wyrosnąć krzakowi herbacianemu.
- A wracając do wcześniejszego tematu – czemu całował pan pierścień? Nie wie pan, że to niehigieniczne? – mówiła dalej z uśmiechem bogini, jednocześnie bawiąc się w odpędzanie Mroku, który właśnie przypełzał do krzaku herbacianego i próbował się wokół niego opleść.
- Niemniej... – próbował przerwać Serice, ta jednak prędko go uciszyła.
- Nie rozumiem też, czemu narysował pan na podłodze pentagram? Łatwo się niszczy, a sprzątania dużo. Zresztą, myśli pan, że bogowie będą przy panu schylać głowę, aby przyjrzeć się podłodze? – z coraz szerszym uśmiechem prawiła dziewczyna.
- Ale... – usilne starania, aby mieć swoją część kwestii w „dialogu”, spełzły na niczym. Widać zabrakło czasu antenowego na rozmowy – i musiał zadowolić się parzeniem herbaty na pośpiesznie stworzonym Bardzo Nieświętym Ogniu.
- Zresztą, nie wie pan, że dobrą herbatę parzy się dłużej?... – kontynuowała swój monolog Serika. W tym momencie jednak przegrała – bowiem Coraz Mniej Mroczny Kapłan zdołał jej przerwać.
Od dłuższego czasu zresztą Wolfgang umyślił sobie rozwiązać konflikt między „a ja mam rację!” i „ten grimuar jest trochę głupi, ale cóż począć...”. Bez szkody dla swego intelektu i świątobliwości Najwyższej Westalki układał przemowę, w której pogodziłby obie rację – jednocześnie oddając cześć bogini. I w tym momencie był gotowy.
- Mości Najwyższa Westalko, wiadomym jest powszechnie, że bóstwa gustują w ofiarach. A jedną z najpowszechniejszych ofiar jest całopalenie. Jednakże, skoro jedna z najświętszych kapłanek instruuje mnie, to muszę wziąć pod uwagę jej radę – i uznać, że Zawsze Zmienna Bogini zmieniła swoje obyczaje. Tako i proponuję jej, jako i pani jako virgo Vestalis Maxima, herbatę. A, preferuje pani herbatkę z Mrokiem czy bez Mroku? |
_________________
|
|
|
|
|
GoNik
歌姫 of the universe
Dołączyła: 04 Sie 2005 Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 25-11-2009, 15:55
|
|
|
... I wtedy, z wciąż otwartego portalu, płynnym, niemal wężowym ruchem, wychynęła istota otulona w Mrok.
Wolfgang zamarł w bezruchu, wpatrzony w zjawisko. Herbata z dzbanka dawno przelała się przez krawędź filiżanki i w tej chwili równym okręgiem rozpełzała się po stoliczku.
Oświetlone upiornym blaskiem pentagramu czarne włosy lśniły niczym perfekcyjnie szlifowany obsydian, delikatną mgiełką otulając twarz, w której błyszczały błękitne ogniki idealnie ukształtowanych oczu, a z karminowoczerwonych ust delikatnie wystawały dwa śnieżnobiałe kły. Blada skóra zjawiska jaśniała wewnętrznym blaskiem. Długi czarny płaszcz miękką falą opływał postać, nadając jej pojawieniu się grozy i patosu. Srebrne berło w jej dłoniach jaśniało niczym pochodnia, czerpiąc siłę z niewiadomego źródła. Niby anioł zemsty, istota zmrużyła oczy w gniewnym wyrazie i zwróciła w stronę kapłana.
- Witaj, o Wielka i Straszna Bogini, Którą Należy Wzywać Jedynie W Najbardziej Ekstremalnych Sytuacjach Bo Razi Piorunami! - Wolfgang rozpłaszczył się na podłodze.
Serika zakrztusiła się herbatką.
- Wha....?! - GoNik z wrażenia upuściła łyżeczkę i kompletnie nierozumiejącym wzrokiem wpatrywała się w nieszczęsnego kapłana dygoczącego na zimnej kamiennej posadzce - Ale osochozi? - łypnęła na radośnie wyszczerzoną WiPówkę - Przyszłam tylko łyżkę oddać, widzę - jakiś kolorowy portal w ciapki, za nim ty, to weszłam... A ten czego podłogę sukienką zamiata?
- Ryba?
- Seeeri...
- Ryba! Wzywał mroczne bóstwo z tej książki - tu puknęła palcem w okładkę "Jak przyzwać potężne bóstwo w weekend, czyli Tayemna Wyedza dla Każdego" - i jak zwykle wylosowało Herbaciarnię. Nudziłam się, więc pomyślałam, że towarzystwo miłego pana w powiewnych szatach może okazać się interesujące. I pamiętaj - jestem czysta i niewinna - zatrzepotała rzęsami z ogłupiającym uśmiechem.
Woland w międzyczasie z trudem, ale zdołał dojść do siebie na tyle, żeby jednak przyjąć nieco godniejszą jego stanowiska postawę i właśnie z otaczającego pentagram i stolik mroku sapiąc i postękując wyciągał ogromne kamienne siedzisko rzeźbione w nieokreślonego gatunku zębate maszkary. Dziewczyny spojrzały na niego podejrzliwie, kiedy wydało się, że za moment wypluje płuca i zejdzie na miejscu, ale nie dał się pokonać i paskudztwo stanęło dumnie tuż przy fotelu Seriki.
- O Wielka I Straszna Bogini, zechciej spocząć na tymże skromnym tronie.
- Nie, dziękuję, kocham moją kość ogonową puchatą miłością... - zdecydowanie NIE zachęcała jej perspektywa spędzenia nieokreślonej ilości czasu siedząc tyłkiem na zimnym kamieniu. - W ogóle, dlaczego sądzisz, że jestem Wielką I Straszną blablabla Boginią, a nie jest nią ta tutaj blond niewinność?
- Ależ! - Wolfgang aż się przytkał. Oho, znowu się zaczyna. Poddają mnie testom, najpierw piękna westalka, teraz sama bogini. - Czyż to nie oczywiste? Widzę, Pani, wielką moc, która w tobie płonie, nie dam się zwieść skromnym ubiorem i twoim tak pochlebiającym mi tonem głosu. Potrafię rozpoznać prawdziwe bóstwo!
