Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Refleksje po filmach |
Wersja do druku |
moshi_moshi
Szara Emonencja
Dołączyła: 19 Lis 2006 Skąd: Dąbrowa Górnicza Status: offline
Grupy: Alijenoty Fanklub Lacus Clyne WOM
|
Wysłany: 21-03-2009, 21:42
|
|
|
Hanami - Kwiat Wiśni.
Co by nie mówić, filmów o ludziach starych powstaje niewiele. Nikt nie chce oglądać na ekranie brzydoty, choroby, niedołęstwa, zwłaszcza jeśli nie są one wynikiem jakiejś tragedii, a jedynie zwykłym następstwem upływu czasu. Tymczasem o starości można mówić w sposób piękny, delikatny i pełen ciepła - Hanami jest tego najlepszym przykładem. Kinematografii niemieckiej nie lubię, jest dla mnie zbyt dosłowna, nie cierpię też tego języka, drażni mnie. Szczerze mówiąc, gdyby nie nawiązania do Japonii, nigdy bym na to do kina nie poszła, byłam ciekawa co Niemka może mieć do powiedzenia o tym kraju. Okazało się, że Kraj Kwitnącej Wiśni jest tu tylko tłem, pretekstem do pokazania czym jest dojrzały, choć niełatwy związek dwojga niemłodych już ludzi. Rudi i Trudi są małżeństwem z wieloletnim stażem, wychowali trójkę dzieci, a teraz wiodą uporządkowany żywot na bawarskiej prowincji, ale nagle coś się zmienia i tą prowizoryczna sielanka kończy się. Trudi dowiaduje się, że jej mąż jest śmiertelnie chory, a lekarze jej pozostawiają decyzję, czy mu o tym powiedzieć. Trudi całe życie poświęcała się dla innych, dla szczęścia swojej rodziny zrezygnowała ze swoich marzeń i dała się zamknąć w klatce. Nigdy na nic się nie skarżyła, chociaż jej artystyczna, wrażliwa dusza boleśnie odczuwała ten brak wolności. Oczywiście, przyzwyczajona do poświęceń kobieta, sama postanowiła dźwigać ten krzyż, ale namawia męża na podróż, chce razem z nim odwiedzić dzieci, które już dawno opuściły dom rodzinny.
Ten moment filmu nieco mnie zirytował. Bohaterów ukazano tu, jako dwójkę starych, niedouczonych ludzi, którzy przyjechali z jakiejś zapadłej wioski do wspaniałej stolicy i nawet biletu nie potrafią kupić. O wiele lepiej reżyser poradziła sobie z przedstawieniem relacji rodzinnych. Trzeba przyznać, że obraz ten znacznie odbiega od tego co serwuje nam się w serialach telewizyjnych. Nie ma kochanych dziadków, na których czeka się z utęsknieniem, jest dwójka, starszych, kłopotliwych ludzi, którzy zwalają się na głowę niezapowiedziani. Teraz trzeba odstąpić im pokój, przyjąć "pyszne" wiejskie jedzenie, które przywieźli, tak rozplanować dzień, żeby móc ich oprowadzić po mieście itd. Nagle okazuje się, że ludzie, którzy nas wychowali to obce osoby, z którymi nie za bardzo mamy o czym rozmawiać i które zamiast ciepło wspominać, doprowadzają nas do szału. O dziwo jedyną osobą, która nie traktuje ich jak niechciany bagaż jest partnerka ich córki - Franzi. Wizyta wreszcie się kończy, ale Trudi namawia jeszcze męża na wypad nad morze... Tak naprawdę to początek całej historii, ponieważ w wyniku pewnego zdarzenia, Rudi będzie musiał przewartościować całe swoje życie. Jedno wydarzenie sprawi, że ten niechętny zmianom człowiek, wyruszy w podróż do Japonii, podróż swojego życia. Zacznie ją jako niemiecki turysta ze sporą ilością gotówki, a skończy jako człowiek, który ubrany w damski sweter i spódnicę, będzie pokazywał żonie kwitnące drzewa wiśniowe oraz jako artysta - tancerz Butoh.
