Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Gekihen - Multiświat 2.0 |
Wersja do druku |
Momoko
wiosna jest miau
Dołączyła: 04 Sty 2007 Skąd: z Cudzysłowa Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja WIP
|
Wysłany: 23-11-2008, 11:36
|
|
|
No dobrze... Przeanalizujmy na spokojnie (nie na zimno! Jak jasny gwint nie na zimno!) sytuację.
W sumie, to nic specjalnego. Momoko zawsze przywiązywała większą uwagę do jasnej strony życia. Jakby się nad tym zastanowić osiągnęła swój cel - krzak został zgaszony. To nic, że przez zrzucenie na niego błękitnego wieloryba. To przecież zdarza się codziennie...
Dziewczyna objęła mocniej czubek iglicy, bo zaczynała się powoli zsuwać. No dobrze, na czym to stanęliśmy? A tak, na wielorybie.
Była nieomal pewna, że to, co stworzyła w swoich dłoniach na początku było strumieniem wody. Jednak po sekundzie spuchło, urosło i mówiąc krótko, zwielorybiało. Żeby było śmieszniej, jej twór nie pozostał bezczynny po roztrzaskaniu na drobne bogu ducha winnego krzaczka - po chwili zaczął prychać i brykać, jak wypuszczony na łąkę źrebak. Chociaż źrebaki zwykle nie rozsiewają śnieżek na prawo i lewo.
Ale nie należało się załamywać z powodu takich trywialnych powodów. Wielorybek kurczył się z każdą śnieżką, co dawało nadzieję, że w niedalekiej przyszłości stanie się uroczą, nieruchliwą kałużą.
Prawdę powiedziawszy, bardziej niż niedoszłym ssakiem wodnym, Momoko przejmowała się ogromnym soplem, który momentalnie wyrósł jej pod nogami i wzniósł ją na wysokość dwudziestu metrów. W normalnych warunkach nie stanowiłoby to problemu, ale teraz, gdy magia wydawała się być znacznie niebezpieczniejsza niż zwykle, dziewczyna zaczynała dopuszczać do siebie myśl, że sytuacja zaczyna być trochę...
No, ale przynajmniej mogła popodziwiać widoki. Rzut beretem na prawo paliło się ognisko, a w pewnym oddaleniu wirowało rozkosznie nieruchome tornado.
Ktoś w końcu ją znajdzie, prawda? A jak nie, to przecież lód topnieje i w ogóle. Sytuacja nie była taka znów beznadziejna.
Chyba, że lodowa iglica pęknie.
Trach. |
_________________ Pray tomorrow takes me higher higher high
Pressure on people
People on streets
|
|
|
|
|
radgers
Merill J. Fernando
Dołączył: 08 Sie 2007 Skąd: Leszno/Sfery Status: offline
|
Wysłany: 23-11-2008, 16:35
|
|
|
Jakiś taki nudny ten sen w ogóle nic się w nim nie dzieje, pomyślał Radgers przebiegający właśnie truchcikiem dziesiąty kilometr w głąb lądu i drapiący się w głowę. No i kolejny przypał: portale psioniczne tez nie działają, niech to gęś kopnie, dziwna sprawa. No ale trzeba przyznać trochę to wszystko realistyczne, w końcu trochę się zmęczył. Nagle jego wzrok wychwycił smugę dymu niedaleko.
- Aha, oznaki ludzkiej działalności! - krzyknął triumfalnie i począł truchtać w tym kierunku.
- No w końcu to zauważyłeś, dziamdziaku - powiedział jakiś głos gdzieś we wnętrzu jego głowy. Głos należący do... kobiety czy mężczyzny? Radgers nie miał czasu się nad tym zastanowić, gdyż nagle jego ciało zaczęło emanować dziwnym blaskiem a głowę przeszyła fala bólu. Blask tętnił coraz mocniej z każdą chwilą, tak jak i ból głowy wzrastał. - Pozwól, że teraz ja przejmę dowodzenie, dobra?
- Eee, kimkolwiek jesteś wybacz ale... to chyba nie twoja głowa - wymamrotał z wysiłkiem były psion. Na szczęście wszystko zaczęło mijać po chwili. Radgers usłyszał tylko ciche echo głosu w głowie. Ten był jednak trochę inny. Taki jakby, poważniejszy. I w tym przypadku trudno było rozstrzygnąć czy to dziewczyna czy facet.
- Uff, dobrze że się udało, jeszcze i my byśmy się facetami stały. Ble!
A co to było? pomyślał gdy wszystko ustało. Cóż, nie warto się zastanawiać i tak pewnie niedługo się obudzę. Chociaż trzeba przyznać kurczę realistyczny ten sen. Taki jak ten z Nheo'Zdradem. Mam nadzieję, że ten będzie krótszy.
Po chwili Radgers znowu truchtał w stronę dymu jednak jego wzrok znowu coś przyciągnęło. Małe wzniesienie opadające stromizną parę metrów w dół. Ha! Z pewnością będę mógł się wzbić z niego w powietrze, w końcu to przecież mój sen! W ten sposób szybciej dotrę do tego miejsca. Radgers wziął mały rozbieg i głęboko odetchnął. To nie ma prawa się nie udać! Skup się, i oczyść myśli. Wybił się z całych sił z okrzykem. - NADLATUJ... AAAA!
SRUU!
Ała... znowu, pomyślał wstając i masując się bo obolałym tyłku. No ja nie mogę, nawet z lotu nici... Cóż, poćwiczmy kondycję w takim razie! I znowu... Radgers niczym Rocky zaczął zbliżać się w zastraszającym tempie do źródła dymu. Jego uwagi nie zmącił nawet niezwykły widok wielkiej lodowej iglicy na drodze. W końcu to sen. Jednak w momencie gdy przebiegał obok tejże, usłyszał donośne chrupnięcie, jakby lód pękł. Radgers zatrzymał się, popatrzył w góre i po chwili...
AAAA! SRUU!
I znowu... jednak tym razem to nie on spadł jednak coś spadło na niego. Tym czymś była Momoko. Psion szybko poderwał się i pomógł jej wstać po czym wypalił z szybkością CKMa.
- Babcia Momoko! Witam cię w mym skromnym śnie! - rzekł ściskając ją - wybacz że to akurat na mnie musiałaś spaść, wiem, że taka skóra i kości jak ja nie jest dobrym amortyzatorem, ale... eee, a tak w ogóle... co ty tu robisz? - ostatnie słowa wypowiedział już wolniej. Chociaż to tylko wytwór mej podświadomości ale nie zawadzi pogadać, co nie? |
_________________ Duk said (czy coś takiego) - spróbuj i Ty xD |
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 23-11-2008, 22:40
|
|
|
Człap. Człap, człap, człap, człap - człapało niemrawo niebieskie widziadło, a w butach chlupała mu woda. Lubiło spacerować, owszem, ale zimno, głód oraz brak herbaty i mpczwórka, który mógłby zapewnić porządny rytm, czyniły ten spacer średnio znośnym. W dodatku co chwilę wyrastały z ziemi kępki traw, o które łatwo się było potknąć, jeśli się nie patrzyło pod nogi. Nie mówiąc już o tym, że używając portalu dotarłoby się do celu znaaacznie szybciej...
