Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Krwawa Jatka |
Wersja do druku |
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 16-05-2009, 17:25
|
|
|
Będący w amoku Karel syknął z bólu ale jego szaleńczy śmiech nie ucichł wcale.
Uderzył mieczem podważając jedną z łusek adwersarza a następnie ją wyrywając. Następnie wciąż zmagając się z uściskiem demona wolną rękę zatapiając w ciele przeciwnika. Ręka zaczęła szperać po wnętrznościach szukając jakiegoś wrażliwego organu.
Po chwili poczuł. Dłoń odnalazła pulsujące serce po czym zacisnęła się na nim miażdżąc je. Ciało Velga przeszyły spazmy gdy mięsień został zmiażdżony rozluźniając uścisk. Karel wykorzystał to by wbić Raikomaru pod pachę przeciwnika. Osłabione miejsce nie mogło się oprzeć ogromnej sile gdy Karel oderwał kończynę demona a następnie zaczął go nią okładać. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 16-05-2009, 17:32
|
|
|
Serce... No... - pomyślał Velg, chwilę przed potencjalnym straceniem przytomności... W mgnieniu oka przemienił się w postać ognistą, otaczając Karela swoją ognistą aurą. Ów spadł wprost w płomienie - bowiem pod nim nie było nic, co mogłoby go utrzymać.
Ogień zaś zaczął rozprzestrzeniać się po całym ciele przeciwnika - acz Pierwszy Sekretarz był świadom, iż jest to jedynie czasowe rozwiązanie. Czynił tak tylko dlatego, że z jego ulubionych form tylko ta nie potrzebowała serca - a na uformowanie tak skomplikowanego organu potrzebował chwili. W sam raz, aby skończyć przemianę w "normalniejszą" formę nim przeciwnik znów wrzaśnie "Absolute Zero!".
A tymczasem, palił kapitana... |
_________________
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 16-05-2009, 17:44
|
|
|
Ten przeszedł do defensywy otaczając lodem samego siebie. Płomienie Velga nie mogły mogły dosięgnąć w owej lodowej barierze. Dotknął po chwili dłonią ścian tego dobrowolnego więzienia zaczynając przelewać w nie energię elektryczną. Po chwili lód miał kolor turkusowy a ściana lodu pękła posyłając ostre pociski we wszystkie strony. Sam lód był niegroźny jednak zawarta w nim energia elektryczna sprawiła że regenerujące się serce Velga zaczęło rosnąć w sposób niekontrolowany pobudzone impulsem prądu. Płomienie tylko się wzmogły. Karel ponownie otoczył się barierą, jednocześnie postawił drugą wokół przeciwnika. Jeżeli Velg czegoś nie wymyśli to jego własne wzmocnione płomienie wypalą całe paliwo i zgaśnie. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 16-05-2009, 18:10
|
|
|
Dobra, kończmy to przedstawienie... - pomyślał Velg, opuszczając po jakimś czasie tą postać. Znów wyglądał demonicznie - aczkolwiek tym razem brakowało mu jednej łapy. Cóż, trzeba było sobie jakoś radzić - liczyło się to, że Karel jest pod nim, a nie nad nim. A on ma już serce.
Wykorzystując sposobność, skruszył lód - i jednocześnie sięgnął po leżący dalej pręt ze szczątków kratownicy. Z trudem przebił nim Karela - powinno to odprowadzać do ziemi wszelką elektryczność, która pochodzić miała bezpośrednio od niego. Przynajmniej teoretycznie. A bardziej realnie - ograniczyć drugiemu swobodę ruchów.
Tymczasem, w ułamku sekundy podjął decyzję - i przemieniać się począł w przerośnięte gadzisko. Późniejsi biologowie nazwaliby je dziwną wersją krokodyla - różniącą się głównie wagą. I ta wersja krokodyla spróbowała zgnieść oponenta...
Velg miał tylko nadzieje, że ów nie odczołga się, nim to zrobi. |
_________________
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 16-05-2009, 18:14
|
|
|
Szermierz nie odczołgał się. Głownie z tego powodu że nie miał siły. Pręt który przeszedł przez dziurę w brzuchu wyssał z niego wszelką elektryczność. Jedyne co zdołał zrobić to dotknąć skóry obecnie zimnokrwistego Velga i wyszeptać.
