Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Lunar & Lila quest |
Wersja do druku |
Lila
BAKA Ranger
Dołączyła: 19 Wrz 2006 Skąd: [CENSORED] Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Lisia Federacja Omertà
|
Wysłany: 25-11-2006, 13:08
|
|
|
Powoli i delikatnie wbiła kły… Jego krew smakowała jak nektar nieskończoności. Jej rany zaczęły się goić … lecz nadal była słaba. Oderwała się od picia…
- Nie chce więcej… proszę…
Luna wziął ją na ramiona i przeniósł bliżej lasku, ułożył wygodnie o drzewo, okrył ją kocem – który znalazł w krzakach ( ciekawe skąd tam był ) i rozpalił ognisko… Zimny wiatr zaczął wiać od strony wzgórza… Trzeba było znaleźć coś do jedzenia… Chłopak poprawił Lilę, opatulił kocem i ruszył w poszukiwaniu prowiantu… Po chwili wrócił z 4 ślicznymi rybami w rękach, nadział je na proste patyki i zaczął smażyć nad ogniem… Nakarmił ledwo przytomną dziewczynę po czym zabrał się za zbieranie drewien na ogień… Nie ruszą się nigdzie przez jakiś czas, póki Lila nie dojdzie do siebie. A wiatr wskazuje na to, że noc nie będzie zbyt ciepła.
Resztę dnia spędził na dopatrywaniu czy Lila jeszcze żyje, wieczorem dostała gorączki. Lunar udał się do pobliskiej rzeczki po wodę… Gdy wrócił, dziewczyna coś majaczyła…
- Nie, Nie błagam… Noe rób tego… czemu mi to robisz… ja nie chce… boje się ciebie… czemu chcesz mnie zmienić… wcale cie o to nie proszę… błagam… odejdź…
Jej rozerwaną koszulę zamoczył w zimnej wodzie i położył jej na czole.
- Już dobrze Lila, jestem przy tobie. Nic ci się nie stanie, obiecuje. – lecz w jego głosie było coś niepewnego… jakby sam nie był pewien tego co mówi.
- Dziękuje – cicho wyszeptała
Chłopak wtulił się w jej ramię, lekko też okrywając się kocem i po chwili zasnął… |
_________________ " Twas brillig, and the slithy toves, did gyre and gimble in the wabe;
All mimsy were the borogoves, and the mome raths outgrabe.~ "
|
|
|
|
|
LunarBird
Chaos Master & WSZ
Dołączył: 30 Maj 2005 Skąd: Hellzone Status: offline
Grupy: Lisia Federacja
|
Wysłany: 25-11-2006, 15:09
|
|
|
Kiedy się obudził, było już jasno. Lila wciąż spała, od czasu do czasu rzucając wyrwane z kontekstu słowa. Ognisko już wygasło, rozpalił je więc na nowo. Potem usiadł przy dziewczynie, obserwując jej twarz.
- Dlaczego u licha nie wypiłaś wszystkiego?... - szepnął cicho z lekkim wyrzutem w głosie, wiedząc, że ona i tak go nie usłyszy. - Mówiłem ci dwukrotnie, że to mnie nie zabija... Nie jestem w stanie oddać za ciebie życia, bo cokolwiek bym nie zrobił to i tak mnie to nie zabije. Nie mogę się równać z tobą... Obiecałem cię chronić, ale... chyba nie jestem w stanie... Mogę tylko stać z boku i obserwować, jak umierasz... Moja moc jest limitowana, nie mogę użyć jej całej. A nawet, gdybym mógł, to i tak nie potrafię leczyć. Jestem bezużyteczny... Zbędny...
Chwilę obserwował ją w milczeniu.
- We wszystkim, co robisz, narażasz się na śmierć... - Luna zamknął oczy, jakby coś go nagle zabolało. Ale to nie byl fizyczny ból. - A ja? Co takiego zrobiłem? Nic. Ani razu nie naraziłem swojego życia, ani przez moment nie groziła mi śmierć. Łatwo walczyć, kiedy przeciwnik nie może cię zabić... Jestem beznadziejny...
