Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Opowiadania, fragmenty, diariusze... |
Wersja do druku |
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 23-04-2005, 12:41
|
|
|
Jakby kogoś interesowało, ile zejdzie, nim zamieszczę ciąg dalszy Pamiętniczków: długo zejdzie. Dokument w którym pisałem znajdował się na pulpicie i w momencie reinstalki zatonął w Morzu Chaosu, gdyż oczywiście o nim zapomniałem:]. Tak więc proszę o wybaczenie i cierpliwość. |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 23-04-2005, 17:06
|
|
|
Ysen, no jak mogłeś?! T___T A ja się, już nie mogłam doczekać, zwłaszcza, że podobno kończyłeś - -" |
_________________
|
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 28-04-2005, 12:17
|
|
|
/Mimo wszystko dokończyłam. Przepraszam rozczarowanych i obiecuję, że więcej nie będę OAVek próbować, bo to zwyczajnie nie wychodzi tak, jak się spodziewałam. A, i jakby się ktoś zdziwił, to Warownia online zmieniła miejsce pobytu. Wtajemniczeni niech się dowiadują/
*****
Bóg nic nie robił. Chłopiec nie znał wielu bogów, ale przypuszczał, że nic nie robienie jest ich wspólną cechą. Jak inaczej można być bogiem? Albo może: jak inaczej dałoby się wytrzymać z bogiem pod jednym dachem? Bóg na swój sposób przypominał Chłopcu Bestię, był równie leniwy i równie nieprzewidywalny. Ale tego także należało się spodziewać po bogu.
- Ja jestem bogiem od niszczenia, nie od tworzenia. Poszukaj kogoś innego.
- Ale jesteś bogiem, a tu nie ma chwilowo innych bogów.
- Jestem bogiem, bo mnie tak nazwano. Czy gdyby nazywano mnie demonem, też byś do mnie przyszedł?
- Tak – odpowiedział stanowczo Chłopiec.
Bóg roześmiał się.
- W każdym razie trudno cię zniechęcić, a to już coś. Dać światu piosenkę, dać mu kawałek siebie. Wiedzieć, dla kogo się go stwarza i jaki ma być. To ma być podstawa?
- Więc co jest potrzebne?
- Po co chciałbyś stworzyć świat dla kogoś? Każdy ma świat, z którego przychodzi, każdy ma świat, w którym żyje. Po co stwarzać jeszcze jeden?
- A jeśli ten ktoś coś utracił? Jeśli chciałbym... Chciałbym spróbować to oddać?
- Świat, który istnieje dla jednej osoby, jest śmiertelnie nudny. Jeśli spełni jej marzenia, ukoi jej tęsknotę, to i tak pozostawi ją żyjącą w sztucznych dekoracjach. We śnie. Rozumiesz?
- Nie będzie nudny! Będzie różnorodny i wtedy...
- I wtedy ta osoba nigdy nie zechce z niego wyjść. Stwarzając czyjś wymarzony świat wyrządzasz mu straszną krzywdę.
- Dlaczego? Dlatego, że tobie nigdy nie udało się stworzyć takiego świata?
- Dlatego, że stworzyć można tylko wymarzony świat dla siebie. Nie dla kogoś.
- Bo za mało znam tę drugą osobę?
- Bo nigdy nie możesz odgadnąć prawdziwego pragnienia czyjegoś serca. Nawet jeśli znasz tego kogoś wiele lat, nawet jeśli kochasz nad własne życie i nawet gdybyś oddał wszystko, by tę osobę uszczęśliwić. Nigdy nie odgadniesz, czego pragnie. Zamkniesz ją tylko w swoim pragnieniu.
- Nie warto próbować? – wykrzyknął impulsywnie Chłopiec. – Nie warto chociaż próbować dać komuś szczęścia?
- Dawać możesz... Ale nie oczekuj, że ktoś to przyjmie. W każdym razie ja słyszałem całe mnóstwo legend o bogach dość silnych, by stworzyć świat specjalnie dla swojej ukochanej. I żadna z tych legend nie miała szczęśliwego zakończenia.
Bóg bardzo rzadko bywał poważny. Ale Chłopiec był pewien, że w tej chwili nie droczył się z nim. Czemu był rozdrażniony? Trochę żałował, że zaczął tę rozmowę, ale to nie znaczyło, że zamierzał się wycofać.
- Jaki był twój świat? – zapytał.
- Dziki. Pełen poszarpanych skał i z paskudnie długimi zimami.
- Był piękny?
- Ona pewnie powiedziałaby, że tak. Ale dla niej każdy świat jest piękny.
- Mimo wszystko dziękuję – Chłopiec powinien już odejść, ale stał, ociągając się.
Bóg sięgnął po gitarę i zaczął nucić piosenkę, którą Chłopiec znał bardzo dobrze. Wycofał się po cichu, bardziej przygnębiony tą rozmową, niż chciałby się przyznać.