Rudi jest człowiekiem męczącym, nie lubiącym się wychylać przed szereg i niechętnie okazującym swoje uczucia. To on zamknął Trudi w klatce i nie pozwolił rozwijać swoich zainteresować. Potem gorzko tego pożałuje i będzie się starał za wszelką cenę naprawić swój błąd i odkupić winy. Wizyta u syna w Japonii, będzie okazją do wspomnień, spojrzenia z dystansu na swoją przeszłość i czyny ,okazją do poznania samego siebie i lepszego poznania kobiety z którą spędził najszczęśliwsze chwile.
Hanami to film piękny, chociaż niezwykle prosty i dosadny. Doris Dorrie nie owija w bawełnę, pokazuje ludzi starszych takimi, jakimi są, bezlitośnie obnażając ich wady. Jednocześnie film ten jest argumentem potwierdzającym tezę że z rodziną, dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach (końcowa scena jest tego najlepszym przykładem). Z drugiej strony, to niesamowity obraz miłości, co prawda trudnej i docenionej trochę po fakcie, ale jednak wyjątkowej.
Film gorąco polecam, chociaż uprzedzam, że nie jest on łatwy i przyjemny. To przede wszystkim film o ludziach, nie o Japonii i o tym też dobrze pamiętać zabierając się za seans. |
_________________
|
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 11-04-2009, 11:21
|
|
|
Knowing, czyli Zapowiedź, czyli kolejny best seler amerykańskiej kinematografii (choć dla wybrednych może być i kalarepa).
Film wyprany z fabuły, irracjonalny, a momentami wręcz cudownie zabawny. A, nie powiem, miał on ciekawe elementy i mógł się ciekawie rozwinąć - dziwne szepty, co to mówią o katastrofach na Ziemi - przy odrobinie wysiłku można by z tego zrobić jakiś ciekawy horror story. No, ale jak zwykle film musi być na siłę science-fiction (dobra, to pierwsze skreślić).
Agitacja durnego determinizmu - to mnie bardzo odpychało. Za wszelką cenę próbowano dorobić sensu każdemu zdarzeniu, jako przeznaczeniu "wyższego rzędu", celowego. I robili to tak nachalnie, by potem widz, zbałamucony, sam szukał tego sensu już sam od siebie.
Ale do pewnego momentu i tak można było go traktować jako w miarę przyzwoite horror story... aż nie pojawił się pierwszy sztywniak w czarnym płaszczu. Ja, nieświadomy niczego, pomyślałem z przymrużeniem oka, że to jakiś "obcy". Jakież moje "zdziwienie" było wielkie, gdy okazało się, że miałem rację. A zakończenie było takie "durne", sztampowe, pełne patosu i innych "głupot", jak tylko można sobie wyobrazić (nawet pojawił się świat, bardzo przypominający "pusty świat" z "Clannad").
Podsumujmy... Fabuła? Jak najbardziej typowa dla takich filmów i niezaskakująca, ot - widziałeś jeden taki film - widziałeś wszystkie. Postaci sensownych brak. Utwierdzamy się w przekonaniu, że amerykanie mają dziwne zamiłowanie do niszczenia Ziemi i pokazywania rozwalanego Nowego Jorku (zapewne jest to świetna pożywka dla miejscowych, acz dla mnie nie). Po raz kolejny najlepsze momenty w filmie związane są z efektami specjalnymi - przyznam, że akurat to mi się podobało. Dosadność tych scen robiła wrażenie.
Całość pozostaje miernym tworem, co najwyżej lekko zabawnym. |
_________________
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imiona miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
A. Mickiewicz
|
|
|
|
|
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 13-04-2009, 11:22
|
|
|
Labirynt Fauna - film wywołujący nader sprzeczne odczucia. Z jednej strony, olśniewająca choreografia, zdjęcia, charakteryzacja, z drugiej polityczna poprawność, która niestety uprzykrza skutecznie odbiór filmu. Do bólu źli frankiści i szlachetni oraz dobrzy komuniści, podczas gdy w rzeczywistości obie siły były równie bezwzględne i zbrodnicze. Bohaterowie są tak jednowymiarowi, że od początku wiadomo kto będzie dobry a kto zły. Żadnych dylematów, wątpliwości - niczego, tylko czerń i biel.
