Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Kampania MAC na ziemiach Gondoru |
Wersja do druku |
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 26-01-2009, 10:08
|
|
|
Interesujące, dramatycznej sceny śmierci nie uwzględniono w programie.
Idiotka.
Ostatnia, skończona idiotka.
Wiedziała, że z głupoty się nie wyrasta nawet przez długie tysiące lat życia, ale żeby nagle się jej nabawić na sam widok jakiejś błyskotki? Przyjąć Drużynę Pierścienia, zaopatrzyć Drużynę Pierścienia, wysłać Drużynę Pierścienia dalej - nie brzmiało na specjalnie skomplikowane zadanie, prawda? Jeśli pożyje jeszcze odrobinę dłużej, powinna opłacić kogoś do pilnowania, żeby nie obciążać jej następnym razem niczym bardziej złożonym, niż podlewanie kwiatków w ogrodzie.
A nie, przepraszam. Konewką można kogoś uszkodzić, jak się elf bardzo postara. Lepiej nie.
Idiotka.
A najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że póki co była cała, zdrowa i miała dwa pierścienie władzy - oczywiście kontrolowane przez Saurona. Czy jemu się naprawdę wydawało, że będzie z nich teraz korzystać, żeby mógł ją zdominować? W sumie biorąc pod uwagę, w co się wpakowała, w tej chwili na jedno wychodziło. W końcu SAMA zgodziła się na współpracę. Gorzej nie będzie.
Jedno z dwojga - albo wychodził z założenia, że nadal jest mu potrzebna, albo zachował ją przy życiu, żeby się potem jakoś bardzo paskudnie pobawić. Albo jedno i drugie, oczywiście. No chyba, że jakimś cudem rzeczywiście mówił prawdę i chciał Pierścień przekuć - jedno musiała przyznać, faktycznie efekt, jaki obrączka miała na myślące (podobno, kretynko) istoty był piorunujący.
Tak czy inaczej, nie miała specjalnie dużego pola manewru.
Po pierwsze i przede wszystkim jakaś rozpaczliwa próba wycofania wojsk skończy się teraz krwawą masakrą. Odpada. Zwłaszcza, że jeśli i tak to wszystko ma się skończyć masakrą, to chyba lepiej, żeby najpierw Obcy oberwali kilkoma strzałami. Niezależnie od tego, jak pochopna była decyzja o próbie układania się z Nieprzyjacielem i podróży na front, to do czego byli zdolni i co robili sugerowało, że bynajmniej nie stanowią lepszej alternatywy.
W sumie kto wie, może Obcy i Mordor grzecznie powyrzynają się nawzajem?
Decyzja: wojska zostają tu gdzie są, kropka.
Komentarz dodatkowy: jakim cudem Keleborn jeszcze ci nie palnął w tę pustą blond główkę?
Po drugie: jeżeli Sauronowi jest potrzebna i się postawi, to przestanie być potrzebna i mieć JAKIEKOLWIEK pole manewru. Jeżeli Sauron chce się pobawić, a zepsuje mu zabawę - to samo. A dopóki żyje, może jeszcze trochę pokombinować... Chociaż biorąc pod uwagę, że parę dni temu najwyraźniej amputowało jej dziewięć dziesiątych mózgu, może lepiej nie. Zawsze pozostało honorowe samobójstwo, czyli nawianie w te pędy z tego świata z podkulonym ogonem, zostawienie całego burdla, który narobiła i liczenie na to, że ktoś po niej posprząta. Najpewniej Kel. Zalety: świat pozbędzie się Noldorki na usługach Władcy Ciemności, sztuk jeden (nie, żeby jakoś znacząco liczyła się w rozgrywce bez wsparcia artefaktów). A ona sama nie zobaczy, co ciekawego przygotował dla niej Sauron. Wady: cała reszta. Dobra, może amputowało jej mózg, ale aż takim tchórzem jeszcze nie została...
Tak czy inaczej decydując się na jakiś rozpaczliwie bohaterski krok w stylu Wszystkich Ulubionego Boromira nic nie zyska, a może stracić.
Decyzja: jak się wpakowałaś, graj dalej.
Komentarz dodatkowy: bardziej zrujnować sobie opinii i tak nie możesz.
Po trzecie: Pierścienie. Są dwa. Może je oddać lub zostawić (na jedno wychodzi), przez co nic nie zyska - poza tym, że Napluje Wrogowi w Twarz, wróć do punktu drugiego. Odpada. Może zostawić je na palcu, dzięki czemu zostanie bardzo grzeczną marionetką Saurona, w tej sytuacji pole manewru równe zero. Odpada. W wariancie bardzo optymistycznym, jeśli nie będzie ich nosić przez cały czas i będzie się pilnować, być może ma szanse skorzystać z ich mocy i nie zostać jego marionetką bardziej, niż jest nią w tej chwili. Ryzykowne. Może wreszcie zabrać grzecznie Pierścienie, wpakować do kieszeni wzorem Saurona (DLACZEGO on nie założył Jedynego?!), nie nosić, robić dobrą minę do złej gry i zobaczyć, jak sytuacja się rozwinie.
Decyzja: to ostatnie.
Zadanie specjalne: nie łudzić się tym ostatnim "dlaczego".
Po czwarte i chwilowo ostatnie - na Eru, Keleborn mnie ZABIJE!
Zadanie specjalne, priorytet najwyższy: przestać robić z siebie rozhisteryzowaną panieneczkę.
Zadanie specjalne dwa: nie robić z siebie idiotki. Za późno. Zadanie zignorować.
***
Trzy, dwa, jeden...
Wzięła głęboki wdech i podniosła się z ziemi, podnosząc jednocześnie Neryę.
- Chyba i tak nieźle oberwali, co?
- Mam nadzieję, że wystarczająco. Pozbierałaś się?
- Biorąc pod uwagę, że żaden kawałek mnie nie został na ziemi, to chyba tak. Jakbym się zaczęła sypać, polecam szufelkę.
- Jeśli się rozsypiesz na wiwernie, to obawiam się, że zmiatanie cię na kupkę zajmie trochę więcej czasu. Zbieraj się, lecimy do Barad Dur.
O szlag. O szlag-o szlag-o szlag.
- TERAZ?! W środku bitwy?!
- Im szybciej załatwię sprawę Pierścienia, tym lepiej. Zresztą inaczej w życiu mi nie uwierzysz, że chcę go przekuć. No i ta twoja wnuczka, jak jej tam...
- Arwena?
W sumie opcje są dwie. Albo naprawdę chce się pozbyć tego ustrojstwa i mówi prawdę, albo nie mówi prawdy, a ona ma i tak równiutko przerąbane. W obu przypadkach odmowa nie ma sensu. Świetnie, przynajmniej nie musi się specjalnie zastanawiać.
- O właśnie. Jestem szalenie ciekaw, jakim cudem ona w ogóle przeżyła dzieciństwo z takim instynktem samozachowawczym. Najpierw próbowała się na mnie rzucić z nożem do papieru, potknęła się, wyłożyła jak długa i nie wbiła sobie tego dziabaka w brzuch tylko dlatego, że chwilę wcześniej wyleciał jej z ręki. Następnie kilkakrotnie próbowała uszkodzić strażnika naczyniami kuchennymi, w czterech przypadkach na pięć rozbijając je sobie w ręku. W piątym prawie jej się udało, talerz pozostał cały, a obiad wylądował tuż obok celu. Czyli na jej sukience.
- Czepiasz się, prawie sukces! - nie wytrzymała i zachichotała (wprawdzie nieco histerycznie, ale to się wytnie).
- Wybitny. A dodatkowo lamentuje, że ma za małe lusterko. Większego nikt jej nie da, jeszcze stłucze i się pokaleczy... Skąd się takie biorą?!
- Widać ma coś po babci...
- TY to powiedziałaś. W każdym razie jeśli się na kogoś rzuci i zleci z wiwerny po drodze do domu, to będzie na mnie, a tak to jej sobie SAMA pilnuj.
- Od tego ma nadopiekuńczego tatusia.
- Swoją drogą ty już słyszałaś, jakim cudem Aragorn znalazł się na czele wojsk tych przybyszów?
- Nieeeee?...
- Tak trochę podsłuchiwałem i wychodzi na to, że prosił Elronda o rękę córki tak długo, aż ten w końcu stwierdził, że "jasne, jak tylko zostaniesz królem Gondoru". Najwyraźniej nie wyczuł sarkazmu...
- Hm... A mogę jeszcze zamienić parę słów z Kelem?
- Zanim go znajdziesz... Nie mam mowy, wyruszamy NATYCHMIAST. Chodź!
Dobra, kolejne zadanie specjalnie: nie umrzeć ze strachu.
