Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Friguoris Cordis |
Wersja do druku |
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 19-06-2009, 10:36
|
|
|
Postać spowita w czerń wyłoniła się w lochu stając przed demonicą. Aria popatrzyła wielkimi oczyma jakby chciała by uciekły. Z, tą kosą błyszczącą zimną stalą w ciemnościach zaczęła się obawiać komu tym razem podpadła. Po głębszym zastanowieniu trudno by zliczyć... Za mroczną postacią pojawiło się srebrne krzesło z wysokim oparciem, przed nią drewniany stolik na którym pojawił się wielki stos ciastek dzbanek z herbatą i dwie filiżanki.
- Kawy, czy herbaty? - Zapytała postać. Twarz miała zasłoniętą kapturem.
- A... Ma to jakieś znaczenie?
- Hmmm... - postać zamyśliła się. - Raczej tak.
- Poproszę kawy.
- Doskonale, bo te ciasteczka są słodkie. Sama piekłam i postanowiłam cię tu odwiedzić.
- Jako ostatni posiłek to trochę mało...
- Co? - zdziwiła się postać.
- No ostatni posiłek, Kic pewnie kazał mnie stracić, a ty przybyłaś... Właściwie po co? Demony nie posiadają duszy.
Postać westchnęła ciężko jakby poinformowano ją o wielkiej pomyłce.
- To bardzo miłe, ale nie przybyłam tu po twoją duszę, czy po cokolwiek innego - oznajmiła i zdjęła kaptur. - Pamiętasz mnie? |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 19-06-2009, 11:40
|
|
|
-Porwano mnie?- Spytała rozbawiona dziewczyna łapiąc z zaskoczenia Karela za ramiona.- Przecież tu jestem! Poszłam tylko odnieść Wojtusia do ptaszarni.
Podeszła do ojca i przytuliła się do niego.
- Więc masz dla nie misję tato? Doskonale! Chętnie się tym zajmę- spojrzała na szermierza- Możesz iść Karel, pa pa!
Kapitan odszedł, by poprosić jakąś uzdrowicielkę o plastry... kto by pomyślał że tipsy są takie ostre?
Velg zaś zaczął objaśniać swojej córce szczegóły jej misji, zastanawiając się kiedy zrobiła się taka pewna siebie. Czyżby kolejne ojcowskie niedopatrzenie?
Tymczasem na wieży, w połowie drogi do ptaszarni siedziała zamknięta w tajnej celi prawdziwa Sasayaki, powoli odzyskując przytomność. Musiała przyznać że świetnie zaplanowano ten zamach, choć nie znała jego celu. Zaatakowano ją, nowicjuszkę , której nikt nie zna dość dobrze by zauważyć podmianę. W dodatku użyto jej kopii! Nie była to jakaś tam iluzja, to był homunkulus i wyglądał identycznie jak ona. Jednak z własnego doświadczenia mogła stwierdzić iż był to bardziej golem... wszystkie zachowania miał zaprogramowane, bez udziału woli, lub nawet sterowano nim zdalnie. Jednak było to wystarczające by skołować MAC. W pierwszej chwili sama nie była pewna czy to ona jest sobą czy ta druga. Zadbano też by nie uciekła ze swego więzienia. Cela była stworzona przy użyciu manipulacji subwymiarowej- znaczyło to tyle że zamknięto ją we wnęce czasoprzestrzennej, a jedynym sposobem na jej opuszczenie było otwarcie od zewnątrz, o ile wiedziało się że ona tam jest... Na wszelki wypadek związano ją też, ale to nie było akurat problemem.
"Ciekawe..."- pomyślała-"Czy ojciec pozna że to nie ja?" |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Aria
Matka Opiekunka
Dołączyła: 25 Paź 2003 Skąd: piąta cela po lewej ^^ Status: offline
|
Wysłany: 19-06-2009, 15:23
|
|
|
On mnie kocha. Kocha mnie na bank, jakby mnie nie kochał to by mnie tak usilnie nie chciał zatrzymać przy sobie związując i nie pozwalając uciec. Ah, co to by był za romans! Zabójca demonów i demon! Dobrze, że lubie niespełnione miłości, bo by pewnie mnie na to poderwał…
-pamiętasz mnie?- To wyrwało Arie z rozmyślań i spojrzała na Kitkare, jak zawsze w ładnej kreacji.
