Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Friguoris Cordis |
Wersja do druku |
kic
Nieporozumienie.
Dołączył: 13 Gru 2007 Skąd: Otchłań Nicości Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 12-12-2008, 22:19
|
|
|
Kic zareagował niespodziewanie żywo na impulsywne działanie Costly'ego. Sam wstał, podniósł kieliszek i przytaknął kapłanowi, a za nim wszyscy obecni na spotkaniu wstali i powtórzyli. - Zdrowie! - I wszyscy razem wypili zawartości swoich naczyń. Po czym kic gestem uciszył swoich kompanów i zaproponował aby usiedli, co też uczynili, a następnie powiedział.
- Bracia. Jesteśmy wolni i nie musimy się już bać ataków z zewnątrz, przynajmniej jak na razie... Mimo wyszko uczyniliśmy co w naszej mocy aby polepszyć obecną sytuację. Zakończyło się, jak sami wiecie. Zaatakowali naszą kaplicę. - Nagała i krótka pauza. - Teraz rad jestem z powodu interwencji siły... - Zawahał się przez chwilę. - Teraz wczoraj należy do przeszłości, a my zebraliśmy się za teraźniejszość i przyszłość, a ta choć usłana różami nie jest, to jednak znaleźć w niej można światełko w tunelu. |
_________________ "Zaczynałem jako zwykły zegarmistrz, ale zawsze pragnąłem osiągnąć coś więcej." - Lin Thorvald
Melior Absque Chrisma
Pierwszy Epizod MACu |
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 12-12-2008, 23:20
|
|
|
Stąd.
Pojawienie się było bolesne. Różnica ciśnień, wilgotności, braku burzy piaskowej i lodowej jednocześnie, jak również kilka innych czynników sprawiło, iż przeskok między czasem i przestrzenią był tak dezorientujący dla nieprzygotowanej osoby.
Leto zamrugał gwałownie, oszołomiony.
Siedział wraz z Caiem wewnątrz pomarańczowej sfery kokpitu dragoona. Poniżej widział dach kościoła, przed sobą ujrzał gwałtownie dostosowującego do nowych warunków magismokowęża.
- Zaskoczony? Saya, wyłącz się.
Tego akurat Leto się nie spodziewał. Mina, jaką zrobił, gdy jego i Caia ponownie porwała w swe objęcia grawitacja, byla, jak to się mówi, bezcenna.
Cóż..trafiła siekierka na młotek z prekognicją.
A grawitacja na dwa ciała. Upomniała się one, a obaj młodzieńcy pomknęli prosto w dól, spadając na dach kościoła. |
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 14-12-2008, 00:20
|
|
|
Altruista spojrzał przenikliwie w oczy Kitkary, po czym dotknął łagodnie jej włosów. Uśmiechał się do niej bardzo łagodnie. Oprócz nich na niedużym balkonie znajdywały się jeszcze dwie osoby: Norrc i Molina. Costly nosił czarne szaty, a jego ciemne oblicze skrywało się pod kapturem. Norrc, podobnie jak Kitkara, miał na sobie pół płytową czarną zbroję. Altruista ubrany był w czerwone szaty. Molina przyjrzał mu się uważnie. Zauważył, że Altruista stracił ostatnio na wadze. Wszyscy znajdowali się w nowym budynku, który niedawno został ukończony.
Było to jedno wielkie pomieszczenie przeznaczone na msze i różne ceremonie.
Costly zdecydował się wybrać ten budynek ze względu na to, że poprzednie miejsce ich obrządków znajdywało się w dość zaawansowanym remoncie po ostatnim ataku nieprzyjaciela. Przy każdej ze ścian znajdowały się posągi przedstawiające postać Kica, a w centralnej części pomieszczenia, na podwyższeniu znajdował się ołtarz. W bocznych ścianach pod sufitem znajdywały się ukryte mechanizmy. Balkon za to znajdował się na wysokości dwunastu metrów. Pod nim znajdowały się kręte schody do niego prowadzące. Balkon od sufitu dzieliło zaledwie pięć metrów. Altruista spojrzał w dół. Budynek powoli wypełniało coraz więcej wyznawców. Uśmiechnął się pod nosem po czym założył sobie na twarz złota maskę, której oblicze wyrażało jakąś euforie albo szaleństwo.
