Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Opowiadania, fragmenty, diariusze... |
Wersja do druku |
Moonlight
Ultra Innocent Uke
Dołączyła: 17 Mar 2003 Skąd: Szczecin Status: offline
|
Wysłany: 06-01-2005, 19:30
|
|
|
Ech, jak ja to lubię czytać... Szkoda, że temat zamarł, wszystkie fragmenty bardzo mi się podobają, a najbardziej Miyi, Avellany i Mai ^^
I pomyślałam, że może i ja niedługo coś wrzucę, jeśli spośród kilobajtów mojej "twórczości" uda mi się wygrzebać coś w miarę sensownego... ^^" |
|
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 06-01-2005, 22:57
|
|
|
Żeby mi się tak udało coś sensownego stworzyć, chętnie bym tu wróciła...
Moonlight, wygrzeb i wrzuć! :> |
|
|
|
|
|
Moonlight
Ultra Innocent Uke
Dołączyła: 17 Mar 2003 Skąd: Szczecin Status: offline
|
Wysłany: 07-01-2005, 10:28
|
|
|
To z serii "i tak nikt nie wie o co chodzi", bezczelnie wyrżnięte jako jedyny sensowny fragment z czegoś, co aspirowało do bycia pewną całością. Aspirowało, bo ja dużo zaczynam, a mało kończę. Zresztą co ja się będę tłumaczyć. Enjoy! XD
A Ty, Miyuś, nie gadaj, jeno twórz :P
***
Uklękłam przy dziwnych, ledwo widocznych liniach. Tworzyły ośmioramienną gwiazdę, dokoła której widniało kilka rzędów trudnych do odczytania znaków. Czyżby jakieś inkantacje? Bo na święte runy mi to nie wyglądało.
Położyłam dłoń wewnątrz kręgu, aby lepiej wyczuć wibracje. Wciąż nie przestawałam myśleć o sposobie na zakłócenie przepływu energii w Ravengaardzie. Jeśli mi się nie uda, mogę utknąć tu na wieki z facetem, który bierze mnie za moją własną matkę. Maiandra nie wypłaci mi się do końca życia...
Nagle zerwał się wiatr. Zdążyłam zauważyć, że symbole zajaśniały białym światłem, po czym - przy towarzyszeniu oślepiającego błysku - opuściłam taras widokowy na wieży.
Dłuższa chwila minęła, zanim zorientowałam się, dokąd przeniósł mnie ten teleport. Przede wszystkim było mokro. I zimno. I ciemno. Siedziałam w wodzie głębokiej do kostek. Poderwałam się na równe nogi i wypowiedziałam odpowiednią inkantację. Zimne, bladoniebieskie światło lunarnego klejnotu pozwoliło mi ocenić sytuację. Pomieszczenie z kopułą - to samo, które widziałam w moim śnie! Zdziwiłam się tylko, że zamiast jeziora zaserwowano mi płytką kałużę. Chociaż z drugiej strony, może to i lepiej...
We śnie jezioro zdawało mi się nie mieć brzegów, ale teraz obeszłam całą salę kilkakrotnie, wzdłuż czarnych ścian.
- Co to ma być, no... - narzekałam, brodząc w wodzie i po raz siedemnasty oglądając idealnie gładkie ściany. Tafla "jeziora" również była nieskazitelnie gładka. Spróbowałam nawiązać kontakt z Maiandrą, ale tutaj nasza telepatia nie działała. Albo Czarna Dama była zbyt daleko, albo... przesunięcie międzywymiarowe? A kto powiedział, że to dziwne miejsce ma być materialne?
A może to tylko sen? Jeśli tak, to gdy tylko się obudzę, pakuję torbę i wynoszę się stąd. Bardzo dobrze, że nie mam żadnych traumatycznych wspomnień z przeszłości, żeby mnie prześladowały. Jeszcze skończyłabym jak Gilbert.
Ledwo o tym pomyślałam, a coś zaczęło się dziać. Powierzchnia jeziora wzburzyła się. Na środku wystrzelił monumentalny słup wody, sięgający niemal sklepienia. No, no, ładne efekty - pomyślałam z podziwem. W jednym momencie wszystko ucichło, a tam, gdzie jeszcze przed chwilą wypadłam z teleportu, stał główny powód całego zamieszania, w którym, zdaniem Maiandry, powinnam w tempie natychmiastowym się zakochać.