-a jakbym mogła zapomnieć ;J ŁOHOHOHOHOHO! Słuchaj rozwiąż mnie, bo mi się strasznie siku. I mam dusze, chyba nawet więcej od twojej, ale przyrzekam ci, że strasznie niesmaczna, nikt mnie nie chce zjeść.
- Demony chyba nie sikają… - Zdziwiła się Kitkara.
- Słuchaj ja jestem tak wredna, że sikam, nawet inne rzeczy robie byle tylko zając po chamsku przed kimś łazienkę =D no kurde szybko, bo się posiiiiiikaaaaaaaaaam
- Dobra, dobra O_o – Kitkara podeszła i rozpracowywała to co zrobił Karel przez jakieś 30 minut. Następnie Aria weszła przed kogoś bardzo w potrzebie i była w łazience przez 40 minut. Po czym wróciła i zrobiła łyk wystygniętej kawy
-pychotka
- czy ty właśnie sikałaś 40 minut? – Kitkara podała jej ciasteczko.
- ej, musiałam długo trzymać ok? – Aria zjadła ciasteczko dbając by jej boczki zawsze były zdrowe i silne.- Swoją drogą, co cie do mnie sprowadza? Hm? Ze szpiego-złodziejo-najemnikami rozmawia się tylko jak się coś chce =] |
_________________ http://niziolek.deviantart.com/
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 19-06-2009, 15:38
|
|
|
Po zniknięciu Kica, Altruista długo jeszcze wpatrywał się w Shizuku. W końcu, po dłuższym czasie, odezwał się do niej. - Wiesz dobrze, że Seaheven stara się u nas o rozgrzeszenie. Właśnie w tym celu spośród mieszkańców tego miasta wybraliśmy pięćdziesięciu ludzi. Zostanie im wymierzona pokuta za grzechy miasta. Gdy ona się zakończy, odpuścimy im ich winy i uwolnimy. Więc nie masz się o co martwic, Shizuku - Altruista uśmiechnął się do niej, lecz bogini nie odwzajemniała uśmiechu, tylko zebrała się na odwagę i zapytała
- Słyszałam, że ci ludzie są męczeni w lochach. Czy to prawda?
- Ależ oczywiście. Cierpią męki za zbrodnie, jakich dopuścili się mieszkańcy Seaheven. Ale dzisiaj zostaną one zakończone. Patriarcha najwyraźniej jest już usatysfakcjonowany ich cierpieniem. Czyli niedługo ich dusze dostąpią zbawienia.
- Ale powiedz mi moja droga, czemu tak ciekawią cie losy tych heretyków?
Altruista zbliżył się na dwa kroki do Shizuku. Tak blisko, że Bogini wyczuła od niego rumianek. Już otwierała usta, by mu odpowiedzieć, gdy usłyszała za sobą jakiś trzask. Odwróciła się szybko. Na ziemi leżał potrzaskany wazon. |
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 19-06-2009, 15:53
|
|
|
- ... tak, jak zrobiłem zabijając herolda Arsena VIII... - mówił cicho Pierwszy Sekretarz, a Sasayaki słuchała. I kiwnęła głową.
Wówczas Velg szybkim ruchem dłoni złapał ją za kark i przewrócił na ziemię. Krzyknęła, jednakże konetabl był szybszy. Już w postaci demonicznej, ciosem ogona złamał jej ręce, na których próbowała wstać.
- Fałszywka, mości Patriarcho. - zwrócił się do wyraźnie zaskoczonego Patriarchy. - Prawdziwa Sasayaki powinna wiedzieć, że nigdy nie zabiłem owego herolda. - dopowiedział, ponownie odwracając się do rozłożonej na podłodze postaci.