- Seeeeri, a może on się jakichś oparów nawdychał?
- Ciiiichaj, siadaj i pij herbatkę, nie jest taka zła.
- Ale nie możemy tak biednego faceta w spódnicy wykorzystywać! Jeszcze nabierze fałszywych przekonań i będzie chciał nas, nie daj boże, wrobić w jakieś ratowanie świata czy coś - z rozpędu klapnęła na podstawiony przez Wolanda fotel. - Niech szlag trafi te ich marmurowe krzesła!
- Um, ja właśnie... Tak apropos ratowania świata...
- Czy ja ci wyglądam na małolata z włosami wkręconymi w wentylator i wielkim mieczem?! |
_________________
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 26-11-2009, 12:25
|
|
|
Z niedowierzaniem słuchał Wielkiej i Strasznej Bogini, która wyszła przez portal. Wyraźnie odżegnywała się ona od boskości – czym wprowadziła konsternację w czarodzieju. Zaczął już rozważać, czy przypadkiem nie ziściły się przewidywania twórców ksiąg z wyedzą tayemną (... a magus, któren wyedzę tajemną nader rozrzutnie stosować będzie, oszaleć musi...) albo czy opary herbatki z Mrokiem nie ma jakichś właściwości halucynogennych. Niemniej, diagnoza stanu psychicznego rozwiała jego wątpliwości – wedle magii jego stan psychiczny mieścił się w jego normie. Czyli nie był szczególnie dobry.
Spojrzał jeszcze raz na dwie kobiety i zdecydował się rozstrzygnąć problem poprzez delikatną inwiligację. Przymrużył oczy i kiedy obie kobiety wciąż pogrążone były w konwersacji, otworzył się na ich myśli...
RYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYBAAAAAAAAAAAAAA! – komunikat uderzył go z siłą młota, aż się zatoczył.
- I jeszcze się o kieckę potyka... – stwierdziła krytycznie Wielka Bogini, a jednocześnie czarodziej przechwycił od niej myśli w rodzaju „Ojaciealezimnodlaczegoniematuogrzewaniaatenjeszczewtakiziąbwspódnicylata...”
Woland podziękował opatrzności, że dane mu było małym kosztem uniknąć kierowania na siebie podejrzeń. Wykonał więc kilka ukłonów, a jednocześnie namyślił się. Ryba była czymś, czego się nie spodziewał. Niemniej, przez mgłę pamiętał wizytę na dziwnym świecie zwącym się Ziemią. Tam też dowiedzieć się miał, że ryba miała być symbolem Boga dla jakiegoś dziwnego ruchu religijnego. Co więcej, pamiętał też objawienia Wielkiej Bogini w innych częściach świata. A propos Bogini - pamiętał ją. Pamiętał jej twarz w blasku ogniska, choć widział ją tylko ra... Nie, dwa razy... Drugi raz dział się obecnie, kiedy znudzona GoNik siedziała na fotelu. Mag uśmiechnął się pod nosem - WIEDZIAŁ już, że ma przed sobą dawną Wielką Macierz, której kult wymieszać się musiał z dziwną sektą z Nazaretu...
Wciąż jednak pozostawała kwestia weryfikacji tej historii. Nauczony doświadczeniem, Woland wolał nie polegać na własnej pamięci. Była ona dobra - wręcz za dobra.
Stutysieczna jego cześć delikatnie wtargnęła do umysłu Seriki. Część ta została na zawsze utracona, a jej ostatnim komunikatem było „Co za chaos...! Labirynt istny!”. Przy następnej próbie czarodziej był bardziej ostrożny - wysłał osobowość z mentalną nicią i poleceniem, aby w razie czego wracała do klębka.
Jaźń ta szybko natrafiła na ośrodek, w którym znajdował się element rybi. Zanotowała anomalię - miast spodziewanego mrowia skojarzeń, umysł uparcie twierdził, że Ryba jest Rybą (nooo... w najgorszym przypadku Rybem) i basta. Dlatego właśnie zaczęła ona zmieniać nieco symbolikę umysłu Serikę – dodając delikatną konstrukcję mistyczno-religijną wokoło pojęcia rybiowatości. Jeżeli kobieta ta była Najwyższą Westalką, umysł powinien przjąć taką zamianę do wiadomości – a w przeciwnym wypadku zmiany powinny być dość łatwe do zauważenia... Choćby, przy następnym wyborze Jedynej Słusznej Odpowiedzi, podlotek mógł odkryć w sobie nieznane pokłady religijności oraz powołanie do podążania Jedyną Słuszną (Rybią) Drogą. Oczywiście, umysły miały swoje własne bariery ochronne. Informacja konfliktowa wnet zostałaby zapomniana, ale przez kilka sekund winno się zwizualizować zdziwienie. Po tym dokonaniu, wysłana część osobowości powróciła (po nitce do kłębka) i złączyła się z główną osobą Wolanda. A raczej wróciła jej część – trochę bowiem zamarudziło się nieco i odkryło, że kłębka już nie ma. Jest za to przemiły kotek, który najwyraźniej stracił zabawkę, więc chętnie pobawiłby się zagubioną osobowością.
W międzyczasie zaś „jedyny prawdziwy” Wolfgang rozpoczął swą „przemowę”:
O Bogini! Nie śmiałbym trudzić cię ratowaniem świata... - „... zwłaszcza, że nie chciałbym tym trudzić i siebie.”, chciał dodać, ale się powstrzymać – ... jednakże, liczę na godną Wielkiej i Strasznej Bogini Odpowiedź na ofiarę, jako zawsze czyniłeś. – powiedział, świadom istoty starej Wielkiej Bogini i tego, że działania takie były podstawą wszelkiej religijności. Wiedziała o tym dobrze boska biurokracja, która daaaaleeeeeko od Wolanda skrupulatnie księgowała wszelkie datki, jak również rozpatrywała ich legalność. Boskie łapówkarstwo ostatnimi czasy przecież strasznie się rozrosło... – Jeżeli jednak uznasz, że ofiary są zbyt skromne – jestem gotów ofiarować wszystko, czego tylko Wielka Macierz sobie zamarzy!