- O, witam - powiedziałam, starając się wyglądać w miarę godnie, co wcale nie jest takie proste, jeśli od godziny kręci się w kółko w zdecydowanie zbyt chłodnej kałuży. - Jak miło znów pana widzieć.
- Chciałbym cię przeprosić - powiedział cicho, podchodząc do mnie stanowczo zbyt blisko. - Za to wczorajsze. Nie gniewasz się?
Nie odpowiedziałam, zdziwiona tak nagłą zmianą w jego zachowaniu.
- Byłem pewien, że jesteś Evelyn. Jesteś do niej bardzo podobna...
- A widzisz, mam pecha - rzekłam, wzruszając ramionami. - Nie możesz o niej zapomnieć?
- Nie tutaj. Tutaj ona wciąż żyje. Wciąż mogę z nią być. Mogę śnić sen o niej, bardziej realny niż rzeczywistość.
Beznadziejny przypadek. Nie po to tu jestem, żeby leczyć złamane serce. Przez tyle lat, przecież to podchodzi pod jakąś obsesję!
- Zimno mi - uzewnętrzniłam jedyne targające mną uczucie. - Co to właściwie jest za miejsce?
- Ravengaard. Na planie astralnym - powiedział zbity nieco z tropu tragiczny kochanek. - No właśnie, jak tu weszłaś?
- Drzwiami. Teleport był uchylony. Pewnie KTOŚ zapomniał zapieczętować. O ile to dziwne coś można nazwać teleportem...
- Można.
- Dziękuję za jakże wyczerpującą odpowiedź. - A można się stąd w ten sam sposób wydostać?
- Nie można.
- Dzięku... co?! Nie można?! Ty to zrobiłeś specjalnie! Otworzyłeś teleport bez przejścia wstecznego tylko po to, żeby mnie tu przenieść i... i...
Jakoś nie mogło mi przyjść do głowy nic odpowiedniego. A nawet gdyby przyszło, to chyba nie odważyłabym się tego powiedzieć głośno. Gilbert był smutny. Chyba nawet zrobio mi się go żal. Przez chwileczkę, ma się rozumieć.
- Ten teleport zawsze działał w jedną stronę - powiedział cicho. - Z powrotem jest inny sposób. Trzeba samemu otworzyć przejście.
- Nie potrafię. Aż tak utalentowana nie jestem.
- Weź mnie za rękę.
Po krótkiej chwili wypełniłam jego polecenie. Wszystko jest lepsze niż sterczenie tutaj w charakterze nieudolnej eksploratorki wież i wybrakowanych teleportów.
Przyciągnął mnie stanowczo zbyt blisko siebie.
- Łapy przy sobie! - ostrzegłam, jednocześnie upajając się zapachem jego ubrania.
- Nie denerwuj się.
Otoczył nas słup wody. Po chwili znaleźliśmy się na wieży. Wyzwoliłam dłoń z jego uścisku.
- Dziękuję. A teraz wybacz, że cię zostawię.
Nie patrząc na jego minę, pobiłam rekord świata w biegu po schodach. Nie zwolniłam nawet wtedy, kiedy już znalazłam się w zamku. Odetchnęłam z ulgą dopiero wtedy, kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi do łazienki, do której wpadłam jak po ogień. Napotkawszy zdziwiony wzrok Ilayde, która właśnie opiłowywała sobie paznokcie.
- Wyglądasz, jakbyś łaziła po kałużach. A wcześniej do jednej z nich wpadła - poinformowała mnie, to pewnie tak na wypadek, gdybym nie wiedziała. - Goni cię ktoś?
- Tak, łaziłam po kałuży, jednej, wielkiej, tak, najpierw w nią z wielkim hukiem wpadłam i tak, goni mnie, domyśl się, kto. No chyba, że mu się znudziło.
Jej wzrok, będący jednym wielkim znakiem zapytania, mówił wszystko.
- Moony, gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że zwariowałaś.
- To uznaj, że mnie nie znasz. Tak będzie dla ciebie łatwiej.
Nareszcie mogłam zanurzyć się w wannie po brzegi wypełnionej gorącą wodą. Tymczasem Ilayde dłuższy czas milczała, zapewne zastanawiając się, które pytanie zadać najpierw.
- Gdzie byłaś?
- Na wieży. I w miejscu, które co poniektórzy nazywają planem astralnym. Ale to bardziej skomplikowane. On tam sobie egzystuje jako odrębna czasoprzestrzeń.
- Odrębna?
