Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Krwawa Jatka |
Wersja do druku |
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 10-10-2010, 18:10
|
|
|
Midori westchnęła. A więc to koniec, finito? Trochę rozczarowujące. Ale przynajmniej dostał za swoje, w końcu to on ją zaatakował na trybunach.
Nagle.....
Arena zatrzęsła się. Zielonowłosa rozejrzała się ale Karela nie było nigdzie widać.
Potem nastąpił jeszcze jeden wstrząs, i następny. A potem Arena przechyliła się.
Kibice przytrzymali się swoich siedzeń. Pół-wampirzyca wbiła srebrne ostrze w glebę by znaleźć jakąś podporę. Chwilę potem budynek przechylił się w drugą stronę a następnie ustabilizował się. Midori nie miała pojęcia co się dzieje, zastygła skorupa magmy na piasku była nienaruszona. Sekundę później miała wrażenie zmniejszonej grawitacji, zaś po czasie potrzebnym na mrugnięcie nastąpił wstrząs tak silny że zwalił ją z nóg. Nie ona jedna nie zdołała się utrzymać na stopach, widzowie również pospadali ze swoich krzeseł. Ściany popękały tu i ówdzie a elementy dachu spadły w dół.
Gdy zbierała się z ziemi kątem oka zobaczyła jak przez wejście na Arenę wchodzi Karel. Trochę ubrudzony ale cały i zdrowy - nie licząc odniesionych wcześniej ran.
- Jak...? - kompletnie ją zamurowało.
- Ta zastygła magma była naprawdę twarda - zaklaskał z uznaniem szermierz - Nie mogłem jej przebić niczym dostępnym mi tam pod spodem. Tak więc zaparłem się i.....
Na Arenowym telebimie pojawił się obraz. Przedstawiał perspektywę z lotu helikoptera. W miejscu gdzie stała wcześniej Arena ziała ogromna dziura. A dwie dzielnice dalej budynek dla spragnionych walki był widoczny wśród przetrąconych wieżowców. Raiyami rzucił Arenę. Dosłownie.
- Moja kolej - rzekł zielonowłosy i wyciągnął swoje runiczne ostrze przed siebie. Midori dostrzegła błyszczące purpurą tajemne znaki na płaskiej powierzchni miecza.
- Czas wezwać twoich braci Belderiverze. - stwierdził Karel - Mocą pięćdziesięciu dusz rozkazuję wam. Przybywajcie Czarne Ostrza!
Zrobiło się ciemno, nawet bardzo biorąc pod uwagę wciąż szalejącą burzę.
Za szermierzem zaczęły wynurzać się miecze. W powietrzu rozchodziły się kręgi tam gdzie czubek kolejnego ostrza przebijał się przez wymiary. Łącznie sto mieczy zawisło za Karelem.
Król machnął ręką a ostrza wystrzeliły niczym ławica barrakud w stronę wampirzycy. Sam Raiyami skoczył na ostanie i surfował na nim niczym na desce. Midori rzuciła się biegiem ku krawędzi Areny. Bronie minęły ją wbijając się w kamień ale zaraz same się "wyjmowały by podjąć pościg. Zielonowłosa odbijała swoim własnym ostrzem te które podleciały za blisko. Nagle jednak ostrza rozdzieliły się na dwie grupy. Zrozumiała że chcą ją okrążyć. W tym samym momencie potężne uderzenie w plecy rzuciło ją na powrót na środek pola walki. To Karel smagnął ją wydłużającym się łańcuchem w plecy. Z nim i Belderiverem w drugiej dłoni umilał jej życie jakby nie było jej mało setki latających wykałaczek. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Athi
Apple Girl
Dołączyła: 21 Kwi 2007 Skąd: Gliwice Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 10-10-2010, 18:48
|
|
|
Szpilkowa armia (miecze) Karela goniła Midori po całej arenie. Dziewczyna widziała, że uciekanie i odbijanie ich nic nie da, stopić ogniem pewnie też się nie dadzą, przeciwnik widocznie miał wielką uciechę patrząc jak ona biega uciekając przed ostrzami. "Coś trzeba wymyślić, szybko!". Nagle zauważyła, że wszystkie ostrza lecą w takiej samej odległości na nią, wyglądały jak ściana połyskujących szpilek. Zielonowłosa wpadła na pomysł.
- Teraz albo nigdy! Mroczne Więzienie! - na drodze miecz pojawiła się wielka czarna ściana w którą wszystkie się wbiły, już miały z niej się wyciągnąć i ją ominąć jak pojawiły się pozostałe pięć ścian zamykając je w czarnej kostce. Sześcian lewitował nad całą areną, było w nim słychać tylko głuche odbicia mieczy Karela.