Tak skończył. Szczerze mówiąc, uznał już, że przerywanie kobietom nic nie da – chciał jednak zyskać na czasie. Mimo że imienia „Seriiiii...”nie przypominał sobie, wydawało mu się, że pewna młodziutka kobieta poświęcona Wielkiej Macierzy nie mogła mieć więcej niż kilkanaście lat. Magowi wydawało się zresztą, że jej imię zaczynało się na „Se...”. Oczywiście, takie wyjaśnienie tej sprawy było dość ryzykowne – wymieszanie się kultów musiałoby trochę trwać. Może więc Najwyższa Westalka miała być jej potomkinią? Wiedział, że nic nie wiedział – a czy jego desperackie przypuszczenia były trafne, mógł wnioskować dopiero za chwilę. A w razie czego mógł uciec się do rozwiązania kwestii boskiej metodami innymi – stwierdzić, że bardziej egzotyczne herbatki są robione w innym zakątku tej krainy. A wtedy problem z bóstwami najwyraźniej odpadał. |
_________________
|
|
|
|
|
Mai_chan
Spirit of joy
Dołączyła: 18 Maj 2004 Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć... Status: offline
Grupy: Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 26-11-2009, 14:37
|
|
|
Od czasów pamiętnego epizodu z zamianą mocy i okresowym wampiryzmem Maya Minamoto czuła się nieco niepewnie. Pomijając już tak oczywiste sprawy jak nagłe zamiłowanie do rzeczy niebieskich i mrocznych, które nie do końca jej przeszło... Znacznie poważniejsze problemy wywoływał Wieczny Ogień, który najwyraźniej zgłupiał. Maya sądziła, że to kwestia ponownego dostrojenia się do niej jako nosicielki. Zresztą, co by to nie było, było niezwykle wręcz frustrujące. Powodowało bóle głowy, niekontrolowane wybuchy mocy i niemożność przeprowadzenia pełnego zapięczetowania, do jakiego była przyzwyczajona. Oznaczało to też, że przynajmniej przez jakiś czas nie powinna pojawiać się w Cephiro, żeby nie stracić reputacji "normalnej dziewczyny z sąsiedztwa". Dla przeciętnego Cephiriańczyka byłaby w oczywisty sposób równie magiczna co różowy jednorożec. Wszystko to razem wzięte wprawiało Mayę w stan permanentnej frustracji i sprawiało, że jedynym marzeniem dziewczyny na chwilę obecną był święty spokój.
Oczywiście taka była oficjalna wersja.
Nieoficjalna brzmiała tak, że gdy Serika zniknęła w portalu do nieokreślonego Gdzieś, Maya nie zastanawiała się długo. Nieokreślone Gdzieś zawsze jest interesujące, a może mają też tam jakiś lek na jej nawracające bóle głowy. I może będzie można coś sfajczyć. Nie, spokojnie, nie myśleć o fajczeniu, przeklęty Ogień i psiakrew, znowu spaliłam serwetkę...
Portal, jak się okazało, prowadził do Mrocznego Zamczyska. Mroczne Zamczyska to fajna rzecz, ergo - jest dobrze. Przed portalem siedział jakiś dziwny facet w kiecce, wyglądający na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka na kapłana. Mrocznego zapewne. Też fajnie. A jeszcze obok siedziały Serika z Gonikiem dyskutujące o czymś, co z niewiadomych przyczyn związane było z rybą. Ryba? Czemu nie ryba, może być i ryba. Może można ją sfajczyćpsiakrewcholeraniemyślotym.
- Makrela - oznajmiła z całą stanowczością Maya i przypadkiem podpaliła najbliższą pochodnię. |
_________________ Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!
O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD
|
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 26-11-2009, 18:38
|
|
|
- Gdzie, u licha, podziewa się Serik, kiedy jest potrzebny?!
Te dramatyczne słowa wyrwały się z ust właścicielki Blue Haven, kiedy rozejrzała się po swym przybytku i nie odnotowała widoku żadnej żywej duszy, poza taplającą się w basenie maskotką. Miya odruchowo przeniosła z rzeczonego basenu strugę wody i chlusnęła nią na fajczącą się na stoliku serwetkę. Dooobra, jeszcze niedawno KTOŚ tu musiał być...
Spodziewała się, że po powrocie z małej (cóż... w zamierzeniu) eksploracji przypadkowych światów zastanie już przyjaciółkę rozgoszczoną, upojoną herbatą i rozgrzebującą zawartość Szafy. Niestety, wyglądało na to, że Serice albo coś nagle wypadło, albo jednak ta eksploracja potrwała za długo dla jej (anielskiej wszak) cierpliwości. A taki ładny pomysł podała: "A może poszukamy Achlamy?" - to brzmiało jak świetny sposób na nudę, zwłaszcza gdy się nie widziało swojego smoka już... długo.
Nawet krążenie po przypadkowych światach wydawałoby się Miyi monotonne, gdyby nie rozpierała jej taka radość z odzyskanej mocy. To było jak otwarcie klatki i wyfrunięcie z niej pod niebo! Cała przestrzeń dla niej - hop siup, wskoczyć w kolejny portal i jest się już...
Zaraz, zaraz - portal?!
Też coś! Wystarczy wyjść sobie na moment z domu i wiadomo, że w tym czasie coś się przyplącze!... Tylko że żaden gość nie składał w herbaciarni wizyty niezaproszony. A to z pewnością była pierwsza wizyta - Miya umiała rozpoznać nierozpoznawalny, obcy portal. O ile ktoś w ogóle z niego wyszedł... Albo otworzył tu przejście przypadkowo, albo szukając osoby, a nie miejsca. Myśl, Miyaku, myśl! Sprawdzać czy nie sprawdzać, co czeka po drugiej stronie?
To było pytanie czysto formalne. Oczywiście, że sprawdzać! Zanim jednak Miya rzuciła się głową w świeżutką przygodę, pogrzebała w Szafie i wytargała z niej swój magiczny miecz. Zawsze lepiej mieć pod ręką dodatkowe czerpadło z żywiołu wody, a że przy okazji może kogoś wystraszyć? A kto by się wystraszył miecza o rękojeści z delfinkiem?
- ...Makrela - usłyszała ostatnie słowo, jakie padło do tej pory w Mrocznym Zamczysku. Rozpoznała głos Maieczki. OK, czyli znalazła się wśród swoich.