- Odrębna. Mokra. I zimna. Jeśli zobaczysz jakiś otwarty teleport, omijaj go szerokim łukiem. No chyba, że masz ze sobą kalosze.
- Absurdalne.
- Ravengaard. Gramy w skojarzenia?
- Aha... No a on? Dlaczego uciekałaś?
- Posłuchaj, ten facet ma obsesję. W normalnych warunkach już dawno by o wszystkim zapomniał, ale nie tutaj! Rozumiesz, tu sny są realniejsze niż rzeczywistość. Nawet te na jawie. On chce śnić o niej bez końca, granica mu się zaciera, no i wiesz co będzie, jeśli nie uda mi się tego odwrócić.
- Ale co on ci zrobił?
- Póki co, nic. Gadał całkiem do rzeczy. I trzymał mnie za rękę. Nie podniecaj mi się tutaj, to była konieczność. Ja ci mówię, on nie znalazł się tam przypadkiem. Chociaż, gdyby nie on, pewnie dalej tkwiłabym w tej kałuży.
- Musisz powiedzieć o wszystkim Aleksandrowi. On się zamartwia. Myśli, że Gilbert to... wiesz.
- On się zamartwia? Bo uwierzę!
Tym razem ja w nią rzuciłam. Mydłem. Zręcznie się uchyliła.
- Ilayde, moja droga, zrób coś dla mnie. Kiedy już się stąd wyniesiemy, niemożebnie bogate i oczywiście sławne, i zaczniemy wreszcie prowadzić normalne życie, koniecznie mi o czymś przypomnij.
- Hmm?
- Że muszę nauczyć się, jak otwierać takie różne przejścia i pojawiać się znienacka, dajmy na to, w słupie ognia. Jakby na to nie patrzeć, to jest bardzo pożyteczna umiejętność. |
|
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 07-01-2005, 10:54
|
|
|
To ja nawet rozumiem, dlaczego preferujesz "kawałki" Miyi i moje - to jest nawet w tym samym stylu. I takie... Konkretne. Znaczy, ja tak samo bym opisała - że widać dokładnie, jakie są te miejsca, fizycznie. Namacalne. I irytujące ;)
Co do mnie, to Warownia siedzi na własnej stronie, którą próbuję uzupełniać, a poza tym wyżywam się twórczo pisząc recenzje... Więc chyba niestety nie ma co liczyć na moją twórczość. Po prostu się nie wyrabiam. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Moonlight
Ultra Innocent Uke
Dołączyła: 17 Mar 2003 Skąd: Szczecin Status: offline
|
Wysłany: 07-01-2005, 20:46
|
|
|
To ja się może troszeczkę rozwydrzę i jeszcze kawałeczek zapodam, bo właśnie go wygrzebałam (pisany, hmm.. jakieś półtora roku temu, jeśli nie dawniej, no i zapomniany ^^") i nawet za sensowny uznałam. Seria taż sama, czyli jak-się-w-tych-wszystkich-fragmentach-zorientować - i uwaga - chronologicznie fragment znajduje się przed poprzednim. Cóż poradzę, że te kawałeczki moje takie chaotyczne i tak je chaotycznie dobieram ^^"
--
Dom Aleksandra jest niezbyt duży, a w dodatku dość ciemny. Kiedy poeta wprowadził nas do salonu, zaczął się zachowywać zupełnie jakby coś go ugryzło – jednym ruchem odsunął ciężką zasłonę, wpuszczając do pokoju dosyć światła, abym mogła zorientować się, że większego bałaganu nie widziałam nigdy w życiu. Zrzucił ze stołu stertę pergaminów, nogą wepchnął pod kanapę kilka pustych butelek, zaplątał się w zaścielające podłogę ubrania, stłukł wazon, z niezwykłą finezją przewrócił dwa krzesła i doprowadził do zawalenia się niemal półtorametrowego stosu książek, wzbijając przy tym tumany kurzu. Wszystkie te działania wyglądały, jakby na celu miały nie uprzątnięcie bałaganu, ale doszczętne zdemolowanie salonu. Kiedy kurz opadł, poeta z dumą rzucił okiem na poczynione dzieło zniszczenia, po czym zorientował się, że chyba nie to miał na myśli, zaczerwienił się i wybiegł do kuchni, mówiąc coś o herbacie. Ja, Ilayde i Czarna Dama usiadłyśmy na kanapie.
- Jaki ten artystyczny nieład jest romantyczny! - wyrwało się Ilayde, jak zwykle oczarowanej nie wiadomo czym. Zgromiłam ją wzrokiem.