Zwrócił się do tłumu swoim donośny głosem:
- Bracia i Siostry. Postanowiliśmy w końcu po długich przygotowaniach rozpocząć wyprawę na północ. Musimy w końcu rozpocząć wyzwalanie tych biednych styranizowanych ludzi. Lecz najpierw rzecz najważniejsza. Księżniczka Bractwa Kitakra oraz obrońca kościoła Norrc zostali wyznaczeni do świętej misji. - Altruista zrobił pauzę, aby nabrać powietrza. Potem znowu się odezwał:
- Udadzą się na północ, by zdobyć dla nas pewne artefakty, które przechylą szalę zwycięstwa na naszą stronę. - Wśród tłumu rozległy się oklaski na część Norca i Kitkary. Kitkara uśmiechnęła się. Była uwielbiana przez wyznawców MAC-u. Wszyscy doceniali jej zaangażowanie w bractwie i zwycięskie podboje. Norrc na oklaski zareagował niepewnie, nie czuł się dobrze na tym całym spotkaniu. Altruista spojrzał na nich i uśmiechnął się tajemniczo pod maską. Nagle dało się słyszeć jakiś trzask. To mechanizmy w ścianach zaczęły pracować. Bardzo powoli zaczął się rozsuwać dach budynku. Nim pierwsze promienie słońca wpadły do środka Altruista przemówił:
- Kiedyś ten cały świat chronili bohaterzy tacy jak Dzikit Do'Szalejus, Vanille Jenova, Seymour, Peter. Byli to dzielni i odważni ludzie ale gdzieś teraz zaginęli.
Dach rozsuwał się coraz bardziej, wpadające do środka promienie słońca obejmowały coraz więcej ludzi. Wyznawcy MAC-u zasłaniali oczy przed rażącym światłem. Altruista mówił dalej.
- Teraz jest nasz czas. MAC jest dla wszystkich nadzieją. MAC uratuje wszystkich i będzie tarczą dla ludzi słabych. - Gdy promienie słońca dosięgły balkonu wszyscy na nim oprócz Altruisty zasłonili oczy. Ściągnął on maskę z twarzy i podał ją Moline, po czym wyciągnął dłonie w stronę słońca. Całe jego blade ciało było teraz skąpane w promieniach słonecznych. Jego oblicze wyrażało euforie. Zielone, teraz rozwarte szeroko oczy Altruisty błyszczały. Mimo tego, że Altruista był teraz kompletnie oślepiony. Po dłuższej chwili odezwał się w końcu. Dość głośno, by go wszyscy słyszeli. - Dzięki nowej mocy wyrwiemy nasz kościół z posad ziemskich! Wzlecimy w górę ku niebiosom! Nic nas wtedy nie zatrzyma! Nikt nam się nie przeciwstawi! Zajmiemy miejsce bogów! Uratujemy ten świat!. - Tłum zaczął coraz to głośniej skandować i pokrzykiwać radośnie. Wszędzie padały okrzyki ku chwale Kica, Norrca, Kitkary - Molina wbił wzrok w plecy Altruisty. Miał wrażenie, że jego brat całkiem zwariował. Norrc cały czas zasłaniał oczy przed słońcem. Kitkara była dziwnie spokojna, nudziło jej się i chciała by to spotkanie się zakończyło. Na dole dwóch najstarszych wyznawców przyjrzało się uważnie Altruiście.
- Wiesz co. - Powiedział jeden. - Mam wrażenie, że albo nasz Altruista jest w formie, albo zgłupiał.
- E tam. - Powiedział drugi. - On ma tak zawsze. Za dużo pije tej zielonej herbaty.
Gdy wszyscy się rozeszli na balkonie pozostała tylko jedna postać. Costly zastanawiał się nad pewną sprawą. Ściągnął swój kaptur i spojrzał w niebo. Rzekł:
- A gdy wróg poszedł do nieba, ja zostałem w piekle. - Po czym odwrócił się i ruszył w stronę niedużych schodów. |
|
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 14-12-2008, 21:06
|
|
|
Leto, przygotowując się na nieuchronny upadek, okręcił się w powietrzu w celu przyjęcia w miarę pionowej postawy, w czym znaczący udział miało odepchnięcie się od rudego. Z wysokości ponad sześciuset stóp spadł prosto na ledwo co położony dach (w dużej mierze zniszczony po niedawnych ekscesach w Świątyni). Uderzenie było tak silne, że Chłopiec krzyknął z bólu, lecz mimo tego nie tracił świadomości zdarzeń – ze stromego dachu odpadł całkiem spory jego fragment, a Leto, nie wytracając w czasie uderzenia całej prędkości, zjechał na skraj dachu. I pewnie by zleciał, gdyby nie pokraczny granitowy gargulec, z podejrzliwością zerkający na całą okolicę z wyżyn dachu. Na nieszczęście Chłopca zatrzymał się na nim okrakiem. Kolejny okrzyk, tym razem bardziej piskliwy, przeszył powietrze.