Ma ten film swój niezaprzeczalny urok, opowieść o ucieczce w świat fantazji w obliczu okrucieństw rzeczywistości to temat wciąż aktualny i inspirujący. Powstała z tego taka "Narnia dla starszych", bardziej jednak gorzka, naturalistyczna i okrutna. Gdyby nie polityczna poprawność, mógłby to być naprawdę świetny film, niestety jest tylko dobry. Choć jak na dzisiejsze czasy to i tak dużo. |
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 13-04-2009, 11:48
|
|
|
Mi to nie wyglądało na poprawność, a ukazanie faktycznych poglądów reżysera. Co nie zmienia faktu, że było pocieszne. I nie, nie wyszedłby z tego świetny film, bo przy bliższej obserwacji wychodzi od groma błędów logicznych i plotholi, które wpierw należałoby załatać. |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Asthariel
Lis
Dołączył: 10 Kwi 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 14-04-2009, 16:58
|
|
|
Tajemnice Los Angeles - gwiazdorska obsada, z Crowe, Basinger, Spacey, De Vito i Pearce'm. Kryminał w tytułowym mieście, w latach 60.
Akcja koncentruje się na trzech policjantach.
Russel Crowe - rycerski gość od klepania złych panów po twarzach.
Kevin Spacey - gwiazda serialu o policji, który po drodze zatracił sens bycia policjanetem
Guy Pearce - młody karierowicz, traktowany z pogardą przez innych.
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Naprawdę zaskoczyła mnie śmierć tego drugiego, choć bardzo ładnie pokonał w końcu kapitana. ,,Rollo Tomassi''. to był sprytne. Zakończenie troszkę mnie zawiodło, nie jestem krwiożerczy, ale mogli już zabic White'a, zamiast pozwalać mu przeżyć po 3 kulach, co trochę zmienia film w ,,zabili go i uciekł''.
|
|
|
|
|
|
Dembol
Dołączył: 11 Sty 2006 Skąd: Kraków Status: offline
|
Wysłany: 14-04-2009, 19:11
|
|
|
Fei Wang Reed napisał/a: | Knowing, czyli Zapowiedź |
Za filmem stał dobry pomysł, ale podobnie jak np. w Dark City, które też opierało się na świetnym pomyśle spieprzono zupełnie fazę "rozwikłania zagadki". Rozumiem, że wyobraźnia scenarzystów jest ograniczona, ale kosmici to równie wyświechtany schemat co "okazało się, że to tylko sen". Pierwsza połowa filmu świetna. Jest tajemnica, jest problem głównego bohatera (żona i światopoglądowy), udaje się sprawnie wątki połączyć. Podobała mi się też przedostatnia scena
- Spoiler: pokaż / ukryj
- (apokalipsa)
. Poza tym, szkoda gadać. Spodoba się miłośnikom Neon Genesis Evangelion.
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Tyle niepotrzebnej symboliki dawno nie widziałem. Gdyby jeszcze ta laska przeżyła wypadek (na co się przez chwilę zanosiło i po raz pierwszy chyba krzyknąłem na całe kino coś w stylu "No nieee" jak ruszyła ręką) albo staremu udało się odlecieć w kosmos to zastrzeliłbym twórców.
Nicolas Cage mógłby się pogodzić ze swoją łysiną. Tym razem jednak utrafiono z jego rolą. Zawsze lepiej wypadał jako profesorek i bohater z przypadku niż typowy twardziel-bohater filmów akcji. |
_________________ Evil Manga |
|
|
|
|
Shizuku
Trochę poza sobą
Dołączyła: 15 Lis 2006 Skąd: Z pogranicza światów Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 17-04-2009, 22:51
|
|
|
K-19 Film związany z wojskiem, więc początkowo nie byłam zbytnio zainteresowana filmem. Jednak kontynuowałam seans i muszę przyznać, że opłaciło się, zostałam pozytywnie zaskoczona. Rzecz dzieje się na radzieckim okręcie podwodnym, który ma na "pokładzie" reaktor atomowy, pełen uranu. Nie oglądałam od początku, jednak od razu rzucił mi się w oczy dobry i zły bohater, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zły kapitan, który naraża załogę, unosi się dumą i ambicją zwiększając niebezpieczeństwo wykonując ryzykowne manewry z dużą ilością uranu na pokładzie i wicekapitan (nie wiem jak mazywa się ta funkcja, w każdym razie poprzedni kapitan), który przedewszystkim stawia na bezpieczeństwo załogi, a nie pochwałę przełożonych, tak więc sprzecza się z kapitanem, jednak chcąc nie chcąć wykonuje jego rozkazy.
