Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Strajk! |
Wersja do druku |
Shinigami-san
Straszny Pan Morderca
Dołączyła: 03 Maj 2007 Skąd: Poznań/Inowrocław Status: offline
Grupy: Lisia Federacja Omertà
|
Wysłany: 31-01-2008, 19:30
|
|
|
- Wiec, jeżlei nie chcecie, ja was nie zmuszam. Tak czy siak ja i tak was znajdę. No cóż, to ja idę do ciepłego łóżeczka. Przedtem się wykąpię a i tak na marginesie, barman, macie jakieś konie? - mruknął Demon wyjmując sakiewkę złota z kieszenie po czym rzucił trzy złote monety karczmarzowi.
-Ooooo tak... są... Już ide! Dla najlepszych klijentów mamy najlepsze rzeczy - mruknął barman po czym za chwilę dało się słyszeć rżenie konia. Demon wyszedł i spojrzał na ziwrze. Czarne stworzenie spojrzało na Mephistophelesa i lekko zarżało. Demon podszedł, wszedł na ziwerze i rzucając karczmarzowi ejszcze 20 złotych monet mruknął - kupuje tego konia. I zegnam poszukiwaczy, a zwałszcza panią Złodziejkę - po czym pognał w mgłę |
_________________ "Nie jesteś zły. Jesteś po prostu źle ubrany"
|
|
|
|
|
radgers
Merill J. Fernando
Dołączył: 08 Sie 2007 Skąd: Leszno/Sfery Status: offline
|
Wysłany: 01-02-2008, 13:08
|
|
|
- Mnie warunki i tak są obojętne. - powiedział Kemorios patrząc przez okno w stronę odjeżdżającego Mephistophelesa. - Też pasują mi stajnie. - zdjął kaptur, rozpiął płaszcz i zarzucił go na wieszak tuz obok wejścia odsłaniając lekko utwardzaną skórznię i zwykłe znoszone spodnie. Magowie zazwyczaj chodzą w szatach czy czymś w tym stylu ale ten nekromanta preferował inny styl. Chociaż wciąż nie był to ubiór który krępował mocno jego ruchy podczas czarowania.
- Wrzątek poproszę. - rzucił miedziaka karczmarzowi który popatrzył na niego dziwnym wzrokiem tak jak na Avalię. Gdy po chwili karczmarz wręczył mu kubek z gorącą wodą nekromanta poszperał w sakiewce którą miał przy pasie i wyciągnął parę ziół które wrzucił do kubka. Rozszedł się kwaśny zapach. W czasie wykonywania tej czynności zapytał pozostałych. - No to jaki plan jutrzejszego dnia? |
_________________ Duk said (czy coś takiego) - spróbuj i Ty xD |
|
|
|
|
Mara
High
Dołączyła: 05 Maj 2007 Skąd: spod łóżka Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja
|
Wysłany: 02-02-2008, 14:17
|
|
|
-Plan: iść- odrzekła Marie sącząc sok porzeczkowy ze swojej butelki- nie wiem, czy wymyśli się coś konkretniejszego, chyba, że chcesz poszukać klasycznych dla takich misji pomniejszych zadań mających dać nam w nagrodę jedynie wskazówki dotyczące położenia Czary Rozpaczy. Swoją drogą twórca artefaktu niespecjalnie się postarał o chwytliwą nazwę.
Kolejny łyk. Zakręcona słomka sterczała z otwartej butelki jej soku, co dość dziwnie wyglądało na tle całego... ogółu osób i przedmiotów znajdujących się w karczmie. Półwilczyca omiotła wzrokiem wnętrze i wstała.
-Za nocleg zapłacę jutro- rzuciła barmanowi, który na jej szczęście zareagował z opóźnieniem- krzyknął coś, odwrócił się ale Marie już nie było.
-Fasolka? Wystarczy mi to, co konie tworzą- rzuciła żartobliwie wchodząc do strefy wydzielonej zapachem fasoli przez Panbe. Usiadła na boku, oparła sie o snopek siana i znów zaczęła powoli pić sok porzeczkowy.
-Ciekawe, kot jest a właściciela wciągnęły chyba rury w tamtej karczmie- burknęła pod nosem patrząc na kocura Michela. Teraz już na zewnątrz mgła była ledwie widoczna- zamiast tego było ciemno... bardzo ciemno. nawet światla wydobywające sie z oberży nie przebijały tego mroku.
~Dziwne zjawiska.
~Taki teren... |
_________________ "Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
|
|
|
|
|
Pan B
hmm....
Dołączył: 16 Gru 2007 Skąd: ehhhh...szkoda gadać Status: offline
|
Wysłany: 06-02-2008, 14:24
|
|
|
-Fasolka, fasolka, kochana fasolka...itd...->śpiewał sobie pod nosem Panbe. Jego stary przyjaciel powiedział że wtedy lepiej smakuje. W stajni było całkiem przytulaśnie. Przynajmniej dla kota, który ułożył się wygodnie w pewnej odległości od fasolki.
Panbe wstał i podszedł do wrót stajni z zamiarem ich przymknięcia. Stanął jak wryty trzymając jedną ręką za uchwyt wrót.