Zamilkł. Znów poczuł się inny, gorszy. Beznadziejny nieśmiertelny stwór, z którego mocy i niesmiertelności absolutnie nic nie wynika. Moc dana tylko by chronić jego samego. Nieśmiertelność tylko by uniemożliwić oddanie za kogoś życia. Ludzie mają tak wiele, mogą ryzykować życie i udowadniać tym swoje uczucia. A on? On jest tylko cynicznym sukinsynem, ktoremu łatwo pomagać, bo i tak niczym nie ryzykuje.
"Niech cię szlag, LoN! Kto cię prosił o ratowanie mi życia! Trzeba było pozwolić, by moc mojej matki mnie zabiła! Przecież i tak nikomu do niczego nie jestem potrzebny!" |
_________________
Cytat: | - Mulder... To jest... to chyba żółć...
- Powiesz mi jak to z siebie zdjąć zanim stracę kamienną twarz?
"The X-Files", #4 "Squeeze" |
Autor posta: rip LunarBird CLH
|
|
|
|
|
Luna
Gdzieś tam...
Dołączyła: 25 Lis 2006 Skąd: dom mój tam, gdzie serce me Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 27-11-2006, 10:25
|
|
|
Lunar przez caly dzien zajmowal sie Lila, wciaz wmawiajac sobie wine. Wieczorem padl wyczerpany.
Gdy się obudził było już rano. Nad śpiącą Lilą pochylała się młoda dziewczyna oglądająca jej uszka… jej spojrzenie zetknęło się ze spojrzeniem złocistych oczu wampira…
- Aaa… - upadła na tyłek i szybko poczęła cofać się na czworaka…
- Co tu robisz i kim jesteś? – wysyczał przez żeby wampir…
- Ja… Ja tylko przechodziłam… znaczy się… niedokładnie ale… no… ten… - słowa jej się plątały a Lunarowi zaczynało brakować cierpliwości…
- Więc kim do cholery jesteś!
- Ja… Jestem Luna… - lekko uniosła rękę poprawiając mały plecak który zsuwał jej się z ramienia… po czym szybko do niego sięgnęła i wyjęła książkę oprawioną w brązową skórę z dziwnym symbolem ognistej kuli. Lunara nagle ogarnęła błyskotliwa myśl… Luna była adeptką jakiejś szkoły magii i pewnie właśnie zabłądziła…
- Wampir, potwór pijący ludzką krew by przeżyć. Często odporne na ciosy fizyczne, starsze osobniki większej mocy potrafiące się regenerować, prawie niezniszczalne... – zaczęła czytać na głos… Lunara zalewała krew… co ona sobie myślała… Nie stanowiła dla niego żadnego zagrożenia, ale była irytująca…
Luna poprawiła brązowe włosy i okulary na nosie… dokładnie przyjrzała się chłopakowi, po czym przewróciła kilka stron w książce i zaczęła porównywać obrazek z realną wersją…
- Zawsze mi się wydawało, że te szkice to bzdura… - stękała coś pod nosem, wyjęła pióro i zanotowała coś w zeszycie z plecaka… w ogóle przestała interesować się wkurzonym, stojącym już nad nią osobnikiem… usiadła podkurczając nogi, z plecaka wyjęła kanapkę, rozpakowała ją i jedząc nadal coś pisała… Lunar zaczął ze wściekłości tupać nogą… |
_________________ Leżę i czekam aż zło przeminie, jak nie przeminie... Poleżę jeszcze...
|
|
|
|
|
LunarBird
Chaos Master & WSZ
Dołączył: 30 Maj 2005 Skąd: Hellzone Status: offline
Grupy: Lisia Federacja
|
Wysłany: 27-11-2006, 13:56
|
|
|
Spojrzał na Lilę i nagle cała wściekłość z niego wyparowała. Nie miał czasu na sprzeczki. I nie lubił w nich uczestniczyć. Dziwna nieznajoma była co prawda bezczelna, ale w porównaniu do tego dziwnego anioła i Shinmy była niczym. A mogła się przydać. Na przykład spróbować wyleczyć Lilę.