- Faktycznie, trochę tu nieporządnie... - rzekła Czarna Dama, z niesmakiem patrząc na wytaczające się spod kanapy butelki. - Ale do rzeczy. Panno Moonlight, panno...?
- Ilayde. A ten przemiły pan poeta, który zaraz zrobi nam herbatki, to Aleksander. Mają się z panną Moony ku sobie.
- Panno Moonlight, panno Ilayde. Nazywam się Maiandra. Mieszkam na zamku Ravengaard, który należy do mojego brata. Zamek jest bardzo stary a ja, choć nieźle znam się na magii, wciąż jestem daleka od odkrycia wszystkich jego tajemnic. Bo Ravengaard jest właśnie magiczny. W jego podziemiach podobno znajduje się niewyobrażalny wręcz, legendarny skarb...
- O, nie ma mowy! - przerwałam jej. - Nie przyjmuję zleceń, które opierają się na “podobno” i “legendarny”. Proszę podać mi chociaż jeden powód, dla którego miałabym podjąć takie ryzyko! Nigdy nie słyszałam o żadnym Ravengaardzie.
Maiandra nie wyglądała na zaskoczoną. Powiedziała spokojnie:
- No cóż, słyszałam, że jest pani świetna w posługiwaniu się magią, więc nie sprawiłoby pani kłopotu złamanie magicznych barier, strzegących skarbu. Jeśli się pani powiedzie, otrzyma pani jedną dziesiątą część skarbu. Teraz zaś, jeśli zgodzi się pani na udział w tym przedsięwzięciu, otrzyma pani sporą zaliczkę...
- Ile? - zapytałam, starając się ukryć podekscytowanie. Maiandra podała mi ciężką sakiewkę. Zajrzałam do środka. I w jednej chwili poczułam się jak milionerka. A to dopiero zaliczka?
- Zgadzam się! Gdzie jest ten zamek? - zapytałam. Oczy Ilayde błyszczały z zachwytu. Zanim Czarna Dama zdążyła odpowiedzieć, do salonu wszedł Aleksander. Udało mu się o nic nie potknąć – co było zdumiewające, zważywszy na kompletny bałagan – i bezpiecznie postawić przed nami tacę z herbatą.
- Coś mnie ominęło? - zapytał.
- Absolutnie nic – powiedziałam ze stoickim spokojem, sięgając po filiżankę.
- Jesteś okrutna! - syknęła Ilayde. Uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Wkrótce wyjeżdżamy – rzekłam. - Możliwe, że jeszcze dzisiaj. Bądź tak łaskaw i nie przeszkadzaj nam w rozmowie.
- Ale przecież... przecież... - na twarzy poety malowała się czysta rozpacz. Owszem, może jestem okrutna. Ale czyż jest coś piękniejszego, niż przerażenie na twarzy mężczyzny? Skinęłam głową do Maiandry, na znak, że może mówić dalej i że ten facet w żadnym wypadku nie jest powodem do przerwania konwersacji.
- Ravengaard wcale nie jest daleko. Konno, jeśli utrzymamy stałe tempo, dotrzemy tam za jakiś tydzień.
O, tydzień, jak miło. Mina mi trochę zrzedła, ale tylko troszeczkę. Pomyślałam sobie o zawartości sakiewki i o tym, że skoro tak wygląda zaliczka, to ciekawe, ile wynosić będzie pełne wynagrodzenie – i zadecydowałam. Mina Ilayde też wskazywała na to, że moja przyjaciółka zdecydowana jest na wszystko.
- Zgadzamy się.
- Wiedziałam, że pani sława jest prawdziwa, panno Moonlight. Mówią, że przyjmie pani każde zlecenie, pod warunkiem, że...
Maiandra znacząco zawiesiła głos. Czyżby była to aluzja do mojej, hm, jak by to nazwać... Troski o własny interes?