- Łosoś! - zaprotestowała stanowczo, po czym rozejrzała się wkoło. Gdyby nie płonąca nieopodal pochodnia, wszędzie panowałby mrok nieprzebyty. Widoczności nie ułatwiały zasyfione okna - o ile w ogóle było tu co oglądać...
- Nieee, ja wiem, że słońce to wróg, ale co, jak ktoś się potknie? I roztrzaska sobie czółko? - Miya chlapnęła mieczem na najbliższy witraż i zaczęła przecierać go rąbkiem kiecki jakiegoś faceta, który właśnie zbliżył się z niepewną miną.
- Miyak, ale to nasz gospodarz... - dobiegł ją słabo i obłudnie protestujący głos Seriki.
- I mój wyznawca, że się tak pochwalę - dodała GoNik.
- Tak? To tym bardziej powinien tu posprzątać, o! |
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 27-11-2009, 02:03
|
|
|
Ooooooż... Tego nie było w planach!
Owszem, zamierzała pobawić się odrobinę kosztem Mrocznego, a przy okazji wypytać go o mnóstwo interesujących rzeczy, ale jako żywo nie było jej zamiarem zwalanie mu na głowę całej ferajny bywającej w Herbaciarni. Co innego jeden rządzący się jakby był u siebie Serik, co innego całe stadko dziewczyn (no dobrze, istot płci żeńskiej), które przewracają nieszczęśnikowi dom do góry nogami. Właściwie zrobiło jej się żal biedaka i już miała interweniować i wyganiać całe towarzystwo z powrotem do Blue Haven, gdy uświadomiła sobie, że przecież w sumie kolega Kapłan nie jest w cale taki biedny i zagubiony, na jakiego wygląda... Bo kto niby jej próbował w umyśle grzebać? No kto?
Po cichu podejrzewała, że musiał tego żałować, skoro dotarł wystarczająco daleko, że go wyczuła - ale z drugiej strony to naprawdę było podziwu godne osiągnięcie. Ciekawe, naprawdę ciekawe, co to za gość... Musiała przyznać, że była coraz bardziej zaintrygowana. A skoro coś ją zainteresowało, to zdecydowanie zamierzała te zainteresowania pogłębiać - nie ma mowy, żeby się stąd ruszyła, zanim nie dowie się, co jest grane! W tym celu należało zostać w Ponu... Straszliwym Zamczysku nieco dłużej. W tym celu wypadałoby mieć pretekst. W tym celu należałoby go wymyślić... Albo i nie, skoro Miyak był genialny i wymyślił go pierwszy!
- Właśnie, przydałoby się tu trochę ogarnąć - podchwyciła wątek od Miyi, która nieco zdegustowana rozglądała się po pomieszczeniu.
- To niech sprząta? - zasugerowała subtelnie GoNik, moszcząc się wygodniej na twardym tronie i opierając stopy o coś, co prawdopodobnie miało być ołtarzem.
- No nieee... Facet, pewnie kawaler, na pewno sobie nie poradzi! - zaprotestowała Miya, puszczając szatę gospodarza i rozglądając się za jakimś bardziej tradycyjnym narzędziem porządkogennym.
- To co, pomożemy?
- Pomożemy! Zamieciemy! Spaliii... - oczy Maieczki zabłysnęły maniackim blaskiem, ale szturchnięta w bok przez Serikę szybko się opanowała. - Przepraszam. Jakby co, to krzyczcie - mruknęła.
- Ależ drogie panie, to się przecież nie godzi, żeby moi drodzy goście... - Kapłan spróbował się wciąć, ale naprawdę nie było to specjalnie łatwe. Tym bardziej, że drodzy goście właśnie zaczęli grzebać pod ołtarzem i Miya z triumfalną miną wynurzyła się stamtąd z całkiem porządną szczotką.
- Ha! Przybyłam, poszukałam, zwyciężyłam! - ucieszyła się i ruszyła dzielnie w stronę najbliższego kąta, stawić czoła Ciemności.
Ciemność bynajmniej nie zamierzała poddać się bez walki. Najwyraźniej wygodnie jej było w kącie, bo kiedy dziewczyna zamierzyła się na nią szczotką, jęzory najgłębszej czerni owinęły się wokół kijka szarpnęły gwałtownie, wyrywając narzędzie z rąk Miyi.
- Ej, zostaw! - zaprotestowała, ale szczotka zniknęła bez śladu w czeluściach Mroku. - Zabrało mi szczotkę...- jęknęła.
- Jak nie kijem ją, to pałką - prychnęła Serika, zgarnęła zapaloną przez Mai pochodnię i ruszyła przyjaciółce na pomoc.
Tymczasem GoNik z niejaką fascynacją obserowała inny kąt - tam również panoszyła się Pradawna Ciemność, ale wydawała się nieco onieśmielona latającym w pobliżu fioletowym dorszem. Dorsz wyglądał zupełnie zwyczajnie, poza tym, że co jakiś czas iskrzył się, jakby posypany brokatem.
- Widziałyście mojego sparklającego ryba? - pochwaliła się koleżankom, które w tym czasie prowadziły zapasy z mackowatym mrocznym Czymś z kąta.
- O, paaaaali się... Ryb się paaaali... - zachwyciła się Maieczka, jednocześnie próbując zająć ogniem kolejny kąt. Póki co bezskutecznie.
- Ja się tak nie bawię, wy się świetnie bawicie, a my tu próbujemy dzielnie pracować! - oprotestowała w końcu sprawę Miya, gdy było już pewne, że szczotki nie odzyska, a ognia Ciemność boi się tylko odrobinę.
- Miyak, to może przestaniemy dzielnie pracować, a zaczniemy się bawić? - wyszczerzyła się Serika i po chwili poczerniała ceglana ściana pokryła się jaśniutką tapetą z motywem roślinnym.
- Oszukujesz...
- Nie oszukuję, też spróbuj!
Przez środek tapetki przeleciał wściekle kolorowy motylek, a mordkę Miyaka rozwietlił radosny uśmiech.
- Nie mam pojęcia, JAK to działa, ale JAZDAAAA!
- Nooooooo... - poparła ją Majeczka, której ożywiona iskierka goniła nieco spanikowanego dorsza.