- Mogę wiedzieć, gdzie jest moja córka? I radziłbym powiedzieć, bo w walce żadnych szans nie masz. - rzekł znudzony konetabl do skrytobójcy. Zamachowcy tego wieku w niczym nie przypominali fachowców, jacy występowali choćby w Saerii... |
_________________
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 19-06-2009, 21:54
|
|
|
- Jest tam? - spytał się konetabl, kontrolując poprawność odpowiedzi homonkulusa. Kiedy ów pokiwał głową, Velg nakazał wtrącić go do lochu, a sam wysłał na miejsce kilkunastu strażników pod dowództwem Deweya Novaka (ratowanie VIPów było zadaniem w sam raz dla ambitnego karierowicza). Nie mógł wystawiać się na sztylety zabójców - choćby z tego powodu, że udawanie, że "wszyscy kochają Pierwszego Sekretarza" mogłoby być później znacznie utrudnione.
- Mości Karelu, Dewey miał ci przekazać wezwanie - jutrzejszego ranka brat Joseph chciałby porozmawiać o tobie w twej obecności...I, jeśli można, bądź łaskaw przyprowadzić z lochów połowę seahaveńczyków i zaprowadzić ich do brata Kruka... - zwrócił się do swego podwładnego.
- Połowę?! Zdaje mi się, że minutę temu nakazałem pozbawić życia ich wszystkich. - rzucił Patriarcha z przekąsem.
- Więc eskortować do brata Kruka w budynkach Zakonu Nieba całość heretyków ze zbuntowanego miasta. I wspomnieć mu, że wyrok osobistą decyzją Patriarchy i pozostałych objąć ma. - dokończył.
Popędził Karela, a kiedy ów już wyszedł, Patriarcha zwierzył mu się z jednego zmartwienia. Dokładniej - dużego zmartwienia, które przesłoniło mu niebo. I wymagał od niego rozwiązania tego problemu. Velg właśnie obiecywał osobistą interwencje w tej sprawie, kiedy do rycerza podszedł wyraźnie podpity strażnik (bezczelny! żeby bez pozwolenia przekroczyć próg komnaty córki Pierwszego Sekretarza...).
- Czego?! - spytali jednocześnie konetabl i Najjaśniej Kicający, rzucając bezczelnemu gwardziście wrogie spojrzenia.
- No więc, my pili i pili... Aż my się upili. A wtedy jakaś demonica... Ara... Ria... Ryja... Aryja... czy Maryja... jej było, uciekła, kiedy my pijackim snem spali.
- Co, proszę? - cicho odpowiedział dowódca, wstrząśnięty takim przejawem kretynizmu.
- No i towarzysze... mówiły, że dobrze byłoby przynieść wiadomość Pierwszemu Sekretarzowi, a ja zgodził się za flaszkę. - z bliska gwardzista cuchnął dużą ilością alkoholu. Bardzo dużą ilością alkoholu. Velgowi z jakiegoś powodu przypomniało się, że Costly z braku miejsca musiał składować swe wina nieopodal lochów...
- Kto wam dał alkohole...?
- Łoś mu było na miano...
- A ty skąd pochodzisz? - pytał Velg dalej, pamiętając, że kiedy dopiero przybywał do Bractwa ten strażnik pilnował go (a on owego nie lubił) i wywnętrzał się o rodzinie.
- Z Sea...haven.
- Świetnie! Straż, niech dołączy do heretyków z Seahaven u brata Kruka! Jego towarzyszy wysłać na front... A Łoś niech zostanie oddany do dyspozycji Moliny, by zobaczył, jak Mroczni Kapłani traktują tych, którzy im kradną alkohole. I niech, nim Patriarsze i mi skończy się cierpliwość, rozpocznie się przeczesywanie Kościoła w poszukiwaniu demona! - wydał dyspozycje.
Cóż, kiedy ów strażnik zniknął z wzroku jego i Patriarchy, powietrze stało się dużo czystsze.