-Eeeee...Marie..- ta popatrzyła na niego z niesmakiem- wybacz że przerywam kontemplację ale czy nie powinno stąd widać gospody? Bo widzisz... jakoś mi się wydaje że ta ciemność to nie jest tylko brak światła. Jeżeli wiesz co mam na myśli.
Panbe cofnął się trochę i ciemność (jak promienie światła w dzień tylko nie z prędkością światła) zaczęła się powoli wlewać do środka. Kot nastroszył futro i zafuczał. |
_________________ Życie to takie czary-mary. Rzadziej czary częściej mary.
Ostatnio zmieniony przez Pan B dnia 06-02-2008, 18:21, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Mara
High
Dołączyła: 05 Maj 2007 Skąd: spod łóżka Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja
|
Wysłany: 06-02-2008, 17:56
|
|
|
-Tak. To jest pewien problem- odparła półwilczyca wstając- przydałby się jakiś kapłan.
Magiczna ciemność, nie taka jak zwykle co powinna rzucić sie od razu na oczy(biała i czarna magia były dla Marie przysłowiową czarną magią- przełamywanie nawet klasycznej "ciemności" bywało dla niej problemem), świadczyła o tym, że wróg się zapewne w takiej magii specjalizuje albo sie popisał znajomością zwojów a i nieukiem nie jest.
Pierwszy krok: rzucić ognistą kulę. Ognista kula wbiła się w całun, może go nieco spowolniła ale niezauważalnie, zrobiła się czarna i pomknęła w ich stronę. Marie skoczyła na Panbe i zepchnęła go z trajektorii lotu pocisku, który usiłował zawrócić ale nie wyrobił przed snopkiem. Siano zaczęło płonąć tym razem już normalnie, mniej mrocznie.
-Kurczę- zaklęła dziewczyna- Rissa, da sie do jakoś zablokować?
Ciemność zaczęła zjadać konia. Zwierzęciu niewiele to robiło, zjeżyła się mu tylko sierść, kilkukrotnie wierzgnął, niestety objawiły sie skutki kontaktu- zwierzę było sparaliżowane. W końcu klacz(bo to była klacz) zniknęła pod ciemnym całunem.
-Gdybyś rzuciła zaklęcie światła, mogłabyś ją trochę przyblokować, ale na waszym miejscu ograniczyłabym działanie do zwykłej ucieczki.
-Wiem!- krzyknęła nagle- rzucę tam granat!
Rzuciła magiczny granat, który... nic nie zrobił.
-Głupia czarna magia. Znasz jakieś zaklęcia światła?- spytała Panbe, który kiwnął i wyciągnął miksturkę. Skomplikowana procedura: trzykrotnie wstrząsnął, przekręcił najpierw zgodnie z ruchem wskazówek zegara, potem przeciwnie dwa razy, później wyciągnął korek, przytkał częściowo palcem i zaczął skrapiać ciemność. Kropelki rozjarzyły się niemal oślepiającym blaskiem, od którego ciemność faktycznie się zaczęła cofać.
-Magiczny substytut słońca- powiedział mrużąc oczy- może to nie biała magia, ale magiczne światło...
-Uratowani przez słońce w płynie- mruknęła pod nosem ale uśmiechnęła sie do maga. Kot prychnął.
I wtedy to się wydarzyło. Coś wytrącił Panbe butelkę z ręki i zaczął ją wyciągać ze stajni, na co półwilczyca dość spontanicznie rzuciła się na miksturkę i złapała z całej siły. Nie mogła jej zatrzymać. Wściekła okręciła się, puściła buteleczkę i kopnęła ją z całej siły.
W oberży wszyscy mogli zobaczyć, że cała stajnia rozjarzyła sie takim blaskiem, jakby tworzyła sie tam mała gwiazda. Po chwili wszystko zgasło.
-Ja...- zaczął Panbe ale Marie już nie było. Ciemność zniknęła, koń gdzie stał tam stał a magiczne słońce dogasało.
Półwilczyca tuż po eksplozji światła zakryła oczy i wyskoczyła przez okno, gdzie zobaczyła tylko jak czarnoksiężnik siada na monstrualną tarantulę. Od razu puściła kilka ognistych kul, ten jednak sie osłonił i rzucił paraliż. Uniknęła i tak zaczął się minipojedynek.
Trwał on krótko. Marie kompletnie nie radziła sobie z obroną przed czarną magią, zaś czarnoksiężnik dawał radę przy defensywie przeciwko magii żywiołów i druidzkiej. Jej największym osiągnięciem było zbuntowanie przeciwko mężczyźnie jego własnej monstrualnej tarantuli, która mało go nie ugryzła, aczkolwiek po chwili leżała odnóżami do góry. Drugim największym, a może nawet pierwszym było przywołanie całej sfory zwierząt leśnych i górskich, na szczęście Marie także magicznych. Stąd też jej uszkodzenia ograniczyły się do: rany z tyłu głowy, ogromnego siniaka na biodrze, dwóch klątw(Ciemność- Marie oślepła na godzinę oraz paraliż, który czarnoksiężnik rzucił zanim zwiał przed ogromem stworzeń leśno górsko magicznych których zareagowało łącznie 20) oraz zadrapań w przeróżnych miejscach. Większość od upadków, no, może oprócz klątw.