To był zdecydowanie dziwmy wymiar. Dziwny, acz idealny na radosną imprezkę! A gospodarz, zamiast wyglądać na przerażonego i zdezorientowanego, coraz bardziej sprawiał wrażenie Osoby, kKtórej Właśnie o To Chodziło.
To również było fascynujące.
- Proszę pana... A tak właściwie - Serika jestem. A pan? ^^ |
_________________
|
|
|
|
|
Asthariel
Lis
Dołączył: 10 Kwi 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 27-11-2009, 18:58
|
|
|
Na posadzkę otoczoną Mrokiem nagle zwalił się z łoskotem młody mężczyzna o blond włosach, wypadłszy z nagle otwartego portalu. Wsparłszy się na poobijanych łokciach, ocenił swe położenie - a nie było ono dobre. Jego pryncypał, arcymag Aszaramagan nie zwykł łatwo tolerować porażek, a z pewnością było taką przypadkowe sprowadzenie do ich rezydencji Cerbera. Kiedy już powycierał plamy krwi z sufitu po nieszczęsnym piesku, został siłą wepchnięty w jakiś portal, "w nauczkę". Znając humor pracodawcy, ten wyrzucił go w jakieś wyjątkowo paskudne miejsce.
I takie było - ciemne... jednak nie - Mroczne pomieszczenie w którym się znalazł można by bez przesadyzmu nazwać Otchłanią Chaosu. Jakiś Mroczny Kapłan stał kilka metrów od niego z co najmniej zdziwioną miną, obserwując, jak kilka roześmianych kobiet zajmuje się systematycznym podpalaniem najbliższego otoczenia, intonując jakieś pradawne czary... Sirus wiedział, że te mają często dziwne nazwy, ale... Ryba?
Podniósł nieśmiało rękę.
-Przepraszam, czy ja jestem w Faerunie? |
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 27-11-2009, 19:26
|
|
|
Bytność Ryba w Straszliwym Zamczysku była dość krótka, lecz wiekopomna. W krótkim czasie, nim stał się Smażonym Rybem, zdołał wpłynąć na świadomość setek ludzi w stolicy, którzy niedawno położyli się spać. I w śnie przeżyli objawienie – w zamku miał być Ryb i ryby! Dla miasta, w którym zawitał głód, była to wiadomość iście rewolucyjna i rewolucji godna!
Zaraz też mieszkańcy skrzyknęli się i z prowizorycznym uzbrojeniem zebrali się, gotowi iść najpierw na ratusz, a później na zamek. Tuż przed nim doszło do pierwszego starcia Rybowej Rewolucji. Tłum starł się z siedmioma zaskoczonymi strażnikami miejskimi, którzy wnet stracili swe uzbrojenie wraz z życiami. Tłuszcza pędziła dalej – wygrywając kilka pomniejszych starć. Sytuacja stała się na tyle napięta, że tyran ewakuował się z miasta do swego zamku. Wtedy też nawoływania „Rybów i igrzysk!” roznosić się zaczęły po całym mieście...
***
Pojawienie się dodatkowych gości zabiło Bardzo Mrocznemu Kapłanowi niezłego ćwieka. Gdzieś na granicy swego umysłu zaczął przypuszczać, że nikt z Bandy nie jest bóstwem. Bo niby jak Wielka Bogini miałaby taką biegłość z mopem...? Znaczy, jej umiejętności były całkiem egzotyczne (mag jeszcze nigdy nie widział kogoś, kto tak sprawnie nokautowałby Mrok drewnianym kijem), ale nie mieściły się w pojęciu konwencjonalnej boskości. Niemniej, takie rozważania szybko wyleciały z Wolandowej głowy jako sprzeczne z jego poczuciem dumy – zidentyfikował kobietę jako Wielką Boginię, więc ona musiała być Wielką Boginią. I kropka. A przynajmniej dopóty nie będzie miał dostatecznie dużo powodów, aby zmieniał całą swoją pamięć i wymazać swą pomyłkę ze świadomości.
Wreszcie, pytanie podlotka wyrwało go z kontemplacji dziwności rzeczy.
- Imię me brzmi: Wolfgang. – zaznaczył przesadnie religijnym tonem, chwilę później dodając – Ale wołają mnie Wolandem... – zanim jednak skończył mówić, przypomniał sobie o konieczności obsługi ekip boskich.
Skoczył więc w stronę GoNika. Tam też zobaczył jedną z dwóch osób, których identyfikacja napotykała znaczne trudności – rudą dziewczynę. Prędko jednak zauważył, że ma ona dziwną moc, a – co więcej – zdaje się być zaprzeczeniem Wielkiej Bogini, przynajmniej w sferze wizualnej. Szybki rzut oka na dostojeństwo wręcz palące jej sylwetkę (iście ogniste dostojeństwo! - o czym mag się nieprzyjemnie przekonał, kiedy zaczęła płonąć mu szata) zapewnił i jej ascendencję do boskości. Widać religia była niejako dualistyczna i miała swoją „Dwójcę Świętą” i Wielką Boginię w Dwójcy Jedyną – Boginię Nocy (rezydującą na Księżycu) i Dnia (rezydującą na Słońcu). W sumie, pasowałoby do prymitywnych religii odwiedzanych przez niego światów.
Stanął więc pomiędzy Wielką Boginią Nocy i Wielką Boginią Dnia. Nieco to trwało, zważywszy, że potrzebował trochę czasu na ustawienie się w równej odległości od obu kobiet (a kobiety bynajmniej nie ułatwiały mu tego zadania, skacząć w Chwalebnej Misji Eksterminacji Ciemności).
- O Wielka Bogini w Świętej Dwójcy Jedyna! – zaczął, wchodząc znów w podniosły, sakralny ton – Chwała ci się należy wielka za wielkie dzieło! Przez wieki pamięć o tym będzie przechowana. Zamek ten w najgłębszych zakamarkach ludzkiej duszy się znajduje! - i zawsze był w ludzkim pojęciu siedzibą mroku, strachu siedliskiem. Teraz zaś ty, Wielka Bogini w Świętej Dwójcy Jedyna, swą mocą raczyłaś śmiertelników zbawić przed strachem!A za wszelkie uchybienia, jakich doświadczyłaś z mojej strony, obiecuję ci czynami odpłacić. – rzekł, wychodząc wreszcie z roli.
