FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Następny
  Zamieszczone na Czytelni
Wersja do druku
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 07-08-2007, 14:25   

- No to tak – powiedział król, patrząc z balkonu na tłum rycerzy – Ogłaszam moją królewską wolę. Temu z was, kto ożeni się z księżniczką, pozwolę podjąć walkę ze smokiem. Znaczy…
- Ojej, tatusiu! – księżniczka pisnęła z uciechy i zawisła na szyi ojca – Jak żeś to sobie dobrze wykombinował!
Po tygodniu księżniczka była już szesnastokrotną wdową, smok ku wielkiej uldze chłopów przestał kraść owce i krowy, a ilość pretendentów wcale nie zaczęła maleć.
Przejdź na dół
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 07-08-2007, 14:29   

On miał na imię Romeo, ona – Julia. Ich rodziny się przyjaźniły. A oni – nie.
Rodzice jeszcze w kołysce zaręczyli ich ze sobą w nadziei połączyć rody i rodzinne ziemie. Dzieci protestowały, ale nikt ich nie słuchał.
Dzień przed ślubem Julia otruła Romea a Romeo zaszlachtował Julię.

W następnym wcieleniu pojawili się na tym świecie jako para gołąbków. Która zadziobała jeden drugiego.

Potem byli kwitnąca różą i motylkiem.
Motylek wydeptał i złapał róży wszystkie pręciki, a róża, mimo że nie była drapieżna, zamknęła płatki i jednak zdołała zeżreć znienawidzonego owada.

Gdy odrodzili się jako filiżanka kawy i śmietanka, to śmietanka natychmiast skwaśniała dla zasady, a kawa wypadła w osadek.

Itedeitepe.

- Słuchajcie, wy! – powiedział do nich demiurg, gdy Romeo i Julia ponownie znaleźli się przed nim po zakończeniu kolejnego wcielenia – Kiedy wy w końcu nauczycie się rozumieć aluzje?!
- Nie – pokręcił głową Romeo – kiedy TY nauczyć się rozumieć aluzje?
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 07-08-2007, 14:35   

- Mazukto – powiedział demiurg Szambambukli – wiesz co, od dawna cię chciałem zapytać…
- To weź zapytaj – skinął Mazukta.
- Czy to prawda, że ludzie mają wolną wolę?
- Oczywiście że tak! Obecność wolnej woli to podstawowa różnica pomiędzy ludźmi i zwierzętami. Przecież to baza!
- No to co w takim razie z przeznaczeniem? Przecież i ty i ja wiemy, że ludzie mają swoje przeznaczenie. Jakoś mi się jedno z drugim nie wiąże, wiesz…
- Zgadza się – Mazukta w zamyśleniu podrapał się w nos – Wszystko jest od początku przemyślane, zapisane i zatwierdzone przeze mnie osobiście – machnął ręką w kierunku długich pólek, zastawionych księgami Losu –Świat jest teatrem, każdy ma w nim własną rolę i wszystkie kwestie są rozdzielone długo przed faktem. Ale te bydlaki cały czas improwizują!


Ostatnio zmieniony przez dnia 11-08-2007, 16:47, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 07-08-2007, 14:42   

- Znowu ktoś po moją duszę – burknął nasłuchujący smok – Czekaj chwilę, zaraz wracam.
Księżniczka skinęła pokornie i przysiadła na brzeżku skrzyni ze skarbami. Smok wypełzł z jaskini, przez chwilę było cicho, a potem doleciał do niej dziki wrzask, bicie skrzydeł, hałas, łoskot… i znowu cisza. Do jaskini z przyjaznym uśmiechem na ustach wkroczył przystojny młody człowiek i skłonił się przed księżniczką.
- Wasza wysokość…
- Zabił pan smoka, sir? – na wszelki wypadek sprecyzowała księżniczka.
- Nie, skądże znowu – zaśmiał się młodzieniec – Nikogo nie zabijałem. Smok po prostu się mnie przestraszył i uciekł jak tylko się przedstawiłem.
- O-o – z szacunkiem mruknęła księżniczka – Ma pan takie głośne imię, sir rycerzu?
- Oj tam, jaki ze mnie rycerz… - zaczerwienił się młodzieniec.
- Fakt, nie da się ukryć – zgodziła się księżniczka, obejrzawszy go sobie od stóp do głów – Nie ma pan ani pancerza, ani miecz… a, rozumiem, jest pan wielkim magiem?
- Niestety nie.
- No to w takim razie kto? – księżniczka w zamyśleniu ściągnęła brwi – A może bard? Słyszałam, że niektórzy bardzi mogą…
- Nie-nie, co pani znowu! Ja nawet nie mam słuchu!
- Czyli złodziej? – zdziwiła się księżniczka.
- Wasza wysokość! – z oburzeniem rzucił młodzieniec – Nie jestem żadnym złodziejem!
- Ojej, przepraszam… Ale w takim razie to nie wiem. Może kleryk?
- Ale jak kleryk może przestraszyć smoka? – prychnął młodzieniec – smoki się w ogóle prawie nikogo nie boją. Nie, wasza wysokość, ja jestem tylko zwykłym dentystą… hej, wasza wysokość! Wasza wysokość, gdzie pani biegnie?!
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 07-08-2007, 14:45   