- Wasza Wysokość... Racz wybaczyć te incydenty. Nasz Kościół zdaje się być prześladowany przez demony złego losu, acz niewątpliwie dzięki twej potędze zatriumfujemy nad ciemnością. |
_________________
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 20-06-2009, 07:22
|
|
|
W końcu udało jej się rozwiązać. Była zła na siebie że zajęło jej to aż minutę... Obok niej leżało ubranie nie-Sasayaki, która dla większego autentyzmu zabrała jej szaty. Ponieważ paradowanie w bieliźnie, nawet w pustej celi, sprawiało że czuła się nieswojo włożyła tamto ubranie. Już w pierwszej chwili poczuła zapach mieszanki oparów z pracowni alchemicznych, ziół i krwi. Przyjrzała się też masce: biała z czerwonym pasem na lini oczu, na czole zaś dziwny symbol. Czyżby jakaś sekta?
Zaczęła rozglądać się po swoim więzieniu z użyciem świetlnej kulki. Tak jak sądziła nie było żadnego wyjścia. Zastanawiała się po co pozostawiono ją przy życiu? Może była jeszcze potrzebna?
Tymczasem do Velga przybył jeden ze strażników mających odprowadzić nie-Sasayaki do lochów, był ranny.
- Generale... ona... ten homu...nkulus... ona...
- Co się stało? Uciekła wam?
- Nie... ona... wybuchła...
- CO?
- Wy...wybuchła... nagle... jest wielu rannych... poszedł cały... zachodni pawilon...
Velg kazał natychmiast przysłać odział sanitarny, sam też udał się na oględziny zniszczeń. Tak jak powiedział strażnik cały pawilon był w rozsypce, wszędzie był gruz i kawałki fałszywej czarodziejki. Ranni strażnicy z konwoju jęczeli z bólu. Wzrok pierwszego sekretarza padł na dziwną czarną kostkę. Nie miał pojęcia co to takiego, jednak z jakiegoś powodu wydawało się to ważne. Parę kroków dalej leżał naszyjnik w kształcie półksiężyca... |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 20-06-2009, 08:45
|
|
|
Karel wykonał polecenie przełożonego. Właściwie nie było to takie trudne bo wystarczyło przeprowadzić z jednego końca na drugi. Tam skazańcy otrzymali łaskę ostatniego lotu(czytaj zepchnięto ich z góry). Szermierz mógłby przysiąc że słyszy ,,This is MAC!" Po czym odgłos kopnięcia ale nie zawracał sobie tym głowy na tyle by zawrócić. Prawdziwa atrakcja czekała go po wyjściu z budynku. Otóż zobaczył tam wydającemu rozkazy jakiemuś akolicie...........siebie.
Karel szybko dodał dwa do dwóch. Jeżeli wcześniej zastąpili Sas....to teraz przyszła kolej na niego.
Z tymi myślami uchylił się przed pałką wymierzoną mu w głowę. Zamachowiec widząc że atak z zaskoczenia się nie udał odrzucił broń obuchową i wyciągnął długi sztylet. Kopia szermiezrza również wyciągnęła miecz by włączyć się do walki. Karel przetoczył się na bok i skoczył w powietrzu obracając się i wyciągając Raikomaru i własny nóż. Wdał się następnie w krótki acz treściwy pojedynek. Gdy wyszedł z niego zwycięsko popatrzał zarówno na swoją kopie jak i na klęczącego zawodowca.
- No słucham......kto was wysłał....i stworzył ciebie- wymierzył ostrze w klona. Na te słowa zabójca sięgnął pod szatę i wyciągnął dość sporą kulę szarego koloru. Następnie wyjął zawleczkę i uderzył nią o ziemię. Kapitan zdając obie sprawę z niebezpieczeństwa wyskoczył pionowo w górę. Eksplozja która chwilę potem nastąpiła rozbiła wszystkie szyby w oknach budynku Zakonu Nieba oraz cisnęła Karelem w stronę kościoła. Karel - o ironio - wleciał do głównej katedry w której odbywało się nabożeństwo prosto przez jeden z witraży. Uderzył ciężko w posadzkę a z jego nadpalonego tu i owdzie ubrania unosil sie dym. Paru Akolitów podniosło się z zaskoczenia przerywając modlitwę.