Dochodzi do wycieku z reaktora, tak więc konieczne jest jego ochłodzenie. Niestety mimo, że to atomowa łódź podwodna marynarze nie dostają rzadnych informacji, nie są przeszkoleni, co dokładnie robić w takich przypadkach. Tak więc kapitan zarządza, że kilka mężczyzn uda się do rekatora, by go zespawać. Nie muszę chyba mówić o promieniowaniu jakie tam panuje? Amerykaniski niszczyciel oferuje pomoc, jednak kapitan odrzuca ją, twierdząc, że nie podda statku, że nie zgodzi się na taką hańbę. Oczywiście ja oburzona, jak tak można, przecież oni umrą po wizycie w tym reaktorze, a ten jest zaślepiony swoimi ambicjami. Nie mieli nawet skafandrów przeciw promieniowaniu.
Widać, żeOgólnie byłam zszokowana obrazem tych marynarzy, gdy wychodzili z tego pomieszczenia. Chwali się na nogach, poparzenia na całym ciele, rzygali praktycznie od razu. Dziwiłam się marynarzom, którzy widząc to nadal byli w stanie wejść do środka. Jeden z nich oczywiście nie wytrzymał psychicznie, trząsł się cały i nie był w stanie się poruszyć, sparaliżował go strach. Jednak później, gdy reaktor znowu miał wawarię wszedł tam dobrowolnie i naprawił to sam, siedząc tam znacznie dłużej niżby było to w rozkazie. Ale to nie jego postawa mnie ujeła. Chodzi mi tu owych dowodzących.
Jak to można było przypuszczać, na pokładzie znalazło się 2 takich z bronią co postanowili obalić kapitana i oddać dowodzenie poprzedniemu. Skuli kapitana i z dumą oświadczyli wicekapitanowi, że łódź jest teraz pod jego rozkazami. Mieli do tego prawo w sytuacjach krytycznych. Jednak wice, mimo tego iż kłócił się z przełożonym, mimo, że nie zgadzał się z jego decyzjami, kazał aresztować dwóch zdrajców jak to ich określił i rozkuł kapitana. I to mnie rozwaliło. Wtedy zrozumiałam, co znaczy dla żołnierza rozkaz i ile znaczy dla niego dowódca. To nie chodzi o to, czy on aprobuje jego decyzje czy nie. Tu chodzi o lojalność, o respekt wobec kapitana. Tak mnie to ujeło, że zaczełam troszkę lepiej rozumieć, czym naprawdę jest służba i relacje między podwładnym a przełożonym. Nie wiem, może tak wcale nie jest, nie mniej film w tym momencie urósł w moich oczach. Do tego dowiedziałam się, że ojciec kapitana został oskarżony o zdradę i tchórzoswo i osadzony w więzieniu, więc w pełni jasne stało się dla mnie postępowanie kapitana. Wszystko miało tam swoje uzasadnenie i przyczynę.
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Generalnie kapitan sam poszedł po ostatniego marynarza do skażonego pomieszczenia, bez niczego właściwie i mimo nakazu Rosji o odcholowaniu ich do brzegu, zarządził ewakuację. Pogodził się z tym, że również go oskarżą. No i ujeły mnie słowa na wicekapitana na przesłuchaniu "Nikt z was nie ma prawa go sądzić. Nie byliście tam. On sam musiał znieść ciężar odpowiedzialności za załogę, a właściwie cały świat. Byłbym zaszczycony, gdybym jeszcze raz miał wykonywać jego rozkazy".
