Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Friguoris Cordis |
Wersja do druku |
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 07-12-2008, 16:36
|
|
|
Kiktara wstała i bez słowa popuściła komnatę Kica. Wyczula obecności wrogiej ale znanej jej aury. Wyskoczyła przez balkon (fani obawiają sie czy ich bohaterka spadnie i skręci sobie kark i będą musieli szukać innego idola). Używając prostego czaru lewitacji gracją wylądowała na zieli pod balkonem. Rozejrzała sie dookoła po czym dostrzegła kilka metrów od siebie postać. Westchnęła i cichaczem podeszła.
-Witaj Norrdec - Przywitała go uśmiechem - Co tu robisz? Chyba nie przyszyłeś znowu ogrzać mi plecy podczas snu?? |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Aria
Matka Opiekunka
Dołączyła: 25 Paź 2003 Skąd: piąta cela po lewej ^^ Status: offline
|
Wysłany: 07-12-2008, 16:42
|
|
|
Altruista obudził sie i pierwsze co zobaczył to mazocze oczy Arii. po ich znudzonym wyrazie mógł wynieść ze siedzi tu juz od paru godzin.
-patrzałam jak śpisz <3- Rasa Mazoku miała to do siebie że z daleka wydawały sie niesamowicie pociągające jednak jak gdy są tak blisko sprawiają ze odchodzi ochota na cokolwiek a juz szczególnie na amory z taka istotą. Taki Xellos na przykład, KAŻDA by sie chciała z nim przespać i ŻADNA tego nie zrobiła( w myślach sie nie liczy). przynajmniej Xellos sie nie przyznaje (. Altruista odsunął sie od niej na tyle daleko na ile pozwalało mu łożko.
- Czego chcesz?
- Chciałabym sie dowiedzieć dlaczego właściwie chcecie wszystko opanować? opowiedz mi. Nie wzywaj pomocy, nawet nie mam ochoty walczyć, kto wam wszystkim naopowiadał że mazoku lubia walczyć ? ==' |
_________________ http://niziolek.deviantart.com/
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 07-12-2008, 17:19
|
|
|
Altruista był przestraszony, szybko zszedł z łóżka i oparł się plecami o ścianę. - Czego ona chce ? – Pomyślał i zaczął ją świdrować swoimi oczyma. Po chwili dał sobie spokój.
- Nie to nic nie da, nie zahipnotyzuje jej. - Myślał sobie. - Ona nie jest wrogo nastawiona, chce rozmawiać, o co ona mnie zapytała ? O co walczymy? Tak. - Altruista nabrał odwagi, podszedł do krzesła i usiadł na nim. Założył sobie dłonie za szyje i uśmiechnął się tajemniczo do Ari. Rzekł w końcu do niej.
- Widzę, że się wynudziłaś i rozumiem teraz, że jakbyś chciała mi coś zrobić, to byś nie czekała, aż się wzbudzę... – Po chwili podjął dalej. - Nasze cele są szlachetnie chcemy przywrócić pokój w tym świecie, obalając wszystkie anarchistyczne grupy.
Altruista kontynuował swoją wypowiedź, unikając jej spojrzenia. - Jak wszystko opanujemy zbudujemy idealny świat pod naszym patronem. Będzie to świat w którym wszyscy będą równi, wszyscy będą otoczeni miłością naszego Patriarchy Kica. - W końcu się odważył i spojrzał w jej oczy. Gdyby Aria mogła płynąć w jego zielonych oczach, to na pewno by się w nich utopiła. Po krótkiej pauzie znowu się odezwał.- Mazoku, człowiek zawsze pozostanie wilkiem bo taka jest natura człowieka. My tą naaturę zmienimy, nie będzie żadnego fałszu.
- A swoją drogą dlaczego mazoku, który chodzi zawsze własnymi ścieżkami, zainteresował się nami? Mam wrażenie że szukasz wiedzy a nie walki. |
|
|
|
|
|
Aria
Matka Opiekunka
Dołączyła: 25 Paź 2003 Skąd: piąta cela po lewej ^^ Status: offline
|
Wysłany: 07-12-2008, 18:50
|
|
|
- Oh Kane, czemu bym miała szukać walki? wszyscy jesteście cali w ranach, nawet moim najpotężniejszym towarzyszą sie cos dostało a tu.. -Aria wstała i wykonała pełen obrot- ani zadrapania!- posłała ku niemu szczery uśmiech który można by było nazwać ludzkim i ciepłym gdyby nie to że taki nie był =D- Oczywiście że szukam wiedzy, dlatego rozmawiam z tobą bo wydajesz mi sie tu najmądrzejszy
JEDNAK wydaje mi sie że wasze dzialanie jest nieco ingerencyjne, naprawde wydaje ci sie że siła zmusicie wszystkich do przyjęcia waszej postawy? Czy uważasz że to dobre zachowanie? - Podrapała sie po karku i wywróciła oczami. Na boską mnie, niech on zasłoni czymś te oczy, akurat jak ze mna gada to nie ma maski.