- Zostałeś bez wsparcia. - rzuciła Midori patrząc się na przeciwnika. - Jesteś dość namolny... - miecz dziewczyny zabłyszczał w jej ręce, chwyciła ostrze w drugą ręce i przejechała nim po zaciśniętej dłoni, czerwone krople krwi ściekły z ostrza. - Wiesz, że wampirza krew jest trująca? To się zaraz przekonasz! - zielonowłosa zaczęła biec w stronę Raiyamiego, naglę znikła i pojawiła się tuż przed nim. Zamachnęła się ostrzem i wycelowała w jego ramię, trafiła. Odskoczyła na odległość paru kroków.
- Poddaj się, inaczej zginiesz. |
_________________ I looked at the world through apple eyes
And cut myself a slice of sunshine pie
I danced with the peanut butterflies
Till time went and told me to say hello but wave goodbye
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 16-10-2010, 18:11
|
|
|
- Nie poddaję się nigdy. Gdzie by był fun? - zamachnął się mieczem ale zachwiał się przy tym cięciu. Midori łatwo zeszła mu z drogi. Karel postąpił jeszcze parę chwiejnych kroków.....i padł na plecy. Zaczął się trząść konwulsyjnie.
- Nie wysilaj się. No naprawdę skuteczna trucizna - stwierdziła Midori - Przynajmniej siostra tak mówiła - dodała już w myślach. Tymczasem szermierz znieruchomiał. Wampirzyca podeszła szybko do niego. Chyba nie przesadziła? Nachyliła się nad nim. Nie ruszał się. Sprawdział puls. Nie było. wyprostowała się szybko zdjęta grozą. Nie tak miało być!
- Buu! - powiedział Raiyami otwierając jedną powiekę i podnosząc dłoń z wyciagniętym palcem. Cieniutki piorun wystrzelił z jego końca i uderzył ją w pierś przebijając się na wylot. Zielonowłosa zatoczyła się do tyłu trzymając się za wypalony otwór w ciele.
- Belfowałeś....
- Jasne że tak. - potwierdził król wstajac niezgrabnie -Jestem bogiem i demonem. Spodziewałaś się ze to mnie wykończy? W końcu zarówno jedni jak i drudzy stoją wyżej w sysematyce. Nie mówiac o tym - tu pokazał prosto na Midori. - Że sama jesteś w połowie demonicą. Można wiec powiedzieć że miałem sporo naturalnej odporności. Chociaż przyznaję nie był to zdrowy koktajl. - zatoczył się. Widać przynajmniej ta cześc nie była udawana. Trucizna zamiast zabić sporo Karela osłabiła.
- To...co? Ostatnia runda? - zapytał.
- Taaa...- Midori ścisnęła mocniej miecz. Karel chwycil z kolei swego Belderivera w obie ręce. Staneli przez chwilę mierząc się wzrokiem. Wampirzyca spojrzała w nienaturalnie zielone oczy szermierza i zdumiała się. Zobaczyła w nich - na ile to możliwe patrząc w oczy - respekt i szacunek. Zielonowłosy skiną głową i wystrzelił się do przodu. Midori też ruszyła biegiem. W połowie drogi Raiyami niespodziewanie rzucił swoją bronią. Nie spodziewała się tego. Schyliła się najniżej jak mogła i poczuła jak wirująca broń obcina powiewający z tyłu kucyk. Nie widząc nic z pozycji w jakiej teraz biegła wyrzuciła swoją broń do przodu.....i trafiła. Podniosła zaskoczona wzrok. Karel nadział się na jej miecz aż po rękojeść. Spojrzał na nią z uznaniem i położył jej dłoń na barku.
- Gratulacje.
I w tym momenice oczy prawie wyszły jej z orbit gdy poczuła obezwładniajacy ból w trzewiach. Spojrzła w doł. Druga górna kończyna Raiyamiego była aż do połowy przedramienia zatopiona w jej brzuchu.
- Rghaaaaa! - z głośnym wrzaskiem Karel szarpnął. Łzy podeszły wampirzycy do oczu i puściła rękojeść swojej broni. Oboje zrobili kilka kroków do tyłu. Król przyjrzał się wyrwanem narządowi. Wyglądał na wątrobę. Odrzucił go na bok i wyciągnął wystający ze swojego ciała miecz. Ten też odrzucił na bok tym bardziej że chwilę potem ostrze wyparowało. Midori uklekła przytrzymując się dziurę dłonią by przypadkiem reszta kiszek się nie wylała. Raiyami zatoczył się ale po chwili się wyprostował. Spojrzał na nią przenikliwie, powoli wyciągnął do góry obie dłonie z wyciagniętymi palcami wskazującymi i pokazując na wampirzycę stwierdził.