Alem się rozpisałam, ale musiałam. Generalnie polecam, bo świetny filmxD |
_________________
|
|
|
|
|
Asthariel
Lis
Dołączył: 10 Kwi 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 18-04-2009, 18:02
|
|
|
Też oglądałem, i też nie od początku. Ale też bardzo mi się podobało. Świetna była ta scena w sądzie, i nabrałem po niej jeszcze większego szacunku do wice-kapitana. |
|
|
|
|
|
Shizuku
Trochę poza sobą
Dołączyła: 15 Lis 2006 Skąd: Z pogranicza światów Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 18-04-2009, 20:38
|
|
|
Ok widzę, że jestem pierwsza, której chce się komentować film "Dragon Ball Ebolution". Tak drodzy państwo byłam na tym. I tak jak się wszyscy spodziewali film był beznadziejny. Wzieli chyba to co najgorsze z japońskiego i amerykańskiego kina. Ale dużo bardziej z amerykańskiego. W niemal każdym kadrze, widać, że miało być efektownie i kul. Obawiam się, że chyba nie znajdzie się osoba, która mogłaby potraktować ten film poważnie. Jeśli nie znają kompletnie ani mangi, ani anime, to ten film, to kolejny amerykański wytwór poniżej przeciętnej. Postaci są sztampowe, zarówno dobre i złe, a główny wątek w ogóle nie interesujący. Coś tam ich atakuje, coś tam zbierają, coś tam opowiadają. Jeśli zaś chodzi o fanów mangi... Cóż muszą się zawieść. Filmowy Songo nie tylko z wyglądu nie jest podobny do pierwowzroru. To typowy zbuntowany nastolatek, którego prześladują Bezmózgie Starszaki i który stara się zdobyć piękną dziewczynę. A i nie zapominajmy o tym, że musi odnaleźć swoje prawdziwe "ja". No i najlepsze. Ten Songo ma pomysły. Tak proszę państwa ten tutaj myśli. Tak więc tutaj umarło, gdzieś 50% z Dragon Balla, zabijając jedną z najsympatyczniejszych postaci. O reszcie bohaterów nie mam siły pisać, ale również nie przedstawiają sobą nic ciekawego. Coś jeszcze chciałam napisać... Cóż zapomniałam może później dodam. W kazdym razie dno, jednak film jest niezamierzenie tak zabawny, że myślałam, że się udławię, że śmiechu. Nie wiem co myśleli sobie twórcy, dając takie sceny do filmu, w każdym razie ubaw miałam po pachy. Opisać się nie da, trzeba zobaczyć;P |
_________________
|
|
|
|
|
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 23-04-2009, 20:42
|
|
|
Właśnie wróciłem z "Generała Nila" i kilka słów napisać muszę. Powstał film wstrząsający, taki, po którym przez dłuższy czas człowiek milczy, bo nawet jeśli należy do tych, którym zwykle nie brak słów, to są takie momenty, kiedy cisza pozostaje najgłośniejszym krzykiem. Tak było i tutaj. Zdumiewające, jak, bez jakiegokolwiek efekciarstwa, kombinowania i układania prawdy "pod" scenariusz, można nakręcić coś takiego.
"To po prostu historia porządnego człowieka zabitego przez największych suk***nów w dziejach tego kraju" - powiedział mój ojciec, z którym miałem zaszczyt być na tym filmie. Owszem, zaszczyt, bo on i jego pokolenie realizowało testament generała Emila Fieldorfa. Choć zawsze byłem z tego dumny (zachowując przy tym rezerwę wynikającą z faktu, iż generalnie przeciwny jestem i byłem legitymowaniu, ocenianiu, dowartościowaniu i określaniu dzieci przez pryzmat rodziców), to w takich chwilach... no właśnie, brak słów dość wielkich a już nie przeładowanych pustym patosem.
Cóż, nie sposób nie pozwolić sobie na taką dygresję osobistą, ale już wracam do meritum. Bugajski nie ukrywał niczego, nawet tak trudnych (z dzisiejszego punktu widzenia) kwestii jak ta, że spora większość ubeckiej wierchuszki była żydowskiego pochodzenia. Przy tym, wprowadzając odpowiednie postaci (np. rabina, z którym generał rozmawia w celi śmierci) pokazał, że daleki jest od jakichkolwiek uogólnień, że interesuje go tylko historia. Nie potrzebował w końcu niczego więcej.
