Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Zamieszczone na Czytelni |
Wersja do druku |
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 18-09-2007, 13:54
|
|
|
Spiacych krolewn tysz bedzie kilka
Na progu zaczarowanego zamku siedzą dwaj dobrzy wróże.
- No to co tam z królewną? Zasnęła czy umarła?
- Ani jedno ani drugie, zwisła. Zbyt wiele zaklęć się nałożyło.
- No to co się stało?
- A nic dobrego. Gdzieś tam tkwił błąd roku 16. Jak tylko księżniczka skończyła 16 lat, tak od razu – bęc!
Dobry wróż wykonał nieokreślony gest ręką. Drugi podrapał się w nos.
- No to co teraz zrobimy?
- Jak zwykle. Przewinie się zegar o sto lat do przodu – a nuż widelec samo zacznie działać. |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 18-09-2007, 14:03
|
|
|
Czerwony Kapturek wyćwiczonym gestem pociągnął za sznurek, wszedł do chatki i stanął jak słup soli na widok tego, co działo się w środku. Niezręczne milczenie trwało przez kilka sekund.
- Wnusiu kochana, czemu masz takie wielkie oczy? – koniec końców niewinnie spytała babcia.
Czerwony Kapturek śpiesznie je zamknął.
- I buzię zamknij! – burknął wilk.
Czerwony Kapturek podciągnął szczękę z podłogi.
- Babuniu… - powiedział neutralnym głosem – słyszałam, że jest babunia chora. Już poczuliście się lepiej?
- Tak wnusie, dziękuję.
- Przyniosłam dla was trochę pasztecików i garnuszek masła.
- Dobre dziecko, postaw na stole. I poczekaj na ganku, niedługo będę wolna.
Czerwony Kapturek wyszedł na ganek, usiadł i zagapił się w obłoki.
- O czasy, o obyczaje! – mruknął półgłosem – A może by tu tak pójść do lasu i pozbierać kwiatków?
Z lasu dolatywał dźwięk topora leśnika… |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 18-09-2007, 14:12
|
|
|
Z własnego niezbyt bogatego doświadczenia życiowego dwie tezy:
1) Żeby wierzyć w prawdziwą miłość, trzeba być kretynem.
2) Jak trzeba, to trzeba. |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 18-09-2007, 14:12
|
|
|
-Neverrrmorrre!-Zakrakał Kruk.
-Nie no, to jest stare, już tym nikogo nie nastraszysz. Ty weź wymyśl coś nowego, naprawdę przerażającego!
-Forrreverrr! |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 18-09-2007, 14:13
|
|
|
Mam wrazenie, ze jakies prometeusze tysz widzialam
Na chwilę oślepiające światło słońca zamrugało, przesłonięte jakimś cieniem. Przykuty podniósł spaloną twarz i popatrzył w górę przez zmrużone powieki. Nad nim, opadając spiralnie, krążył orzeł.
- O w mordę – mruknął skazany.
Orzeł usiadł obok i zapatrzył się na skutą ofiarę paskudnym okrągłym okiem.
- Hej, kysz! Komu mówię kysz! Ty to nie tutaj!
Orzeł nastroszył pióra na szyki i ochryple krzyknął. Potem machnął skrzydłami i boczkiem-boczkiem przysunął się bliżej.
- Ty, ptaszku! Do ciebie mówię! Nie pomyliłeś adresu?
Nie, Orzeł był absolutnie przekonany, że jest tam gdzie być powinien. Szybko poruszył głową i odszczypnął ofierze kawałek ciała.
- Aaa! – rozdarł się przykuty – Głupie ptaszysko! Kiedy ty koniec końców przestaniesz mnie męczyć?! Żmija mi mało?
Orzeł, nie zwracając uwagi na krzyki, do których był już od dawna przyzwyczajony, pracowicie wydzierał wątrobę Lokiego. |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 18-09-2007, 14:56
|
|
|
- Halo! Czy to służba pomocy technicznej?
- Tak.
- Tu demiurg Szambambukli. Mam problemy.
- Wszyscy mają problemy. Proszę opowiedzieć dokładnie.
- Kupiłem waszą książkę. „Creation. Professional Edition.”. I coś mi nie wychodzi jak pracuję zgodnie z nią…
- A co konkretnie nie wychodzi?