Zrobiło mi się żal Aleksandra. Chyba naprawdę przeżywał nasz wyjazd. A raczej mój wyjazd, bo Ilayde traktował jak powietrze. Pomyślałam sobie, że skoro tak bardzo mu na mnie zależy, to z pewnością ucieszy się, jeśli będzie mógł mi pomóc. Gdzieś w mojej głowie kołatały co prawda myśli o tym, że skoro mężczyzna jest gatunkiem niższym - a ten egzemplarz został jakoś szczególnie poszkodowany przez los - to nie wolno go wykorzystywać, ale cóż... skoro sam się prosi... |
|
|
|
|
|
Aori Takera
Shonenai maniac^^
Dołączyła: 06 Paź 2004 Skąd: Z samego serca chaosu- czyli Warszawy.. Status: offline
|
Wysłany: 07-01-2005, 23:04
|
|
|
hmm.. podobają mi się podane tu fragmenty, wszystkie :) zastanawiam się, co by moze tu cos wkleić.. ale.. jak coś napiszę :P zresztą ja jakoś niezbyt z pisaniem.. T.T ale spróbować trzeba, prawda? :) |
_________________ Nigdy nie poddawaj się przeznaczeniu,
nawet wśród płaczu i złości
jest cos tak potężnego, że nie zdołasz sie oprzeć.
Takie jest prawo miłości.
|
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 11-01-2005, 13:54
|
|
|
No dobrze... Obiecałam OAV, to macie OAV. A raczej początek OAVki. Po pierwsze, koncepcja mi się rozrasta, a po drugie, nie mam kiedy pisać. Jeśli to wkleję, to może łatwiej mi się będzie zmobilizować.
Aleja mroku... Aleja wypełniona ciemnością, rozjaśnianą tylko przez blady rząd świetlistych kul. Regularny szereg, lekko zakręcając, znika gdzieś w nieskończoności. Tylko jedna kula, słabiej świecąca od innych, nie leży równo w rzędzie. Pochyla się nad nią Chłopak, a wokół niego krąży potężna, drapieżna Bestia.
- Nie wyszedłbyś na dwór?
- Nie.
- Na pewno?
- Na pewno nie.
- Dlaczego?
- Bo nie można być bardziej na zewnątrz niż tutaj.
- Nie rozumiem cię... Tu nic nie ma, tylko te kule, których nie wolno mi turlać.
- Te kule to nie jest nic, tylko wszystko – Chłopak odwrócił się, patrząc na Bestię.
Bestia, znudzona, przewróciła się na grzbiet i zamachała potężnymi łapami w powietrzu. Chłopak roześmiał się.
- Zabawnie wyglądasz.
- Chodźmy stąd...
- No dobrze, chodźmy. I tak mi się nie udaje.
- A co chcesz zrobić? – zaciekawiła się Bestia.
- Nie wiem.
- Nie wiesz?
- Coś zrobić z tą kulą... Ona się nie zaczyna.
- To jest kula. Kule się nie zaczynają – powiedziała nieufnie Bestia, niepewna, czy jej przyjaciel nie nabija się z niej.
- Chodzi mi o to, co w środku – wyjaśnił.
- Żeby było takie jak inne?
- Właśnie.
- Ale... To ty to możesz zrobić?
- Nie wiem. Może nie? Muszę z nią porozmawiać.
- Z NIĄ? – Bestia wzdrygnęła się z irytacją. – Myślałem, że wyjdziemy na dwór.
- Na trochę wyjdziemy. Ale najpierw z nią porozmawiam.
- Nie lubię do niej chodzić.
- Bo ty musisz uważać, żeby nie podrzeć niczego.
- Dlatego nie lubię. Wolę mieć przestrzeń.
- Trudno, ja tam zajrzę.
- To sobie idź – Bestia udaje obrażoną, ale pozwala Chłopakowi, by wdrapał się na jej grzbiet i rusza wzdłuż rzędu kul. Powoli, a potem coraz szybciej, rozpędza się tak, że ich blask zlewa się w jedną świetlną linię... |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere...
Ostatnio zmieniony przez Avellana dnia 04-02-2005, 11:07, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Moonlight
Ultra Innocent Uke
Dołączyła: 17 Mar 2003 Skąd: Szczecin Status: offline
|
Wysłany: 11-01-2005, 20:02
|
|
|
Ave, podoba mi się. Proste i tajemnicze jednocześnie. I jakieś takie... pełne spokoju. Nie wiem, jak to nazwać A w Warownię dopiero zaczynam się zagłębiać, głównie poczytuję po kawałku... |
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 11-01-2005, 20:05
|
|
|
Ja tylko zapytam: dlaczego tak krótko!? T__T (znaczy, wiem dlaczego, ale muszę się poużalać :P).
Czyżby miało być coś o tamtej "wydmuszce"? :> |
_________________
|
|
|
|
|
Irian
Dołączyła: 30 Lip 2002 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 11-01-2005, 20:36
|
|
|
Wygląda na Dio i Mruczka... Znaczy z zachowania. Ale co to za kule? :> |
_________________ Every little girl flies. |
|
|
|
|
IKa
Dołączyła: 02 Sty 2004 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 11-01-2005, 22:52
|
|
|
O.O Warownia doczekała sie OAV-ki XD...