-Absolute Zero..... - gadzia forma Velga została ścięta na mrożonkę. Karel popatrzył na to z triumfalną miną po czym zemdlał. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 16-05-2009, 18:36
|
|
|
Mroczny Kapłan oparty plecami o popękany mur areny wpatrywał się w niebo. Słońce właśnie zaszło za linią horyzontu.
- To dość rozczarowujący zwrot akcji. - Powiedział Molina do wyraźnie obrażonej Aki siedzącej z zawziętą miną na ramieniu Kapłana. - Gdyby pozostał przytomny choć jeszcze kilka chwil, to wydanie werdyktu pozostałoby nam, arbitrom.
Costly przeniósł spojrzenie na przeciwległy koniec areny i dostrzegł, że gestem dłoni przyzywa go Najwyższy Kapłan.
- Podobało ci się widowisko Wasza Wysokość? - Spytał Molina bladolicego mężczyzny.
- Krew! Walka! Taniec z mieczem! Ból! Euforia! - Zawołał Najwyższy Kapłan podnosząc ręce do góry i wykonując szybki obrót wokół własnej osi. - Chleb i igrzyska, Kapłanie! Oto czego trzeba naszym wiernym! Chleb i igrzyska!
Bladolicy kapłan powtórzył swoje hasło jeszcze kilka razy, a potem nagle odwrócił się w stronę zbliżającego się wolnym krokiem Velga.
- Velg! Czy bolą cię rany? - Spytał przejętym głosem Altruista czule spoglądając na Pierwszego Sekretarza.
- Nie. Należy zająć się Kapitanem.
- Odeślę go zaraz do Avalii. - Powiedział Molina i udał się w stronę nieprzytomnego mężczyzny.
- Ludu krwi żądny! - Zakrzyczał Altruista rozglądając się po trybunach. - Oto jest wasz bohater! Oto jest zwycięzca! - Wołał donośnie Najwyższy Kapłan podnosząc wysoko w górę prawą dłoń Pierwszego Sekretarza. Rozległy się dzikie wiwaty.
Pojedynek został zakończony. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 16-05-2009, 18:52
|
|
|
Zmieniony ponownie w postać demoniczną Velg podszedł do Altruisty. Jeden z zakonnych akolitów rzucił mu płaszcz - jako i inne części ubrania. Jakkolwiek dziwnie nie wyglądałby Velg przelewający się z formy do formy, lepiej było uczynić tak, aniżeli pokazać się publiczności nago. Lub w zniszczonych ubraniach, które mógłby odtworzyć.
- Zmienne są dzieje i zmienne są zwycięstwa. - ozwał się Velg z podwyższenia, kiedy wiwatujący tłum się uciszył - Lecz to, iż któryś z mych braci w wierze zwycięży, jest niezmienne! - stwierdził, kończąc swą krótką mowę.
I usiadł obok Najwyższego Kapłana, czekając na kolejne walki. Mógł obserwować walkę innych - lecz mógł także wziąć udział w jednej z licznych walk, które widziała ta arena. |
_________________
|
|
|
|
|
Shizuku
Trochę poza sobą
Dołączyła: 15 Lis 2006 Skąd: Z pogranicza światów Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 16-05-2009, 19:44
|
|
|
Nagle koło Velga pojawił się srebrzysty ptak, przypominający fenixa, jednak był jakby niematerialny. Wniknął w zmęczone ciało Velga, ten zamknął oczy, na twarzy dało się zauważyć ulgę. Po sekundzie pojawił się też tam uśmiech.
-Dziękuję. - wyszeptał, ale tych słów nie słyszał nikt prócz niego.
Koło Altruisty również pojawiły się srebrzysty ptak, wniknął w jego ciało, jak to było wcześniej w przypadku Velga, ten uśmiechnął się i pokiwał głową. Zrozumiał wiadomość Shizuku, miło mu było, że ktoś pochwalił jego jakże skomplikowaną "pracę" w roli sędziego. |
_________________
Ostatnio zmieniony przez Shizuku dnia 16-05-2009, 21:31, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 16-05-2009, 20:32
|
|
|
I w tym właśnie momencie po arenie przebiegł okrzyk zdziwienia tłumu. Bo oto przed chwilą nieprzytomny szermierz wstał o własnych siłach. Mimo to wyglądał upiornie, dziura w brzuchu w której wciąż tkwił pręt użyty przez Velga a także jego ubranie(znaczy się spodnie i buty) było w strzępach.