- Nic! Zaczynając od pierwszego kroku.
- A co pan robił?
- Wszystko jak jest napisane. Krok pierwszy, „niech stanie się światło”. Wcześniej to zawsze działało, al. Teraz…
- Czym się pan kierował wcześniej?
- „Creation, Second Edition”.
- No to proszę dalej. “Niech stanie się światło” – I co?
- Nic, i właśnie o to chodzi. Przedtem się zapalało światło. A teraz Głos się w odpowiedzi pyta: „proszę podać podstawowe parametry”
- To oznacza, że musi pan określić spektrum i intensywność promieniowania.
- Domyśliłem się. Wszystko określiłem, ale wyszło mi coś mętnie pstrokatego!
- Jakie ma pan rozszerzenie Wszechświata?
- 600-800 jednostek standardowych.
- A nasz poradnik jest optymizowany pod 1024! Proszę to podać w swoich ustawieniach.
- Aha, rozumiem. Chwileczkę…
(słychać jakieś hałasy, głos: „Niech stanie się światłość, B, Ż4, ua1024, tak, tak, nie. OK.”)
- No dobra, światło mam. Teraz następne pytanie.
- Proszę.
- Tu mam pytanie o potwierdzenie dla przejścia na następny etap. Co mam mówić?
- Proszę powiedzieć, że to jest dobre.
- To jest dobre. OK.
- Udało się?
- Tak. Teraz powinienem oddzielić wodę?
- To się stanie automatycznie. Proszę się rozluźnić, opaść na oparcie fotela…
- Znowu pytają o potwierdzenie. To jest dobre?
- To jest dobre.
- To jest dobre. Ok. Dobra, trzeci etap. Z trawą i drzewami.
- Jakieś pytania?
- Tak. Proszę mnie odznaczyć wszystkie gatunki roślin, które chciałbym zobaczyć w moim świecie.
- No to w czym problem?
- Nie wiem, czy nie naruszę balansu naturalnego jeżeli wykreślę pokrzywę i pełzający oset.
- Naturalny balans nie zostanie naruszony. Domyślnie ich funkcje zostaną przejęte przez palmę daktylową.
- Czyli ona zacznie parzyć?
- Tak.
- To w takim razie lepiej nic nie będę zmieniał… To jest dobre. OK.
- Jeszcze ma pan pytania?
- Tak. Następny etap. Ja tu powiedziałem „Niechaj ziemia wyda istoty żywe różnego rodzaju: gady pełzające według ich rodzajów!!”, a Głos do mnie: „Jest pan pewien?”
- A jest pan pewien?
- Hmm… nie.
- To proszę opuścić ten etap.
- To jest dobre. OK.
- Coś jeszcze?
- Nie, póki co dziękuję.
- Proszę nie zapomnieć, że po przejściu etapu końcowego trzeba powiedzieć „bardzo dobre”.
- Nie tylko dobre, ale bardzo?
- Tak. Zostało to zrobione by uniknąć przypadkowego uruchomienia.
- Dziękuję.
(słychać muzykę sfer, przyjemny kobiecy głos prosi czekać na połączenie)
- Halo! Służba pomocy technicznej? To znowu ja. Demiurg SZambambukli.
- Coś się stało?
- Tak, mam coś dziwnego z ludźmi. Są zupełnymi kretynami i kompletnie mnie nie słuchają!
- Stworzył ich pan?
- Tak.
- Na swój obraz i podobieństwo?
- No… tak.
- No to nic dziwnego…
(krótka pauza, wypełniona wytężonym sapaniem. Szczęknięcie. Krótkie sygnały.) |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 20-09-2007, 21:10
|
|
|
- Te, prorok! Prorok, słuchaj! Weź ty się obudź gdy do ciebie demiurg przemawia!
- Hę? Co?
- Wstawiaj mówię. Idź na ziemie… czekaj no, daj mapę, zaznaczę ci. O, tu masz iść. Znajdziesz tam miasto, które pogrzęzło w grzechu i masz poinformować mieszkańców, że demiurg MAzukta ma zamiar za trzy tygodnie zetrzeć go z powierzchni ziemi. Kto chce – niech się ratuje. Wszystko rozumiesz?