***
Tymczasem gdzieś na bolu bitwy Keleborn odetchnął z ulgą. Wizja Galadrieli zwalającej komuś na głowę tony magmy była zdecydowanie bardziej przerażająca, niż armia orków, komplet Nazguli i Balrog do kompletu. Głównie dlatego, że zapewne to on miałby ją na głowie po tym, jak uświadomiłaby sobie, co właściwie zrobiła. Wciąż trudno mu było uwierzyć, że w ogóle była w stanie pomyśleć o czymś takim. Cholerny Pierścień. Trzeba było skuteczniej próbować wybić jej to z głowy, kiedy jeszcze mógł...
Oczywiście nie łudził się, że Jedyny Pierścień nie zmienił właściciela. Ale biorąc pod uwagę, jak bardzo Drieli odwaliło na sam jego widok, może to i dobrze... Zakładając niesamowicie optymistycznie, że Sauron rzeczywiście zmądrzał i nie zamierza usunąć sobie mózgu zakładając artefakt, a potem mordować zupełnie bez sensu wszystko i wszystkich.
O to wszystko będzie się martwił później, na razie miał bardziej bieżące sprawy na głowie. Na przykład dwa tysiące doborowych łuczników, których musiał jakoś powstrzymać przed wdaniem się w krwawą bitwę z paroma tysiącami orków i pokrewnych.
A tymczasem z nie-tak-daleka dobiegały kolejne zwrotki:
"Jak to na wojence ładnie
Elfi laluś z konia spadnie
My go jeszcze dobijemy
Długie uszy obetniemy!"
Byłoby zdecydowanie łatwiej, gdyby zmienili nieco repertuar.
Dobra, to kto tam właściwie dowodzi?...
***
Ciemność otaczająca pole bitwy jakby rozjaśniła się odrobinę, choć może było to zupełnie subiektywne wrażenie? Napór mocy wypełniającej serca przerażeniem i niemocą zelżał nieco, choć wciąż dało się odczuć jej potworny wpływ... Władca Ciemności w bardzo szybkim tempie oddalał się w kierunku swojej siedziby. |
_________________
|
|
|
|
|
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 26-01-2009, 10:35
|
|
|
Gdy do wciąż pogrążonego w melancholii Grisznaka przybył zwiadowca z informacją, że wróg wycofał się i ruszyłaforsownym marszem na północ, dowódca armii Mordoru długo nie mógł w to uwierzyć. Sięgnął po mapę, uważnie studiując ją i zastanawiając się, jaki zamysł przyświeca nieprzyjaciołom. Czując, że znów zaczyna boleć go głowa (zgubne skutki nadmiaru myślenia), wstał i wydał rozkaz poderwania do marszu całej swej armii. Skoro wróg uciekał, należało go ścigać. Miał czym to zrobić. Poza świeżymi dywizjami orków, do jego wojsk dołączyły olog hai, trolle oraz mumakile przysłane z Haradu. Zdziesiątkowane, ale niezastąpione w roli zwiadowców viwerny no i... z niesmakiem spojrzał na elfy, które zostały przysłane mu jako wsparcie. No nic, ponoć nieźle strzelają z łuków. Przyjdzie się o tym przekonać, o ile dotrwają żywe do spotkania z wrogiem.
Armia ruszyła w kilku kolumnach, podążając za wycofującym się przeciwnikiem. Rozesłano licznych zwiadowców, aby upewnić się, że to nie pułapka. Nic na to jednak nie wskazywało. Nieprzyjaciel opuścił równiny i szedł na północ. Po co? Przecież tam były tylko góry, nic poza nimi. Wtedy przypomniał sobie o owianej złą sławą drodze wiodącej od głazu Erech po Dunhrarrow - o Ścieżce Umarłych. Czyżby zamierzali przekroczyć nią góry uderzyć na Rohan? Nie można było na to pozwolić. Maszerujące raźno orki podjęły pieśń, często towarzyszącą im podczas długich, znojnych marszów.
"Skroś burze świeciło nam słońce swobody,
Nas wiódł wielki Morgoth, wskazywał nam cel,
Wychował nas Sauron w wierności mrokowi,
Do wielkich zapalał nas trudów i dzieł."
Idące niedaleko elfy przez pewien czas w milczeniu znosiły ów barbarzyńsko w ich uszach brzmiący śpiew. Wiele z nich rozumiało czarną mowę na tyle dobrze, aby wiedzieć, o czym opowiada pieśń. W końcu nie wytrzymały i same podjęły własną piosenkę, pełną smutku, gniewu jak i patosu historię o dawnym herosie.
"Gdy Feanor do boju wyruszył z orężem, Valary o drzewkach radziły
Gdy Feanor zawołał "Umrzem lub zwyciężem!" Valary w Amanie bawiły!
O cześć wam Valary wspaniałe, za nasze skradzione klejnoty!
O cześć wam Tulkasie, Manwe i Aule, za nasze smutki i kłopoty!"
Orki, słysząc wydobywającą się z tysiąców elfich gardeł pieśń, śpiewaną jasnymi, czystymi głosami, zamilkły na moment. Nie trwało to jednak długo, w końcu ile można było słuchać ostrouchów, na dodatek śpiewających w języku, którego żaden z orków w najmniejszym nawet stopniu nie rozumiał. Inteligencja zielonoskórych podpowiadała im jednak, że elfia śpiewka jest dla smutna, zatem uznały, że należy rozładować ponurą atmosferę czymś bardziej radosnym. Nad szeregami orków rozległ się śpiew:
"A wszystko to, bo Mordor kocham
I nie wiem, jak bez niego mógłbym żyć
Zobacz elfie jaka moja szabla jest
Nią właśnie zabije cię!"
Elfy, które do tej pory śpiewały początek "Quenty Silmarillion", w mig zauważyły zmianę nastroju w oddziałach orków. Domyślając się, że orki chcą dowieść swojego poczucia humoru, postanowiły nie być gorsze. Choć niektórym może wydawać się to cokolwiek dziwne, elfy również tworzyły pieśni o wiele bardziej ludyczne i swojskie niż te, które przetrwały na kartach historii, a których niewątpliwy walor literacki szedł w parze z afirmacją życia i jego rozkoszy. Nie znaczyło to, że pozbawione były też nutki tęsknoty za utraconymi ziemiami.
"Varda miała fajny biust,
Nienna styl, Arwena coś, co lubię
Meliana całowała cudnie,
nawet już po swoim ślubie.
Wszystko mógłbym Vaire dać
Celebriannie, ale one nie chciały brać
Galadriella jeden grzech, zagłaskała mnie na śmierć
A Yavanna była ok!"
Tak, w radosne i twórczej atmosferze, kwitł dialog kulturalny dwóch, niegdyś śmiertelnie zwaśnionych nacji. Przez pewien czas Grisznak zastanawiał się, czy to wzajemne przekrzykiwanie nie skończy się pospolitą burdą, jednak obie strony wykazały dyscyplinę i atakowały się co najwyżej werbalnie, w piosenkach. Dowódca wziął to za dobrą monetę. Teren robił się coraz trudniejszy, równiny ustępowały miejsca wyżynom, dając maszerującym do zrozumienia, że są już u podnóża gór. Zdwojono czujność, wysyłając zwiad, aby nie wpaść w żadną zasadzkę. |
|
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 26-01-2009, 11:05
|
|
|
Odpowiedź króla Eomera była dość długa i rozbudowana, składała się z dwóch akapitów.
Pierwszy z nich zaczynał się od słowa "Do" i był to jedyny cenzuralny wyraz, jaki się w nim znalazł.
Drugi brzmiał natychmiast:
"Wy jadowite żmije. Mamy tu coś takiego, co się nazywa palathir. Widzieliśmy co się stało z naszym posłem. Chcieliśmy odesłać wam głowę posłańca. Później jednak usłyszeliśmy, że na północy istnieje gra nazywana Golfem. Polega ona na wrzucaniu kijem piłek do dziur. Jej nazwa pochodzi od imienia orka Golopa, którego odcięty łeb utknął po bitwie w króliczej norce. Chcieliśmy sprawdzić, czy da się w nią grać konno. Nazwaliśmy naszą wersję zabawy "polo" i zastanawiamy się nad uznaniem jej za sport narodowy. Niestety w trakcie meczu głowa nam się zepsuła. Wyślijcie więcej posłańców. Chętnie wznowimy rozgrywki." |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
Ostatnio zmieniony przez Zegarmistrz dnia 26-01-2009, 11:10, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
kic
Nieporozumienie.