- Nigdy więcej gwałtownych upadków… Gdyby nie piaskopływaki… Au… - Leto powoli podnosił się. – A niech to ręka skręcona! – Słowa te wypłynęły jednym ciągiem, tak że gdyby nie bezradnie zwisająca kończyna równie dobrze można by je było wziąć za dość specyficzne przekleństwo.
- Rudy? Gdzie on? I magi… - rozejrzał się szybko. Nic nie wskazywało na obecność magicznego stwora. Widać w międzyczasie, zaskoczony nagłą przeprowadzką, ulotnił się gdzieś. A rudy? Tak, to on, tam w dole, pod drzewem. Jego płomienna czupryna unosiła się rytmicznie w takt dziwnych podskoków jej właściciela. Zielone liście, stanowiące parkiet dla samozwańczego tancerza, i kilka gałęzi, jako naturalne przeszkody, pozwalały się domyślić, że rudy najpewniej porozbijał się o rozłożysty buk. Jednak dzięki temu uniknął większych obrażeń.
- Och-o, jest i komin. - Chłopiec już miał dość swobodnego spadania, tym bardziej, że ciągle czuł w całym ciele dokuczliwy ból. Wejść doń nie było łatwo, Leto w końcu osobiście zdał sobie sprawę, dlaczego ludzie mają dwoje rąk, a nie tylko jedną – takie rozwiązanie byłoby i niepraktyczne i męczące, nie wspominając o asymetrii ciała, jaka by w takim układzie powstała. No, chyba że ręka ta wychodziłaby z torsu. Komin okazał się na tyle obszerny, że Leto mógł stosunkowo swobodnie, zapierając się o jego ściany obiema nogami i plecami, opuszczać się w jego czeluści.
Trzeba było zobaczyć to święte zaskoczenie na twarzach krzątających się po kuchni sióstr, gdy nagle właz głównego pieca otworzył się i wychynął z niej czarny, postrzępiony stwór.
- Borutaaa!! – kobiety rozbiegły się we wszystkie strony (a właściwie to w dwie, bo tyle właśnie było drzwi). – Wyszedł z komina!! – rozlegało się po korytarzach. Drzwi cel otwierały się o kolejni kapłani dopytywali się o szczegóły rozhisteryzowane siostry.
- Co? Kto? Gdzie? Boruta? Przez komin? A nie czasem Mikołaj?
- Kiedy mówię wam – on był cały czarny, zaprawdę diabeł to wcielony!
- Bracie Klausie, zaprowadź siostrę w jakieś ustronne miejsce, niech dojdzie do siebie, a ja tymczasem sprawdzę, co się stało.
Ciekawy sytuacji wyższy rangą kapłan wkroczył do kuchni i akurat zdążył zobaczyć, jak jakiś czarny kształt znika po drugiej stronie okna. Szybko tam podbiegł, wychylił głowę i ujrzał niezwykle interesującą scenę. Dwie istoty, ruda i czarna. Stały naprzeciwko siebie mierząc się nieufnie wzrokiem, a wokół, na dopiero co zagrabionym trawniku, walały się liście rozwiewane przez wiatr i świeżo ułamane gałęzie.
Pierwszy odezwał się czarny.
- No co? Zachciało ci się jakichś sztuczek! Do teraz czuję tego gargulca…
- Nie narzekaj, bo nie tylko ciebie boli. A myślisz, że te gałęzie to na czym się połamały, hę?
- Ale jakbyś nas tu nie przeniósł to nic takiego by się nie wydarzyło.
- I co z tego? Nie uzurpujcie sobie prawa do nieprzewidywalności. Fakt, może nie przemyślałem wszystkich szczegółów, ale i miałem serdecznie dość tej burzy.