<wraca do 1 strony topica i nadrabia zaległości>
EDIT:
*_____________________________________*
<powyższe jest komentarzem do całokształtu>
ekhem... część mojej radosnej twórczości...XD
(niestety, ciut odbiegającej klimatem)
Porażający upał, który w południe był nie do zniesienia nawet dla przyzwyczajonych do takich temperatur mieszkańców pustyni, powoli opadał. Jak okiem sięgnąć, na wypalonej słońcem przestrzeni nie można było dostrzec śladu życia. Jedynie rozrzucone gdzie niegdzie głazy dawały namiastkę cienia, który wydłużał się w miarę jak słońce kontynuowało swoją powolną wędrówkę po nieboskłonie. Śmiałkowie, którzy zapuścili się niebacznie w ten niegościnny rejon świata, zwykle przeczekiwali najgorętsze godziny dnia w tych małych enklawach, jak na ich gust występujących jednak stanowczo za daleko od siebie ...
Rozgrzane powietrze drgało lekko, przenosząc obraz odległych gór, które ograniczały pustynię od północnego-wschodu. Właśnie te góry były celem podróżnego, który odpoczywał w cieniu jednego z większych głazów. Jego ekwipunek, leżący obok, wyglądał nieco dziwnie ... bo który normalny człowiek na pustynię zabiera aż dwa potężne miecze naraz ... a na dodatek coś co bardzo przypomina wiaderko z wodą ... A gdyby podejść do niego bliżej, można by także zauważyć sporych rozmiarów łuk leżący nieopodal, z kołczanem pełnym długich strzał wykończonych niezwykłymi piórami ... No cóż, na Wielką, Mokrą Pustynię nie zapuszczali się zwykli ludzie. A przynajmniej nie ci normalni.
* * *
Jak sama nazwa wskazuje Wielka, Mokra Pustynia była normalną pustynią – suchą, piaszczystą i naprawdę wielką, co jak najbardziej zgadzało się z pierwszym i ostatnim członem jej nazwy, natomiast przydomek Mokra został jej nadany na cześć jedynego znanego ludzkości eksploratora, który podobno dotarł do legendarnej Oazy Wiecznej Błogości, znajdującej się dokładnie w jej centrum. Jego zapiski zostały odnalezione po latach we wnętrznościach pustynnego lwa, który zdechł na niestrawność w Królewskim Zwierzyńcu. Ze względu na ich stan zostały odcyfrowane jedynie niektóre zdania, mówiące przede wszystkim o wodzie i o oazie (albo Oazie). Uczeni na ich podstawie wysnuli następujące wnioski. Po pierwsze: podróżnik odkrył drogę do legendarnej Oazy (albo oazy jak chcieli niektórzy uczeni), po drugie, że znajdują się tam niezliczone źródła wody, co wywnioskowano to na podstawie licznych odniesień do tego życiodajnego płynu na ocalałych stronach, a po trzecie ostatnim słowem jakie udało się odczytać brzmiało: MOKRA P... Wielu naukowców sądziło, że P... oznacza właśnie pustynię. Z tego właśnie względu, by uczcić pamięć jedynego eksploratora, który, jak stwierdzono na walnym posiedzeniu Czwartego Królewskiego Towarzystwa Geograficznego z pewnością (na ok. 97,5%) został strawiony przez lwy pustynne, większością głosów (przy 26 wstrzymujących się i 18 przeciw) Pustynię określono jako Wielką i Mokrą, która to nazwa od tej pory figuruje na wszystkich mapach Królestwa.
* * *
Podróżny właśnie zbudził się z krótkiej drzemki i sięgnął po manierkę z wodą, gdy gdzieś z dołu dobiegł go kobiecy głos:
- No, wreszcie się obudziłeś! Ty sobie chrapiesz w najlepsze, a ja tu wysycham! W ogóle się nami nie przejmujesz! Nie dość, że siedzę w takiej ciasnocie, to na dodatek muszę znosić to towarzystwo! To wszystko wasza wina! Gdyby nie wy, siedziałabym sobie spokojnie ...
