Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Gekihen - Multiświat 2.0 |
Wersja do druku |
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 19-11-2008, 00:21 Gekihen - Multiświat 2.0
|
|
|
Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce... A może po prostu w innej rzeczywistości?
- Oż kurka... Oni faktycznie nic nie mają... zasępiła się Serika.
- Seriiiiiiik.. A może po prostu chodźmy tam, uwolnimy Majeczkę, a potem zaszantażujemy ich na dobre? :3 - Miya spojrzała na nią porozumiewawczo i uśmiechnęła się jakoś dziwnie...
- O, to by była myśl!
- To ja lecę! - kronikarka otworzyła portal pod sobą, wydała z siebie zduszony okrzyk i zniknęła w czeluściach miedzywymiarowego przejścia.
GoNik podniosła wzrok znad drinka:
- A ta znowu chce wylądować na tyłku?... Ysen, łapy precz, ja z Tobą nigdzie nie idę!
- Ale... dlaczego? - uczynnemu rycerzowi, który zamierzał właśnie bohatersko uwolnić z więzów bezbronną damę opadła nieco szczęka.
- Bo tu karmią! :3
Tymczasem Serika uznała najwyraźniej, że nie zamierza podróżować metodą Miyaka ("łaaaaaaa.. BUM! ała...") i wyciągnęła rękę, aby otworzyć przyzwoite, pionowe przejście międzymiarowe.
Ysen wezwał swojego boga, aby pomógł mu uspokoić skołatane nerwy ("z takimi współpracownikami jak ona to...").
Gnom znalazł taki przytulny kącik...
Gdzieś daleko Mai sięgała do swoich mocy, aby przebić przez przez pancerną (co z tego, że tekturową) bramę Ponurego Zamczyska.
A Poring Astralny Kichnął.
Było to Kichnięcie, które wstrząsnęło strukturą wszechświata. Kichnięcie, które wprawiło magiczne molekuły w drgania, których te nigdy nie powinny osiągnąć. Kichnięcie, które sprawiło, że szansa jedna na milion sprawdziła się w dziewięciu przypadkach na dziesięć.
Kichnięcie, które obudziło uśpioną moc Chaosu tkwiącą w Serice i sprawiło, że ta postanowiła pograć z mocą Murphiego w berka. A następnie zatańczyć kankana z przytupem, iść się uchlać w rowie i skoczyć z mostu śpiewając "Szła dzieweczka do laseczka".
Świeżutko otworzony portal w mgnieniu oka przekształcił się w szalejącą burzę mocy. Czarna dziura pochłonęła część obecnych, z niewiadomych przyczyn omijając delikatnym łukiem pozostałych, a następnie świat postanowił udać, że nic się nie stało.
Nic.
Po prostu czyjaś obecność przestała stanowić element rzeczywistości.
"Nożesz jasna cholera, MOC!!!" - zdążyła pomyśleć, gdy rzeczywistość wokół niej stanęła dęba i rozbiła się na miliardy miliardów molekuł. Czuła każdym magicznym kwantem swojego astralnego ciała, że świat - nie, nie świat, Wszechświat... Nie, nie Wszechświat, PRZESTRZEŃ I CZAS! - rozpryskują sie wokół niej jak kłujące drobiny szkła z rozbitego lustra i zastygają w bezruchu, a potem - a może jednocześnie? - zaczynają wirować w doskonałych chaosie pierwotnej materii. A może ładzie?... W końcu nie było już nic.
Całą świadomością, jaka jej pozostała, spróbowała skupić się na swoim własnym bycie. Niszczenie światów, stwarzanie światów, niszczenie światów... Wszystko to już przecież było. Ale nigdy dotąd nie czuła, że ona - ona sama - rozsypuje się wraz z czasem i przestrzenią w deszcz drobniutkich szklanych odłamków. Rozpaczliwie - rozpacz? chyba zbyt dugo przebywała w ludzkim ciele... - rozpaczliwie usiłowała skoncentrować moc w jednym punkcie, aby powstrzymać szaleństwo energii i materii, czasu i przestrzeni, które stopiły się w jedność.
To na nic. Świadomość zawirowała w obłędnym tańcu, a potem nie było już nic.
Prawie nic.
Czy tak wygląda nieistnienie?
Nie czuła obecności świata. Nie czuła magii, która normalnie stanowiła przedłużenie jej istnienia - czy może ona sama była magią? Żadnym zmysłem nie odbierała tego, co działo się tu, tam, kilomet, tysiąc lat świetlnych dalej, jakby jakaś nieprzenikniona bariera odcięła ją od świata i zamknęła w kokonie, z którego nie było ucieczki.
Nie czuła tej dzikie, pulsującej mocy, którą zawsze jakąś częścią świadomości trzymała w ryzach.
Nie istniała.
Chociaż może?...
Otworzyła oczy i wlepiła wzrok w soczyście zieloną trawę. Czuła ją pod palcami swojego ludzkiego ciała. Wraz z oddechem (oddechem!) dosięgła ją woń wilgotnej zieleni.
I oczywiście bolał ją tyłek. Nie można zapomnieć o tyłku, kiedy znowu ląduje się z swóch metrów na ziemi.
Czy właśnie tak wygląda bycie człowiekiem? |
_________________
|
|
|
|
|
Vodh
Mistrz Sztuk Tajemnych.