Miał nadzieję, że to rozwiąże sprawę. Jego interpretacja była bardzo wygodna – wszelkie dziwności wyniknąć mogły z niedopełnienia obowiązku wobec bóstwa i zapomnienia o jego drugiej połowie. Ba! - z pomyleniem kultu, bowiem (jakby na to nie patrzeć) Serika wyglądała raczej na kapłankę ognistej dziewczyny niż Wielkiej Bogini Nocy. Z kolei kobieta od łososi sprawiała wrażenie, jakby urwała się z uroczystości ku czci czarnowłosej bogini. Teraz zaś wszystko miało wrócić do normalności – obrażona Wielka Bogini miała zostać udobruchana i, co za tym, idzie – miała przerwać burzyć rzeczywistość dookoła Wolfganga. Tak więc – wszystko miało wrócić do normy...
… albo i nie - pytanie „Przepraszam, czy ja jestem w Faerunie?” skutecznie rozwiało wątpliwości Andellingena co do normalności sytuacji. Co więcej, odpowiedzieć nie mógł – ponieważ równałoby się to powstaniu z klęczek, czyli obrazie bóstwa. Cóż, jak nie chciał przyjść Mahomet do góry, to góra musiała przyjść do Mahometa – i mag kolejny raz skorzystał z magii, aby stworzyć w umyśle Asthariela projekcję swej osoby. Projekcja ta wnet stwierdziła: „Nie, nie jesteś w Faerunie.” – a właściwy mag wciąż tkwił nieruchomo. |
_________________
|
|
|
|
|
GoNik
歌姫 of the universe
Dołączyła: 04 Sie 2005 Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 27-11-2009, 21:03
|
|
|
Absolutnie niespeszona pojawieniem się nowego gościa, Serika tanecznym krokiem podsunęła się do biednego, zdezorientowanego chucherka i wręczyła mu miotłę.
- Zamiataj, słoneczko! - za miotłą pofrunął kolejny kolorowy motylek, rozsiewając za sobą sparkle. Zanim Asthariel się zorientował, machał dzielnie narzędziem tortur i całkiem nieźle mu szło wymiatanie kłębków z kąta.
Mroczny Kapłan tymczasem, zbadawszy mózgownicę przybysza, nielicho się zafrasował. Targały nim sprzeczne uczucia: przede wszystkim nie mógł dopuścić do sytuacji, kiedy DWIE boginie sznurują w tę i z powrotem jak poślednie sprzątaczki. Ale to już się działo, właśnie w tej chwili. Wieży z kolei naprawdę przydałoby się sprzątanie. Raczej. A na pewno jej nie zaszkodzi. Chyba... Poza tym cztery krzątające się kobiety (i jeden nieszczęsny wyrostek) wywoływały w nim dreszcze, budziły jakiś pierwotny, zwierzęcy lęk, który właśnie darł mu się wniebogłosy wewnątrz czaszki: "ołaskawyjezutylkonietrzepaniedywanów!" i próbował puknąć go przez łeb na otrzeźwienie oraz zmuszał dolne kończyny maga do mimowolnego przemieszczania jego ciała w kierunku zdobionych odrzwi.
Jakby tego było mało, jakaś część jego umysłu zaczynała czuć się wyjątkowo mokro, łuskowato i obśliźgle... Szprotka?
W efekcie mag stał na środku komnaty, a wyraz jego twarzy zmieniał się jak w kalejdoskopie, zupełnie niezależnie, a może nawet całkowicie przeciw jego woli.
- Woot! - Maya aktualnie z zawadiackim błyskiem w oku i wyjątkowo radosnym wyszczerzem próbowała podpalić wszystkie pochodnie na raz, a kiedy kolejne próby kończyły się niepowodzeniem - gestem gasiła wszystkie zapalone i zaczynała od nowa.
- Wiecie, myślę, że do tej fikuśnej tapety będą pasowały firaneczki w oknach - GoNik bezskutecznie starała się zdrapać z szyby warstwę brudu nieokreślonej grubości.
- Nie, słuchaj, póki Miyak nie chluśnie po nich mieczem, ja odmawiam współpracy. Jeszcze chwila, a kurz rozwinie własną, opartą na truchłach zaplątanych w pajęczyny owadów, cywilizację - skwitowała propozycję Seri, sceptycznie patrząc na zasuwające po framugach pająki. - Opiiisk! Jaki cudowny! - chwyciła w dłonie ogromnego, futrzastego i połyskującego zielono pajęczaka - Atititi! Powinnam zabrać go do domu?
- Wygląda... puchato. - Miya szerokimi machnięciami chlapała mieczem w okno wodą pod ciśnieniem, co wreszcie zdawało się działać i przez zapuszczone okna powoli wlewało się światło dzienne.
Szyby błyszczały jak nowe i momentalnie zawisły przy nich, uczepione fikuśnego karnisza, delikatne jak mgiełka, bieluśkie firaneczki z wzorkiem w niezapominajki, a na kwiatku usiadł motylek i sparklał dalej. |
_________________
|
|
|
|
|
DeadJoker
Soul Loser
Dołączyła: 02 Lut 2007 Skąd: Prosto od krowy! Status: offline
Grupy: AntyWiP Lisia Federacja Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 28-11-2009, 21:14
|
|
|
-Ryba... Ryb... Filet! I surówka z selera. I zasmażka!-rozległo się.-Ekhm. W imieniu Ojca Dyrektora nakazuję wam się poddać, słudzy ciemności!-chrześcijańska, konserwatywna, inkwizytorska dusza DeadJoker walczyła z pogańskim, demonicznym JA, które pragnęło RYBY. W panierce.
-A to co?-wyrwało się kilku osobom na widok niskiej i tłustej dziewczyny w wielkim kapeluszu ozdobionym wszystkim, co DeadJ. znalazła na świątecznej wyprzedaży.
-A więc nie znacie mego imienia?-zapytała dziewczyna retorycznie, ale okazało się, że zajęci sprzątaniem, pająkami, herbatą i mrokiem nie bardzo zwrócili uwagę na przybyszkę.-Hę? Ryba?-DJoker usiadła w kącie.