- Swoja droga dla takiego mazoku jak ja ten swiat nie jest zbyt obiecujący, Anty-WiP serwuje mi dozo negatywnych uczuć na pożywkę, czy Kic także martwi sie o dobro mazoku >;j ? Bo na razie wasza utopia zapowiada sie jako świat wesołych teletubisi.
Jesteś w stanie mnie przekonać do waszej wiary? Macie jakiegoś kic-mixa dla mnie? Czy po prostu trzeba zabic cały mój rodzaj? |
_________________ http://niziolek.deviantart.com/
|
|
|
|
|
Distant
Dołączył: 23 Cze 2003 Skąd: Somewhere in the world Status: offline
|
Wysłany: 07-12-2008, 19:09
|
|
|
Raporty z odległych krain o podbojach, raporty o zaprowadzeniu spokoju na terenie kościoła. Wszystkie dostarczone i przeprowadzone jak trzeba... Jednakże... Czy aby na pewno? Czy w tym chaosie, nie zaginął ten czy owy kurier, a ta czy owa wiadomość telepatyczna nie została przeinaczona? Wszechobecny chałos i anarchia skutecznie rozłożyły na łopatki wszelką organizację. Od momentu inwazji jajoistek kościół znajdował się w szerokiej izolacji od świata. Altruista nie zdawał sobie nawet sprawy jak wielkiej. Wystarczyła jedna godzina... Dosłownie jedna, aby tych wszystkich zagubionych ludzi uspokoić i wytłumaczyć im, co tak naprawdę się działo....
- Muah'dib.... Muah'dib... Muah'dib.... - Skandowały tłumy przed kościołem. Po środku placu przed zabudowaniami kościelnymi stał na podwyższeniu zakapturzony jegomość z drewnianą laską w dłoni.
- I powiadam wam! Odrzućcie fałszywych proroków. Oni stanowią wiezienie dla waszej duszy. Oni wskazując wam drogę, blokują wam wybór! -
- Muah'dib! Zatem co mamy robić?! - Rozległ się głos z tłumu.
- Odrzućcie tych, którzy wam mówią jak macie żyć i wedle, jakich zasad. Odrzućcie tych, co żądają pieniędzy i dóbr materialnych i budują sobie za to pomniki - Muah'dib wskazał na kościół, z tłumu rozległ się złowrogi szept.
- Idźcie własną ścieżką, z własnymi ideałami! -
- Muah'dib! A co mamy robić z tymi wszystkimi obcymi, co wyłamują się naszym obyczajom i biegają w różowych strojach?! - Krzyknął ktoś z tłumu.
- Sami spójrzcie. Żyją tak jak chcą, bez żadnej narzuconej formy. Kto jest szczęśliwszy wy czy oni? - Na słowa Muah'diba rozległ się pomruk zrozumienia.
Muah'dib zeskoczył z podwyższenia na ziemię. Ludzie rozstąpili się. Z całej siły przymierzył laską w ziemię. Z ziemi trysnęła woda. - Nie jest to łatwa droga, lecz jest to wasza własna droga. Większość zginie nim osiągnie cokolwiek, ale zginie wolnymi. A oto mój skromny dar dla was wszystkich! - Muah'dib machnął dłonią i ziemia wokół źródła zabłysła i zmieniła się w fontannę.
- Ten, kto się napije z tego źródła znów będzie młody i odstąpią od niego wszelkie choroby! - Z tłumu rozległ się okrzyk niedowierzenia.
- Jest tylko jedno, ale.... Ten dozna mojego błogosławieństwa, kto zrozumiał sens moich nauk. - Muah'dib nabrał dłonią wody z fontanny, zarzucił głowę do tyłu i wypił haust.
- Chyba nazwę ją, Evianne. - Niebieskooki prorok uśmiechnął się do tłumu. Najszczerszy uśmiech, na jaki mógł się zdobyć taki manipulator. Wybrał wzrokiem ofiarę... Nie musiał długo czekać.
Do źródła podszedł starszy mężczyzna. Poruszał się powoli. Spędził całe dziesięciolecia w służbie Kicowi. Jedyne, co z tego miał to reumatyzm. Ostatnie wydarzenia dały mu wiele do myślenia. "Całe życie dałem się sterować komuś innemu, nie mam już nic do stracenia. Dlaczego Ci obcy się cieszą a my ciągle żyjemy w zadumie i ciężkiej pracy? Co się stało, kiedy ostatni raz byłem wolny?". Mężczyzna klęknął przed źródłem.
- Jestem stary i schorowany. Służba zakonowi kosztowała mnie zdrowie, odsunięcie się moich bliskich oraz moją młodość. Nie mam już nic do stracenia. Na pohybel tobie nieznajomy! - Mężczyzna wysunął kościste dłonie w stronę wody. I całą garść przelał prosto do gardła. Zakrztusił się i padł na ziemię. Doznał drgawek, czuł jak ogień przelewa mu się przez gardło. Nabrzmiałe żyły pulsowały mu na całym ciele. Jednakże działo się również coś innego. Jego zasuszona twarz nabierała młodzieńczych kształtów. Zamglone od jaskry oczy znów błyszczały młodzieńczą przenikliwością. Jego poskręcane od reumatyzmu kończyny znów były pełne wigoru i siły.