- Tak, ale… Ja przecież znam to miast! Nie raz tam bywałem! Ono wcale nie jest takie beznadziejne, bywają znacznie gorsze. Miasto jak miasto i ludzie jak ludzie… no dobra, trochę swobodne obyczaje, ale przecież nie na tyle żeby ich zabijać! Czym oni zawinili, że zasłużyli aż na taką karę?
- A czy ja mówię że oni w czymś zawinili? Po prostu chciałbym w tym miejscu urządzić morze, i tyle. |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 20-09-2007, 21:33
|
|
|
Hałas przy wejściu do jaskini w końcu uciekł i Księżniczka zaryzykowała wyjrzenie na zewnątrz.
Smok poniewierał się w progu paskudnie wyglądającą zakrwawioną tuszą, a nad nim stała grupa chłopów z widłami.
- Ojej… - powiedziała Księżniczka – A gdzie jest książę?
- Daleko – odezwał się jeden z nich, brodaty bysio w samodziałowej koszuli.
- No ale jak to… Przecież on miał mnie uratować, zabrać do swojego zamku i się ożenić!
- Jużaj! – prychnął brodaty – Nie bój się. Wszyscy się z tobą ożenimy, tylko chwilę poczekaj.
Dał znak reszcie i chłopi z wesołymi przekleństwami zaczęli wynosić z jaskini smocze skarby.
- Ładuj na wóz. Tylko ostrożnie! – zarządził brodaty i, drapiąc się po brzuchu, podszedł do Księżniczki.
- Ładne… No dobra, zdejmuj.
Księżniczka desperacko ścisnęła kołnierz sukni.
Chłopina splunął z przejęciem.
- Nie no, co za baby! O czym najpierw myślą! Tera nie czas na miłość. Mowię, cacka zdejmuj. A miłować to się potem będziemy.
Księżniczka szybko położyła na wyciągniętej dłoni pierścionki i kolczyki, a chłopina z zadowolonym prychnięciem schował je do kieszeni.
Zza zakrętu drogi zabrzmiały dźwięki trąbek i do parowu wjechał oddział kawalerii.
- Że też ich licho przywiało! – brodacz splunął z frustracją i brzydko zaklął.
Najstrojniej odziany jeździec wyforsował się do przodu i ironicznie zmrużył oczy, patrząc na chłopów.
- No-no… Znaczy się grabimy?
- Wcale nie grabimy. To nasza zdobycz.
- A ja tak nie myślę – odpowiedział jeździec i na jego znak niewielki oddział oddzielił się od reszty i podjechał do wozu.
- Gdy poinformowano mnie, że tuzin chłopa z widłami i rogaczami udało się w góry, od razu wiedziałem czym to się skończy. Sekretarzu, proszę mi przypomnieć, co mówi prawo w temacie skarbów?
- To nasza zdobycz – uparcie powtórzył brodacz.
- Prawo, wasza wysokość, mówi – zaczął leciwy solidnie wyglądający jeździec, nie zwracając na chłopa uwagi – że wszystko, co znajduje się na Waszej ziemi, należy do Korony. Czy to skarby czy surowce naturalne. Poza tym, majątek świętej pamięci smoka, z racji na brak bliższych krewnych, również zgodnie z prawem staje się własnością państwa…
- Rozumiesz? A państwo to ja.
Na szyi brodatego pojawiły się żyły.
- To…
- Zamknij się – gwałtownie przerwał mu książę i chłop się zamknął.
- Widzę, że rozumiesz sytuację – skinął książę – Mam tu ze sobą dwudziestu konnych i tyleż kuszników. Więc będziemy bardzo wdzięczni jeżeli pomożecie nam zawieść naszą zdobycz do zamku.
- Waszą zdobycz?! – zawył chłop.
- Sekretarzu, proszę wyjaśnić temu półgłówkowi co tu się stało.
- Najjaśniejszy książę w trosce o dobro ludu przyjechał do tego parowu z oddziałem oddanych żołnierzy, wyzwał potwora na bitwę o śmierć i życie, po czym pokonał w uczciwym pojedynku – urzędowym tonem wyjaśnił sekretarz – A jeśli ktokolwiek zwątpi w ów bohaterski czyn, buntownikiem jest i podżegaczem.
- Rozumiesz?
- Ro… zumiem – mruknął chłop, zezując na kuszników.
- To doskonale. Ładujcie wóz. Może potem wam nawet zapłacimy za pracę.