Dołączył: 13 Gru 2007 Skąd: Otchłań Nicości Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 26-01-2009, 17:11
|
|
|
Regeneracja struktury kościoła trwała do późnych godzin nocnych. Po rytuale kic nawiązał kontakt ze swoimi zwiadowcami. Okazało się, że połączone siły okrów i elfów ruszyły w ich stronę. Nie spodziewał się niczego innego. Trzeba było im tylko uprzyjemnić drogę. Patriarcha zszedł do głównego laboratorium. Mimo iż noc wzeszła już dawno temu, to w laboratorium nie dało się tego odczuć. Przez cały czas trwały tam prace i przygotowywania. Patriarcha przywołał jednego z akolitów i zażądał raportu postępu prac. Akolita ukłonił się nisko i przywołał jednego z Czerwonych Magów, który po odpowiednich formalnościach rzekł.
- Pracę idą lepiej niż zakładaliśmy. Uporządkowanie i przygotowanie odpowiednich substancji ukończono przed zbiórką armii. Produkcja idzi bardzo dobrze i sprawnie.
- Dobrze, że chociaż tutaj idzie lepiej niż powinno… Poślij jakiegoś Akolitę do dowódców wojsk. Okazuję się, że armia Mordoru ruszyła za nami.
- Jak sobie życzysz Panie.
Po kontroli w laboratorium kic udał się do swojego pokoju i znużony od razu oddał się w objęcia snu.
* * *
Nastał następny dzień. Szybciej niż oczekiwał, a raczej szybciej niżby chciał oczekiwać. Mimo wszystko czas teraz liczony był jako cenny aspekt, którego nie można było marnować. Pomimo iż obciążył sprawami militarnymi i formalnymi w całości swoich dowódców oraz kapłanów, w tym Altruistę, Velga, Norrca i innych, to jednak miał wiele do zrobienia tego dnia. Od razu po przebudzeniu się, Patriarcha już chciał wyjść ze swojego pokoju. Jednak tego nie zrobił… Przypomniał sobie o kuli zmienności i jej wyczerpaniu. Nie mógł nadziwić się, że udało mu się wyczerpać całkowicie jej moc. Niedoceniał jednostki wśród masy przeciwnika… Znów zaczęły przeszywać go negatywne emocję. Powstrzymał się jednak, kiedy ku jego radości, kula zmienności zregenerowała już 50% swojej mocy. Nigdy nie mógł się nadziwić jej pojemności mocy oraz prędkości regeneracji. Wyszedł ze swojego pokoju, czując odrobinę optymizmu…
* * *
W laboratorium nic się nie zmieniło od wczorajszej (bądź dzisiejszej) nocy. Wśród całego zgiełku i ruchu, kic znów nakazał przywołać jednego z Czerwonych Magów. Chwilę później przybył jeden z nich mówiąc.
- W czym mogę służyć?
- Pierwszy zestaw już gotowy?
- Tak jest. Został już nawet przetransportowany do góry.
- Dobrze to słyszeć, a co z powłoką i kamuflażem?
- Również zostały nałożone, tak jak sobie tego życzyłeś.
- Dobrze więc.. Trzymajcie ten poziom, a przeciwnik na pewno wpadnie w naszą pułapkę.
* * *
Najwyraźniej był to o wiele lepszy dzień niż wczoraj. Jednak to był dopiero początek tego dnia i zapewne jeszcze nie jedno wydarzenie będzie miało swoje miejsce…
Patriarcha przechadzając się po dziedzińcu spostrzegł towar ładowany na wierzchowce. Pierwsza faza planu rozpoczęła się. Niepokoiła go jednak słabnący mrok. Jak do tej pory służył im dobrze ukrywając ich przed wrogiem. Najwyraźniej twórca tych chmur musiał już opuścić pole walki. „Dlaczego? Kiedy jego plan zwiódł wycofał się? Przecież miał przewagę…” – Patriarcha znów popadł w swój trans. – „Czyżby jego głównym celem nie było Bractwo, albo szykuję kolejny podstęp…” – Przemyślenia kica zostały jednak przerwane niespodziewanym faktem. Jeden z jego ogników dostrzegł bowiem siły usytuowane na północy za rzeką. Nie była to zbyt optymistyczna wiadomość. Ten wczorajszy zwiad orłów natchnął kica do wysłania kilku ogników, jednak nie spodziewał się takiego oporu. Bractwo znalazło się w niewygodnej sytuacji… pomiędzy młotem, a kowadłem. Jednak dzień nie zakończy się szczęśliwym akcentem. Patriarcha rozesłał informację do dowódców o nowym wrogu, a sam wrócił do pokoju. Tam oglądając wydarzenia z kuli, zaczął tworzyć kolejne ogniki. Jednak tym razem zrobił ich dziesięć razy mniej niż ostatnimi razy. Musiał oszczędzać moc, na wszelkie ewentualności.
Po wysłaniu nowej grupy ogników, przyszedł czas na kolejne działania. Oddziały powietrzne opuszczające zamek zostały pokryte niewidzialnością. W ten sposób bez problemu mogli wykonać swoje nowe zadanie. |
_________________ "Zaczynałem jako zwykły zegarmistrz, ale zawsze pragnąłem osiągnąć coś więcej." - Lin Thorvald
Melior Absque Chrisma
Pierwszy Epizod MACu |
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 26-01-2009, 17:52
|
|
|
Zrobione. Fei oparł się o pień drzewa, oddychając płytko, szybko; zrobił głęboki wdech i powoli uspokajał oddech. Podniósł wzrok na wzgórze, gdzie zielony pędy wychynęły z żyznej, jakby niedawno zoranej ziemi. Nie miał wątpliwości, że w przyszłości będzie ono ozdobą tego lasu. Życie Entów nie poszło na marne...
I znów to samo wrażenie. Obrócił się za pień - w oddali dostrzegł ruch, choć równie dobrze mogło to być tylko złudzenie. Fei jednak nie miał wątpliwości:
- Pokażcie się, o, Elfy! Widzieliście, jak wchodzimy w Mroczną Puszczę, zaprowadziliście nas tu i tu patrzyliście, jak giną Enty, jak ginie twierdza, jak rodzi się światło.
Cisza. Bezruch. Nic.
Świst. Strzała zatapia się w piersi Feia. Nie. Złudzenie. Światło. Błękit. Kula. Fei się uśmiecha. Strzała leży u jego stóp. Nie. Nie strzała. Młode drzewko.
Zza odległych drzew zaczęły wyłaniać się smukłe, gibkie sylwetki Elfów. Podeszły na odległość dwudziestu łokci i stanęły. Niewysoki, dość młody Elf, stojący na przedzie przerwał milczenie (chyba dość kłopotliwe dla nich w zaistniałej sytuacji):
- Kim Ty jesteś? Przed chwilą powinieneś był zginąć, a żyjesz. I dlaczego uratowała Cię magia Śródziemia, magia Fangornu? Dostrzegłeś nas, nie widząc, jeszcze zanim zrobiły to Enty. Widzieliśmy - posiadasz potężną moc, uratowałeś magię Fangornu, tworząc tę Kulę; Ty, obcy. Twoja obecność jest prawdziwą zagadką. Jesteś dla nas bardziej obcy niż mroczne plugastwo Mordoru, a magia naszej Natury chroni Cię...
- O dużo pytasz, Elfie. Kim jestem? Sam mnie przed chwilą określiłeś, a reszta jest nieistotna. Na następne pytanie znasz odpowiedź, tylko nie potrafisz jej przyjąć.
- Ale przecież...! - Elf zamilkł pod zaskoczonymi spojrzeniami kompanów.
- Więc zrozumiałeś już... A Wy? Z tego co słyszałem, Wasz dom jest dalej na północ. Nie wiedzieliście o tym, że tu przybędę. Zapewne obserwowaliście ruchy Mordoru i zamieszanie, wywołane nagłym poruszeniem wśród leśnych pająków. Teraz, kiedy pająków nie ma, a twierdza nie istnieje, chcieliście mnie zabić, "uwalniając" magię Fangornu. Cóż... tak czy owak Wasza misja tutaj się skończyła. Teraz wrócicie zdać relacje z tych wydarzeń. To mi jest bardzo na rękę, a i Wam będzie. Spójrz mi w oczy.
Elf ciągle nie doszedł do siebie, po odkryciu tej prawdy, której nie chciał przyjąć, którą musiał przyjąć. Spojrzał w brązowe oczy Feia. Przez chwilę obaj tak stali, w milczeniu, w bezruchu, po czym Fei ruchem dłoni otworzył szczelinę wymiarową, po drugiej stronie której ku osłupieniu Elfów ukazał się ich stolica. Fei spokojnie do niej podszedł, przeszedł przez nią, zatrzymał się i obrócił, czekając na Elfy, a te, żywo wymieniając między sobą uwagi ("To samo...", "Enty...", "Ale...", "Stolica..."), z nieukrywanym zainteresowaniem, ostrożnie przechodziły na drugą stronę.