- Dobra, dobra… Wyglądasz, jakbyś miał robić za drzewko wigilijne.
- A ty… Ty wyglądasz jak zakalec piernikowego chłopka.
I oboje wybuchli śmiechem.
I tylko zdezorientowany kapłan patrzył na nich i dalej nic nie rozumiał. |
_________________
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imiona miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
A. Mickiewicz
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 17-12-2008, 02:54
|
|
|
Kościół MAC dla wielu był w ostatnich dniach ciężki do poznania. W poszukiwaniu ciszy i spokoju członkowie MAC-u często przechadzali się wzdłuż wiecznie spokojnych i niewzruszonych murów. Tym razem nie było na to szansy - wszędzie wrzała praca. Dziesiątki ludzi pod komendą Mrocznego Kapłana Costliego prowadziła intensywne prace remontowe.
- Właśnie tak to ma wyglądać! - Wyjaśniał coś wyraźnie wściekły Kapłan starszemu człowiekowi. - Po to zatrudniłem najlepszego architekta, aby stworzył dokładnie to, co zleciłem!
Architekt podrapał się po głowię, popatrzył ponownie na podstawione mu plany i odezwał się nieśmiało:
- Ależ Panie...mury nie muszą być tak grube, zastosowania to nie ma żadnego. I te otwory strzelnicze. Przecież na tej wysokości nie ma szans, aby było z tego do kogo strzelać! Tworzę twierdze od 40 lat więc...- Molina z rozmachem uderzył pięścią o stół. Stary człowiek zamilkł w momencie.
- Tak właśnie ma to wyglądać. Gdy nasi bohaterowie wrócą z północy zmiany mają być wykonane. Nie akceptuje ani dnia zwłoki. I mają być wykonane dokładnie wedle tych instrukcji. Zwłaszcza podziemia. Mają być przebudowane wedle tych dokumentów.
- Ależ panie, przecie pod nimi skały są, po co to wzmacniać...- zaczął architekt, ale natychmiast zmienił ton na widok wyrazu twarzy czarnoskórego Kapłana. - Ależ oczywiście, wszystko zgodnie z instrukcjami, przed powrotem wyprawy, ku chwale MAC.
- Zajmij się więc swoimi obowiązkami. - Powiedział Costly, po czym odprawił robotnika.
- Ku chwale MAC, bardzo dobrze, że tak to rozumieją. - Mówił do siebie w zamyśleniu obserwując plany. - Zaiste, ciągle mamy sporo do zrobienia. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 17-12-2008, 13:55
|
|
|
- Ale hałas - mruknęła Avi przechadzając się korytarzem w stronę źródła dźwięku. Ziewnęła głośno i przywołała sobie kubek mocnej kawy - tak, to mi da energii na jakiś czas - pomyślałam pijąc ciepły napój.
Mimo całej wrzawy usłyszała czyjąś kłótnie, a raczej mrocznego kapłana krzyczącego coś o planach biednemu staruszkowi który był architektem. Kiedy biedaczek odszedł, Avalia z wzrokiem o pomstę do nieba podeszła do ciemnoskórego kapłana:
- Witaj, nie dane nam chyba było jeszcze się poznać. Jestem Avalia Neopolia Amelia Foreget Me-Not, była mroczna kapłanka bla, bla, bla i teraz małżonka kic'a - wymruczała dość szybko po czym dopiła swoją kawę - czemu tak nie miło go potraktowałeś? Chyba powinniście być mili dla wszystkich...czy to ja źle zrozumiałam waszą wiarę? |
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 17-12-2008, 14:08
|
|
|
Altruista opuścił bezpieczne mury kościoła. Na zewnątrz było dość ciepło. Pogoda była słoneczna, czyli taka, jaką on najbardziej lubił. Na niebie było mało chmur. Rozejrzał się uważnie. W oddali dostrzegł jakiś tłum ludzi, którzy zmierzali od strony lasu w stronę kościoła. Zapewne byli to pielgrzymi chcący oddać hołd świętemu miejscu. Albo jacyś ludzie szukający schronienia. Tych ostatnich w kościele ostatnio dość dużo przybyło. Altruista zastanawiał się nad tym, po czym uśmiechnął się pod nosem.