- Nazywam się Lunar - powiedział wytłumiając moc wampira, przy czym jego oczy przybrały dawny ciemnoniebieski kolor. - I nie, nie jestem takim wampirem jakim sobie mnie wyobrażasz. Jestem półkrwi Shinma z rodu Kanshisha a w połowie Mazoku. Niewiele jest osób, które mogą choćby próbować mnie zabić. Tych, którym może się to udać można policzyć na palcach jednej dłoni...
Usiadł obok Luny, odgarniając niespodziewanie czułym gestem włosy z czoła nieprzytomnej Lili.
- Jest w kiepskim stanie... - powiedział cicho. - Chyba jej moc pochodzi od kilku różnych ras i jej organizm nie może sobie z tym poradzić. To moja wina, ja ją przemieniłem i odblokowałem jej moc. A teraz nie potrafię jej pomóc...
Zamilkł, zatopiony we własnych myślach. Zupełnie zapomnial o obecności adeptki. |
_________________
Cytat: | - Mulder... To jest... to chyba żółć...
- Powiesz mi jak to z siebie zdjąć zanim stracę kamienną twarz?
"The X-Files", #4 "Squeeze" |
Autor posta: rip LunarBird CLH
|
|
|
|
|
Luna
Gdzieś tam...
Dołączyła: 25 Lis 2006 Skąd: dom mój tam, gdzie serce me Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 28-11-2006, 10:40
|
|
|
Dziewczyna oderwała wzrok od książki i spojrzała na otuloną kocem postać, leżącą pod drzewem. Podeszła bliżej, wzięła do ręki jej dłoń - była zimna, drugą rękę przyłożyła jej do czoła.
- Ona ma gorączkę… To nie twoja wina. Wierze w to, że ci wybaczy. – Luna delikatnie odsunęła się od Dziewczyny. Z torby, po chwili namiętnego przerzucania jej zawartości wyjęła buteleczkę z zieloną cieczą. Na chwilę ponownie zanurzyła się w książce po czym otworzyła buteleczkę…
- Co ty robisz! – zaprotestował Lunar
- Spokojnie, to jej najwyżej pomoże. Może nie zadziałać, ale na pewno nie pogorszy jej stanu. – Przyłożyła eliksir do ust Lily – Pij, to lekarstwo… - do jej ust wpadło kilka kropli. Przełknęła z trudem. Luna zdjęła swoją ciepłą pelerynę i położyła na kocu. Torba spoczęła obok. – Pójdę po wodę, w pobliżu widziałam rzekę. A ty, pilnuje jej. Jeśli działo by się coś dziwnego, krzycz.
Po chwili dziewczyna zniknęła za ścianą gęstych krzewów. Lunar z troską spojrzał na Lilę.
- Może ona ci pomoże, skoro ja nie potrafię – na jej twarzy pojawiły się rumieńce. To chyba dobry znak. Słyszałem, że symbolizują zdrowienie.
Luna doszła do małej rzeczki. Tyle się ostatnio stało… uklękła przy wodzie, obmyła twarz. Siedziała tak chwile na kolanach, zamyślona patrzała w niego. Rozejrzała się wkoło. Nikogo nie ma. Zdjęła kurtkę i bluzkę odsłaniając warstwę bandaży. Powoli i ostrożnie je odwijała… Gdy ostatni pasek upadł na ziemię na jej plecach rozprostowały się małe, szare skrzydełka… Obejrzała je dokładnie, po czym ręką i wodą zaczęła jej czyścić.
Z krzaków całą tą sytuacje oglądał Lunar. Zrobił krok do przodu, ukazując się Lunie.
- Kto tam! – przestraszyła się, zakrywając szybko skrzydła kurtką.