Rzucająca się we wszystkie zmysły forma życia przemieszczała się w tę samą stronę, co Miya, więc istniała szansa, że ich drogi w końcu się przetną. Z pewnością spotkanie nastąpiłoby już dawno, gdyby kronikarka skręciła w prawo - niestety jezioro jakoś niepostrzeżenie przeszło w rzeczkę, a mostu nigdzie ani widu. Szła więc sobie Miya wzdłuż tej rzeczki, w kierunku majaczącego w oddali lasu, z nadzieją, że wreszcie spotka jakąś przyjazną duszę.
Tak z godzinkę może człapała...? Brak poczucia czasu bywa uciążliwy.
Uff, wreszcie przyszła pora na zwrot akcji. Mostek był spróchniały i brakowało w nim co trzeciej deski, ale jakoś dawało się przejść... Cóż, w trakcie przechodzenia zaczęło brakować jeszcze paru desek, toteż Miya stanęła po drugiej stronie rzeki jeszcze bardziej mokra niż przedtem, ale co tam! Gdzieś niedaleko było życie! Precz z samotnością!
I oto stanęły naprzeciwko siebie, tuż pod lasem, a właściwie to pod taaaką wysoooką siatką, za którą ów las się zaczynał...
- Cześć, Miyaku.
- Cześć, GoNiku.
...po czym minęły się i ruszyły dalej.
Na szczęście już po paru sekundach coś je tknęło i okręciły się na pięcie, z wyrazem żywiołowej radości na buźkach.
- Miiiyak!
- GoooNiś!
- Ty też szłaś za tym dymkiem? Tam był dymek, o tam, za tamtymi drzewkami, tylko teraz zasłaniają.
- Nie, ja szłam za aurą, tak mnie zaaferowała, że nawet się nie rozglądałam za bardzo... O właśnie! Nie widziałaś w pobliżu kogoś z taką śmieszną aurą, jak...
- Nie, no tylko ciebie widziałam. Skąd mam wiedzieć, toż ja aur nie wyczuwam! - prychnęła GoNik, ale umilkła, widząc, że kronikarka wpatruje się w nią zdziwionym wzrokiem.
- Co?
- Ty słuchaj, to twoja była! - Miya parsknęła śmiechem - Nie wiedziałam, że demono-wampiry taką mają!
- A jaką mają? - GoNik nieufnie odwzajemniła spojrzenie - Znaczy, jaką ja mam?
- Powiedziałabym, że jak u Człowieka z Potencjałem, jaki by nie był, ale jednak człowieka. Ale może się nie znam, wiesz, dopiero odkryłam, że mam taki ten... Nyo. Radar. Albo coś.
- Jak to człowieka? Różki mam. Ogonek mam. No to o co chodzi?
- Oj, ja już sama nie wiem - machnęła ręką Miya - Może na razie poszukamy tego twojego dymku, a potem wrócimy do dyskusji?
- Racja, z pustym żołądkiem nienajlepiej się dyskutuje na tematy egzystencjalne. A nuż tam się coś piecze...
- Mniam!
- Mniam mniam.
Obie okręciły się jeszcze raz i omal nie zaryły twarzami w siatkę. Jak już wspomniano, była wysoka, a do tego mocna, kolczasta i z tabliczką na samej górze. Dziewczyny odeszły kilka kroków dalej, żeby ją sprawdzić, ale literki były małe i zamazane, z wyjątkiem DUŻEGO napisu u dołu:
NIE DEPTAĆ TRAWNIKÓW.
GoNik spojrzała na Miyę. Miya spojrzała na GoNik.
- To co, ciachasz tym mieczem czy przełazimy?... |
|
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 23-11-2008, 23:28
|
|
|
Cytat: | - Dzień dobry państwu, co my tu mamy? Niewątpliwe zażywanie środków odurzających - tu znaczące spojrzenie na gnoma, - zakłócanie spokoju, palenie ogniska, a przede wszystkim - kłusownictwo na terenie Parku Narodowego! Dokumenty proszę! |
Chwile później z zarośli wyłoniła się jeszcze jedna postać... A raczej dwie postacie. Wysoki mężczyzna ciągnął bowiem za ucho z grubsza humanoidalną istotę porośniętą paprotkami i trawą. Po bliższym przyjrzeniu holowane tym sposobem indywiduum okazało się nikim innym, jak pierwszym sekretarzem AntyWiPu, Zegarmistrzem we własnej osobie pokrytym improwizowanym maskowaniem do działań wojennych w lesie.
- Mam tu jeszcze jednego kłusownika Zenek - na wstępie rzucił leśnik. - Najpierw wyskoczył na mnie z nożem, a potem próbował straszyć jakimś antycznym karabinem! Zebyś widział, jak on trzymał broń! Całe szczęście przytrzasną sobie palec zamkiem, jak próbował do mnie strzelić, bo inaczej pewne by mu rękę urwało...
- Zginiesz za te szyderstwa - wymruczał Zeg, ale bez przekonania. Minę miał kwaśną, a w oczach zbierały mu się łzy... |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 24-11-2008, 23:57
|
|
|
- ... Przepraszam, panie szanowny! Myślałem, że strzelam do niedźwiedzia!
- Czy ja wyglądam na niedźwiedzia?
Myśliwy - w sumie raczej kłusownik, sądząc po waciaku, wyleniałej czapce uszatce i zapitej mordzie - dostrzegalnie ugryzł się w język, przestępując z nogi na nogę. W zasadzie uważał, że rycerz wyglądał. Był wielki, czarny, kosmaty, miał łapy jak kłody i postękiwał, gdy przedzierał się przez zarośla. Swoją pomyłkę łowca dostrzegł dopiero w momencie, gdy pocisk z hukiem rykoszetował od pancerza i poleciał w krzaki.
- Nieważne. Byłbym wdzięczny, gdybyście pomogli mi dotrzeć do jakiegoś osiedla ludzkiego. Chyba się zgubiłem.
- Yyy... Dobrze panie kochany! Chodźmy do wioski, poprowadzę zaraz. Napijemy się piwka przy sklepiku, pan Zdziś już pewnie otworzył, a potem wezwiemy policjantów. Tylko miałbym prośbę, żeby nie...
- Nie oskarżę was o próbę zabójstwa, możecie być spokojni.
Kłusownik wybałuszył oczy i otworzył usta, bynajmniej nie uspokojony, nic jednak nie powiedział. Po chwili odwrócił się i ruszył leśną drogą, machając ręką by iść za nim.
Ysengrinn był mocno zirytowany, nawet nie dlatego, że omal nie dostał pociskiem na grubą zwierzynę. W ogóle nie wyczuł aury tego łachmyty, nawet gdy prawie na niego nie wpadł. Nie czuł też energii życiowej okolicznych ptaków i małych zwierząt i choć początkowo to zbagatelizował, to teraz zaczynał się niepokoić. Zanik Zmysłu praktycznie się członkom zakonu nie zdarzał, choć podobno przytrafiał się członkiniom, w określone dni miesiąca (co wcale nie było uspokajającą wiedzą). Oczywiście nietrudno było spostrzeć związek jego zaniku z tą... Eksplozją mocy? Wywróceniem świata na nice? W zasadzie nie wiedział nawet co to było, ale prawdopodobnie miało przerażające skutki.