- Ot, dawno odeszły czasy rycerzy…
- Dziadku, czemu? Oni co, wszyscy wymarli?
- Wymarli wnuczku. Wszyscy co do jednego. Z pojawieniem się broni palnej stalowe pancerze straciły efektywność. Gdzie ci się żelazo ma równać ze smoczym płomieniem!
I dziadek ze smutkiem wypuścił z uszu parę strużek dymu.
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 07-08-2007, 14:48   

- Spędziłem całe życie na pokutach i modlitwie – powiedział episkop – Byłem praworządny i szczerze wierzący, niosłem ludziom światło prawdziwej wiary, oświecałem ich i uczyłem, prowadziłem za sobą.
- Chwila moment – przerwał mu anioł – A ja tu mam napisane, że prześladowałeś, paliłeś, wysyłałeś do kopalni i na plantacje, odbierałeś majątki, ogłaszałeś anatemy, nakładałeś podatki, których nie dawało się zapłacić…
- Tak, zgadza się, dokładnie tak było! – chętnie potwierdził episkop
- I teraz twierdzisz, że działałeś na ludzką korzyść?!
- Hm, ale przecież cały wic polega na tym, kogo uważać za ludzi, a kogo nie!
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 07-08-2007, 14:55   

Żył sobie kiedyś pewien młynarz. Miał on trzech synów, osła i kota. Żył sobie młynarz, i nijak mu się nie umierało.
Koniec końców przyszedł do niego starszy syn, ukłonił się i rzecz
- Wiesz co, tata, mam dość życia na twój rachunek. Nie wypada. Chcę się odciąć, otworzyć własny interes. Tak że już, zostawiasz mi młyn, teraz należy do mnie.
Ojciec nie wykłócał się, zostawił młyna starszemu synowi, wsiadł na osła, obok siebie posadził kota, i ruszył z dwoma pozostałymi synami gdzie nogi poniosą. No to szli sobie, szli, zatrzymali się na postój i wtedy podszedł do młynarza średni syn
- Ojcze, przyznam się że niezbyt dobrze się czuję będąc wam ciężarem w podróży. Czytajcie, zabieram osła.
Wsiadł na osła i odjechał.
Młynarz ruszył dalej. Kot mu siedzi na ramieniu, syn kroczy obok.
- Wiesz co, tato… - mówi syn.
Młynarz w milczeniu wyciągnął w jego kierunku kota.
- A weź ty sobie tego kota wsadź! – rzucił syn, odwrócił się i poszedł w druga stronę. A ojciec ruszył dalej wraz z kotem.
Zatrzymali się na brzegu rzeki. Kot popatrzył sobie na młynarza, i rzecze:
- Nie smuć się, panie. Weź mi tylko znajdź parę butów, a tam…
Młynarz nie dosłuchał do końca, zrzucił buty, wsadził je kotu w łapy i dalej poszedł sam. Wybrał sobie głębsze jezioro, bull – i utoną. I nic nikomu po sobie nie zapisał, nawet grosza złamanego nie zostawił. Taki to był paskudny i skąpy człowiek!
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 07-08-2007, 14:58   

- Kocham cię.
Dusza zadrżała i obudziła się.
- Pragnę cię.
„Mnie…?”
Dusza możliwie szerzej otworzyła okienka oczu i wyjrzała na zewnątrz. Stała przed nią inna dusza, ubrana w przystojne i zadbane ciało. W odpowiedzi na nieme pytanie cudza dusza uspokajająco pomachała ręką: niby wszystko w porządku i nie wato zwracać uwagi. Dusza skinęła, ustawiła ciało na autopilota, zwinęła się w kłębek i zasnęła.
To co się działo nijak jej nie dotyczyło.
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 07-08-2007, 15:01   