- Nieznajomy! Dziękuje Muah'dib! - Ale Muah'diba już tu nie było. Tłum zaabsorbowany obserwacją przemiany starszego akolity, zapomniał o swoim nowym prororku. A ten spokojnie opuścił zgromadzenie po angielsku.
Starszy akolita wszedł na podwyższenie.
- Ludzie słuchajcie! Nazywam się Nasaan Tihondrius. Byłem starszym akolitą w kościele MACu. Zmarnowałem swoje życie. Teraz jednak znów jestem młody i dano mi nową szansę. Bierzmy szansę daną nam przez Muah'diba i ulepszmy ten świat! -
Na jego słowa, tłum rzucił się do fontanny. Pili młodzi i starzy, chorzy i ci trochę zdrowsi. Wszystkich dotykała przemiana.
Nie minęła godzina, a przed kościołem stał olbrzymi tłum z widłami i pochodniami. Gwardziści niepewnie i resztką sił blokowali przejście dalej.
- Kic! Oto twoi poddani! Domagamy się sprawiedliwości! Twoja era minęła bezpowrotnie! Wyjdź i poddaj się, albowiem weźmiemy to miejsce siłą! - Parę tysięcy niezadowolonych istnień domagało się linczu. Kto mógłby przypuszczać, że panujący spokój i harmonia były tak złudne? Wystarczyło potrącić tylko właściwą strunę. Dodać ludziom odwagi. Na wieść o cudzie przed fontanną z pobliskich miast przybywali kolejni ludzie.... Sytuacja stawała się dramatyczna. W końcu Z tłumu poleciały pierwsze kamienie i zgniłe jajka. Rozległy się gwizdy i krzyki i tłum ruszył naprzód do kaplicy. |
_________________ Never surrender, never give up...
http://forum.multiworld.pl - Nothing is impossible here
http://komiks.multiworld.pl - Komiks Multiworld ;3 |
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 07-12-2008, 20:23
|
|
|
Tymczasem wewnątrz plotki o agitatorze buszującym pośród chłopów nie były najważniejszymi, które dotarły do członków zgromadzenia. Mimo to zostały wysłuchane.
Costly zabrał głos - Nie widzę powodu do niepokoju. Odpowiednia grupa powinna zająć się pojmaniem agitatora. Jeżeli się nie uda, pojmać można kogokolwiek podobnego. Źródło zatruć. Przekupić grupę ludzi, aby rozpowiadali, że źródło zrobili sataniści ku udręczeniu dobrych ludzi. Resztę zignorować. Sytuacja jakich wiele, nie powinna ona osłabiać naszej wiary w słuszność naszej misji.
W sali zapadła cisza, a po chwili wieści z wojny po raz kolejny stały się głównym tematem rozmów.
Więcej bez takich numerów proszę.
IKa
Zua Biurokratka
Gdzież bym śmiał.
Costly
Grzeczny User |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide...
Ostatnio zmieniony przez Costly dnia 07-12-2008, 23:38, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 07-12-2008, 20:25
|
|
|
Altruista wstał z krzesła, przeszedł się po pokoju. Zastanawiał się nad jej słowami, powiedziała, że jest najmądrzejszy. To był chyba jakiś rodzaj drwiny z niego. Mazoku nigdy nie powie, że człowiek jest mądry, co najwyżej może go uznać za jakąś zabawkę. Ludzie przede wszystkim dla mazoku stanowili ciekawe obiektu do badań. Gdy tak się przechadzał rozmyślając, Aria mogła dostrzec na jego ciele blizny pozostawione po ostatniej walce. W końcu odwrócił się do niej i przemówił.
- Tak, nasze działania jest jakimś rodzajem zbrojnej ingerencji w wolność osobistą każdej istoty żywej. Lecz to jest najmniejsza cena jaką płacimy. Nie ma innego wyjścia. My nie chcemy stać z boku i bezczynne się przyglądać na zło tego świata. - Altruista mówił dalej spokojnym głosem a Aria słuchając go wywracała oczyma. - Nasza wizja świata nie jest utopią. A czy się nią stanie? Cóż czas pokaże. My żyjemy zbyt krótko w przeciwieństwie do twojego gatunku, dlatego musimy działać. Ty możesz do nas przystać w każdej chwili. Są u nas ludzie tacy jak Costly Molina, Fei Wang Reed, którzy nie podzielają wiary w Kica. Łączy nas zbieżność interesów polegająca na ratowaniu świata. Kościół MAC jest domem dla wszystkich, może być także domem dla Ciebie. - Zrobił małą pauzę uśmiechając się do niej życzliwie, po czym dodał. - Nie wyobrażam sobie jak można zabić twój rodzaj. To chyba na razie nie leży w naszej mocy. A teraz pozwól, że wrócę do swoich obowiązków. Możesz pozostać w mojej komnacie i skorzystać ze skromnej gościny jaką oferuje.- Altruista pokazał jej stolik na którym znajdowała się beherovka. Ukłonił jej się uniżenie po czym opuścił komnatę.
