FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 14, 15, 16  Następny
  W poszukiwaniu klejnotów (Agenda, WiP, Anty-WiP)
Wersja do druku
Serika Płeć:Kobieta


Dołączyła: 22 Sie 2002
Skąd: Warszawa
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 06-09-2003, 16:19   

Serika przypatrywała się stworzonemu przez Yubego hologramowi z zainteresowaniem.
- Mnie to wygląda na średniowieczny zamek z przyległościami. Mógłbyś przesunąć ten obraz trochę w lewo? O, tak... I jeszcze trochę dalej... No, mamy dziedziniec! Sądząc po tym, że zbudowano tu jakieś trybuny, czy jakkolwiek powinno to się nazywać, chyb awkrótce odbędzie się jakaś imprezka!
- Imprezka! - ucieszyła się Miya. - Mam nadzieję, że podadzą herbatkę... I sałatkę owocową też.
- Wydaje mi się, że to, co podadzą, jest w tym momencie najmniejszym problemem - mruknęła Avellana. - Ja bardzo chciałabym się dowiedzieć, kto nas tu przeniósł. A jeszcze bardziej - czym było to dziwne miejsce, w którym znajdowaliśmy sie przed chwilą.
- Jakie miejsce? Byliście na statku tego kolesia z wiadrem na głowie, a potem nagla wszyscy znaleźliśmy sie tutaj - zaprotestował Klejnot. - O czym wy mówicie!?
- Wydaje mi się, że ta sprawa z 13 klejnotami może mieć jakieś drugie dno. Smoki smokami, ale 13 zawsze uważane było za liczbę magiczną - a ta próżnia pomiędzy czasami wyraźnie wydobywała z nas wszystko, co w ludziach i nieludziach najgorsze. Gniew, chciwość, nienawiść... - zamyślił się Bambosh.
- A przypadkiem nie była to po prostu sztuczka jednego z naszych wrogów? Może chciał poróżnić nas tak, aby łatwiej mu było odebrać nam klejnoty? - Distant chyba zaczął wpadać w manię prześladowczą. Kto wie, czy nie słusznie?
- Właśnie. Potęga snów dorównuje nieraz potędze rzeczywistości. Gdybyśmy tam zostali... - Yumi przerwała na chwilę. - Ale najwyraźniej ktokolwiek to zaplanował, coś poszło nie tak!
- Coś w tym jest... Ale jak w takim razie znaleźliśmy się w tym... - Serika nie dokończyła, gdyż drzwi komnaty gwałtownie się otworzyły. Stał w nich młody, ubrany w pstrokate szaty chłopak. Na jego widok smoki zgodnie zanurkowały pod łóżko.
- Wielmożni państwo już wstali? - paź rozejrzał się i zaczerwienił. - A cóż to? Piękne damy w jednej alkowie z wielmożnymi panami... Toż to nie wypada!
- Eeee... My właśnie wychodziliśmy... - Yuby schował swój topór za plecy.
- Mam nadzieję, że szlachetni rycerze dobrze wypoczęli przed dzisiejszym turniejem? A piękne damy z cała pewnością będa wspierały swych wybranków przypatrując sie ich zmaganiom - chłopak nadal był kompletnie zbity z tropu, ale najwyraźniej próbował zachować twarz. I powstrzymać się przed zapytaniem: "Skąd się tu, do licha, wzięliście?".
- Turniejem? Jakim... - Xeniph w porę ugryzł się w język. W końcu wypadałoby wiedzieć, po co się gości w zamku, prawda? - A, tak, turniej... Słońce już wysoko na niebie, więc z cała pewnością wkrótce się rozpocznie?
- Dostojni goście z całej krainy już zbierają się na dziedzińcu. Nie wiem, czemu szlachetni państwo nie pojawili sie na uroczystym śniadaniu, ale najwyższy czas, abyście opuścili komnatę i dołaczyli do nich. Lada chwila ogłoszą początek! - paź skłonił się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Co robimy? - spytała Sat, nie mogąc oderwać wzroku od drużynowych facetów. Przez chwilę dziwnie podrygiwała, zasłaniając usta dłonią, aż w końcyu wybuchnęła głośnym śmiechem. - JAK WY WYGLĄDACIE?!
Panowie popatrzyli po sobie. Nic dziwnego, że trudno im było zwlec się z łóżka - te zbroje musiały ważyć ze sto kilo, jak nie więcej!
- Już rozumiem, dlaczego jestem taki ciężki... - jęknął Bambosh. - I gdzie moje Bamboszki?
- Pod tym żelaznym czymś, co robi za buty! - dobiegł nas wkurzony głos Bamboszków.
- Ufffff...
- A tam na stole leżą hełmy! Bedziecie zakutymi łbami! - ucieszyła sie Miya. Po czym potknęła się o skrawek sukni i wylądowała na tyłku. - Co ja mam na sobie!?
- Tutejszą wystrzałowa kieckę. Jak pokażesz kostkę, oskarżą cię o lekkie obyczaje, za to na górze zaraz nam się coś wyleje z tych dekoltów - podsumowała Avellana.
- Czy mi się wydaje, czy kiedy się obudziliśmy, wyglądaliśmy normalnie? - Crofesima miała wątpliwości.
- Najwidoczniej ten świat sam narzuca nam swoje prawa. Chyba nie mamy nic lepszego do roboty, niż iśc na turniej i się dostosować. Yaaaaay, prawdziwy turniej! - Serika sprawiała wrażenie podekscytowanej.
- A co z nami? - spod łóżka wychylił sie łepek Klejnota.
- Oj... Moze lepiej zostańcie tu? Przywołamy was, gdyby działo sie coś dziwnego.
- Ale my też chcemy popatrzeć! - zaoponował Jehalom.
- To może usiądźcie gdzieś na jakimś drzewie czy dachu. Tylko tak, zeby nikt nie zauważył... Już to widzę: "Ratunku, smok, smok!" - Yuby uśmiechnął się złośliwie.
-Dobra. A może najpierw coś zjemy? - Avellana wyjęła swój niezastąpiony obrusik i po chwili śniadanie było gotowe. - Wcinajcie, bo pewnie nie będą na nas czekać z rozpoczęciem!


Na dziedzińcu zamku faktycznie zebrały się tłumy. Rycerze ulokowali się po prawej stronie pustej przestrzeni przedzielonej płotkiem z drewnianych belek - tu pewnie mieli stawac w szranki. Damy, dzieci, starcy i służba zajęli odpowiednie dla siebie miejsca na trybunach.
- Chodźcie, chodźcie, tamte z przodu sa jeszcze wolne! - Miya pociągnęła za ręce pozostałe WiPówki.
- A nie sądzisz, że moga być dla kogoś zarezerwowane?
- Eeeeee tam! Byłyśmy pierwsze! - stanęlo na tym, że wszystkie drużynowe dziewczyny wygodnie rozsiadły się w oczekiwaniu na początek turnieju.
- Patrzcie! Tam idzie chyba ktoś ważny!
- Ja już go chyba gdzieś widziałam... - zadumała się Serika.
Osobnik otoczony orszakiem zajął miejsce pod baldachimem. Trzeba mu było przyznać, ze nawet w dziwacznych średniowiecznych ciuchach prezentował się nieźle. Długie, prawie czarne włosy o niebieskawym połysku, krystalicznie niebieskie prawe oko, maska zasłaniająca lewą częśc twarzy nadająca mu bardzo tajemniczy wygląd... Serika doznała nagłego olśnienia:
- Dziewczyny! To ten Słodziutki Zimny Drań, na którego wpadłyśmy z Miyą w podziemiach! Co on tu robi?
- Najwyraźniej przybył tu za nami, a rzeczywistość tego świata zrobiła resztę. Pewnie ta próżnia to jego sprawka - chociaż kto wie?
- Czy to znaczy, że w tym świecie może znajdować się kolejny...
- Szkoda, że nie mamy pod ręką smoków, zeby zapytać. Trzeba było mysleć o tym wcześniej. Trudno, przynajmniej czeka nas ciekawe widowisko!


Tymczasem nasi dzielni rycerze stali sobie zbici w zwartą gromadkę i przyglądali sie pozostałym bohaterom turnieju. Wszyscy bez wyjątku mieli gabaryty czterodrzwiowej szafy. Wszystkim bez wyjątku towarzyszyły także noszące coś w rodzaju zbroi konie.
- To nie fair! Dlaczego ten dziwaczny świat nie pomyślał o szkapach dla nas!? - zaprotestował Distant. - Nie, żebyśmy nie mieli szans, ale...
- Szanowny panie. Właśnie przyprowadzono twojego rumaka. Rumaki twoich towarzyszy również - zaanonsował jakiś koniuszy.
- Ha! Teraz czuję się jak prawdziwy rycerz! - ucieszył się Mazoku i dzielnie zaczął wdrapywać się na grzbiet jednego ze zwierzaków. - Jak się na to wchodzi!? - ani się obejrzał, wylądował na ziemi. Wywołało to salwę śmiechu wśród rycerzy. - Taaaaaak...? - za drugim razem po prostu teleportował sie na grzebiet konia. - Ta-daaaaa!!!
- Czarnoksiężnik...
- To magia!
- Szatański pomiot!
Wokół drużynki zrobiło się nagle dużo wolnego miejsca.
- Wygląda na to, że bedziemy robić za turniejowe czarne charaktery - podsumował Distant. - Czemu nie? Przynajmniej b ędziemy trzymać się razem.
Zabrzmiał głos trąbki. Herold donośnym głosem zakrzyknął:
- Szanowni panowie! Piękne damy! witamy na wielkim turnieju! Patronat nad nim objął sam cesarz! - sądząc po nieco zaskoczonej minie Drania, biedak nic o tym nie wiedział, ale przeciez show must go on! :> - Drużyna zwycieżców dostąpi zaszczytu walki ze straszliwym smokiem, aby uwolnić piękną księżniczke i zdobyć skarb! Oczywiście dla Wielkiego Cesarza! - w tym momencie Drań chyba przestał się buntować. Jka dla niego, to w porządku.
- Skarb? Ksieżniczka? Nie mogli wymyslić niec bardziej oryginalnego?
- Ale przynajmniej miło, że turniej jest zespołowy! - ucieszył się Bambosh. - Jesteśmy razem, co, chłopaki?
Wyglądało na to, że nie było sensu protestować. Reszta dzielnych rycerzy patrzyła na drużynkę jak na wysłanników Złego. Głos herolda zabrzmiał ponownie:
- Na arenę prosimy teraz przedstawicieli obydwu drużyn. Zmierzą sie oni w tradycyjnej walce na kopie!

- Chłopaki, to kto idzie?

_________________
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
1051667
Vel Płeć:Mężczyzna
Deskorolkarz


Dołączył: 08 Lip 2003
Skąd: POLSKAAAAAAAaaa
Status: offline
PostWysłany: 06-09-2003, 16:51   

<na dachu jednego z budynków siedziały sobie tymczasem smoki gawędząc z... Velem :P, który to spokojnie przyglądał się przedstawieniu...>
V: hłe hłe hłe... będą jajca... poczekam do tej walki ze smokiem, chętnie się dołączę... ale na razie <wyciągnął lornetki> Trochę Śmiechu!!! :D

_________________
Ej cze
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Yuby Płeć:Mężczyzna
Kotosmok


Dołączył: 16 Cze 2003
Skąd: Wrocław
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 06-09-2003, 17:52   

<Tymcasem drużyna dosiadła koni... No, prawie cała... Yuby miał poważne problemy ze swoim rumakiem.>
Y: Jestem smokiem. My nie jeździmy konno.
D: Próbuj dalej, walczysz ostatni.
<To mówiąc Distant ruszył na swojego przeciwnika. Po chwili każdy z nasej drużyny rozniósł swohjego rywala. Każdy z wyjątkiem Yubego, który włąsnie wyszedł na plac, oczywiście bez konia. Rycerz z przeciwległej strony palcu ruszył do boju. Yuby popatrzył spode łba.>
Y: Żałosne...
<Rzucił swoją kopią w przeciwnika. Po chwili tenże leżał na ziemi przebity na wylot.>
Y: No dobra... Co następne?
H: A teaz turniej łuczniczy!