Fighter podnosi się z ziemi, z trudem otwiera oczy, potrząsa głową, ocenia swój stan i stwierdza że jest krytyczny, sięga do plecaka po czerwoną buteleczkę i wychyla ją jednym haustem. Kątem oka widzi wyciągnięte twarze kolegów z drużyny.
- No co jest? Czego się gapicie?
- Nic-nic. Po prostu właśnie wypiłeś cały nasz zapas ketchupu.
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 07-08-2007, 15:04   

- Mazukto – powiedział demiurg Szabambukli – mamy dziś taki piękny i słoneczny dzień! To może zrobimy ludziom coś dobrego?
- Na przykład? – zapytał demiurg Mazukta
- Na przykład… - Szambambukli się zastanowił – Chodź damy im możliwość latania!
- Po co? – zdziwił się Mazukta – Ktoś im taką możliwość zabierał?
- Nie, ale…
- A może im zabroniłeś? Bo osobiście ja nie mam nic przeciwko. Chcą latać to proszę bardzo, na zdrowie, co mnie do tego!
Szambambukli z roztargnieniem podrapał się w potylicę.
- No to czemu w takim razie nie latają?
- A cholera ich tam wie – wzruszył ramionami Mazukta – Pewnie im się nie chce.
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 07-08-2007, 15:09   

- Słuchaj, Mazukto – powiedział demiurg Szambambukli i nerwowo odkaszlnął – Ja tu przeprowadziłem badania i wiesz – wydaje mi się, że nie masz racji!
- Ja?! – zdziwił się demiurg Mazukta.
- Ano – skinął Szambambukli – Od samego początku niektóre twoje wypowiedzi wywoływały we mnie wątpliwości – na przykład ta o zasadzie mniejszego zła albo większego dobra – i wiesz, coś mi nie pasuje.
Demiurg Mazukta zamyślił się na chwilę.
- Ja tak rozumiem, że przeprowadzałeś badania w jednym ze swoich światów? Nie moich?
- Oczywiście – potwierdził Szambambukli.
- A weź mi jeszcze powiedz, czy jak ten świat tworzyłeś, to wbudowałeś może w jego podstawę takie prawo jak „Mazukta zawsze i we wszystkim ma rację”?
- Nie – Szambambukli zamrugał z roztargnieniem.
- No to się nie dziw – wzruszył ramionami Mazukta.
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 21-08-2007, 12:33   

- Witaj, królu-ojcze – powiedział Iwan Dureń – Spełniłem twe trzecie życzenie. Prosiłeś o czarne psy Kościeja – i przyprowadziłem ci psy. Prosiłeś o karego konia Kościeja – i konia żem przyprowadził. Prosiłeś o samego Kościeja – i oto jest.
- Fakt – potwierdził Kościej – Sam bym tu w życiu nie dotarł. No dobra, to który tu jest królem?
- O tamten, łysy – Iwaś pokazał palcem.
- Aha, widzę – skinął Kościej, zdejmując z pasa ciężką maczugę – Iwasiu, weź się odwróć. A my sobie z jego wysokością pogadamy za życie. I o koniach, i o polowaniu ze sforą!
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 17-09-2007, 00:18   

Życiowe
http://karma-amrak.livejournal.com/39181.html#cutid1
pozwolenie jest - ma isc we wtorek
Karma Amrak