Marie leżała plackiem na trawie czekając aż paraliż jej minie. Rissa zabrała ja na jakiś pnączach do stajni.
-Ehm. Jej nic nie jest, tylko musi poczekać aż jej ślepota i paraliż miną.
-Właśnie. Nic mi nie jest. Nie oblewaj mnie żadnymi świństwami- rzuciła Marie na wszelki wypadek i poczuła, że kładą ją na jakimś snopku. Wszedł chyba barman i powiedział:
-Za popisy magiczne płacicie extra. |
_________________ "Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
|
|
|
|
|
Pan B
hmm....
Dołączył: 16 Gru 2007 Skąd: ehhhh...szkoda gadać Status: offline
|
Wysłany: 06-02-2008, 18:46
|
|
|
-Płacimy ekstra!!! Przecież nie macie w ofercie czegoś takiego więc logicznie rzecz pojmują nie powinniśmy za to płacić.-> wykłócał się Panbe.
-No tak. Alee.....
-Zważając że sprawiło nam to kłopot, o szkodach nie wspomnę (popatrzył wymownie na sparaliżowaną półwilczycę), to raczej TY jako właściciel i gospodarz powinieneś nam zapłacić.
-Przecież to....
-Popatrz na ludzi dookoła! Są zafascynowani (faktycznie paru wieśniaków z podziwem oglądało zdechłą tarantulę i z uśmiechem wspominało błysk ze stodoły - dla nich to jak fajerwerki). Mogę się założyć że będą tu częściej przychodzić.
Barman rozejrzał się dokoła. Twarz skrzywiła mu się w grymasie bólu gdy zaczął:
-No dobra. To możecie przenocować jedną noc.
-Przenocować jedną noc w najlepszych pokojach.-> dodał Panbe zacierając ręce.
Barman zostawił drużynę i zaczął rozganiać wieśniaków "dobra , nie ma czego oglądać rozejść się" i rzucił na koniec:
-Moglibyście usunąć zwłoki.
-Aaaaa... pomówmy na osobności o usługach pogrzebowych dla pająków...->podjął Panbe i podjął rozmowę z barmanem.
Po 5 min Panbe wrócił. półwilczyca leżała dalej sparaliżowana. Nekromanta i Avalia przyglądali się i cicho ze sobą rozmawiali. Michael szukał swego kota.
-Chciwus...->rzuciła Marie.
-O paraliż ci przechodzi.
-Gdyby nie ja to zapewne ty leżałbyś zamiast tego pająka.
-Nie denerwuj się tak.-> rzekła Rissa z belki pod sufitem.
-Tak czy siak mamy zapewnione ciepłe łóżka na noc.
-Iiiii?
-No i tyle.->zakłopotanie na twarzy Panbe można było odczytać wyraźnie jak napis na znaku STOP.
-Nie wciskaj kitu! Na pewno coś wycwaniłeś.
-Eeeehhh... i trochę złota. Ale tylko małą sakieweczkę.
Niebo zaczęło się przejaśniać odsłaniając księżyc i gwiazdy oraz małego ptaka który obserwował całą sytuację z góry. |
_________________ Życie to takie czary-mary. Rzadziej czary częściej mary. |
|
|
|
|
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 06-02-2008, 21:52
|
|
|
Avalia podeszła na Marie, której już paraliż i ślepota przechodziły. Przechodziły ale jeszcze nie znikły, Avi wiedziała, ze takie proste zaklęcia z reki potężnego czarodzieja mogą mieć bardzo długi czas trwania. Nie mniej nic nie mówiąc nakreśliła jakiś znak na czole pół wilczycy i zaczęła szeptać jakąś formułkę pod nosem. Chwile to trwało ale po jakieś minucie, paraliż całkowicie ustąpił:
-Wybacz ale do szybkiego usunięcia ślepoty potrzebuje specjalne zioło, ale to prawdopodobnie nie długo będzie trwać.
-Miau- wydał z siebie Die, wspinając się na ramię Avalii.
-Cóż, chyba wypadało by się przespać, chcąc nie chcąc długa droga przed nami- mruknęła dziewczyna, siadając przy jednym ze snopków i wyciągając z kieszeni, jakieś listki, woreczki z niewiadomą zawartością puste buteleczki i moździeż. Nie zważając na resztę zaczęła mieszać zioła i Bóg-jeden-raczy-wiedzieć-co-jeszcze wymawiając przy tym różne formułki w nieznanych językach.
-Miiauu...miau...
-To może się przydać, i nie marudź mi teraz wiesz, że to skomplikowana formułka- mruknęła do kota, dodając coś co przypominało zwęgloną przerośniętą muchę. |
|
|
|
|
|
radgers
Merill J. Fernando
Dołączył: 08 Sie 2007 Skąd: Leszno/Sfery Status: offline
|
Wysłany: 07-02-2008, 00:11
|
|
|
Kemorios spokojnie dopijał swój pseudo-magiczny napój gdy nagle cała stajnia rozjarzyła się baaaardzo jasnym blaskiem. Nekromanta natychmiast zamknął oczy. Szlag, w co oni się tam bawią? Kto pierwszy stworzy słońce? Nemorios nie znosił zbyt dobrze tak dużej dawki magicznego oświetlenia. Po chwili światło zgasło.