***
Tym razem Chłopiec jest sam w alei mroku. Klęczy obok bladej kuli, opierając się o nią policzkiem. Woli być teraz sam, choć nie wstydzi się swoich łez. Nie zamierza się poddawać. Nawet jeśli stwarzanie świata jest za trudne, nawet jeśli nie ma sensu. Nie chodzi o to, co może komuś dawać, co może być potrzebne. Pragnie tylko, by ta wypalona pustka wewnątrz kuli ożyła, by ten smutny świat jeszcze raz obudził się do życia. Zaczyna śpiewać, choć nie jest to żadna z pięknych piosenek, które przygotował z myślą o tej chwili. Coś wystarczająco prostego, by nie zawiódł go głos.
W pylistej szarości wewnątrz kuli rozkwita chryzantema, utkana z błękitnego światła. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 01-06-2005, 22:10
|
|
|
10 Czerwca 5243 roku,
Do diabła, w złą godzinę napisałem wczoraj o elfach, musiały to te cholerne złe duchy usłyszeć. Co prawda jak na razie nic strasznego się nie wydarzyło, ale to co się wydarzyło niczego dobrego nie wróży. Zacznę może jednak od początku…
Nie oddaliliśmy się od głównych sił na dwie mile, gdy usłyszeliśmy zgiełk bitwy. Postanowiliśmy oczywiście sprawdzić co jest grane, więc ruszyliśmy z kopyta. Wkrótce naszym oczom ukazała się garstka konnych osaczona przez hordę Chimeryjczyków, dokładnie tak dzikich jak sobie wyobrażałem. Przez ułamek sekundy dziwiłem się, co ci rycerze tu robią, ale wkrótce spłynęło na mnie światło oświecenia. A konkretnie – ujrzałem, kim był dowódca konnych i to było samo w sobie wyjaśnieniem. Był on Elfem.
Oczywiście miał na sobie zbroję razem z hełmem, więc nie widziałem ani skrawka jego ciała, ale nie było wątpliwości. Co prawda nie tylko Elfy noszą dziś białe zbroje, czyli nie zakryte tuniką, gdyż jest to dzisiaj coraz modniejsze; nie tylko Elfy swoim koniom zakładają metalowe naczółki z rogiem jednorożca, wreszcie nie tylko Elfy malują koniom grzywy. Ale tylko Elf pomalowałby sobie zbroję błyszczącą, błękitną emalią, tak samo jak tylko Elf obwiesiłby swego konia dzwoneczkami, których rozkoszne dzwonienie słychać było nawet mimo zażartej walki; wreszcie tylko Elf pomalowałby grzywę i ogon swego konia na tęczowo. Bo, mówiąc szczerze, Elfy to największe szajbusy z jakimi się spotkałem i ten nie był wyjątkiem.
Elf czy nie Elf, najwyraźniej był po naszej stronie (o ile Elfy kiedykolwiek są po czyjejkolwiek stronie) więc ruszyliśmy im na pomoc. Zbytnio się nie zmęczyliśmy, bo hołocie wystarczyło, by nas zobaczyć i usłyszeć nasze dzikie ryki i już wiali aż się kurzyło. Wcześniej jednak zdążyli zrzucić Elfowi hełm, prze co mogliśmy podziwiać burzę blond włosów, której nie powstydziłaby się królewna. W pierwszej chwili nie bardzo wiedziałem, czy to Elf czy Elfka, gdyż nigdy nie byłem dobry w odróżnianiu ich, a obydwie płcie są do siebie niepokojąco podobne. W drugiej chwili zresztą również, gdyż ani tembr głosu, ani imię które podało (a którego nie jestem w stanie ani wymówić, ani sobie przypomnieć) to coś nie pomogło mi w tej kwestii, dopiero Daer, widząc jak się męczę, szepnął mi na ucho, że to facet. Pozostaje mi mu wierzyć.
W rozmowie indywiduum było jak każdy przedstawiciel swej przeklętej rasy: dziwne. Pomijając, że oczy płonęły mu szaleństwem, to po prostu nie lubię, gdy rozmówca zaczyna od kwiecistego powitania, potem, słuchając mnie, przekrzywia głowę jak małe dziecko obserwujące ciekawe zwierzątko, a następnie ni z tego ni z owego zaczyna się ironicznie uśmiechać. Zdołałem jednak powstrzymać nagłą chęć przywalenia mu. Wgryz na szczęście też. Elf i jego ludzie odjechali w stronę sił głównych, do których podobno zmierzali już wcześniej, ale się zgubili. My również ruszyliśmy w swoją drogą, mając nadzieję, że coś ich zeżre po drodze.
Drogi Pamiętniczku!
Myślę, że znalazłem pierwszą ofiarę dla naszej Wspaniałej Bogini. Czyż może być lepszy dar dla Bogini niż ociekające jeszcze krwią serce Wysokiego Elfa? A twierdzenia profanów, że drowy to prymitywy których wrażliwość religijna zatrzymała się na poziomie późnej epoki kamienia to zwyczajna propaganda jednostek zbyt prostackich, by zauważyć mistyczną symbolikę usuwania organów.