Aria zdała sobie sprawę, że wyszedł bez koszuli i na bosaka. Altruista będąc już bezpieczny oparł się o ścianę i dał upust emocjom. - Rany boskie myślałem że mnie rozszarpie. Całe szczęście że jej się nudziło i szukała rozmówcy. - Westchnął głęboko.
- O mało co nie zemdlałem, hmm… a co to za hałasy? Altruista wyjrzał przez okno na zgromadzony tłum przed kościołem. |
|
|
|
|
|
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 07-12-2008, 20:56
|
|
|
Altruista poczuł, ze coś przyczepia się jego ramienia, z lekkim strachem zobaczył cóż to było. Ahh...niezmierna była jego ulga gdy ujrzał ex siostrę Avalię uczepioną jego ramienia, z racji tego, że jest na tyle niska i nie odważyła mu się zasłaniać oczu *bała się, ze mogła by tylko do szyi dosięgnąć*
- No wiesz, byś się ubierał jak wychodzisz z pokoju.
Fargu wydał z siebie malownicze "eh' gdy zauważył, że jego towarzyszka zniknęła, uśmiechając się przy tym lekko pod nosem - baka - wymruczał. |
|
|
|
|
|
Aria
Matka Opiekunka
Dołączyła: 25 Paź 2003 Skąd: piąta cela po lewej ^^ Status: offline
|
Wysłany: 07-12-2008, 20:59
|
|
|
- ;__; kiedy byłam człowiekiem wszyscy mi mówili ze będę hot jak Xellos jeśli stanę się mazoku- Aria opuściła głowę i ręce w bezgranicznym smutku- Czy kiedykolwiek znajdę MIŁOŚĆ?!- skierowała pytanie do Beherovki.
- o co ci chodzi? przecież jesteś mazoku, nienawidzisz miłości - Odpowiedziała Beherovka kręcąc zakrętką
- masz racje
- wypij mnie, tylko tego teraz potrzebujesz
- oh jeeej! /O.O\ ale ja jestem teraz w pracy! Co na to powie szef?
- jesteś mazoku, sama sobie jesteś szefem
- ...
- WYPIJ MNIE
- NIE ROZKAZUJ MI! o'____Ó!
- NO TO MNIE NIE PIJ
- A WŁAŚNIE ŻE WYPIJE!- Aria siadła i nalała sobie szklankę wódki, potrafiła sie sprzeciwić alkoholowi w każdej chwili i nikt nie potrafił temu zaprzeczyć. |
_________________ http://niziolek.deviantart.com/
|
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 07-12-2008, 22:54
|
|
|
Tłum całkowicie oszalał. Piana z ust obficie zraszała wysuszoną glebę, której pragnienie nie pozwalało wybrzydzać – piła ją chętnie. Nikt jednak na to nie zwracał uwagi. Prawdę mówiąc, to większość już na nic nie zwracała uwagi. Żądze opanowały ciała, teraz młode i silne, ale czy aby na pewno takie były? Czy widły, jeszcze z nabitymi kawałkami obornika, faktycznie były lżejsze niż przed godziną, dwiema, gdy w mozolnej pracy każdy mięsień, każdy staw stawał się jak element maszyny z układem automatyki – noga lewa zgina się, plecy się pochylają, ręce z widłami opadają, podnoszą, rzucają…?
Zaślepieni furią ludzie tratowali się nawzajem. Silniejszy, rwąc do przodu, byle do bram Świątyni, powalał słabszego, deptał po piersi, kopał po głowie. Krzyki nienawiści do Patriarchy coraz głośniej mieszały się z przerażającym krzykiem na wpół martwych, lecz świadomych swego losu bezradnych, bezbronnych przeciw tłumowi…
Pierwsze szeregi zbliżyły się już na rzut motyką (i takie bronie nie były rzadkim widokiem) do bramy, gdy powietrze przed nimi nagle się rozdarło, tworząc wąskie przejście. Zdarzenie to było tak niespodziewane, że pewnie ci z przodu stanęliby jak wryci, lecz siła bezwładności kolejnych szeregów nie pozwoliła im się zatrzymać. Kilkoro z nich, tych bardziej zacietrzewionych nie zdołało wyhamować i w efekcie wpadło prosto w wyrwę przestrzenną, klnąc przy tym jak szewc, który właśnie uderzył się w kciuk nie zagojony jeszcze po ostatnim ciosie. Widok ten zaiste przedstawiał się interesująco – tłum, tworząc całkiem regularne półkole, cofnął się na dwa metry od wyrwy, trzech wieśniaków (jeden z widłami, drugi z kijem-łamignatem, a trzeci z… wiaderkiem), którzy pod wpływem wcześniejszego nacisku ze strony współtowarzyszy zostali wypchnięci do przodu teraz w pańce próbowało się wmieszać między niego, lecz jakoś nikt specjalnie się nie kwapił, by ustąpić mu swoje, bezpieczne w jego mniemaniu, miejsce.
