FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
  Gekihen - Multiświat 2.0
Wersja do druku
Bezimienny Płeć:Mężczyzna
Najmniejszy pomiot chaosu


Dołączył: 05 Sty 2005
Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych.
Status: offline
PostWysłany: 02-12-2008, 19:52   

- Wieloryba. To takie zwierzę, zazwyczaj morskie, o kształtach zbliżonych do ideału. Dużo waży, aczkolwiek w tym konkretnym wypadku to zdaje się zmieniać. Posiada skrzydełka i kiełki (i nie, nie mam na myśli zdrowej żywności!). Lewituje nieco na południe od nas. Brzmi ekscytująco, prawda?
Poring wyraźnie był w szampańskim nastroju. Co chwila podrywał się, robił kilka kółek, slalom pomiędzy obecnymi, albo unosił się wirując wokół swojej osi, po czym na chwilę lądował na kolejnej głowie.
- To fantastyczne, świat nadal potrafi nas zaskakiwać! Nie pamiętam kiedy ostatnirazwidziałemlatającegowielorybatomusiałobyćbardzodawnoanapewnonigdyniewidziałemwielorybazeskrzydełkami! Poprostumusimytozobaczyć! - trajkotał coraz szybciej, aż słowa zaczynały się zlewać i stawać coraz bardziej niezrozumiałe.
- Czego on się najadł? - zapytała podejrzliwie GoNik - I czy to na pewno było bezpieczne?
- Oby tylko nie było zaraźliwe - mruknął Ysen, bezskutecznie rozglądając się za jakimś workiem w który dałoby się zapakować Istotę.

Miya doszła do wniosku, że dalsze potrząsanie losowymi osobami raczej nie poprawi aktualnej sytuacji ani nie przyniesie odpowiedzi na istotne pytania.
- To pójdźmy zobaczyć tego... wieloryba, skoro to niedaleko... ale po drodze ktoś ma mi wyjaśnić co się tu właściwie dzieje. Bardzo dokładnie. Ze szczegółami.

Patrząc na zadeptane przez Miyę zadanie Mara podjęła bohaterską decyzję, że rozwiąże je później... Wieloryb wydawał się w danej chwili o wiele ciekawszy. Zresztą, nie znała przecież żadnego kurzyka osobiście...

W tym samym czasie kilkanaście kilometrów dalej niepozornie wyglądająca furgonetka skręciła w leśną drogę prowadzącą w kierunku ogrodzenia.

_________________
We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.

The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense.
Przejdź na dół Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Mara Płeć:Kobieta
High


Dołączyła: 05 Maj 2007
Skąd: spod łóżka
Status: offline

Grupy:
House of Joy
Lisia Federacja
PostWysłany: 02-12-2008, 20:34   

Mara siedziała zamyślona nad kartką z zadaniem. Jej głównym problemem nie był los kurzyka ale raczej kwestia, jak u licha niby miała znać nierówności wykładnicze. Inaczej to ujmując: udawała, że próbuje to pieruństwo rozwiązać, w rzeczywistości wysilając swój umysł aby wyobrazić sobie kurzyka.

Moment złapania za szyję był wręcz mistyczny. Dziewczyna zawsze kojarzyła ten gest z ewidentnym narażeniem życia na niebezpieczeństwo, co też poskutkowało niebezpiecznym bulgotaniem nowo nabytej mocy. Zacisnęła powieki oraz zęby po czym tylko stęknęła cicho próbując wydać z siebie coś w stylu "puść mnie". Chwilowo nie była w stanie pomyśleć więcej.
- Jak nie puścisz jej gardła, to nie powie - rzekł ktoś bardzo mądrze. Mara tymczasem wysiliła się na ciche stwierdzenie, że pobieranie informacji jest co najmniej niebezpieczne w tym momencie. Może dlatego zaczęła śpiewać w myślach piosenkę gdy usłyszała kolejne kwestie.
- A niech się wysili! - prychnęła Miya, nie ustając - Jest przepakiem, więc co to dla niej?
- Miyak...
- Nie przeszkadzać, ja tu się frustruję!
- Miyak, ale ja tu jestem...
Tak! Wszystko szło ku dobremu, niech ona dusi tamtą, tymczasem Mara skupi się na oddychaniu. Dziewczynę naszła abstrakcyjna myśl, że trzeba się podlizać toteż uśmiechnęła się tak uroczo jak potrafiła i pomachała nieznajomej ręką. To poskutkowało dość nieprzyjemnym upadkiem na dolne plecy i uderzeniem poringa głową.

Plamy w kształcie słoni zaczęły pulsować błękitnawym światłem.

- ...Dobra. Czemu jedna z was wygląda jak Serik, a druga ma moc, która wygląda jak Serikowa? - Powinna była powiedzieć "przepraszam, nie chciałam, nie destabilizuj się". Okularnica westchnęła ciężko, poprawiła niecienkie gogle i spojrzała na nią spod nieco postrzępionej, przydługiej grzywki.
Pierwsze co z siebie wydała to trochę niezamierzone "yy" kiedy wstawała.

- Może odłóżmy tę dyskusję na później? Bo wiesz, idziemy właśnie zobaczyć wieloryba i...
- Że co?!
- Mogłabyś mi nie...
- Wieloryba. To takie zwierzę, zazwyczaj morskie, o kształtach zbliżonych do ideału. Dużo waży, aczkolwiek w tym konkretnym wypadku to zdaje się zmieniać. Posiada skrzydełka i kiełki (i nie, nie mam na myśli zdrowej żywności!). Lewituje nieco na południe od nas. Brzmi ekscytująco, prawda? - Przerwał jej radośnie króliczek/poring/whatever. Na dodatek uznał jej głowę za swoją własność, trajkocząc coraz to szybciej i szybciej.
- To fantastyczne, świat nadal potrafi nas zaskakiwać! Nie pamiętam kiedy ostatnirazwidziałemlatającegowielorybatomusiałobyćbardzodawnoanapewnonigdyniewidziałemwielorybazeskrzydełkami! Poprostumusimytozobaczyć!
- Czego on się najadł? - zapytała podejrzliwie GoNik - I czy to na pewno było bezpieczne?
- Oby tylko nie było zaraźliwe - mruknął Ysen, bezskutecznie rozglądając się za jakimś workiem w który dałoby się zapakować Istotę. Patrząc na jego minę Mara nabrała przemożnej ochoty aby mu pomóc... I nie rozkojarzyć pytaniem o pręgi na policzku, które pierwotnie były JEJ. Wniosek był prosty - wymieszali się. Ona miała moce Seriki, jej moce miał ten ten... Jak mu było na imię? Nie wystarczyłoby się zamienić? Serika, jako, że miała panowanie nad tą energią, mogłaby przywrócić świat do normalności i rozwiązać nierówność wykładniczą.

A właśnie. Zerknęła na rozdeptaną kartkę, którą schowała do kieszeni i wstała podpierając się miotłą. Do czegoś musi być. Co ciekawe jednak, przedmiot stęknął i mruknął coś telepatycznie o "starych dobrych czasach".
~ Znasz jakiegoś kurzyka?
~ Skądże! Ale Serika zna, lepiej uważaj.
Głośno przełknęła ślinę. Ten głos był zatrważający, dawno nie przeprowadzała rozmowy telepatycznej a ta przyprawiała co najwyżej o dreszcze. Poirytowana wstała więc i ruszyła w kierunku wieloryba, wznoszącego się teraz na tyle wysoko aby go widziała. Miała złe przeczucia. Ciekawe, gdzie był jej mąż?

_________________
"Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
5928978
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 02-12-2008, 23:44   

Post bardzo szybko pisany, więc za błędy przepraszam.
------------------------------------------------------------------

- Ysen, czy ty... Piszczysz?
- Bateria mi się wyczerpuje.
- ... SŁUCHAM?!
- W zbroi...
- Aaaa... Zakon poskąpił na duracell, co króliczku? - Serika wyraźnie nie podzielała ponurego humoru rycerza.
- Idźcie, wkrótce dogonię was.
- Ok. Zaczekamy na ciebie... Przy wielorybie!