11 Czerwca 5243 roku,
Dopiero dziś udało nam się znaleźć wieś, która się nas nie spodziewała. Dwie wcześniejsze były opuszczone, nie licząc kilku kawałków apetycznego, owczego sera, niewinnie sobie leżącego na środku chałupy i wręcz zapraszającej. Na szczęście w pobliżu znaleźliśmy kilka zdechłych szczurów, więc nie mieliśmy ochoty do degustacji. Zabraliśmy je mimo to na wypadek, gdyby ktoś z innej roty był przypadkiem amatorem tego przysmaku.
Ponieważ w ostatnim czasie morale naszego oddziału bardzo poszło w górę kosztem dyscypliny, postanowiłem coś zrobić w tym kierunku, by obie te wielkości zrównoważyć. Pod koniec dnia całkiem ochrypłem i zapewniłem sobie dozgonną nienawiść moich podopiecznych, ale przynajmniej zaczęliśmy ponownie przypominać armię. Oprócz tych paru, którzy dyskutowali i których zmiotłem z siodła, bo oni przypominają rozdeptane robaki. Dobrze, że w tej wiosce są zapasy, bo nasze ćwiczenia potężnie wymęczyły konie.
Przy okazji postanowiłem wypróbować taktykę walki z chłopami, o której słyszałem od moich braci. Oczywiście banda ignorantów nie uwierzyła, że może być ona skuteczna. Z udowodnieniem, kto ma rację trzeba będzie trochę poczekać, gdyż mieszkańcy napadniętej wsi nie wyrazili chęci współpracy w manewrach.
P.S.
Taki duży, taki mały może kozę czcić!
Taki gruby, taki chudy może kozę czcić!
Taki ja i taki ty może kozę czcić!
Taki ja i taki ty może kozę czcić!
Oto refren przyszłego hymnu naszej roty. Ponieważ nasz dzielny kronikarz… wróć. Jeszcze nie napisałem co to za kronikarz. Otóż nasz dzielny rotmistrz wozi zawsze ze sobą opasłe tomiszcze ze szczytnym celem przekazania go jakiemuś klasztorowi, gdy będzie już w nim zapisana wspaniałą historia jego oddziału. Ponieważ sam jest niepiśmienny(za to potrafi ładnie wykaligrafować swój podpis) uzupełnianiem tej knigi zwykle zajmował się ktoś, kto tę jakże trudną i niebezpieczną sztukę opanował. I był na tyle głupi, że dał się w to stanowisko wrobić.
Niestety nasz kronikarz zachorował i to ciężko, więc wszyscy uznali, że konieczny jest zastępca, zwłaszcza w tak historycznym okresie jak teraz. Oczywiście padło na mnie. Dlatego też to mi została powierzona owa kniga i to ja mam zapisywać wszelkie godne upamiętnienia szczegóły. A czyż może być coś bardziej godne upamiętnienia niż Hymn do Kozy? Pozostaje mieć nadzieję, że inkwizycja również jest niepiśmienna.
Drogi Pamiętniczku!
Nasze bóstwo będzie miało hymn! Wspaniały bard, herold Kozy Geminus powoli tworzy swe wiekopomne dzieło, przed którym zadrżą narody i od którego w proch rozpadną się mury wszystkich miast. Pierwsze słowa znalazły się już w Wielkiej Kronice Roty Rozpustnych Kozłów, dzięki wysiłkowi kronikarza Ysengrinna. Który to kronikarz jeszcze nie wie, że otrzymał zaszczyt bycia głosicielem koziej chwały. Jego poprzednikowi nieszczęśliwie zeszło się z tego świata dosłownie w momencie wymarszu. Oby Koza zaopatrywała jego duszę w mleko i ser nieśmiertelności.
P. S. Jeszcze nie wiem, co zrobię Ysenowi za tę całodzienną tresurę, ale wiem już jak bardzo go będzie bolało: bardzo bardzo. Nie mogę się doczekać powrotu do obozu…
P.S. Ku Chwale Kozy!
12 Czerwca 5243 roku,
Kolejne starcie z wrogiem zakończone sukcesem, choć mało satysfakcjonującym. W pierwszej chwili nawet wyglądało na to, że przegramy, na szczęście tylko dla niewprawnego oka. Mianowicie wściekła swołocz wypadła z lasu, zaryczała dziko i obrzuciła nas kamieniami. Gdybyśmy mieli nasze wspaniałe destriery wdeptalibyśmy ich w ściółkę leśną, niestety nie było o tym mowy. Koń bojowy z trudem wytrzymuje na wikcie obozowym, a cóż dopiero mówić o tych ochłapach, dostępnych w czasie podjazdu. Ponieważ mogliśmy wziąć ograniczoną ilość owsa jechaliśmy na zwykłych podjezdkach, a te płoszą się od byle czego.