Niepokoiły go też dziwne pręgi, ciągnące się od policzka do prawej ręki, które pojawiły się po wypadku. Wolał się nie zastanawiać, co to za cholera i kiedy wpadnie przez nią w tarapaty.
Po jakiejś godzinie zrobiło się jaśniej i dotarli na skraj lasu, gdzie ciągnęła się druciana siatka. Rycerz spojrzał wymownie na kłusownika, który skurczył się w sobie.
- Jeszcze kawałek! Niecałe ćwierć wiorsty stąd jest dziura!
- Prowadźcie...
Nie przeszli nawet dwustu metrów, gdy natknęli się na dwie niewysokie niewiasty, z których jedna, w czarnym płaszczu, cięła mieczem siatkę z zapałem godnym lepszej sprawy, a druga, w kolorze błękitnobłotnistym stała obok i wyglądała smętnie. Obie zresztą wyglądały znajomo.
- ... Co ty tu robisz?!
- Też się cieszę, że nic wam nie jest.
- To znaczy... Ciebie też tu ściągnęło?
- Jak widać. Pomóc wam?
W zasadzie było to pytanie retoryczne, gdyż już dobył miecza miecza i właśnie robił zamach. Ostrze przecięło zmaltretowaną siatkę na całej wysokości, po czym rycerz odciągnął ją na bok i dwornym gestem zaprosił dziewczyny do środka.
- Dziękujemy!
- Prych, pozer... |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 25-11-2008, 01:08
|
|
|
- O rany, ale się porobiło... - westchnęła Maya.
- "O rany, ale się porobiło"... - pomyślała synchronicznie Serika. - "Po pierwsze: rzeczywistość do Seriki, rzeczywistość do Seriki! Powinnaś koleżanko dostać w nos za pochopne wnioski, bo niby dlaczego miałaby to być TWOJA moc, co? Może jeszcze liczysz na to, że tak łatwo ją odzyskasz? Po drugie: czyja by nie była, ten wieloryb kawałek dalej niewątpliwie wygląda malowniczo. Po trzecie: niech ktoś coś powie do licha tym miłym panom. A po czwarte: poring!!! Gripex dla poringa, bo jak jeszcze raz kichnie...!"
Kwestia czwarta stanowiła prawdopodobnie w danym momencie najbardziej istotny problem tego świata, gdzieś na równi z genezą rzeczonego wieloryba, ale jak to często bywa, umysł ma zwyczaj kompletnego olewania rzeczy istotnych i skupiania sie na najmniej kluczowych drobiazgach. Nic więc dziwnego, że uwagę dziewczyny chwilowo przykuli panowie w zieleni, domagający się uwagi głośno i stanowczo. Ktoś musiał coś zrobić i jak zwykle miała wrażenie, że jedyną skuteczną metodą typowania ochotników jest wypchnięcie kogoś przed szereg. Przy czym skuteczność wzrasta o jakieś dwa rzędy wielkości, jeśli wypycha się przed szereg samego siebie.
No co, lajf ys brutal, ful of zasadzkach i kopas w dupas regularnie. Samtajms zawsze jakoś wydawało jej się mocnym niedopowiedzeniem.
- Um... my bardzo przepraszamy... nie wiedzieliśmy... rozbił się nam samolot i udało nam się awaryjnie wylądować na tym pustkowiu, wszystkie zapasy nam szlag trafił, a w okolicy ani żywej duszy... - pisnęła Serika głosem przerażonej małej dziewczynki. Nawet łezki w oczach (wprawdzie w formie nieco szczątkowej) udało jej się na poczekaniu wygenerować.
W sumie mało prawdopodobne, żeby się nabrali, ale tekst "przepraszamy na chwilę, musimy tylko uratować świat i zaraz wracamy" brzmiał jakoś mało przekonująco.
- Ojej... - zawahał się przez chwilę ten, na którego wołali Zenek. - Jaki samolot?!
Ufff... Przynajmniej przez chwilę potraktowali ją serio, a to był dokładnie ten efekt, o który jej chodziło.
- O tam leży! - pokazała palcem w kierunku trzepoczącego się wciąż wieloryba.
Czasem lepiej jest nie zauważać pewnych rzeczy. Leśnicy podświadomie zdawali sobie z tego sprawę i cały ich zdrowy rozsądek natychmiast stanął do desperackiej walki z obrazem, który właśnie walnął ich między oczy prawym sierpowym. Dotychczas udawało im się całkowicie ignorować obecność niecodziennego zjawiska, ale teraz wszystkie systemy ostrzegawcze ogłosiły stan najwyższego zagrożenia: KTOŚ również widział to COŚ.
- Bardzo... duży samolot - wydusił ten wysoki i łysy.
- I bardzo... niebieski?
- A tam jakieś łobuzy fajerwerki puszczały! W samym środku Parku Narodowego! - zdrowy rozsądek Wyższego wykonał ostatnią próbę utrzymania sie na powierzchni rzeczywiśtości. Mission: FAILED.
- I... Taki trochę... upasiony ten... samolot? - zaryzykował facet, który puścił wreszcie kołnierz nieszczęsnego Zegarmistrza, a teraz próbował zebrać szczękę z radośnie zielonej trawki.
- Tak! I tam zostali nasi towarzysze, którym koniecznie musimy pomóc! Bo... Bo...
- Bo samolot na pewno zaraz wybuchnie! - włączył się wreszcie Gnom.
- I trzeba będzie go ugasić, bo zniszczy dużo, dużo starych drzew! - poparła go DeadJoker.
- Właśnie! A poza tym przecież nie możemy zostawić ludzi w niebezpieczeństwie! - oprzytomniała Maya. Jak gramy, to gramy na całego!
Uczepieni zbawczej, cudownie rozsądnej myśli o samolocie, leśnicy nawet nie próbowali za bardzo protestować. Oczywiście ich Misją było kontrolowanie porządku w przybytku zieleni, ale przecież równie dobrze mogą to robić zdążając na ratunek, prawda? I myśląc o ratowaniu ofiar wypadku, a nie przerośniętych wodnych ssakach! Cała naprędce zebrana brygada ratunkowa wyruszyła więc w kierunku walenia. Tylko jeden ze strażników ponownie sięgnął po krótkofalówkę, jednak chwilę później coś dużego i potwornie ciężkiego wytrąciło mu ją z ręki i bardzo nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności nieco odkształciło.
- Ojej, pan wybaczy... To niechcący... Wypadł mi z kieszeni - uśmiechnął się przepraszająco spomiędzy brody i wąsów Hoshi, schylając się po pokaźnych rozmiarów klucz francuski.
- Wypadł i przeleciał trzy metry, po czym zupełnie przypadkiem trafił? - szepnął parę minut później Gnom, ale dalsze szczegóły rozmowy zostawmy może panom.