Wesoła gromadka A szła jeszcze kilka minut, gdy wreszcie otworzyła się niewielka polana i ujrzeli Wesołą gromadkę B. Konkretnie zaś ujrzeli Maieczkę tulącą i głaszczącą z wielkim zaangażowaniem małego niebieskiego wielorybka, Momoko grzecznie podtrzymującą rozmowę z Daerianem i krasnoludem (którzy porozumiewali bliżej niesprecyzowanym narzeczu techniczno- magicznym), oraz dość sporą grupkę panów zalegających na trawie bez oznak życia, część otoczona butelkami.

- Niezła zabawa tu była...
- Serika! Gonik! Miyaczek!
- Maieczka!
- Patrzcie co mam, patrzcie co mam!
- To jest... Wielorybek.
- Niebieski wielorybek!
- Z kiełkiem...
- Prawda że fajny?
- Mroczny...

Dalszą dyskusję przerwała potężna eksplozja, która zatrzęsła ziemią w posadach. Radgers, Vodh i leśnicy zerwali się na równe nogi, po czym wszyscy spojrzeli w stronę oślepiającego błysku. Leśnicy jak jeden mąż zemdleli ze strachu, widząc formujący się atomowy grzyb. Mara podświadomie postawiła magiczną barierę, osłaniając siebie i pozostałych i zdążyła pomyśleć, że absurdalna moc przydała się wcześniej niż się spodziewała. Pozostali skupili się za nią, oczekując na nadciągającą falę uderzeniową.

Fala nie nadchodziła. Czekali na nią dziesięć sekund, dwadzieścia, gdy minęło pół minuty zaczęli się trochę niecierpliwić. Mara zaczęła zmniejszać moc przesyłaną do bariery.

- Czekaj! Jeszcze nie wyłączaj! Może to podstęp...
- Podstępna bomba atomowa?
- Yy, skąd wiesz, co takiej bombie chodzi po głowicy, jak tyle czasu siedzi w silosie...
- W silosie stoją rakiety, Seriko - zauważył Daerian, dziwnie ironicznym tonem. - Bombę spodziewałbym się znaleźć raczej w luku bombowym...
- Dobrze już, niech będzie luk...
- Zresztą uspokajam - ten grzyb był o wiele za mały. Gdyby to faktycznie była bomba atomowa musiałby mieć przynajmniej kilka kilometrów.
- To była bomba jądrowa.

Wszystkie oczy (poza oczami ponownie nieprzytomnych leśników) zwróciły się w stronę lasku, z którego właśnie wychodził Ysengrinn. Rycerz, jeszcze bardziej ponury niz zwykle, ubrany był w czarną skórzaną kurtkę i dżinsy, po masywnej zbroi nie było ani śladu. Teraz o wiele wyraźniej widać było fioletowe pręgi biegnące przez twarz i ramię.

- Nie mów, że wysadziłeś swoją zbroicę w powietrze...
- Procedura bezpieczeństwa - gdy nie ma możliwości zabezpieczenia bądź zabrania ze sobą zbroi należy ją zniszczyć przy użyciu załączonej broni jądrowej.
- Ach. Może więc oświecisz nas, drogi rycerzu, jakim cudem jeszcze żyjemy, skoro to co zdetonowałeś było głowicą jądrową?
- To była miniaturowa głowica jądrowa.
- ... Ja wiem, że fizyka nie jest najmocniejszą stroną żelaznych braci, ale naprawdę nie trzeba wielkiej wiedzy by wiedzieć, że broń jądrowa tak NIE działa.
- W porządku, użyłem głowicy niejądrowej - burknął rycerz, spoglądając na półsmoka z ukosa. - Coś cię ugryzło? Nigdy się tak nie zachowywałeś...
- Nie rozumiem co masz na myśli...
- Swoją drogą za każdym razem gdy się spotykamy wyglądasz inaczej - spojrzenie czarnowłosego robiło się coraz bardziej podejrzliwe. - Czy to jakaś wrodzona cecha smoków? Związana ze stadiami księżyca?
- ... Pozwolę sobie pominąć to milczeniem.

Mai i Serika grzecznie acz stanowczo odciągnęły od siebie obu panów, których zachowanie zaiste wskazywało, iż spotkali się o niewłaściwej porze miesiąca. Ponieważ dzik najprawdopodobniej sfajczył się w eksplozji, a innych racji prowiantu nie mieli, podjęto demokratyczną decyzję (wszystkie były niewiasty za, panowie wstrzymali się od głosu) by udać się w stronę najbliższej ludzkiej osady. Nieoczekiwanie Miya podjęła się wskazywać drogę, gdyż jak twierdziła wyczuwała słaby "szum astralny" w kierunku słońca. Ruszyli (teoretycznie) zwartą gromadką, która wkrótce zaczęła się niebezpiecznie wyciągać, toteż gdy tylko dotarli do leśnej drogi rycerz zaordynował, by sformowali zorganizowaną kolumnę.


* * *

Urządzenia pomiarowe w furgonetce eksplodowały gdy byli jeszcze ładnych parę kilometrów do celu, toteż ostatni odcinek pokonali na ślepo. To znaczy prawie na ślepo - w momencie gdy już byli pewni, że zgubili się w labiryncie leśnych dróżek powietrze rozerwał straszliwy huk niecałe dziesięć kilometrów od nich. Wkrótce musieli wysiąść, gdyż droga się skończyła. Po około kwadransie wyczerpującego marszu dotarli do rejonu, z którego dochodził sygnał, a który wyglądał... Przerażająco. Cezar początkowo dziękował bogom, skończyła się szalona jazda po wertepach, wkrótce jednak poczuł, że robi mu się słabo.

- Panno Mario, zawracajmy. Przecież... Nie poradzimy sobie z tym!
- Co twoim zdaniem powinniśmy więc zrobić - odparła zimno, lustrując okolicę.
- Nie wiem! Wezwać wojsko... Konfederację Narodów... Kościół Dnia Odkupienia... Kogokolwiek!
- Obawiam się, że nawet Konfederacja nie poradziłaby sobie z tym, co tutaj... Wylądowało - nagle zatrzymała się, po czym ruszyła szybszym krokiem. - Patrz, ludzie! Chodź, może jeszcze żyją!

* * *

Iść, ciągle iść w stronę słońca
W stronę słońca aż po horyzontu kres
iść ciągle iść tak bez końca
Witać jeden przebudzony właśnie dzień
Wciąż witać go, jak nadziei dobry znak
Z ufnością tą, z jaką pierwszą jasność odśpiewuje ptak


- Można prosić o ciszę? - idącemu na czele kolumny rycerzowi coś przyszło do głowy, podniósł rękę i zatrzymał pochód.
- Coś nie tak, Ysen?
- Potrzebny nam jakiś sznurek.
- Do czego ci sznurek?
- Przecież nie wejdziemy do wsi z latającym ssakiem wodnym i... czymś.
- Punyuuu!
- Dlatego mogą udawać baloniki.
- ... PRYCH!
- Reszta zaś niech zachowuje się jak... Nie wiem, zlot fanów kreskówek, albo inna banda wariatów...

_________________
I can survive in the vacuum of Space


Ostatnio zmieniony przez Ysengrinn dnia 03-12-2008, 00:10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Bezimienny Płeć:Mężczyzna
Najmniejszy pomiot chaosu


Dołączył: 05 Sty 2005
Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych.
Status: offline
PostWysłany: 02-12-2008, 23:58   

- Mogę udawać czapkę albo jakąś pluszaną zabawkę - Poring był najwyraźniej mocno urażony próbą zrobienia go w balona.
- Ostatecznie zawsze mogę zmienić kształt, choć to raczej ostateczność. Z tym czuję się mocno emocjonalnie związany.

Kilka chwil i jeden zlośliwy uśmiech później grupa ruszyła dalej, prowadzona przez rycerza z wątpliwie różową poringoczapką na głowie.