_________________
From the brightest start
Comes the blackest hole
You had so much to offer
Why did you offer your soul?
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
3010805
raflik Płeć:Mężczyzna
Fenomen na jedną noc


Dołączył: 14 Lip 2002
Skąd: Z nicości swego akademickiego pokoju
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 06-09-2003, 19:05   

<narada w druzynie rycerzy>
R: dobra to kto umie strzelac z luku....
.......
.......
.......
R: nikt????
Y: smoki nie strzelaja z luku...
Ryu: wlasnie....
D: luk to nie to samo co miotacze laserowe...
Z: i pepeszka....
X: ponoc elfy dobrze strzelaja z luku
<wszyscy popatrzeli sie na bambosha>
BR: ej no... moze i jestem po czesci elfem ale walczem mieczami....
M: czyli nie mamy zadnego strzelca....
D: ktos musi chociaz raz trafic... ja zajmne sie konkurencja ^_-
R: No dobra...
H: Hej panowie... chcemy jusz zaczynac.....
Ryu: dobra dobra.. idziemy....
<grupy ustawily sie w rzadku>
H: Teraz turniej luczniczy.... kazdy zawodnik ma 1 strzal...wygrywa ta druzyna ktora wiencej razy trafi w tarcze.... a zatem... do BOJU!
<zaczyna nasza bochaterska grupa>
<pierwszy Yuby naciangnal zbyt mocno cienciwe i luk mu sie zlamal.... drugi Ryuzoku naciangnal slabiej cienciwe, jednakze majanc sile smoka wystrzelil strzale wysoko na dach.... dziwne ze bylo slychac glosem vela: Co za Ed strzela stralami w ludzi..... trzecia strzala raflikowa nawet nie doleciala do tarczy.... kolejny byl Xenpich jego strzala zawadzila o kraj tarczy ale utrzymala sie... 1 strzal zaliczony.... teraz przyszla kolej na inne druzyny.... byli w nich dobrzy luczniczy ale zaden nie trafil do tarczy... tylko distant perfidnie sie usmiechal...czas na druga czens naszej grupy.... Mazoku strzelil gdzies w trybuny omalo nie zabijajanc jakiegos ludzia, Distant strzelil pol metra od tarczy... Zeg... e lepiej nie mowic.. ^^ ostatni Bambosh trafil w sam srodek tarczy...
M: i ty ponoc nie umiesz strzelac z luku...
Bamboski: My mu pomoglysmy ^^
R: teraz mowicie... wczesniej moglibysmy wszycy w srodek tarczy strzelic.
Bamboski: ale tak bylo ciekawiej ^^
H: A ZATEM MAMY ZWYCIENZCOW TURNIEJU!!!! Teraz wy musicie sie udac na poludnie tam znajdziecie jame smoka... zabijecie go i przyprowadzicie ksiezniczke.....
<vel z dachu: teraz dopiero sie zacznie nahahahaha>

_________________
Hollogram Summer - The Night of Wallachia

Fenomen na jedną noc
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Yuby Płeć:Mężczyzna
Kotosmok


Dołączył: 16 Cze 2003
Skąd: Wrocław
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 06-09-2003, 19:18   

Y & R: Zabiję!!!!
<W ostatniej chwili reszta grupy zdążyła ich powstrzymać.>
D: Nie działajmy pochopnie.
Y: To co zrobimy? Bo na zabicie smoka wam nie pozwolę.

_________________
From the brightest start
Comes the blackest hole
You had so much to offer
Why did you offer your soul?
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
3010805
Distant Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 23 Cze 2003
Skąd: Somewhere in the world
Status: offline
PostWysłany: 06-09-2003, 19:29   

<Przed polem na któym rozgrywa się turniej łuczniczy>
D: Ale nudzi mnie ta zabawa... to wszystko jest takie nie rzeczywiste...Nigdzie nie idziemy!!!
Bamosh: Nudzi?
D: Tak... nudzi. Zagrajmy w otwarte karty!
<Distant spojrzał na lożę, przestrzeń wokół niego zawirowała i pojawił się tuż za Zimnym Draniem.. Jego sztylet spoczywał na krtani tego osobnika...>
D: A teraz wszystko wyśpiewasz....
ZD: Ja nic nie wiem!!! Też jestem tu przypadkiem!!!
D: Czyżby!!!!
ZD: Też zbieram klejnoty!!!
D: A więc coś wiesz.... Dla kogo zbierasz...
ZD: To miała być spokojna wycieczka!!! Ale jest coraz gorzej! Oni na mnie polują...Nie jesteśmy tu przypadkiem! Na was w sumie też!! To tylko iluzja!!
D: Iluzja.. można było przypuszczać... Ale zobaczymy...
<Zwolnił uścisk... i odrzucił ZD na krzesło...>
<Distant staje na barierce>
D: Wszyscy chodżcie tutaj!!!
<Cała drużyna podchodzi zdziwiona...>
D: Podobno to iluzja... Nie lubie takich spraw.... Mamy kogoś kto potrafi odróżnić jawę od snu....
<wszyscy patrzą na Yumegari>
Y: Nie jestem do końca pewna...
D: Zatem co mamy zrobić... usczypnąć się?
Xeniph: Tak to jest dobra idea!! FIREBALL!!!
D: Hej co ty!!
<W stronę Distanta poleciała kula ognia i ... zniknął>
raflik: Gdzie on jest?
ZD: Sadze ze sie wybudzil...
<Nagle wszyscy zaczeli do siebie strzelac ze wszystkiego co mieli... Padli kolejno ZD, WiPowki, Crof, Yumegari, Ave, członkowie Agendy, AntyWiP.... na końcu został sam Yuby z toporem....>
Y: HEj a co ze mną!!!! Ach no cuż
< I wbił sobie topór w czoło>

<Wszyscy leżeli splątani przez jakieś pnącza...Avellana spojrzała fachowo na roślinę...>
Ave: No tak... To roślinna rozsiewa bardzo niebezpieczne substancje halucynogenne... tylko nie w takich ilościach... I dziwne że podziałało na tych co nie oddychają...
Sat: Mój Klejnot!!!! ;D
Klejnot: Cały czas czekaliśmy aż się obudzicie....
Crack: Patrzcie tam jest ten gość brany za cesarza...
<Bambosh złapał Zimnego Drania wpół i zaczął go cucić...>
ZD: Ja żyje!!! Macie!! <wcisnal bamboshowi jakis zawiniatko>
Ja chce zyc. NIe bede stawal Mrocznemu Władcy na drodze!!!
<Wybiegł z krzykiem na drogę otworzył portal i zniknal...>
Bambosh: O_o Co to? <Rozwinal zawiniatko a wsrodku byl klejnot...>
D: No pieknie. A ja chętnie spotkam sie z tym Mrocznym Władcą. Przynajmniej musimy być już blisko! Skoro wział sie za likwidowanie pomniejszych graczy....
Mazoku: Ech to takie typowe dla mojej rasy ;D
Crack : Nie tylko dla twojej rasy. Wszystkie klejnoty tu są. To miejsce ogólnie jest dziwne. Wygląda jak pole winorośli....
Crof: I to powietrze... Jest takie ciężkie....
Zeg: Czyli gdzie teraz pójdziemy?
raflik: Być może to jakiś ogród.. A tam gdzie jest ogród musza byc jakies zabudowania....
Ave: CZy to napewno jest klejnot?
Klejnot: Wyczuwam brata... Lecz jest pogrążony w bardzo głębokim śnie.Nigdy nie znalezlibysmy go dzieki mojej zdolnosci widzenia aury moich braci...
Miya: Dziwne... może ten jest najsłabszy...
Zeg: Niech Bambosh go niesie tylko jak on sie nazywa?
<Wszyscy spojrzeli na połyskujący kamień trzymany przez Bambosha..>

_________________
Never surrender, never give up...

http://forum.multiworld.pl - Nothing is impossible here
http://komiks.multiworld.pl - Komiks Multiworld ;3
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Vel Płeć:Mężczyzna
Deskorolkarz


Dołączył: 08 Lip 2003
Skąd: POLSKAAAAAAAaaa
Status: offline
PostWysłany: 06-09-2003, 20:19   

<*pyk*> Co za marne oszustwo! Przez tą durną iluzję mam strajk koboldów w zamku! Tak im się podobało... Ale do rzeczy...
<przymilny usmieszek, oczu blask, słodki i niewinny wyraz twarzy> Może ja go wezmę? Proooooooooooooooszę? Daj go, Bambi! Daj! ^o^

_________________
Ej cze
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Miya-chan Płeć:Kobieta
Aoi Tabibito


Dołączyła: 08 Lip 2002
Skąd: ze światów
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 06-09-2003, 21:26   

- ...Bambi??? O_o A co to, Disney??? - Bambosh na wszelki wypadek odsunął się trochę dalej.
- No ale po co ci ten klejnot... - w oczkach Vela błyszczały chyba wszystkie gwiazdozbiory Zodiaku - Z takimi smokami zaaaaawsze są kłopoty, lepiej daj go mi!
- To po co chcesz ściągać na siebie kłopot? - spytała słodko Serika, patrząc wymownie na swój Klejnocik.
- No... Żeby go karmić marchewką!
**********GLEBA*************
- Ale w końcu który to z klejnotów? - zaczął się znów zastanawiać Zeg. Satsuki spojrzała jeszcze raz na Bamboshowy spadek po Draniu :D Był uroczo zieloniutki.
- Na moje oko to jest malachit ^.^v - oznajmiła dumna z siebie, bo przed poszukiwaniami spędziła pół dnia wertując encyklopedię minerałów :D
- Malachit... Czyli Socham... - zadumała się Avellana - Ale dlaczego tak słabo emanuje?
- Może nie jest najsłabszy, tylko śni mu się coś miłego i nie chce się obudzić? - Miya uśmiechnęła się ze zrozumieniem - Najlepiej poczekajmy aż obudzi się w najbardziej niespodziewanym momencie! ^ ^
- A jeśli to jednak nie jest oryginał? - Bambosh zmarszczył brwi - Facet tak się deklarował, że mnie doścignie i się zemści, a tu tymczasem daje mi klejnot i zwiewa? To jest mocno podejrzane ^ ^'
- Właśnie! Przecież taki Słodziutki Zimny Drań nie może być tchórzem! - rozgorączkowała się Serika - Ma być mrocznym osobnikiem z dramatyczną przeszłością!!! *_____*
- Popieram! Popieram! *_____* - Miya z entuzjazmem pokiwała głową.
- Ja nie chcę z nimi być na jednej wyprawie T_T - załamał się Raflik.
- Dziwne - odezwał się Distant - Mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje.
Wszyscy natychmiast zaczęli rozglądać się wkoło. Oprócz Vela, który zapałał nagłą chęcią posiadania klejnotu.
- Bambosh, daj potrzymać! Proszęproszęproszę!!! *_____*
Obaj zaczęli wyrywać sobie malachit, który w końcu spadł na ziemię...
...a wtedy coś pyknęło i kamień zmienił się w małego zielonego smoczka o nietoperkowatych skrzydełkach i zawadiackim wyrazie pyszczka.
- Socham! - zawołał go Bambosh. Smok przyczłapał bliżej i spojrzał na niego z dołu.
- NO CO?!?!? - wydarł się nagle - NAWET NIE MOGĘ SOBIE POSPAĆ, BO ZARAZ JAKIEŚ CIECIE RZUCAJĄ MNĄ O ZIEMIĘ!!!!! ZGŁOSZĘ TO DO OBRONY PRAW SMOKÓW!!!!!! ><
- ............... ^ ^' - wszyscy trochę się zdziwili.
- Czy on nie powinien kontaktować się telepatycznie z tym, kto go uaktywnił? - spytała Miya.
- A figa - prychnął Socham - Wracam skąd przyszedłem :P
Po tych słowach rozwinął skrzydełka i poleciał przed siebie. A towarzystwo sznureczkiem w dyrdy za nim :D Oprócz Sat, która potknęła się o jakieś pnącze, przekoziołkowała pięć metrów i wpadła do dziury, biedactwo ^ ^'
Wreszcie osaczyli smoczka na jakiejś polance. Fruwał sobie i nie dawał nikomu do siebie podejść, pokazując rozwidlony język i natychmiast odlatując.
- A to ziółko - stwierdziła zadyszana Serika - Na waszym miejscu bym się tak o niego nie dopraszała - spojrzała na Bambosha i Vela.
- Oddaliliśmy się od pola winorośli - mruknął niezadowolony Distant - Poza tym mam dziwne wrażenie, że o czymś zapomnieliśmy... ^ ^'
Nagle, ku zdziwieniu zebranych, na polance otworzył się portal.
- No! I teraz możecie się pocałować w nos! - ucieszył się Socham złośliwie - Dobranoc!
Ostatni raz pokazał wszystkim język i wleciał w portal.
- I już nie mamy Sochama - westchnął filozoficznie Yuby.
- Tylko dlaczego portal się nie zamyka? - pomyślał na głos Mazoku - Jakby zapraszał nas do wejścia.
Miya podeszła bliżej, przyglądając się przejściu uważnie.
- Wiecie co... - zaczęła - Struktura tego portalu jest taka sama!
- Taka sama jak co? - spytał Mazoku - Nie zostawiaj takich niedopowiedzeń, to moja działka ^ ^'
- Taka sama jak tego, w którym zniknął Zimny Drań! :D
- Czyżby więc zostawił Bamboshowi klejnot jako przynętę? - zaniepokoiła się Avellana.
- To ja pójdę i go spytam!!! *__* - zgłosiła się Serika i nie czekając na odpowiedź, wskoczyła w portal.
- To ja też!!! *__* - zawołała Miya, dołączając do niej - Ktoś cię przecież musi stamtąd wyciągnąć! ;D
- Znowu się pakujecie w jakieś kłopoty! - Bambosh przewrócił oczami, westchnął, wbiegł w portal i tyle go widzieli.
- Ej! Mój klejnot! - zawołał Vel - Nie zabierzesz mi go! - i rzucił się za nim.
A potem portal się zamknął.
Pozostali spojrzeli na siebie, potem na miejsce, w którym się znajdował, i tak jeszcze parę razy.
- Co robimy? - zapytał Zeg - Szukamy ich czy wracamy do ogrodu?
- No to mamy problem - podsumował Distant - I nie opuszcza mnie to uczucie, że o czymś zapomnieliśmy...