-Tu się robi tłoczno-stwierdził Mroczny Kapłan.
-Dobrze, może nie jestem tak hardkorowa jak wy, ale też mam prawo do filetu! I niech ktoś zdejmie z podłogi ten pentagram, bo napiszę do Strasburga, a oni zakażą umieszczania pentagramów w miejscach publicznych! |
_________________ Za czasów rycerstwa, smoków i komuny
Nim łamanie kołem całkiem wyszło z mody
Gdy inkwizytorzy nosili shotguny
Autor tego posta przeżywał przygody
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 29-11-2009, 23:45
|
|
|
Pomogła wstać dziewczynie w wielkim kapeluszu (prawie takim, jaki swego czasu podwędziła Jarlaxle'owi!) i z braku miotły wręczyła jej miotełkę do kurzu.
- Skoro już tu jesteś, to pomóż - uśmiechnęła się.
- Ale... - dziewczyna była nieco zdezorientowana, i nic dziwnego. Każdy by był, gdyby nagle pojawił się w jakimś zupełnie obcym miejscu (no chyba, że znała się z Wolandem już wcześniej, ale nie wyglądali, jakby mieli się sobie rzucić na szyję jako starzy znajomi).
- Nie marudź, na herbatkę trzeba zapracować! - orzekła stanowczo. - Skończcie, a ja przygotuję w międzyczasie coś dobrego.
Pozornie bardzo zaabsorbowana parzeniem herbatki i ściąganiem przez portal zapasu ciasteczek z Blue Haven sięgnęła mocą do dwójki przybyłych, sprawdzając, kto zacz. Wynik kompletnie nic nowego jej nie powiedział - żadnych niezwykłych, wielkich mocy, żadnych Przeznaczeń, znamion Mesjaszy, czegokolwiek, co zwracałoby uwagę... Po prostu dość zwyczajni, obdarzeni mocą śmiertelnicy - w tym towarzystwie dodatkowe osobowości i specjalne umiejętności spokojnie mieściły się w przedziale "przeciętność w porywach do średniej-wysokiej mocy". Coś się jednak mocno nie zgadzało. Jeden blondwłosy młodzieniec spadający im na głowę to mógł być przypadek. Ale druga osoba kilka chwil później na przypadek nie wyglądała z żadnej strony! Albo przeoczyła coś bardzo, bardzo ważnego, albo... Albo po prostu źle szukała?
Oczywiście, że źle szukała! Najciemniej jest pod latarnią, a najtrudniej szukać magicznych zaburzeń siedząc w samym ich źródle! To gorsze, niż oko cyklonu. Portal łączący wściekle magiczną kieszeń międzysfery, w której Miya urządziła sobie przytulne gniazdko z tym dziwnym wymiarem zakrzywiał czasoprzestrzeń, ewidentnie generując coś, co na prywatny użytek określała mianem Paskudnego Przeznaczenia. Nic specjalnie konkretnego, po prostu Coś musiało z tego wyniknąć i nawet nie było sensu z tym walczyć - jakiekolwiek próby oporu zwykle kończyły się tragicznymi "zbiegami okoliczności".
Nie ma co, nieźle można namieszać przy pomocy "Wyedzy Tayemnej w tydzień"! Ciekawe, czy Wolandowi w ogóle przyszło do głowy, że zrobił coś więcej, niż przyzwanie kilku szurniętych bóstewek?
I ciekawe, co jeszcze wylizie, bo miała dziwne przeczucie, że to wcale nie koniec zbiórki... Miała cichą nadzieję, że coś bardzo krwiożerczego, bezmózgiego i łatwego do wykopania w przestrzeń - Paskudne Przeznaczenie byłoby od razu z głowy. Niestety, doskonale zdawała sobie sprawę, że to nigdy nie jest takie proste.
Z Przeznaczeniem nie warto walczyć, ale można spróbować je kontrolować - ot, choćby nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów i odkładając broń... Znaczy, grzecznie poddając się biegowi wydarzeń i spokojnie obserwując, co się stanie dalej. Jednego była pewna - może być ciekawie.
- Podwieczorek gotowy! - ogłosiła, rozsiadając się na wygodnym, mięciutkim, skórzanym fotelu, który w którymś momencie (naprawdę trudno powiedzieć, kiedy) pojawił się na miejscu marmurowego tronu. - Siadajcie, pysiulki, chyba mamy parę rzeczy do omówienia.
GoNik zamordowała ją wzrokiem za zajęcie JEJ miejsca, ale najwyraźniej nie chciało jej się kłóócić, bo zadowoliła się drugim fotelem (większym i bardziej puchatym).
- Niewątpliwie - mruknął blond przystojniaczek z Faerunu. - Na przykład, jak mam stąd wrócić do domu?!
- A po co wracać, zostań z nami! - wykrzyknęła radośnie Maieczka, wciąż dumna ze skutecznego podpalenia wszystkich pochodni na raz.
- Ja w sumie mogę zostać - oznajmiła dziewczyna w kapeluszu, częstując się ciasteczkami. - Tak w ogóle to Hermia Rosa de Carrrow jestem i NADAL nie podoba mi się ten pentagram na podłodze!
- To zmaż? - uniosła brew GoNik.
- Nie! Zostawcie na razie! - zaprotestowała gwałtownie Serika. - Wydaje mi się, że jeszcze się może przydać... Swoją drogą, skoro przy prezentacjach jesteśmy, nazywam się Serika, to jest Miya, to GoNik, a to Maya - wyjaśniła tym, którzy jeszcze tego nie wiedzieli.
- Sirus Asthariel, miło mi - powiedział blondynek, chyba wciąż nieco onieśmielony sytuacją. - I tego... Zastanowię się.
- No, i tak trzymać! Drogi Wolandzie, dziękujemy za miłe przyjęcie. Byłybyśmy jednak wdzięczne za odrobinę więcej wyjaśnień. Co to za miejsce? Wymiar snów?
- Snów! To by wyjaśniało, dlaczego tak łatwo daje się kształtować! - Miya zmaterializowała kolejnego motylka, tym razem jednolicie błękitnego.