- Czym jesteś? To nie są skrzydła, takie jak u Hybrydy, są o wiele mniejsze i szare. – powoli podchodził do dziewczyny.
- Odejdź! To nie twoja sprawa…
- Jestem ciekaw z natury, powiedz proszę.
- Ja… Ja jestem… Jestem Haibane – stwierdziła - ale Nie daje mi to powodów do radości! To nie jest dobrze mieć te skrzydła! Haibane są złe! Ja jestem zła…
- Nie wyglądasz na złą…
- Nie trzeba wyglądać, ani robić złych czynów by być złym. Starczy to co nosisz w sercu, albo to co się stało kiedyś. – Luna zwiesiła głowę. Zdjęła kurtkę, założyła koszulkę. Lunar dopiero teraz zobaczył w koszulce i kurtce wycięte otwory na skrzydła. Jak skrzydła mogą nie być powodem radości? Luna ubrała się, bandaż wzięła w rękę, zamoczyła go w wodzie i ruszyli powrotem do Lily.
Dziewczyna robiła co było w jej mocy, by pomóc. Takie jest już życie haibane, myślała. Nie ma od tego ucieczki. Nawet tu muszę pomagać… |
_________________ Leżę i czekam aż zło przeminie, jak nie przeminie... Poleżę jeszcze...
|
|
|
|
|
LunarBird
Chaos Master & WSZ
Dołączył: 30 Maj 2005 Skąd: Hellzone Status: offline
Grupy: Lisia Federacja
|
Wysłany: 28-11-2006, 11:07
|
|
|
Przez całą drogę powrotną Lunar rozważał słowa Luny. Haibane... Nie słyszał nigdy o takiej rasie. Widać po prostu ominął ich macierzysty świat. Najbardziej jednak zastanowiło go to co powiedziała o Haibane Luna.
- Mówisz, że jesteś zła - odedzwał się wreszcie wpatrując się w nadal nieruchomą sylwetkę Lili, która ukazała się w polu widzenia. - Ale ja ci nie wierzę. Chyba nie wiesz z kim rozmawiasz, dziewczyno. Mówiłem przecież, jestem w połowie Mazoku. Nie ma w żadnym świecie straszliwszych bestii niż Mazoku. Żadna rasa nie dopuściła się takich strasznych zbrodni. Nikt nie wzbudza takiej trwogi jak oni. Cokolwiek byś nie powiedziała o Haibane, nie wierzę że są w stanie dorównać Mazokom. Jeśli więc ty jesteś zła, to na mnie chyba nie ma nawet określenia.
Ukląkł przy Lili.
- Nawet ona to przyznała - stwierdził grobowym tonem. - Zobaczyła moją demoniczną połowę tylko raz. Nazwała mnie "potworem". Powiedziałabyś to samo albo i gorzej, gdybyś wiedziała...
Zamilkł. |
_________________
Cytat: | - Mulder... To jest... to chyba żółć...
- Powiesz mi jak to z siebie zdjąć zanim stracę kamienną twarz?
"The X-Files", #4 "Squeeze" |
Autor posta: rip LunarBird CLH
|
|
|
|
|
Luna
Gdzieś tam...
Dołączyła: 25 Lis 2006 Skąd: dom mój tam, gdzie serce me Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 28-11-2006, 11:56
|
|
|
- O czym ty mowisz... Haibane to najgorsze zlo jakie moze byc na swiecie - zwiesila glowe, by nie bylo widac jej oczu - Dla Haibane takiego jak ja nie ma przebaczenia. Na zawsze pozostane grzesznikiem... Do tego ucieklam z Gniazda...
Jej glos byl smutny. Z pod okularow pociekla lza...
- Ja nie wiem czym jestes. Przepraszam - powiedzial Lunar kladac jej reke na remieniu.
- Zostaw mnie! Nic nie poradzisz! - oddtracila ja... w milczeniu zajela sie Lila...