Dołączył: 27 Sie 2006 Skąd: Edinburgh. Status: offline
Grupy: Alijenoty Fanklub Lacus Clyne
|
Wysłany: 19-11-2008, 00:44
|
|
|
Kącik nagle zniknął.
Gnom zemdlał, więc ominęła go fascynująca podróż, zniszczenie i stworzenie. Ale może to i lepiej? Dla Gnoma chyba tak. To co zauważył wyglądało mniej więcej tak:
Szum morza. To była pierwsza rzecz, jaką usłyszał. Podniósł głowę, stęknął lekko. O dziwo tylko zdrętwiał, żadna krzywda mu się nie stała. Wprawdzie był cały utytłany w drobnym, żółtym piasku, ale to przecież nie powód do zmartwienia. Kto by się przejmował takimi bzdurami?
Gnom wstał, otrzepał się i w tym momencie zatrzęsła się ziemia
- buuuuuuuuuuurrrrrrrrr.
Chwila. trzęsąca się ziemia robi "burrr"?
- burrrr - tym razem Gnom był już na to przygotowany. Chwila koncentracji, analiza dostępnych faktów... Tak, to burczało mu w brzuchu.
- Oh well, przynajmniej to nie ziemia. - stwierdził Gnom. W tym momencie jego wyczulony słuch wyłapał jakieś trzaski w lesie nieopodal. Gnom chwycił leżący tuż obok niego łuk i różowy kołczan, po czym wzbił się w powietrze i jedną celną strzałą powalił dzika z odległości 300 metrów.
Zaraz...
Chwila...
Coś mi tu nie gra...
Po pierwsze, gdzie się podział Kącik?! Co ja tu robię i jak się tu znalazłem?! No dobrze, fakt, kącik zostawmy na później. Nie jest mi teraz jakoś szczególnie potrzebny... (że co?! Kącik mi nie jest potrzebny?!)
Łuk tam leżał, łukom to się zdarza, nie należy się tym przejmować. Ale gdzie są moje żyletki?! Chyba je wszystkie pogubiłem... Różowego worka też nie mogę nigdzie znaleźć, zaraza...
W tym momencie tknięty nagłym przeczuciem gnom podwinął rękaw lewej ręki... Ku jego niezmiernemu zdumieniu zamiast starych, znajomych blizn po cięciach (ahhh, tamta sprzed dwóch lat była naprawdę wspaniała!) zobaczył coś, co przypominało obtarcia od cięciwy...
Ale najbardziej zdumiało go jego własne podejście do sytuacji. Zupełnie go to nie martwiło, nie czuł Zewu Kącika, a dookoła jedyną częścią świata, która czegoś nie rozumiała był on sam... Chwilę się nad tym wszystkim zastanawiał, po czym uznał, że wszystko w końcu się wyjaśni i przystąpił do oprawiania świeżo (no, teraz to już może nie tak całkiem świeżo) upolowanego dzika. Następnie rozpalił ognisko, zmajstrował na szybko prowizoryczny rożen i po nabiciu prosiaka naniósł starannie dobranych ziół i liści. - W ten sposób świnka się ładnie uwędzi, a słup dymu będzie widoczny z co najmniej kilku kilometrów, jeżeli ktoś jeszcze jest w pobliżu, to powinien mnie zauważyć - Gnoma po raz kolejny uderzyła własna myśl - jak to, zauważyć go?! I dlaczego go to nie martwiło?! Dlaczego pokładał tak duże zaufanie we własne zdolności przetrwania?!
Jedno spojrzenie na dzika ponownie go uspokoiło.
- Wszystko się samo wyjaśni, albo i nie, a ja lepiej pójdę na plażę i spróbuję trochę soli zebrać, przyda się do prosiaka... |
_________________ ...
|
|
|
|
|
GoNik
歌姫 of the universe
Dołączyła: 04 Sie 2005 Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 19-11-2008, 01:56
|
|
|
Tak. Stanowczo nie można zapominać o tyłku. Zwłaszcza w chwili, kiedy leży się w samym środku krzaczora, na stercie ułamanych gałęzi, które chwilę wcześniej stratowało się swoją osobą.
Bolało.
Wszystko.
Choć określenie, czym 'wszystko' aktualnie było, stanowiło niejaki problem. Przed sekundą sączyła orzeźwiający napój ze stylowej szklanki z parasolką, przywiązana do leżaczka jako oficjalny zakładnik WIPówek - na ostatnim zapamiętanym obrazku Poring kichał, a Serice moc wylewała się wszystkimi porami skóry. Teraz... Było w ogóle jakieś 'teraz'? Jakiekolwiek 'tu'? Miała wrażenie jakby świat w niepoliczalnie małym ułamku sekundy zapadł się w sobie, zwinął w kłębek, rulonik, kuleczkę, rozbił, rozpadł jak wieża z zapałek i w równie mikroskopijnym odcinku czasu stworzył się na nowo, nie pozostawiając w czasoprzestrzeni śladu jakiegokolwiek zawirowania, najmniejszej fałdki w strukturze wszechświata. Nie była do końca pewna, czy i jakiego rodzaju narządy zmysłów posiada. Jednak BOLAŁO. Jak cholera. Było to o tyle pozytywne, że mogła podejrzewać się o jakieś ciało.