- Kapitanie!
- Nic mi nie jest kontynuujcie. Jak skończycie wezwijcie natychmiast ekipę kryminologistyczną pod plac przed budynkiem Zakonu Nieba. Chcę mieć każdy szczegół jaki uda im się znaleźć. Wyniki przesłać do mnie i Admirała Velga. - po tych słowach wyszedł żeby się przebrać. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 20-06-2009, 12:37
|
|
|
Zastępowanie członków MAC homunkulusami okazało się trudniejsze niż myślano na początku, głównie ze względu na zbyt gorliwych nowicjuszy... Podmienić Karela! Kiedy wszyscy już wiedzą o homunkulusie... homunkulusa. Plan zastąpienia Sasayaki był genialny! Niestety nie powiódł się, a teraz w dodatku ten niekontrolowany wybryk postawił cały kościół w stanie gotowości! Dobrze przynajmniej że posłuchali podstawowej doktryny: Porażka oznacza śmierć, wróg nie może poznać naszych tajemnic, więc zadaj ją sobie sam.
Ciemna postać stojąca na szczycie katedry, obserwująca całe zajście, masowała sobie czoło licząc powoli do dziesięciu. Odetchnęła głęboko i rozpłynęła się we mgle... Nie szkodzi. Znajdą inny sposób na oczyszczenie świata z niewiernych. I znajdzie się przy okazji kilku nowicjuszy, na zastępstwo za tych martwych.
Sasayaki stała oparta plecami o subwymiarową ścianę. Wiedziała już że jej więzienie ma obwód dwudziestu dwóch i pół długości jej stóp, jest romboidalne a jego wysokość to ona plus jej wyciągnięta ręka ze zgiętą dłonią... Te informacje pozwoliły jej stwierdzić że mag, który stworzył tę celę był równie potężny jak hm... Avalia... i że niewymownie się nudzi! Ziewnęła i... Runęła na ziemię jak długa. Ni stąd ni zowąd jej wiezienie rozpłynęło się. Leżała teraz na kamiennym korytarzu na wieży w połowie drogi do ptaszarni, pewna teraz na sto procent że KAMIENIE SĄ TWARDE. Wstała i masując obolałe plecy ruszyła znaleźć fałszywą siebie.
Ku swojemu zaskoczeniu gdy tylko zeszła na parter otoczyła ją straż.
- Aha! Myślałaś że nas wykiwasz podróbo? To było sprytne, udawać autodestrukcję by potem jeszcze raz podszyć się pod córkę Pierwszego Sekretarza. Naprawdę czy tobie ię wydaje że jesteśmy aż tak głupi.- powiedział dowódca oddziału.
- Ale ja JESTEM prawdziwą Sasayaki!
- Tak, tak... nie z nami te numery. Do loch z nią chłopcy!
Dziewczyna stanęła przed nie byle jakim dylematem, niby została skrajnie znieważona, z drugiej jednak strony obicie tych niemot i wpojenie im siłą swojej niepodważalnej prawdziwości raczej nie pomoże w jej rzeczywistym udowodnieniu. Westchnęła więc tylko i dała się odprowadzić do lochu, knując przy okazji plan jak im odpłaci gdy wszystko wyjdzie na jaw... |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Shizuku
Trochę poza sobą
Dołączyła: 15 Lis 2006 Skąd: Z pogranicza światów Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 20-06-2009, 23:16
|
|
|
Shizuku spojrzała na wazon po czym odwróciła się szybko do Altruisty. Wtedy dotarło do niej znaczenie owej wizji, a także prawdziwy sens słów Najwyższego Kapłana. Wszyscy skazańcy byli straceni, widziała to na własne oczy. Przypuszczała, że może im coś grozić, niespodziewała się jednak, że dojdzie do tego tak szybko. W czasie, gdy ona smacznie spała, oni konali w męczarniach. Gdy to do niej doszło, poczuła się słabo. Zaczęło kręcić się jej w głowie, podłoga zaczęła uciekać spod jej stóp. Najwyższy Kapłan przyjrzał się jej uważnie i po raz kolejny w tej komnacie spytał czy wszystko w porządku.