Szczelina się zamknęła. Fei znalazł się w domu Elfów z Mrocznej Puszczy. |
_________________
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imiona miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
A. Mickiewicz
|
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 26-01-2009, 19:34
|
|
|
Z twierdzy Bractwa wyleciały latające oddziały. Lecieli spokojnie, ufając w siłę okrywającej ich iluzji, oraz nadal wszechobecnej ciemności (która co prawda nieco osłabła, po odlocie Saurona, ale nadal była wystarczająco silna by zamienić dzień w odpowiednik oświetlonej księżycem nocy). Niestety dla nich, zaufanie to było nieuzasadnione.
Nagle spod nieba z przenikliwym wrzaskiem spadły na nich Skrzydlate Cienie; Nazgule (w liczbie sześciu) pojawiły się w centrum formacji, szerząc śmierć. Jakiekolwiek myśli o oporze zostały zduszone przez kolejnych atakujących - podążającą za Upiorami Pierścienia chmurą wron, kruków i krebainów. Ptaki te, normalnie latające w czasie dnia, i zwykle nie atakujące ludzi, zachowywały się, jakby doskonale potrafiły przejrzeć chroniące jeźdźców Bractwa iluzje, poruszając się, jakby były tylko narzędziami w rękach czyjejś pojedynczej Woli.
Otoczeni chmurą atakujących oczy, dziobiących w każde odkryte miejsca, i (przede wszystkim) płoszących wierzchowce ptaków jeźdźcy nie byli w stanie bronić się skutecznie przed atakującymi z doskoku Nazgulami. Tylko jeden powrócił do twierdzy, by zdać raport z porażki.
***
W komnacie Orodruiny, otoczony trójką pozostałych Nazguli Władca Mordoru otworzył oczy, i zaczął przygotowywać się do ciężkiej pracy. Wyjął ze skrytki stare narzędzia, te same którymi przekuł Jedyny, oraz sam pierścień. Spojrzał w bok, gdzie przy wejściu stała Galadriela (mogła stamtąd doskonale obserwować cały proces, ale jednocześnie była zbyt daleko, by w nim skutecznie przeszkodzić - jakby co Nazgule i towarzyszący jej żołnierze mieli temu i tak zapobiec), skinął jej głową i zabrał się do pracy. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 26-01-2009, 21:40
|
|
|
Ich siły przemieszczały się dość szybko - spowalniała ich tylko akcja oddziałów saperskich, które na ich tyłach minowały teren. Osłaniani przez rycerzy zakonnych, szybko rozmieszczali środki wybuchowe na drodze. Te środki bezpieczeństwa powinny zniszczyć nadmiernie rozochocone orki, zmuszając bestię do okazywania jako takiego respektu normalnej marszucie.
A tymczasem, posuwali się intensywnie na północ wzdłuż drogi. Zreformowane oddziały bractwa, dowodzone teraz pospołu przez Velga i Norrca, zdawały się mieć całkiem dobre morale. Wszakże nie bez przyczyny Wielki Mistrz stworzył w swoim Zakonie nowy organ - Inkwizycję. Pięciu rycerzy, przywdziawszy szkarłatnie czerwone płaszcze, stanęło na czele walki o sumienia. Wyręczając kapłanów, owi wojownicy nazwyczajnie sprawnie rozprawili się z haniebnymi pogłoskami. Za poglądy jawnie rewolucyjne, typu herezji akicyzmu (odbierającej Patriarsze cechy boskie) bądź zwątpienia w możliwości Bractwa, kilkunastu podżegaczy skończyło na stosie.
I to podziałało - wiara została umocniona przez oręż. I miała z tego umocnienia mieć doraźne korzyści - albowiem zatrata złych wieszczy została odebrana jako oznaka sprawiedliwości Niebios. Ład i porządek miał wrócić do ich sił.
Tymczasem, Velg miał swoje własne zmartwienia. Leżąc w łożu, koło wciąż śpiącego Norrca, przeglądał tekst, który pisał. Oprócz dobrze zredagowanych wersów:
"I wstąpił Patriarcha i wyrzekł - "Nie będzie ani jednego kacerza, którego siła będzie mi się sprzeciwstawiać! Ja bowiem jestem Alfa i Omega, Początek i Koniec. Ja spajam cały świat - i właśnie siła tego spojenia, jak i waszej wiary spowoduje, iż nie będzie takiego, któremu dane byłoby stanąć przeciw mnie i zwyciężyć!". I struchlały szyki kacerzy - a choć z woli Pana zaprzysiężonemu mi jeźdźcowi wymierzono dopust, wierni się nie załamali. Albowiem wiedzieli, iż przez dopusty biegnie droga ku zbawieniu"
widniały także ślady po tym, iż wczorajszej nocy w mrowiu utrapień przesadził z alkoholem... Tekst, który za nic nie przystawał poziomem nawet do mordorskich piosenek... Nie mówiąc już o jakiejkolwiek roli liturgicznej.
"... -zuo- - zł- Zło ómarło i jasnym stało -siem- się, że -Part- -Patrar- kic zwycięrzył. I żaden -futszaty bydlak- sługa -Modr- -Modoru- wroga nie odbieże mu zwycienstwa. "*
To zdecydowanie trzeba było poprawić...
*Tekst rękopisu ewangelii według świętego Velga. |
_________________
|
|
|
|
|
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 27-01-2009, 15:36
|
|
|
- Można? - rozległ się dźwięczny, elfi głos i w wejściu do namiotu Grisznaka stanął elf o długich, jasnych, wręcz srebrzystych włosach. Był wysoki, jak przystało na przedstawicieli najstarszych gałęzi tej rasy. Jego twarz emanowała spokojem i mądrością. Orczy generał pod wzrok z nad skóry, na której właśnie pisał kolejny smętny poemat o swojej niespełnionej miłości.
- Czego chcieć? - spytał, lustrując gościa wzrokiem - Zajęta być.
- Przyszedłem porozmawiać o naszej współpracy - elf najwyraźniej uznał słowa Grisznaka za zaproszenie i wszedł do namiotu, po czym podszedł do stołu, przy którym siedział ork i zajął miejsce na przeciwko. Spojrzał na skórę, pokrytą bazgrołami.
- Nie wiedziałem, że orki potrafią pisać - powiedział, z niekłamanym podziwem - Czy to odezwa do żołnierzy?
- Nie twoja sprawa być - odrzekł Grisznak, odsuwając wyprawioną skórę na bok. Bystry wzrok elfa pozwolił mu jednak zauważyć kilka pierwszych wersów i, ku olbrzymiemu zdziwieniu, dostrzegł, że wygląda to jak fragment wiersza. Ork poeta? Widział już wiele dziwów, ale tego się nie spodziewał. Przeczytał pospiesznie to, co zdążył, zanim kawałek skóry znikł ze stołu.
"Wędrował ork raz z mroźnych gór
Wędrować on samotnie
Aż podczas bitwy o rzeki brzeg
Otoczon być sromotnie
Ruszył do boju, ku wrogom
Wielu ubił nim upadł
na ziemię, w blasku słońca
I gdy już zginąć miał zobaczył
Jak stała tam - walcząca"
Elf uśmiechnął się, bo konstrukcja oraz niektóre rymy dziwnie przypominały mu znaną jego plemieniu pieśń o Berenie i Luthien. Dalej nie zdążył doczytać, bo skóra powędrowała do kieszeni orka, podczas gdy ona sam oparł łapy o stół i spojrzał na elfa wyczekującym wzrokiem.
- Zwę się Keleborn, Książę Doriathu, Potomek Thingola - Króla Doriathu, Władca lasów Loth... a zresztą, pieprzyć formalności - elf doszedł do wniosku, że na orku cała ta tytulatura i tak nie zrobi wrażenia - Jestem dowódcą elfów, które przybyły do was jako posiłki. Chciałbym wiedzieć, jakie macie plany, aby móc lepiej współpracować.
Bezpośredniość Keleborna przypadła orkowi do gustu.
- Moja chcieć uderzyć tu i tu - kościsty paluch niemal przebił leżącą na stole mapę - Ale jeszcze nie teraz. Musieć czekać na ważna wieść, potem by walczyć. Wszystko być?
Keleborn zauważył, że ork jest jakiś taki nie w sosie. Nie miał co prawda okazji do nazbyt częstych kontaktów z tą rasą, a te, które miał, nie wykraczały zazwyczaj poza długość miecza lub zasięg łuku. Poza tym jego głowę nurtowała wątpliwość co do tego, co widział przed chwilą.