Okej. Na trzy spróbujemy otworzyć oczy. Jeśli je w ogóle mamy...
Otworzyła. Oczy. Zasadniczo wszystko wyglądało jak zwykle, ale... No właśnie. Coś tu nie pasowało. Ręce były, dwie. Nogi były - takoż dwie. Za to zieleń falujących traw jakby mniej soczysta, przygaszona. Bezchmurne niebo mniej błękitne niż zwykle, poza tym nie czuła stale obecnego przyciągania do błękitu, co już zaczynało ją lekko niepokoić. Klnąc na czym świat stoi spróbowała wyplątać się z gałęzi.
- Szlag by to... Iiiiiiii! - rozpaczliwie pisnęła, gdy ogon zahaczył o gąszcz. Spróbowała go zniknąć. Bezskutecznie. - ... Co do... ? - W tym momencie zauważyła nieco przygniecione skrzydła. Badawczo macnęła się po głowie, wyczuwając różki. - Dobra. Uznajmy to za szok pourazowy...
Wypełzłszy ostatecznie z niezbyt miękkiego lądowiska rozejrzała się podejrzliwie dookoła, nadal czując pod skórą, że COŚ jest nie tak, coś BARDZO jest nie tak jak być powinno. Stała na niewielkim wzniesieniu, wśród wysokich traw, na horyzoncie majaczył las, zza wzgórza po lewej wypełzała smużka dymu. Odruchowo wzniosła się nieco ponad poziom trawy... A przynajmniej taki miała zamiar, bo jak stanęła wcześniej, tak stała w dalszym ciągu. Las tylko majaczył... Dym tylko snuł się leniwie... Żadnego zapachu, dźwięku, nic.
Jeszcze jej to nie przerażało. Ani odrobinę.
Ostrożnie spróbowała wywołać małe tornado tuż przy krzaku. Nic. Nada. Kolejne próby spełzły na niczym, tak samo jak przywołanie kosy Abaddona i rozmycie się w obłoczek mgły.
I tu już oblał ją zimny pot.
W ostatecznej próbie wyciągnęła zza paska zdobyczny miecz - ostrze rozjarzyło się swoim zwykłym srebrnawym światłem, może nieco bledszym niż zwykle - dla pewności machnęła nim kilka razy, przekonując się, że wychodzi jej to nawet sprawniej niż zazwyczaj.
- Bez paniki. Stoimy na środku pustkowia, najwyraźniej pozbawieni mocy, mogło być gorzej. Póki mamy miecz, nic nas nie zeżre. Tak. Na pewno... - spojrzała powątpiewająco w stronę słupa dymu - Przyjmijmy, że to nie zapaliło się od pioruna. Kogoś tam spotkamy i nie będę musiała gadać sama do siebie żeby tylko nie siąść na tyłku i nie zacząć wpatrywać się w horyzont pustym wzrokiem. No, idziemy... |
_________________
|
|
|
|
|
Mortvert
WiP'owski Inżynier
Dołączył: 16 Lis 2008 Skąd: Wszechswiat rownolegly@Park narodowy Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 19-11-2008, 08:43
|
|
|
Krasnolud obudził się w trawach wyższych od niego, w nowym nieznanym świecie, bez czegokolwiek
Jego broń, zbroja i narzędzia zniknęły
Eee.. A co tu się ogólnie stało ?
Pamiętam tylko jak wszystko znika. Chwile później.. Coś nowego, lepszego..
Rozglądając się dookoła, w trawach krasnolud znalazł coś znajomego.
Skrzynke z narzędziami.
Do siebie
-No, nie jest tak źle jak mogło być. Kilka gałęźi, trochę sznurka i powinno być dobrze. Przecież muszę widzieć teren, prawda ?
Po dłuższej chwili szukania gałęzi i wiązania ich, Hoshi sklecił sobie szczudła. Takie które mają dwa metry wyskokości.
-Heeej ? Jest tu kto ?..
Po chwili ciszy, sam do siebie..
-Jednak gorzej być nie może.
W myślach
-Musze znaleźć kogokolwiek, Mecha zgubiłem podczas wciągania w czarną dziurę a broni nie nosze. Jest źle, oj źle.. Żebym sztylet mógł znaleźć.. Albo chociaż proce.. |
Ostatnio zmieniony przez Mortvert dnia 19-11-2008, 20:48, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Lila
BAKA Ranger
Dołączyła: 19 Wrz 2006 Skąd: [CENSORED] Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Lisia Federacja Omertà
|
Wysłany: 19-11-2008, 13:02
|
|
|
Wilkolaczka przyzwyczajona do spadania z nicosci, jak to na kotka przystalo ustawila sie by zgrabnie spasc na cztery lapy. Ku jej zdziwieniu ladowanie nie bylo takie miekkie a tylek prawdopodobnie bolec ja bedzie przez kilka dni...
Pojawianie sie w nieznanych sobie blizej lokacjach nie bylo dla niej niczym nowym, za to co ujrzala okazalo sie zaskoczeniem. W ktora strone by nie spojrzec: Las. Gesty, mroczny las... Sposrod galezi ledwo dalo sie dojrzec blekitne niebo, sprawialo to niezreczne uciucie zagubienia i bezradnosci.