_________________
We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.

The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Mortvert Płeć:Mężczyzna
WiP'owski Inżynier


Dołączył: 16 Lis 2008
Skąd: Wszechswiat rownolegly@Park narodowy
Status: offline

Grupy:
WIP
PostWysłany: 03-12-2008, 18:46   

Okej, bilans.
Narzedzia zostawilem gdzies tam. Trzeba kupic nowe.
Rycerz ma watpliwie rozowa czapke ktora przypomina poringa.
Wszyscy wygladamy jak z jakiejs mangi wyciagnieci.
I jeszcze jacys dziwnie wygladajacy ludzie nadchodza. Wygladaja jakby uciekli z jakiegos azylu dla chorych psychicznie..

Po dluzszej chwili nieznajomi przybyli. Widac ze sie zgubili.. Po czym ? Galezie we wlosach, poszarpane spodnie, brudne koszule..

-Witajcie - zagadnęła kobieta - Zgubiliśmy się.. Możecie nam wskazac droge do najblizszego miasta ?
-Podazajcie za droga, jesli znajdziecie sie na skrzyzowaniu drog pojdzcie w prawo - odpowiedzial rycerz z watpliwie rozowym Poringiem na glowie.
-Dziekujemy.. - Po czym poszli we wskazanym kierunku.

Poring odezwal sie po chwili.
-Po co zes ich tam wyslal ? Przeciez miasto jest na wprost od nas !
Ysengrinn
*Przeciez miasto jest wlasnie w ta strone..
Miya
~A ja wyczuwam szumy astrale po lewej stronie..

I rozgorzala klotnia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Serika Płeć:Kobieta


Dołączyła: 22 Sie 2002
Skąd: Warszawa
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 04-12-2008, 15:43   

Kłótnia kierunkowo-lokalizacyjna trwała już od kilku minut i reszta towarzystwa zaczynała się już niecierpliwić. Jasne, wiadomo, że Ysen już był w pobliskiej wsi i powinien wiedzieć, co robi, ale w końcu nikt nigdy nie twierdził, że paladyni (oraz byli paladyni) mają bezbłędne wyczucie kierunku. W końcu Serika nie wytrzymała:
- Miyak, jesteś absolutnie pewna, że większe skupisko ludzi jest na lewo?
- Nyo tak, mówię, że czuję...
- To może jednak dogonimy tamtych ludzi i im powiemy, że się pomyliliśmy? To byłoby ciężkie świństwo, kazać im się pałętać po tym... Parku Narodowym, czy jak to było. Wygląda na spory teren, jeszcze zostaną tu do nocy i będzie im niefajnie...
- Khm! Serik, a pomyślałaś, że jak MY zostaniemy tu do nocy, to TEŻ będzie niefajnie?! - oprotestował pomysł Mortvert.
- Ale to tylko chwilka będzie...
- No way - zgodził się z krasnoludem Zeg.
- To sobie idźcie sami, a my z Miyakiem pójdziemy ich nakierować! - prychnęła Serika, pociągnęła przyjaciółkę za rękę i ruszyła za grupką obszarpańców. - Miyak, prowadź!
- Niby jak, jak mnie ciąąąąąnieeeeeesz?...
Błękitnowłosy obecnie drow ruszył za nimi, przytomnie stwierdzając, że wariatek należy pilnować.
Ysen usiadł na trawie i westchnął.
- No to nie pozostaje nic, tylko czekać... Co jak co, ale charakterek jej się chyba nie zmienił.

Dogonienie błąkającej się grupki nie zajęło dziewczynom i Daerowi specjalnie dużo czasu. Zapewne częściowo dlatego, że kondycja obu pań od czasu przeniesienia do innego wszechświata tak jakby gwałtownie się poprawiła (tylko nieszczęsny drow szybko nabawił się ciężkiej zadyszki), ale decydującym czynnikiem był fakt, że ścigani bynajmniej nie spieszyli się nadmiernie ku wyjściu. Wręcz przeciwnie: gdy w końcu dzielna grupa naprowadzająca odnalazła ich ukrytych za gęstymi krzaczorami w pobliżu ścieżki, zgodnie klęczeli na ziemi wlepiając wzrok w bladozielone porosty. Od czasu ostatniego spotkania przybyło im trochę patyków we włosach oraz błota na kaloszach, koszule nie zrobiły się ani trochę bardziej czyste, a za to wiechcie zielska, które nieśli ze sobą, urosły do gargantuicznych wręcz rozmiarów. I wyglądały groźnie. Groźnie wyglądały konkretnie wielkie i koszmarnie kolczaste roślinki w środku bukietów. Pułapka, czy jak?
- Co oni robią, odprawiają jakiś rytuał? - zapytał cicho drow.
Faktycznie, sprawiali wrażenie, jakby przygotowywali się do jakiegoś rytuału. Nie dość, że klęczeli na ziemi, to jeszcze ewidentnie dyskutowali na temat jakichś zaklęć:
- No mówię Ci, to jest Peltigera canina!
- Chrzanisz, moim zdaniem Peltigera, ale sulcata!
- Ej, słuchajcie, a przypadkiem nie Parmelia sulcata?
- A ja im dłużej patrzę w ten klucz, tym bardziej jestem pewna, że Hypogymnia tubulosa...
- No gdzie?! Z żadnej strony nie przypomina!
- No może... Zresztą ja i tak jestem molekularna!
CHLUP!!! - głośny dźwięk, któremu towarzyszył głośny krzyk, przerwał burzliwą dyskusję i wszyscy natychmiast podnieśli wzrok. Najwyraźniej jednak nie wszyscy zagubieni brali udział w porostowym rytuale, gdyż chwilę później z krzaków wyłoniła się jeszcze jedna postać. Ociekała wodą, jakby właśnie przed chwilą urządziła sobie kąpiel (co zapewne zgadzało się z prawdą), ale za to szczerzyła się maniacko.
- Longifolia tam rośnie!!!
- ...z tego powodu nie musiałeś niszczyć torfowiska - skrzywiła się jedna z kobiet podnosząc sie z ziemi i zbierając do kupy cały swój ekwipunek, z zielskiem na czele.
- No ale za to mam! Widzieliście kiedyś taką wypasioną rosiczkę?
- Jasna cholera, przecież ona jest chroniona!!!
- Ups... - speszył się kolega ociekający i z zawiedzioną miną rzucił roślinkę na ziemię.
- Wandal. Dobrze, że prowadzących tu nie ma, chyba by cię utłukli.
- Może przynajmniej wiedzieliby, którędy wrócić...
Serika i Miya przyglądały się scence z wyraźnym zainteresowaniem, ale w końcu to Daerian nie wytrzymał i wypalił:
- Przepraszam państwa bardzo... Ale co wy robicie?
Jakoś nikt do tej pory nie zwrócił uwagi na wanna-be-ratowników-zabłąkanych. Aż do teraz.
- A... Na co wygląda?
- Na poszukiwanie składników na mroczny rytuał przyzwania? - strzelił drow. W sumie nie wyglądało, ale lepszych pomysłów nie miał.
Serika, Miya i reszta obecnych jak na komendę wybuchnęły głośnym śmiechem.
- W sumie prawie pan trafił. Poszukiwanie składników na zaliczenie tej cholernej botaniki. Tylko, jak już wcześniej państwu mówiliśmy, trochę się pogubiliśmy, a w komórkach oczywiście nie mamy zasięgu, bo po co.
Studenci - i wszystko jasne.
- My chyba państwa trochę źle nakierowaliśmy... Przedyskutowaliśmy sprawę i wyszło na to, że najbliższa wieś jest jednak o, tam - wskazała Serika w kierunku pokaźniej kępy krzaczorów, zapewne posiadających skomplikowaną nazwę łacińską. - Tak pomyśleliśmy, że może podprowadzimy...
- Dzię-ku-je-my! - uśmiechnął się student ociekający. - Byle szybko, bo ja tu zaraz zamarznę...
- To ja może pomogę się zabrać? - zawsze nieskazitelnie uprzejmy Daerian sięgnął po bukiet zielska.
- Ostrożnie, ostrożnie! - krzyknęła jedna z dziewczyn, a zaraz potem rozbrzmiało głośne "Auuuuuu!".
- Mówiłam, ostrożnie. Takie osty, tylko bardziej.
- Wiedziałem, że to pułapka - mruknął pod nosem drow.