Czemu ludzie tak to spostrzegaja... czemu mysla, ze to oni maja najgorzej, nie znajac nawet przyczyny... Zawsze znajdzie sie ktos w gorszym stanie niz ty, komu TY wciaz mozesz pomoc... Niestety nie mnie. Mnie nikt nie pomoze... Dla mnie nie ma ratunku... |
_________________ Leżę i czekam aż zło przeminie, jak nie przeminie... Poleżę jeszcze...
|
|
|
|
|
LunarBird
Chaos Master & WSZ
Dołączył: 30 Maj 2005 Skąd: Hellzone Status: offline
Grupy: Lisia Federacja
|
Wysłany: 28-11-2006, 13:20
|
|
|
- Nie wiem, co takiego zrobili Haibane - sucho stwierdził Lunar nieco urażonym tonem. - Ale nie potrafię pojąć, jak można być gorszym niż Mazok. Gorsze zło po prostu nie istnieje. Nie zrozum mnie źle, po prostu nie potrafię wyobrazić sobie nic gorszego.
Odwrócił się i spojrzał w ciemność.
- Wyobraź sobie bestię stworzoną z Chaosu - powiedział tonem czarnym jak noc, w którą się wpatrywał. - Coś, co nie jest zdolne do żadnych pozytywnych uczuć. Potwora celowo wzbudzającego w ludziach nienawiść, gniew, zazdrość i żerującego na tych emocjach. Potężnego stwora zdolnego zmieniać kształt zależnie od woli, mającego tylko jeden cel istnienia. Zniszczyć świat. Całkowicie.
Chwilę trwało milczenie.
- Strumienie krwi, miliardy istnień, całe miasta wybijane tylko dla przyjemności mordowania. Bezlitosna, krwawa wojna. A ja mam w sobie krew tej rasy, gdzieś wewnątrz mnie drzemie taki sam potwór zdolny do takich samych zbrodni...
Odwrócił się i spojrzał na Lunę.
- W każdym człowieku jest światełko dobra. Nawet w najgorszym zbrodniarzu. Mazoki są inne. W nich nie ma dobra i nigdy być nie może. Mazoku są wcielonym chaosem. Wcielonym złem. Być Mazoku oznacza być potępionym za życia, nie ma drogi powrotnej. Nie chcę się stać jednym z nich. Ale obawiam się, że mogę nie mieć wyboru... |
_________________
Cytat: | - Mulder... To jest... to chyba żółć...
- Powiesz mi jak to z siebie zdjąć zanim stracę kamienną twarz?
"The X-Files", #4 "Squeeze" |
Autor posta: rip LunarBird CLH
|
|
|
|
|
Luna
Gdzieś tam...
Dołączyła: 25 Lis 2006 Skąd: dom mój tam, gdzie serce me Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 28-11-2006, 13:31
|
|
|
- Przestan, to oszczerstwa! Pomoz mi ja przeniesc... Koc poloz na ziemi, przykryj ja moim plaszczam... damy jej teraz prawidlowe lekarstwo! Ni bedzie to wygladalo zbyt dobrze, ale na pewno jej pomoze... - po chwili dodala pod nosem - Musi... |
_________________ Leżę i czekam aż zło przeminie, jak nie przeminie... Poleżę jeszcze...
|
|
|
|
|
LunarBird
Chaos Master & WSZ
Dołączył: 30 Maj 2005 Skąd: Hellzone Status: offline
Grupy: Lisia Federacja
|
Wysłany: 28-11-2006, 13:45
|
|
|
Pomógł jej w milczeniu. Po chwili powiedział jasno i wyraźnie.
- Z całą pewnością wolę Haibane takiego jak ty, od Mazoka takiego jak moja matka, Greater Beast Zellas Metallium.