Zazwyczaj jestem tolerancyjny, ale za to, że z winy tych chabet pogoniła nas banda dzikusów, poważnie rozważam zdegradowanie ich do psiego żarcia(to znaczy my na to mówimy psie żarcie, ale tak naprawdę je to nasza piechota; w sumie niewielka różnica, ot, psy mniej śmierdzą). Głupie bestie nas poniosły i uciekały aż się za nami kurzyło. Dopiero po jakimś stajaniu uspokoiły się na tyle, byśmy mogli wyhamować je i utworzyć szyk. Zgodnie z taktyką moich braci utworzyliśmy jeden szereg, po czym zaszarżowaliśmy z równie jak oni dzikim rykiem. Bo zapomniałem dodać, że ci idioci pobiegli za nami i wyszli na otwartą przestrzeń. A gdy już pruliśmy w ich stronę oczywiście spanikowali, rzucili wszystko co mieli i uciekli(nie żeby pozostanie w miejscu im wiele dało, ale przynajmniej zginęliby z honorem; z drugiej strony chyba za wiele wymagam…). Na ich nieszczęście zrobili to dość daleko od lasu więc bez trudu ich dogoniliśmy i wysiekliśmy. No może nie wszystkich, ale większość. Byliśmy tak wściekli, że nie zatrzymaliśmy się i wjechaliśmy za niedobitkami do lasu. To znaczy konie wjechały, nas zgarnęły gałęzie. Ja zabiję tego, który wymyślił by wziąć zwyczajne siodła, bez wysokich łęków.
Mieliśmy jednak sporo szczęścia w nieszczęściu – konie się szybko znalazły, widać chłopstwo zwiewało tak szybko, że bało się oglądać za siebie. Zbroje co prawda nie uchroniły nas przed bolesnym spotkaniem z Matką Ziemią, ale przynajmniej gałęzie nie wydłubały nam oczu. Dzięki temu już wkrótce byliśmy znowu w siodłach i mogliśmy przed całym światem udawać, że nic się nie stało. I modlić się, by świat nie widział naszych uwalanych trawą tyłków.
P.S.
Koza wszystko zjada, co jej odpowiada!
Dobrze najedzona jest zadowolona!
Kto Kozę bije - ten już nie żyje!
Nic się nie zmarnuje, bo wszystko przeżuje!
Bez komentarza...
Drogi Pamiętniczku!
Ku chwale Kozy! Odnieśliśmy dziś wielkie zwycięstwo! Nieważne co mówią defetyści – zwycięstwo to było wielkie i kropka! Gałęzie powbijane między płaty pancerza? To z tej przyczyny, że wróg napadł nas, gdy bohatersko przedzieraliśmy się przez leśne ostępy. Ślady trawy na plecach? Walka okazała się tak męcząca, że gdy się skończyła legliśmy zmęczeni na trawie. Taka jest wersja oficjalna i jej się będziemy trzymać. Wymagać to będzie jednak uciszenia zgrai defetystów i dywersantów. No i zmuszenia Ysena, by właśnie taką wersję napisał w Wielkiej Kronice Roty Rozpustnych Kozłów. Nie będzie to łatwe, gdyż większość chłopaków albo nie umie czytać, albo udaje, że nie umie(jak ja; dlatego piszę cię tylko runami drowów).
A tak poza tym – Ysengrinna to łotr i zdrajca. Zabronił mi jechać z poduszką na siodle, bo jego zdaniem to nie przystoi żołnierzowi. Na moje pytanie, czy przystoi rycerzowi, dodajmy, że na nie swojej poduszce, odparł, że jego zbroja więcej waży. No cóż, zobaczymy kto jutro będzie taki dowcipny. Ku Chwale Kozy!
13 Czerwca 5243 roku,
Muszę znaleźć innego pocztowego. Mogę mu wybaczyć, że jest złośliwy, w końcu pochodzi z diabelskiej rasy. Mogę ścierpieć, że lata za babami jak kot z pęcherzem, to w końcu normalne u ludzi niskiego stanu. Mogę nawet udawać, że nie widzę jego niesubordynacji bezczelności. Ale za wpuszczenie mi pod pancerz czerwonych mrówek utłukę go jak psa.
15 Czerwca 5243 roku,
Przez ostatnie dni nie działo się nic specjalnego, natomiast dziś… Dziś zadarliśmy ze smoczą rasą. Ale po kolei, najpierw początek. Na początku było słowo. To słowo brzmiało „tam jest jakaś ścieżka”. W czasie wojny ścieżka mogła oznaczać, że na jej końcu znajduje się kryjówka wroga, albo nawet chłopska przechowalnia dla dobytku na czas wojny. Nie wypadało więc nie sprawdzić, zwłaszcza, że choć prowadziła w teren skalisty to była zdatna dla koni. Spotkała nas niespodzianka. Żarcia na końcu ścieżki nie było, sił wroga na szczęście też. Za to było coś, czego się nie spodziewałem zobaczyć.
Setki lat temu, przed tym, gdy przybyli tu nasi przodkowie, te tereny zamieszkiwali już ludzie, zwani Dasami. Byli od nas inni, ale nie aż tak, jak inne są elfy czy krasnoludy. Największą różnicą był stosunek do otaczającego nas świata. My wiemy, że Najwyższy stworzył nas na swe podobieństwo i oddałam świat we władanie. Dasom była ta wiedza nieznana, dlatego też starali się przypodobać tym siłom. W niejednym zapadłym rejonie czci się jeszcze prymitywnych bożków natury, czy pod postacią pokracznych karzełków, czy koziogłowego człowieka z gigantycznym fallusem, że nie wspomnę o niezliczonych wcieleniach bogini-matki, niemalże identycznych Lol, której cześć oddają drowy. Wszystkim tym bałwanom i idolom składali cześć, odprawiając na ich cześć rozpasane orgie oraz oddając im w ofierze zwierzęta, płody ziemi, a nieraz i własne dzieci. Wśród setek innych uwagę zwraca kult, jakim darzono(i darzy się do dziś) plemię Żmijów. Zazwyczaj czci się jego drobnych przedstawicieli, chcąc zapewnić sobie dostatek. Czasem jednak cześć oddaje się olbrzymom, wielkim jak chłopska chałupa. Tak było w tym przypadku.