Jak to – nie było? – zapytałam głosem, który nagle zrobił się głuchy – Znaczy, wcale? Nie no, wy macie coś skopane w tej waszej kartotece, proszę jeszcze raz sprawdzić!
- W żadnym razie – podstarzały anioł uśmiechnął się do mnie z góry i poprawił okulary w okrągłych oprawkach – My tu mamy wszystko zapisane i wszystko podliczone. Proszę mieć na uwadze, my tu pracujemy pod srogim spojrzeniem Sama Pani Wie Kogo. Wie pani, co u nas grozi za nadużycia służbowe? – fizjonomia anioła nabrała surowości – Słyszała pani o Lucyferze? No właśnie. Nawet nie zdążył mrugnąć a go zrzucili. „Pomyyyłka”. Że też pani ma pomysły…
- Chwila – spróbowałam wziąć się w ręce – Proszę tu spojrzeć.
Anioł życzliwie zapatrzył się na mnie znad okularów.
- I? – zapytał po chwili milczenia.
- Może mnie w takim razie nie ma. Ale przecież ktoś jest? – ostrożnie poruszyłam galaretowatą substancją, która teraz zastępowała ziemski organizm, do którego byłam przyzwyczajona. Substancja zafalowała i zaszła tęczowymi plamami.
- No ktoś jest na pewno. Ale w żadnym razie nie NN, jak się pani raczyła przedstawić – Anioł westchnął ciężko i potarł czoło – Takich jak pani to ja tyle widziałem, że policzyć nie sposób. I z jakiegoś dziwnego powodu są to przeważnie damy. No dobrze. W takim razie, psze panny, sprawdzamy. Punkt po punkcie. Od samego początku. Dobrze?
- To sprawdzamy – powiedziałam ze zdecydowaniem, zdecydowanie zawisają nad jego ramieniem i przygotowując się na bitwę do ostatniej kropli krwi.
- No to w takim razie tutaj mamy biografię pani N – anioł wyciągnął spod biurka gigantyczne tomiszcze i zdmuchnął z niego kurz – Av ovo, moja droga, jak to się mówi, od jaja – poślinił palec i zaczął szeleścić cienkimi stronami z papieru papierosowego – No dobra, tu mamy drobiazgi… pieluszki… dziecięce kaprysy… różne duperele… osobowość jeszcze nie wykształcona… charakter się nie ujawnił, nadal brudnopisy… no dobra, to dzieciństwo jako takie zostawiamy, bierzemy świadome życie… o, tu jest! – triumfująco podniósł palec – miała pani romans w okolicach końca dziesiątej klasy!
- Nie no, to dopiero dziwne – nie mogłam się powstrzymać – Żeby w wieku szesnastu lat i agle romans!
- Proszę mi tu, freulein, nie ironizować – anioł przybrał surowy wyraz twarzy – Romans rozwijał się bardzo gwałtownie i dosyć szczęśliwie, póki nie wtrąciła się pani przyjaciółka. I, bądźmy uczciwie, zwinęła pani chłopaka tuż spod nosa. Znaczy się nie u pani – nagle zmitygował się i zaczerwienił – A u panny NN…
- No to co z tego – spytałam podejrzliwie – To się każdemu zdarza. Proszę mi nie mówić, że to jakiś grzech śmiertelny, którego zapomniano wpisać do biblii? Znaczy nie oddawaj chłopaka swego, ani osła, ani wołu…
Na słowie „Biblia” anioł się skrzywił.
- Na Boga, co ma do tego grzech! Już mam was powyżej uszu z tymi grzechami… Proszę podążać za myślą. Jak w tej sytuacji zachowuje się nasza N?
- Zachowuje się jak ostatnia kretynka – powiedziałam chmurnie, przypominając sobie cały ten pechowy romans z „pas-de-trois” – Udaje że nic się nie stało, wszędzie z nimi łazi a jak się pokłócą to ich godzi…
- No właaaśnie – mentorskim tonem mruknął anioł – A teraz uwaga – na mnie proszę patrzeć! – co by pani zrobiła, gdyby to pani żyła?
- Zabiłabym – słowo wyleciało ze mnie zanim zdołałam nawet zrozumieć, co mówię.
- Dokładnie! – anioł nawet podskoczył na krześle – dokładnie! No może zabić by pani nie zabiła, ale wysłałaby wszystkich na cztery wesołe litery, to na pewno. A teraz proszę sobie przypomnieć – ile takich „romansów” miała w swoim życiu nasza panna?
- Ze pięć – przypomniałam sobie, a mój humor nagle się popsuł.
- I, proszę mieć na uwadze – nadal z tym samym skutkiem. No to idziemy dalej. Panna spróbowała się dostać na uniwerek i oblała. Ile jej zabrakło?
- Półtora punktu – chciało mi się płakać.
- I nie wiadomo po co niesie papiery do kolegium nauczycielskiego. Bo na to jej punktów wystarcza. I zaczyna studia w tymże kolegium. A pani? Czego pani w tamtej chwili chciała?
- Zdawać na uniwerek do skutku, aż w końcu mnie wezmą – szepnęłam już ledwo słyszalnie – Ale proszę mnie też zrozumieć, mama tak bardzo płakała, prosiła, bała się że w ciągu tego roku wpadnę w złe towarzystwo albo jeszcze coś, i nagle mi się zrobiło wszystko jedno…
- Moja kochana – anioł popatrzył na mnie ze współczuciem – jest nam tutaj głęboko obojętne kto tam pani płakał i z jakiego powodu. Nas interesują fakty, najbardziej uparta rzecz na świecie. A fakty tu pani ma zupełnie niereprezentatywne. Po co pani – nie, ja poważnie mówię! – po co pani wtedy wyszła za mąż? W sensie, nasza NN? I do tego jeszcze wzięła ślub kościelny! Znaczy ona niby brała ślub kościelny, a pani to o czym w tamtej chwili myślała?