- Co to było? - wrzasnął barman łapiąc się za głowę. - Łachudry! Chcecie mi stajnie spalić?! I pomknął w stronę stajni. A Kemorios wraz z resztą ekipy podążył świńskim truchcikiem za nim.
- Panbe? Co wyście tu wyprawiali co? - nekromanta spytał znużonym tonem młodego maga.
- Eee... no więc do stajni wniknęła taka ciemność która... - przerwały mu odgłosy różnorakich zwierzątek leśnych jak i górskich. Całej sfory takowych. - Marie zniknęła. - dokończył drapiąc się po głowie.
- Hmm, nie wydaje mi się żeby zniknęła tylko jest pewno na zewnątrz. - wyjrzał przez okno jednak zaraz cofnął się gdy sparaliżowana Marie "wleciała" na jakichś pnączach, które najpewniej były dziełem nimfy, i które położyły ją na snopku siana.
- Ehm. Jej nic nie jest, tylko musi poczekać aż jej ślepota i paraliż miną. - powiedziała nimfa.
- Właśnie. Nic mi nie jest. Nie oblewaj mnie żadnymi świństwami - dodała Marie.
- Ach tak... Ale dlaczego musimy czekać. - nekromanta chciał ją uwolnić z magicznej ciemności która ją oślepiła kiedy odezwał się barman: - Za popisy magiczne płacicie extra. Na szczęście zajął się nim Pan B, bo Kemorios miał przez chwilę ochotę potraktować barmana identyczną ciemnością która spadła na półwilczycę za takie odzywki. Opamiętał się jednak i zajął się oślepieniem druidki. W tym samym czasie Avalia chciała zrobić to samo. Nekromanta tylko chrząknął uprzejmie. - Pozwól, że ślepotą zajmę się ja.
Przyłożył Marie dłoń do oczu. Zauważył, że Marie wzdrygnęła się pod jego dotykiem, nie wiedział czy z obrzydzenia czy czegoś innego. Pewnie to pierwsze, pomyślał z rozbawieniem. Wypowiedział parę słów po czym cofnął rękę i wstał.
- Jeśli chodzi o zdjęcie paraliżu to niestety za bardzo ci nie pomogę. Pewnie nasza skrzydlata koleżanka będzie mogła coś na to poradzić. - ukłonił się w stronę Avalii. - A tymczasem przepraszam drogie panie ale... potrzeby fizjologiczne wzywają. - a następnie wyszedł na dwór. Wyminął zręcznie grupki wieśniaków itp. itd. zwabionych widowiskiem ale nie poszedł za potrzebą. Choć prawdą było, że Pożeracze Dusz mieli ciała funkcjonujące mniej więcej tak jak ludzkie, to był to jedynie pretekst by wymknąć sie na zewnątrz. Poszedł obejrzeć rzekome zwłoki ogromnej tarantuli. Już miał odejść po stwierdzeniu, że jest naprawdę martwa jednak kątem oka zauważył, że jedno z oczu stworzenia się poruszyło. Tak jak myślał, było w stanie agonii. Było na skraju śmierci ale jeszcze nie umarło. Tym lepiej dla nekromanty. Podszedł do stworzenia i spojrzał mu w oko które sie poruszyło.
- Wybacz, ale twoja dusza już na nic ci się nie przyda, dlatego ją biorę. - rozejrzał się czy nikt go nie widzi i zawezwał moce Pożeraczy Dusz a z tarantuli wypłynął strumień zielonego światła które dosłownie wsiąknęło w mężczyznę. Nikt tego nie widział, było co prawda wieśniaków którzy podziwiali tarantulę ale z drugiej strony i nie zauważyli oni światła. W sumie to nie każdy mógł je widzieć. Na jakiś czas to wystarczy, pomyślał Kemorios. Musiał się jednak zatrzymać na jakiś czas i odetchnąć. Zawsze był taki... roztrzęsiony po pochłanianiu duchów innych stworzeń. Im więcej dusz wchłaniał tym bardziej ich łaknął a im bardziej ich łaknął tym bardziej tracił siły. To takie błędne koło. Na szczęście nekromanta miał silną wolę i jakoś to znosił. Po chwili wrócił do stajni i zastał Marie rozmawiająca z Avalią i Yumiko. - Już chyba lepiej co? - powiedział siadając obok. - Jako, że Panbe jest zajęty powiedz kto was zaatakował? - spytał. |
_________________ Duk said (czy coś takiego) - spróbuj i Ty xD |
|
|
|
|
Mara
High
Dołączyła: 05 Maj 2007 Skąd: spod łóżka Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja
|
Wysłany: 07-02-2008, 15:08
|
|
|
Kerberos nie wiedział, dlaczego Marie sie wzdrygnęła, ale ona wiedziała.