Film nie jest hagiografią. Nie musi. Pokazuje jednego z najlepszych synów tego narodu, człowieka, którego przez lata okupacji bali się wszyscy Niemcy w GG, kogoś, kto zorganizował jedną z najlepszych w historii drugiej wojny światowej konspiracyjnych organizacji bojowych, kto odpowiadał za śmierć wielu niemieckich zbrodniarzy (znamienne, że jedną z pierwszych scen filmu jest perfekcyjnie przeprowadzony zamach na gen. Franza Kutscherę). Tego kogoś później rządzący Polską komuniści bez żadnych skrupułów zamordowali. Nie napiszę „polscy komuniści” (jak niektórzy robią), bo większość „polskich komunistów” Stalin wymordował w 1938, zaś w tej sforze, którą nam przywieziono ze wschodu niewielu było Polaków (Gomułka, Cyrankiewicz, Spychalski, Kliszko).
To film ważny i świetny. Trudny i ciężki zarazem. Jak groteskowe memento brzmią słowa gen. Tatara, który podczas rozmowy z gen. Fieldorfem mówi „Za to, co pan zrobił Niemcom, postawią panu pomnik”. Pomnika wciąż nie ma, a nikt z tych, którzy przyczynili się do zamordowania generała i tysięcy innych Polaków po 1945 nie stanął nigdy przed sądem i, co żal mówić, pewnie nigdy nie stanie. Nie sposób nie pokusić się na sam koniec o pewną paralelę – ostatnio mieliśmy sprawę ss-mana, którego wydalono z USA i, mimo sędziwego wieku, bez żadnych skrupułów postawiono przed sądem w Niemczech. Gdyby nie mordował w Oświęcimiu, Treblince lub Brzezince, ale w zamku lubelskim, w obozie „Zgoda”, w Jaworznie, to pewnie do dziś żyłby spokojnie i bezpiecznie, jak inni „ludzie honoru”. |
|
|
|
|
|
Meliana
desert rose
Dołączyła: 22 Kwi 2008 Status: offline
|
Wysłany: 26-04-2009, 11:56
|
|
|
moshi-moshi napisał/a: | Hanami - Kwiat Wiśni. |
Też miałam okazję widzieć ten film. I powiem, że oczarował mnie pod każdym względem. Tak pięknej historii mówiącej o wielu fundamentalnych sprawach dla każdego człowieka - już dawno nie widziałam. Japonia jest to owszem tylko tłem. Ale to tło pozostawia w głowie i w sercu niezatarte wrażenie i idealnie pasuje do snutej przez reżyserkę historii o dwójce starszych ludzi, którzy wybierając się w podróż odnajdują samych siebie. Brakuje mi skali, żeby ocenić ten film.
Drugim ciekawym obrazem, jaki miałam ostatnio okazję oglądać był "Gran Torino" Eastwooda. Wow! Tylko tyle cisnęło mi się na usta po zakończonym seansie. Film prosty fabularnie, bez żadnych metafor, czy odniesień mówi o starym, zgorzkniałym i cynicznym człowieku, który po śmierci żony staje się jeszcze bardziej zamknięty dla świata. Nie potrafi dogadać się z własną rodziną, a najbardziej na świecie nie znosi swoich sąsiadów - Azjatów z pochodzenia.
Życie jednak w końcu zmusi Walta Kowalskiego (tak swojsko nazywa się główny bohater) do zweryfikowania swoich sądów o świecie i o ludziach, którzy na nim żyją. Gran Torino to tytułowy samochód Kowalskiego, którego ten strzeże jak oka w głowie i nikomu nie pozwala się nawet do niego zbliżyć. Los jednak zechce, żeby ten właśnie zazdrośnie strzeżony zabytek stanie się głównym katalizatorem przemiany głównego bohatera, który zrozumie w końcu mechanizmy rządzące tym światem.