- Niezupełnie snów - wyjaśnił fachowym tonem Woland. - Ten wymiar to coś w rodzaju nieświadomości zbiorowej, miejsca, gdzie materializują się instynkty, archetypy, wzorce... Wszystko to, co kształtuje społeczeństwo. Nie czułem się na siłach, by manipulować tą przestrzenią, lecz z pomocą was - tu zabrzmiała w głosie nutka niepewności - o Wielkie - ufff? - rozpoczęło się dzieło przemiany, dzięki któremu ludzie będą żyć szczęśliwie i w pokoju!
- Znaczy, w tej chwili jakieś społeczeństwo odczuło nagłą miłość do błękitnych motylków? - upewniła się GoNik.
- W zasadzie można to w ten sposób przedstawić...
- To ja bardzo bym chciała wiedzieć, co się działo, kiedy rzucałyśmy się rybami!
- Ja chyba nie, dziękuję, postoję - mruknęła Serika. - Ale wracając do powodów naszego pobytu tutaj: czy mamy rozumieć, że próbuje pan uzyskać pewne korzyści z manipulowania umysłami ludzkimi?
- Ależ...
- Proszę nie być takim skromnym. WIEMY, że dysponuje pan niebagatelnymi umiejętnościami z zakresu psioniki - uśmiechnęła się nieco chytrze Serika.
- Nie zaprzeczam, uważam natomiast, że coś tak banalnego i nachalnego jak uzyskiwanie osobistych korzyści, co gorsza poprzez pozbawianie ludzi wolnej woli, jak zdaje się panienka próbuje zasugerować, jest absolutnie oburzające, niedopuszczalne i poza kręgiem moich zainteresowań! - Woland chyba naprawdę się oburzył, bo aż zapomniał o wymyślnej tytulaturze.
- Przepraszam, nie chciałam, ja tylko...
- Co innego subtelna zmiana mentalności, obudzenie szlachetności ukrytej w sercach ludzi, wszak siła ducha może zwalczyć najstraszliwsze demony!
- Oraz rozmaite inne paskudy - dodała Maieczka. - Brzmi faaaaajnieeeee...
- O ile przypadkiem nie przedobrzymy - zgodziła się GoNik.
- ...my? - zawiesiła się nieco Miya.
- No skoro już tu jesteśmy, to MY!
Ciekawe, od sprzątania do pociągania za sznurki w światach najwyraźniej nie prowadziła bardzo długa droga. Pomysł wydawał sie nawet dosyć kuszący, ale jak zwykle wolała nie pakować się w coś, na czym dość zdecydowanie się nie zna. Jeden nieprzemyślany ruch i kto wie, czy nie wybuchnie jakaś wojna czy coś... Jakoś nie podejrzewała, że kiedykolwiek zrozumie zasady działania ludzkich zbiorowości na tyle, żeby ogarnąć tę całą politykę. Wolała się nie pakować, ale...
Paskudne Przeznaczenie.
- Wchodzę - stwierdziła krótko. - Jakieś konkretne plany, Wolandzie?
- Ja mam konkretne plany! Miałyśmy iść poszukać Achlamy!
Sądząc po wzroku sporej części zebranych, komuś należało się trochę wyjaśnień.
- Smoka Miyi. Takiego miniaturowego, gdzieś nam wsiąkł.... Ale może zostawmy to na trochę później? Myślę, że kwestia kształtowania wymiaru ma w tej chwili priorytet. Wolandzie? |
_________________
|
|
|
|
|
DeadJoker
Soul Loser
Dołączyła: 02 Lut 2007 Skąd: Prosto od krowy! Status: offline
Grupy: AntyWiP Lisia Federacja Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 30-11-2009, 13:54
|
|
|
-Zbiorowa nieświadomość? Archetypy i instynkty? A Ryb jest archetypem, instynktem czy wzorcem?-zapytała spokojnie DJoker, kręcąc w dłoni miotełkę, jak słynna dziewczynka kręciła pora.-O, motylek-zauważyła, a następnie spróbowała schwycić biedne stworzenie, a gdy się to nie udało, podjęła próbę dosięgnięcia go miotełką. Patrząc na biegającą za motylkiem DeadJ., Serika jęknęła.
-No to mamy sajgon...Brakuje tu jeszcze amerykańskiej marynarki wojen...-tu GoNik i Miya profilaktycznie zamknęły jej usta.
-Nie igraj z zakrzywieniem czasoprzestrzeni, bo się okaże, że wykrakałaś w złą godzinę i jeszcze zwali się nam tu na głowę oddział Marines-syknęła GoNik. Było jednak za późno. Z pentagramu zaczęło się coś wyłaniać. Po chwili okazało się, że nie jest to marynarka wojenna. Osobnik miał bowiem długą, siwą brodę i czerwony kombinezon, odznaczał się też niezwykłą tuszą i wydawał z siebie jowialne "Hoł, Hoł, Hoł". Nie ulegało wątpliwości. Na środku pentagramu stał Święty Mikołaj. |
_________________ Za czasów rycerstwa, smoków i komuny
Nim łamanie kołem całkiem wyszło z mody
Gdy inkwizytorzy nosili shotguny
Autor tego posta przeżywał przygody
|
|
|
|
|
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 30-11-2009, 15:25
|
|
|
- Ekhem, przepraszam, ale czy to tutaj mieli się zebrać chętni do knucia?
Szkielet który nie wiadomo skąd pojawił się w sali, obadał wszystko wzrokiem. Towarzystwo było niewątpliwie interesujące. Jasnowłosy chłopak zamiatający niewidoczny kurz, poganiany przez dwoje dziewcząt, trzecia latała po całej sali za drugim już motylkiem (pierwszy zdechł ze zmęczenia) oraz stojący w kącie crossdre... kapłan w sukience trzymający się za głowę. Jako że nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi na jego zawołanie, Mr. Moreau rozsiadł się przy stole i nadal z zaciekawieniem przyglądał się reszcie obecnych. Zauważył osłupiałego grubasa stojącego na środku pentagramu, niezwłocznie udał się w jego kierunku.
- Dobrze trafiłem, prawda?
- Eee... - Mikołaj obrzucił go krytycznym spojrzeniem, tak samo jak resztę istot w pomieszczeniu - Ty niewątpliwie, ja muszę stąd spadać. Nie wiesz gdzie jest wyjście? |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|