Ostatnio zmieniony przez Miya-chan dnia 07-09-2003, 19:27, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Serika Płeć:Kobieta


Dołączyła: 22 Sie 2002
Skąd: Warszawa
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 07-09-2003, 17:02   

[Proszę sie nie załamywać. Złapałam faze na mitologię skandynawską... jeśli ktoś nie może się połapać, to w necie można znaleźć całkiem przyzwoite opracowania - a myślicie, ze z czego się podszkalałam? :P]

- Iiiiiiii-haaaaaaa!!! - Serika była bardzo zadowolona z faktu, że portal był dla odmiany ulokowany pionowo i lądowało sie na nogach, nie na pewnej części ciała z wysokości kilku metrów. - Miya, patrz i podziwiaj, tak się robi portale! Mogłabyś się wreszcie nauczyć...
- Zzzzzzimno - zgodziła się Miya.
Wyglądało na to, ze czwórka podróżników wylądowała w samym środku zimy w jakiejś odludnej krainie.
- Od razu musisz narzekać? - poleciała śnieżka. Jedna, druga, trzecia... - Śniegowa wojna na rozgrzewkę!!! Amunicji ci u nas dostatek!
Pac! - oberwała Miya.
Pac! - oberwał Bambosh.
Pac! - oberwał jakiś przerośnięty blondyn. Miał wyraźnie nordycką urodę skutecznie zasłoniętą przez wielką brodę i wąsy, ubrany był w grubą warstwę skór i futer, a w ręku trzymał... młot.
- Argh! - wkurzył się blondas i zamierzył się na drużynke młotem. Problem w tym, że najwyraźniej był tak pijany, że zamiast cisnąć w nas bronią, wylądował w śniegu.
- Eeeem... Proszę pana? Dobrze się pan czuje? ^^"
- Nędzna... hic! śmiertelniczka ośmiela się mnie... hic! atakować? - wybełkotał. - Mój Mjollnir zrobi z was... hic! miazgę!
- Cieszymy się razem z panem, ale czy nie widział pan przypadkiem takiego małego smoczka? - palnął Bambosh.
- Smoczka? - brodacz wytrzeszczył oczy.
- No, smoczka... Wleciał tu przed chwila przez portal i musiał gdzieś polecieć... O, taki portal, jaki był tam przed chwilą!
- Hic? - zamrugał czerwonymi z przepicia oczami właściciel młota. Przez chwilę wpatrywał się w śnieg, najwyraźniej myśląc intensywnie (co w jego stanie musiało być trudne), aż w końcu zapytał:
- Jak wy, śmiertelnicy, odnaleźliście droge do.. hic! Asgardu?!
- Do CZEGO!? - pisnął Vel.
- Nie pytaj... Ale Yubemu by się tu spodobało - westchnęła Serika. - Spróbujmy jeszcze raz...
Ponownie zwróciła się do pijanego brodacza:
- Wielmożny Thorze, przepraszamy, że zakłócamy twój spokój, ale przed chwilą musiał tu przelatywać mały, zielony smoczek - powiedziała głośno, a szeptem dodała:
- Mam nadzieję, że zielone smoki nie są tutejszym odpowiednikiem białych myszek i różowych, latających słoni...
- Zielony smok!? Ja nie jestem AŻ TAK pijany! - zaprotestował gwałtownie Bóg Gromów.
- Chyba jednak są - westchnęła Miya.
- To może tak... Wielmożny Tjorze, czy nie widziałeś przypadkiem przechodzącego tutaj człowieka? Miał czarne włosy, niebieskie oko i taka charakterystyczną maskę na lewej połowie twarzy...
- Ten TFU! drań!?
- TAAAAAAK!!! - ucieszyły się jednocześnie obie dziewczyny. - Drań, Drań!!!
- Hic! Nie widziałem...
- Szkoda... No, nic, przepraszamy, ze zawracaliśmuy głowę. To cze...
- Hej, chwila! Skoro mówisz, że to drań, to pewnie go znasz?! - kapnął sie Vel.
Thor zasępił się i łypnał na naszą czwórke spode łba. Już miał coś odpowiedzieć, sądząc po jego minie przetykając wypowiedź godnymi boga wiązankami, gdy ktoś złapał go za kark.
- A ty gdzie sie włóczysz!?
- Tata!? - jęknał Thor.
Jednooki starzec w niebieskim płaszczu i kapeluszu z szerokim rondem popatrzył na niego oburzony. Jakby dla podreślenia efektu, dwa krążące nad nim kruki zaskrzeczały złowrogo.
- Jak zwykle kompletnie pijany! Nadchodzi Ragnarok, kazałem się wszystkim zgromadzić w walhalli, a ty co? Włóczysz się gdzieś i pewnie po prostu trafic nie możesz!
- Eeeee... -wytłumaczył się inteligentnie Thor.
- Darmozjad... Kretyn... Że też mój własny pierworodny syn... A ja jeszcze muszę ściemniać naokoło, jaki to jesteś wspaniały! - wkurzał się starzec, ciągnąc Boga Gromów za ubranie po śniegu. Najwyraźniej w kierunku wozu zaprzężonego... w dwie wielkie kozy, które usiłowały własnie obgryźć co drobniejsze gałązki z pobliskiego drzewa.
- Właź! I to już! Mam nadzieję, że dasz sobie radę z prowadzeniem? -_-"
Starzec wepchnął blondyna na wóz, sam wsiadł na konia i krzyknął cos do kóz. Te ruszyły galopem naprzód. Pewnie bez większego trudu wyprzedziłyby przecietny samochów. Koń starca dotrzymywał im kroku. Za nimi pomknęły dwa kruki.
- Dlaczego ten koń ma osiem nóg!? - Miyę naszło na rozważania filozoficzne.
- Zapewne dlatego, że nazywa się Sleipnir i jest wierzchowcem Odyna. Znasz lepsze wytłumaczenie?
- Jakoś inaczej ich sobie wyobrażałam. Myślałam, ze są jacyś... bardziej dostojni.
- Bogowie bogami, Asgard Asgardem... Ale co my tu właściwie robimy!? - Vel postanowił zmienić temat.
- Jak to co? Szukamy Sochama i Słodkiego Zimnego Drania! - Miya wróciła już do siebie po niecodziennym widowisku i zaczęła intensywnie rozglądać sie po okolicy. - Może się rozdzielimy?
- I trafimy na jakąś inwazję gigantów albo coś w tym stylu?
- Brzmi BARDZO zachęcająco...
- Nic nam nie będzie! Bambosh, na lewo, Vel na prawo, a my z Miyą sprawdzimy przód i tył. Zbiórka za pół godziny.

Już po pietnastu minutach wszyscy mieli śniegu po dziurki w nosie. Jest niezły, kiedy jeździ się po nim na nartach, ale przedzieranie sie przez zaspy wysokości człowieka do szczególnych przyjemności nie należy. Wyglądało na to, że nasza czwórka utkneła na dobre w śnieżnej kranie, gdy...
- Heeeeej! Cos znalazłam! - wrzasnęła Miya.
Wszyscy popędzili, czy raczej zaczęli brnąc przez śnieg, w kierunku, z którego dobiegał głos. Kronikarka Światów siedziała na jednej z wyższych zasp i machała do nich radośnie łapką.
- Widzicie, widzicie? Znalazlam ślady!!!
Faktycznie. Na śniegu wyraźnie widoczne były ślady butów człowieka i... ogromnych łap. W pewnym momencie ślady człowieka urywały się - tak, jakby dosiadł bestii.
- I co o tym myślicie?
- A co my, detektywi?
- Mnie to wygląda na przerośniętego wilka - ocenił Bambosh.
- Dobrze, że tylko jednego, nie całe stadko.
- Jednego - ale za to JAKIEGO! Przecież toto musi być co najmniej wielkości konia!
- Zimny Drań na gigantycznym wilku!!! *____* - rozmarzyła się Miya.
- Idziemy za nim!!! *___* - dołączyła do niej Serika. - Pewnie smoczek też tam poleciał!
- Czy ty sugerujesz, że ktoś nazwał go... PRZED NAMI!? - wydukał z przerażeniem Bambosh.
- Właśnie na to wygląda. Co ciekawe, najwyraźniej wręczył go nam, a przedtem kazał smokowi nas tu zwabić... Tylko, do licha, po co!?
- Nie dowiemy się, jeśli go nie dogonimy. Mam cichą nadzieję, że ten Drań, kimkolwiek jest, wziął to pod uwagę i jest gdzieś niedaleko...
- Chyba, że jest już BARDZO daleko, a my mamy za zadanie zamarznąć tu na śmierć - zauważył niezbyt entuzjastycznie Vel.
- Nie dowiemy się, jeśli się wreszcie nie ruszymy.

Cała czwórka twardo ruszyła po śladach w poszukiwaniu Drania. Jeśli po dwóch godzinach miał ktoś jeszcze nadzieję, że Drań czeka za najbliższym rogiem, to były to pewnie zachwycone perspektywą spotkania z kimś takim WiPówki - bo każdy normalny człowiek już dawno zacząłby się zastanawiać, jakby tu zmienić wymiar. Zaczynało się ściemniać.
- Zzzzzzzzimno mi...
- Mam dosyć...
- My też! - dodały bamboshki.
- Ale... ale tam jest jakieś światełko!!! - zauważyła Serika.
- Łiiiiiiiiiiiiii!!! - WiPówki rzuciły się we wskazanym kierunku.
- Uważajcie, to może być puła...
Vel nie dokończył. Drogę zastąpiło wszystkim ogromne wilczysko.
- Tu nie ma czerwonego kapturka... - zaczęła nieśmiało Serika. - Ekh... To nie ta bajka... ^^"
- Oddajcie klejnoty, a daruję wam życie! - zagrzmiało wilczysko.
- Wiesz co? Jeśli twój pan orzekł, że zwabi tu akurat tych, którzy mają klejnoty, to sie trochę mylił - uświadomił go Bambosh. - Tym bardziej, że na przykład klejnot Seriki został.. - nie dokończył, bo ktoś boleśnie nadepnał mu a stopę.
- Ciiiiiiiiii... W każdym razie...
- WIELKI FENRIR NIE MA PANA!!! - ups... Wilczysko najwyraźniej się wkurzyło.
- Eeeee... Dlaczego my tu ciągle komuś podpadamy?! - jęknęła Miya.
- Ale my nic takiego nie twierdziliśmy! Nic a nic! - próbowała złagodzić sprawę Serika. - Chodziło mi o tego kolesia, który jechał na twoim grzbiecie... O, Wielki - dodała na wszelki wypadek.
- To tylko wierny słucha mojego ojca - prychnął wilk. - Nazywa się PTAPTUŚ - wyszczerzył złosliwie zębiska. [*na specjalne życzenie Xenipha, zresztą :>]
- Tylko nie Ptaptuś! - zaprotestował ktoś za nim. - Ile razy mam powtarzac, że MAM NA IMIĘ VALGARD!!! >_< - Zimny Drań chyba nie był zachwycony przezwiskiem.
- Ojciec zawsze uważał, że to nudne imię - podsumował go Fenrir.
- Nieważne... - westchnął Valgard vel Ptaptuś. Siedzący mu na ramieniu zielony smoczek zachichotał. - Gdzie klejnoty!?
- Z nimi. Coś ci nie wyszło. Trzeba było podejśc do tego z innej strony - najpierw przekonac wszystkich tych, którzy mają klejnoty, że mogą tu znaleźć następny, potem... - zaczęła pouczać go Miya. - Te dzisiejsze czarne charaktery... - westchnęła.
- No i co teraz? - wilk i Drań popatrzyli po sobie z bardzo żałosnymi minkami.
- A po co wam klejnoty? - zainteresował sie Bambosh. - Podbić świat? Zniszczyć świat?
- A po co!? - obydwa czarne charaktery popatrzyły ma niego jak na kretyna.
- No to o co tyle zamieszania? - wtrąciła zakłopotana Serika.
- Bo chcę uwolnić mojego pana, a wy mi ciągle przeszkadzacie! - Drań w końcu stracił cierpliwość i po prostu się wydarł.
- Zaraz, zaraz... jesteś warlockiem Lokiego... Inni Azowie w końcu się na niego wkurzyli i wylądował gdzieś solidnie związany, a ty próbujesz coś z tym zrobić? - Serika wysiliła swoje zdolności dedukcyjne i wątłą znajomość mitologii.
- ... - dodała drużynka.
- O, ci śmiertelnicy myślą - zdziwił sie Fenrir.
- A dlaczego mielinby nie myśleć?! - wkurzył się Vel. - I nie bądź taki pewny, że śmiertelnicy!
- Wiesz co, lepiej z nim nie zadzierać... - szepnęła Miya. - W każdym razie, my nie chcemy kłopotów. Naprawdę! I nawet chętnie pomożemy! - palnęła.
- Eeeee... A Loki nie był przypadkiem "tym złym"? - na wszelki wypadek upewnił się Bambosh.
- Raczej "tym niezależnym" - podsumowała Serika. - Chociaż o ile mi dobrze wiadomo, podpadł, bo kogos tam zabił... Czy do tego namówił... - tu juz wszystko zaczęło jej się plątać.
- Sorry... A sądzisz, że można kogoś zabić jemiołą!? - zbuntował się Valgard.
- Mnie nie pytaj, nie próbowałam.
- No właśnie.
- Dobra, nie będziemy się bawić w detektywów. Rozejm?
- A nie lepiej się najpierw zastanowić? - jęknął Vel. - Mnie się to nie podoba...
- Eeeee tam, Loki chyba też jest słodziutkim zimnym draniem...
- Ja nie chcę być z nimi w jednej wyprawie! - załamał się Bambosh. nie on pierwszy i nie ostatni...