Milczałam. Doskonale pamiętałam o czym myślałam wtedy w dusznym przepychu cerkwi, trzymając w spoconej pięści świeczkę. O tym, że miłość miłością ale cała ta szopka to nie na długo, i że może wytrzymam jakoś ze parę lat, ale nie dłużej, a tam moja kurewska natura i tak zwycięży, i wtedy to wybacz mi Panie, jeżeli istniejesz…
- No właśnie – anioł pokiwał głową i przewinął kartkę – przecież pani tu ma na samym kroku jedną porażkę za drugą! Moje dziecko, tak przecież nie można! W wieku lat trzydziestu chciała pani zrobić tatuaż – czemu nie zrobiła?
- Yyy – zastanowiłam się – Już nie pamiętam.
- To ja pani podpowiem – anioł uśmiechnął się paskudnie – Pani ukochany z tamtego okresu się nie zgodził. Mówił coś o plemionach pierwotnych i o tym że tyłek pani z wiekiem oklapnie. Zgadza się?
- Pan wie lepiej – naburmuszyłam się, chociaż kiedyś takie coś było, na pewno było…
- Oczywiście, że wiem lepiej… Tylko przecież tyłek był pani, nie kochanka?!No dobrze, jedziemy dalej. Tu mam napisane – trzydzieści pięć lat, gospodyni domowa, w skrócie – bezrobotna. Z hobby chyba żeby tylko gotowanie. Taki ładniutki obrazek wychodzi. Tylko brakuje haftu płaskiego. No to zapraszam, proszę sobie przypomnieć, czego pani naprawdę chciała?!
- Pamiętam. Chciałam strzelać.
- Do kogo strzelać?! – zdumiał się anioł i zrobił zeza do księgi.
- Do poruszającej się tarczy. Albo i do nieruchomej, bez różnicy – jak się okazało, w tym stanie nie mogłam płakać ale za to moje mgliste ciało zatraciło swoją tęczowość i wykrzywiło się gęstymi szarymi falami – Chciałam się zając strzelectwem. A jeszcze chciałam śpiewać. Ale to dawno było…
- Potwierdzam – anioł wskazał palcem miejsce w księdze – I, kochana moja, ku temu wszystkiemu miała pani wcale przyzwoite zdolności. Tak w ogóle, to dane przez Boga. Od urodzenia! I co pani z tym wszystkim zrobiła? Ja się pani pytam, gdzie dywidendy?!
- Nie wiedziałam, że muszę… - wyszeleściłam w odpowiedzi.
- Kłamie pani, doskonale pani wiedziała – anioł zdjął okulary, ze zmęczeniem zmrużył oczy i potarł grzbiet nosa – Czemu wy wszystkie kłamiecie, ot zagwozdka… No dobra, proszę pani, będziemy kończyć. Zabieramy się do pani skierowania.
Wyciągnął wielki formularz, rozprostował go na mojej biografii i zaczął coś kreślić.
- Jak wy wszystkie nie rozumiecie – w głosie anioła słychać było desperację – że nie wolno, po prostu nie wolno na każdym kroku zdradzać samej siebie, przecież tak można przed śmiercią umrzeć! A to, tak w ogóle, to jest ten właśnie „grzech” którego się tak bardzo boicie!... I ciągle wam się wydaje że i tak ujdzie… Proszę tylko pomyśleć – co trzecia dusza żyje nie własnym życiem! Przecież to koszmarna statystyka! I wszystkie mają jakieś idiotyczne wymówki – albo mamusia płakała, albo tatuś się gniewał, albo mąż miał coś przeciwko, albo deszcz tego dnia akurat się pechowo zaczął, albo – w ogóle śmiechu warte! – nie miały pieniędzy. I to się nazywa homo sapiens, erektusy… I już, gotowe – anioł ze zdenerwowaniem odrzucił pióro – proszę wstać i wysłuchać wyroku. W sensie, przede mną stanąć.
Przeleciałam przez biurko i zamarłam na wprost anioła, całą sobą wyrażając winę i skruchę. A czort go wie, może podziała.
- Niezidentyfikowana Dusza uznana zostaje za winną popełnionego czynu nieprzeżytego życia – anioł popatrzył na mnie z surową litością – Okoliczności łagodzących jak to a) nie wiedziała, co robiła b) była fizycznie niezdolna do zrealizowania lub c) nie wierzyła w istnienie wyższego rozumu – nie znaleziono. Wyznacza się karę przeżywania tego samego życia aż do znalezienia siebie prawdziwej. Wyrok jest ostateczny i nie podlega apelacji. Podsądna! Rozumiecie wyrok?
- Nie – zamrugałam żałośnie – Czy to znaczy że do piekła?
- Nie no, na piekło to pani, dziecinko, nie zapracowała – uśmiechnął się anioł – a i wolnych miejsc tam mają… - niewyraźnie machnął ręką – Uda się pani do czyśćca i będzie przeżywać zmodelowane sytuacja póki sąd nie uzna, że przeżyła pani swoje życie. A czy będzie tam pani cierpiała czy nie – tego to, przepraszam bardzo, nie wiemy – i anioł podał mi zapisany żółty formularz – Teraz wszystko jasne?
- Mniej-więcej – skinęłam z roztargnieniem – I gdzie mam teraz iść?
- Moment – powiedział anioł i pstryknął palcami. Coś zadzwoniło, załomotało, pociemniało mi w oczach…