Książę roześmiał się nieprzyjemnie i przeniósł spojrzenie na księżniczkę.
- A co tu masz za dziewkę? Ni wygląda jak chłopka!
- To moja dziewka! – nadął się brodacz.
- Jestem księżniczką!
Książę wyprostował się w siodle.
- Jaka księżniczka?!
- Oliwia, córka króla Leonarda!
Książę odwrócił się za sekretarza, złapał go za kołnierz i przystawił nóż do gardła.
- Ach ty żmijo! – wycedził przez zęby – Przecież mi mówiłeś, że przy życiu nie został nikt z prawowitych następców!
- Wa…sza wyso…
- Milcz gnido!
- Książę odepchnął od siebie sekretarza tak, że ten prawie zleciał z konia.
- No dobra. Tak jest nawet lepiej. Ty! – skierował ku księżniczce ozdobiony pierścieniami palec – pojedziesz ze mną do pałacu. Tam cię ubiorą i wyjaśnią co do czego. Jutro za nie wychodzisz. Wtedy nikt nie będzie się ważył powiedzieć, że jestem uzurpatorem.
Złoto załadowano na wóz i chłopi z pochmurnymi przekleństwami pociągnęli go parowem. Księżniczkę przeszukano, nie znaleziono żadnej broni i posadzona na konia księcia. Znowu zabrzmiały trąbki i kawalkada ruszyła w drogę powrotną.
Księżniczka siedziała za plecami swojego wybawiciela, obiema rękoma trzymając go za pas, i cicho płakała. |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 24-10-2007, 20:03
|
|
|
- Wiecie co, a może jednak nie warto gadać z tymi smokami? – ostrożnie zapytał Halling – One są takie nieuprzejme a z nami jest dama…
- Trzeba! – zdecydowanym tonem powiedział Półelf i zapukał do ciężkich drzwi jaskini.
- Nie otworzę! – zabrzmiał głos od wewnątrz – Możecie nawet nie marzyć! Przecz mi stąd razem z waszymi zależałymi towarami!
- Z naszymi… czym? – Półelfa zatkało.
- Sami wiecie, czym! – ryknął ten zza drzwi – Was to tylko puść na próg! „Duże zniżki dla hurtowników”, „Dwie w cenie jednej”, „Wyprzedaż końca sezonu” – Ja was znam!
- Ale my niczym nie handlujemy – wydukał Półelf.
- Z początku to wszyscy tak mówicie! A potem się nie zdąży smok obejrzeć, a już mu jakiś chłam wpakowali! Wynocha stąd! I ją też zabierajcie, takie wątlutkie to mi nawet za darmo nie potrzebny, już ze piętnaście własnych mam.
- Ją…? – Półelf z roztargnieniem obejrzał się na boki.
- Słuchaj – Halfling pchnął Księżniczkę łokciem pod kolano – On to przecież o tobie mówi!
Księżniczka zachłystnęła się z oburzenia.
- Zależały towar?! – krzyknęła – Zależały towar?!!
- Za kogo on nas uważa? – nabyczył się Krasnolud.
- Za akwizytorów – westchnął Halfling – Mówiłem przecież, nie warto ze smokami gadać! Albo przynajmniej trzeba było damę zostawić w obozie. |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 24-10-2007, 20:04
|
|
|
Barbarzyńca z westchnieniem odstawił pełną miskę zupy i zaczął szukać w torbie żelaznych racji.
- I dla mnie zostaw – poprosił Półelf.
Krasnolud przeniósł spojrzenie z jednego na drugiego, po czym podejrzliwie popatrzył na własną miskę. Zaczerpnął łyżką odrobinę, wsadził ją do ust, po czym w zamyśleniu skierował oczy ku niebiosom.
- Chcesz moja porcję? – Zaproponował Halfling, wyciągając w jego kierunku miskę z nieruszoną zupą.
- Nie, dziękuję – twardo odparł Krasnolud – Mam naturalną odporność na trucizny 50%, więc chyba nie będę ryzykował.
Halfling karcąco spojrzał na Księżniczkę i westchnął głęboko i z niewyobrażalnym smutkiem.