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
1051667
Avellana Płeć:Kobieta
Lady of Autumn


Dołączyła: 22 Kwi 2003
Status: offline
PostWysłany: 08-09-2003, 08:07   

Otwarte nagle przejście przerwało konwersację. Wyłoniły się z niego dwie osoby - i dwa nieduże smoki. I lama.
- A widzisz! Mówiłem, że potrafię! - oznajmił z dumą Klejnot.
- Dałeś się podpuścić - powiedział złośliwie uczepiony ramienia Avellany Odem. - Takie "Jestem pewna, że nie potrafisz znaleźć Seriki" to najstarsza podpucha pod słońcem.
- Naprawdę? Eeeeej! Ja się tak nie bawię! - rozżalił się Klejnot i pofrunął do Seriki.
- No dobrze, a reszta? - zapytał Bambosh.
Avellana i Xeniph spojrzeli po sobie.
- A tak jakoś... Zostali - mruknął ten ostatni bez zwykłej pewności w głosie. Widać było, że nie zamierzają nic więcej komentować.
Avellana rozejrzała się po otoczeniu.
- Macie Sochema? O, i widzę, że znalazłyście swojego ulubieńca.
Zimny Drań wolał tego nie usłyszeć.
- Ha, a jednak! Zwabiliśmy tutaj dwa klejnoty, Fenrirze! Porwiemy je, a pozostałe na pewno tu przybędą!
- Spadówa - warknął Sochem. - Ja pracuję sam. Te dwa patałachy nie są mi do niczego potrzebne.
- Tylko spróbuj się zbliżyć... - Bambosh wreszcie miał okazję zabłysnąć swoimi rycerskimi cnotami.
- Nie możesz się równać... - zapowiadała się zwykła wymiana zdań w stylu przedrozróbowym.

Avellana nie odzywała się od dłuższej chwili i wyglądała, jakby usilnie coś kombinowała.
- Fenrir, Valgard, prowadźcie mnie do swego pana - powiedziała w końcu, tonem, łagodnie mówiąc, stanowczym.
Obaj się najeżyli.
- Prowadzić? Masz nas za sługi?
- Mam was za kogoś, kto wie, gdzie on jest.
- Przecież i tak mieliście nas do niego zaprowadzić... - wtrąciła słodko Miya.
- "Nas"? - zdenerwował się Vel. - Mamy oddać się w niewolę...
- Powiedziałam, prowadźcie! - Avellana trochę tylko podniosła głos.
Wilk i Zimny Drań zawahali się.
- ...No dobrze... Ale nie mówcie, że nie ostrzegałem, jeśli odczujecie jego gniew! - zdecydował Fenrir.
- Przeżyjemy - oznajmił zimno Xeniph.

Poruszali się szybciej, bo przez zaspy śniegu przedzierali się Fenrir i lama (nie przejęta zupełnie obecnością wilka) z Avellaną na grzbiecie, torując drogę pozostałym. Niemniej minęło trochę czasu, zanim stanęli przed potężną, dymiącą górą. Zatrzymali się u wejścia groty; między bazaltowymi ścianami panowała najdoskonalsza czerń.
- Znowu wulkan? - jęknął Bambosh.
- Przecież Loki to bóg ognia. Gdzie niby miałby siedzieć? - pouczyła go Serika.
- Wezwę mojego pana, by zdecydował o waszym losie - Valgard był najwyraźniej przejęty swoją rolą. - Hej!!! A ty dokąd?!
Ale Avellana pozostawiła lamę wyskubującą porosty spod śniegu i znikła w mrocznym przejściu.
- Zaraz, to zdaje się ona jest zawsze z tyłu, jak się dzieje coś niebezpiecznego... - mruknął Vel. - Co jej się stało?
- Może też lubi Słodziutkich Drani? - rozmarzyła się Miya. - Wchodzimy!

- ...Czy my tu już nic nie mamy do powiedzenia? - gderał Bambosh.
Xeniph, Vel i Valgard wzruszyli zgodnie ramionami, a Fenrir wyglądał, jakby także usilnie tego próbował, ale nie pozwoliła na to budowa wilczych barków. Oświetlony słabym światłem zaklęcia korytarz był wygodny, o równej nawierzchni i gładkich, czarnych ścianach. Zygzakował w górę i w dół, uniemożliwiając jakąkolwiek orientację w stosunku do zewnętrznego świata.
- Na końcu będzie jaskinia, w której więziony jest Loki. Został spętany specjalnymi łańcuchami, a nad jego głową umieszczono węża, którego jad ma palić jego twarz... - tłumaczyła szeptem Serika.
- Okrucieństwo! - wzdrygnęła się Miya.
Przed nimi na ścianach korytarza pojawił się migotliwy poblask ognia. Jeszcze trochę i zza kolejnego zakrętu wyszli prosto do jasno oświetlonej jaskini.

Loki, z ciemnorudymi włosami, zielonymi oczami i ujmującym, niepokojącym uśmiechem wyglądał na Drania Zimnego jak powierzchnia Plutona. Nie pasowało tylko jedno - otoczenie. Grota urządzona była z przepychem nie północnym, a wschodnim. I nie było widać żadnych łańcuchów, o wężach nie wspominając. Od strony WiPówek dobiegły tylko dwa zachwycone westchnienia. Fenrir i Valgard skłonili się.
- Rudy! Co ty tu, do cholery, robisz? - zapytała konkretnie Avellana.
- Tyle razy mówiłem, wolę "Rudowłosy" - odpowiedział automatycznie i dopiero wtedy skamieniał. - Ty... Tutaj? Skąd się wzięłaś? I gdzieś ty się włóczyła ostatnio??? To mają być nowi?! Dlatego tak zniknęłaś?
Podszedł do niej, ale odsunęła się nieznacznie, unikając jego dotyku.
- Avellana. Tu i teraz jestem Avellaną - powiedziała. - To nie są nowi. To inna bajka. Ale co ty tu robisz?
- Wy... Się znacie? - zainteresował się Vel.
- Ale spostrzegawczość! - syknął Sochem.
- Wybacz, panie, że przyprowadziliśmy ich aż tutaj... - zaczął Valgard.
- Nie ma sprawy, siadajcie. Ptaptuś, przynieś nam coś do picia! - zakomenderował Loki.
- Panie...
- A masz herbatkę? - zainteresowała się Miya.
- Nie...
- To świetnie, pomogę ci zrobić! - rzuciła reszcie triumfalne spojrzenie i wywlokła nieszczęsnego Drania z jaskini.
Serika uznała, że woli posłuchać wyjaśnień Rudowłosego.

- No wiesz, nie było cię, więc kręciłem się tu i tam... Aż odkryłem ten świat. Zabawny, prawda? Ragnarok się zbliża, bogowie w większości narąbani w trzy... no, zupełnie pijani, boginie większość czasu spędzają na wznak... Pomyślałem, że fajnie by było raz na odmianę nie przerżnąć Ragnaroku i zobaczyć, co będzie. W sumie szanse mam większe niż kiedykolwiek.
- Ale uwięzili cię tutaj - wytknął Vel.
- Nie mnie, tylko mojego tutejszego odpowiednika, który zresztą rozwiał się, kiedy się pojawiłem. No to zająłem tę kwaterę i zacząłem opracowywać plan. A wtedy ten tutaj zjawił się z bajeczką o klejnotach... No to uznałem, że kilka - a najlepiej cały komplet - nieźle by nas wsparło w bitwie. Więc wysłałem go z misją...
- Zaufałeś mu? - zdziwił się Bambosh.
- Ani na psi pazur. Sądzę, że zamierza buchnąć mi klejnoty i zwiać stąd - oznajmił beztrosko Loki. - Ale jak to mówią: jest ryzyko, jest zabawa - mrugnął bezczelnie do Seriki.
Miya i Valgard wnieśli tacę z herbatą.
- Może ja usłyszę jakieś wyjaśnienie sytuacji? - zażądała rozpaczliwie Miya.
- Proszę bardzo. Po śmierci boga słońca Baldura i uwięzieniu boga ognia Lokiego świat zaczął chylić się ku upadkowi - zaczęła Serika. - Siły mroku stawały się coraz potężniejsze, dążąc do ostatecznej bitwy. Tę bitwę nazwano Ragnarokiem: armia bogów przeciwko armii demonów. To tak w skrócie.
- A co się stało z Baldurem?
- Loki załatwił go jemiołową strzałą. A dokładniej, znalazł kogoś, kto to za niego załatwi.
- Jasne - skrzywił się Loki. - Mój odpowiednik tutaj nawet to schrzanił. Baldur nie został nawet draśnięty... Schowali go gdzieś, żeby nie psuć historii.
- Jak to?!
- Bez śmierci Baldura nie ma Ragnaroku, jasne? A obu stronom zależy na nim tak samo. Tylko tym razem bogowie mogą się potężnie zdziwić - znowu obdarzył towarzystwo promiennym, chłopięcym uśmiechem.
- Potrzebny nam Sochem - powiedziała Avellana.
- No mnie też, a do tego te dwa maluchy, które macie...
- Tylko spróbuj mnie dotknąć! - naczupurzył się Klejnot.
- ...Ale tak coś widzę, że mi ich nie oddacie. To może zrobimy tak: wy mi pomożecie rozegrać Ragnarok, a ja wam potem oddam Sochema?
- Mamy pomóc ciemności zatriumfować nad światem? - zakrzyknął Bambosh głosem natchnionym.
- Ciemności? - prychnął Loki. - To może zrobisz sobie wycieczkę edukacyjną do Asgardu i sobie bogów obejrzysz, a potem zdecydujesz, kto tu jest dobry, a kto zły... Obie strony siebie warte, ot co. Ale nie zmuszam nikogo...
- Całkiem fajny pomysł... - westchnął Vel. - Tylko czy mamy dość czasu?
- Wystarczająco - uspokoił go Xeniph. - Właściwie... Bitwa... Czemu nie?

_________________
Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere...
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Xeniph Płeć:Mężczyzna
Buruma


Dołączył: 23 Sty 2003
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
WIP
PostWysłany: 09-09-2003, 14:35   

- Ragnarok... niech będzie i Ragnarok. No dobra, jak to szło?
- Tu masz wszystko opisane, co i jak. - odpowiedziała mu Avellana, wyciągając spośród bagażu opasłe tomisko i podając je Xeniphowi.
- Świetnie! Czyli możemy zacząć przygotowania. Okoliczności dla drużyny Lokiego są i tak sprzyjające, a z naszą pomocą klęska Asów jest nieunikniona! Mwahahaha! Ekhm. Zobaczmy co ptu pisze. - Xeniph zaczął werto wać księgę - Hmm... "Nadejdą trzy okrutne zimy, jedna po drugiej..." hmm, hmm, "...I przyjdą trzy lata krwaych, bratobójczych wojen..." Trzy zimy?! Trzy lata?! Nie mamy tyle! Nam się śpieszy!
- A nie możemy tego po prostu pominąć? - zasugerował Vel.
- Czemu nie, skoro i tak ma być inaczej niż zwykle... Tak właśnie zrobimy! Teraz, zobaczmy co dalej... O, jest! Fenrir, masz jakieś dzieci?
- Kto, ja? - zdumiało się wilczysko - no, nie... - futro na pysku wilka poczerwieniało.
- Dlaczego jemu widać rumieniec przez futro? - zdziwiła się Avellana...

Jakiś czas później towarzystwo stało pod dużą latarką i puszczało rękami na niebie cienie w kształcie wilczych głów...