Tymczasem Serika, korzystając z zamieszania, odbiła nieco w bok i co sił w nogach pognała w kierunku, z którego puszczano wcześniej race. W sumie jej ludzkie ciało spisywało się nad podziw dobrze, chyba nawet lepiej, niż przed tym nieszczęsnym wypadkiem - nie miała jednak czasu, aby nadd tym teraz dywagować. Nie ulegało żadnym wątpliwościom, że Punyan (no jak ona go dorwie...) znał się na mocy Chaosu jak mało kto i jeśli uznał, że jakąś moc należy wchłonąć, a w dodatku wzywał ją na pomoc, mogło być albo bardzo źle, albo bardzo interesująco, albo - co najbardziej prawdopodobne - jedno i drugie.
I było.
Ciekawe, czy przewidział, że ona swoją obecną mocą to sobie może...
No dobra, jakaś nieznajoma dziewczyna z poringiem na głowie. I wściekłe odkształcenia rzeczywistości, które czuła nawet jako istota całkowicie chyba ludzka. Fajnie jest...
- Co tu się do licha ciężkiego dzieje?! I lepiej mi odpowiedz, ty wątpliwie różowy plemniku, bo... - to był dokładnie ten moment, w którym puściły jej nerwy.
Pył wokół dziewczyny zaczął wirować tak jakby szybciej. Czas wrócił na chwilę do normy?
- Powtórz, bo trochę za szybko było. I weź jej coś powiedz...
- Niby co?!
- Na przykłąd jak się panuje nad mocą, która nie pasuje. Myślisz, że niby ja mam takie rzeczy wiedzieć?
- A ja...?
Spokojnie, nie tędy droga... ta panienka naprawdę ewidentnie nie miała pojęcia, jak sobie ze sobą poradzić, a bardzo się starała. Serika nie musiała pytać, aby wiedzieć, że ZA bardzo - to tak, jakby próbować kontrolować oddech i jednocześnie swobodnie oddychać. Albo może - próbować zmusić serce, aby biło równo i spokojnie, podczas gdy ma się świadomość, że zależą od tego losy Świata.
Po prostu nie idzie. Nie ma bata.
- Dobra, koleżanko. Po pierwsze - nie myśl o tym. Po prostu o tym nie myśl...
- O właśnie! Pomyśl o czymś miłym i prostym... Na przykład o mechanice kwantowej - podsunął życzliwie poring.
- Po drugie - weź tę miotłę, najpotężniejszy artefakt ładu, jaki kiedykolwiek został stworzony, z pewnością poradzi sobie z tą nieco rozbrykaną mocą. O właśnie.... A ja Ci zaraz wytłumaczę, co robić, jakby jej zabrakło.
- Co ty knujesz, przecież wiesz sama, że to pic na wodę...? - mruknął cicho poring, gdy odciągnęła go na parę metrów dalej.
- Miotła radzi sobie z gwałtownymi wahaniami mocy. Przynajmniej Z REGUŁY sobie radzi - zamordowała poringa wzrokiem. - Zdecydowanie jej się przyda!
- Ale... Samej mocy przecież nie przyblokuje!
Serika uśmiechnęła się chytrze.
- A o efekcie placebo słyszałeś?
Chwilę później:
- No dobrze, a teraz rozpoczniemy prawie zupełnie ci w tej chwili niepotrzebne, profilaktyczne szkolenie, jak sobie radzić z mocą! |
_________________
|
|
|
|
|
Mara
High
Dołączyła: 05 Maj 2007 Skąd: spod łóżka Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja
|
Wysłany: 25-11-2008, 17:41
|
|
|
Zachowanie krasnoluda było z lekka irytujące. Mara spociła się jeszcze bardziej powstrzymując złość, która jakoś tak zaczęła się potęgować. Magia szukała ujścia i je sobie znalazła toteż Poring gdy usiadł dziewczynie na głowie, poczuł dość nieprzyjemne wibracje.
Udało się jednak uspokoić. Była to dość skomplikowana operacja ale chaos z chaosem w opozycji mogły wprowadzić chaos magiczny ale marową głowę zaskakująco dobrze uporządkowały. Wewnętrzny spokój, równowaga i po raz pierwszy od pojawienia się odczuwana senność.
A może by tak pójść w ślady męża i...?
Gdy pojawiła się Serika, dziewczyna była w wyjątkowo błogim nastroju jak na osobę którą wypełniała obca, chaotyczna, niszczycielska i ogólnie groźna moc. Gdy jednak usłyszała krzyk omal nie wzdrygnęła się, jej ciało przeszył dreszcz a magia zaczęła groźnie wirować. Gdyby miała głos zrobiłaby bardzo złe "buuu".
- Dobra, koleżanko. Po pierwsze - nie myśl o tym. Po prostu o tym nie myśl...
- O właśnie! Pomyśl o czymś miłym i prostym... Na przykład o mechanice kwantowej - podsunął życzliwie poring.
- Po drugie - weź tę miotłę, najpotężniejszy artefakt ładu, jaki kiedykolwiek został stworzony, z pewnością poradzi sobie z tą nieco rozbrykaną mocą. O właśnie.... A ja Ci zaraz wytłumaczę, co robić, jakby jej zabrakło.
- I to mi... - Otworzyła oczy i wzięła miotłę, nie dokończyła jednak zdania gdyż Serika poszła gdzieś. Zapewne coś omówić na temat samej Mary, uprzedzić o nadchodzącej zagładzie... Miotła okazała się nader przydatna. Magia się nieco ustabilizowała, teraz ułożyła się równą otoczką wokół samej postaci. Ona sama zaś wpadła na genialny pomysł. Mianowicie w przypadku przerostu magicznego może wytworzyć jakieś nowe światy co będzie dla niego ujściem i pozwoli na magazynowanie energii w powiedzmy, bezpiecznych miejscach. Zadowolona z podjętej decyzji poczęła intensywnie myśleć o oddychaniu(to jest ta rzecz o której trudno przestać myśleć) i podjęła próbę wstania.
Ta skończyła się niestety niepowodzeniem gdyż dwójka dyskutujących już zdążyła powrócić. Mara usadziła dopiero co uniesione kilka centymetrów ponad ziemię dolne plecy i spojrzała na rozmówczynie nadal skupiając się na oddychaniu.
- No dobrze, a teraz rozpoczniemy prawie zupełnie ci w tej chwili niepotrzebne, profilaktyczne szkolenie, jak sobie radzić z mocą! - Głos Seriki był bardzo optymistyczny. Seriki... Hm... Znała jej imię?
- Nie łatwiej byłoby mi dać w łeb, magicznie uśpić, zamrozić...?
Wdech, wydech, wdech, wydech... Byle o niczym nie zapomnieć. Głowa ciągle bolała, Mara ciągle nie chciała się zmęczyć, za to miejsce gdzie plecy kończą swą chwalebną nazwę zaczęło boleć nader szybko. |
_________________ "Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
|
|
|
|
|
Momoko
wiosna jest miau
Dołączyła: 04 Sty 2007 Skąd: z Cudzysłowa Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja WIP
|
Wysłany: 25-11-2008, 18:55
|
|
|
Momoko, choć z natury raczej spontaniczna, w niektórych sytuacjach postępowała według zakorzenionych głęboko w świadomości schematów.
Przykładowo, jeżeli zleciało się komuś na głowę z dwudziestometrowego sopla, należało dygnąć, skłonić się i jak najuprzejmiej przeprosić.