- You pretty good.
I padł na twarz. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Ren
蓮 <-- To moje imię.
Dołączył: 25 Cze 2010 Skąd: Manticore Status: offline
Grupy: Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 18-10-2010, 21:33
|
|
|
Saya zjadla ostatnia frytke i z wyraznym zdenerwowaniwm ze sie skonczyly cisnela puste pudelko na srodek areny.
Wtedy zobaczyla lezacego Karela i Kleczaca midori oraz ... chyba watrobe - bynajmniej tak jej sie zdawalo.
- Calkiem niezla walka, nie tego sie spodziewalam naprawde niezle.
Po czym znikla. |
_________________ Yoake umare kuru mono yo,
Keshite miushinawa naide,
You are you shoujyo yo ima koso!
Furi hodoki tachi agare!
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 22-10-2010, 19:36
|
|
|
Ysengrinna zalała krew - dosłownie. Zdążył się wprawdzie uchylić przed kulą na tyle by nie przebiła czaszki, rozerwała mu jednak skórę na skroni, zalewając jaskrawą krwią oczy. Złapał się z krzykiem za bok głowy, chwiejąc na nogach i starając zogniskować wzrok na skurczybyku który go postrzelił.
- Już nie żyjesz! - ryknął.
- Aha, jasne - kiwnął głową Filip, strzelając ponownie, tym razem w serce. Ku jego rozczarowaniu kula zrykoszetowała nawet nie zadrasnąwszy inkrustacji. - ... Z czego ty masz zbroję!?
- Z definicji!
Rycerz wyciągnął spod płaszcza... Coś. Wyglądało po trochu futurystycznie, po trochu magicznie, a po trochu jak dmuchawa na liście. Kot nie miał czasu przyjrzeć się uważnie, gdyż ustrojstwo bluznęło w jego stronę kulą białego ognia. |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
RepliForce
Vongola Boss
Dołączył: 30 Sty 2009 Skąd: Z Pustyni Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 23-11-2010, 16:49
|
|
|
[Sora wkracza wolnym, miarowym krokiem na arenę. Patrzy na puste trybuny [zbliżenie]. Wyciąga swoje miecze zza pleców [obraz od dołu do góry]. Uśmiecha się pod nosem[widoczne tylko jego usta]]
- No nic, czas rozruszać ten obiekt, bo nam się w zabytek przerodzi. |
_________________ "Bo to właśnie niebo pozwala fruwać chmurom po swoim bezkresie"
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 23-11-2010, 17:22
|
|
|
-Zabytek toto był nim myśmy tu przybyli - rzekł rudzielec z trybun zeskakując - co nie przeszkadza nam psuć go regularnie.
Odziany w skórzany płaszcz wyglądał niczym uczestnik steampunkowego larpa. Nawet bez patrzenia na gogle zarzucone na czoło. Bez widocznej broni, pierwsze wrażenie jakie się nasuwało to "brunatny stożek z płomyczkiem na górze". |
|
|
|
|
|
RepliForce
Vongola Boss
Dołączył: 30 Sty 2009 Skąd: Z Pustyni Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 23-11-2010, 19:42
|
|
|
[Sora patrzy zdziwiony] Caibre ? Po ostatniej naszej walce nie spodziewałem się, że będziesz chciał się ze mną bić. [Sora odskakuje kilka kroków do tyłu] Ale to dobrze, nie lubię przeciwników, którzy szybko odpuszczają. |
_________________ "Bo to właśnie niebo pozwala fruwać chmurom po swoim bezkresie"
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 25-11-2010, 01:01
|
|
|
-Odpuścić? Nigdy. Ale ale - rudy z uśmiechem pokiwał palcem w powietrzu - bawimy się zgodnie z jakimiś zasadami czy wolna amerykanka ?- zrzuciwszy płaszcz rudy ukazał się w falbankowym odzieniu. Dla dobra układu krążenia na czas Jatki założył bieliznę.
Też różową. I z falbankami.
-Z drugiej strony, po co ja utrudniam żywot.. - wymamrotał sobie pod nosem, jednocześnie przewracając oczami.
I wyciągając z kabury wielkokalibrowy pistolet.
W odróżnieniu od poprzednich wariacji, ta broń nie pluła plazma, hiperszybką adaptowalną amunicją czy też różowymi poringami.