- Po co my to właściwie robimy? - spytał Vel.
- Bo w tej książce jest napisane, że dwa olbrzymie wilki, synowie Fenrira, pożrą słońce i księżyc... - odpowiedziała mu Serika
- ...ale ponieważ Fenrir nie ma dzieci, to improwizujemy. - dokończyła za nią Miya. - Patrzcie, zrobiłam zajączka!
- Zajączek pożerający księżyc! - ucieszył się Loki - na to nawet ja bym nie wpadł!
- Też coś... - mruknął niezadowolony z takiej improwizacji Xeniph - To nie Ragnarok, to "Satyra na leniwych chłopów"!
- Raczej "na leniwe wilki"... - poprawiła go Avellana.
- Odczepcie się ode mnie! - warknął urażony Fenrir.

Kiedy wreszcie mieli już za sobą ów nieszczęsny teatrzyk cieni, wszyscy znaleźli się na pokładzie Naglfara - statku zbudowanego w całości z paznokci zmarłych.

- No dobrze... na razie jakoś to idzie... - stwierdził Xeniph, trzymając się barierki na mostku i usilnie starając się zachować równowagę, jako że statkiem trzęsło niemożebnie.
- Błeee... niedobrze mi... - jęknęła z pokładu Miya, kurczowo trzymając się masztu.
- Mi też... - zawtórowała jej Serika, w podobnej sytuacji.
- Co za bałwan tym steruuujeee...!? - zawył ślizgający się tam i spowrotem po pokładzie Vel.
- Łiiiiiii!!! Ale jazda. - stojący przy sterze Loki najwyraźniej był wniebowzięty, gdyż cieszył się jak dziecko.
- Ktooo mu dał prawo jaaazdy...!? - jęknął ponownie Vel.
Nagle spod pokładu wyczłapał jakiś naprawdę wielki facet i usilnie starając się nie wypaść za burtę, z mozołem wdrapał się na mostek kapitański, gdzie wzburzonym głosem ryknął:
- Ej no! Przecież to ja miałem dowodzić! Na pewno tam jest napisane, że ja mam dowodzić! Ja chcę dowodzić statkiem!
- Co to za jeden? - spytał, również siedzący na mostku razem z innymi Klejnotami, Kadkod
- To Ymir, lodowy olbrzym. W przepowiedni pisało, że miał być między innymi kapitanem Naglfara...
- No właśnie! Ja chcę dowodzić statkiem!!! - ponownie ryknął olbrzym
- ZAMKNIJ SIĘ! - odkrzyknęli... wszyscy.

I tak oto, pomimo iż czujny Heimdall nie zadął w róg na trwogę (bo już dawno przegrał go w karty), Ragnarok, straszliwy Zmierzch Bogów, rozpoczął się... (no dobra! Teraz będzie na poważnie! - Xeniph)

Odyn, na swym ośmionogim koniu, Sleipnirze, ubrany w pełną, złocistą zbroję, stanął naprzeciw ogromnego wilka Fenrira, mierząc go groźnym, acz nieco zezowatym wzrokiem.
- Fenrirze... - odezwał się przywódca bogów. - Widzę, że bardzo zmieniłeś się od naszego ostatniego spotkania... Wyrosła ci jeszcze jedna głowa...
- Nie, po prostu ci się w oczach dwoi... - odparło wilczysko.
- Cholera! Wiedziałem, że nie trzeba było tyle pić przed walką! Nic to jednak, albowiem zaraz rozpłata cię grot mojego niezawodnego Gungnira! - co powiedziawszy, Odyn zaszarżował prosto na swego przeciwnika. Jednakże, Fenrir otworzył jedynie paszczękę tak szeroko, jak potrafią to tylko mangowe postacie i połknął potężnego boga...
- *Buuurp* Błe, nie lubię jeść z konserwy - skomentował wilk, wypluwając kolejne elementy zbroi Odyna.

Lecz oto nagle, tuż przed nim wyrósł jak spod ziemi, młody syn Odyna, Widar. Z gniewnym rykiem przydeptał stopą dolną szczękę Fenrira, chwycił w rękę górną i już miał rozerwać wilka na strzępy, gdy nagle...
- Jak możesz tak pastwić się nad biednym zwierzątkiem? - dobiegł go głos gdzieś z góry.
- Nie pozwolimy ci bezkarnie znęcać się nad zwierzętami! - zawtórował mu drugi.
Widar spojrzał w stronę źródła głosu... i ujrzał stojące na wysokiej skale dwie dziewczyny ubrane w dziwne mundurki z napisem "Liga Ochrony Praw Zwierząt", które zgodnie zakrzyknęły:
- My, piękne wojowniczki o miłość, sprawiedliwość i prawa zwierząt...
- Sailor Serika!
- Sailor Miya-chan!
- ...surowo cię ukarzemy w imieniu praw zwierząt!

Inne miejsce, inna walka...

Naprzeciw siebie stanęli Thor i Bambosh Rider.
- A ty kto? - zdziwił się bóg gromów - miał być Midgardsorm?
- Zmienia obecnie skórę i nie może przyjść - wytłumaczył spokojnie Bambosh - będę z tobą walczyć w jego zastępstwie. Wybierz broń!
- Pewnie i tak wybierze Mjolnira... - stwierdziły Bamboshki.
- A nie, bo wezmę broń którą władam jeszcze lepiej niż młotem! - oświadczył Thor.
- To jest taka? - zdziwił się Bambosh Rider.

Thor odrzucił swój młot, który ze świstem poleciał w siną dal. Po chwili z oddali dał się słyszeć czyjś wrzask i przeklinanie, a za plecami Thora wyrosła ogromna, matrixowa szafa, wypełniona całym arsenałem rozmaitej broni. Thor przyjrzał się dokładnie szafie, po czym szybkim ruchem wyszarnął jedną z broni.
- SIKACZU, WYBIERAM CIĘ! - ryknął bóg, celując w Bambosha dużą flaszką napoju wyskokowego - Ha! Ten kto więcej wypije i utrzyma się na nogach, ten wygrywa!

Bambosh przykucnął, żeby skonsultować się z Bamboshkami...
- I co zrobimy? Nie przystoi mi upijać się w trupa, zresztą na takich zasadach bym z nim nie wygrał...
- Spoko wodza, będziemy rzucać na ciebie czary przeciw truciznom. No, a teraz bierz się do roboty...
- Alkohol. Ech... A liczyłem na porządny, epicki pojedynek...

Gdzieś indziej toczył się właśnie bój między Garmem a Tyrem. A przynajmniej miał się toczyć, jednak Tyr zdecydowanie nie był w stanie teraz walczyć. Jednoręki bóg drugą rękę zajętą miał przez laskę inwalidzką, dzięki której utrzymywał równowagę po tym, jak nadlatujący skądś młot złamał mu nogę.

Tymczasem, mężna grupa przygotowywała się właśnie do ostatecznej walki...

- Wszystko idzie po naszej myśli - stwierdził Xeniph.
- Tak... tylko gdzie jest Avellana? - spytał Vel.
- Powiedziała tylko, że odjeżdża, i że ja teraz rządzę - odpowiedział Loki.
- Ach tak...

Zapadła cisza, którą po kilku minutach przerwał Loki.

- Nie wiadomo tylko, jak radzi sobie Surt - zamyślił się.
- Poradzi sobie - stwierdził Ptaptuś - zresztą Frejr i tak nie ma czym walczyć, bo przepił swój miecz.
- Czyli wszystko w porządku - stwierdził Xeniph - pozostaje nam tylko czekać na Heimdalla... - ledwo skończył zdanie, wspomniany Heimdall zjawił się.

Rozpoczął się krwawy pojedynek po między Heimdallem a Lokim. Miecze błyskały, kurz sypał się spod nóg walczących, krew się lała... Nagle, przerwał im czyjś krzyk.

- Ej, ludzie, co to jest! - krzyknął Baldur, który pojawił się niewiadomo skąd. - Co to jest, Ragnarok miał być podobno dopiero PO mojej śmierci! Co wy, do ciężkiej *PIIIII!* sobie wyobrażacie?!

W tym momencie wszyscy na niego spojrzeli zaskoczeni, a Fenrir ze zdumienia aż wypluł Odyna... Wtem, ze świstem coś pojawiło się w powietrzu i spadło Baldurowi na głowę, powalając go na ziemię... Coś, co okazało się być Satsuki...

[Ach, zapomniałbym... proszę się teraz nie dopisywać, bo Sat ma już gotowego posta i będzie go wklejać jako następna]

_________________
You don't have to thank me. Though, you do have to get me donuts.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Satsuki Płeć:Kobieta
Fioletowy Płomyczek


Dołączyła: 13 Lip 2002
Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu
Status: offline

Grupy:
WIP
PostWysłany: 09-09-2003, 17:01   

Wiedziała, że coś nie gra! Wiedziała to od chwili gdy poczuła lekkie łaskotanie w stopie, gdy poczuła, że jakoś dziwacznie się kręci i gdy kolory zaczęły zanikać a raczej było coraz ciemniej na skutek zanikania promieni słonecznych. Nie wiedziała tylko, dlaczego wogóle nie zareagowała. Z plaskiem opadła na coś miękkiego, podnosiła się i otrzepała po czym do jej głowy doszła zaskakująca wiadomość - zginęła! I dlaczego u diabła znajduje się w jakiś czarnym dole? Zadarła głowę do góry i gdzieś daleko daleko zobaczyła mała białą plamkę wielkości trzech ziarenek piasku. Moment później coś delikatnie otarło się o jej twarz i poczuła lekki ucisk w ramieniu.

- I dlaczego nie użyłaś lewitacji?!

Po czym doszło do niej coś jeszcze - nazywa się Satsuki, jest czystej krwi mazoku a ten ucisk w ramieniu to wbijające się w nie pazury Jehaloma - "jej smoka", który to postanowił towarzyszyć dziewczynie w podróży do wnętrza ziemii. Zamrugała oczami i spojrzała się w srebrne oczka półprzytomnie

- Hej!
- No hej! A teraz lewitacja i do góry!
- A po co?
- Dlatego ponieważ bo! Lewituj do góry bo nam uciekną!!

Zamrugała oczami jeszcze raz

- Jehalom!
- No w dziesiątkę! Jak na to wpadłaś?
- Przestań się ze mnie nabijać dobra? =='
- Jakżebym śmiał moja droga?
- Zdecydowanie za bardzo robisz się do mnie podobny złotko...
- Jeśli już to sreberko, a to podobieństwo to chyba na skutek tego, że ja głupi caly czas Cię pilnować muszę!
- Heh.. więc przestań :>
- Jak przestanę to wolę nie myśleć co by się z Tobą stało! Zginiesz beze mnie w tym świecie obłudy!
- AAaaah! Więc robisz to dla mojego własnego dobra :>
- W rzeczy samej!
- Jakiś Ty miły ^____^
- A teraz z łaski swojej polewituj do góry bo nie jestem pewien czy zdołałbym Cię unieść...
- A po co?
- Jak to po co?! - zauważył, że złotooka od dłuższego czasu beszczelnie się uśmiecha - Ty to robisz specjalnie! A ja tu głupi się zniżam i zwiedzam z Tobą wnętrze ziemi! IDIOTA!
- Znaczy Ty? - niee zareagował - rozumiem, że tak. A więc chodź, musimy skończyć zwiedzanie =)
- Gdzie Ty znowu idziesz?! Na górę a niedo tego.. tunelu! Zawali nam się pod głowami i się tu udusimy!
- Zaraz udusimy... jak sobie jakiś czas niepooddychamy to nic nam się nie stanie. A teraz chodź - złapała smoka za ogon i pociągnęła do "tunelu".

W sumie wyglądał jak tunel wyryty przez gigantyczną dżdżownicę ale kto by się tym przejmował! Ważne że był i, że Sat nie ryła głową w coś co miało być sufitem. Ważne, że nie musiałą się czołgać ani wogóle męczyć - sobie po prostu najnormalniej w świecie szła.
...Aż spadła.

Upadła na krzesło. Było metalowe z siedziskiem i oparciem z lakierowanego drewna - przynajmniej takie sprawiało wrażenie. Czuła się jakby.. cięższa i bardziej podatna na ból. Przed sobą miała blat stołu. Blat był prawdopodobnie z dosyć grubej i szerokiej sklejki. Na blacie leżała kartka papieru na wpół pomazana różnej grubości i długości liniami. Po lepszym przyjrzeniu się kartce można było stwierdzić, że linie przybierają jakiś kształt. Dziewczyna znalazła obok kartki coś czarno zieloneg i zaczeła dorysowywać kolejne linie tworzących ciąg, przekreślajacych się wróżnych miejscach. Po paru minutach zadowolona spojrzała na swoje dzieło. "No, nieźle. A w domu przerysuję" szepnęła sobie wewnątrz głowy i zaczęła kaligrafować na górze napis - J e h a l o m
W sumie to nie wiedziała skąd przyszło jej do głowy. Niewiadomo też dlaczego po chwili pod tym dziwnym napisem dopisałą nawias "Biały Karneol". Dziewczyna bardzo zadowolona z siebie wpatrywała się w oczy smoka. Bo właśnie to wyszło z plątaniny lini. Dałaby sobie rękę uciąć, że przedchwilą to oko do niej mrugnęło! Schowała kartkę do książki i zaczęła słuchać.

"Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, tylko on może w niego wierzyć."

Pamiętała, że w między czasie ten denerwujący głos powiedział coś na kształt tego, że zwierzęta w Boga wierzyc nie będą bo w końcu są tylko zwierzętami.

"Jasne! Nie wierzą bo są na to za inteligentne."

Mruknęła dziewczyna zadowolona z siebie, wyrwałą kawałek kartki i wykaligrafowała drukowanymi literami swoją złotą myśl. Drukowanymi bo przecież wiedziała, że inaczej się jej nie doczytają. A przecież wcale nie pisała nieczytelnie! Na dole jeszcze dodała nawias i napis "podaj dalej". Tym razem pisanymi! A niech się pobawią w odczytywanie. Po czym złożyła kartkę i dała ją dziewczynie siedzącej obok. Teraz tylko patrzeć jak zareaguje na to reszta klasy! Nagle ten wkurzający głos zamarł i wpatrywał się w wędrujący kawałek kartki. Natychmiast właścicielka głosu kartkę przechwyciła, przeczytala i... poznała pismo dziewczyny? Przecież ona nigdy w życiu go nie widziała!
A może widziała jak ona to pisała?
Teraz patrzy się wściekle i zaraz pewnie coś powie...
Wiedziałam! Typowy przykład heretyczki, ja nie chcę!! Na stos z niąąąą!!! Istnieje coś takiego jak wolność wyboru własnej wiary? Istnieje! Ja nie zamierzam chodzić na religię! NI-GDY-WIĘ-CEJ!

I chyba nie będzie miała okazji. Zapadała się coraz głębiej...
...głębiej w podłogę!

W chwili gdy pomyślała, że zaraz spadnie na niższe piętro, gdy rozpaczała, że połamie sobie nogi - rzeczywiście spadła. Tyle, że do jakiejś czarnej przestrzeni. Bynajmniej nie była to szkolna piwnica -one są dosyć jasne jak na piwnice no i znajdowały się dwa piętra nizej...

Było niesamowicie ciemno ale wbrew wszystkiemu widziałą doskonale - jakby zapalone było światło. Gdzieniegdzie co chwila błysnęło coś biało srebrnego - coś, co zapewne miało imitować gwiazdy. A może nimi było...?
Stałą tak przez chwilę nie wiedząc co robić aż uderzyła się wnętrzem dłoni w czoło.

- Co to ma być?! Najpierw jestem sobie w jakiejś jamie, potem w szklnej ławce jako ktoś zupełnie inny a teraz wylądowałam w próżni! JEHALOM!

Reakcji nie otrzymała.
Po chwili jednakże przed nią zaczeło się coś materializować. Najpierw pojawiało się na ułamek sekundy i znowu znikalo. Można było zauważyć, że jest długie i cienkie. Po paru minutach można bylo już półprzeźroczyste kontury długiego miecza wysadzanego jakimiś mlecznymi kamieniami. Był na prawdę długi i piękny. I jakby czekał aż w końcu zmaterializuje się w całości. Gdy już byl dostatecznie widoczny - Satsuki wziełą go w dłoń i zamachnęła się. Taaak.. piękny miecz.
Po zauważeniu, że miecz jest leciutki i ma bardzo wygodną rękojeść złotooka postanowiła sprawdzic coś innego. Lekko przjechała po nim palcem starając sę naciąć co udało się juz przy dotknięciu klingi. Czerwona krew spłynęła po niej mieniąc się na wszystkie kolory tęczy. Jedna z kropel będąca już przy końcu spadła i wpadła do niewidocznego jeziora. Malutkie fale popłynęły jak najdalej od miejsca upadku kropli tworząc okręgi. Potem spadła następna wyglądająca jak płatek śniegu i jeszcz jedna wyglądająca zupełnie jak ludzka krew. Wszystko zaczęło falować i mienić się wieloma kolorami. Wokoło pojawiały się iluzje czy jakieś ślady duchów. Przypominały walkę...
walczące miecze. Z jeziorka wystrzeliły dwa wilcze pyski aby po chwili z powrotem zniknąć w nicości.
Ten srebrny w jej dłoni zamienił się w błyszczącego na srebrno smoka. Łypnął na Satsuki srebrnym okiem i zanurkował w wodę. Dziewczyna, oczywiście za nim. Płynęła długo i nie mogła go za nic w świecie dogonić. Nadal pozostawał między nimi dystans ale po chwili smok wypłynął na powierzchnię, bez żadnych wątpliwości ognistowłosa zrobiła to samo. Jakże zdziwila się gdy rozejrzała się dookoła!
A widok był doprawdy piękny. Znajdowała się w przeźroczystym jeziorze i jak przed chwilą była gdzieś głęboko głęboko tak teraz stała sobnie o własnych nogach na jasnym połyskującym piasku widocznym przez tafję wody. Na piasku błyszczały jakieś kamyki jednakże nie było widać z tej głębokości ich koloru. Przy jednym z brzegów plaża z bielutkim niczym śnieg piaskiem, przy drugim coś wysokości dwóch metrów co możnaby nazwać klifem. A co było w tej czarnej ziemii?! Jakieś fioletowe, błyszczące kamienie! Oderwała się od nich widoku by podziwiać zieloną trawę i wielkie drzewo po jej lewej stronie. Drzewo wyglądało jak zwyłkły kasztan nie licząc faktu, że korę miało przeźroczystą i jakby z minerału tak samo jak i liście tyle że fioletowe. Wokoło polanki z jeziorkiem wznosiły się ogromne czarne góry z wystającymi z nich niczym ludzie wielkimi, fioletowo-różowymi kamieniami.

- Znalazłem następny klejnot! - powiedział dumny z siebie Jehalom znajdując się nad głową Sat
- Tu jesteś! Gdzieeee masz ten klejnot? *___*
- A nie wiem :D Gdzieś jest przy tej polanie, tylko nieza szczególnie daje się wyczuć...
- Kiepsko... ale założę się, że to Achlama. Stawiam 100 sztuk złota!
- Złoto mi niepotrzebne...
- Na pewno? :D Wieeesz... ja chętnie wzięłabym Twój róg... - złapała go za to coś srebrnego i długiego wyrastającego ze smoczego czoła
- Gdzie z łapami! Spadaj!
- bleeee - pokazała mu język
- bleee!!! - pokazał swój, jaszczurzy i rozdwojony w kolorze granitowym.
- mój ładniejszy ;P
- nie bo mój!!
- chyba śnisz ;P

Dalszej rozmowy przytaczać nie trzeba gdyż ta dwójka chyba polubiła wzajemne przekomarzanie się o dosyć błahe sprawy. Wyszli na bielutki piasek i nawet nie zaszczycili wzrokiem ametystowego nieba, które to postanowiło ich wysuszyć swymi ciepłymi promieniami - natychmist zabrali się za poszukiwania. Obeszli już naokoło jeziorko po czym uznali, że jednak delikatna aura smoka emanuje właśnie z tego dziwacznego kasztana. Smok i mazoku zaczęli poszukiwania. Przejrzeli całe drzewo od konarów aż po koronę. Znaleźli malutkie gniazdo z białych gałązek a w nim trzy fioletowo białe jajka.

- MAM! - wrzasnął Jehalom jakby z daleka. Okazało się, że do połowy wlazł do dziupli gdzieś na wysokości Satsusiowych kolan - jak się błyszczy na fioletowo - nastąpił trzask i smoka już nie było.

Sat uznała, że chyba wpadł do dziupli, tak była rozgorączkowana, że w sumie wogóle jej nie ujrzała - gdy znalazł ją Jehalom była po drugie stronie drzewa. Uspokoiła się po chwili i znalazła dziuplę - małą dziuplę. Jakoś się przecisnęła i po chwili leżała na plecach obok złego smoka.

- NIE POMYŚLELI DEBILE O SCHODACH?!!
- Widać nie.. a teraz się zamknij =='
- Jak Ty do mnie móisz śmiertelniczko?!!
- Odwal się! Ja też upadłam! Gdzie masz ten klejnot?
- O tam! Widzisz? - wzbił się w powietrze i zdjął klejnot z jakiegoś wystającego korzenia - to na pewno Achlama!
- Też tak sądzę *___* Następny klejnot *____* - dotknęła klejnot i ziemia się zapadła.

Satsuki i Jehalom runęli w dół, skrzydła odmawiały posłuszeństwa, tak samo jak i czary. Smok wbił pazury w ramie swej opiekunki, fioletowy kamień powędrował do Satsusiowej kieszeni i po chwili bum!
Wylądowali na czymś miękkim...

Na wstępie sprawdzili czy są cali, dopiero potem rozejrzeli się dookoła i napotkali dwie pary oczu - coś co wyglądało na Xenipha i Vela, coś co wyglądało na baaaardzo zdziwione. Lekki ruch głowy i zauważyła ogromnego, pięknego wilka a koło niego jakiegoś zaślinionego gostka. JEdnakże nie mieli czasu nad tym rozmyślać gdyż przerwał im wrzask

- KTO ŚMIE SPADAĆ NA SAMEGO BALDURA?!!!!!!!! - zatrzęsło się to co było zapewne ścianami
- Eee... - odwróciła się za siebie ze zmieszaną miną, któa to po chwili byla już rozpromieniona a zamiast oczek błyskała się para złotych gwiazdek - Jakiś Ty śliiiiczny *_____*

Baldur zareagować nie miał jak.. już byl ściskany/ przytulany/ całowany przez rozanieloną Satsuś, która to chyba postanowiła sobie poromansować.

- MUSZCZAJ MNIE ŚMIERTELNICZKO!
- WYPRASZAM SOBIE! CO JAK CO ALE ŚMIERTELNICZKĄ NIE JESTEM!! - i dalej go ściska ^^''
- PRZESTAŃ SIĘ DO MNIE KLEIĆ!
- nieee *_____*

- Znaleźliśmy kolejny klejnot! - powiedział Xeniphowi i Velowi rozradowane Jehalom bijąc skrzydłami powietrze i wesoło machajac ogonem
- Znaleźliscie?! Jaki?
- Achlamę! - Satsuś przerwała przytulanie i zaczęła grzebać w kieszeni uszczęśliwiona - Jehalom go znalazł a ja wydobyłam ^____^
- Ja wydobylem!
- Właśnie, że ja!
- Chyba zwariowałaś!
- WCALE ŻE NIEEE!
- TAAAAK!!!
- NIEEEE!!!
- ZAMKNIJCIE SIĘ!! - wrzasnął Baldur
- SAM SIĘ ZAMKNIJ!! - odwrzeszczeli mu Sat i Jehalom
- NIE BĘDZIECIE MI ROZKAZYWAĆ!
- SPIŹDZIAJ NA KSIĘŻYC!! - zakończyła rozmowę Sat gdyż Baldur w dziwny sposób zaniemówił.

Przez chwilę jeszcze Sat szamotała się z kieszeniami w płaszczu a wyraz jej oczu zmieniał się od przeszczęśliwych do coraz większego przygnębienia

- NIE MA! - wrzasnęła w końcu i siadła na kamieniu zanosząc się szlochem, przynajmniej tak to wyglądało - Jehalom gdzie klejnot?!
- Jak to gdzie?! Sama go chowałaś!
- Ale go nie ma!! T___T

I nagle coś błysnęło, trzasnęło i coś uderzyło kogoś w głowę. Tym kimś była Miya a na twarzy miała wypisany ból wywołany niewiadomo czym. Ciekawie kontrastowało to ze strojem Sailor Mercury. To coś, co spadło jej na głowę wylądowało przy stopach, zatrzęsło się i... zamieniło w najprawdziwszego smoka! Całego fioletowego...

- Achlama! - wrzasnęła srebrnooka i przytuliła smoczysko do piersi - jesteś móóóój *___*
- Ej noo! Dziewczyno bo troche tego.. ogon mi zgniatasz!
- Oho! Sat, chyba Ametyst się odnalazł...
- Taaa.. i znowu ktoś go wziął - mruknął Vel
- Co? Gdzie? Jak? Kiedy? - rozejrzałą się wokoło i zauważyła Miyę i Serisię w strojach sailorek - BWAHAHAHAHAHAHA!!!!
- Móóój *_____* Zaraz dam Ci trochę marchewki - Miya rozanielona smoczkiem już wcisnęła mu do łapek filiżankę herbaty ^^'
- Znowu się zaczyna... - mruknął Kadkod - współczucia kolego...


[ps. Seriś zajmuje sobie kolejkę :D]

_________________
Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Distant Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 23 Cze 2003
Skąd: Somewhere in the world
Status: offline
PostWysłany: 10-09-2003, 09:40   

[ Mała uwaga do zaklepywania... Niech osoby zainteresowane robią to osobiście a nie przez pośredników. Przecież mogą dać posta pisze a potem zmienic i wstawić.