***

-…Samej mnie nie puszczą, a z tobą to bez problemu – usłyszałam znajomy głos – I Siergiej mówi – niech ona cię przez dwa dni kryje. Oleńko kochana, przecież pomożesz, prawda? Weźmiemy ci nawet osobny namiot, i w ogóle będzie fajnie, wyobraź sobie, całe dwie noce, ognisko, rzeczka i nas troje?
…Było to moje szkolne podwórko, maj nie pamiętam już nawet którego roku, zakurzony i duszny wieczór. I Lenka, ślicznotka z twarzą lalki i figurą od Sandro Boticzelli – moja przyjaciółka – jak zwykle bez namysłu szczebiotała coś do mojego ucha nie zauważając jak nienawiść i ból powoli skręcają mnie w spiralę, nie pozwalając oddychać. Tak dobrze znane, takie rodzime i zwykłe uczucie… Przecież jestem dobrą dziewczynką, przetrwam to wszystko, będę się przyzwoicie zachowywać, jestem dobra, dobra, dob…
- A idź ty na ch*j – powiedziałam czułym tonem, z sadystyczną przyjemnością obserwując, jak jej porcelanowe oczka robią się okrągłe, i, czując że scena jest w jakiś sposób niekompletna, dodałam – Obaj sobie idźcie na e**ną cholerę.
…Gdy wściekły stukot Lenkinych obcasów ucichł gdzieś za zakrętem zaczęłam słuchać dzwoniącej pustki dookoła i zrozumiałam że właśnie w tej chwili jestem koniec końców głęboko, nieprzyzwoicie i niekaralnie szczęśliwa
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 18-09-2007, 13:50   

(uwaga, ja wiem ze kot w butach jeden juz byl. I bedzie jeszcze pare)

- A teraz, bardzo proszę, w mysz.
- Nie da się, w mysz nie potrafię.
- Jak to?!
- No tak to, nie umiem. W tygrysa – proszę bardzo. W wilka i niedźwiedzia również. A w mysz… a pal ją sześć! Nawet nie będę próbował.
Kot w butach zmarszczył czoło. Plan A właśnie rozsypał się w gruzy, ale w zapasie miał też plan B. Wyciągnął zza cholewki buta portret młodego człowieka.
- A w takie coś to pan się umie zmienić?
- Mogę. Ale po co?
- No chociażby po to, żeby oficjalnie nazywać się nie Ludojadem a markizem de Karabas.
- A prawdziwy markiz…?
Kot z poczuciem winy wzruszył łapkami.
„Biedny, biedny pan – pomyślał – No ale co tam. Zawsze był nieudacznikiem.”
Powrót do góry
Bianca
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 18-09-2007, 13:53   

- No co, co ja mam w końcu zrobić, żebyś w końcu zgodziła się należeć do mnie?!
- Jak ściągniesz mi księżyc z nieba to się zgodzę.
- Księżyc…?
- Aha.
- Prawdziwy księżyc?
- Dokładnie.
- Ściągnę! Obiecuję!
I ściągnął z nieba księży, chociaż było to trudne. Upadek księżyca wywołał szereg katastrof naturalnych o niesamowitej sile, a wyniku których zniknęli zarówno On, Ona, jak i cała reszta dinozaurów.

Uważaj, o co prosisz!
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 9 z 12 Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Następny
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group