-Mówiłam: nie ruszać- mruknęła przez zęby, kiedy jacyś ludzie po kolei rzucali się na nią z wszelakimi zaklęciami leczniczymi. Na dodatek nieprzyjemnie zimna ręka pojawiająca się nagle na rozgrzanej po walce twarzy nie była zbyt miłym doświadczeniem. Ale widziała i mogła sie ruszać, tyle dobrego.
-Czułam się, jakbyście robili mi operację- skomentowała kąśliwie zanim Kero wyszedł- nie mogliście poczekać na coś w stylu... pozwolenia?
Avalia mruknęła coś o tym, że ludzie a tym bardziej wpół wilki za grosz wdzięczności nie mają, Panbe zaś wykłócał sie nadal z barmanem o to, kto właściwie powinien płacić.
W końcu Kerberos(czy Kemorios- nieważne) wrócił.
- Już chyba lepiej co? - powiedział siadając obok. - Jako, że Panbe jest zajęty powiedz kto was zaatakował? - spytał.
-Czarnoksiężnik- odpowiedziała lekko zdenerwowana- mieliśmy dużego farta, że Panbe posiadał to słońce w płynie, bo nie wiem jak on ale ja nie potrafię walczyć z czarną magią. Chyba samodzielnie pracował, no i z nieznanych przyczyn nie ukazał całych możliwości... ogólnie dziwny był.
Ogólnie to wszyscy którzy posługiwali sie czarną magią byli dziwni i uwielbiali tworzyć wokół siebie atmosferę tajemnicy, chociaż jak Avalia udowodniła także ci od białej magii mogą roztaczać swoisty mhrok.
Wtedy też wrócił Panbe. Chłopak był aż za szczęśliwy, co chyba wszystkim się rzuciło na oczy.
-Chciwus...->rzuciła Marie.
-O paraliż ci przechodzi.
-Gdyby nie ja to zapewne ty leżałbyś zamiast tego pająka.
-Nie denerwuj się tak.-> rzekła Rissa z belki pod sufitem.
-Tak czy siak mamy zapewnione ciepłe łóżka na noc.
-Iiiii?
-No i tyle.->zakłopotanie na twarzy Panbe można było odczytać wyraźnie jak napis na znaku STOP.
-Nie wciskaj kitu! Na pewno coś wycwaniłeś.
-Eeeehhh... i trochę złota. Ale tylko małą sakieweczkę.
-Nie dziwię sie, że mała- skomentowała- na miejscu barmana nie dałabym ci złamanego grosza nawet gdybyś wcisnął bajkę o armii smoków i potwierdził to zdjęciami stworzeń- wymowna cisza świadczyła o tym, że nikt nie wiedział czym były owe tajemnicze zdjęcia, Marie westchnęła więc ciężko- tak cz inaczej możemy opuścić stajnię.
Wstała. Mięśnie nadal były sztywne od paraliżu, przez co stała aż nienaturalnie wyprostowana, nie poprawiło jej to humoru. Dłonie wylądowały w kieszeniach i dziewczyna wyszła ze stajni aby skierować się w stronę gospody. Noc była dość jasna, chociaż ponura, zwłoki wielkiej tarantuli nie poprawiały atmosfery. Nadal dało się wyczuć pewną gęstość magiczną świadczącą o obecności czarnej magii przynajmniej mogli ją wychwycić magowie, Marie, może na swoje szczęście, była odporna na takie tajemnicze przeczucia. Dlatego idąc rozmawiała wesoło i telepatycznie z Rissą, która znowu nie wiadomo skąd pojawiła jej się tym razem na ramieniu.
Czarnoksiężnik nadal gdzieś był. Z tym, że na razie goiła go sfora jednorożców, co nieco psuło mu szyki. |
_________________ "Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
|
|
|
|
|
Pan B
hmm....
Dołączył: 16 Gru 2007 Skąd: ehhhh...szkoda gadać Status: offline
|
Wysłany: 07-02-2008, 17:17
|
|
|
-Nie dziwię sie, że mała- skomentowała Marie.
Hniehniehnie... zachichotał w myślach Panbe klepiąc się po pełnej kieszeni wielkości grejfruta. Marie poczłapała w kierunku gospody. Gdy wszyscy byli już w środku Panbe powiedział:
-Najlepiej jak jedna osoba będzie czuwać. Ja czuwam trzeci.
-Dlaczego trzeci? - zapytał Kemorios.
-Bo złe rzeczy zawsze dzieją się pierwszemu lub ostatniemu.
-Haaloo ! Może nie zauważyłeś ale ja ledwo stoję.
-Ale nimfa może czuwać zamiast ciebie. Wynajęte są dwa duże pokoje obok siebie. Dla kobiet i mężczyzn. Czuwający po 2 godzinach "dyżuru" budzi następnego. A więc dobranoc.
Zakończył i szybko pomknął do pokoju aby uniknąć pytań towarzyszy. |
_________________ Życie to takie czary-mary. Rzadziej czary częściej mary. |
|
|
|
|
Mara
High
Dołączyła: 05 Maj 2007 Skąd: spod łóżka Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja
|
Wysłany: 07-02-2008, 17:33
|
|
|
Panbe nie było dane tak łatwo umknąć. Przed nim jak znikąd wyrosło mnóstwo lian w które wparował z rozpędu, odbił się i upadł na ziemię. Z gąszczu roślinek wychyliła się Rissa.