*Co sie ze mna dzieje... Zgubilam sie w lesie? Jak to mozliwe?*
Ponownie rozejrzala sie po otaczajacych ja drzewach, by w koncu stwierdzic, ze gdzie by nie poszla, wyglada tak samo. Postanowila wspiac sie na jedno z najblizszych i rozejrzec po okolicy. Zaskoczona cala sytuacja, stwierdzila, ze ma trudnosci z wdrapaniem sie na galaz - by nastepnie z niej spasc, co spowodowalo rezygnacje z planu rozejrzenia sie po okolicy. Postanowila po prostu isc przed siebie.
*Ten las musi sie gdzies konczyc...*
I pewnie gdzies sie konczyl...
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Sorry za gramatyke i ortografie, troche sie spieszylam piszac ze szkoly. postaram sie to popoprawiac jak wroce do domku. Obiecuje rowniez nastepne posty pisac duzsze xD.
|
_________________ " Twas brillig, and the slithy toves, did gyre and gimble in the wabe;
All mimsy were the borogoves, and the mome raths outgrabe.~ "
|
|
|
|
|
Momoko
wiosna jest miau
Dołączyła: 04 Sty 2007 Skąd: z Cudzysłowa Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja WIP
|
Wysłany: 19-11-2008, 15:34
|
|
|
Trawa kołysała się na wietrze, niczym tłum pogrążonych w transie istot. Las, od pierwszego korzenia, po ostatni liść starał się sprawiać wrażenie, że jest jak najbardziej normalny i stoi tu sobie od zawsze. Nic nie wskazywało na to, że Wszechświat dopiero co został złożony ze szczątków swojego poprzednika.
- ... Ychu. - powiedział gęsty krzak stojący na pobliskim wzgórzu. Po chwili, plując korą i wyjmując sobie gałązki z włosów, z krzaka wyszła nieco poturbowana istota płci żeńskiej. Na jej twarzy malowała się dezorientacja przyprawiona szczyptą paniki.
Momoko zawsze wierzyła, że któregoś dnia Świat zwali jej się na głowę. Ale żeby wszystko, wszyściutko w jednej sekundzie rozpadło się na drobne, a złośliwie Nic w tym czasie wepchnęło ją w jakieś nieznane okolice, to było... To było...
- Niegrzeczne! - jęknęła oskarżycielsko w stronę krzaka, jakby to była jego wina.
- No dobrze, powoli. Zróbmy może mały remanent. Oczy są, nos też, uszy... - tutaj dziewczyna przerwała na chwilę. Oj, coś było zdecydowanie nie tak. To znaczy, uszy były całkiem znajome, futrzaste i spiczaste, problem w tym, że nie spełniały swojej funkcji jak należy. Słyszeć słyszała, nawet całkiem nieźle, ale to było nic w porównaniu ze standardem, do którego przywykła.
To samo można było powiedzieć o ogonie. Obrośnięta różowo-rudym włosiem kita wyglądała czysto i zdrowo, jednak w żaden sposób nie pomagała w zachowaniu równowagi podczas chodzenia.
Hamując przemożną chęć biegania w kółko i wydzierania się w niebo głosy, Momoko postanowiła sprawdzić, jak się mają pozostałe sprawy.
- Pomyślmy, pomyślmy, jakieś proste zaklęcie... Takie, jakiego uczysz się na samym początku i zawsze się przydaje... Może uleczające?
Wyciągnęła ręce przed siebie i zaczęła mruczeć inkantację, która pojawiła się w jej głowie.
Źródło wszelkiej mocy, Lśniący, płonący szkarłatny płomieniu...
Gdy zaklęcie zostało już prawie całkiem uformowane, nagle w jej umyśle zaskoczyła myśl. Tak jakby ktoś znienacka dołożył brakujący element do układanki. Tyle, że obraz, który został ułożony nie miał nic wspólnego z jej wiedzą.
To zaklęcie może i było użyteczne...
Włosy na ogonie zjeżyły się lekko, tak na wszelki wypadek.
Ale nie należało rzucać go sobie pod stopy!
Dziewczyna w ostatniej chwili zmieniła kierunek strzału kuli ognia, która uformowała się jej w dłoniach. Kula zatoczyła łuk, a następnie poszybowała w górę, uprzednio podpalając stojący nieopodal krzak.
- Wody, wody... Znam jakieś zaklęcie gaszące? |
_________________ Pray tomorrow takes me higher higher high
Pressure on people
People on streets
|
|
|
|
|
Mortvert
WiP'owski Inżynier
Dołączył: 16 Lis 2008 Skąd: Wszechswiat rownolegly@Park narodowy Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 19-11-2008, 16:00
|
|
|
Błądzac w trawach, krasnolud zauważył coś bardzo znajomego (znów, po raz drugi =P)
Był to Zestaw Małego Majsterkowicza (Made in ZSRR).
-Noo, nareszcie, nie będe już taki bezbronny.
Zeskoczywszy ze szczudeł, krasnolud przypomniał sobie o prawie grawitacji..
-Uhh.. Gdy sie siedzi w zbroi, zapomina sie o takich błahostkach.
Kilka minut później
-Pora na przegląd narzędzi i zestawu..