- No wiecie co! – Księżniczka odrzuciła chochlę – Jak nie chcecie, to nie jedźcie, ale te miny to mi darujcie! Co mi upolowaliście, to wam przygotowałam! Zupa z gadających grzybów, smażone wije i pieczeń ze szczura błotnego. A więcej nic nie ma i nie będzie!
- Hm, pamiętam, jakieś trzydzieści lat temu – marzycielsko zaczął Krasnolud – gdy ja i kumpel wygraliśmy u orków kuchnię polową…
- Już, starczy! – Księżniczka zerwała się z miejsca i tupnęła nogą – Ja wiem co wy wszyscy o mnie myślicie! Zgadza się, nie umiem gotować! I w walce nie ma ze mnie żadnego pożytku! I w ogóle nie rozumiem czemu wy mnie, taki ciężar, ze sobą wleczecie. Może tylko dlatego, że jestem kobietą. A żebyście wiedzieli, że ja też jestem żywym człowiekiem, a nie podstawką pod biustonosz! I oprócz formy mam również treść! A wy… wy… Dla was jedyne co się liczy to okrągła twarzyczka, kształtne nóżki i talia jak u osy, a ponad to to nic nawet nie chcecie wiedzie! A ja… a wy…
Księżniczka schowała twarz w dłoniach, rozryczała się i uciekła do namiotu.
- A ona to co? – Barbarzyńca podrapał się w potylicę.
- Kompleksy ma – wyjaśnił Półelf – Z powodu wyglądu.
- A, to! – Barbarzyńca z namysłem pokiwał głową – Ano fakt, rozumiem. Biedactwo. Oczywiście, wygląd nie jest najważniejszy, a tak w ogóle to ona chyba jednak nie wygląda aż tak tragicznie… chociaż nie sięga nawet do pięt dowolnej z naszych północnych kobiet.
Barbarzyńca pogrzebał kijem w ognisku i w zamyśleniu dodał:
- Nasza Księżniczka kompletnie nie ma bicepsów. I ma takie wąskie ramiona! I cała jest taka malutka i delikatna… Nawet się boję oddychać w jej kierunku, bo jeszcze się złamie! Chociaż twarzyczkę faktycznie ma nie najgorszą.
- Ha, ty to jak coś powiesz! – prychnął Krasnolud – Wy, ludzie, to macie jakiś zboczony gust! Jak komuś się może podobać twarz bez brody?
- A do tego goli nogi – dodał Halfling – Co za paskudztwo, nie sądzicie?
- Trudno mi mówić – westchnął Półelf – do 25 roku życia wychowywałem się wśród elfów i wszyscy ludzie są dla mnie tak samo brzydcy. Toporne niezgrabne istoty, trująca parodia Wyższej rasy. Wstyd mi, że we mnie samym płynie ludzka krew.
- Biedna Księżniczka – westchnął Barbarzyńca.
- Ale i tak ją kochamy! – srodze zauważył Półelf – Mimo wszystkich jej wad!
- Oczywiście – skinął Barbarzyńca – Przecież jesteśmy jedną drużyną. |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 24-10-2007, 20:07
|
|
|
- Hej ty tam, trzygłowy potworze, stawaj do uczciwej walki jak…
- Poddaję się – ziewnął Smok i leniwie podrapał się łapą w brzuch.
- Że co – nie zrozumiał Rycerz.
- Powiedziałem, że się poddaję. Już, możesz sobie stąd iść.
- A co z walką?
- A walka się skończyła. Wygrałeś.
Smok położył się na boku i przeciągnął.
- Już, ja tu śpię. Idź sobie i nie przeszkadzaj.
- Ale ja…
- Do widzenia!
- Ty co, zupełnie nie masz godności?
- Nie mam.
Rycerz niezdecydowanie podreptał chwilę w miejscu. Czuł silną pokusę by Smoka kopnąć, ale, jak wiadomo, leżących się nie bije.
- A może jednak…?
- Słuchaj, weź ty już sobie idź! – skrzywił się Smok – bo zaraz wezmę i się w ogóle poddam, a więźniów trzeba karmić, wiesz? Tak że weź się z łaski zabieraj po dobroci, póki nie zgłodniałem. |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 24-10-2007, 20:46
|
|
|
- Kontrola – nudnym głosem powiedział szef straży – Dokumenty, proszę.
Bohaterowie otworzyli swoje dzienniki na pierwszej stronie i strażnik dociekliwie porównał ich wygląd z obrazkiem.