Temu wszystkiemu przyglądały się też, z umiarkowanym zainteresowaniem, spokojne oczy kogoś wewnątrz Świątyni – Patriarcha rozpoznał charakterystyczny kształ wyrwy wymiarowej: dwie hiperbole, połączone ramionami w taki sposób, że od ziemi ku górze szczelina się rozszerzała, by potem znów się zwężać. To na pewno dzieło Fei Wang Reeda, choć sam Patriarcha nie wiedział jeszcze czy to on we własnej tajemniczej osobie, czy to osoba, o której dwa dni temu Fei szeptał mu do ucha. Właśnie to trzymało go jeszcze przy oknie, choć miał inne sprawy na głowie (cóż, życie Patriarchy nie jest usłane różami, jak zdają się sądzić niektórzy z mniejszą wiarą, lub też w ogóle bez niej). Tymczasem jednak…
Straszne krzyki rozdarły powietrze. Co ciekawe wydobywały się z wyrwy wymiarów. Czterech odmłodzonych jeden przez drugiego próbowali się wydostać ze szczeliny, przeszkadzając jednocześnie sobie nawzajem. Wreszcie, gdy im się to udało, czym prędzej podbiegli do osłupiałych towarzyszy i dało nura pomiędzy ich nogi (Patriarcha zachodził w głowę, jak im się to udało), krzycząc:
- P… Potwór!!
Słowa te spadły jak grom na zgromadzony tłum i potęgowały wrażenie, jakie wywołało wyjście ze szczeliny małego chłopca. Ludzie z niemożliwym do określenia wyrazem wpatrywali się to na siebie, to na chłopca. Szepty, początkowo ciche, zaczęły przybierać na sile. W jednej chwili tłum nie widział nikogo więcej poza chłopcem, zapomnieli nawet o Świątyni i swoich barbarzyńskich planów co do jej samej oraz jej mieszkańców. Istniał tylko on. Niewysoki, choć jego chuda sylwetka w podartych, skąpych szatach sprawiała odwrotne wrażenie, opalony praktycznie na brązowo, jakby całe dnie spędzał w silnym słońcu równikowych krain, ale nie to było w nim najdziwniejszego, co nie pozwalało na długo tłumowi oderwać od niego wzroku. Jego oczy, i skóra. Oczy głębokie jak ocean, nieskazitelnie błękitne, jak niebo w słoneczny letni dzień, młode jak u chłopca, mądre jak u starca. Starzec! Przecież jego oczy były takie jak tego chłopca! Choć nie, różniły się trochę – w oczach starca bystry obserwator mógł ujrzeć lęk i niepewność, były jak oczy przegranego. Oczy chłopca były inne – dumne, pełne przekonania, wiary i siły, której trudno się było przeciwstawić. I skóra. To nie była skóra zwykłego człowieka, nie mogła być. Lśniąca, przezroczysta, lecz delikatnie pulsująca, pokrywała całą postać – od bosych stóp, aż po głowę, po oczy, po uszy, po usta.
- “Odi profanum vulgus et arceo…” – “Nienawidzę nieoświeconego tłumu i unikam go…”, powiedział kiedyś słynny… Zresztą, i tak go nie znacie – zaczął chłopiec. – Wprawdzie w tej chwili nie mogę tego zbyt dosłownie o sobie powiedzieć, ale… cóż, tak jest bo być musiało, takie ścieżki przyszłości…
Tłum jak jeden mąż rozdziawił szeroko usta i wlepiał oczy w chłopca mówiącego niezrozumiałe dla nich słowa, mimo iż rozumiał jego mowę.
- Spójrzcie na siebie i swoje ciała – to naprawdę wy? Popatrzcie na mnie (nie żebyście się cały czas na mnie gapili…) – widzicie chłopca, nim jestem, lecz w tym ciele, które jest młodsze od każdego z was, przeżył niezliczone wieki, pamiętam rzeczy, o których najstarsze legendy zapomniały. Czas… Czasu nie można oszukać, można go nagiąć, można go wykorzystać, można go nawet przewidzieć do pewnego stopnia, lecz cofnąć czasu nie można. Coś, co się już raz wydarzyło, na zawsze zostawi swoje piętno na was i waszych potomkach.
Wasze młode ciała, wasza energia… skąd się ona wzięła –od proroka? Muah’dib… Dlaczego wam chciał pomóc, chciał wyzwolić was? On, który chowa się w piaskach pustyni, który lęka się przyszłości, bał się wziąć na swoje barki odpowiedzialność za świat, bał się choć wiedział, że jeśli nic nie zrobi ten świat może upa…
Jakiś bardziej porywczy młody człowiek (choć dla ścisłości to wszyscy byli młodzi, a przynajmniej tak wyglądali) rzucił płonącą pochodnię prosto w twarz chłopca. W ślad za nim poszło jeszcze kilku.
Okrzyk przerażenia i zdziwienia obiegł tłum – płomienie nic mu nie zrobiły! Troszkę oleju, który rozprysł się po jego twarzy z rzuconej pochodni, dogorywało spokojnym płomieniem na lśniącej powłoce. Nic mu się nie stało. W trwodze ktoś rzucił rożen (z resztkami wieprza), lecz choć ten trafił prosto w udo chłopca, nie było po nim znać żadnych ran. Nic.