Wszystko układało się powoli, tak ja sobie zaplanował. Jedyne co go martwiło, to czy ta cała misja Kitkary się powiedzie. Wszystko zależało od tego. Ruszył w stronę wierzby płaczącej, która rosła nieopodal kościoła. Usiadł koło drzewka, opierając się o niego plecami. Spojrzał jeszcze raz na tłum ludzi. Byli jeszcze daleko, choć z tej odległości Altruista mógł powiedzieć, że było ich około piętnastu osób.
- Każda pomoc się przyda. - Powiedział sobie pod nosem.
W kościele nadal trwały prace remontowe, choć powoli zmierzały ku końcowi. Jednak mimo wszystko trzeba było wzmocnić ściany i mury kościoła. Ostatnia grupa przeciwników niszcząc pewne segmenty kościoła ukazała luki w fortyfikacjach MAC.
Następnym razem tak nie będzie, przygotowania zostały podjęte. Myślał nad tym dalej.
Powoli zaczęła ogarniała go senność. Ostatnio mało sypiał. Ale teraz mógł sobie na to pozwolić.
- Taki mały odpoczynek. - powiedział na głos.
Swoje obowiązki na dzisiejszy dzień już dawno wykonał. Powoli zamknął oczy i oddał się błogiemu snu. |
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 17-12-2008, 14:16
|
|
|
Kapłan zmierzył wzrokiem stojącą przed nim kobietę. Choć wcześniej nie rozmawiał z małżonką Patriarchy, to miał z nią przelotny kontakt.
- Mroczny Kapłan Carlos Yaír Costly Molina, do twoich usług. - Powiedział z lekkim ukłonem. - Jednakże obawiam się, że moja atencja obecnie skupiona jest na moich obowiązkach. To wielkie dni dla MAC-u, praca którą tutaj wykonujemy przybliża nas w stronę ostatecznego zwycięstwa. Jednym z moich zadań jest pilnowanie, aby wszyscy tutaj mieli świadomość wielkości misji w której uczestniczą. Dlatego proszę nie oceniaj moich czynów z góry, wszystkie prowadzą do naszego wspólnego celu. Czy może nie twojego, skoro używasz formy "twoja wiara". - Skończył lekko mrużąc oczy.
- Nie jest to obecnie miejsce w którym przyjemnie można spędzić czas. - Mówił dalej odwracając się w stronę rozłożonych na stole dokumentów. - Polecam ci za to spędzenie czasu w zachodnich ogrodach, o tej porze roku są szczególnie piękne, a zgiełk prac tam nie dociera. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 17-12-2008, 14:32
|
|
|
- Szybko mnie wyganiasz o wielki - stwierdziła z niejakim znudzeniem Avalia. Musiała przyznać, ze to było dla niej dziwne bo ona jednym prostym zaklęciem skończyłaby te prace i ludzie by nie musieli się męczyć, ale kto ich tam pojmie - Wiesz jednak po towarzysze ci, kwiatuszki mnie już znudziły a kic pewno też jest zajęty...i nie mówię, że ty nie jesteś. Ale za pewne nie będzie ci przeszkadzać moje towarzystwo...może napijesz się czegoś? |
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 17-12-2008, 14:47
|
|
|
Costly zawołał jednego z starszych akolitów i wyjaśnił mu coś pośpiesznie w dziwnym języku. Akolita szybko zajął miejsce Moliny przy stole nad planami, a po chwili kilku innych doświadczonych wiernych MAC-u stanęło w koło niego.
- Naturalnie, twoje towarzystwo jest miłe każdemu mężczyźnie. - Powiedział Kapłan oddalając się lekko od stołu. - Chwilowo moja atencja tutaj nie jest obligatoryjna. Mimo wszystko ponowie prośbę o udanie się do zachodnich ogrodów, tym razem jednak wspólnie. Choć ty nie oczekujesz towarzystwa kwiatów, to ja korzystam z niego przy każdej możliwej okazji. Jeżeli życzysz sobie napić się czegoś w czyimś towarzystwie, będzie to miejsce także sprzyjało, zawiera ono najpiękniejsze altany na tym terenie. Czy skorzystasz z zaproszenia? |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 17-12-2008, 16:39
|
|
|
- Tak, stanowczo ta opcja bardziej mi odpowiada - powiedziała z uśmiechem Avalia. Jej cechą było to, że istoty z nią przebywające zawsze dobrze się bawiły i zapominały często o problemach. Avi lubiła słuchać, i zawsze potrafiła stworzyć taką atmosferę, ze nawet głaz potrafił się wypłakać.