Zamiast tego lufę opuścił ważący kilka gramów aerodynamicznie ukształtowany kawałek ołowiu w stalowym, ponacinanym płaszczu. Zdecydowanie poddźwiękowy, pocisk pomknął przez rozżarzone powietrze areny w kierunku serca Sory.
Rudy nie liczył na pierwszą krew w tej rundzie, natomiast potężny odrzut broni używanej do polowania na neotygrysy posłużył jako podstawa do efekciarskiego przewrotu w tył dla uzyskania odrobiny przestrzeni potrzebnej do...
Ale nie uprzedzajmy faktów. |
|
|
|
|
|
RepliForce
Vongola Boss
Dołączył: 30 Sty 2009 Skąd: Z Pustyni Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 25-11-2010, 16:08
|
|
|
[Sora J.Bladem sparował nabój. Następnie wymachnął obydwoma mieczami w stronę przeciwnika. Wydostało się z nich powietrzne cięcie. Cai wykonał kolejny piruet w powietrzu, po czym przystanął na ziemi. Rozglądnął się w poszukiwaniu Sory. Nagle spojrzał w górę[obraz prosto na jego oczy], wystraszył się. [obraz obejmuje cały widok] Nad nim wisiało około 100 mieczy wycelowanych w rudego]
Sora: Judgemant Day. [Patrzy na przeciwnika] Cokolwiek szykujesz za późno.
Myśl Sory: Nie ma opcji, żeby go trafić. Znając tego lisa, to prędzej zdechnie, niż da się trafić. Ale ja mam jeszcze dla niego nie spodzianke. |
_________________ "Bo to właśnie niebo pozwala fruwać chmurom po swoim bezkresie"
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 25-11-2010, 20:15
|
|
|
Masz dość mieczy, bohaterze?
Przykucnięty rudzielec opierał dłonie o arenę. Konkretnie, o piasek. Pod dość grubą warstwą tegoż znajdowała się właściwa materia areny, adamantytowe niezniszczalne płyty. Ale w sferze mieściło się teraz kilkaset ton piasku, od drobnego niczym pył bo całkiem spore odłamki skalne. Caibre skupiał teraz większość swej uwagi na tej materii, kątem oka pilnując Sory i setki mieczy.
Całe moje życie było drogą miecza, chłopcze.
Powierzchnia pustyni pod kopułą zafalowała niczym morze gdy Cai wyprostował się, wyciągając z gruntu miecz. Prosta głownia, jelec w formie krzyża. Zwykły miecz.
Przejrzysty, odbijał światło odległego słońca. |
|
|
|
|
|
RepliForce
Vongola Boss
Dołączył: 30 Sty 2009 Skąd: Z Pustyni Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 25-11-2010, 21:22
|
|
|
[Sora opada na ziemię. Miecze znikają.]
Dobra, to była tylko pokazówka. [Sora wyciąga krótki, przezroczysty miecz wiszący przy jego boku.]Pokaże ci moje nowe moce, jeśli pozwolisz. Od naszej ostatniej walki zebrałem 6 nowych dusza, a ta jest jedną z moich ulubionych. [Sora szybko wbija w podłoże miecz. Wychodzi z niego fala przezroczystych szpikulców] Garasu Step <Szklane podłoże>. [Caibre próbuje przeciąć szkło, jednak bezskutecznie. ]
To specjalny rodzaj szkła. Nie przebijesz go nawet najtwardszym mieczem. |
_________________ "Bo to właśnie niebo pozwala fruwać chmurom po swoim bezkresie"
|
|
|
|
|
Athi
Apple Girl
Dołączyła: 21 Kwi 2007 Skąd: Gliwice Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 25-11-2010, 22:15
|
|
|
Midori pojawiła się na szczycie trybun, nudziło ją już naprzemienne siedzenie w siedzibie Omerty i Twierdzy. Jedyną jej rozrywką było wnerwianie Caladana i trening. Cała ta codzienna rutyna zmusiła zielonowłosą do pojawienia się w bardziej ruchliwymi miejscu jakim jest arena. Jednak przychodząc tutaj nie spodziewała się, że trafi na walkę Sory, z kimś kogo raczej nie znała, bądź zapomniała. Po paru minutach obserwacji walki zaczęła się zastanawiać nad tym czy nie wziąć jakiegoś popcornu, bo może będzie to ciekawa walka. Popatrzyła po trybunach... Pusto...