- Ty! – Wskazał palcem na płomiennowłosego robotnika o sowim nosie z młotkiem w dłoniach. – Dlaczego tu jesteś? Dla młodości? Z nienawiści? By się wyzwolić? Bo inni też tu przybyli? Dla rozrywki? Choć gardzę religią wiem, że jest ona niezbędnym elementem dla istnienia ludzkości. Wiara taka czy inna… Czym MAC tak was znieważył, czy faktycznie was zniewalał? Dlaczego trwaliście przy nim w czasach prześladowań? Dlaczego dołączyliście do niego w czasach, gdy stał się on jedyną nadzieją tego świata? Kto was opuścił? MAC?
- No… Niee... Ale młodość… – odezwał się jakiś śmielszy głos z trzeciego szeregu.
- Młodość? Mam w sobie głosy tysięcy ludzi, ich marzenia, ich pragnienia, z pokolenia na pokolenie pragnęli żyć, chcieli spełniać swoje marzenia. Nie, nie udało im się. Nikomu z nich. Czas ogranicza. Nie można czasem sterować, czas zabija. Popatrzcie na siebie! Zmarszczki, odciski, blizny, skaleczenia… Już wracają do was, wasze prawdziwe „ja”, bo moc źródełka to tylko ułuda. Kres czeka każdego, mnie także, o czym dobrze wiem. Ważne jednak, by swoje życie przeżyć w zgodzie ze sobą. Widzicie swoje cierpienia, lecz spójrzcie też na cierpienia innych – oni też żyją, oni też czują. Ci, do których mieliście wrogie zamiary także cierpią, lecz nie poddają się w swojej wierze mimo chwil zwątpienia. A to, w co wierzą najbardziej zwie się Przyszłość!
Chłopiec, trochę zmęczony tym niezbyt ciekawym przemówieniem, do jeszcze mniej ciekawego tłumu obejrzał się w stronę Świątyni, kiwając w stronę odległego okna. W oknie tym całe zdarzenie obserwował Patriarcha, uśmiechając się pod nosem:
- Ten chłopiec ma potencjał, i to jaki! Fei Wang Reed słusznie mówił, że przyśle kogoś, kto będzie w stanie zapobiec… Hmm…
Chłopiec odwrócił się plecami do tłumu i powoli wkroczył w cierpliwie czekającą wyrwę. Gdy znalazł się w środku wyrwa zamknęła się. Tłum mocno się przerzedził, a wśród pozostałych próżno było szukać młodych – sami starzy, niektórzy zniedołężniali, niektórzy chorzy, dzierżąc w dłoniach wszelakie narzędzia i przedmioty. Oni wszyscy zostali oszukani przez Muah’diba, lecz nie czuli nienawiści… Rozeszli się.
I tylko tych kilku, którzy wpadli do wyrwy zachodziło w głowę, co to był za ogromny, segmentowy, długi stwór z płomieniami w paszczy, na którym chłopiec przybył pod wyrwę… |
_________________
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imiona miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
A. Mickiewicz
|
|
|
|
|
kic
Nieporozumienie.
Dołączył: 13 Gru 2007 Skąd: Otchłań Nicości Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 07-12-2008, 23:35
|
|
|
Jeszcze poprzedniego dnia burzliwa dyskusja kica i Ryuuzakiego, pomiędzy taktyką dyplomatyczną, militarną, ekonomiczną i wojskową trwała do późnych godzin nocnych. Po pozytywnym wystąpieniu Altruisty, rozmowa nabrała większej powagi i przerodziła się w jeszcze bardziej rzeczową dyskusję.
- Nie mówiłem, że jednolita fala przebiję wszelkie, nieprzygotowane do nagłych starć wioski? – Powiedział dumnie nanosząc przyniesione wieści od Altruisty, na mapę.
- Tyle, że w taki sposób daliśmy czas głównym twierdzą przygotowanie redut na przyszłe oblężenia. Chyba nie każesz ruszyć rozproszonym armiom na twierdzę, nawet nieprzygotowaną?
- Coś za coś. Nie możemy być pazerni i nadwyrężyć naszą okazję. Mamy ziemie, władzę i przekonanie. Do zwycięstwa brakuję nam tylko czasu.
- Czas gra na naszą niekorzyść!
- Jeżeli się postaramy, to zagra tak jak my zechcemy, a efektem będzie nasze zwycięstwo. – Kic zwrócił swój wzrok na Altruistę i powiedział. – Dobrze się spisałeś. Dalej kontroluj przepływ informacji i nie zapominaj o żadnym z rejonów. Możesz odejść. – Na te słowa, Altruista zareagował bezzwłocznie i wyszedł bez słowa, spoglądając znów na Kitakrę.