Nie, nie znaleźliśmy samego smoka. Natrafiliśmy za to na kamień, którego funkcja jako ołtarza była oczywista. Może inaczej. Byłaby oczywista nawet wtedy, gdyby nie była do niego przykuta dziewica. I gdyby nie miał on na sobie ciemnobordowych zacieków. Nie trzeba było wielkiego umysłu by domyśleć się, że zazwyczaj smokowi składano w ofierze owce czy inne tego typu rzeczy, a dziewica była rodzajem premii. Albo łapówki, zależy jak na to spojrzeć. W każdym bądź razie – miała nakłonić smoka do zabawy z nami.
Dziewica, jak z niejakim trudem udało nam się dowiedzieć, nazywała się Ika. Była kapłanką jakiejś dziewiczej boginki, co znaczyło, że tu również dziewice są towarem deficytowym, gdyż w przeciwnym wypadku chłopi raczej by się nie narażali na gniew owego bóstewka. Albo, że ta skieruje gniew na smoka i że upieką dwie pieczenie na jednym ogniu. Oczywiście natychmiast ją odwiązaliśmy i oddaliliśmy się, nie zważając na jej klątwy i groźby. Gdy byliśmy z powrotem na głównym szlaku Wgryz zaproponował, byśmy złożyli ofiarę Kozie z nowej zdobyczy. Na protesty pozostałych uspokoił ich, że nie zamierza składać w ofierze kapłanki, a jedynie jej dziewictwo. Dostał w łeb. Po jakimś pół godziny ostrzegł nas, że dopóki mamy ze sobą smoczą dziewicę grozi nam niebezpieczeństwo zemsty ze strony tego ohydnego płaza. Zaproponował, że usunie zagrożenie szybko i bezboleśnie. Dostał w łeb po raz drugi. Było cicho przez następne pół godziny, po czym zaczął się głupio i drapieżnie zarazem uśmiechać. Dostał po raz trzeci, profilaktycznie. Mam jednak wrażenie, że coś knuje.
Drogi Pamiętniczku!
Ludzie to paskudne stworzenia. Żadne inne, nawet Trolle i Gobliny nie są zdolne do tak ponurych, obrzydliwych i wypaczających sam sens istnienia wizji, do jakich zdolni są ludzie. Albowiem ludzie wpadli na pomysł, ba, uznali go wręcz za nakaz religijny, by wprowadzić w życie najstraszliwszy z możliwych sennych koszmarów…
Celibat…
Ale ja nie zamierzam się na to zgodzić. Nawet mimo tego, że Ysengrinna stara się jak zwykle torpedować moje plany, nie poddam się! Mam nawet plan, genialny w swej prostocie. Dziś pełnię pierwszą wartę razem z Karwanem. Wystarczy, ze napoję go moim środkiem na dobry sen, a miłość i sprawiedliwość zatriumfuje. Ku Chwale Kozy!!!
P.S. Zbliżamy się z powrotem do obozu. Łatwo to stwierdzić, gdyż na tym etapie działań wojennych każda armia wytwarza ilości smrodu dostateczne, by sprowadzić zagładę na całą smoczą rasę. Jedynymi istotami odpornymi na to są weterani i dziewki wszeteczne, gdyż jedni i drugie (specjaliści uważają ich nawet czasem za samca i samicę jednego gatunku, choć zdarzają się i chłopcy wszeteczni) są całkowicie do tego morderczego środowiska życia przystosowane. Taki Ysen na przykład na moje uwagi odparł z rozbrajającym zdziwieniem „jaki smród?”. Natomiast ja i Dearian, jako istoty z gruntu czyste i niewinne, przeżywamy istne katusze.
16 Czerwca 5243 roku,
Jedziemy do punktu spotkania z silami głównymi. Raczej nie będą zadowoleni na nasz widok, bo żywności mamy śmiesznie mało, ale przynajmniej przepatrzyliśmy teren i wiemy, że poza chłopskimi bandami nie ma tu sił mogących nam zaszkodzić.
PS – dziś rano znaleźliśmy Wgryza sparaliżowanego, powyginanego i z dziwnym wyrazem twarzy. Póki co przywiązaliśmy go do siodła i wieziemy, ale jeśli do jutra wieczór mu nie przejdzie to każę go odwiązać i zostawić.
P.S. 2
Wszyscy słudzy Mroku, mają Kozę z boku!
Bo Kozy potęga z Piekła tutaj sięga!
Najpiękniejsze zwierzę - złóż mu coś w ofierze!
Jaka by nie była w Kozie drzemie siła!