- Kurde co jest? Jest na co popatrzeć i nikogo nie ma? No cóż, nie ma co narzekać. - dziewczyna rozsiadła się wygodnie, na jej kolana wskoczył Akumu, pokręcił się trochę, zwinął się w kłębek i zasnął. - Na twoje towarzystwo też nie mam co liczyć futrzaku? - pogłaskała zwierzątku po karku i zaczęła oglądać walkę. |
_________________ I looked at the world through apple eyes
And cut myself a slice of sunshine pie
I danced with the peanut butterflies
Till time went and told me to say hello but wave goodbye
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 25-11-2010, 22:19
|
|
|
Twardość twardością. Szklane spikulce spotkały się ze szklanym mieczem. I rudzielec nagle został otoczony chmurą błyszczących drobin, na jakie ma paskudny zwyczaj hartowane szkło rozpadać się. Setki odłamków pomknęły w stronę rudego, chlastając go. Do migotliwej mgiełki dołączył czerwony obłok krwi.
I zawisł nieruchomo, podczas gdy reszta szpikulców ...
A temperatura topnienia temperaturą topnienia.
Szklane szpikulce straciły swą ostrość, gdy nagle zostały nierównomiernie rozgrzane. Częściowo roztopione, utraciły kurs i minęły rudzielca o włos. Poza jednym.
-Hmm - rudy zlizał kroplę krwi z górnej wargi i uśmiechnął się niewinnie - u mnie nic nowego, jak rozumiem, za wschodzie minus jeden?
Arena pod stopami Sory, od rozpoczęcia pojedynku niezbyt stabilna zapadła się, gdy roztopiony kwarc ostatecznie przegryzł się przez luźny piasek na powierzchni. Chwilę zajęło roztopienie specjalnego szkła, które miecz Sory wytworzył - niemniej fizyka jest bezwględna i ten materiał poddał się termodynamice.
Stopy chłopaka zapadły się w półpłynną masę.
Szkło to zabawne tworzywo. Gwałtowne zmiany temperatury powodują w jego amorficznej strukturze ogromne naprężenia. A gdy ktoś schładza z formy płynnej do stałej na oko pół Sahary efekty są zabawne dla uczestników spektaklu. Chyba że jest się telekinetykiem z urodzenia i wyboru.
-Rozsyp się - Krwawiący rudzielec uniósł stopę i z rozmachem wbił podkuty obcas w litą masę szkła, w jaką zamienił cały piasek na arenie.
Rozległ się dźwięk kryształowego dzwoneczka.
A następnie cała ta masa szkła kwarcowego zamieniła się w chmurę odłamków.
Naprawdę drobnych, ostrych niczym miniaturowe brzytwy odłamków.
Bardzo nieprzyjemne warunki dla istot żywych.
Rudy pozwolił grawitacji ściągnąć się w stronę adamantytowej podłogi i z niejakim zainteresowaniem czekał aż Sora spróbuje się odezwać by przywołać kolejne dusze. I zaciągnąć się tym drobiazgiem. |
|
|
|
|
|
RepliForce
Vongola Boss
Dołączył: 30 Sty 2009 Skąd: Z Pustyni Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 26-11-2010, 15:19
|
|
|
[Sora z całą swą siłą uderza otwarta ręką w podłoże. Wykonując ten ruch krzyczy] Ice-Crystal Wall [Chmura odłamków zatrzymuje się na lodowej ścianie.]
- Nie, Cai, na razie nie potraktuje cię moją mistyklejką Lodu [Przyp. Mistyklejka: Główna broń Blzerów w Mandze "Blazer Drive". po więcej informacji polecam zajrzeć na Wiki.]
- Twoje szkło raczej nie daje rady [odparował rudy]
[Sora wykonuje cięcie z góry w powietrze. Miecz zwiększa swoją objętość. Robi tak poraz drugi. Wygląda teraz jak Ogromny miecz dwuręczny. Sora robi tak po raz ostatni. Miecz ma wielkość 3 pięter.] Potraktowanie ciebie zwykłym szkłem było błędem. No ale w sumie, co ja sobie wyobrażałem. Dobrze wiemy obydwaj, że nas nie da się tak po prostu zabić. Tego miecza nie możesz złamać, te szkło jest twarde jak pleksa. [Sora wymachuje w stronę Caibre. Ten odbija się od tafli ostrza i zaczyna lecieć w stronę podłoża, jednak pewniej. Ląduje na nogach.] [obraz na Sorze. Słychać myśl: Heh, pomysłowy spryciarz. Ale nie spodziewa się jeszcze pewnej rzeczy] |
_________________ "Bo to właśnie niebo pozwala fruwać chmurom po swoim bezkresie"
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|