Gromadka (przyszłych) botaników w towarzystwie przybyszy nie z tego świata wyruszyła w kierunku, gdzie Serika, Miya i Daerian pozostawili swoich towarzyszy. Nie uszli specjalnie daleko, gdy dobiegł ich rozpaczliwy okrzyk:
- Poczekajcie na mnie!!!
- O... Lila? Ty też tutaj?
- Już myślałam, że nigdy nie wyjdę z tego lasu! Jakiś dziwny jest, kompletnie go nie czuję...
- To znaczy? - zainteresował się jeden ze studentów.
- No... Nieważne. To nasza znajoma wiccanka, wierzy, że każda roślina ma duszę i w ogóle, ale poza tym jest zupełnie normalna ^^ - sprostowała natychmiast Miya. - Nyo, to co, idziemy?
Nie było daleko, a tamci na szczęście nie ruszyli się z miejsca. Wreszcie można było ruszać dalej... Tylko najpierw chyba należało jeszcze pogadać z kolejną grupką zabłąkanych ludzi - ci z kolei nieśli ze sobą całą kupę jakiegoś oprzyrządowania, a na ramionach mieli dziwne znaczki. Coś jakby biały ludzik przekreślony na czerwono. I przyglądali się zebranym jakoś tak... dziwnie, z mieszanką strachu, zainteresowania i wrogości.

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
1051667
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 04-12-2008, 19:44   

Wykrywacz Kierkebauma miał jedną zaletę - był najstarszym, a tym samym najmniej czułym i najwytrzymalszym sprzętem na składzie. Był też całkowicie niedokładny, ale to w tej chwili nie stanowiło problemu - chcieli wiedzieć gdzie znajduje się interesujący obiekt, a to czy jego poziom mocy sięgał sto miliardów czy trzynaście trylionów jednostek nie było takie istotne.

- Tylko czemu to dziadostwo musi być takie ciężkie?! - Burknął Cezar, zginający się pod wielkim plecakiem z akumulatorami.
- Ciszej - warknęła Maria, wpatrując się w ekranik i wsłuchując w pikanie w słuchawkach. Szła przed nim, dźwigając urządzenie na plecach i holując go na kablu zasilającym. - Jesteśmy już bardzo blisko, zachowaj czuj...

Niejako dla potwierdzenia jej słów aparatura na jej plecach bzyknęła głośno, zaiskrzyła i zaczęła się fajczyć. Błyskawicznie zrzuciła ją na ziemię, oczywiście przewracając przy okazji Cezara. Młoda kobieta niczego jednak nie zauważyła, całkowicie zamarła w bezruchu
zapatrzona przed siebie.

Było gorzej niż myślała. Myślała, że miała miejsce jakaś magiczna erupcja, albo na plan fizyczny planety przedostała się potężna, bezrozumna, kosmiczna energia. To mogłoby skończyć się zniszczeniem tego świata, ale takie rzeczy się zdarzają. Tymczasem epicentrum mocy okazało się być grupą istot, jakich nigdy w życiu nie widziała - nawet poza tą... Sferą egzystencji. Nigdy też nie słyszała o podobnych bytach, toteż widziała tylko jedną możliwość - musiały przybyć z innego Wszechświata. Najpewniej jako forpoczta większej inwazji. Istoty, w liczbie kilkunastu i całym spektrum rozmiarów, kolorów i ras, obserwowały ją z mniej lub bardziej widocznym zaciekawieniem. Wyglądali na groźnych wojowników i potężnych magów, zahartowanych w bojach wyzutych z litości.

Musiała zareagować natychmiast, nim spostrzegą się, że ich szpieguje.

- Panno Mario, co to miało być - wrzasnął mężczyzna, podnosząc się wreszcie z asfaltu i odpinając ustrojstwo. - Mogła mnie pani... Ummmpf!

* * *

- ...
- ...
- ...
- Awww... - Maieczka jako pierwsza postanowiła cicho skomentować.
- ...

Kilkunastoosobowa grupka gapiła się z wytrzeszczonymi oczyma na interesującą scenkę, z odczuciami wahającymi się od dezorientacji do niezdrowej ciekawości. Przez pewien czas nic się nie działo.

- Ej, dobrzy są. To już prawie minuta...
- Dlaczego mam wrażenie, że oni czekają aż sobie pójdziemy?
- Serika ma rację, gapicie się - zgodził się rycerz, tradycyjnie wyłączając siebie spośród winnych. Delikatnie popchnął najbliższe osoby. - Ruszajcie się, musimy w końcu dojść do tej wsi, a tych dwoje na pewno woli być teraz samych.
- Oni coś knują - mruknął Daerian, unosząc brew. - Jesteście pewni, że nie powinniśmy ich usunąć?
- ... Daer, jak już dotrzemy do wsi musimy poważnie porozmawiać.

* * *

Odczekała jeszcze chwilę aż ich kroki oddaliły się i miała pewność, że nie obserwują jej. Puściła zemdlonego Cezara, który osunął się na ziemię z obrzydliwie rozanieloną miną i rozwalił na drodze niczym na wygodnej kanapie. Oddychała ciężko, opierając dłonie na kolanach, wreszcie zebrała się w sobie i wyprostowała. Jeszcze raz rozejrzała sprawdzając, czy nie ma w pobliżu świadków, zamknęła oczy i wyciągnęła przed siebie ręce.

- O Fat obas, - wyrecytowała twardym tonem. - kel binol in süls, paisaludomöz nem ola!

Na asfalcie przed nią zajarzył się słabo niebieski heksagon. Ponad nim zamajaczył ciemny przezroczysty cień, który po chwili uformował niewysoką postać w płaszczu z kapturem.

- Ilaro, nie teraz, jesteśmy bardzo zajęci.
- Wiem, mistrzu.
- ... Wiesz? - po kapturem zaświeciły błękitne oczy. - Niby skąd? Ktoś ci powiedział, że w naszej strefie ni stąd ni zowąd pojawiły się dwa nowe światy?
- Nie, ale urządzenia w moim instytucie coś wykryły. Potężne wyładowania mocy. Prawdopodobnie powiązane z pojawieniem się nowych światów.
- Interesujące. To wszystko?
- Nie. Myślę, że grozi nam poważnie zagrożenie. Mam informacje, które muszą natychmiast trafić do Najwyższej Rady.

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Lila Płeć:Kobieta
BAKA Ranger


Dołączyła: 19 Wrz 2006
Skąd: [CENSORED]
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Fanklub Lacus Clyne
Lisia Federacja
Omertà
PostWysłany: 05-12-2008, 17:51   

Wilkołaczka nadal lekko zdezorientowana całą sytuacja nie wiedząc co się dzieje snuła się za znajomymi w totalnej ciszy... Z ciekawością rozglądała się nowej okolicy, stwierdzając, że nie czuje żadnych zwierząt. Coś było nie tak z jej zmysłami Wilkołaka, może to ten dziwny świat je blokował, a może je straciła! Nie, to drugie odpada... Przecież to niemożliwe... Prawda?
* O, rozwiązał mi się but... * - Przykucnęła na chwilę by go zawiązać i gdy ponownie podniosłą głowę, stwierdziła, że jej towarzysze... zniknęli. Nie było po nich nawet śladu, żadnych okrzyków, chichotów czy nawet odgłosów łamanych gałązek na które stąpali.
- Hop hop! - Krzyknęła, lecz nikt odpowiedział - Dziwne...

Postanowiła pójść w stronę, w którą wydawało jej się zniknęli jej znajomi. Las był okropny, lecz na szczęście drzewa rosły coraz rzadziej. To mogło oznaczać tylko jedno, zbliżał się KONIEC! Nie koniecznie jej, ale na pewno Lasu - na szczęście, bo miała go już dość.