17 Czerwca 5243 roku,
Dojechaliśmy do obozu późnym wieczorem. Oczywiście Elf już na nas czekał, to znaczy może niekoniecznie na nas, ale był w obozie. Sposób w jaki zachowuje się w stosunku do Kaia z Edimis każe mi się poważnie zastanawiać, czy aby faktycznie jest facetem, ale o tym innym razem. Dziś muszę opisać co nas spotkało. Tym czymś był smok.
Jak się okazało, bydlak faktycznie nam nie darował i powlókł się, a może i nawet poleciał, w ślad za nami. Zbyt imponujący to on nie był, widywało się potwory wielkie jak stodoła, a ten był niewiele większy od wozu z sianem. O dziwo należał do tych bestii, co to im się wydaje, że jeśli zaczną się dwornie i rycersko zachowywać, to zawstydzą samych rycerzy. Zażądał więc zwrotu dziewicy, ewentualnie zaś uczciwego pojedynku. Nalegał jednak, by wydelegować mu rycerza sans peur et sans reproche. Ponieważ mieliśmy tylko jednego szybko wypchnęliśmy Daeriana do przodu. Dzielny rycerz i potężny smok wymienili honory i rozpoczął się epicki pojedynek. Wprost niezmiernie epicki, jak całą ta wyprawa.
Rozpoczęło się od jednoczesnej szarży na siebie nawzajem. Na kilka kroków przed smokiem Daer nagle odbił w bok, pozwalając bestii się ominąć i dźgając go włócznią w bok głowy. To smoka oczywiście wkurzyło. Szybko się odwrócił i ponownie zaszarżował, sytuacja się jednak powtórzyła. Zabawa taka trwała dobrą chwilę, nasz kawaler nie wziął jednak pod uwagę zmęczenia swego wierzchowca, który niedługo zaczął charczeć. W pewnym momencie biedaczysko zmyliło krok i się potknęło. Smok natychmiast wykorzystał okazję i wyrzucił głowę do przodu, z wyraźnym zamiarem odgryzienia łepetyny Daera. Ten jednak jakimś niewyjaśnionym cudem wbił przypadkiem przed sobą tok włóczni w ziemię, tak, że ostrze skierowało się do tyłu; ciąg dalszy dość łatwo przewidzieć. Dość powiedzieć, że Ika uznała to za znak niebios i zgodziła się nie uciekać, a Wgryz ocknął się z paraluszu i omal nie umarł ze śmiechu. Gdybyście kiedyś przejeżdżali tamtędy niech was nie zdziwi wielki głaz nagrobny z napisem: „Rzeszoto, smokobójca, poległ obowiązek swój dzielnie spełniając”.
P.S. Oczywiście napis wykuł jedyny piśmienny, czyli ja. Myślałem, że skonam.
P.S. 2 W obozie przywitał nas potężny transparent "Fitai s pofrotem Fritz! Tenskniuyśmy - Twoie Lola, Lula i Lala". Czyż to nie słodkie? |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 01-06-2005, 22:47
|
|
|
*leży na podlodze i kwiczy. GŁOŚNO*
Ika, coś Ty zrobiła Wgryzowi? XD Ale ten hymn do kozy po prostu wymiata, podobnie jak Elf. Phi, jak mogliście nie docenić piękna i subtelności Elfa? XD |
_________________
|
|
|
|
|
Mai_chan
Spirit of joy
Dołączyła: 18 Maj 2004 Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć... Status: offline
Grupy: Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 01-06-2005, 22:53
|
|
|
UROCZE!!!!
Mało żem zębów nie zjadła ze śmiechu... Seri, mam nadzieję że to będzie w zbiorach Tanuki.F? XDDDD
Biedny Rzeszoto... Poległ na polu chwały... Chlip...
Po prosty wymiata, całokształt! I koza, i elf, i Ika i smok i transparent. Nawiasem mówiąc transparent wywołał chyba najgłośniejszy rechot Maieczki od wieków...
Oj było mi potrzebne coś takiego, było... |
_________________ Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!
O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 01-06-2005, 23:06
|
|
|
Pokorny sługa się cieszy;). Elf chodził za mną już od dawna, choć początkowo miał się pojawić w innym opowiadaniu. Po prostu część mojego projektu zmiany wizerunku elfiej rasy;P. |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Mizuumi
translator
Dołączyła: 24 Kwi 2005 Skąd: Poznań Status: offline
|
Wysłany: 02-06-2005, 06:38
|
|
|
A hymn do kozy nie wasz XD - I poza tym co "tylko czarne glany sa naprawde funny / bo mroczna zaloga nosi je na nogach"? bo tej zwrotki chyba nie ma XD |
_________________
When the truth seems so farway
Buddha loves you and Jesus saves
You need answers for your dismay
Ask yourself Ask your mom Ask DNA |
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 02-06-2005, 07:06
|
|
|
To że nie nasz to wszyscy tu wiedzą, więc nie zaznaczyłem. A co do glanów to rycerze i giermkowie ich nie nosili:P. |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
IKa
Dołączyła: 02 Sty 2004 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 02-06-2005, 10:09
|
|
|
o... matko... *zeszła na amen*
cudne, po prostu cudne... |
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 02-06-2005, 11:51
|
|
|
<leży> XDDD Powalające :P |
|
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 02-06-2005, 14:02
|
|
|
Cytat: | Drogi Pamiętniczku!