- Co mamy przy sobie? Broń, narkotyki, zakazana literatura? Wszystko zostawiamy tutaj, do miasta z tym nie wolno!
Bohaterowie z westchnieniem zaczęli wykładać swój majątek.
Barbarzyńca położył na stole ciężki dwuręczny miecz, potem kolejny i jeszcze jeden. Po mieczach przyszła kolej na komplet toporów do rzucania, pęczka stu czterdziestu noży, kuszę i kołczan z dwoma setkami metalowych bełtów do niej.
Krasnolud nie został daleko w tyle. Co prawda wyciągnął tylko parę dwuręcznych toporów i jeden młot bitewny, przewyższający wzrost samego krasnoluda około dwukrotnie. Ale za to cały ten arsenał ważył ponad 400 funtów, w związku z czym strażnicy spojrzeli na krasnoluda z mimowolnym szacunkiem.
Halfling oddał procę i sztylet i odszedł na bok, podejrzanie podzwaniając. Przeszukano go, ale przeszukanie nic nie wykazało.
Półelf zostawił szpadę i epicki miecz, a poza tym jeszcze ze dwa tuziny najprzeróżniejszych mieczy, łuków i sztyletów, zdobytych u wroga i przeznaczonych na sprzedaż.
- A tutaj to co masz? Lutnię? Też zostaje.
- Ale to przecież nie jest broń!
- My tę waszą „nie broń” znamy! – mruknął naczelnik straży – Tu wiele takich mądrych łazi. Chwilę temu już jeden taki był, z fletem…
Naczelnik nie sprecyzował, ale Półelf oddał lutnię bez dalszych dyskusji.
- A tutaj to co mamy?
Księżniczka zademonstrowała kupę zwojów, ze dziesięć różnych pierścieni i amuletów, sześć bereł, dwie laski, dziwnie świecący się runiczny miecz i czterdzieści osiem przeróżnych buteleczek. Część z nich strażnik odebrał, a pozostałe zostawił, uznając, że nie nadają się dla atakowania.
- Tu macie numerki, nie zgubcie. Możecie ruszać. Witamy w naszym mieście!
Bohaterowie przekroczyli szeroką bramę i udali się w kierunku najbliższej gospody. Halfling kręcił się dookoła Księżniczki, o kolei wybiegając do przodu, a potem zostając w tyle, i cały czas chmurzył się niespokojnie.
- No o co ci chodzi? – w końcu Księżniczka nie wytrzymała.
- Nic, nic – Halfling niewyraźnie wzruszył ramionami – Po prostu jestem ciekaw. Z nami to wszystko rozumiem, ale gdzie ty trzymasz tę kupę śmiecia? Wszyscy spojrzeli na Księżniczkę, całe ubranie której składało się z króciutkiej, nie przykrywającej bioder spódniczki i wyraźnie symbolicznego mosiężnego biustonosza.
- Gdzie, gdzie… - wkurzyła się Księżniczka – w Inwentarzu!
- Aaaa- ze zrozumieniem mruknął Halfling – No to rozumiem. A gdzie trzymasz inwentarz? |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 03-11-2007, 14:32
|
|
|
- Gdy tworzysz nowy świat – wyrzekł demiurg Mazukta, ważnie rozwalony na fotelu – nie zostawiaj w nim żadnych niedoróbek. W szczególności, koniecznie usuń wszystkie niestabilne elementy, ponieważ w przeciwnym wypadku wcześniej czy później świat zostanie zniszczony na skutek reakcji łańcuchowej.
- A, wiem – skinął demiurg Szambambukli – Reakcja łańcuchowa to kiedy rozszczepia się jądro uranu.
- Niesłusznie – Mazukta srogo zmarszczył brwi – Reakcja łańcuchowa ma miejsce gdy jedna strona rozszczepia jądro uranu jako pierwsza, a cała reszta natychmiast chce pójść w jej ślady. |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 03-11-2007, 14:32
|
|
|
- Mazukto?
- Hę?
- Weź mi powiedz, ty codziennie wypełniasz milion życzeń…
- No wypełniam.
- A po co?
- Jak to po co? Przecież ci już tłumaczyłem!