Dyskusja była żywa, sporządzono plan działania, przewidujący kilka możliwości do przodu, brano pod uwagę wiele możliwości, dlatego też, mimo iż już dawno zaszło światło, Kitkara dopiero w środku spotkania opuściła komnatę bez słowa. Costly, w cieniu dyskusji, od czasu do czasu zainteresował się dyskusją i wprowadzał trafne uwagi do strategii. Jednak gdyby nie przywołanie iluzji FWR, to dyskusja umarłaby w martwym punkcie, poruszający sprawy dyplomatyczne. W czasie rozmów dochodziły nowe raporty i ruchy wrogich wojsk. Costly, podarował sobie dopracowanie ostatnich szczegółów, a raczej wprowadzanie korekt słownych do rozkazów i w końcu wyszedł z pokoju. Dyskusja nie trwałą długo. Nie minęło pół godziny i już była zakończona, a raczej zakończona była jej formalna część, bo w końcu Ryuuzaki mógł na spokojnie, przy odpowiednim trunku, porozmawiać z kicem o starych dziejach. Jednak z powodu późnych godzin, pozwolili sobie tylko na niedługą zabawę, po czym Ryuuzaki odszedł, a kic oddał się snu.
Następny poranek i kolejne obowiązki i spotkania. Z rana msza, ale tym razem jakaś dziwna. Mniej ludzi niż zwykle, ale nie było aż tak źle. Później spotkanie i znów Ryuuzaki oraz Costly, byli gotowi na kontynuację dyskusji, raczej spokojniejszej niż wczorajszej nocy.
- Witam Ryuu, Costl, może tym razem zaczniemy od czegoś przyjemniejszego od mapy. – Kic wyciągną jeden ze swych trunków i polał swoim kompanom.
- No w końcu zaczynasz tak jak powinieneś, ale co tak mało? – Zripostował Ryuuzaki.
- Znów Cię kac złapie i będziesz głupoty gadał, tak jak ostatnio.
- I kto to mówi?
- Ostatnio i ja mam tego dość, ale jak dają to nie odmawia. Takie mam zasady. – Powiedział jak zawsze spokojnym głosem Costly.
Podczas żywszej i przyjemniejszej dyskusji niż zwykle, musiało zaistnieć również gorsza część tej zabawy. Równowaga zawsze objawia się wtedy, kiedy nie powinna. Naglę zza drzwi słychać głośne i rytmiczne uderzenia, zbliżające się do pokoju Patriarchy. Do komnaty wpada zadyszany zwiadowca, kłania się najniżej jak umie, aby uniknąć srogiej kary niewyraźnie argumentując, że posiada bardzo istotne informację.
- Co się dzieję? – Odrzekł zły Patriarcha, bezczelnym wtargnięciem wiernego. – Ale jeżeli nie będzie to istotna informacja, to wtedy możemy ją zastąpić, nieco bardziej smutniejszą… - Wzdrygał się niemiłosiernie goniec, zająknął się i złapał głęboki wdech, wraz z całą odwagą jaka mu została i rzekł.
- Panie… przed bramą zbierają… zbierają się ludzie…
- Znów mają zamiar skandować imię o Wielkiego Patriarchy? – Zaśmiał się Ryuuzaki, biorąc następny łyk trunku z pucharu.
- Nie Panie… Oni chcą naszego… - Zamilkł na chwilę szukając odpowiedniego słowa. – zniknięcia…
- A czemuż to mieliby chcieć naszego zniknięcia? – Spojrzał na niego Kic wiercąc go swoimi wzrokiem.
- To wina mesjasza. On dał ludziom wodę, która ich uzdrawiała… On powiedział, że ich kłamiemy i oszukujemy… - Nagła przerwa była spowodowana szybkim gestem kica, który przywołał go do porządku.
- Powiedz gdzie jest ten mesjasz, jak on wyglądał i co robił?
- Mówią, że uderzył laską o ziemię i wytrysnęła ta woda. Potem gdzieś znikł niezauważony.
- Możesz odejść…
Posłaniec znów schylił się niziutko i opuścił komnatę, nawet bez podnoszenia głowy. W sali zapadła cisza, którą przerwał Costly proponując zatrucie wody fontanny przez przekupionych ludzi i zwerbowanie specjalnego oddziału poszukującego, na co Ryuuzaki odpowiedział żartobliwie.
- Po co od razu trucizna? Rzućmy im Yaoistki na pożarcie.
- Przestań pleć głupstwa Ryu! – Zirytował się nieco kic.
- Nie ma co się denerwować.
- W rzeczy samej. Już parę dni temu dokonałem odpowiednich kroków w tym kierunku. Pozostaje nam tylko czekać na efekt, a jeżeli i on nie zdąży, to będziemy musieli zastosować nieco bardziej radykalne środki. No dobra, a jak na razie oddajmy się jeszcze jednej chwili przyjemności, bo praca do nas sama przychodzi.
Nie minęła godzina, a spotkanie już dobiegło końca. Kic niezwłocznie udał się pod okno obserwując sytuację. Widział jak tłum sam się nakręca, jak pusta nienawiść i żal tworzy jeszcze większą nienawiść i żal. Czekał jednak spokojnie na ruch, ale nie tłumu, ale sprzymierzeńca i nie zawiódł się. Nowo przybyła postać, pupilek FWR, był jeszcze lepszy, niż sam Fei zdążył opisać podczas ich ostatniego spotkania, a Fei lubiła ubarwiać rzeczywistość. Dlatego też tym większe było zdziwienie Patriarchy, mocą nowego gościa kościoła.