Klucz francuski - Jest
Śrubki, nakrętki, silniki parowe (wersja mala) - Są
Paczka amunicji - jest
Gumowa Kaczuszka - Jest (Zastanawiam się, skąd sie ona tu wzieła..)
Mały piecyk hutniczy - Jest
Kilka żelaznych/miedzianych/innych prętów też sie znalazło..
Troche innych badziewi, bliżej nie zidentyfikowanych + jakaś dziwna ruda + jakieś kryształy
-Zastanawiam się, co zrobie z amunicją a co z kaczką.. |
Ostatnio zmieniony przez Mortvert dnia 20-11-2008, 06:49, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Mai_chan
Spirit of joy
Dołączyła: 18 Maj 2004 Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć... Status: offline
Grupy: Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 19-11-2008, 16:14
|
|
|
Kiedy Maya poczuła zbliżającą się przeraźliwie silną, chaotyczną moc od razu wiedziała, że coś nie tak. Coś bardzo nie tak. Po pierwsze: tak wielka moc mogła znaczyć tylko jedno: coś stało się z Seriką. Coś bardzo, bardzo, bardzo złego. Na tyle złego, żeby Serika straciła kontrolę nad swoją mocą. Cały Multiświat był w niebezpieczeństwie... W następnej chwili poczuła, że coś rozbija ją na atomy. Przynajmniej takie było najbliższe skojarzenie. Chwilę potem straciła przytomność.
Obudziła się leżąc na trawie na skraju lasu. I od razu poczuła, że jest jeszcze gorzej, niż jej się wydawało.
- O *@*((*!!
Tak, inaczej się tego nie dało podsumować. Gdziekolwiek Maya się znalazła, chciała NATYCHMIAST się stamtąd wydostać. Świat wyglądał normalnie. No, prawie. Kolory były jakby... intensywniejsze, niż w innych znanych jej światach. Ale to detal. Naprawdę detal. Najbardziej przerażające było co innego...
Magia.
W tym świecie nie ma magii.
Nie, nie chodzi o to, że ludzie nie znają tu magii. Ten ŚWIAT nie zna magii. Ale to niemożliwe! W KAŻDYM świecie jest magia! W absolutnie każdym! Może być słaba, ale zawsze istnieje... Zawsze!
...Chyba, że ten świat jest martwy.
Co również oznacza, że nie ma tu inteligentnych istot. Że ten świat jest najbardziej nienaturalną rzeczą, jaką można sbie wyobrazić.
"Jestem sama w nieznanym, martwym świecie."
Nie wypowiedziała na głos tej myśli. Wolała się nie rozklejać. I naprawdę próbowała. Ale chwilę później uświadomiła sobie coś jeszcze.
- Ogień... - wyszeptała.
...nie ma go.
I dopiero wtedy wpadła w panikę. |
_________________ Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!
O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD
|
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 19-11-2008, 16:27
|
|
|
Cisza, mrok i niekończąca się pustka.
* błysk *
Gromada różnych cząstek elementarnych tańczyła kankana. Z przytupem. W dodatku chichocząc złośliwie.
* błysk *
Poring Cierpiał, a wokół niego wariował wszechświat. Co prawda faza w której wszystko i wszyscy byli wielokrotnie wywracani na drugą stronę, prani, prasowani i przepuszczani przez wyżymaczkę już minęła, ale świat nadal odmawiał ustabilizowania się, a kalejdoskop szybko zmieniających się krajobrazów przyprawiał o ból głowy nawet nawykłą do zamieszania i chaosu Istotę.
Środkiem pustyni szła tajemnicza, kolorowa procesja dziwnych sylwetek - budek telefonicznych, skrzynek na listy, figurek jenotów, lalek, bram świątynnych i wielu innych, niesamowicie wyglądających postaci.
* błysk *
Od czasu do czasu dało się wyczuć obecność "obok" innej istoty (lub istot), ale powiedzenie o nich czegoś więcej, czy choćby policzenie ich było niemożliwe - szalejący chaos wokół tak zniekształcał zmysły, że to co się przedostawało było niespójne, a czasem wręcz sprzeczne.
Ciemna noc, puste, ponuro wyglądające pole i postument z księgą na środku. Samotna postać ubrana w łachmany wygłasza magiczną inkantację
- Klaatu! Verata! NiKhhhKhhKhhh...
* błysk *
Zmiany stawały się coraz wolniejsze, aż w końcu z gwałtownym, metafizycznym szarpnięciem Wszechświat podjął wreszcie decyzję co do swego ostatecznego wyglądu.
Bezchmurne, błękitne niebo, słońce oświetlające wielką połać lasu, ozprzestrzeniającego się od szerokich równin poniżej aż po majaczące na horyzoncie, okryte mgłą góry. Prawdziwy kicz, z której strony by na to nie patrzeć.
- Ups - stwierdziła Istota, gdy nadwyrężone sztormem chaosu i próbami utrzymania się w całości siły w końcu ją opuściły. Dobrych kilka metrów nad ziemią.