Wyrobił już sobie zdanie na temat Luny. I nie interesowało go co mówi ona sama. Gdyby była zła to on by to wyczuł, potrafił odczuwać ciemne emocje. To co od niej wyczuwał nie przekraczało zbytnio poziomu chaosu jaki promieniował od zwyczajnych ludzi. Nie chciała skrzywdzić Lili. A to oznaczało, że chciała jej pomóc i nie widział w tym żadnego interesu, ktorym mogłaby się kierować. Żaden Mazoku nie byłby do tego zdolny.
"Najwidoczniej Haibane można zaufać, Mazokom nie można. I mnie też nie." - skonstatował. - "Nie dalej jak kilkadziesiąt minut temu omal nie zabiłem Lili. Gdyby nie nazwała mnie potworem... to nie wiem na czym by się to skończyło."
- Opowiedz mi coś więcej o Haibane - poprosił już zupełnie innym tonem. - I o sobie, jeśli mogę prosić. Chciałbym wiedzieć, komu dziękuję, w razie gdyby udało ci się wyleczyć Lilę. |
_________________
Cytat: | - Mulder... To jest... to chyba żółć...
- Powiesz mi jak to z siebie zdjąć zanim stracę kamienną twarz?
"The X-Files", #4 "Squeeze" |
Autor posta: rip LunarBird CLH
|
|
|
|
|
Luna
Gdzieś tam...
Dołączyła: 25 Lis 2006 Skąd: dom mój tam, gdzie serce me Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 28-11-2006, 15:46
|
|
|
- Wrazie gdyby? Myslisz, ze ona umrze? Napewno tak bedzie jesli nie wspomorzesz jej emocjonalnie! Nie mow nawet tak! I nie mysla nawet! - Luna wyjela czarna butelke z gestym plynem... wygladal dosc dziwnie, jak woda... ale przelewalo sie jak ropa. Polala tym swoj bandaz i oblozyla glowe Lily.
- Trzymaj ja i spodziewaj sie najgorszego... - dziewczyna drgnela... Jej oczy sie otworzyly... - Trzymaj ja! |
_________________ Leżę i czekam aż zło przeminie, jak nie przeminie... Poleżę jeszcze...
|
|
|
|
|
LunarBird
Chaos Master & WSZ
Dołączył: 30 Maj 2005 Skąd: Hellzone Status: offline
Grupy: Lisia Federacja
|
Wysłany: 28-11-2006, 16:14
|
|
|
- Wsparcie emocjonalne potwora... Tak, napewno nie może się już tego doczekać... - zgryźliwie skomentował Lunar, mocno chwytając Lilę.
"Spodziewaj się najgorszego... Dobrze! W takim razie..."
Shinmazok wiedział, że jeśli Lila użyje siły wilkołaka, może mu się łatwo wyrwać. Postanowił więc postawić jeszcze raz wszystko na jedną kartę. Przerażenie mogło zatrzymać w miejscu skuteczniej niż siła fizyczna.
"Wybacz mi, Lila. Nie odważę się ryzykować, że się wyrwiesz. Nie mogę użyć mojej mocy do zadania ciosu. Ale mogę ją uaktywnić i spróbować sparaliżować cię strachem. Albo przypomnieć, jeśli mnie pamiętasz."
Jego oczy rozjarzyły się krwistoczerwonym szkarłatem, otoczyła go straszliwa czarna aura. Wokół z ziemi zaczęły się unosić kamienie, frunąc powoli w powietrze. Powietrze drżało od uwalnianej energii. Spojrzenie Lunara zmieniło się, było teraz zimne jak lód. Wbijało się w oczy Lili.
"Jeśli nawet się wyrwie, skoczę w astral i ją pochwycę. Nie ucieknie mi. Ale nie ruszy się. Nikt nie może trzeźwo myśleć w obliczu kogoś o tyle potężniejszego od siebie. Zna mnie zresztą, sama ma w sobie cząstkę tej mocy. Może więc to jej mnie przypomni."