- Idealnie rozprawił się z rozjuszonym tłumem. Muszę zapamiętać sobie, aby nieco dłużej porozmawiać o nim z Fei’em. |
_________________ "Zaczynałem jako zwykły zegarmistrz, ale zawsze pragnąłem osiągnąć coś więcej." - Lin Thorvald
Melior Absque Chrisma
Pierwszy Epizod MACu
Ostatnio zmieniony przez kic dnia 08-12-2008, 22:34, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 07-12-2008, 23:42
|
|
|
Altruista uśmiechnął się do swojej siostry i rzekł. - Nie mam się jak przebrać, bo ktoś okupuje mój pokój. - Po czym objął siostrę delikatnie i razem z nią przyglądał się dalszemu rozwojowi wypadków jakie rozgrywały się przed kościołem. Na jego twarzy zagościł szelmowski uśmieszek.
Altruista wrócił do swojej komnaty, zastał w niej leżącą na swoim łóżku Arie. Dziewczyna chrapała w alkoholowym upojeniu. Na ziemi obok łóżka leżały trzy puste butelki beherovki.
Westchnął głęboko. - Znalazła mój tajny barek, że też ze wszystkich mazoku musiałem spotkać akurat miłośniczkę trunków.
Altruista podszedł do niej i okrył dziewczynę kołdrą. Zgasił ledwo tlące się świeczki i położył się wygodnie na sofie. Rozmyślał o podbojach, o nowych wiernych do pozyskania. Zanim zmorzył go sen coś mu się przypomniało. - Kane ona znała moje prawdziwie imię? |
|
|
|
|
|
Aria
Matka Opiekunka
Dołączyła: 25 Paź 2003 Skąd: piąta cela po lewej ^^ Status: offline
|
Wysłany: 08-12-2008, 00:12
|
|
|
Aria nim wyszła z pokoju Altruisty postarała sie o 2 rzeczy.
1. Wyglądać jakby właśnie sie spotkała ze stadem napalonych murzynów
2. poczekać na jak największe grono kapłanów
- Cześc koledzy ;]- przywitała kapłanów z bardzo zła fryzurą, maślanymi oczkami i głupim rozmarzonym uśmieszkiem- musicie tego z nim spróbować - Wskazała na pokój Altruisty- warto.
Minęła kapłanów i oparła sie o balustrade by mieć doby widok na rynek.
- HOHOHO! śmierdzi mi tu Distantem mąci-wodą- podrapała sie w oko- jejku jejku jak mój stary tu jest to niedobrze... eeeehh.. muszę wrócić do roboty nim mnie nakryje na piciu w pracy
Ominęła znowu ta samą grupkę zszokowanych kapłanów i powłócząc nogami poszła szukać źródła największego patosu, wiary i dobra bo na bank tam były informacje i głowni "źli"
- W samą paszcze lwa, bardzo mądre wysłać MAZOKU na taka samobójcza misje T_T-Spojrzała tęsknie za pokojem Kane'a gdzie było tak miękkie łóżko i tyle dobroci. Gdyby nie widmo wściekłego ojca... |
_________________ http://niziolek.deviantart.com/
|
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 08-12-2008, 01:11
|
|
|
W ciemnym rogu pokoju Altruista poczuł czyjąś obecność. Odwrócił sie błyskawicznie. W cieniu stała Kitkara, sama w mroku. Urana w czarną jedwabna suknie ze smutna miną rozsiewała wokół siebie chłód i niepokój. Mężczyzna wstał i po woli podszedł do niej.
- Coś sie stało, Kitkaro?
Nie odpowiadając nic pokiwała tylko głową.
- Jak tam spotkanie z wrogiem?
Wzruszenie ramionami. Altruista westchnął ciężko nie rozumiejąc o co dziewczynie chodzi. Chciał podejść bliżej, ale jedyne co zobaczył to delikatny pobłysk materiału jej czarnej sukni. Znikła w mroku tak jak sie pojawiła. Bezszelestnie. Altruista długo siedział wpatrując sie w okno rozmyślając. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Aria
Matka Opiekunka
Dołączyła: 25 Paź 2003 Skąd: piąta cela po lewej ^^ Status: offline
|
Wysłany: 08-12-2008, 01:54
|
|
|
Przez korytarz płynęło żółte światełko widoczne tylko dla demonów żywiącymi sie negatywnymi emocjami. Światełko leniwie poszybowało do wlokącej się Arii i wniknęło w jej klatkę piersiowa. Aria przystanęła w pół kroku i pogłaskała sie po brzuchu.
- uuuuummm....zazdrość z nutka złości! Pychooootka... po takim posiłku mogę wysłuchać i 10 paladynów! ~^____^~ jak można zabijać ludzi jak oni sa tacy fajni
Z uśmiechem i zdecydowanie z większa ochotą pomaszerowała w kierunku Kica i reszty |
_________________ http://niziolek.deviantart.com/
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|