Ludzie to paskudne stworzenia. Żadne inne, nawet Trolle i Gobliny nie są zdolne do tak ponurych, obrzydliwych i wypaczających sam sens istnienia wizji, do jakich zdolni są ludzie. Albowiem ludzie wpadli na pomysł, ba, uznali go wręcz za nakaz religijny, by wprowadzić w życie najstraszliwszy z możliwych sennych koszmarów…
Celibat…
|
To ci się pięknie udało... Wymiata. Zbluźnie... Lepsze od Warowni. |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Alira14
Wielkie Prych
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Draminion gdzie normalnym wstęp wzbroniony!;) Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 11-06-2005, 19:15
|
|
|
Kolejna część "Któregoś dnia..."
***
-Czy Bóg ma Boga?
-Dziecko, co ty za bzdury mówisz?!
-Czy Bóg też w coś wierzy? Czy Bóg ma Boga, który się nim opiekuje i troszczy o niego? Czy Bóg ma Boga który go pociesza i wspiera w tym co robi? Czy Bóg ma Boga, który wynagradza go za dobre, a karze za złe?
-Oczywiście, że nie! Bóg jest tylko jeden, wszechmocny i wszechwiedzący! Naprawdę nie rozumiem skąd u ciebie biorą się takie pomysły...
- Nie ma nikogo nad sobą? To nie opłaca mu się być Bogiem.
-Czemu tak uważasz?
- Według księdza, Bóg czuwa nad ludźmi, opiekuje się nimi i chroni przed złem. Czemu to robi skoro nikt go za to nie ocenia, skoro nic za to nie dostanie?
-Bóg nas kocha! Jesteśmy jego dziećmi!
-Jak mogą ludzie być jego dziećmi skoro są tacy małostkowi i głupi? Boją się śmierci, wiedzą, że kiedyś umrą, a i tak marnotrawią swoje życie na rzeczy materialne, kontakty międzyludzkie i inne bzdury. Wszystko co robią zostaje w końcu zniszczone w pył, zamiast dać sobie spokój , wciąż walczą o coś z czego po jakimś czasie nic nie zostanie. Są pełni głupoty i zaślepienia. Nie widzą tego co oczywiste. W ludziach nie ma nic boskiego.
- A dusza? Każdy człowiek ma duszę. Jest boską cząstką, tym co jest w nas najpiękniejsze.
- Nie wierzę w duszę.
-Jak to?!?
-Nie sądzi ksiądz, że gdyby naprawdę istniała, ludzie byliby lepsi? A tak są nadal tak jak byli, durni i niedorozwinięci umysłowo. Na nic nie zasługują.... Muszę już skończyć tę bezsensowną rozmowę, śpieszę się na lekcję śpiewu. Cokolwiek ksiądz powie o uczuciach, Bogu, wierze i innych bezsensach , ja nie przeproszę.
- Nie czujesz się winna? Na oczach ludzi, wrzuciłaś święcony krzyż do ognia!
- I co z tego? To tylko dwa kawałki drewna. Nic nie warty symbol.
- Rozumiem, że nie wierzysz w Boga, ale czy cię nic nie obchodzą ci ludzie, których tym czynem obraziłaś?! Uraziłaś ich uczucia! Niewiara to jedno, a wyśmiewanie czyjegoś światopoglądu to drugie! Jak mogłaś?!?
- Ot tak. To co czują inni, nic mnie nie obchodzi... Muszę się śpieszyć, żegnam księdza!
-Zaczekaj!!!
Nie udało mu się jej powstrzymać. Dziewczyna zdążyła wbiec do autobusu. Nawet nie spojrzała w jego stronę. Po każdej rozmowie z nią, czuł się jak po przegranej bitwie...
***
Jechała spokojnie, do czasu kiedy zaczęło jej się wydawać, że jej dłoń zmienia kształt...
***
Nie...
Nie!!!!!!!!!!!
Wilczyca obudziła się przerażona. Znowu ten sam sen, ten sam koszmar. Jedyne wspomnienie z czasów kiedy była człowiekiem, które zachowała. Człowiekiem? Dzisiaj już nie jest tego taka pewna. Tak czy inaczej, znowu wróciła. Minęły miesiące, od kiedy śnił jej się ostatni raz. Czemu to wróciło akurat teraz?
-Houston, we have a problem. Chciałem tylko pokroić sobie kotlet, to znowu zaczęła krzyczeć ze strachu. Nie długo przy tej małej będziemy mogli używać tylko plastikowych łyżeczek.