- LILA! - powiedział Shinmazok swoim osobliwie rezonującym energią głosem. Ten głos był inny niż zwykły głos Lunara. W tym głosie była moc. W tym głosie była śmierć. Luna czuła bijącą od Lunara straszliwą energię. Moc tak wielką, że nie docierało do niej, jak ktoś może posiadać taką siłę. Potęgę zdolną niszczyć gwiazdy.
"Mówiłaś, że Haibane są gorsi niż Mazoku, Luna." - przemknęło przez głowę Lunarowi. - "Poznaj więc, kim jest Mazoku..."
Ale zmuszał się do skoncentrowania uwagi na Lili, gotów zareagować na najdrobniejszy ruch. Nie wolno mu było zajmować się teraz Luną. Nie po to przywołał moc Mazoku. |
_________________
Cytat: | - Mulder... To jest... to chyba żółć...
- Powiesz mi jak to z siebie zdjąć zanim stracę kamienną twarz?
"The X-Files", #4 "Squeeze" |
Autor posta: rip LunarBird CLH
|
|
|
|
|
Luna
Gdzieś tam...
Dołączyła: 25 Lis 2006 Skąd: dom mój tam, gdzie serce me Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 28-11-2006, 16:29
|
|
|
Jakies 2 godziny po tej straszliwej walce, Lila juz spokojnie lezala oparta o jakis pien z kocem pod glowa wtulajac sie w szate Luny. Lunar siedzacy obok trzymal ja za reke... rozmawiali, lecz slowa Lily byly ciche i slabe, musiala odzyskiwac sily... ale dla Luny to co mowili nie mialo znaczenia, bo i tak siedzial w takiej odleglosci, ze nie bylo ich slychac... Ze swojego drewnianego kubka, pelnego pieknie pachnacego plynu z zielonej herbaty...
- Oi, oi... kolejna dusza... - spojrzala na nich ze smutnym wzrokiem. Ona go kocha, nie poddala by sie latwo... nie wiem czy powinnam zostac z nimi, czy dalej uciekac. Jej twarz zalal smutek |
_________________ Leżę i czekam aż zło przeminie, jak nie przeminie... Poleżę jeszcze...
|
|
|
|
|
LunarBird
Chaos Master & WSZ
Dołączył: 30 Maj 2005 Skąd: Hellzone Status: offline
Grupy: Lisia Federacja
|
Wysłany: 28-11-2006, 16:46
|
|
|
W połowie rozmowy Lunara uderzyło nagle silne uczucie smutku. Zamilkł i spojrzał w tamtą stronę. To była Luna. Patrzyła na nich. Coś w jej wzroku zabolało Lunara. Nie lubił być powodem czyjegoś smutku. Delikatnie skłonił Lilę, by położyła się spać. Przy okazji uświadomił sobie, że nie powinien w sumie tak ją męczyć rozmową po tym, co przeżyła.
Kiedy Lila usnęła, spojrzał na Lunę. Wstał i podszedł do niej.
- Masz jakieś zmartwienie - powiedział miekko, ostrożnie dobierając słowa. - Czy to będzie bardzo nietaktowne, jeśli zapytam o powód? |
_________________
Cytat: | - Mulder... To jest... to chyba żółć...
- Powiesz mi jak to z siebie zdjąć zanim stracę kamienną twarz?
"The X-Files", #4 "Squeeze" |
Autor posta: rip LunarBird CLH
|
|
|
|
|
Luna
Gdzieś tam...
Dołączyła: 25 Lis 2006 Skąd: dom mój tam, gdzie serce me Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 28-11-2006, 16:52
|
|
|
- Bedzie, bardzo... Nie chce odchodzic... bo sprawiacie mile wrazenie. Ale nie chce tez sie narzucac. Sama sie troche sie ukrywam. Nie powinnam tu byc. Nie powinnam byc nigdzie poza gniazdem. Nie wiem co robic... - podkulila nogi pod siebie i popila lyka herbaty. - Nie chce zniknac... - lza upadla do kubka tworzac mala fal... |
_________________ Leżę i czekam aż zło przeminie, jak nie przeminie... Poleżę jeszcze...
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|