- Costly...jesteśmy - powiedziała wesoło dziewczyna idąc w stronę altanki aby sobie usiąść. Towarzysz był chodźby w minimalnym stopniu zaskoczony, tym z jaką swobodą można rozmawiać przy ów dziewczynie.
- Wiesz, ładne masz imię i ogółem dość towarzyski no i miły jesteś - dodała dziewczyna i prostym zaklęciem przywołała czajniczek z herbatą *mieszanka własnej roboty* oraz dwie filiżanki - może masz ochotę na ciasto? |
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 17-12-2008, 17:38
|
|
|
- Chętnie.
Kapłan rozpiął sprzączkę przy górnej części swojej szaty i lekkim ruchem położył ją na jednym z krzeseł. Jak zwykle pod oficjalną szatą miał dość nieformalny garnitur. Wygodnie rozsiadł się na swoim miejscu.
- W tak słoneczne dni jak dziś zdarza mi się żałować, że moje ceremonialne szaty są czarne. - Powiedział z lekkim uśmiechem. - Z racji funkcji którą kiedyś pełniłaś w naszym kościele zapewne nie jest ci to obce uczucie.
Costly spróbował podanej mu mieszanki herbaty i wyczarowanego ciasta. Szczerze pochwalił smak obu, po czym wstał i przeprosił na chwile towarzyszkę. Wrócił po kilku chwilach z misą wody i dość dziwnymi liśćmi jakiejś rośliny.
- Nie wiem czy zainteresowałaś się kiedyś kwiatami w tym ogrodzie. - Zaczął mówić jednocześnie wrzucając roślinę do wody i podgrzewając ją prostym zaklęciem - Ale poza tymi o walorach estetycznych, mamy tutaj także rośliny pożyteczne. - W powietrzu zaczął roznosić się lekki i bardzo przyjemny zapach przypominający zapach morza. - Na przykład te liście pozwalają na stworzenie aromatycznego naparu. Stratą wydaje mi się spędzanie czasu tutaj bez wykorzystania tych możliwości.
Altana przepełniona była mieszanką zapachu herbaty i przygotowanego przez Moline naparu. Wszystko to nadawało jej bardzo spokojną i przyjemną atmosferę.
- Avalio, jest coś, o co chciałem cię spytać od dawna. Zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie nie lubią wyjaśniać powodów swoich działań, każdy z nas ma ścieżkę którą chce się poruszać, tego wyboru dokonuje każdy z nas. Mimo to chciałbym zapytać dlaczego nie mogę nazywać cię już siostrą w wierze? Choć jesteś w naszym kościele miłą nam postacią wszyscy na pewno tęsknią za Avalią z dawnych lat. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 17-12-2008, 18:00
|
|
|
- Ah, Avalia z dawnych lat paradowała w różowych ciuszkach i bląd włosach, miała wesołą gromadkę dzieci, jej mąż był pierworodnym synem prawowitego i wspaniałego twórcy czarnej twierdzy, czyli mojego bratanka Caladana no i wiele innych...Czyli nie używała bym tutaj stwierdzenia z "dawnych lat" - powiedziała z uśmiechem, ciesząc się zapachem unoszonym w altance.
- Widzisz mój drogi, miedzy nami jest niezwykła różnica...ja nie jestem człowiekiem, nie muszę się właściwie niczym martwić bo w tej materii zwanej multiświatem mam wszystko na wyciągnięcie ręki - tu zrobiła małą pałze a by napić się bursztynowej cieczy - Przyłączyłam się swego czasu do MAC z powodu nudy, jak by się nie patrzeć byłam członkinią WiP'u, AntyWiP'u i ciągle jestem w federacji, ale one obumarły...ogółem był to czas w którym multi zapadł w sen zimowy albo w inny nieokreślony stan. Jednak z czasem stwierdziłam, ze nie pasuje do bractwa...owszem, miło mi tu spędzić czas, zwłaszcza w tak zacnym towarzystwie - tu lekko skłoniła się rozmówcy - nie mniej to nie dla mnie, chodzenie i głoszenie ideologi w które sama nie wierze...ba nawet nie pojmuje. |
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 17-12-2008, 18:22
|
|
|
Costly pił dalej spokojnie.