Jednakże, ta procedura zostaje natychmiast anulowana, jeżeli osoba, która miała nieszczęście znaleźć się pod nią, pomoże jej wstać i ją po przyjacielsku przytuli. Instrukcja w przypadku uścisków była stosunkowo prosta - należało zachować się z empatią, oddać przytulaka i skoncentrować się na wypadek, gdyby jakiś zagubiony nóż zabłądził w okolice jej żeber.
Istnieją ponadto instrukcje nadrzędne, czyli schematy nie do złamania.
- Babcia Momoko! Witam cię w mym skromnym śnie!
Twarz dziewczyny rozjaśniła się w ciepłym uśmiechu.
- Przepraszam, czy mógłbyś powtórzyć? - spytała łagodnym, z najwyższą starannością modulowanym głosem.
-Witam cię w mo... - zaczął psion niepewnie, ale Momoko mu delikatnie przerwała.
- Nie, nie to. Wcześniejsze zdanie - uśmiech na twarzy dziewczyny stał się jeszcze bardziej świetlisty, a przestrzeń wokół niej stała się jakby bardziej różowa.
- Aa... rozumiem. Babcia Mo... - kolejne 'mo' zamarło niewypowiedziane do końca w powietrzu, gdy psion został złapany za fraki i celnie rzucony w podejrzanych jegomości, którzy właśnie zaczęli badać nieco sflaczałego już wieloryba.
- Kogo to jasnej tylakoidy nazywasz babcią! - warknęła Momoko, dopełniając tym samym ostatni punkt instrukcji nadrzędnej.
Gdy ostatnia pozycja na liście została odhaczona, dziewczyna mogła wrócić do zastanowienia się nad sprawami bieżącymi, takimi jak zanik własnych mocy, nieoczekiwana umiejętność wyrzucania krewnych na większą odległość niż przewidywana oraz fakt, że Radgers nie użył swojej psionicznej (psicznej?) energii (jaka ona by nie była; Momoko była kiepska w te klocki), by się bronić.
Po chwili doszła do wniosku, że może przydarzyło się mu coś podobnego, co jej samej.
Może powinnam go spytać, czy coś wie na ten temat, czy to jakaś epidemia, czy...
Od strony trafionych Radgersem strażników posypały się siarczyste przekleństwa.
... Ale z drugiej strony pozostanie na własnej, częściowo zakrytej soplem pozycji, też miało swoje dobre strony.
Tymczasem na górkę wdrapała się grupka znajomych twarzy. No dobrze, czyli uratują jakby bili? Czyli na pewno znajduje się tak ktoś, kto wie o co w tym wszystkim chodzi?
Czyli można pomachać rączką na dzień dobry? |
_________________ Pray tomorrow takes me higher higher high
Pressure on people
People on streets
|
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 26-11-2008, 00:31
|
|
|
Mara napisał/a: | - Nie łatwiej byłoby mi dać w łeb, magicznie uśpić, zamrozić...? |
- ...uśpić? - Poring wpatrzył się w Marę z zafascynowaniem (takim, jakim obdarza się nieznane nauce dziwy natury). We wzroku Seriki przeważała raczej groza.
- Miewasz barwne sny? Przyznaję, że efekt mogłyby być bardzo interesujący... choć pewnie nie taki o jaki ci chodzi. Niestety się o tym nie przekonamy...
- Na szczęście! - przerwała Serika
- ... o tym nie przekonamy, bo, na szczęście, spać już nie musisz... a nawet lepiej byś tego nie robiła.
Mara zaczęła się niepokoić kierunkiem w jakim zmierzała rozmowa - być może nie wszystko było tak w porządku jak zdawała się sugerować ponownie uśmiechnięta twarz Seriki.
- Właściwie, to teraz, gdy już masz Miotłę, nie musisz się specjalnie martwić, ale na wszelki wypadek dostaniesz zaraz komplet porad z wysoce fachowego i doświadczonego źródła - tu nastąpiło teatralne wskazanie ogonkiem (i łapkami) na Serikę.
- Dodatkowo ja - tu ponowne wskazanie na siebie - dołożę kilka zupełnie oczywi... to znaczy podstawowych i istotnych reguł.
- Po pierwsze, nie należy myśleć o nieużywaniu mocy. To nigdy nie działa. No, chyba że jest się mnichem-ascetą... ale asceci o odpowiedniej sile woli zwykle szybko giną z głodu.
- Po drugie, jak już mówiliśmy, nie śpij. Senność złudzeniem jest tylko i odegnasz ją bez trudu.
- Po trzecie, baw się, eksperymentuj, testuj swoje możliwości. Gdy się trochę bliżej zapoznasz z mocą, stanie się ona mniej obca i łatwiejsza w kontroli.
Mara była coraz bardziej przekonana, że z wątpliwie różową Istotą jest coś nie w porządku.
- Eksperymentować? A jeśli mi coś nie wyjdzie?
- Cóż, bywa. jestem pewien, że jednego czy dwóch światów nikt ci żałować nie będzie. Tyle ich jest dookoła... |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Vodh
Mistrz Sztuk Tajemnych.
Dołączył: 27 Sie 2006 Skąd: Edinburgh. Status: offline
Grupy: Alijenoty Fanklub Lacus Clyne
|
Wysłany: 26-11-2008, 06:25
|
|
|
Do Gnoma dotarły wszystkie informacje zatrzymywane do tej pory przez umysłowy odpowiednik filtra antyspamowego. Wszystkie magiczne zawirowania w okolicy stały się jasne i przejrzyste, a Gnom zorientował się, że potrafi dokładnie wyczuć każdą zmianę nastroju osoby, która... Jeszcze przed chwilą była bliska kolejnego unicestwienia świata jednym krokiem?! Umysł Gnoma zaczął rejestrować świat na zupełnie innym poziomie. Właściwie zawsze to robił (w każdym razie zawsze od przybycia do tego dziwnego miejsca) ale dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.
Choć wypowiedzenie tych słów zajęłoby trochę czasu myśli te rozbłysły w umyśle Gnoma w ułamku sekundy. A właściwie, zajmowały tak mało czasu, że do tego samego ułamka dało się upchnąć jeszcze wywrócenie oczami. W następnym ułamku sekundy Gnom zrestartował się, żeby dokończyć instalację sterowników nowego zmysłu. Czyli zemdlał.
A oto, co mu się śniło:
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Gnom dreptał radośnie tuż przed leśnikami. Na jego twarzy zagościł chytry uśmiech. Pewnie wieloryb nie zatrzyma strażników na długo, a wytłumaczenie, że nie mam żadnych tutejszych dokumentów, ani pieniędzy będzie trwało długo, jakoś nie mam na to ochoty... Skąd zatem ten chytry uśmiech? Wreszcie nadarza się sytuacja, w której dokładnie wiedział co robić. W pozostawaniu niezauważonym był mistrzem. Wystarczyło poczekać do chwili, kiedy leśnicy choćby na moment odwrócą wzrok...
Gnom łypnął za siebie, po czym wykonał efektowny skok na główkę w najbliższy krzak.