- Sam to napisałeś? - spytał, wskazał na kawałek skóry, który wystawał z orkowej kieszeni - Wiesz, że to przypomina pewną znaną pieśń...
- Twoja szukać guz... - mruknął Grisznak, ale nie zrażony (a może po prostu nie świadomy grożącego mu niebezpieczeństwa) Keleborn kontynuował - Taką, którą kiedyś ułożono po tym, jak elfka związała się z parszywym ludzkim przybłędą.
- Elfka z ludziem? - spytał zaskoczony ork.
- Tak, wszystko wskazuje na to, że Valarowie chcieli nam zagrać na nosie i tak to wszystko ukartowali, że tylko związek przedstawicielki naszej, szlachetnej rasy z tą jętką mógł uratować śródziemie. Jeśli o mnie chodzi, uważam, że lepiej by było to sobie darować.
- Twoja nie lubić ludź?
- Nie lubić? Nie znoszę tej aroganckiej rasy idiotów, którym wydaje się, że są nie wiadomo kim, a żyją tyle, co troll napłakał. Zafajdane łapichrusty, którym nawet ufać nie można, bo jak wpuścisz takiego do namiotu, to ci nasika do środka, a jak nie wpuścisz, to zacznie linki odcinać - Keleborn nie szczędził słów pogardy dla młodszej rasy - To tchórze, niedojdy i uwodziciele!
- Twoja mówić z sens - Grisznak wyciągnął z kąta butelkę orkowej okowity i podał ją Kelebornowi, który nie chcąc urazić gospodarza pociągnął z niej słuszny haust. Ork tymczasem mówił - Ludź być parszywy uwodziciel, kradziej cudzych samic i oszust!
- Eeeep - choć orkowa gorzałka paliła wnętrzności, Keleborn, który swoje na świecie żył, zniósł mężnie jej łyk - Banda drani. Wiesz, powiem ci coś, stary. Nie dość, że mam w rodzinie zafajdanego mieszańca Elronda, którym puściła się moja córka, a który okazał się tak toksycznym mężem, że biedactwo musiało przed nim uciekać za morze, to jeszcze teraz jego córka, która jest elfką pełnej krwi, chce się chajtnąć z człowiekiem. Żeby on jeszcze był królem, czy co, ale to chromolony włóczęga, który rzekomo ma być królem, a jego jedynymi dowodami na to są połamany miecz i ręce, które niby leczą. Dałbyś się nabrać na taki kit?
- Nieee - Grisznak sam wypił solidny łyk wódki - Moja mieć na oku kobieta, piękna, bojowa samica. Wszystko być super, moja chcieć ją zabrać ze sobą i mieć małe, a tu sruuu - zatoczył łapą w powietrzu - Przyleźć ludź i kobieta wzdychać do niego. Świat być zły!
- Wszystko przez ludzi, mówię ci - dodał Keleborn - Gdyby nie oni, byłoby lepiej!
- Dobrze mówić! Słuchać ty, a może my się pozbyć ich z ziemia! Jakby ich nie być, to by żyć się lepiej!
- Wszystkim!!! - krzyknął Keleborn, raz jeszcze pociągając orczej okowity.
Przez wiele godzin trwała biesiada, która udowodniła, że obie rasy wywodzą się bez wątpienia z jednego pnia. Była już późna noc, kiedy z namiotu wciąż dochodziły gromkie śpiewy:
"Bo elfy i orki być jedna rodzina!
Ludź to być szuja, bagno i gadzina!" |
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 27-01-2009, 18:59
|
|
|
Kościół leciał teraz nad ziemiami Lamedonu. Armia MAC maszerowała cały czas do przodu. Choć była bardzo przetrzebiona, to duch walki ją nie opuścił. W niewielkiej odległości znajdował się już pierwszy most.
A tymczasem w kościele, w jednych z dużych sal, Najwyższy Kapłan wchodził powoli po schodkach na mównicę. Gdy znalazł się na szczycie, oparł dłonie o pulpit i powiódł wzrokiem po tłumie akolitów.
Prawie wszyscy się już zebrali, za wyjątkiem brata Michała i brata Grzegorza. Ci dwaj bracia olali konferencje Altruisty. Woleli testować w pokoju Michała nowe wino: Komandos. Podobno to wino wyznawcom podrzucał od czasu do czasu Mroczny Kapłan Costly Molina
- Bracia i siostry. - Rzekł Altruista
- Wiem że ostatnie wydarzenia mocno was zaniepokoiły i oczekujecie ode mnie jakiś wyjaśnień. Teraz właśnie ich wam udzielę. Parę dni temu nasz kościół upadł. Ten upadek nie był związany z jakąś działającą wrogą siłą. Nie żadna super moc nas obaliła ale brak waszej wiary. Tak bracia - byliście wszyscy słabi w wierze i to osłabiło nas kościół.
- Nasz Patriarcha zawsze nad nami czuwał, a wy co? Zwątpiliście w niego! - Altruista podniósł trochę głoś. - I to właśnie doprowadziło do upadku kościoła! - A ci, co nie przeżyli tego upadku, byli z nas najsłabsi, najmniej wierzyli w naszego umiłowanego kica. Spotkała ich właśnie za to kara. Niech to będzie lekcja dla was wszystkich, wiecie teraz, do czego może doprowadzić brak wiary w MAC.
- Od dzisiaj macie być wszyscy mocni w wierze, bo tylko to doprowadzi nas do zbawienia, do Nirvany. Musicie z całych sił wspierać duchowo naszego Patriarchę!
- Musicie się dla niego poświecić, nawet jeśli będzie was to kosztowało życie. Nasz kochany Patriarcha bierze na siebie ciężar naszych grzechów, więc należy go od tego odciążyć i wesprzeć modlitwą. Dlatego nakazuje wam nie piętnastokrotnie w ciągu dnia, a trzydziestokrotnie wznosić modlitwy ku czci kica. On tego potrzebuje. Dajmy mu nasze wsparcie. Pokażmy mu, że nie jest sam w tej walce.- Altruisty wzniósł ręce ku górze i zaczął krzyczeć.
- Nasza przyszłość jest pewna! Naszych wrogów - nie! Niech żyje MAC! Niech żyje kic!
Jak było do przewidzenia, po tych okrzykach akolici razem z Najwyższym kapłanem zaczęli wznosić hasła ku chwale MAC i kica.
Nieco później, Altruista stał przed drzwiami do pracowni Feia. Zebrał się w końcu na odwagę i zapukał. Po dłuższej chwili drzwi się lekko uchyliły i stanęła w nich ciemnowłosa dziewczyna.
- Mojego mistrza nie ma. - Powiedziała dziewczyna, mierząc Altruistę dziwnym spojrzeniem. - Chcę się z nim jak najszybciej skontaktować - powiedział do niej.
- Możesz mu przekazać, że go szukam? Jest mi strasznie potrzebny. - Kobieta zastanowiła się przez chwile, lecz z jej oczów nie można było nic wyczytać. W końcu odpowiedziała.
- Zobaczę co da się zrobić. - Po tych słowach zamknęła drzwi przed nosem Najwyższego Kapłana. Altruista zaklął głośno. Był zły. Teleportował się z miejsca do lustrzanej komnaty. Akolici na widok swojego przełożonego stanęli na baczność.
- Jak wygląda sytuacja? - Zwrócił się do jednego z nich, a ten wystraszony odpowiedział od razu.
- Właśnie zbliżamy się do mostu, zaś nasi saperzy cały czas minują za nami drogę. Zwiadowcy donoszą, że cały czas podaża za nami armia Mordoru.
- Doskonale. - Altruista uśmiechnął się paskudnie. - Przekażcie Velgowi, żeby przygotował dla Mordoru jeszcze kilka dodatkowych atrakcji. Niech nasz wróg nie myśli, że o nim zapomnieliśmy |
|
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 27-01-2009, 22:21
|
|
|
Podczas odwrotu Kitkarze przydzielono sześciu gryfich jęźdźców, aby wraz z nimi pełniła rolę tylnej straży. Pilnowali, aby armia wroga nie zbliżyła się za bardzo, a gdyby to się stało mieli natychmiast poinformować Kica. Pomiędzy brązowo-złotymi piórami gryfów tylko ubarwienie (i rozmiar) Kemiego wyróżniały się na niebie. Jego czarne, lśniące łuski odbijały blask mdłego słońca. Szybowali na niebie w określonym szyku. Jedna grupa kilkanaście metrów nad ziemią, a druga wyżej, ponad chmurami. Kitkara telepatycznie wysyłała im polecenia. Nagle wiatr się wzmógł.