Wydarzenia w drugiej grupie jak sądze nie będa interferować z Ragnarokiem chyba że Serika tak planuje. A ja nie mam jescze takich zamiarów więc postuje.
]
Spędzili na polu tych roślinek cały dzień i noc. Aktualnie nadchodził ranek.
Distant siedział po turecku pogrążony w myślach. Wogóle niezwracał uwagi na resztę. Większość spała lub udawała że śpi. Zegarmistrz nerwowo przechadzał się w tą i z powrotem pośród halucynogennych winorośli - Mówię wam! Uciekli! Uciekli i już ich nie znajdziemy! Dodatkowo mają większość klejnotów!
Tymczasem Yuby rozpalił ognisko i drążył jakiś patyczek - Mnie tam się tutaj podoba...
- Ale co tu się może podobać! Po prostu sobie poszli! Och, po tam poszedł jakiś zimny drań to ja zaraz sprawdzę. Potem za nią poszła Satsuki... - Zegarmistrz chodził coraz bardziej podirytowany a palcami nerwowo w pobliżu pepeszki dziadka, który strzelał z niej do Niemców. Tymczasem Yuby skończył drążyć patyczek i zaczął nakładać do środka liści halucynogennych winorośli. Za Yubym pojawił się Mazoku - A więc zamierzasz sprawdzić moc tego ziela. Musi dawać kopa skoro powaliło nawet Mazoku.
Yuby obruszył się - Kogo powaliło tego powaliło. Wtedy to był przypadek. A teraz muszę wyczuć bezpieczną dawkę. - Yuby ubił liście w patyczku-fajce i podpalił. Wokół rozszedł się słodkawy dym.
Mazoku odszedł od yubego i westchnął - Świetnie! Naprawdę świetnie! Jeden testuje używki, drugi chodzi podirytowany i zaraz zacznie do nas strzelać, reszta śpi lub udaje że śpi a co robi Distant siedzi na kamieniu i myśli.....Argh..
Mazoku podszedł do Distanta - Chyba w końcu coś zrobimy. Jesteśmy tu już od 12 godzin i nic! Wogóle nadczym teraz tak myślisz!
Distant spojrzał na Mazoku i beznamieętnie odpowiedział - Optymalizuje plan, jeszcze tylko 10 minut.... - i wrócił do rozmyślań.
Mazoku zrobił głupią minę - No tak optymalizuje plan można się było tego domyśleć! Phi.... - i zniknął.
- Słyszę Kolory!!HAHAHA - Yuby najwyraźniej wyczuł graniczną dawkę...
Zegarmistrz już dawno popadł w furię i z wielkim zaangażowaniem tępił winorośla. Całe szczęście, że wyładowywał się na winoroślach.
Distant wstał z miejsca. Tak już miał gotowy plan na takie przejścia. Przeliczył już wszystko i był gotowy do działania - Słuchać! Pobudka! Uspokoić się! Wychodzić ze międzywymiarowych nor! Yubyt wracaj do rzeczywistości!
Zegarmistrz zatrzymał się wpół kroku z toporem Yubiego nad kolejną biedną roślinką. Yuby jedynie spojrzał pustym wzrokiem. Mazoku wylazł ze swojej astralnej kryjówki. Raflik, Crofesima, Yumegari i Crack obudzeni krzykiem Distanta podnosili się ze swoich leży niemrawo. Na ich twarzach rysowało się pytanie: co ja tutaj robię tak wcześnie rano?
- Nie trzeba tak krzyczeć! Jest wcześnie rano! - Krzyczał Raflik
- A ja widzę, że już się doskonale obudziłeś i przestań krzyczeć bo twój głos jest jak jeżdzenie kredą po tablicy ! - Odparowała go Crof.
- Jak ci dwoje mogą mieć tyle energi tak wcześnie rano.. - crack jescze ocierał oczy.
- No już starczy wszystkich proszę do ogniska! Mam już plan... - Distant ruszył w stronę ogniska.
- Szkoda że musiałam wracać do rzeczywistości... - Yumegari pierwsza podążyła za nim. Zegarmistrz lekko zażenowany odłożył topór na miejsce. Na szczęście Yuby nadal był oderwany od świata więc pewnie nawet nie zauważył jego braku.
- Spójrzcie! - Nad ogniskiem pojawił się hologram - To jest obszar hiperprzestrzeni, w której się teraz znajdujemy. Tworzenie portali to nie jest łatwa sztuka czy to z pomocą magii czy technologii. Po zaburzeniach na brzegach portalu można odczytać, w którą stronę prowadzi i jak daleko w Multiświat. - Distant dawał wykład na temat fizyki podróży międzywymiarowych.
- Zatem wiesz gdzie są ? A cały ten czas zmarnowałeś na obliczenia? -Przerwał mu Mazoku.
- Nie dokońca. Musiałem też zmapować ten sekotr Muliświata. A na badanie portalu miałem za mało czasu. Wiem tylko w jakim kierunku prowadzi. - Na hologramie pojawiła się wijąca się krzywa. - W pobliżu tej linii znajduje się duża liczba światów. Lecz to nie stanowi problemu
- W końcu nadal mamy dwa klejnoty, które mogą wyczuć swoich braci? - Znów przerwał mu Mazoku.
- Tak Mazoku. Zatem ruszamy dość nietypowym portalem. Wyrwiemy kawałek przestrzeni tego świata i utworzymy niezależną międzysferę, którą podążymy podaną przeze mnie trajektorią. Bedziemy zatrzymywać się przy każdym podejrzanym świecie. Mazoku pomożesz mi w odizolowywaniu międzysfery. - Hologram rozpłynął się gdy Distant skończył mówić.
Mazoku podniósł się i zaczął rysować jakiś świetlisty pentagram wokół ogniska...
- Międzysfera będzie miała tylko 10 metrów szerokości więc nie rozłaźić się - Krzyknął Mazoku. Obszar wokół ogniska zaczęła obejmować dziwna sfera światła
- Jestem gotowy by przejąć kontrolę nad trajektorią międzysfery. - Od Distanta strzeliły czarne iskry w stronę brzegu sfery.
- No lepiej się podnieś Yuby - Raflik chwycił nieprzytomnego Yuby wpół.
Wszyscy zebrali się jak najbliżej środka. Nagle świat objęła ciemność i niebyło już nic więcej tylko ognisko i drużyna. Resztę objęła dziwna czerń...
Mazoku szturchnął śpiącego Nefeha - A teraz mój klejnocie prowadź nas!
Nefeh - Gdzie ? Co? Gdzie reszta moich braci!?

_________________
Never surrender, never give up...

http://forum.multiworld.pl - Nothing is impossible here
http://komiks.multiworld.pl - Komiks Multiworld ;3
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Yumegari Płeć:Kobieta
Feministka szowiniska


Dołączyła: 05 Kwi 2003
Status: offline
PostWysłany: 10-09-2003, 16:10   

Yumegari westchnęła. Nie czuła się za dobrze, bo we śnie miała mnóstwo roboty. Dokładnie zwiedzała podświadomość wszystkich śpiących z drużyny (szukała czegioś podejrzanego, ale wyglądało na to, że nikt nie miał wrogich zamiarów), a w dodatku miała wizję, i to niezbyt optymistyczną. Znowu śniły jej się klejnoty. Siedem z nich znajdowała się stosunkowo blisko siebie, ale jednak... Chociaż wyglądało na to, że stanowią jedność, przedzielone były jakąś ścianą. "Na pewno chodzi o to, że drużyna się rozdzieliła - myślała - na razie nic nie wskazuje, żeby groziło im jakieś konkretne niebezpieczeństwo..." Jeden z klejnotów błyskał zielonkawo bardzo blisko tych już zgromadzonych przez drużynę, zbliżając się do nich powoli. "Czyżby byli o krok od znalezienia go? Bardzo dobrze, mam nadzieję, że wkrótce sprawa się wyjaśni. Ale..." Mina dziewczyny zdradzała obawę i niepokój. Wiedziała napewno, że jeden z klejnotów oddzieli się od reszty. Ten klejnot wydawał jej się najbliższy z pozostałych... Szczególnie bliski właśnie niej...
- Nefeh, wyczuwasz coś? - wyrwał ją z zamyślenia głos Mazoku.
- Co mam wyczuwać? Gdzie jest reszta moich braci? - smoczek był wyraźnie zaniepokojony i zdezorientowany.
- Nie martw się. Napewno nic im nie grozi - mimo pokrzepiającego tonu, twarz Croffesimy była pełna niepokoju. Fakt, nikt nie mógł wiedzieć, co się właścice stało. - Musimy ich tylko znaleźć, bo się rozdzieliliśmy.
- I w tym właśnie jesteś nam teraz potrzebny - dokończył Raflik. - Staraj się ich wyczuć, będziemy się teraz przesuwać między światami. Swoją drogą, ciekawe, co tam u nich? Czy odzyskali Sochama?
- Jeszcze nie, ale chyba są już blisko. - odezwała się Yumegari.
- Doprawdy? - Zainteresowała się reszta (z wyjątkiem Yuby'ego, który minę miał lekko nieprzytomną) - Skąd to wiesz?
- To proste. Ze snu^^
- No tak, jak mogliśmy zapomnieć...==" Nasza darmowa dyżurna wróżka kraju... - powiedział z przekąsem Zeg.
- A czy taka darmowa to jeszcze się przekonamy XDD
- Wiesz coś jeszcze? - przerwał jej Distant, na którego twarzy malował się wysiłek. - Czy tylko tyle?
Dziewczyna zamyśliła się.
- Prawie napewno nie są w poważnym niebezpieczeństwie... chociaż nie wykluczam, że moga mieć urozmaicone życie.
- Będą mieli, jeżeli uciekli. - Zapalił się do boju Zeg. - Jak ich dorwę...
- Nie mamy na to żadnych dowodów.
- Ale nie wykluczajmy takiej możliwości. - popisał się optymizmem Mazoku.
- Klejnoty wydawały się być jednością, czyli nie zdradzili. Tak myślę... Ale...
- Ale co?
- A mi się wydaje... kurde, zapomiałem! - wtrącił się Yuby. - Co do tych różowych słoni...
- Yuby, ty narkomanie, zamknij się! - trzasnął go po łbie Raflik.
- Długo jeszcze?... Odezwał się nie na temat Crack.
- Chyba nie. Jak tam, Nefeh? - zapytał Mazoku.
- Jak tak gadacie, to się nie mogę skupić!
- Dobra, zamknijmy się, bo im dłużej to trwa... - Distant widocznie też się męczył.
- Ale...
- Yumegari, później nam powiesz. Daj myśleć Nefehowi.
- Spoko, jak nie chcecie wiedzieć, to nie :P - Yumegari trochę się obraziła. "To im nie powiem, że tamci znaleźli dodatkowy klejnot".
Dziewczyna miała wreszcie czas na rozejrzenie się po otoczeniu. Znajdowali się w ciemnej sferze. Czasami, jakby gdzieś w oddali, pojawiało się na krótko jakieś światełko, które jednak zaraz znikało. "To chyba te światy, które mijamy" - myślała Yumi i spoglądała, podobnie jak reszta drużyny (oprócz Yuby'ego, który jednak wyglądł już nieco lepiej - widocznie smoki szybciej uwalniają się spod wpływu substancji odurzających), na Nefeha. Ten jednak kręcił łbem i dalej wpatrywał sie w ciemność. "Ciekawe, gdzie są pozostałe klejnoty? I dlaczego tamten zniknął?" Nagle uświadomiła sobie cos strasznego. Ten bliski jej klejnot. Bliski własnie jej...
- NEFEH! Szukaj szybko tych klejnotów! - krzyknęła tak gwałtownie, że wszycy się wzdrygnęli.
- Coś się tak nagle ożywiła?... - Zapytał Ralik zdziwiony. Ale Yumegari nie odpowiedziała, tylko z napięciem wpatrywał się w ciemność. "Joshfechowi grozi niebezpieczeństwo... Trzeba uprzedzić Kadkoda..."

_________________
Behind every great woman is a man checking out her ass


Ostatnio zmieniony przez Yumegari dnia 10-09-2003, 20:17, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
2513810
Serika Płeć:Kobieta


Dołączyła: 22 Sie 2002
Skąd: Warszawa
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 10-09-2003, 16:31   

Chaos, który nastał po przybyciu Satsuki, odwrócił uwagę obecnych od bitwy. Wojownicy Walhalli oraz wspierani przez drużynowe smoki giganci ognia przestali na chwilę naparzać się na-co-się-tylko-dało i teraz z otwartymi ze zdumienia ustami patrzyli to na ściskanego przez Satsuki Baldura, to na Sailor Miyę, która z rozpędu poczęstowała herbata także kompletnie zdezorientowanego Widara, to na leżącego na ziemi nieprzytomnego Thora, wokół którego skakał trzeźwy Bambosh na kompletnie pijanych Bamboshkach...
- Ugh... Moja głowa... - jęknął nieco obśliniony Odyn, próbując wstać. Rozejrzał się wokół siebie, ocenił sytuację... - To nie tak miało być!
- Przecież wszystko idzie prawie zgodnie z planem! - Sailor Serika na wszelki wypadek jeszcze raz zajrzała do księgi, która oblepiona była małymi żółtymi karteczkami z poprawkami. - Odyn pokonany... No, prawie. Widara mieliśmy załatwić - i jest załatwiony, bo po dłuższym przekonywaniu stwierdził, że praw zwierząt łamać nie będzie. Fenrir wygrywa walkowerem. Thor leży pijany na ziemi - kolejny punkt zaliczony.
- Góraaaaaaalu, czy ci nie żaaaal - potwierdziły rozochocone Bamboshki, zmuszając Bambosha, żeby zatańczył kankana.
- Dalej: Tyr usiadł gdzieś z boku i pisze podanie o rentę inwalidzką, można go wykreślić. Sutr zrobił z biednego Freya miazgę i teraz bóg jasności płacze i woła mamusię. Heimdall... Czy Loki przypadkiem nie za bardzo się przejął!?