- Hej, ty tam! Stój natychmiast! - krzyknął leśnik. Jego światopogląd odetchnął z ulgą, wreszcie sytuacja, w której potrafił się odnaleźć - pogoń za uciekającym kłusownikiem. Jego kolega jeszcze najwyraźniej pochłonięty myślami o 'samolocie' został poczęstowany zdrowym kuksańcem i już po chwili obaj ruszyli w pogoń za Gnomem.
Chwila, coś tu nie gra... Przecież znikanie nie na tym polega. Nie ma tam miejsca na łypnięcia i efektowne skoki, po prostu jestem, a chwilę później (i znając życie chwilę wcześniej) już mnie dla nikogo nie ma, bo przestają (jeżeli w ogóle zaczęli) zwracać na mnie uwagę!
Na domiar złego Gnom zaplątał się w swój płaszcz, a z kołczanu wysypały mu się strzały. I w tym momencie doznał nagłego olśnienia.
Nagle z krzaków zaczął dobiegać ryk, do jakiego zdolny jest chyba tylko niemowlak, który nagle uzna, że uroczystość na jaką został zaniesiony jest zbyt cicha i nudna. Leśnicy, którzy ledwie chwilę wcześniej odzyskali mores przystanęli niepewnie. A potem z krzaków wypełzł Gnom, jednak kompletnie inny niż ten, który z chytrym uśmiechem próbował przed chwilą zwiać.
Oczy zajmowały mu dwie trzecie twarzy, a ilości iskierek, refleksów i poblasków nie powstydziłoby się rozbite zwierciadło. Malutkie piąstki zaciśnięte pod brodą, ufne spojrzenie dziecięcych ocząt wypełnionych łzami i płacz, który zaczął przechodzić w ciche łkanie...
- Bbbbo <chlip> potknąłem się <siąk> miałem niezawiązane butki <przerwa na szloch> i wszystkie zabawki mi się wysypały w krzaczkach <powrót do beczenia>.
- No już dobrze, mały, wszystko w porządku - Leśnik poklepał Gnoma po głowie. Ryczenie nieco ustało.
- Ale zabaaaawkiiiii - tu nastąpiło strategiczne zintensyfikowanie szlochów.
Gdy tylko wzruszeni dziecięcym płaczem leśnicy schylili się, żeby podnieść porozrzucane wszędzie strzały Gnom wzbił się nieco w powietrze i poczęstował każdego z nich solidnym kopniakiem w tył głowy.
- No, to strażników mamy z głowy, przynajmniej na jakiś czas - stwierdził Gnom do stojącego w lekkim osłupieniu tłumku - Teraz należałoby coś zrobić z tą całą magią...
Tutaj we śnie Gnom również zemdlał, co wcale nie znaczyło, że obudził się w prawdziwym świecie, wręcz przeciwnie... |
_________________ ...
|
|
|
|
|
Mai_chan
Spirit of joy
Dołączyła: 18 Maj 2004 Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć... Status: offline
Grupy: Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 26-11-2008, 18:15
|
|
|
- Rany boskie, jeszcze tu tylko latających humanoidów brakowało... - stwierdziła Maya uchylając się przed nadlatującym Radgersem. Niestety, strażnicy parku nie byli wystarczająco szybcy i już po chwili na trawie leżały sobie cztery znokautowane postacie, w tym trzy w zielonych kubraczkach. Naprawdę, jakby już nie było dość problemów... Chociaż z drugiej strony...
Maya obłypała towarzystwo. Nie, raczej nie wyglądali na bandę alkoholików... No, ale w końcu znajdowali się w parku narodowym. Gdzieś na pewno znajdowało się tu ulubione miejsce popijaw miejscowej młodzieży...
W istocie, zaledwie kilka minut pobieżnych poszukiwań zaowocowało znalezieniem trzech butelek po napojach wyskokowych. Maya delikatnie ułożyła nieprzytomnych strażników pod najbliższym drzewem i wcisnęła im w dłonie po butelce.
- No. I mamy spokój. Umysł ludzki jest wyjątkowo potężny i wiele potrafi zrobić, by zniwelować dysonans poznawczy... A ululanie się na służbie z pewnością jest bardziej prawdopodobne niż banda dziwaków z wielorybem w parku narodowym. No, to do wieloryba!
Dzielna drużyna doczłapała dziarsko do wybryku natury. Wieloryb z każdą chwilą stawał się coraz mniejszy, stopniowo zamieniając się w górę śniegu. Jeśli dodać do tego (już) niewielką górę lodową, na polance było przede wszystkim mokro i chłodno. I to nie było fajne. Ponadto Mayi zrobiło się bardzo żal wieloryba. No bo jak tak można? Żeby się miał cały ześnieżkować? To nieludzkie! A on przecież taki śliczny, niebieściutki jest! Taaak...
...niebieskiiiii...
Maya poczuła głód.
Dziwny głód.
Był to ten rodzaj głodu, kiedy wiedziała, że nie zadowoli jej byle co. Potrzebuje czegoś konkretnego, jakiejś dokładnie określonej potrawy, aby zaspokoić głód.
Największym problemem zawsze było określenie, o co dokładnie chodzi.
Niebieskiiiiiiii....
Maya wpatrywała się w wieloryba, który teraz był już niewiele większy od, powiedzmy, konia. I był bardzo niebieski. Bardzobardzobardzobardzobardzo.
Kreeeeeeeeew... - zasyczało coś w tyle głowy dziewczyny. Niebieskiiiiiiiii!
- Że jak? - spytała nie wiadomo kogo Maya. - Jaka krew? O so chozi? A zresztą mniejsza...
Po dokładniejszej lustracji morskiego ssaka Maya wyczuła coś, czego jej cały czas brakowało od chwili przybycia do tego świata. Magia. Wieloryb niewątpliwie był magiczny. Oczywiście, można się było tego domyśleć po drobnym fakcie, że rzucał śnieżkami naokoło i że był wyjątkowo nnnnniebieskiiiiii. Ale po raz pierwszy Maya poczuła tę magię. Tak, jakby nigdy nie utraciła tego naturalnego wszystkim Cephirańczykom wyczucia magii... Coś jednak po tym zostało. Było znacznie słabsze niż kiedyś, ale było. To napawało pewnym optymizmem. Dziewczyna odwróciła się do towarzystwa, które właśnie rozpoczynało standardową procedurę molestowania właśnie znalezionej za lodową górką Momoko.
- Hej, robaczki, nie dałoby się tego wieloryba jakoś zachować przy życiu? Bo fajny jest. Słodki. I taki baaaaaaaaaardzo niebieskiiiiiiiiii... |
_________________ Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!
O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 26-11-2008, 22:16
|
|
|
Tak naprawdę Cezar nie wierzył w te bzdury. Swoich przełożonych uważał za bandę szarlatanów, wariatów i zwariowanych szarlatanów, którzy z jakiegoś powodu mieli dostatecznie wpływy i środki by powołać do życia tak idiotyczną instytucję, jak Ośrodek Obserwacji Zjawisk Paranormalnych. Siebie oczywiście uważał za wielkiego cwaniaka i szczęściarza, gdyż odkąd załapał się na stanowisko młodszego obserwatora mógł w pełni poświęcić się swej życiowej pasji - nicnierobieniu. Jego praca polegała na dyżurowaniu przy maszynie (czytaj - tępym patrzeniu w sufit) i okazjonalnym sprawdzaniu jej ustawień. Posadka była ciepła, dobrze płatna i pozwała ściągać na służbowym łączu gigabajty pornoli. Od dwóch lat, gdy podpisał umowę, ustrojstwo nawet nie pisnęło. Nie było jednego fałszywego alarmu. Ten dzień również zapowiadał się spokojnie - przełożony był na urlopie, zupełnie nic się nie działo, w całym ośrodku pracował chyba tylko wentylator. Cezar nawet nie zauważył, gdy oczy same mu się zamknęły. Gdy maszyna w jednej sekundzie zwariowała omal nie dostał zawału.