Dziwi mnie, że ten film został pominięty w oscarowych nominacjach. Być może wynika to z faktu, że Eastwood jest w nim bardzo niepoprawny politycznie i nie chce w nim zaakceptować prostych rozwiązań, czy tradycyjnych schematów. Dla mnie jednak jest to najlepszy film made in USA w tym roku. Bije on na głowę "Slumdoga", "Benjamina Buttona", "Obywatela Milka" i pozostałych oscarowych finalistów razem wziętych. |
_________________ "Niebo tego świata. Odtąd każdy rok jest wygraną." Issa |
|
|
|
|
Lena100
Pani Cogito
Dołączyła: 15 Gru 2006 Skąd: Ze wsi, z dżungli, z lasu Status: offline
Grupy: Lisia Federacja
|
Wysłany: 27-04-2009, 13:35
|
|
|
Ostatnio udało mi się trafić na już dość stary (1990r.), polski film pt. "Zakład" ukazujący wycinek z życia umieszczonych w zakładzie poprawczym chłopców i odwiedzającej ich reżyserki, która postanawia nakręcić film o zachowaniu ludzi w warunkach ekstremalnych. Rzecz wstrząsająca, mimo dziwnej, cichej formy, posiadająca bardzo wyrazisty klimat. Zakład poprawczy rzeczywiście jest piekłem, z którego nikt nie jest w stanie się wyrwać, a jego wychowankowie nie mają przed sobą żadnej przyszłości. Tak samo z resztą jak ich wychowawcy. Film udany, na pewno nie rozrywkowy, bo mocno przemawiający do sumienia. Generalnie, polecam. Humoru na pewno nie poprawi, ale dobrze zarysuje problem. |
_________________ ようやく君は気がついたのさ。。。
|
|
|
|
|
Asthariel
Lis
Dołączył: 10 Kwi 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 25-05-2009, 16:08
|
|
|
Właśnie wróciłem z ,,Aniołów i Demonów''. Sam jestem zaskoczony, jak bardzo mi się podobało. Film trzymał w napięciu. Niestety, dla równowagi fabuła nie trzymała się kupy.
Rzecz jest o spisku Iluminatów, którzy porywają podczas Konklawe 4 kardynałów z największymi szansami na zostanie Papieżem. Zapowiadają, że od 20 co godzinę będą któregoś zabijać, a o północy wybuchnie bomba antymaterii z Zderzacza hadronów (sic!), która zmiecie cały Watykan.
Rzecz w tym, że roi się od nielogiczności, i odgadłem po pół godzinie kto jest szwarcharakterem, i o co w tym wszystkim chodzi.
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Od pierwszych scen z kamerlingiem podejrzewałem go o spisek, i trafiłem. Odgadłem, ze iluminatów nie ma. Nielogiczności - niech mi kto wyjaśni, czemu ten duchowny podczas sceny śmierci szefa Gwardii rzucił się na McGregora? Bo zaczął wrzeszczeć insynuacje bez pokrycia? Nie zauważył, że ma za sobą wkurzonych ludzi z gnatami? Bez sensu.
Czemu nikt nie zauważa zabójstwa dwóch gwardzistów na ulicy, a potem wrzucenia kardynała przywiązanego do wielkiego kawału żelastwa do fontanny> Bez sensu.
Czemu Landon, gdy krzyczy o pomoc w wyłowieniu go, otrzymuje ją po minucie? Bez sensu.
I jakim trzeba być fanatykiem, by zamordować człowieka, któremu zawdzięcza się WSZYSTKO? BEZ SENSU!
I tak daję 8/10. Wyłączcie mózg, a będziecie się dobrze bawić. Film o wiele lepszy od Kodu da Vinci. |
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 25-05-2009, 20:04
|
|
|
<bezczelnie czyta spoiler>Czyli słusznie gadali, że to "Kod Leonarda..." w innych dekoracjach i ze zmienionymi nazwami... |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
moshi_moshi
Szara Emonencja
Dołączyła: 19 Lis 2006 Skąd: Dąbrowa Górnicza Status: offline
Grupy: Alijenoty Fanklub Lacus Clyne WOM
|
Wysłany: 25-05-2009, 21:27
|
|
|
Jeżeli chodzi o książkę, to owszem, tylko końcówka jest trzy razy głupsza :) |
_________________
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|