No tak. Ta mała. Wspomnienie z ulicy. Kiedy odkryło, że wilczyca ją widz nie spuszczała z niej oczu. Było po niej widać, że próbuje sobie przypomnieć jak się mówi, żeby się o coś zapytać. Kiedy wrócił Szczurkoś z jedzeniem, próbowała się do nich doczołgać. Jak przestało padać i mieli odejść, wyciągnęła rękę w stronę wilczycy. Jednak gdy zauważyła, że mimo to zamierzają sobie pójść, zaczęła płakać i kwilić jak niemowlę. Do dzisiaj wilczyca nie może zrozumieć co ją skłoniło do zabrania tego cudzego marzenia ze sobą. Może to, że na ich widok to wspomnienie przypomniało sobie kilka rzeczy? Tak czy inaczej, teraz były z nią ciągłe problemy. Szczurkosiowi udało się znaleźć jakąś starą opuszczoną szopę, w której zamieszkali na jakiś czas. To właśnie w niej odkryli, że wspomnienie na widok noża dostaje ataku histerii. Reagowała tak nawet na widok noża do masła.
Uspakajała się dopiero wtedy, jak wilczyca wyrzucała, ku wielkiemu oburzeniu Szczurkosia, wszystkie ostre przyrządy do śmieci.
-Co się dziwisz? Zapewne jej właścicielka została zamordowana przez pchnięcie nożem. Mała nadal to pamięta.To i tak dziwne, że ma ludzki kształt.
-Co masz na myśli?
-Widziałam już wiele takich wspomnień. Nie przeżywały dłużej niż kilka dni. Obwiniały o swoją śmierć ludzi i panicznie się ich bały. W końcu z tego strachu przed ludźmi, zmieniały się w niekształtną masę, po czym umierały. Podejrzewam, że ona tak nie skończyła tylko dlatego, że została uformowana na kształt bardzo małego dziecka. Z tego powodu myśli, że za jej los odpowiedzialny jest nóż.
-Nóż?! Chcesz powiedzieć, że już do końca swych dni będę musiał przegryzać bułkę na dwie części i smarować masłem przy pomocy palca?!?
- Nie! To byłoby zbagatelizowanie sprawy. Trzeba sprawić, żeby wybaczyła nożowi.
- Te, Puszek, jesteś pewna, że te parówki co wczoraj zjadłaś nie były przeterminowane?
-ILE RAZY CI MÓWIŁAM, ŻEBYŚ NIE NAZYWAŁ MNIE PUSZEK!!!!!- wściekła ugryzła go w rękę- I się w końcu wymyj, bo smakujesz paskudnie!
Szczurkoś nic nie odpowiedział, tylko ze łzami w oczach zaczął grzebać w apteczce w poszukiwaniu plastra. Kretyn. W końcu naprawdę będzie musiała odgryźć mu głowę. Poczuła, że ktoś się na nią patrzy. Odwróciła się. Okazało się, że wspomnienie spadło z krzesła i doczołgało się do niej, żeby poskarżyć się na złe krzesło.
-Co jest Kitka?- Kolejne kretyńskie imię wymyślone przez Szczurkosia. Nazwał ją tak, bo mała cały czas próbowała sobie wiązać włosy w kitkę. Nie wiedziała tylko, że do tego potrzebna jest gumka albo jakiś sznurek. Zapłakana Kitka pokazała na swoje kolano, na którym był wymyślony siniak. O nie, tylko nie znowu...
- Już to przerabiałyśmy Kitka. Nie pocałuję cię w kolano. Jesteś wspomnieniem, więc ten siniak jest tylko wymyślony. Musisz o nim tylko zapomnieć. Buziak nie sprawi, że poczujesz się lepiej. Poza tym jako wilczyca, mam nie odpowiedni kształt szczęki żeby cię cmoknąć w nogę, więc daj sobie spokój.
W oczach Kitki zaczęły pojawiać się łzy. Wilczyca westchnęła.
-Szczurkoś! Przestań bandażować swoją rękę i chodź tutaj! Musisz pocałować Kitkę w kolano!
-Co? Znowu?!
-Gdybyś jej nie opowiadał o swoim dzieciństwie, to teraz nie byłoby problemu! No już! Ruchy, ruchy, ruchy! |
_________________ "Lepszy jest brak weny niż bycie Chuckiem Austenem"
Daria - Czy kiedykolwiek nasz wygląd nie wpływa na to jak nas oceniają?
Jane - Kiedy oddajesz organy do przeszczepu, no chyba, że to oczy
Daria, 2x06 -"Monster" |
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 11-06-2005, 21:16
|
|
|
PUSZEK?! >;DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Co mnie najbardziej ujęło, to te pytania o Boga, bo sama sobie czasem podobne zadaję. Czy ma Boga, a jeśli nie, to skąd się wziął i dlaczego ludzie są tak niedoskonali, skoro stworzył ich na swoje podobieństwo... Ależ perfidnie zapędziła tego księdza w kozi róg :>
Czekam na jeszcze, a w międzyczasie czytam D-R-Z (Kaaaaaaaiiiiiiiiiiiiiiiiin!!! XD) |
|
|
|
|
|
Rukia
słodka i wredna xD
Dołączyła: 25 Maj 2005 Skąd: z miasta xD Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 12-06-2005, 06:36
|
|
|
fajne Puszek,Kitka,Szczurkoś niezłe....równierz zainteresowało mnie te pytanie o Bogu
tylko że zastanawiałam się raczej nad jej odpowiedzią ''że ludzie spodziewają się śmierci a i tak robią swoje'' |
_________________
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|