Pół godziny później, poobijany i nastawiony niespecjalnie pozytywnie do świata Poring odpoczął na tyle, by, chybotliwym lotem niewiele nad ziemią, odbijając się od gruntu co kilka metrów udać się na poszukiwania innych form inteligencji
- Idę na wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Mara
High
Dołączyła: 05 Maj 2007 Skąd: spod łóżka Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja
|
Wysłany: 19-11-2008, 16:59
|
|
|
Picie herbaty to niezwykle relaksujące zajęcie. Zwłaszcza gdy posiada się tę świadomość, ze komuś przeszkodziliśmy, nam ktoś przeszkodził i... Dla Mary rozmowa zapowiadała się naprawdę przyjemnie. Można było kogoś obgadać, obgadać konkretne osoby lub też obgadać obecnych w herbaciarni, których swoją drogą w pewnym momencie zrobiło się całkiem sporo.
Gdyby znaleźli się w tej sytuacji jacyś postronni, zapewne byliby zdziwieni tak daleko idącą precyzją czarnej dziury. Ich zdumienie na pewno jednak nie przerastałoby uczucia Mary, która właśnie... Zniknęła. A może raczej, zniknęło wszystko.
Pierwsze pytanie które jej się nasunęło to: dlaczego. Dość problematyczne, o t pytają wyłącznie sztampowe postaci, ona zaś nie chciała być pierwszą lepszą z brzegu. Dodałaby coś jeszcze ale dostrzegła ciekawy fakt: widziała nic.
Nic było duże, niepojęte i z pewnością niesymetryczne. Co ciekawsze jednak, pojmowanie wykroczyło poza zmysły jakoś dawno temu, na dodatek opisu dokonywały słowa tak skomplikowane, że nie powinna ich zrozumieć, ba, nawet zarejestrować. To było... Dziwne. W miarę odczuwania pewnego rodzaju rozpadania się pojmowała więcej i to nie dzięki swoim władzom umysłowym. Te wydały jej się zaskakująco... Żałosne.
To była chyba ostatnia myśl jaką Mara zarejestrowała w mowie artykułowanej. Reszta jakoś nie chciała się sklecić w coś więcej niż "uaaaaa" już podczas materializacji, po której przeszła w donośny i przeszywający wrzask.
Młody, chaotyczny umysł błyskawicznie zapełnił się informacjami, energią i jeszcze raz energią która wylewała się nań w dość bolesny sposób. Zresztą, trudno, żeby tak nie było - dziewczyna nie miała wiele wspólnego z bytami boskimi, miała ograniczenia w przyroście mocy a także jej pojmowaniu co poskutkowało, delikatnie mówiąc, przeciążeniem. Jedyne co mogła z okresu po przejściu do wymiaru rzeczywistego zapamiętać to coś jakby ból... W gruncie rzeczy trudno było to opisać.
Mara chyba nie chciała wychylać się w tę rzeczywistość choć sama o tym nie wiedziała. Przywykły do wielokrotnie mniejszego wysiłku umysł próbował to coś powstrzymać, mimo to pierwsza wiązka energii objawiła się wszystkim niezwykle donośnym trzaskiem, sugerującym, że wymiar pęka. Łamie się na pół tak ściślej acz przy okazji powstały dosyć ciekawe ujścia dla magii. Niewielkie, bardzo gęste punkciki przyprawiające o migrenowy ból głowy.
Momoko mogła oglądać fascynujący proces spalania w zwolnionym tempie. Krzaczek zawirował po czym stanął nieruchomo, płomień zaś jakby zwolnił aby w końcu stanąć. Coś podpowiadało, żeby się nie zbliżać do tego tworu. Zresztą, na niebie i ziemi wydawało się tworzyć mnóstwo kolejnych punktów energetycznych wielkości mniej więcej średnio dużych fireballi. Jeden z nich zresztą utkwił w środku i... Tak pozostał. Tymczasem gdzieś pośród lasu z wymiarowego portalu wychylił się mały palec Mary, który zahaczył o przestrzeń i tak się jej trzymał. |
_________________ "Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
|
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 19-11-2008, 21:08
|
|
|
Tymczasem na orbicie okołoziemskiej...
Ogromna stacja bojowa "Miecz Mahometa" cięła gwieździstą przestrzeń kosmiczną. Zeg zakręcił się w fotelu obrotowym ustawionym na mostku kapitańskim.
- A teraz wreszcie zniszczymy WiP! - krzyknął!
- Ale panie giaur - zaniepokoił się jeden z tworzących załogę okrętu Talibów. - W umowie było, że stacja ma posłużyć do zniszczenia wielkiego, amerykańskiego szatana.
W sumie Arab miał powody do niepokoju. W końcu to za jego i jego przyjaciół pieniądze stworzono tą broń.
- Oczywiście. Ale przecież najpierw musimy ją wypróbować! Aktywacja działa tahyonowego! - wykrzyknął dowódca i uderzył dłonią w klawiaturę. Stacją szarpnęło. Potem z kokpitu sypnęły iskry.
- Ups! Chyba nie ten przycisk - powiedział Zeg, zanim zgasło światło. Za iluminatorem powierzchnia planety rosła w niepokojącym tempie.