- Nic mi nie jest - powiedział ale to że podpierał się na swoim ostrzu zaprzeczało tym słowom. - dobra robota....Szefie - po czym zasalutował przełożonemu mieczem - to było......bardzo zabawne. A teraz....usłyszcie mnie tutaj obecni! Dzisiaj przegrałem ale nie wątpcie że jeszcze tu wrócę. A teraz raz jeszcze chciałbym usłyszeć brawa dla mojego oponenta - po trybunach znowu przebiegły wiwaty i oklaski. Karel wykorzystał moment nieuwagi widzów by wyjąć sobie z ciała pręt. Po tej czynności pokuśtykał w kierunku wrót areny. |
|
|
|
|
|
Mara
High
Dołączyła: 05 Maj 2007 Skąd: spod łóżka Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja
|
Wysłany: 17-05-2009, 21:22
|
|
|
Marie wstała i, otrzepawszy się, potrząsnęła głową, w której nadal coś dudniło niemiłosiernie, upominając się o jeszcze pięć minut w stanie nieważkości, pod opieką Rissy. Ta, po powiedzmy - odparciu ataku, siedziała wtopiona w drzewo nad chimerą i rozglądała się, czy nikt nie zniszczy go przez pomyłkę.
- No i fajnie... - Rozejrzała się. Ktoś ją w walczeniu wyręczał, dla niej całkiem dobry układ. Wzruszyła ramionami i skinęła na Rissę, która w mgnieniu oka schowała resztki lasu do niewielkiej sakiewki i sama wlazła do medalika.
~ Nie chcesz ich wesprzeć? Wiesz, to ty najpierw walczyłaś i...
- Nigdy więcej nie będę się pchała do walki z bogami. Wygodniej ich okradać - mruknęła pod nosem w odpowiedzi i włożyła ręce do kieszeni. Zamrugała i spojrzała jeszcze za siebie, nim opuściła arenę. Ok, mogła oddać walkę walkowerem, ale czymże jest głupia przegrana wobec groźny omyłkowego zgniecenia przez zaklęcie podczas walki... Nie mówiąc już o ciosach, każdy czar właściwie mógł zmieść półwilczycę z powierzchni ziemi. Areny, tfu. Prychnęła cicho oddalając się już od obiektu, przynajmniej na razie względnie bezpieczna. |
_________________ "Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 05-07-2009, 01:19
|
|
|
Tymczasem wrota... okupowało małe, rude i wrednie szeroko uśmiechnięte.
-Karol?
-Karel.
-A tak, faktycznie. Mój błąd - rudzielec uśmiechnął się szerzej, prezentując śnieżnobiałe uzębienie - podobno chciałeś ze mną porozmawiać. Oto i jestem.
-Niech zgadnę. Caibre Greyblade?
ps regulamin szlag trafił. Arena jak zawsze eksterytorialna w stosunku to reszty multiświatA? |
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 05-07-2009, 01:29
|
|
|
Na początku po wylądowaniu na piaskach areny(już to był fakt do zaskoczenia) i oświadczeniu przybysza na twarzy szermierza malowało się kompletne zaskoczenie. Ustąpiło ono jednak za chwilę miejsca satysfakcji a następnie poczucia triumfu.
- Ha...haha.....muhahahhahahaha! Czekałem.........nareszcie!!!
Greyblade szukałem cię długo bardzo długo. Masz talent chłopcze i bardzo ale to bardzo chciałem sprawdzić jak twoja prowizorka sprawdzi się z zawodowcem - przy tych słowach Karel powoli wyciągał miecz, na twarzy wciąż był szeroki uśmiech,
- Nareszcie muhehe....- po czym Karel.....zniknął. Pojawił się tuż przed Lisem i potężnym kopniakiem w szczękę wyrzucił go w powietrze. Siła ciosu była tak wielka że kitsune przebił kopułę areny i leciał z powrotem wzwyż w kierunku Kościoła a Karel wyskoczył za nim. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Ostatnio zmieniony przez Karel dnia 17-07-2009, 00:55, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 05-07-2009, 01:38
|
|
|
Hmpf.