-Idziesz na wartę- powiedziała groźnie- już.
Panbe miał dziwne wrażenie, że driady lubią zabijać wzrokiem. Rissa nienawidziła kiedy ktoś obcy zaprzęgał ją do roboty, dlatego też postanowiła się zemścić na tym, który usiłował ją wrobić w wartę. Po chwili mag leżał plackiem w sali głównej zaś sakiewka ze złotem dziwnym trafem wypadła mu z kieszeni i otworzyła się ukazując zawartość.
-Troszeczkę- Marie prychnęła cicho- wiesz, nie musiałaś się na nim tak mścić.
-Nie będzie mnie jakiś obcy wrabiał w robotę, leń jeden- driada stworzyła sobie nogi i jedną stopą przydepnęła głowę Panbe(w stylu "ta góra należy do mnie!")- zresztą, widać mu było sakiewkę.
Za pomocą lian szybko zebrała pieniądze a pełna sakiewka powędrowała do... Avalii.
~Moja pani lubi trwonić pieniądze, a temu komuś na pewno ich nie oddam~ usłyszała różowowłosa w myślach.
-Wiecie, chyba jednak pierwsza będę stać na straży- powiedziała Marie zaklejając dużym plastrem otarcie na policzku- duszno tutaj.
Zanim jednak wyszła Panbe był już na zewnątrz wyrzucony przez leśną nimfę która powróciła do medalika. Z wisiorka dało się usłyszeć ciche prychnięcie Rissy.
-Jednak nie- rzekła półwilczyca wzruszając ramionami- dobranoc wszystkim.
Powędrowała na górę i weszła do pokoju. Nie najlepiej urządzony, na dodatek wszyscy spali w jednej izbie. Jedyną zaletą i luksusem były miękkie, wygodne łóżka no i łazienka.
-Pięknie- mruknęła pod nosem i weszła do pomieszczenia. |
_________________ "Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
|
|
|
|
|
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 07-02-2008, 18:25
|
|
|
Avalia wydała z siebie ciche "eh" ~typowe~ pomyślała. Włożyła do kieszeni sakiewkę którą dała jej Rissa i udała się za Marie do pokoju. Stanowczo odczuwała brak czegoś i nawet pamiętała czego. Odłożyła Die'a na łóżko i zaczęła szeptać mu coś do ucha. Raz na jakiś czas dało się usłyszeć ciche "miau". Po chwili różowo włosa podniosła się i udała się w stronę wyjścia.
-Gdzie idziesz? - usłyszała za sobą głos Marie, która siedziała na łóżku.
-Zaraz wracam - mruknęła tylko dziewczyna i udała się na dół, do wyjścia, minęła lekko zdziwionego tom nocną eskapada Panabe.
~Nie martw się, zapomniała ze stajni miksturki zapomnienia~Cichy męski głos odezwał się w głowie pół wilczycy, na co mimo wszystko wyraźnie podskoczyła. Intuicja jej mówiła, że to stwierdzenie wydał z siebie biało czarny kot Avalii.
-Mam nadzieje, ze nic się temu nie stało, to nie jest co prawdę trudne do zrobienia, ale na litość braci mego zakonu, zioło aldusa jest, rzadki, bynajmniej w tej części galaktyki...a o...oo...o już wiem! - stwierdziła Avi widząc przerośniętą tarantule - ona mi się może przydać, a jak...to będzie rarytas - stwierdziła podchodząc do przerośniętego pajęczaka. Wyciągnęła z kieszeni nożyczki i jakiś worek no i zaczęła strzyżenie - Tak tyle starczy - mruknęła zawiązując woreczek i idąc do stajni. Pod snopkiem siana, tam gdzie przedtem siedziała leżał jej mały moździerz, buteleczka z różowym płynem, jakieś woreczki i inne dziwactwa. Nie czekając zaczęła zbierać swoje szpargałki i chować je do kieszeni - kieszeń bez dna to dobra rzecz...oj dobra - mruknęła chowając ostatnie buteleczki - No to już chyba wszystko - stwierdziła udając się do wyjścia i wtedy zauważyła dużego grubego czarnego kota ~no tak~ pomyślała, podchodzić do stworzenia i biorąc je na ręce udała się z powrotem do gospody.
-Oby to nie była dłuuuga noc - mruknęła wchodząc do pomieszczeni, wypuściła kota bo stwierdziła, ze Panbe się nim zajmie i udała do pokoju. Nie wiedząc czy dziewczyny już śpią starała się wejść do pokoju dość cicho, niestety potknęła się o próg i zaliczyła podłogę, a przy tym z jej kieszeni wypadła buteleczka z różowym płynem.
-Uff...-wydała kapłanka chowając flakonik do kieszeni ~dobrze, ze się nie rozlało~ |
|
|
|
|
|
Pan B
hmm....