***

Po jakiś 10 minutach spaceru wyszła na polankę na której stałą drewniana chata z wielką tablicą: BAR NA POLANCE.
* Jakie to smutne i oryginalne *
Przed wejściem do Karczmy(?) stało kilka stolików z parasolami, na stołach stały popielniczki. Miejsce wyglądało dość czysto, nigdzie tylko nie było widać gości. Drzwi wejściowe wyglądały jak wyciągnięte żywcem z Westernu. Lila postanowiła Zabawić się w cowboya i robiąc dużo hałasu trzaskając drzwiami o ściany. Oczekiwała, że wszystkie oczy siedzących w środku ludzi będą zwrócone na nią, a ona sama będzie mogła się popisać i choć przez chwile być w centrum uwagi. Tak bardzo lubiła być zauważona!

Ku jej rozczarowaniu, w środku również nikogo nie było(?). Karczma(?) nie była zbyt duża, zaledwie kilka stołów oraz długa lada z barkiem. Na stołach stały świeczniki z czerwonymi świecami, popielniczki i karta dań. Niby nic specjalnego a zachęcało do zamówień. Lila usiadła sobie wygodnie i zajrzała w kartę, nie było w niej nic specjalnego za to zauważyła, że przy daniach nie ma Cen.
- Panienka tak nie trzaska, nie trzeba. Można grzecznie zawołać. - Spasła, bo innego słowa nie mogła dobrać, kobieta stała ze ścierką w ręku za ladą baru. Coś pod jej nosem ( Bała się o tym pomyśleć, mając nadzieje, że to tylko sadza z kominka ) wyglądało jak zarost i sprawiało, że zaczęła zastanawiać się czy to na pewno okaz żeński...
- Czy mogę prosić o pół-krwisty stek i kilka ziemniaków. - Choć do końca nie była pewna, cy ma dziś na to ochotę. Co się z nią dzieje... Niczego już nie była pewna.
- Postaram się coś załatwić, napijesz się może czegoś w tym czasie?
- Jeśli mogła bym poprosić coś zimnego, np. Lemoniadę.
- Nie ma żadnego problemu - i znikła na zapleczu

***

Stek był pyszny, średnio wypieczony, lekko krwisty w środku - dokładnie taki jak lubiła. Kończąc posiłek odstawiła butelkę po lemoniadzie na stół i rozejrzała się za Karczmarką. Właśnie podeszła do lady i spojrzała na wilkołaczkę.
- Mam nadzieje, że smakowało. Należą się trzy złote garglce.
- Słucham?
- No, za jedzenie.
- ALE w menu nie było nic napisane o cenach!
- I co, myślałaś, że zjesz za darmo?
- Ale ja nie mam...

_________________
" Twas brillig, and the slithy toves, did gyre and gimble in the wabe;
All mimsy were the borogoves, and the mome raths outgrabe.~ "

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Daerian Płeć:Mężczyzna
Wędrowiec Astralny


Dołączył: 25 Lut 2004
Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa)
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 05-12-2008, 22:15   

- Porozmawiać... ze mną. O co im w zasadzie chodzi? Zachowują się nielogicznie... Przecież było widać, że coś jest nie tak... to taka klasyczna metoda odwrócenia uwagi. Wygląda na to, że musi sam zadbać o bezpieczeństwo... i usuwać zagrożenia z wyprzedzeniem. W sumie powinien na wszelki wypadek przyjrzeć się zachowaniem towarzyszy... niektórzy z nich zachowywali się zupełnie nietypowo nawet jak na siebie. Do tego Mara miała wyraźnie moc Seriki... Stanowczo, obserwacja i czujność. No i musi koniecznie dowiedzieć się, co stało się z jego mocą Wędrowcy.
Tymczasem zaś po dojściu do wsi i znalezieniu jakiegoś przytulnego, najlepiej chłodnego lokalu trzeba pociągnąć wszystkich za języki i dowiedzieć się, czy i inni odczuwają takie same dziwne zmiany i sensacje. A że na pewno tak, to poznać dokładnie jakie.

Tymczasem grupa dotarła do wsi i rozpoczęła zawziętą dyskusję "co", oraz za co to "co" zakupić. Drow nie przeszkadzał im, miał w końcu swoje pieniądze na czarną godzinę schowane w sakwie i zamierzał je ujawnić, gdy zdecydują się na coś naprawdę zabawnego i mającego małe szanse powodzenia. Nie należało ryzykować zbytniego ujawniania się, i tak zbyt rzucali się w oczy. Jeszcze skończyłoby się spaleniem wsi i wieści by się rozniosły jeszcze szybciej... Dodatkowo, ich chaotyczne dyskusje i przekrzykiwania, mimo że trochę irytujące dla jego spokojnej duszy były w dziwny sposób przyjemne. Odnawiały jego energię. W sumie więc, mimo pewnych zgrzytów, bawił się świetnie i czuł się doskonale.

A jednak Daerian był niezadowolony. Coś wyraźnie mu umykało. Musiał coś przegapić. I wtedy przyszło na olśnienie.
- W zasadzie to kto wyczarował tę lodową iglicę i tego wieloryba? I po co, oraz jak do tego doszło?

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
3291361
Serika Płeć:Kobieta


Dołączyła: 22 Sie 2002
Skąd: Warszawa
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 07-12-2008, 23:36   

- Właściwie to chyba ja... - przyznała się Momoko. - Ale szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia jak, jakoś nigdy nie podejrzewałam siebie o umiejętność materializowania sopli i wielorybów.
- Ja siebie o umiejętność tworzenia nowych światów też nie, więc i tak masz dobrze - wtrąciła się Mara.
Serika westchnęła i postanowiła się pochwalić:
- Ja też mam nową, genialną umiejętność. Odcięło mnie od magii, nic nie umiem, nic nie wiem i w ogóle zostałam kaleką życiową.
- Przepraszam, o czym Wy mówicie? - jedna ze studentek wytrzeszczyła na nich oczy, a i cała reszta wyglądała na nieco zbitą z tropu. - Macie coś wspólnego z tymi dziwnymi... wybuchami, i w ogóle?
Szlag by to, nie powinni byli tego zauważyć! Ale zauważyli, i coś z tym trzeba było zrobić.
- A grałaś kiedyś z Multiświat 2? - przytomnie zareagowała Miya. - Fantastyczna gra, można sobie stworzyć wieloryba-chowańca i kupę innych odjechanych rzeczy! I jak się kupuje edycję kolekcjonerską, to dają balonik z takim właśnie wielorybem ^^
- Właśnie miałam powiedzieć, że fajowy - pochwaliła inna dziewczyna.
- Ej, dlaczego ja nigdy o takiej grze nie słyszałem? - prychnął Student Ociekający.
- Bo zakuwałeś do sesji i nie jesteśmy na bieżąco? - wybawił naszą dzielną drużynę z kłopotu inny przyszły biolog.
- Nooo... Może i taaaaak... Trzeba nadrobić - zmartwił się kolega dociekliwy.

Okazało się, że do wyjścia z parku (czytaj: słynnej dziury w ogrodzeniu autorstwa Ysena i spółki) nie było nawet specjalnie daleko. Przeprawa przez nią nie sprawiła większych kłopotów - zdecydowanie bardziej kłopotliwa była kępka niepozornych kwiatuszków, które zajęły studentów na dobre 15 minut. Ostatecznie jednak przynależność gatunkowa zielska została ustalona z dziewięćdziesięcio-procentowym prawdopodobieństwem i można było wyruszyć dalej.
Czyli właściwie - gdzie?...

- Co się kłócicie, przecież w okolicy stacji terenowej chyba nawet kwater prywatnych nie ma! Aleście sobie wakacje wymyślili... - jedna ze studentek najwyraźniej uznała, że to barwne towarzystwo jednak nie do końca ma po kolei w głowie.
- Nie "wymyślili", tylko zabłądziliśmy, a coś nam się widzi, że nasze kwatery są dokładnie po drugiej stronie parku - Daerian usilnie starał się wymyślić jakieś racjonalne wyjaśnienie.
- Zjazd miłośników gier fabularnych, znaczy - sprostowała Serika. - Poszliśmy larpa robić i jakoś tak nam nie wyszło lokalizacyjnie ^^'
- Zaprosilibyśmy, ale pojutrze kolokwium...
- Ej no, dopiero pojutrze! To dzisiaj iiiiimprezka!
- Ja tam zamierzam się uczyć.
- Się ucz. Kujoooooon! A was też zapraszamy!
- Ej, a jak ktoś zobaczy?
- Ty myślisz, że zauważą? Będziemy cicho...
- Tia, a potem będę na was wrzeszczeć, że "cicho bądźcie, bo nas policzą"?!