- Kitkaro, musimy zniżyć nieco lot. - Zwrócił się do niej Kemi. - Te wiatry są za silne i mogą zrzucić jeźdźców z grzbietów ich wierzchowców.
- Dobrze.
Wysłała polecenie swoim ludziom. Natychmiast wykonali rozkaz. Dziewczyna nie wiedziała jednak, że to część planu wroga. Jak tylko zaszli poniżej linii chmur zaatakowało ich stado czarnych wron. Kemi instynktownie zanurkował w dół. Drogę zagrodził mu przelatując tuż przed nim Nazgul, potwornym piskiem oznajmiając im swoją obecność. Zdawał się być zadowolony na ich widok.
- W górę, Kemi!
Smok natychmiast zawrócił. Wierzchowiec wroga ruszył za nim. Kiedy wzbijali się w górę Kitkara widziała jak chmara wron atakuje jej ludzi. Jeden, zrzucony z wierzchowca zmierzał właśnie w doł, ku nieuchronnej śmierci, cały poraniony ostrymi szponami. Czuła na sobie oddech Nazgula, czuła, że ją wzywa. Wzdrygnęła się wypędzając go z umysłu. Nie da się tak łatwo! Szarpnęła grzywę smoka nakazując mu zawrócić. Znaleźli się naprzeciw czarnej, obleśnej bestii.
- Śmierć przyszła po ciebie, dziewczyno. Opór jest bez celowy!
Kitkara dobyła miecza, atakując w odpowiedzi, nie miała zamiaru zaszczycić Cienia ani słowem. Pysk Kemiego wypełniony ostrymi zębiskami, zdolnymi zmiażdżyć nawet łuski swoich smoczych braci zacisnął się na skrzydle wiwery, podczas gdy Kitkara skrzyżowała ostrze z jeźdźcem. Pomimo oblicza skrywanego pod czarną płachtą wiedziała, że był zaskoczony jej agresywna i tak silną reakcją. Odepchnął ją od siebie. Odskoczyła na zad Kemiego, jednak natychmiast zaatakowała ponownie. Jej wierzchowiec mocno ściskał zębami wyrywającą się wiwernę, lecz nie puścił, nawet kiedy Nazgul usiłował wbić mu ostrze w kark. W końcu Nazgul przywołał swoje ptaszyska. To w końcu podziałało i smok razem ze swą panią oddalili się, jednak nie dali za wygraną.
- Gotowy na kolejne starcie? - Zapytała smoka.
- Tak.
Wypowiedziała zaklęcie. Po ostrzu miecza "biegały" od ostrza po rękojeść błyskawice. Kemi ruszył do ataku. Wiwera nie chciała ryzykować ponownego starcia z nim, kiedy znaleźli się dość blisko siebie obróciła się w powietrzu uderzając go biczowatym ogonem po pysku. Przez chwilę oboje - jeździec i smok mknęli ku ziemi.
- Kemi!! - Wrzasnęła usiłując przekrzyczeć świst powietrza.
Smok ocknął się z szoku po uderzeniu, rozłożył skrzydła.
- Wszystko dobrze? - Spytała Kapłanka.
- Tak, trochę zaskoczyło mnie to uderzenie...
- Szybko do góry.
Mknąc ku chmurą, nad głową, kilka metrów dalej zobaczyli, że Nazgul leci ku ziemi. Kemi zatrzymał się w powietrzu.
- Dlaczego on tam leci? - Zapytał.
Zanim dziewczyna zdołała odpowiedzieć poczuła niesamowity ból w całym ciele. Krzyknęła przeraźliwie opadając na kark smoka. Zerknęła w lewo. Nazgul przyglądał się jej uważnie.
- Kiti... Kiti, co się dzieje? - Pytał zaskoczonym głosem Kemi.
W odpowiedzi usłyszał tylko pojękiwania bólu. Poczuł krew i złą aurę wokół dziewczyny, górę wzięła w nim wściekłość.
- Postaraj się trzymać jakoś. - Zaryczał.
Z ogłuszającym rykiem, niczym strzała pomknął w stronę wiwery. Zamiast jednak zaatakować wierzchowca wyciągnął swój pysk ku Nazgulowi. Zanim dosięgnął celu ponownie zaatakowało ich stado wron, szarpiąc ciało Kitkary. Smok nie poddał się, zacisnął zębiska na ciele wroga, robiąc z niego miazgę. Poszarpane szaty opadły nagle, jakby zakrywały jedynie powietrze. Następnie zajął się wiwerą. Atakował pazurami i kłami, rozdzierając krtań i pierś. Wrony odleciały. Stwór spadał, krwawiąc obficie z licznych ran.
- Kitkaro.... Kitkaro!!
Nie odzywała się. Miała powierzchowne rany od ataku wron, ale równiej poważne wewnętrzne od zaklęcia Nazgula. Smok szybko poszybował do twierdzy, serce waliło mu jak oszalałe, nie z powodu walki, lecz ze strachu o życie towarzyszki. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 27-01-2009, 22:26
|
|
|
- To był ciężki dzień - pomyślał Sauron, ocierając pot z czoła. - Przekuję pierścień, przywrócę mu pierwotną postać, odzyskam tak nierozważnie ulokowaną moc, co w tym może być trudnego? mówił. Jak to zwykle w życiu bywa, proces okazał się być nieco trudniejszy. Największy kłopot stanowił element, którego Władca Mordoru nie chciał odzyskiwać - zaklęte w pierścieniu emocje. W końcu udało mu się jakoś je przelać do osobnego kawałka metalu - później się zastanowi, co z nim zrobić. Teraz stał wpatrując się w trzymaną w ręku złotą obrączkę z wyraźnie widoczną na jej powierzchni płomienną inskrypcją w alfabecie elfów:
Ash nazg durbatulûk, ash nazg gimbatul,
ash nazg thrakatulûk agh burzum-ishi krimpatul.
Swoją moc z pierścienia odebrał - zostawiając jedynie tę, która w nim była od momentu pierwszego wykucia - ale napis zdecydował się pozostawić, by przypominał, że każdy, nawet jeśli zalicza się do najpotężniejszych i najmądrzejszych Majarów, może popełniać błędy.
- Masz - podał pierścień zaskoczonej Galadrieli. - Mam nadzieję, że tym razem nie będziesz nim w nikogo rzucać.
- Idziemy, podrzucę cię do Barad Duru, znajdę jakiś pokój gościnny, a rano spotkasz się z wnuczką (i resztą moich gości) - dodał, patrząc z ukrywanym zadowoleniem, jak w oczach Drieli pojawia się niepokój. Świetnie, niech się teraz ona dla odmiany trochę podenerwuje pomyślał z satysfakcją.
***
Pierwsze miny były dla oddziałów Mordoru zaskoczeniem - owszem, zauważono, że przeciwnik prowadzi za sobą jakieś roboty ziemne, ale z daleka nie dało się za bardzo stwierdzić, o co chodzi. Za wykrycie min, i tego, do czego były zdolne, była odpowiedzialna jedna z małych grupek orków które miały trzymać wojska MACu w stałym pogotowiu, wymuszając pozostawanie w wolniejszym do poruszania się szyku bitewnym. Kilkanaście z nich zginęło , a drugie tyle zostało rannych, zanim ktoś zorientował się co się właściwie dzieje. próby wykazały, że miny da się wykryć i zneutralizować w miarę bezpiecznie, ale że zajmuje to stanowczo zbyt dużo czasu. Od tej pory armia Mordoru poruszała się trasą nieco bardziej na wschód od wojsk Bractwa, równolegle do obranej przez nich trasy, a konnica pilnowała, by ta pozostała czysta.
Zwiadowcy donosili, że główne siły, idące drogą z Linhiru do Calember, są coraz bliżej (ostatecznie one nie traciły czasu na zakopywanie min czy palenie stosów). |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 28-01-2009, 00:59
|
|
|
Eomer był wściekły. Jego ludzie nie musieli patrzyć w jego stronę (zresztą, mało który się odważył), by to dostrzec. Wręcz czuć od niego było, że jest w stanie, w którym mógłby kogoś zabić. Młody król zachowywał się tak, jakby popadł w berserk.
- Przyjrzeliście się temu zdrajcy? - zadał pytanie. Większość Rohańczyków, a byli to wyłącznie ludzie najbardziej oddani Eomerowi i wcześniej Theodenowi, zdecydowani pomścić tragiczną śmierć króla za wszelką cenę znała jego rysopis. Jeśli nie widzieli go na własne oczy, to znali go z relacji.