-Tak, czuję się dobrze - odrzekła słabo.
-Nie wydaje mi się, musisz się położyć, zawołam...
-Nie, nikogo nie wołaj! - przerwała mu boginka - Nie ma potrzeby, poradzę sobie sama. - dodała łagodniejszym tonem i odsuwając od siebie Altruistę, który ją podtrzymywał - Trafię sama do swojej komnaty - dokończyła po czym, odtworzyłą drzwi i wyszła na korytarz.
Gdy tylko opuściła gabinet Altruisty, poczuła się nieco lepiej choć świat nadal nieco wirował. Tuż obok niej pojawił się jej wierny kucyk. Z niemała trudnością wsiadła na jego grzbiet, po czym unieśli się w powietrze.
"Głupia! Jak mogłam być taka powolna, taka niedomyślna!" - myślała ze złością, a łzy cisnęły się jej do oczu. Jednak dopiero, gdy trafiła do swojego łóżka i zamknęła za sobą drzwi pozwoliła sobie na szloch. |
_________________
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 20-06-2009, 23:54
|
|
|
W jednej z największych sal kościoła trwało nabożeństwo.
Najwyższy Kapłan, Altruista, spojrzał znad mównicy na tłumnie zgromadzonych wiernych. Spośród największych dostojników Kościoła obecni byli prawie wszyscy.
- Bracia i Siostry! - Odezwał się na głos Altruista - Ukochanie dzieci MACu!
- Dzisiaj jest wspaniały dzień, dzień w którym mogę oficjalnie ogłosić, że bluźnierstwa płynące z Seaheven zostały powstrzymane. Wszyscy heretycy zostali złapani i przykładnie ukarani. W mieście nareszcie został przywrócony ład i porządek. Nastąpił w końcu pokój. To wszystko zawdzięczamy naszemu Patriarsze. Więc... Chwalmy kica! Bo jego łaska trwa na wieki!
- Chwała kicowi! - zaczął krzyczeć tłum wiernych.
- Chwała kicowi! - krzyczał dalej Altruista - Bo jego imię jest wzniosłe!
- Chwała kicowi! - odpowiedział ponownie tłum wiernych.
Altruista zrobił krótka przerwę, czekając, aż podniecony tłum się uspokoi. Po chwili odezwał się.
- Lecz bracia i siostry, dzisiaj stoję przed wami smutny i zmartwiony. - Wśród tłumu rozniosły się szepty. Kapłan mówił dalej, nie zwracając na to uwagi.
- Smuci mnie, że mieszkańcy Seaheven dali się tak łatwo zwieść kłamstwom. Kłamstwom, paskudnej truciźnie sączonej przez masonów. Tak, moje dzieci! Oni stoją za tym wszystkim, oni popchnęli do złego tych biednych.
ludzi. I wiecie co? Trzeba raz na zawsze z tym skończyć! - By podkreślić ważność swoich słów, Altruista rąbnął pięścią w pulpit. - Musimy raz na zawsze ukarać tych fałszywych proroków! - Najwyższy Kapłan wzniósł rękę do góry. Na ten znak, do sali został wprowadzony przez gwardzistów starszy, zakneblowany mężczyzna. Zakneblowanym okazał się być niejaki Marco Van Basten. Był on szlachcicem, który podczas tortur przyznał się do zawarcia paktu z masonami. Altruista wskazał mężczyznę dłonią.