- No tłumaczyłeś, pamiętam. Jeżeli nie będziesz o sobie przypominał, to nikt cię nie będzie pamiętał. Nie o to mi chodziło. Ja cię po prostu nie pierwszy wiek znam, no to się dziwię czemu sam osobiście wypełniasz czyjeś życzenia, a nie wymyślisz w tym celu jakiegoś chytrego urządzenia? Żeby ono pracowało podczas gdy ty byś odpoczywał.
- Już próbowałem – westchnął Mazukta – I nie bardzo mi wyszło.
- Mowisz? Weź opowiedz!
- Ale co tu opowiadać… Byłem wtedy jeszcze młody i naiwny…
- No ale teraz to też nie jesteś jakoś szczególnie stary!
- Fakt, ale już nie jestem naiwny. Tak więc, któregoś razu wpadło mi do głowy, że po co mam się niepotrzebnie męczyć, jeżeli mogę umieścić w świecie milion artefaktów, spełniających życzenia? Znalazł sobie człowiek taki artefakt – i może prosić czego tylko dusza pragnie. Głupie, nie?
- Ale dlaczego…
- Głupie, możesz nawet nie wątpić. Sprawdziłem doświadczalnie. Stworzyłem milion artefaktów – malutkich, wygodnych, błyszczących, żeby je było dobrze widać. Nie żałowałem złota! Każdy – na jedno życzenie, żeby nie było nadużyć. No i co myślisz? Czego ludzie zaczęli sobie życzyć?
- Czego?
- No i o to właśnie chodzi, że niczego! Zgarnęli te moje artefakty, schowali gdzie dalej i zaczęli się między sobą targować. Sam rozumiesz, jedno życzenie jest sporo warte to i wiele kosztuje. Można nawet na krowę wymienić.
- A czemu po prostu nie zażyczyć sobie krowy?
- Mnie się pytasz? Ty idź i ich zapytaj! No więc z tego pomysłu kompletnie nic nie wyszło. Każdy rozumiał, że w jego posiadaniu znajduje się najbardziej wartościowa rzecz, za którą kto inny życia nie pożałuje. No więc durniem będzie ten, kto ją na próżno zużyje, a już tym bardziej odda za jakiś drobiazg. No więc tak moje artefakty przez tydzień leżały nieruszone.
- Tydzień? A co się z nimi stało potem?
- A potem… potem ktoś wpadł na to, żeby zażyczyć sobie tysiąc artefaktów zamiast jednego. Jak sam dobrze rozumiesz, nie miały one żadnej mocy – naprawdę bym musiał być głupi żeby nie przewidzieć takiej możliwości! – ale póki ludzie się połapali co do czego i zrozumieli, że zamiast prawdziwego magicznego przedmiotu dostają zwykłe błyskotki…
- Rozumiem. I tak pojawiły się pieniądze?
- Aha. Malutkie złote krążki, które można wymienić na krowę. I które, a przynajmniej tak głosi starożytna legenda, mogą spełnić każde życzenie. |
|
|
|
|
|
Bianca -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 03-11-2007, 14:34
|
|
|
Rycerz przykucnął i struga płomienia zaszeleściła nad jego głową. Zaśpiewał miecz, smok zrobił unik. Znowu płomień, przetoczyć się, cios od biodra, smok zasłonił się opancerzonym ramieniem. Rycerz zanurkował pod smoczym skrzydłem, przeskoczył przez uderzający w pustkę ogon, ponownie przetoczył się, uciekł przed ciężką łapą z pazurami i wyprowadził cios.
Smoczy łeb odleciał na bok i z głuchym łoskotem uderzył o ziemię.
Rycerz wytarł miecz i odwrócił się do obserwującego walkę pomarszczonego karzełka:
- I jak?
- Nieźle, wcale nieźle – w zamyśleniu mruknął karzełek i poruszył uszami – Oczywiście, kolana ma pan zbyt napięte i odskok za słaby… ale ogólnie rzecz biorąc – wcale do przyjęcia. Poproszę pana indeks, młody człowieku.
- Zaliczyłem? – z zachwytem szepnął rycerz.
- Zaliczył pan – skinął karzełek i postawił na pergaminie zamaszysty podpis.
- A ja? – smętnie zapytał smok, pakując głowę na należne jej miejsce.
- A pan – nachmurzył się karzełek – będzie się przygotowywał do poprawki. Leń jeden! |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|