Całe towarzystwo skupiło się na wciąż trwającym pojedynku. Wynik wydawał się już przesądzony. Bóg Ognia - szybszy, zwinniejszy, a przede wszystkim mający jakiekolwiek pojęcie o walce mieczem - sprał już Heimdala na kwaśne jabłko, a teraz tylko bawił się przeciwnikiem...
- Ty... podły... morderco... - wydyszał strażnik tęczowego mostu Bifrostu, obrywając płazem miecza po tyłku. - Zemszczę się za śmierć Baldura, choćbym... - łup! Loki bezczelnie podstawił mu nogę i bóg o mało nie wylądował na ziemi. - Choćby była to... ostania rzecz w moim życiu!!! AAAAAAAA!!!! - zaszarżował z krzykiem. Rudowłosy odsunął się tylko nieznacznie. Heimdall nie zdążył wyhamować, przebiegł kilka metrów i wpadł z impetem na najbliższego smoka, o mało nie nadziewając się na własny miecz.

- Czy oni nie zauważyli, że chwilowo włączyliśmy pauzę? - Miya przyglądała się z niepokojem pojedynkowi.
- Może po prostu NIE CHCIELI zauważyć?
- A nie wydaje wam się, że Loki ustawia się tak, żeby zasłonić Heidallowi Baldura? Chyba naprawdę chce zrobić z niego sieczkę i nie chce, żeby mu przerywano.
- Dziwisz mu się? On chyba nie ma powodów, żeby lubić tych panów...
- Oj, będzie bal, oj, będzie bal! - podsumowały Bamboshki.

Heimdall stanął chwiejnie na nogach, wspierając się na smoku. Z bardzo zdeterminowaną miną zacisnął rękę na rekojeści miecza i już miał się rzucić na przeciwnika, gdy... jego wzrok natrafił na wyrywającego się z objęć Satsuki Baldura. Broń wypadła Heimdallowi z ręki i upadła z brzekiem na ziemię.
- B... Ba.. Baldur? Przybyłeś zza grobu, aby mnie wspierać? - wyszeptał uduchowionym głosem.
- Zza jakiego grobu, do cholery!? Puść mnie, ty przebrzydła dziewczyno!
- Ale jesteś taki śliiiczny - pisnęła Satsuki.
Sądząc po minie Lokiego, było to dokładnie to, czego chciał uniknąć. I pewnie słusznie, bo wyglądało na to, że Heimdall natychmiast zapomniał o swoim przeciwniku.
- Baldur! Baldur! Ty żyjesz! - wykrzyknął Heimdall i rzucił się na szyję wyżej wspomnianemu.


Obserwujących to wszystko bogów i nie-bogów zatkało. Nawet Loki miał przez chwile kompletnie zdezorientowaną minę.
- Ekhm... Przepraszam, to jest Ragnarok, czy telenowela!? - wkurzył się Xeniph, ale chyba nikt go nie słuchał. Może z wyjątkiem Odyna. Biedak wyglądał, jakby cały jego świat właśnie się zawalił.
- Nie, nie, nie!!! - wrzasnął. - DOSYĆ TEGO!!! Rozumiem pijaństwo, rozumiem rozpusta, ale TO przechodzi po prostu wszelkie granice przyzwoitości!
- O czym ty mówisz? - zainteresowała się Serika.
Odyn zaczerwienił się po uszy. Podobnie, jak większa część pozostałych bogów. Loki tylko przyglądał się wszystkiemu z coraz bardziej rozbawioną miną.
- O tym, że ci dwaj... TFU! nawet przez gardło mi to przejść nie może! Do tego typu związku nie mogłem dopuścić, więc zamknąłem Baldura w jednej z jaskiń Nilfheimu. Sądziłem, że może jeśli nie będą się widywać, nabiora ochoty na... coś normalniejszego - spojrzał z odraza na trzymających sie za ręce bogów. Baldur właśnie poprawiał fryzurkę, maślanym wzrokiem patrząc w oczy Heimdalla.
- Obrzydliwe - potwierdził Fenrir. Najwidoczniej w czymś się jednak zgadzali.
- Dlaczego obrzydliwe? Ja tam lubię yaoi!!! - wtrąciła się Satsuki, gotowa bronić przystojniaczka.
- Jeszcze po kropelce, jeszcze po kropelce! - upomniały się Bamboshki.
Odyn usiadł zrezygnowany na ziemi. Kapelusz zsunął mu się na twarz zasłaniając to oko, które mu jeszcze pozostało - zdenerwowany zerwał go z głowy i rzucił na ziemię. Przykrywając niechcący jednego z kruków, który zaskrzeczał w ramach protestu.
- I co ja mam z wami wszystkimi zrobić? Zepsucie... Zgnilizna moralna... Nawet ja sam zacząłem zatapiać swoje smutki w alkoholu - zaczał wyżalać się bóg. Nikomu konkretnemu, czyli w praktyce całemu towarzystwu - chyba naprawdę miał już wszystkiego dosyć...

Tymczasem Loki, z miną kota, który dorwał się do śmietanki, cicho podkradał się do pary zakochanych bogów.
- Co ty właściwie chcesz zrobić? - zainteresował się Xeniph.
- Czy to nie oczywiste? Cała uwaga skupia się na Odynie, więc mogę łatwo załatwić ich obu! Nie ma Baldura, nie ma Heimdalla, reszta praktycznie oddała walkę walkowerem - i wygrywam Ragnarok! - wyjaśnił bardzo dumny z siebie Bóg Ognia.
- Przecież tak nie wolno!!! - uniósł się Bambosh. - To zupełnie niehonorowe!
- Ale za to skuteczne! - zaprotestował Rudowłosy.
- O co chodzi? - zainteresował się nagle Heimdall.
- Cholera... No i wszystko zepsuliście - Loki wyglądał przez chwilę na zawiedzionego. Ale tylko przez chwilę, bo na jego twarzy znów pojawił się łobuzerski uśmieszek. - Skoro tak, to chyba będę dziś miał dzień dobroci dla kretynów. Wy dwaj: bardzo chcielibyście być razem, co?
Baldur i Heimdall entuzjastycznie pokiwali głowami.
- A ten stary pryk Odyn wam nie daje? - ciągnął dalej Bóg Ognia.
- Tak... Oni wszyscy są tacy nietolerancyjni! - rozżalił się Baldur.
- Nie wiem, czy wiecie, ale istnieją światy, w których coś takiego jest jak najbardziej na porządku dziennym!
Dwaj homo-bogowie popatrzyli rozgwieżdżonym wzrokiem po sobie, po czym jak na komendę głośno westchnęli.
- To jak? Załatwić wam transport?
Xeniph pociągnął Lokiego za rękaw i zapytał szeptem:
- I co nam to daje?
- Jak to co? Nie ma Baldura, nie ma Heimdalla - wygrywamy! Czy to ważne, czy pozbędziemy się ich w ten, czy w inny sposób? - zbył go Rudowłosy, ciągnąc zachwyconych bogów w kierunku pijącej herbatkę Sailor Miyi.
- Hej, wojowniczko o prawa zwierząt! Zamawiam świeży portal do starożytnej Grecji!
Miya wzruszyła ramionami i pstryk! Otworzył się portal. Dokładnie pod nogami Baldura i Heimdalla.
- Przynajmniej to nie my tym razem lądujemy na tyłku - ucieszyła się Sailor Serika.
- Hej, sokoły, omijajacie góry, lasy, doły! - poradziły na przyszłość Bamboshki.

- Ten świat nie ma już żadnej przyszłości... - żalił się dalej Odyn. - To już koniec...
- Właśnie... Walka nie ma sensu... - dodawał Sutr, który najwyraźniej również złapał doła.
Giganci ognia i wojownicy z Walhalli siedzieli zgodnie na ziemi i chlipali razem z nimi. Wiadomo - jeśli przywódcy się poddają, wszystkim pada morale. Słychać było donośne chrapanie bohaterskiego Thora.
- Może to podsumujemy? - zaproponowała drużynce Serika, która twardo robiła notatki. Całe użalające się towarzystwo można wykluczyć - nie chcą walczyć, niech się nie liczą. Dwaj panowie odesłani. Reszta bogów chyba zapomniała o tym, że mieli się stawić, bo jakoś ich nie widać...
- Czyli wygrywamy! - podsumował Loki. - Yupi! W sumie myślałem, że będę miał więcej satysfakcji...
- Przyznaję ci rację, Ojcze Kłamstw... - westchnął Odyn. - Zwycieżyłeś! Teraz to ty obejmiesz władzę nad Asgardem i całym światem... I nastaną wieki... - zaczął produkowac się Odyn.
Lokiemu trochę zrzedła mina.
- Czy ja coś wspominałem o przejmowaniu władzy nad światem? Mieliśmy wygrać, a nie zostać z tym całym cyrkiem na głowie! Odyn, przyjacielu - baw się dobrze dalej - uśmiechnął się złośliwie Rudzielec.
- Nie uważasz, że to szczyt okrucieństwa? - pisnęła Miya.
- A myślisz, że o co mi chodziło? - odparował. - Dobra, ja się wynoszę.
- Ależ, ojcze... - zaoponował Fenrir.
- Ależ, panie... - dołaczył się Valgard.
- No, co? Chcecie, żebym umarł tu z nudów po dwóch godzinach? A tak bedę czasem zaglądał i dopingował Odyna. Z całą pewnością będzie mi bardzo wdzięczny. Prawda? - mrugnął bezczelnie do władcy bogów, który wyglądał, jakby się zaraz miał rozpłakać.
- A czy władzy nie powinien przypadkiem objąć ktoś ze ZWYCIĘSKIEJ strony? - Zimny Drań nie mógł sobie darować.
- Ptaptuś, psujesz mi zabawę!
- Ale on ma rację - osądził Xeniph. - Naprawdę coś tu się powinno zmienić.
Loki wzruszył ramionami.
- Skoro bardzo chcecie... Fenrir! Asgard jest twój!
- Mój? - zaksztusiło się wilczysko.
- A czyj? Przecież oni też się zaraz stad wyniosą, i bardzo słusznie. A Ptaptuś idzie z nimi!
- Ale... - zaoponował Valgard.
- Ale obiecałeś im smoka, nie pamiętasz?
- Kto obiecał, ten obiecał - prychnął w wyrzutem Sochem. - Bo o ile dobrze sobie przypominał, to obiecywałeś właśnie...
- Ciiiiiiiicho! - przerwała zachwycona Miya, ciągnąć Zimnego Drania za rekę i nie zważając na protesty z jego strony. - Jasne, że z nami idziesz!
- I to był rozkaz! - Loki uśmiechnął się jeszcze szerzej i głośno gwizdnął. Zza jakiejś skały wypadł koń. Bardzo duży, o lśniącej, czerwonej sierści i złotych kopytach i grzywie.
- A ja chyba poszukam pewnej damy, która znowu zniknęła mi z oczu... - stwierdził Bóg Ognia i wskoczył na konia. - Miłej wieczności w tym domu wariatów! - pomachał Odynowi. Koń Rudowłosego ruszył z kopyta - i tyle go widzieli.

- I tak oto nadszedł straszliwy Zmierzch Bogów... - podsumował wzniosłym tonem Bambosh.
- I nareszcie wszystko poszło dokładnie tak, jak trzeba! - dodała Miya. - Fenrir, poradzisz sobie?
- Pewnie tak - wilk usiłował sprawiać wrażenie niezadowolonego z decyzji Lokiego. Ale niezbyt mu to wychodziło. - Ten świat będzie wilczym rajem... - rozmarzył się.
- Tu się NAPRAWDĘ robi nudno! - zbuntowała się Serika. - Zmywajmy się! Może uda nam się znaleźć Distanta i spółkę? W końcu pewnie nas szukają...
- A wszystko to, bo ciebie kocham - dodały Bamboshki, zmieniając repertuar.
Miya uśmiechnęła się nieco tajemniczo.
- Zobaczymy... - po czym w charakterystyczny sposób ruszyła dłonią. Pod drużynką, smokami i Valgardem, któremu nie udało się w pore odsunąć (a trzeba mu było przyznać, ze się starał), otworzył się portal...

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
1051667
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 11 z 16 Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 14, 15, 16  Następny
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group