- ... i czekała na odpowiedniego księcia, który przypadkiem zabłądził by na te niedostępne bagna i przypadkiem trafił akurat na ciebie ... – przerwał spokojnie mężczyzna, zaglądając do wiaderka (bo to rzeczywiście było wiaderko) – Tylko moja droga – kontynuował – musiałabyś czekać następne sto, a może nawet i dwieście lat, aż ktoś tamtędy będzie przechodził, bo Słone Bagniska niestety nie pociągają ludzi na tyle, by dali się zwieść wodnichom ...
- No a poza tym, to przecież cię uratowaliśmy – z wiaderka dobiegł drugi głos, tym razem męski. – Gdyby nie my, to na zawsze zostałabyś zaczarowana, a tak ...
- A tak – przerwała mu ironicznie – też jestem zaczarowana, tylko w połowie. Nie sądzisz chyba, że szczytem moich marzeń jest spędzić pół życia w postaci żaby!
- Lepsze pół niż całe! – na krawędź wiaderka wdrapała się żaba z niebieskim brzuszkiem. – Przez to głupie zaklęcie, ja też jestem żabą ... jakbyś jeszcze nie zauważyła – dodała. – Najlepszy szermierz królestwa tapla się w wiaderku z wodą i łapie muchy, doprawdy, szczyt moich marzeń! – podskoczyła na krawędzi i z chlupotem wpadła do wody.
- Gdyby komuś się nie zamarzyło bogactwo i sława kiedy mnie znalazł, może by do tego nie doszło!
- A gdyby pewna zadufana w sobie księżniczka nie obraziła pewnej złośliwej wiedźmy, to nie skończyłaby na bagnie w sitowiu!
- Nie trzeba było mnie całować! W końcu jakiś przystojny i uczciwy książę przybyłby mnie uratować!
- Przepraszam najmocniej, ale ilu do tej pory tamtędy przejeżdżało w swojej złotej karecie?
- Jesteś po prostu zazdrosny, bo sam nie jesteś ani uczciwy, ani tym bardziej przystojny!
- Połowa panien w królestwie ma odmienne zdanie ...
- Nie będę się wypowiadać na temat gustu tych panien ...
Mężczyzna z westchnieniem wyciągnął mapę i zaczął z nagłym zainteresowaniem śledzić ich dotychczasową drogę i obliczać w myślach odległość dzielącą ich od gór. Potem zajrzał do worka i stwierdził, że już dawno nie zajrzał do Księgi. Może pojawiło się coś nowego z dziedziny transmutacji. Mógł też wybrać się na małą przechadzkę, na przykład do tamtego głazu. Albo do następnego. Do jego uszu dobiegały urywki kolejnej kłótni, która właśnie nabierała widocznego rozpędu, kierując się zdecydowanie na tor długodystansowy...
- ... całkowicie pozbawione gustu ...
- ... gustu to ty ...
- ... półgłówek...
- ... nadęta ...
Mężczyzna wyciągnął nogi i ponuro wpatrując się w swoje stopy, po raz kolejny zaczął się zastanawiać, jakim cudem udało mu się wpakować w taką kabałę ... A przecież wszystko tak dobrze się zaczęło ...
|
|
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 12-01-2005, 14:43
|
|
|
Uśmiałam się, IKa. Dobry kawałek humorystyczny to jest to. A wy powiedzcie szczerze, czy mam to dalej pisać... Bo mi się jakiś większy tekst szykuje najwyraźniej. To jest tylko następny fragment, nie całość jeszcze.
A Chłopak lubił właśnie to pomieszczenie. Zawalone tkaninami, grubymi jak odpustowe kilimy, albo cienkimi jak jedwab. Mało kto ją tam odwiedzał, więc twierdziła, że dlatego lubi tam siedzieć. Żeby spokojnie pomyśleć. No i zająć czymś ręce.
Nie miał pojęcia, jak ona właściwie to robi. Nie umiał odróżniać tkanin, nie potrafiłby powiedzieć, która do kogo należała. Rozpoznawał tylko własną, przeważnie bladobłękitną i liliową, ale upstrzoną gdzieniegdzie łatkami pomarańczu. Zwykle, gdy tu przychodził, owijał się nią jak kocem. Było w tym coś uspokajającego. Ona mówiła, że pewnego dnia znajdzie tkaninę, która będzie tak samo na niego działać... Ale na razie takiej nie widział.
Podobała mu się ta ledwie zaczęta, tęczowa, rozpięta na mniejszym warsztacie. Ale ona pracowała właśnie nad tą na dużym, która z pewnością mu nie odpowiadała. Była dość masywna, utrzymana w brązach i szarościach, z pasmami żywej, ciemnej czerwieni. Przez jej środek przebiegała poszarpana, czarna i w jakiś sposób nieprzyjemna linia. Ona splatała brązowe i rudawe nici, nucąc przy tym coś, czego nie znał.