Miecz Mahometa wszedł w atmosferę i eksplodował na tysiące odłamków. Jeden z nich przeciął niebo z charakterystycznym odgłosem: Aaaaaaaaaaaaaa!!!!! by z głośnym BUUUUUUUUUUUUUM!!!! uderzyć o grunt. Donośne AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!! rozległo się z krateru, jaki wyrwał w ziemi. |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
Ostatnio zmieniony przez Zegarmistrz dnia 19-11-2008, 21:17, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
DeadJoker
Soul Loser
Dołączyła: 02 Lut 2007 Skąd: Prosto od krowy! Status: offline
Grupy: AntyWiP Lisia Federacja Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 19-11-2008, 21:13
|
|
|
Spadanie jest tak naprawdę przyjemne. Lecisz, czujesz wiatr we włosach i jesteś wolny, wolny! Niestety, wolność kończy nieprzyjemne spotkanie z powierzchnią. To nie spadania się boimy, tylko spotkania z ziemią, które może być bolesne. I było. Jednak poczucie rozpadania się na kawałki mniejsze od atomów było nieporównanie gorsze. DeadJoker nie znała się na fizyce kwantowej. Na magii też nieszczególnie. Nie bardzo wiedziała, jak to możliwe, by w jednej chwili świat się rozpadł i złożył ponownie. Widziała to kiedyś na jednej kreskówce. Ale nie wyobrażała sobie tego w rzeczywistości. Z drugiej strony, kto wie, co tak naprawdę jest kreskówką, a co rzeczywistością. Może to ona gra w wielkiej kreskówce. Rozmyślania przerwało to właśnie bolesne zetknięcie z powierzchnią. I światło słoneczne. Jaśniejsze niż to które znała. *Kurczę! Nie znoszę Słońca. I to w takim natężeniu!* Podniosła się z ziemi. Dotknęła twarzy. Nos nie zniknął. Oczy są. Buzia jest. Uszy są. Normalne ludzkie uszy, których dziewczyna się wstydziła. To jedno...nie miałaby pretensji, gdyby się zmieniło. Kapelusz jest. Z piórem. Nawet lusterko jest.
- Himeo? Melusina? Jesteście? - zero odpowiedzi. Może ją ignorują. Ale dlaczego? Nic im nie zrobiła. Dobrze, to nie jest jej najgorszy problem. Gdzie jest? Znajdowała się na otwartej przestrzeni, nienaturalnie płaskiej, pustej, jak okiem sięgnąć tylko trawa, żadnego kamienia, samotnego drzewa; z jednej strony las. Wszystkie drzewa takie same, nieruchone, jakby cały krajobraz narysowany został przez przedszkolaka. Brakuje tylko domku z kominem, z którego dobywałby się dym. Ale zaraz! Jest dym! Skierowała się właśnie tam. Po paru minutach marszu ujrzała ognisko. Na patyku nad ogniem wędził się dziki wieprz, a obok siedział niewiele większy od dzika obywatel. Nie bardzo wiedziała, jak zacząć rozmowę, więc postanowiła powiedzieć dokładnie to co myślała. Był to jeden z jej nielicznych talentów.
- Serwus! Jesteś pierwszą osobą, którą tu spotykam, oczekuję, że powiesz mi gdzie i dlaczego jestem. W przeciwnym razie...nieważne. |
_________________ Za czasów rycerstwa, smoków i komuny
Nim łamanie kołem całkiem wyszło z mody
Gdy inkwizytorzy nosili shotguny
Autor tego posta przeżywał przygody
|
|
|
|
|
radgers
Merill J. Fernando
Dołączył: 08 Sie 2007 Skąd: Leszno/Sfery Status: offline
|
Wysłany: 20-11-2008, 00:05
|
|
|
Oczywiście jedyną osobą która nic sobie nie zrobiła z rozwalającego się Multiświata był największy lekkoduch jakiego Multiświat nosił na swych barkach znaczy się Radgers, który w momencie Kichnięcia... no, robił to co wychodzi mu najlepiej - spał.
Jego prościutki umysł rzecz jasna wytłumaczyłby sobie to, że wszystko dookoła, łącznie z nim samym, zaczęło się nagle rozpadać, zapadać, wypadać i inne "ać", tym że był to tylko sen. Bardzo realistyczny zresztą. Wręcz bardzo, bardzo realistyczny. Chociaż może niekoniecznie, bo przecież Rzeczywistośc w tym jednym ułamku sekundy rozpadła się na tyci, tyci cząsteczki i złożyła z powrotem. Jak puzzle, choć troszkę kawałków się chyba poprzemieszczało... A, w sumie przecież to tylko Bardzo Realistyczny Sen. Po co zaprzątać sobie nim głowę.
Radgers otworzył oczy. Obudził go ból w... dole pleców mówiąc jak najkulturalniej. Podniósł się do pozycji siedzącej i minęła mała chwila zanim jego otępiały umysł odwiesił i zarejestrował, że nie był w herbaciarni. A to dziwne. Było za to morze i szum. - Coś mnie ominęło? - wymamrotał do siebie. Hm, cóż trza poszukać czy jest tu ktoś jeszcze kto wie o co chodzi, względnie pływa? Standardowy trik wyszukiwania pobliskich umysłów pewnie poskutkowałby gdyby nie to, że nie poskutkował co bardzo Radgersa zmartwiło. Spróbował jeszcze raz i nic. Hm, a może wciąż się nie obudziłem? Tak! To z pewnością wciąż jest sen! Uradowany takim prostym wyjaśnieniem pomaszerował raźnie wzdłuż brzegu. Ciekawe czy spotka jakieś ciekawe wytwory swojej podświadomości? |
_________________ Duk said (czy coś takiego) - spróbuj i Ty xD
Ostatnio zmieniony przez radgers dnia 21-11-2008, 16:20, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Vodh
Mistrz Sztuk Tajemnych.