- Pójdziecie do miasta. Podzielicie się na grupy - rozkazał. - Pierwsza grupa aresztuje każdego, kto widział się z tym typem w trakcie ostatniego tygodnia. Każdego. Znajdziecie jego rodzinę, jego krewnych, jego dziwki, człowieka, który sprzedawał mu chleb i owies dla konia. Jeśli był u kowala, to kowala też aresztujecie. Pojmiecie też rodziny, przyjaciół i krewnych tych ludzi. Jeśli będą stawiać opór zabijecie ich na miejscu. Rozpuścicie wieści, że szukacie morderców Theodena, zdrajców, szpiegów i spiskowców. Powiecie, że tych, którzy zgłoszą się sami czeka łaska. Powiecie, że nagrodzę tych, którzy będą donosić na sąsiadów. Powiecie, że za ukrywanie zbiegów grozi śmierć.
- Drugi oddział odwiedzi wszelkie karczmy, domy zajezdne, postoje i tawerny. Aresztujecie każdego, kto wygląda na obcego, przybłędę, wyda wam się dziwny, lub zwyczajnie nie spodoba. Ostrzeżecie karczmarzy i porządnie ich nastraszycie.
- Trzeci oddział zajmie bramy miejskie. Będziecie sprawdzać każdego wchodzącego i wychodzącego. Aresztować do wyjaśnienia wszystkich tych, którzy wzbudzą wasze podejrzenia.
- Czwarty oddział. Też pójdziecie do karczm. Pojedziecie też do innych osad i garnizonów. Będziecie publicznie mówić, że Grima zamordował Theodena. Zapamiętacie tych, którzy wam przyklasną.
- Piąty oddział. Pójdziecie dzień drogi za prowokatorami. Pojmiecie tych, których wam wskażą.
- Szósty oddział. Będziecie chodzić po domach i przeszukiwać je. Nie omijajcie biednych ani bogatych. Róbcie to totalnie wyrywkowo. Bądźcie brutalni, ale nikogo nie rańcie, ani nie zabijajcie. Długo przesłuchujcie domowników. Bądźcie okrutni jak koty i straszni jak nazgule... Rzućcie terror na ludność! |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 28-01-2009, 10:45
|
|
|
Głowa. Boleć. Cholernie.
Ale moja przynajmniej iść prawie prosto!
A poza tym: "Ufffffffffffffffff..."
Kelebornowi przemknęło przez myśl, żeby strzelić sobie jakieś zaklęcie uzdrawiające, ale uznał, że robienie tego na środku orkijskiego obozowiska i w tym stanie mogłoby być niezbyt mądrym pomysłem. Zresztą biorąc pod uwagę, że najwyraźniej na dzisiejszy wieczór zapowiedziane zostały poprawiny, chyba powinien zacząć się przyzwyczajać do orkijskich trunków. W trybie pilnym.
Niech to szlag, nie mieć... nie MIAŁ takiego kaca od trzech tysięcy lat!
W dodatku po całej nocy śpiewania pełnej wdzięku twórczości własnej o wzajemnej przyjaźni dwóch zwaśnionych ras, nadal chodziły mu owe piosenki po głowie i rzucały się na odmianę czasowników.
Czego się nie robi dla udanej współpracy...
Czegokolwiek by się nie robiło, uznał, że w pierwszej kolejności powinien zwalczyć kaca, a następnie zawojować z miłym, acz trochę niebezpiecznym uczuciem zidentyfikowanym jako "narcystyczna duma z siebie". Co tu dużo mówić, plan wypalił nawet lepiej, niż się spodziewał! Oczywiście miał parę wstępnych pomysłów, jak wkupić się w łaski orczego dowództwa, ale ostatecznie uznał, że w tej sytuacji dokładne planowanie zupełnie nie ma sensu, co będzie, to będzie. Ten wiersz podsunął mu naprawdę genialny pomysł. Kreatywna improwizacja na temat stosunków elfio-ludzkich to był strzał w dziesiątkę! Zaraz, jak to było? "Jętki" i "zafajdane łapichrusty"? Zdecydowanie opłacało się zrobić i wkuć na pamięć te notatki z najmodniejszych ostatnio przekleństw i obelg wobec rozmaitych ras oraz aktualnego wojskowego slangu, z którym wciąż był jeszcze odrobinę nie na bieżąco.
Kel, jesteś genialny.
Powtórz to sobie jeszcze ze dwa razy, a potem przypomnij sobie znaczenie słowa "skromność".
Kel, jesteś genialnym aktorem.
Kel, jesteś absolutnie paskudnym, kłamliwym sukinkotem (ha! też z notatek!), w dodatku diabelnie skutecznym.
Dobra, dawka samozachwytów na dzisiejszy dzień zdecydowanie wyczerpana.
Rozejrzał się uważnie, ale nigdzie w pobliżu nie stacjonowała żadna ludzka jednostka. Całe szczęście, w przeciwnym razie to by się nie mogło dobrze skończyć... Na przykład, gdyby za chwilę musiał tłumaczyć się z tych tekstów jakiemuś oddziałowi Czarnych Numenorejczyków. Albo, jeszcze lepiej, gdyby ktoś doniósł jego zięciowi, przecież Elrond przez następne pięćset lat by się z nim nie napił!
...Ani słowa o piciu. Ani słowa.
Swoją drogą ciekawe, co to za dzierlatkę sobie upatrzył Grisznak. Romantyczny ork, w dodatku poeta, prawie mu go było żal... No dobrze, w sumie nawet nie prawie. Hm... Może by mu podsunąć parę klasycznych dzieł? Albo nie, jeszcze narobi sobie biedak nadziei. W ogóle jak się z nim posiedziało dłużej w jednym namiocie, to zaczął się wydawać całkiem... sympatyczny. No nie, to już jest ciężki efekt uboczny projektu "Integracja"! Hm... Może udałoby się go jakoś przekonać, że nie kalkuluje się zabijać jeńców, palić wiosek...
Stop! Wystarczy tych ambitnych planów. Do namiotu, odświeżyć się, zaklęcie uzdrawiające i jedziemy dalej!
A po drodze nie zastanawiać się, gdzie do licha wcięło Drielę! Wszystko wskazywało na to, że postanowiła się pointegrować, dla odmiany, z samą Mordorską "górą". Jak na te okoliczności był o nią zaskakująco spokojny. Miał tylko cichą nadzieję, że nie powtórzy numeru z prawym sierpowym... Komuś mogłoby w końcu zabraknąć cierpliwości.
Cholerny. Ból. Głowy.
***
Tymczasem w Barad Dur druga połówka królewskiej pary z Lorien właśnie schodziła na zawał. Prawie dosłownie.
Sam proces przekuwania Jedynego wyglądał właściwie prawidłowo - nie miała żadnych wątpliwości, że Sauron odzyskał swoją pełną moc (cudownie...), a obrączka pozostała w jakiś sposób magiczna. Po co jej ją oddał? Czarny Władca ewidentnie się na niej odgrywał, zgrywając dżentelmena i pozostawiając jej pole do domysłów, co właściwie zamierza z nią zrobić. Pierścień był w chwili obecnej pierwszym kandydatem do zaszczytnego miana niespodzianki tygodnia - Sauron zapewne tylko czekał, aż zdecyduje się go założyć i przekona się, jakie interesujące efekty specjalne się z tym wiążą. Pewnie w końcu czekanie mu się znudzi i zmusi do ją założenia obrączki, ale dopóki to nie nastąpi, nie miała najmniejszego zamiaru pakować się w to sama. Aż tak jej się nie spieszyło, żeby się przekonać, co knuje...
Oczywiście zawsze istniała całkiem znacząca szansa, że w końcu gierki mu się znudzą i przyjdzie jej się zapoznać z zawartością co niektórych komnat w jego lochach. Ale póki co - show must go on!, jak to powtarzało jedno z ludzkich plemion. Nie mógł się nie zorientować, jak bardzo była przerażona, ale nie zamierzała dać mu satysfakcji i się do tego w jakikolwiek sposób przyznać. Chce sobie pograć? Ależ proszę bardzo!
- Czy ty tu kiedykolwiek sprzątałeś?!
- ...?!
- No tak, zapomniałam, że niektórzy uznają pajęczyny za obowiązkowy element dekoracji wnętrz. Ale żeby się nie dało przejść korytarzem nie kolekcjonując ich na twarzy, to już jest lekka przesada. A poza tym ja rozumiem, że ma być mrocznie i klimatycznie, ale na Eru, JAKIEKOLWIEK oświetlenie byłoby na rzeczy!
- Cóż, jeśli poczuwasz się do urządzania mi mieszkania...
- A pewnie! Jeśli mam tu nocować, to zamierzam zadbać o swój umierający właśnie zmysł estetyczny...