- Spójrzcie tu na tego osobnika. Kic dał język bestii, by ta wyrzekła się zła. Miała przyjąć pokutę i żyć ze wszystkimi w zgodzie na ziemiach MAC. Lecz cóż ta bestia zrobiła? Jak tylko dostałą język, zaczęła bluźnić, stała się heretykiem i zaprzedała się złu. Tak właśnie bestia podziękowała za dar mowy.
Altruista odwrócił się plecami do zdrajcy i spojrzał gniewnie na tłum.
- Powiedzcie mi teraz: gdzie są nasi wrogowie!? Gdzie się znajdują!? Gdzie należy ich szukać? Na północy? Na wschodzie? Może na południu? No?
Tłum milczał, nikt nie wiedział co powiedzieć. Costły słuchający Altruistę, starał się znaleźć jakiś sens w jego słowach.
- Nie wiecie? Więc ja wam zaraz odpowiem! - Altruista odwrócił się do zdrajcy. W jego dłoni zmaterializowała się włócznia. Kapłan wziął zamach i cisnął nią w niczego nie spodziewającego się mężczyznę. Włócznia wbiła się w niego, przebijając kręgosłup jak masło. Uderzenie było tak silne, że wyrwało Van Bastena z rąk trzymających go gwardzistów. Cała sala zamarła, a Altruista, wyraźnie zadowolony ze swojego czynu, uśmiechnął się paskudnie. - Tu są wrogowie MAC-u! Nie należy ich daleko szukać, bo zło zawsze czai się wszędzie!
- Należy je po prostu... - Nie dokończył bo w tym momencie, Kareł wpadł przez okno, lądując na jego plecach.
- Wreszcie Karel się do czegoś przydał - powiedział ze skrywanym uśmiechem Mroczny Kapłan Molina. |
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 21-06-2009, 00:49
|
|
|
- Zawołaj Costly'ego. Za kwadrans lub półtora, macie się stawić w moim gabinecie. - wydusił Patriarcha, wyraźnie poddenerwowany.
Po chwili wahania, Velg przytaknął, świadom, iż kic najprawdopodobiej nie jest w nastroju umożliwiającym jakąkolwiek konstruktywną dyskusję - jak zresztą w większości przypadków, kiedy ów był zdenerwowanhy.
Pięć minut później, konetabl posłał jednego z akolitów do Mrocznego Kapłana. Ów miał przekazać mu krótką wiadomość "Kwadrans lub dwa do audiencji u Patriarchy. Pilne.". Powinno to zaktywizować Costly'ego i postawić go w stan oczekiwania przed wyżywaniem się Patriarchy na nich.
On sam zaś poszedł do swego gabinetu, aby jeszcze coś zrobić. Niemniej, nie doszedł tam - wcześniej bowiem usłyszał (dzięki podrasowanemu odpowiednimi zmianami organów zmysłowi słuchu) szloch dochodzący z pokoju Shizuku. Zafrapowany przystanął i podszedł do drzwi. Już normalnymi uszami począł nasłuchiwać i ponad wszelką wątpliwość potwierdził, że dziewczyna płakała. Zapukał więc do drzwi i wszedł do środka, podnosząc z podłogi płaczącą boginię.
- Można wiedzieć, czemu płaczesz? - spytał się - Powinnością rycerza jest nie dopuszczać, aby damy musiały płakać, więc jeśli tylko mogę... - i tu urwał, czekając na reakcję Shizuku. |
_________________
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 21-06-2009, 07:34
|
|
|
Zgodnie z przewidywaniami Sasayaki lochy były już puste. Po studentach zostały tylko niecenzuralne graffiti oraz zapach marihuany. Poczuła ucisk żalu w żołądku, to była tylko zgraja zbuntowanych uczniaków, czy naprawdę zasłużyli sobie na spalenie przez brata Kruka? Ona sama nigdy nie była ani dzieckiem, ani nastolatką, lecz w czasie swoich podróży widziała wielu przedstawicieli tych grup wiekowych i zauważyła że wszystkim w pewnym momencie odbija.