Było ciasno. Serika wcisnęła się w kąt i ogłosiła stanowczo:
- Mój jest ten kawałek podłogi!
- To ja też chcę tutaj! - pisnęła Miya.
- Weźcie się przesuńcie!
- I niech ktoś mi poda mój kubek! Ten! Nie, nie ten, ten też nie... O, o ten!
- Cicho bądźcie, bo nas policzą!
Zapowiadała się długa i ciekawa noc... Tylko nie każdemu jakoś było specjalnie do śmiechu. Na przykład Ysen i Daer przysiedli się do dziewczyn z twardym postanowieniem zepsucia im humorów:
- A właściwie dlaczego nikt do tej pory nie otworzył portalu i nie zabrał nas stąd w jakieś bardziej przyjazne...
- Ale tu jest fajnie!
- No dobra. Jakieś bardziej magiczne miejsce.

A impreza trwała w najlepsze.

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
1051667
Mai_chan Płeć:Kobieta
Spirit of joy


Dołączyła: 18 Maj 2004
Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć...
Status: offline

Grupy:
Fanklub Lacus Clyne
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 09-12-2008, 21:29   

- Daer, a co, ty może doskonale kontrolujesz swoje moce? - spytała Maya, która właśnie podeszła do kącika, z lekką nutką cynizmu w głosie. - Może nie pamiętasz, ale odkąd tu przybyliśmy wszystko wskazuje na to, że pozamienialiśmy się mocami. I poza przypadkami oczywistymi, patrz Mara, żadne z nas nie ma najbledszego pojęcia, co i jak. To chyba dość oczywiste, że mamy pewne opory w wykorzystywaniu umiejętności, o których nie mamy pojęcia jak działają... A poza tym wiesz, że masz fantastyczne
włosy?
Drow zmierzył Mayę spojrzeniem zimnym jak lód. Dziewczyna patrzyła na jego czuprynę jak zagłodzony wilk na tłustą owieczkę. I właściwie tak właśnie się czuła - mimo nakarmienia przez studentów zupką chińską nadal odczuwała jakiś dziwny głód. Coraz bardziej ją to drażniło. A cudownie niebieskie włosy Daeriana w jakiś niepojęty sposób wzmagały pragnienie... czegoś. Poza tym wciąż nie do końca radziła sobie z nowymi, wyostrzonymi zmysłami i w związku z tym imprezy stanowczo nie postrzegała jako "fajnej". Było głośno. Pełno papierosowego dymu. Głośno. Ostry zapach napojów wyskokowych i masy spoconych, studenckich ciał. Mówiłam już, że głośno? Tyle dobrego, że było ciemno - dzięki temu przynajmniej oczy dziewczyny nie były bombardowane jaskrawymi światłami. Co nie zmieniało faktu, że w tym konkretnym miejscu i czasie Maya Łuczniczka czuła się paskudnie.
- W sumie Mai ma trochę racji - wtrąciła Serika. - Ja nie jestem pewna, czy chcemy więcej różowych światów z grzybkami albo wielorybków...
- Ja tam bym chciała tego grzybka odwiedzić - stwierdziła radośnie Miya. - To musi być wesoły świat...
- Do tego zmierzałam. Wiemy, że świat grzybka jest niezamieszkany. W tej konkretnej chwili nie znamy swoich możliwości. Warto by było owe możliwości sprawdzić, coby nie rozerwać jakiemuś studentowi głowy przy próbie wyczarowania ogniska. Wniosek: jeśli gdzieś mamy się stąd wynosić, to ja bym proponowała do grzybkowego świata. Poeksperymentujemy tak. Pokombinujemy. Zniszczymy odrobinę krajobrazu bez obawy, że ktoś nas pozwie za niszczenie parku narodowego, albo że napatoczy się ktoś postronny. I poznamy grzybka. Co wy na to?
- Brzmi sensownie...
- Tylko może nie dzisiaj, co? Raaaano! Bo tutaj faaaaajnie jest!
- ...polemizowałabym, ale ok. To wy się bawcie, a ja się przejdę. Ten hałas mnie zabije...
To stwierdziwszy Maya opuściła rozbawione towarzystwo. Na zewnątrz było znacznie przyjemniej. Była ciepła, wiosenna noc i panujące dookoła mrok i względna cisza były jak balsam dla zmysłów dziewczyny. Nie zastanawiając się zbyt długo nad wyborem kierunku potuptała w stronę lasu. Po niezbyt długim marszu dotarła do czegoś, co wyglądało jak bar. I w istocie było barem. Ponieważ Maya nadal była głodna weszła do budynku, w nadziei, że w końcu znajdzie to, czego jej tak brakowało. Ku swojemu zdumieniu, zamiast tego znalazła znaną sobie wilkołaczkę.
- Lila! Ty też tu wylądowałaś?
Lila spojrzała na Mayę zbolałym wzrokiem. Po chwili wyjaśniła się przyczyna jej kiepskiego samopoczucia. Dziewczyna nie miała miejscowej waluty, a co za tym idzie, nie miała jak zapłacić za posiłek. Barman właśnie rozważał sprzedanie jej na organy w najbliższym szpitalu. Maya włączyła się w negocjacje i zaproponowała, że jednak pozmywanie naczyń to bardziej sensowna kara... Po uporaniu się ze stertą brudów obie dziewczyny wróciły do kwater studenckich.

Następnego ranka dzielna drużyna pożegnała się z (nielicznymi) będącymi w stanie stać studentami i odmaszerowała w las, aby tam dokonać przeskoku do grzybkowego świata. Za najbezpieczniejsze uznano w tym momencie idiotoodporne ustrojstwo GoNik tworzące portale na życzenie - na szczęście absolutnie niezależne od mocy właścicielki. Po kilku minutach całe towarzystwo znalazło się na polance. Różowej. Puchatej. A po środku tejże polanki rósł grzybek.

Grzybek obejrzał się na zgraję dziwaków i odezwał się:
- WTF?

_________________
Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!

O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora
radgers Płeć:Mężczyzna
Merill J. Fernando


Dołączył: 08 Sie 2007
Skąd: Leszno/Sfery
Status: offline
PostWysłany: 09-12-2008, 23:51   