Spadł z krzykiem z krzesła, gdy naraz uruchomiło się ze dwadzieścia sygnałów ostrzegawczych i włączyła syrena alarmowa. Natychmiast zerwał się na nogi i z obłędem w oczach patrzył po monitorach, coraz bardziej głupiejąc. Wszystkie wyświetlały kosmiczne wskazania i wykresy, które pokazywały jakieś cuda na kiju. Przeszedł kilka szkoleń i teoretycznie był w stanie interpretować wyniki, ale... Wedle jego wiedzy było to zwyczajnie niemożliwe.
Drzwi do jego gabinetu rozwarły się z hukiem i jak burza wparowała przez nie panna Maria, asystentka jego szefa. Jak zawsze nienagannie ubrana i uczesana, w delikatnych okularach, jak zawsze opanowana i emanująca profesjonalizmem (Cezar nie miał cienia pojęcia co taka dziewczyna robi w takim miejscu, ale dziękował za to wszystkim możliwym bogom). Kobieta oparła ręce na jego biurku, bez słowa wlepiając wzrok w jeden ekran po drugim.
- Co się dzieje, do diabła? - warknęła w końcu, odgarniając włosy sprzed oczu.
- Maszyna się zepsuła - mruknął z przekonaniem Cezar. - W końcu to musiało się stać.
- A zakładając, że dalej działa sprawnie?
- To niemożliwe. Nawet pojedynek boskich bytów piątego poziomu w skali Reitera-Monka nie spowodowałoby takich wyładowań quasi-entropicznych - sam nie wierzył, że właśnie to powiedział. Maria zerknęła jednak na niego z uznaniem, więc ciągnął dalej. - Jeśli te wskazania mówią prawdę, to właśnie zaczyna się koniec świata!
- Skąd pochodzi sygnał? I wyłącz pan tę cholerną syrenę!
Młody mężczyzna zrobił wielkie oczy. Ona mówiła całkowicie poważnie i najwyraźniej była zupełnie pewna swego. Jednocześnie była chyba ostatnią istotą na świecie, którą oskarżyłby o szaleństwo. Po raz pierwszy od dwóch lat oblał go zimny pot.
- Obrzeża Parku Narodowego Doliny Ossoryi - odczytał po wpisaniu współrzędnych do mapy komputerowej. - Rezerwat ścisły. Pięćdziesiąt kilometrów stąd. To nie ma sen...
- Pojedziemy tam. Przygotuj się, za kwadrans spotykamy w garażu furgonetki służbowej.
* * *
Ysengrinn z niepokojem spojrzał na licznik energii na przedramieniu. Oczywiście nie miał ze sobą zapasowej baterii do zbroi i wszystko wskazywało na to, że wkrótce będzie musiał ją zniszczyć albo zakopać, chyba, że jakimś cudem znajdzie pojazd, którym dałoby się ją wozić. Dotarli we trójkę (kłusownik pokłusował do domu) do ogniska, które okazało się jednak opuszczone.
- Oh well - westchnęła Gonik, niebezpiecznie zbliżając się do dzika. - Poczekamy tu na nich. Chyba się nie obrażą, jak się z nimi podzielimy? |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 01-12-2008, 01:22
|
|
|
- To co, miałaś chyba zacząć mnie uczyć? - zniecierpliwiła się Mara.
W sumie nic dziwnego - Punyan beztrosko lewitował jej wokół głowy namawiając, żeby się pobawiła swoją nową mocą, skoro już zaczęła nad nią panować (czy raczej: skoro dostała miotłę, która nad nią panowała), a Serika siedziała sobie zatopiona w myślach i kompletnie przestała zwracać na nią uwagę. Nie miała kiedy odpłynąć, tylko teraz?
W sumie odrobinę pocieszające wydawało się Marze to, że nie miała bladego pojęcia, o czym ta dziewczyna myśli. Może była więc bezsensownie wszechmocna, ale przynajmniej nie wszechwiedząca. Ufff.
- Serika!
- A tak, tak... To co ci się do tej pory udało zrobić?
- Kilka wgnieceń w ziemi, zniszczoną trawę, lokalną burzę piaskową...
- To nie tak źle.
- ...oraz parę nowych światów, z czego jeden jest różowy i puchaty. A na jego biegunie rośnie Grzybek. Inteligentny jak sto diabłów.
- O w mordę...
- ...
- Nigdy nie udało mi się stworzyć przypadkiem inteligentnego grzybka! - w głosie Seriki brzmiał całkiem szczery podziw.
- To spróbuj jeszcze raz?
- Jakbym spróbowała, to nie byłoby przypadkiem! A poza tym to nie takie proste. Równowaga w przyrodzie musi zostać zachowana, i w ogóle, w związku z czym...
- Coś skopałam, prawda?
- Nie, równowaga ma właściwości samokorygujące. I tym razem przy okazji to ona coś skopała, chociaż nadal nie do końca rozumiem, jak to się stało. Krótko mówiąc, dostałaś w prezencie kawał wrednej, złośliwej mocy, a zgodnie z prawem zachowania magii skądś ją musiałaś wziąć.
- Czy ty mi próbujesz wmówić, że właśnie jakieś paskudne mroczne bóstwo próbuje stworzyć kolejną wersję magmowego piekła z łańcuchami, kotłami i całą resztą, a tu guzik, nic się nie dzieje - bo na jego miejscu rośnie różowy puszek?! I zaraz tu przylezie, żeby sobie tę moc odebrać, a z nas zrobić przypaloną konfiturę?!
- Jakby to powiedzieć... Przyszło. Siedzi tutaj. I jak już wymyślisz, jak mi oddać moc, to powiedz.
I nastała taka niezręczna cisza.
- Seriiiiiiiiiiik... - poring astralny popatrzył na nią uważnie. - Czy ty chcesz nam o czymś powiedzieć?
Wzdech. Nie chcem, ale chyba muszem...
Dyskusja zboczyła na tory, na które zbaczać zdecydowanie nie powinna i należało coś z tym zrobić. Coś nasuwało się samo, więc chwilę później Mara doniosła, że różowy puszek obecnie zawiera błekitne łatki w kształcie słoników, na pobliskiej planecie woda w sporym jeziorze zmieniła się w Coca-Colę (całe szczęście, że jedynymi żywymi stworzeniami w okolicy byli protoplaści pantofelków), a wielorybowi wyrosły skrzydełka i kiełki, po czym zaczął lewitować. Jakiemu wielorybowi, Serika wolała się nie dopytywać.