Usiadła na drewnianej ławce i zaczęła myśleć co się teraz pewnie stanie. Prawdopodobnie te gamonie ze straży pójdą zameldować o jej schwytaniu komuś ważnemu. Ale najpierw pokłócą się do kogo powinni iść. Kiedy w końcu zdecydują komu złożyć raport, pokłócą się o to kto ma to zrobić i zebrać pochwały. To zajmie jakieś trzy godziny, czyli zrobią sobie przerwę na kolację. Wtedy w końcu powiedzą komuś o swoim "wyczynie". Przyjdą tu z tą osobą a wtedy... Sama ta myśl wywołała uśmiech na jej twarzy. Niby mogła stąd wyjść w każdej chwili, ale po co pozbawiać się przyjemności jak te bezmózgie pierwotniaki kwiczą ze strachu przed jej gniewem.
W między czasie całe zachodnie skrzydło było postawione na nogi, przez wybuch w jednym z pawilonów. Sprowadzono kilku stolarzy by zajęli się jego odbudową. Byli to silni mężczyźni, jak przystało na stolarzy. Mieli wiele blizn, jak przystało na stolarzy. Przypatrywali się uważnie całemu pobojowisku, jak przystało na stolarzy. I jak przystało na stolarzy mieli też herby swojego cechu: płonąca dłoń i oko. Trochę dziwne jak na stolarzy... |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 21-06-2009, 07:53
|
|
|
Karel mający po przebraniu się(w swój długi biały płaszcz) zszedł do lochów by doglądnąć demonicy. Ku swojemu zdumieniu zdębiał gdy zobaczył że Arii tam nie ma natomiast w celi siedzi homunculus. Podszedł bliżej do jej celi i przypatrywał jej się przez kraty coś z pół minuty. Następnie sięgnął do zamka i otworzył drzwi.
-Ale jak? - zapytała Sas
- Ehhh dziewczyno żyję już długo i naprawdę umiem odróżnić kopię od oryginału. Nie jestem zwykłym strażnikiem....
- Aaaa strażnicy właśnie ja na momencik-.....ruszyła w stronę wyjścia ale Karel złapał ją za ramię.
- Odpuść, oni wykonywali swoje obowiązki to zwykli śmiertelnicy. Chyba nie chcesz ich karać za to że robili co do nich należy? W każdym mąć razie zostań tu dopóki nie poinformuję strażników że jesteś prawdziwa. - po czym tak zrobił. Następnie wysłał małego ptaka którego znalazł na dachu w pudełku o pokoju Costlego z prośbą o weryfikację gatunkową. Po tym miał zamiar udać się do kuchni ale znalazłszy się koło pawilonu zdębiał. Pawilon był wysadzony w powietrze. Wygląda na to że nie tylko z nim próbowali zrobić BUM! Aczkolwiek to w tej chwili ni jego problem. Znalazłszy się w kuchni przystąpił do pieczenia sernika. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 21-06-2009, 08:37
|
|
|
- Łoooohohoł!!! Co tu się stało?- powiedziała Sasayaki idąc przez zachodnie skrzydło z kajającymi się strażnikami.
- Cóż... kopia pani... ona tak jakby... bum!
- Więc nastawili ją na autodestrukcję? Sprytnie...
Zaczęła na kolanach przeszukiwać podłogę pawilonu.
- Eee pani? Co pani robi?- spytał nieśmiało strażnik.
- Szukam...
- Ale... czego?
- Surogatu spirytualnego.
- Suro...co?
Sasayaki wzięła głęboki oddech.
- Duszy.
- Jak to duszy? Przecież one są noooo... duchowe!
- Owszem, ale nie dusze homunkulusów. Nasze są materialne. A jeśli znajdziemy duszę mojej uzurpatorki, być może dowiemy się kto ją tu przysłał.
- Aha, a jak ta dusza wygląda?
- Nie mam pojęcia.
Strażnicy zdębieli.
- Więc jak chce ją pani znaleźć?
Dziewczyna spojrzała na ich z chytrym uśmiechem.
- Spokojnie- odpowiedziała.- Poznacie że to ona. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|