Nie da mu satysfakcji. Na pewno. |
_________________
|
|
|
|
|
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 28-01-2009, 10:48
|
|
|
Keleborn obudził się z kacem gigantem, przy którym Wojna Gniewu lub Bitwa Nagłego Płomienia wydawały się mało istotnymi epizodami w jego, co by nie mówić, długim żywocie. Powoli podniósł się z łóżka, trzymając się za głowę i zastanawiając się, co mu odbiło, aby urządzać sobie popijawę z szefem orków. Fajnie było, owszem, ale w jego głowie Tulkas bił się właśnie z Mogothem. Zmęczone usta zdołały wycharczeć tylko jedno słowo:
- ...woodyyy... - ledwo żywy, odziany w nader niekompletny strój opuścił namiot, aby czymś zwilżyć sterane wczorajszymi bojami gardło. Dostrzegł względnie niedaleko sporą kadź, zatem dowlókł się do niej i zanurzył w niej głowę, pijąc, pijąc i pijąc.
- Brrrrr.... - po chwili jego głowa wystrzeliła do góry, a elfi król zrobił kilka kroków do tyłu, czując, jak wraca do świata żywych. Poczuł coś jeszcze, gdyż cofając się, wpadł na kogoś.
- Jak łazisz, kmiotku! - padły słowa. Keleborn odwrócił się. Tuż za nim stał wysoki mężczyzna o ciemnych włosach, który patrzył na steranego nieco elfa z nieskrywaną pogardą. Tuż koło mężczyzny stała jasnowłosa kobieta, która wyraźnie nie wiedziała, czemu jej towarzysz reaguje tak jak reaguje.
- Spokojnie, Faramirciu, spokojnie, on nie chciał... - zaczęła, ale Keleborn, który dzięki kąpieli odzyskał już dawny rezon, a bycie nazwanym "kmiotkiem" przez ludzką jętkę zdecydowanie uwłaczało godności Króla Lothlorien, nie namyślając się wiele, wymierzył człowiekowi nazywanemu Faramirem hojny policzek, po którym ten wylądował w błocie.
- Markuj słowa, człeczyno, gdy zwracasz się do elfiego króla - powiedział.
- Króla? - spytał Faramir z pogardą w głosie - Bez żartów, taki z ciebie król, jak ze mnie... - słowa zamarły mu w prezłyku, gdy jego gardła dotknęło ostrze elfiego miecza.
- Zwę się Keleborn, Władca Lasów Lorien, Książę Doriathu, Pan Galadrimów. Jakim imperium władasz, by odważyć się mnie obrażać, ludzka larwo?
- Ja... tego... no... - Faramir najwyraźniej zapomniał języka w gębie. Rozległ się jednak kolejny szczęk wyciąganego z pochwy miecza, i niedaleko szyi Keleborna zawisło szerokie, rohańskie ostrze.
- Wasza wysokość wybaczy - kobieta mówiła stanowczo, ale i z szacunkiem - Jestem Eowina, księżniczka Rohanu, siostra króla Eomera. Jeśli miecz waszej królewskiej mości wyrządzi krzywdę memu towarzyszowi, z wielkim żalem będę zmuszona uczynić to samo tobie.
- Nnnoo.. no właśnie! - Faramir wykorzystał zaskoczenie Keleborna, aby odsunąć się a następnie odczołgać za plecy Eowiny, by z bezpiecznej tej pozycji wygrażać, wymownie gestykulując dłonią - Uważaj, bo ona ci pokaże! Zobaczysz!
Keleborn schował miecz do pochwy, Eowina zrobiła podobnie.
- Proszę przyjąć przeprosiny w imieniu nas dwojga - powiedziała, kłaniając się lekko.
- Ja również wyrażam ubolewanie z powodu tego pożałowania godnego incydentu - powiedział król Lorien, będący pod wrażeniem odwagi (lub może - głupoty) kobiety, która nie wahała się wyciągnąć miecz przeciw królowi elfów.
- O, tu być wasza - uszu całej trójki dobiegł znajomy głos wodza orkowej armii. Grisznak podszedł bliżej - Witać elfi król Kebel...Lebe...Rebel... Lebensborn...
- Keleborn - poprawił go potomek Thingola.
- No właśnie - ork nieco się speszył, ale brak irytacji na obliczu Kelenorna wziął za dobrą monetę - I księżniczka Rohanu - szarmancko skłonił się przed Eowiną by następnie ująć jej dłoń i lekko tylko musnąć ją ryjem, zaś powoli podnoszącego się z błota Faramira nie zaszczycił nawet spojrzeniem - My lada chwila ruszać dalej, wróg uciekać na północ. Być w pułapka bez wyjścia.
- Świetnie - odrzekł Keleborn - nie wymkną się nam.
- Moja nauczyć swoich ta pieśń po elfi, co wroczaj nasze ułożyć - zagaił do Keleborna Grisznak - Twoja też?
- Taaa... właściwie to zaraz to zrobię - Keleborn przypomniał sobie, że w istocie, nauczył wczoraj orka nieco sindarinu, po czym obaj ułożyli pieśń, która miała być symbolem unii między orkami a elfami. Pobiegł w te pędy ku swoim, aby przekazać im słowa i melodię. Nie chciał, aby jego elfy wypadły blado wobec orków.
- Twoja wybaczyć, ale moja musieć iść. Cieszyć moja wzrok widok twoja - Grisznak skłonił się raz jeszcze przed Eowiną i odszedł. Faramir otrzepał się z błota. Eowina chwilę patrzyła za oddalającym się orkiem, po czym spojrzała na księcia Gondoru.
- Chodź - powiedziała stanowczym tonem - Chyba muszę cię nauczyć nieco savoir vivre.
- Czego? - spytał zaskoczony Faramir - Nie znam tego języka...aauuuć!!!
- Zaraz poznasz - Eowina złapała księcia za ucho i pociągnęła za sobą.
Armia wyruszyła po jakiejś godzinie. Tym razem idące obok siebie w równych kolumnach elfy i orki nie urządzały już Śródziemiowizji, ale w miarę równo, raz lepiej raz gorzej, śpiewały jedną pieśń:
"As the turn of the tide it is our turn to rise
The force of a union"" at war
March over mountains on our way to the north
On the road that will lead us to Rohan
Our way will not be easy, it will take us through hardship and pain
Hill after hill breaking their lines of defence
Head on north
To arms under one banner
As a unit we stand and united we fall
As one fighting together
Bringing an end to the slaughter"*
Grisznak powierzył prowadzenie armii swoim adiutantom, zaś zaś pogrążył się w lekturze elfich mitów, których tom podarowało mu Keleborn. Z coraz większy zainteresowaniem czytał poszczególne fragmenty, szczególnie zaś przypadła mu do gustu opowieść o Feanorze i jego synach. Byli tacy... orkowi.
* zazwyczaj nie daję przypisów do wykorzystywanych przeze mnie piosenki, wychodząc z założenia, że są to powszechnie znane rzeczy, tu jednak, jako że wykorzystałem piosenkę niekoniecznie szeroko znaną, to czuję się w obowiązku podać źródło. Tekst pochodził z "union"" (Slopes of St. Benedict)" zespołu Sabaton. |
Ostatnio zmieniony przez Serika dnia 29-01-2009, 13:35, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 28-01-2009, 12:25
|
|
|
Oddziały MAC powolnym marszem zmierzały w stronę Kamienia Erech, gdy zwiadowcy donieśli o (nieprecyzyjnie określonych jako niewielkie) siłach piechoty okopanych po przeciwnej stronie mostu. Lekko opancerzonej piechoty ludzkiej, Do tego wyraźnie nieprzygotowanej do tego typu działań, uzbrojonej głównie we włócznie i miecze dwuręczne.
Siły przeciwnika oszacowano w przybliżeniu na pięćset głów, a zakwalifikowano jako siły miejscowych górali, być może mające wzmocnić wkrotce miejski garnizon. Decyzja o ataku była przesądzona.
Szybki szturm umożliwił zdobycie mostu i rozbicie punktu oporu przeciwnika, który przystąpił do szybkiego odwrotu. Jego straty oszacowano na niepełną setkę zabitych. Rannych nie stwierdzono, prawdopodobnie zostali dobici przez własnych towarzyszy przed ich odejściem. Nikt w zakonie nie zastanawiał się, jaki mógł być tego powód, zrzucono to jedynie na dzikość miejscowych. Jednak jak można się domyslić, prawdziwym powodem były krążące już pogłoski o okrucieństwie tajemniczych sił i o tym, co spotyka ich jeńców... Dunledingowie zdecydowani byli walczyć z wrogiem aż do śmierci i za nic nie dać się wziąść żywcem. Dotyczyło to także zwykłych mieszkańców owych okolic. |
_________________
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|