Punyan oczywiście nie podzielał jej zdania. Temu pół kilometra na południe?
- Nie wiem jak wy, ale ja zdecydowanie odczuwam potrzebę obejrzenia wieloryba z nietoperkowymi skrzydełkami - orzekł.
- To co, koniec treningu? - spytała z nadzieją Mara. Była nieludzko zmęczona, głowa jej pękała i jedyne, o czym marzyła, to zwinąć się w kłębuszek pod jakimś kocem i zasnąć jak kamień.
Wyobraźnia Mary włączyła się na chwilę i uraczyła ją Wizją.
Przepraszam. Ostatnie, o czym marzyła, to zwinąć się w kłębuszek pod jakimś kocem i zasnąć jak kamień.
- Koniec. Finito. Teraz część druga: nierówność wykładnicza - pocieszyła ją życzliwie Serika.
- ŻE CO?!
- Każde przyzwoite bóstwo chaosu musi umieć rozwiązywać nierówności wykładnicze! Myślałaś, że taka fucha to same przyjemności, co? - Serika sięgnęła po zabłąkany kijek i nabazgrała coś na naniesionym przez Marowe minitormado piasku.
- Nie jestem bóstwem!
- Ależ jesteś.
- Jestem humanistką! - musi podziałać. Musi, musi, musi...
- I o to chodzi! Jak już rozwiążesz w pamięci, zgłoś się po następne.
- A jeśli nie rozwiążę?
- Zgodnie z jedenastą zasadą teorii chaosu każda olana nierówność prowadzi do ciągu reakcji łańcuchowych, w efekcie których ginie kurzyk.
- ...?
- Taki puchaty, z wielkimi oczkami. I gdacze, jak skacze! To co, weźmiesz się wreszcie za to?
- Jestem zgubiona na wieki. Sadystka... - westchnęła Mara. |
_________________
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 01-12-2008, 10:57
|
|
|
Daerian spokojnie przyglądał się scenom przy soplu, wyjątkowo zaintrygowany. To było takie... dziwne. Wszyscy zachowywali się tak... chaotycznie. Niezrozumiale. Zupełnie nie widział sensu w tym dziwnym postępowaniu... choć trik z butelkami zasługiwał na najwyższe uznanie.
Z drugiej jednak strony, patrzenie na to całe zachowanie wydawało mu się... odświeżające. Nie, w zasadzie było to złe słowo. Energetyzujące? Bardziej. Ale co dziwne, chyba najbardziej pasowało odżywcze...
W zasadzie więc może ten chaos był dobry... ale jemu osobiście nie odpowiadał.
Cóż jednak robić, to byli jego znajomi. I był już chyba najwyższy czas, aby dołączyć do grupy.
Daerian wyszedł więc spomiędzy drzew na polankę z wielorybem...
-Witajcie – zawołał. brzmiąc prawie radośnie. I nie uśmiechnął się.
Błękitne włosy rozbłysły w słońcu. |
_________________
|
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 02-12-2008, 00:59
|
|
|
- Jakie poczekamy, nie ma poczekamy, a co będzie, jeśli nie wrócą? - Miya nerwowo dreptała w miejscu i nieudolnie łypała na dwójkę swych towarzyszy podróży.
- Nie wystarczy ci tego łażenia? - GoNik łypnęła bardziej udolnie... Znaczy, skutecznie. Na tyle, że WiPówka jak stała, tak usiadła. - I w ogóle, gdzie tym razem zamierzasz iść?
- O, tam! - bez namysłu wskazała kierunek - Tam miga mi energia życiowa Serisi! A Serisia jest kochaną i niewinną istotką, która nas tu porozrzucała!
- A skąd wiesz, że to jej? Mojej nie poznałaś...
- Jest czarno-fioletowa, to chyba oczywiste?
- Czekaj, bo się gubię. Jak ty widzisz kolor energii Serika bez widoku Serika?
- Oczami wyobraźni, a co! - prychnęła kronikarka - Zabrało mi wodę i portale, ale ahtystycznej duszy zabrać się tak łatwo nie da, o!
- Interesujące. To opisz mi moją, bo mi to spokoju nie daje - podchwyciła GoNik, kątem oka zauważając, że Ysengrinn przysłuchuje się tej rozmowie z jakąś taką podejrzliwą miną.
- Twoją? Twoja jest jak zupa pomidorowa z duuużą ilością przypraw! - Miya rozpostarła ramiona, żeby lepiej pokazać, jak dużą.
- ...I jak to niby ma być aura człowieka z potencjałem?!
- Nyo... Na zasadzie wolnych skojarzeń?
Ysengrinn nie uronił ani słowa z ożywionej konwersacji dziewczyn i co chwilę przewracał oczami. Z bliżej niewyjaśnionych przyczyn jego zdolności zniknęły, a może zostały zblokowane, więc raczej nie miał teraz nic do gadania, ale żeby porównywać energię życiową do zupy pomidorowej? To było takie... WiPowe!
- Jak myślicie, zginęliśmy i odrodziliśmy się na nowo? - zapytał nagle, tkniety zbłąkaną myślą.
- Nie - odpowiedziała twardo Miya.
- Dlaczego nie?
- Bo to by burzyło moje radosne teorie o reinkarnacji. A dlaczego tak?
- Bo gdybym zginął, znaczyłoby to, że moja moc została przekazana następcy... Albo zostanie. Długo by wyjaśniać...
Minęło dostatecznie dużo czasu, by porządnie odpocząć przy ognisku. I dostatecznie mało, by dopaść czarno-fioletową aurę, zanim zdążyła się gdzieś oddalić.
Nie żeby zamierzała...
Trio złożone z dwóch wariatek i rycerza nawiązało wreszcie kontakt z mroczną i chaotyczną drużyną dwóch blondynek i poringa. Kontakt polegał na tym, że jedna z wariatek złapała blondynkę z miotłą za szyjkę i mocno potrząsała, podczas gdy reszta przyglądała się temu z minami pod tytułem "nie takie rzeczy już się widziało"...
- Serik!! Coś ty narobiła, małpiatko fioletowa, mów mi tu zaraz, nyo!!
- Jak nie puścisz jej gardła, to nie powie - ostrzegła przytomnie GoNik.
- A niech się wysili! - prychnęła Miya, nie ustając - Jest przepakiem, więc co to dla niej?
- Miyak...
- Nie przeszkadzać, ja tu się frustruję!
- Miyak, ale ja tu jestem...
Skołowana kronikarka odwróciła łebek w kierunku dobrze znanego głosu. Druga z blondyneczek, ta z poringiem na głowie, uśmiechała się uroczo i machała łapką. Miya spojrzała na nią uważnie... Potem wróciła wzrokiem do dziewczyny z miotłą, którą z wrażenia puściła...
- ...Dobra. Czemu jedna z was wygląda jak Serik, a druga ma moc, która wygląda jak Serikowa?
- Yyy... - odezwało się dziewczę z poringiem - Może odłóżmy tę dyskusję na później? Bo wiesz, idziemy właśnie zobaczyć wieloryba i...
- Że co?! |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|