Radgers znajdował się w stanie zamulenia, co zdarzało mu się dosyć często, więc za bardzo nie reagował na to co działo się wokół. Podążał tylko jak zombi za grupką bohaterów. Nie myślał o niczym innym jak tylko znaleźć jakieś wygodne łóżko i pójść spać. Wtedy naszła go ta mądra myśl... Nigdy nie czułeś się śpiący gdy śniłeś. A może to jednak nie jest sen? Ocknął się dopiero gdy zauważył, że wokół niego trwa coś w rodzaju jakiejś imprezy. Hę? A gdzie ja jestem, począł się zastanawiać gdy rozglądając się zauważył znajome twarze. Podszedł chwiejnym krokiem do osóbki którą darzył największym zaufaniem i przysiadł się.
- Moja droga, mogłabyś mi powiedzieć co się dzieje tak w ogóle? Ja chyba zaczynam lunatykować...
- Lunatykować? - odpowiedziała Mara przyciskając Miotłę do piersi. - Już gorzej być nie może. W twoim wypadku. Jak widzisz zapewne, chociaż z Tobą nigdy nie wiadomo, jesteśmy na imprezie u napotkanych po drodze studentów... A tak swoją drogą, dziwne że mnie poznałeś.
- Ach, tak? Myślisz, że brak tych pręgów, krótsze i jaśniejsze włosy i okulary na facjacie mnie zmylą? Phi. Toż to nie aż tak wielkie zmiany. Przynajmniej dla męża. A te okulary swoją drogą nawet nieźle do ciebie pasują. Można rzec dodają uroku.
- Skoro tak twierdzisz. - Mara wzruszyła ramionami mocniej tylko przyciskając Miotłę, niewzruszony zaś Radgers kontynuował. - Wiesz, straciłem swoje moce. Czy to nie dziwne?
- No tak, zamieniliśmy się. Nie zauważyłeś tego jeszcze? - do-niedawna-półdiablica wywróciła oczami po czym ściszyła głos. - Zamieniliśmy się wszyscy. Ja mam przecież moc Serikia wystarczy jeszcze np. spojrzeć na Ysena. Ma wszystkie te atrybuty jakie miałam i ja, prawda?
- Hm, mowiłaś coś? - odrzekł Radgers, którego znów zamroczyło w tej chwili. Mara z ledwością powstrzymała się przed tym żeby nie trzepnąć Radgersowi Miotłą przez głowę. Powstrzymała się jednak i powtórzyła wszystko cedząc każde słowo.
- Aa, to o to chodzi. No, rzeczywiście, to chyba logiczne. Hm, ciekawe na kogo mi padło. Na razie zdarzyło mi się błyskać od czasu do czasu i czuć w głowie czyjąś obecność. Dwóch osób, konkretnie. - Radgers podrapał się po głowie.
- Hm, dwie dodatkowe jaźnie. To miała DeadJoker, ale czy to jej to pewności nie ma. - odrzekła Mara.
W tym właśnie momencie Serika wygłosiła swój plan na jutrzejszy dzień: Iść do Grzybka.
- Mnie to nie przeszkadza. A nuż będzie można zrobić jakiś dobry sos grzybowy jak coś pójdzie nie tak. - wymamrotał Radgers po czym dodał. - No to do jutra. I zasnął.

Gdy nazajutrz cała gromadka pojawiła się przed Grzybkiem, który powitał ich wiele mówiącym "WTF?", niedoszły Psion tylko westchnął. - Gadający grzyb, a to ci dopiero. No, ja tam zbyt dobrym mówcą nie jestem więc niech kto inny zajmie się stroną dyplomatyczną.

_________________
Duk said (czy coś takiego) - spróbuj i Ty xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
8123446
Bezimienny Płeć:Mężczyzna
Najmniejszy pomiot chaosu


Dołączył: 05 Sty 2005
Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych.
Status: offline
PostWysłany: 10-12-2008, 23:56   

Bezkresną równinę pokrytą grubą warstwą niewątpliwie różowego puchu, ozdobioną miejscami błękitnymi ciapkami o różnych fantazyjnych kształtach oświetlało ciemnoczerwone, bezchmurne niebo. Niebo, ponieważ nie dało się zauważyć żadnego słońca ani innego źródła światła. W powietrzu unosiły się drobinki puchu i strzępki grzybni, wirując dookoła osób, które właśnie wynurzyły się z ledwo co otwartego portalu.

Nad rozglądającą się grupką podróżników górował wielki, fioletowy grzyb z szeroko rozpościerającym się, jeszcze bardziej fioletowym (tak fioletowym, że prawie czarnym) kapeluszem.

Grzybek spojrzał na zgraję dziwaków (pomimo nieposiadania żadnych widocznych organów wzroku, spojrzenie było wyraźnie wyczuwalne) i odezwał się:
- WTF?

- Dzień dobry. - grzecznie powiedziała Miya - jesteśmy...
- Nie przypominam sobie, bym kogoś zapraszał - Oznajmił Grzybek. - Nie byliście zapowiedziani, nie znam was i mam ważniejsze sprawy na głowie. Czy widzicie, żałosne formy życia, jakiś powód bym miał tolerować dalsze próby kontaktu z waszej strony?
- ...
- Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Właściwie niczego innego się po was nie spodziewałem. No cóż, skoro już tu jesteście, mogę wam łaskawie poświęcić pięć minut. To znaczy, oczywiście, jeśli macie coś konstruktywnego do powiedzenia.

- Nie ma jak wdzięczność. - Cynicznie stwierdził Daerian. - Mara, gdy następnym razem stworzysz jakieś istoty nie zapomnij nieco popracować nad ich charakterem.

- Miałam wtedy ważniejsze rzeczy na głowie niż zastanawianie się nad charakterem Grzybków - zirytowała się półdemonica

- Sugerujecie, że to wy jesteście odpowiedzialni za stworzenie tak doskonałej formy intelektu jak ja? - w głosie Grzybka pobrzmiewało niedowierzanie.
- Wybaczcie, ale ta teoria nie znajduje wystarczającego potwierdzenia w faktach...

Z równiny znikły wszystkie łatki. Stado małych, wesołych, błękitnych słoników przebiegło obok trąbiąc radośnie.
- A teraz? - uśmiechnęła się Mara. Co prawda chciała ożywić tylko jednego, a nie całe stado, ale udało jej się nie pokazać tego po sobie. - Czy o takie fakty ci chodziło?
- ... Może rzeczywiście zbyt pośpiesznie odrzuciłem tą hipotezę. - tym razem odpowiedź padła po dłuższej chwili, głosem dużo słabszym i mniej pewnym siebie.
- Więc co was sprowadza, drodzy goście?

_________________
We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.

The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
GoNik Płeć:Kobieta
歌姫 of the universe


Dołączyła: 04 Sie 2005
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Fanklub Lacus Clyne
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 11-12-2008, 18:55   

- W zasadzie powstałeś przez przypadek, kiedy próbowałam nie wysadzić świata, w którym się aktualnie znajdowaliśmy - Mara przeniosła wzrok z brykających słoników na Grzybka. Ten wyraźnie się wzdrygnął, co objawiło się nagłym falowaniem pokaźnego kapelusza. - Po skoku przez wymiary mamy pewien... problem.
W tym miejscu dziewczyna westchnęła ciężko i obok stada słoników z donośnym "PYK!" zmaterializowały się pokryte krwistoczerwonym futerkiem rozkoszne kociaki, każdy wielkości przeciętnego cielątka.

- Nie przejmuj się, my tylko spróbujemy dojść do ładu z naszymi mocami i sobie pójdziemy, prawdopodobnie nic ci się nie stanie. Prawdopodobnie, tak - rzucił Daerian z obojętną miną, ale ewidentnie perfidny błysk w jego oczach nie nastrajał Grzybka pozytywnie.

W trakcie tej krótkiej rozmowy, Maya oddaliła się od radosnej grupki i w tej chwili pewnym krokiem zmierzała w kierunku hasających słoników koloru niebieskiego.
Pierwszego napotkanego z całą czułością schwyciła za nogę i przytuliła mocno.
- ...kie śliczneeee... nieeebieskieeee... - mruczała, jednocześnie w środku doznając poważnego dysonansu poznawczego, bo ni cholery nie zgadzało się to z jej zwykłym podejściem do rzeczywistości. Przecież ja nawet nie lubię słoni...

- Co ona ma z tym niebieskim? - Lili wyraźnie się to nie podobało.
- Niebieskim?
- Niebieskim... - Serice pierwszej zapaliła się właściwa żaróweczka. - GoNiiiiiik?!
- Hę? No przepraszam, JA nie rzucam się na WSZYSTKO co niebieskie!
- Ale generalnie się rzucasz!
- No taaak... Bywa... - podrapała się za uchem, skonsternowana faktem, iż w zasadzie to miałaby teraz ochotę na wyciągnięcie zza pasa przenośnej wyrzutni rakiet i posłania jednej w jakiś wraży cel...
- Fajnie! W takim razie porób za eksperta i powiedz nam jak zdjąć Maieczka ze słonia - wyszczerzyła się radośnie blondynka.
Wampirzyca wzruszyła ramionami.
- Przejdzie jej za chwilę, bez paniki. Ale, ekhm... Tak z drugiej strony... Skoro ona wyraźnie zwampirzała... Wy generalnie WIECIE, że wampiry to krew piją, a ja swój głód krwi trzymałam całkowicie pod kontrolą? A ona nawet nie ma CZYM gryźć... - dla podkreślenia tego ostatniego błysnęła skromnie kłami.
- . . .