Dołączył: 27 Sie 2006 Skąd: Edinburgh. Status: offline
Grupy: Alijenoty Fanklub Lacus Clyne
|
Wysłany: 20-11-2008, 00:38
|
|
|
Ogromny, dumny Gnom siedział przy ognisku. Patrzył z zadowoleniem na swe najnowsze dzieło. Dzik już prawie upieczony, będzie na pewno pyszny!
Wtem w krzakach rozległ się szelest i wypadła z nich nieco zziajana DeadJoker. Gnom wstał prędko, wzbił się w powietrze na półtora metra, spuścił płaszcz tak, żeby nie było widać braku nóg, przybrał dumną minę i najpoważniejszym głosem, na jaki go było stać rzekł:
- Khm... <tu nastąpiła pauza na poprawę głosu na jeszcze niższy i zastanowienie się nad tym, co właściwie Gnom chciał Rzec> Witaj w moich skromnych progach. Od niepamiętnych czasów jestem władcą tego lasu, a z każdym rokiem rosnę o centymetr! HA HA HA ! Czy widzisz, jaki jestem WIELKI? - to powiedziawszy Gnom wpatrzył się z uwagą w twarz nowo przybyłej, szukając na niej śladu zdumienia i podziwu...
- Złóż mi pokłon, a chętnie ugoszczę Cię w swych skromnych przewspaniałych i nieograniczenie cudownych progach! - tu znacząco zerknął na dzika.
Gnom usłyszał kolejny szelest nieopodal, czyżby kolejna zbłąkana dziewoja zauważyła słup dymu? *rany boskie, tylko żeby nie zwrócili uwagi na krótkie łapki* pomyślał gorączkowo Gnom najwyraźniej zupełnie nie świadomy tego, że stoi przed nim córka jego przyjaciela, która go dobrze zna, a poza tym widziała, jak siedział przy ognisku zanim zaczął lewitować. |
_________________ ...
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 20-11-2008, 01:01
|
|
|
Daerian obudził się na trawie, leżąc częściowo w kałuży. Nie wiedział co się stało, lecz jednego był pewien - coś bardzo nieprzyjemnego. Otaczające go linie energii były inne, czuł się też jakoś dziwnie... ale nad tym zdecydował się zastanowić później. Teraz miał ważniejsze priorytety i co innego na głowie.
Jego płaszcz był mokry.
A to oznaczało możliwość przeziębienia. Tak, wiele osób zbagatelizowałoby problem. Żadna z nich jednak nie widziała w życiu kichającego smoka.
Drow wyobraził sobie porządny i intensywny płomień na wyciągnięcie ręki, który tak dogodnie pozwoliłby mu wysuszyć ubranie... po czym błyskawicznie odskoczył w tył, gdy zamiast płomienia pojawiła się przed nim kolumna wrzątku i pary. To było zdumiewające... do tego... miał wrażenie, że ów gejzer ogarnąłby go, gdyby nie nakazał wodzie odruchowo się cofnąć. A przecież nigdy nie miał takiej kontroli, ba, nie miał żadnej kontroli nad wodą!
Co gorsze w tym momencie uświadomił sobie, ze woda z płaszcza także go usłuchała i gdzieś sobie poszła w siną dal... to wszystko sumowało się do bardzo ciekawego wniosku.
-Kontroluję wodę... ale nie mogę wywołać ognia? Co się ze mną dzieje?
Poczuł narastające uczucie bezradności i pustkę... Nie mógł dosięgnąć wewnętrznego Shura Ago, smoczego zmysłu ognia... coś było bardzo nie tak. Momentalnie podjął próbę transformacji, zmiany kształtu, by rzucić się w wir powietrza, oczyścić umysł czystą radością lotu... i zwinął się w kłębek z bólu. Jego moce smoczej zmiany kształtu nie odeszły całkiem, inaczej nie poczułby po prostu niczego... Miało to sens, były częścią jego istoty głębiej niż magia, głębiej nawet niż ogień... ale były inne. Zwichrowane. Niedostępne. Swoboda, wolność, potęga smoczego rodu były dla niego w tej chwili jedynie mglistym wspomnieniem. Czyżby całkiem utracił swoje zdolności... nie, pozostała jeszcze jedna rzecz...
W tym momencie czoło oblał mu zimny pot. Spojrzał na prawą rękę i przywołał Pieczęć. Ta pojawiła się... słaba, migocząca wszystkimi barwami tęczy. Chaotyczna. Kontrolowała jakąś energie, ale nie miał pojęcia jaką. Wiedział jednak dość, aby świadomość odpowiedzialności prawie powaliła jego, zawołanego miłośnika chaosu.
Nie miał jednak czasu, aby nad tym rozmyślać, gdyż w tej sekundzie usłyszał całkiem bliską eksplozję. Nie myśląc wiele, choć raczej powinien był to zrobić biorąc pod uwagę swój obecny stan, ruszył biegiem w jej stronę.
... Warto też zauważyć, ze przez cały ten czas nie zwrócił uwagi na fakt, że jego włosy zmieniły kolor na piękny odcień ciemnego błękitu. |
_________________
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|