Dołączył: 16 Gru 2007 Skąd: ehhhh...szkoda gadać Status: offline
|
Wysłany: 07-02-2008, 19:31
|
|
|
Panbe stojący przed wejściem mówił cicho do siebie:
-Niewdzięcznicy. Żeby tak mnie potraktować i zabrać moje <chlip> ciężko zarobione <chlip> pieniądze (mała łezka spłynęła mu po policzku). Na pewno mi się coś stanie. Pierwszy zawsze ma najgorzej. Hmmm.... ciekawe co mnie zaatakuje.
Z zamyślenia wyrwało go przejście obok Avali. Nie było jej chwile po czym wróciła upuszczając po drodze tłuściocha.
Panbe popatrzył zdziwiony.
-Witaj kotku. Idziemy na obchód?
Kot jakby przytaknął. Panbe chodził wokół gospody, we wnętrzu i nawet po dachu. Noc bezchmurna. Gdy minęły 2 godziny stanął przed głównym wejściem i zbaraniał.
-HA. Nic mi się nie stało. No proszę. Cisza i spokój (popatrzył na kota) Przynosisz mi brak pecha. Dobra czas wybrać następce.
Panbe cały w skowronkach szedł na górę. Z wrednym uśmieszkiem skierował się w kierunku pokoju dziewcząt myśląc 'teraz się odpłacę, wylać na nią klej czy podłożyć kał jaka pod poduszkę?'. gdy już trzymał klamkę zatrzymał się.
-Chwila (rzekł cicho). Nic się mi nie stało i to na pierwszej warcie. Coś tu jest nie tak, kotku. Kotku?
Obejrzał się i kota nigdzie nie było.
-O SHIT!!! POBUTK....(Brzdęk!)...aaaa...
Panbe padł nieprzytomny na ziemię.Za oknem przykucnął kruk. Po chwili dało się słyszeć szuranie ciągniętego po drewnianej podłodze ciała. Na podłodze została tylko mała sakiewka z minimalną ilością złota. Cisza i spokój. |
_________________ Życie to takie czary-mary. Rzadziej czary częściej mary.
Ostatnio zmieniony przez Pan B dnia 07-02-2008, 22:24, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Mara
High
Dołączyła: 05 Maj 2007 Skąd: spod łóżka Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja
|
Wysłany: 07-02-2008, 20:33
|
|
|
To ją wyrwało ze snu. Zerwała się w pidżamie i wyleciała z pokoju z donośnym trzaskiem. Sakieweczka- Panbe.
-Co do...- coś zakraczało na oknie. Kruk.
-No malutki, a teraz powiesz mi co wiesz- mruknęła pod nosem a w ciemności błysnął jej biały kieł. Skoczyła i złapała ptaka zanim zdążył odlecieć i zaraz mu przytrzymała dziób, żeby jej nie udziobał. Wymruczała zaklęcie pod nosem i zlodowaciła ptaka pozostawiając wolny jedynie łeb.
-Dogadamy się?- zakraczała opierając się o scianę- kto to był?
-Ten co poprzednio- odpowiedziało zwierzę- a teraz mnie odmroź, bo mam do niego wracać z raportem.
-Tępy- mruknęła cicho- a wskażesz mi, gdzie on idzie?
-Nie mogę.
-To cię nie puszczę.
-Ale nie wiem- kraknął wściekle- po prostu go wyczuję, no!
-Eh, ty mi się już nie przydasz- pobiegła do sypialni sie ubrać, przy okazji obudziła wszystkich donośnym wrzaskiem:
-PORWALI PANBE, WSTAWAĆ!
Zaraz jednak wyskoczyła z pokoju. Złapała sakiewkę i wrzuciła do swojej większej sakwy, po czym pociągnęła nosem.
-Zwietrzało... ale może złapię trop, mam coś co nim pachnie przynajmniej.
Złożyła dwa palce wskazujące i zamknęła oczy. Rozbłysło pomarańczowawe światło i po chwili Marie była bardziej "wilcza": postura bardziej dostosowana do biegu na czterech łapach, dłuższe kły, nieco "psia" szczęka, uszy znacznie się wydłużyły i stanęły dęba próbując wychwycić odgłosy nie będące chrapaniem.
-No- szepnęła. Jej własny przyciszony głos był teraz znacznie głośniejszy, ale i dziewczyna miała teraz znacznie ostrzejszy węch. Wyciągnęła sakiewkę i jeszcze raz ją obwąchała.
-W drogę. Rissa, w razie czego ich prowadź.
Driada usiadła pod drzwiami do pokoju a półwilczyca zbiegła na dół śladem porywacza. Znowu sie pewnie prywała z motyką na słońce... nieważne. Przebiegła przez Salę główną pełnym pędem, skoczyła na drzwi które w ostatniej chwili otworzyła. Trzask był aż nieprzyjemny.
Uniosła głowę do góry i zaciągnęła się powietrzem. W prawo. Obróciła się i zaczęła biec tak szybko jak mogla przy nadal nieco człowieczej sylwetce. To chyba znowu był tamten czarnoksiężnik- biegł w stronę gościńca trzymając się z dala od lasu i chyba był ranny. Czuła krew, to było okolicznością sprzyjającą. Ale niestety trochę czasu straciła na ubiorze, gdyż zapach powoli zaczynał wietrzeć. Trzymała sie więc ścieżki w której czuła Panbe, prowadziła w głąb gór.