Cai zatrzymał szaleńcze wirowanie. Broda bolała nieco, a z rozciętej wargi unosił się rdzawy dym, lecz poza tym lisowaty nie był zbytnio uszkodzony. Paski na twarzy powiększyły się i przejęły główny impet uderzenia, rozpraszając go po całej powierzchni ciała.
Poczekał, aż nieznośnie wolny Karel z łaski swojej podleci bliżej i.....Caibre po prostu zatrzymał się względem areny.
I z zainteresowaniem patrzył jak przeciwnik mija go, dalej lecąc po linii prostej.
Po czym wpakował w Karela tak ze dwie megatony w ciągłym strumieniu plazmy, co tylko przyspieszyło jego lot w górę. Mimo iż większość energii rozproszyła się w atmosferze, Karelowi zrobiło się raczej ciepło w tylnych partiach ciała.
-Saya? - Caibre zapytał w myślach. Lecz prawa Areny były niezmienne: wojownicy byli tu sami, bez wsparcia.
Nie żeby to jakieś szczególne ograniczenie było...
Lis przestał lewitować i wciąż obserwując opadającego już łukiem w dół adwersarza*, malowniczo ciągnącego za sobą smugę dymu.
*<popraw mnie, lecz w Portretach słowa o kontroli lotu u Ciebie nie zauważyłem. Moje zmęczenie czy faktycznie brak?> |
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 05-07-2009, 01:59
|
|
|
- Oh man - stwierdził do siebie Karel gdy zobaczył lecącą w jego stronę falę energii. Zdołał ją zablokować mieczem ale siła impetu pchała go dalej w wzwyż. Przypalała mu również skórę na ramionach.
~Cholera - pomyślał - trza improwizować.
- Raikiri! - podziałało, elektryczny półksiężyc przeciął promień na dwoje i gnał teraz pod prąd. Tymczasem opadający teraz w dół Karel uśmiechnął się perfidnie.
- Cóż skoro ma taką klasę to wypada pójść na całość - po czym sięgnął w kierunku końskiego ogona po opaskę. Uwolnione włosy zafalowały na impecie powietrza.
Tymczasem Cai nie wydawał się zmartwiony pociskiem. Mógłby przyjąć na siebie setki takich wyładowań, wystarczy ze je odpowiednio..... I w tym momencie dostał w plecy. Kopniak rzucił go prosto w pocisk i po krótkiej eksplozji dymiący Lis zaczął spadać bezwładnie w dół. Ale i tu zaczęły go dosięgać ciosy. Następny przyspieszył jego lot w dół. Ku jego zdumieniu Karel już tam był i prawym prostym posłał go przed siebie. szermierz przez chwilę obijał go w niewidzialnym trójkącie. Wreszcie przestał na chwilę.
- Widzę że nie wiesz co się dzieje. Uznałaś mnie za wolnego ale to był błąd - wyciągnął przed siebie Raikomaru, po mieczu przebiegła elektryczność.
- to jest miecz piorunów i nadaje mi on ich cechy.....
- W tym szybkość - kontynuował pojawiając się szybciej niż mruga powieka za nim trzymając dłoń na ramieniu kitsune. Po chwili był gdzieś z boku.
- Piorun porusza się z prędkością 100 000 km/h. Nie ma mowy byś w tym aspekcie mi dorównał. Ale nie przyszyłem tu by się chwalić. Chcę zobaczyć w akcji twoje ,,szczęście".
Zobaczymy czy poradzi sobie z mocą z nieba.
PS: Obrócenie się w locie jest możliwe. Reszta tylko przy prędkościach ponaddźwiękowych. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 05-07-2009, 02:11
|
|
|
-To ciekawe - poklepał go po ramieniu lis. Ręka zacisnęła się na barku Karela z siłą solidnej prasy - bo myśl jest równie szybka*. A ja - Karel z niejakim zaskoczeniem stwierdził iż drugi rudzielec trzyma go za drugie przedramię, unieruchamiając - jestem jednak nieco szybszy. I też znam parę sztuczek.
Karel zamrugał. W stronę areny spadało teraz kilka dymiących postaci, a dwa rudzielce wciąż przytrzymywały go w miejscu podczas gdy trzeci......
-O, to twoje? - Caibre obracał w rękach Raikomaru. Ku kompletnemu osłupieniu Karela- fajna wykałaczka. Nie w moim stylu...
i wypuścił z rąk miecz.
*prądzik, tego. |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|