- Jakbyś robiła świat – zapytał. – Od czego byś zaczęła?
- Od znalezienia gotowego. Po co się w to bawić?
- Ale gdybyś chciała...
- To potrzeba by kupy kamienia, jakiejś wody, jakiegoś słońca...
- A magii? Jakiej magii byś użyła?
- Magii? – zastanowiła się. – Takiej magii, która będzie mogła znaleźć się u podstawy świata? Czystej i pierwotnej?
- No właśnie!
- Takiej się nie znajdzie.
- No ale... Coś musi być! – był przyzwyczajony do jej przekomarzania się.
Chwilę milczała, patrząc przed siebie.
- Muzyka byłaby niezła – powiedziała w końcu. – Choć to dosyć oklepane. Muzyka. Piosenka.
- Jedna z tych wielkich pieśni? Taka, jaką śpiewałaś w przesilenie?
- Pieśni? – skrzywiła się. – One są na pokaz. Pieśni nic nie mogą, poza opisaniem tego, co jest i dodaniem kilku pobożnych życzeń. A już taka wielka i skomplikowana pieśń jest zupełnie do niczego. Chyba, że chcesz stworzyć mistyczny świat, od początku do końca rządzony przepowiedniami. Moja noga by w takim nie postała.
- Więc jaką?
- Jak najprostszą. Po prostu jakąś taką, żeby się ją lubiło. Taka byłaby najlepsza.
Zamilkł na dłuższą chwilę, słuchając stukotu warsztatu. Posłuchał nuconej przez nią melodii.
- Jaki był twój świat? – zapytał.
- To jest mój świat.
- Twój prawdziwy świat.
- A ten nie jest prawdziwy?
- Prawdziwszy od tego. Dawniej.
- Każdy jest tak samo prawdziwy.
Poddał się.
- Miejsce, gdzie byłaś poprzednio.
- Szarość i biel chmur i ziemi aż po horyzont. Ukryte słońce w dzień i tysiące gwiazd w nocy. Chłodne powietrze... I nic więcej.
- Nic więcej? – powtórzył.
Coś jednak musiało być, coś, co sprawiło, że zamyśliła się głęboko i zapatrzyła w przestrzeń. Jej ręce poruszały się machinalnie i w brązowo-czerwoną tkaninę wplotła pasmo najczystszego błękitu. Dopiero wtedy ocknęła się.
- Masz tobie, no i widzisz? Co ja z tym zrobię?
- Sprujesz?
- Na pewno nie... Szkoda mojej roboty. Zmienię tego faceta.
- Żeby pasował?
- Pewnie. A co ty chcesz właściwie robić z tym światem? |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
IKa
Dołączyła: 02 Sty 2004 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 12-01-2005, 15:01
|
|
|
pisać, pisać i jeszcze raz dalej pisać ^^V
taki większy kawałek.... to jest to co tygrysy lubia najbardziej :)
ciekawie się zapowiada ... i jak zwykle się urywa w najciekawszym momencie ^^"" ...
co to mojego pomysłu... na devie jest taki mini komiksik... XD to własnie ta parka :) |
|
|
|
|
|
Moonlight
Ultra Innocent Uke
Dołączyła: 17 Mar 2003 Skąd: Szczecin Status: offline
|
Wysłany: 12-01-2005, 18:19
|
|
|
IKa - ładne. Takie trochę pratchettowskie, jeśli wiesz, co mam na myśli. I bardzom ciekawa, co będzie dalej ^^ |
|
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 12-01-2005, 19:58
|
|
|
IKa - świetnie się czyta i bardzo do śmiechu :D Masz więcej? Masz, masz, masz? :D
Avellano, pewnie, że pisać! Skoro się coraz bardziej rozkręca, żal by było to marnować! I wreszcie będzie OAVka z prawdziwego zdarzenia, nie tak jak tamto malutkie króciutkie z Arensem ;>
Moonlight - całkowicie popieram Avellanę odnośnie Twojego stylu. Pewnie dlatego Twoja opowieść wydaje mi się jakaś... Znajoma. I dlatego, że sama tworzę takie strzępki, nie zważając na chronologię. I jeszcze taka z Ciebie pazerna feministka, no no, nie spodziewałabym się >;D |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|