Mai, oszołomiona zapachem świeżejciepłejlepkiejkrrrrrrrrwiiiii pulsującej tuż pod aksamitną, pluszową skórą, ugryzła słonia w nogę.
.
.
.
.
Stwór zamarł w bezruchu na potwornie długie dwie sekundy.
.
.
.
Ryknął.
.
.
.
Stanął dęba. Po czym opadł znów na cztery nogi i ruszył z kopyta przed siebie. Maya, uczepiona słonia kurczowo, klęła na czym świat stoi. Żadnego więcej gryzienia! I koniec z niebieskim, możecie wielorybkowi wydłubać łyżeczką co chcecie!

- Chyba trzeba by ją uratować... - nieśmiało podsunęła Miya.
- Mówisz?! - Ysen łypnął na kronikarkę i rzucił się pędem za uciekającym zwierzęciem. Reszta towarzystwa dzielnie podążyła za nim, ze szczerym zamiarem uratowania biednej Maieczki.

- Nie pobiegłeś - drow zaplótł ręce na piersi i spojrzał z ukosa na Istotę, która unosiła się obok niego z błogim uśmiechem na pysku.
- W zasadzie 'poleciałeś' byłoby lepszym określeniem - poring zafalował końcówką. - Poraaaaaadzą sobie.

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 15-12-2008, 23:12   

- Trzymaj się!!!
- Trzyyymaaam!!!
- Nie puszczaj!
- Zamknijcie się i zatrzymajcie to bydlę!
- Nie wiemy jak!
- ... To się dowiedzcie!
- Dobra, poczekaj, chwilkę!

Ysengrinn zwolnił tempo, hamując przy okazji wszystkich, którzy biegli za nim. Słoń zaczął się szybko oddalać, wiedział jednak, że w razie czego bez trudu go dogoni. Nie miał pojęcia skąd to wiedział, ale podejrzewał, że po tym co wydarzyło się do tej pory nie powinien być zdziwiony.

- Dobra, ktoś ma pomysł jak to rozwiązać.
- Cóż, ja...
- Ktoś inny? - Rycerz obcesowo przerwał Marze, nie oglądając się za siebie.
- Hej, czemu nie dasz jej powiedzieć? Przecież ma takie samo prawo głosu jak każdy z nas!
- O ile mi wiadomo chcemy uratować Mayę, a nie zamienić ją w gustowny tatuaż na niebieskim zakończeniu słoniowego grzbietu.
- Khy... No niby tak, ale...
- Dobra, co więc robimy? Próbujemy ustrzelić słonia magią?
- Niby można, ale przy naszej obecnej kontroli nad mocą...
- Nie - ucięła Serika. - Nie chcemy przecież maieczkowej skwareczki. A ty, Ysen, masz jakiś pomysł?
- Cóż... Możemy go wyprzedzić i zaatakować od czoła.
- ... Dobra, przepraszam, że pytałam.
- Może pozwolicie dojść mi do słowa? - Prychnęła Mara, próbując dopchać się do pierwszego szeregu.
- Oj... Przepraszam, mów.
- Kto powiedział, że musimy wykorzystywać moc bezpośrednio na słoniu?

* * *

Niebieski słonik, trochę tylko mniejszy od słonia indyjskiego, kłusował przed siebie, miękko stąpając po pluszowej ziemi. Nie wyglądał na zmęczonego i nic nie wskazywało na to, by zatrzymał się w ciągu najbliższych kilku godzin. Mai, którą kołysanie zaczynało już przyprawiać o mdłości, mogłaby przysiąc, że głupi zwierzak w ogóle zapomniał czemu rzucił się do ucieczki i po prostu zamierza biec do skończenia świata. Zaczęła na poważnie rozważać próbę zeskoczenia w biegu, gdy nagle słoń stanął jak wryty. Łuczniczkę to do tego stopnia zaskoczyło, że puściła się i klapnęła na mięciutką ziemię, po czym błyskawicznie odturlała na bezpieczną odległość. Zerwała się na nogi i spojrzała na słonia, który wydawał się być w transie - tkwił nieruchomo głośno wciągając powietrze i wytrzeszczając oczka. Wreszcie zatrąbił niczym rozwścieczony Izraelita pod Jerycho i rzucił się cwałem w drogę powrotną, wywołując falowanie pluszu. Mai wolała się nie zastanawiać nawet, czy słonie w ogóle powinny umieć cwałować.

* * *

Rudowłosa zastała swoich znajomych, gdy zajęci byli dziwnym rytuałem - prawie wszyscy, poza Marą i poringiem, stali półkolem wokół rycerza, który trzymał dłonie na głowicy miecza i coś mruczał. Gdy zbliżyła się zaczęli wymachiwać ramionami i ruszyli w jej stronę.

- Maieczek!
- Serika!
- Ty żyjesz!
- Żyję, choć nie mam pojęcia jak zdołaliście zatrzymać to głupie bydlę!
- To Mara! Wpadła na pomysł, żeby wyczarować słonicę i...
- NIE RUSZAĆ SIĘ, DO CHOLERY, BO POZABIJAM!!!

Wszyscy zamarli w bezruchu zszokowani, ale grzecznie wrócili na swoje miejsca. Nawet Daerian uznał, że nie jest to najlepszy moment do kłótni. Nigdy nie widzieli czarnowłosego w takim stanie i mogli tylko domyślać jak bardzo dotknęła go wymiana mocy. Nagle i niespodziewanie przestał być Wybrańcem Swaroga, stracił jakąkolwiek więź ze swoim bogiem, który prowadził go przez życie od wielu lat. Przestał być jedynym prawowitym posiadaczem ognistego miecza. I jakby tego wszystkiego było mało, Mara poinformowała go, że prawdopodobnie został w nim zapieczętowany demon, który do tej pory przebywał w niej. Jedwabiście. Było to zdecydowanie za wiele i tak naprawdę w jednym kawałku trzymały go już tylko wściekłość. Choć w zasadzie, to również determinacja - nie mógł tak po prostu siąść w kącie i płakać (abstrahując, że nigdzie na tym świecie nie istniał ani jeden kąt, choćby i rozwarty), musiał wpierw przekazać swój miecz i tytuł prawowitemu następcy. Bądź następczyni, choć wolał nie wyobrażać sobie miny Swaroga, gdy ten się o tym dowie.

Ysengrinn wreszcie skończył swą mantrę i wypuścił miecz, który upadł na ziemię. Głowica wyraźnie wskazywała na Miyę.

- ... - Miya oniemiała.
- ... - Daerian także oniemiał.
- ... - Rycerz wyglądał jakby miał zamiar paść trupem na miejscu albo dokonać implozji.
- TO jest ten słynny test, mający wskazać Dzierżyciela?!
- Ysen, ty jesteś pewien, że to...
- Tak. Jestem.
- Na pewno nie istnieje metoda bardziej...
- Istnieje. Możecie jeden po drugim brać miecz do ręki i przyzywać jego moc. Osobiście jednak odradzam.
- Że niby JA jestem Wybranką Swaroga!? - wreszcie wydusiła z siebie czarnowłosa.
- Wybrańcem. Wybranka brzmi zbyt... Matrymonialnie.
- Kicham na to jak brzmi!
- W każdym razie gratuluję nowej funkcji - rycerz próbował się uśmiechnąć. Wyglądało to, jakby ktoś wbił mu drzewce kopii w żołądek. - Jutro, to znaczy za kilkanaście godzin czasu tego świata, postaram się dać ci kilka lekcji w posługiwaniu się łaską mojego... Twego boga. Teraz, jeśli pozwolisz, udam się na spoczynek.

Ukłonił się, po czym nie czekając na odpowiedź oddalił się kilkanaście metrów od grupy, usiadł po turecku i oparł czoło na złączonych dłoniach.

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 4 z 7 Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group