Bieg był długi. Marie cieszyła się w głębi ducha, że napastnik nie używał lewitacji, ale z drugiej strony... miał tempo jak na kogoś kto musiał się poruszać we mgle. Półwilczyca miała na tyle szczęścia, że biegła za zapachem, więc jedyne co ją spowalniało to okazyjnie występujące kamienie.
~Wyszli z pokoju~ usłyszała w myślach.
~Powiedz, żeby się pospieszyli, bo prawdopodobnie go nie zabawię nazbyt długi czas.
W końcu wbiegła do wąskiego wąwozu, który skończył sie w niezbyt obszernej kotlinie. Wskoczyła i zatrzymała się. Czarnoksiężnika tam nie było, spotkała za to coś innego. Dużego piekielnego ogara.
-No, pięknie- mruknęła przemieniając sie w człowieka.
~Zdecydowanie mają się pospieszyć~ przekazała driadzie wyciągając khutary.
Walka tym razem dla Marie nie była aż tak mało równa jak wcześniej, aczkolwiek wielki czarny pies(3 metry w górę, 6 wzdłuż bez ogona, wszerz też trochę miał) zdecydowanie opóźniał pościg. I, co najlepsze, był całkowicie odporny na żywioły. Używała więc magii druidzkiej.
Najpierw były pnącza. Te ogar szybko zerwał, aczkolwiek miała na tyle czasu aby skoczyć i rzucić mu proszek szczypiący w oczy. Zwierzę zaskowytało i stanęło na moment dęba po czym złapało dziewczynę za spodnie i zarzuciło nią, po czym odrzuciło na bok. Grzmotnęła porządnie o skałę i upadła na ziemię. Wstała ociężale i zobaczyła tuż przed sobą wielki psi pysk.
-UWAAA!- krzyknęła i kopnęła ogara w nos. Pisnął i usiłował ją ugryźć, aczkolwiek ta już biegła mu pod brzuchem. Ledwo zdążyła wybiec spod psa a ten sie połapał że była pod nim i legł z dużym impetem. Poczuła nieprzyjemny ból w żebrach i posiniaczonym kolanie. I tak miała na razie sporo szczęścia. Klasnęła w ręce, uderzyła nimi o ziemię i wymruczała kolejne zaklęcie. Ogar zapadł się w ziemi do poziomu szyi ale już zaczął sie wygrzebywać. Sypnęła proszkiem oszałamiającym- nic nie dało.
-Psiakość- zaklęła cicho.
~Jak odesłać piekielnego ogara?
~ŻE NIBY Z CZYM TY WALCZYSZ?!
~Nie pomagasz.
Przeciwnik coraz bardziej się wygrzebywał. Zostało jej, delikatnie rzecz biorąc, mało czasu. Na domiar złego już czuła się wyczerpana od drugiej walki tej nocy.
-Licząc straty: 3 siniaki, zadrapania, rana z tyłu głowy, 2 złamane żebra, do tego chce mi sie wymiotować i jestem pieruńsko zmęczona- wyliczyła dysząc ciężko. |
_________________ "Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
|
|
|
|
|
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 07-02-2008, 21:43
|
|
|
Avi szybko udała się na dach karczmy. Wyciągnęła jakiś niebieski listek i tylko lekko go nagryzła, czego efektem był chwilowy ból oczu a jego następstwem dalekowidztwo.
-Marie gdzie ty na braci z zakonów jesteś - mruknęła, i dość szybko się uśmiechnęła widząc ledwo widoczne, nawet po zaklęciu kłęby kurzu. Nie tracąc czasu wyjęła z kieszeni różowy woreczek i wysypała przed siebie trochę jego zawartości. Seria dziwnych gestów powleczona jeszcze dziwniejszymi formułkami szybko wyciągnęła młotek i uderzył w dach. Bynajmniej dziwnie to wyglądało, ale Avalia zapadła się "pod ziemię" aby po chwili z kilkoma zadrapaniami upaść koło pół wilczycy.
-Żyjesz - mruknęła do dziewczyny. Było widać, że Marie, żyje ale nie była już w najlepszym stanie. Avalia jak widać też...teleportacja ją męczyła, ale nie było czasu do stracenia. Korzystając z chwili uwięzienia ogara, Avalia zaczęła leczyć rany Marie, i dała jej małą fiolkę zielonkawego płynu.
-To na wzmocnienie, nie trwa zbyt długo ale na razie lepsze to niż nic - powiedziała szybko kończąc 'scalanie' żeber partnerki z wyprawy. Pół wilczyca kiwnęła lekko głową i wypiła miksturkę, co rzeczywiście dodało jej trochę energii, nie były to jakieś cuda, ale różnice dało się poczuć, tak samo jak po wyleczeniu części ran.
-Mogłabym go odesłać do czeluści, ale na to potrzeba czasu. Dała byś rade go czymś zająć?
-Na jak długo?
-Ze dwie minuty, powinno mi się udać, tylko nie powinien się za bardzo wiercić. |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|