- Ideologia to tylko pewna myśl, to czym tutaj się zajmujemy, to osiąganie celów. - Kapłan uśmiechnął się jeszcze wyraźniej odkładając filiżankę. - Ale nie sądzę, aby był to temat dla ciebie ani ciekawy, ani nowy, nie jest moją intencją zanudzać cię.
- Liście rośliny, których użyłem do stworzenia tego naparu, słyną nie tylko z wydzielanego zapachu. - Mówił dalej Kapłan pochłaniając ochoczo w przerwach ciasto. - Pośród ludzi małych umysłem zwykło się uważać, że zapach ten odgania demony. Wszystko to dlatego, że zapach naparu wywołuje z głowy sporo myśli. Dokładniej mówiąc, wspomnień i to tylko tych pozytywnych. Dlatego ludzie czuli się bezpiecznie dzięki niemu. Niektórzy popadli nawet w nałóg. Naturalnie nie grozi to nam, proporcje dobrałem starannie. Jednak ostrzec cię muszę, że dzisiejszej nocy wiele szczęśliwych dni może do ciebie wrócić w snach.
Kapłan dopił resztę zawartości filiżanki i wstał.
- Jestem ci wdzięczny za poświęcony czas, spędziłem go bardzo przyjemnie. Jednak wrócić muszą teraz do swoich obowiązków. - Powiedział, po czym ukłonił się lekko i zarzucił na siebie czarną szatę Kapłana. Zanim wyszedł z altany odwrócił się jeszcze raz w stronę Avalii.
- Mam nadzieje, że pośród przywołanych dni będą także te spędzone w MAC-u. - Powiedział, po czym opuścił altanę. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 17-12-2008, 21:52
|
|
|
dy Molina się oddalił Avalia usiadła sobie na jednej z licznych ławeczek, które znajdywały się w altance. Z zaciekawienia zaczęła się przyglądać nieznanym jej kwiatom. Z zadumy wyrwał ją cichy, znajomy głos.
- Witaj siostro. - Avalia odwróciła się w stronę Altruisty. Kapłan prezentował się jak zawsze skromnie. Miał na sobie zwykła czerwoną szatę. Jego zielone oczy spoglądały na nią uważnie. W końcu mu odpowiedziała:
- Witaj bracie. Zawsze się tak skradasz?
- Czasami. – Odpowiedział na pytanie uśmiechając się do niej życzliwie, po czym ruszył w stronę czarnych róż, które zakwitły niedawno. Pochylił się nad kwiatami.
- Widzę, że poznałeś Costly’ego. - Odezwał się. - Gdy nas opuściłaś przejął twoje obowiązki. Te wszystkie prace, które widziałaś w naszym kościele są przez niego nadzorowane. Można by powiedzieć, że Costly jest takim sercem kościoła. Jest to człowiek przywiązujący sporą wagę do swojej pracy. Po prostu wszędzie go pełno. - Po ostatnim zdaniu Altruista uśmiechnął się tajemniczo.
- Wiesz... - Odezwał się ponownie do milczącej Avalii. - Jeśli Kic będzie szukał swojego następcy, to nie ma godniejszego kandydata niż Molina.
Altruista wyprostował się i odwrócił w stronę dziewczyny. W ręce trzymał czarną różę.
Podszedł do Avalii i wsunął w jej małą dłoń kwiat. Dziewczyna przyjrzała się roślinie. Kwiat był bardzo ładny, miał swój urok. Krótką chwile przyglądała się podanemu prezentowi po czym Avalia przeniosła swój wzrok na Altruistę. Mogła się teraz z bliska przyjrzeć jego zielonym oczom. Widziała w nich swoje odbicie. Kapłan zwrócił się po chwili do niej uśmiechając się niewinnie.
- Przyjmij ten mój skromny podarunek siostro. Akurat ten prezent będzie pasował do ciebie, piękny nocny kwiecie. A swoją drogą, co cie sprowadza? Małżonka szukasz? – Altruista po krótkiej pauzie błyskawicznie odpowiedział na zadane przez siebie pytanie. - On chwilo jest nieosiągalny. Jeśli pragniesz u nas odpocząć, to każe przygotować odpowiednią dla ciebie komnatę. |
Ostatnio zmieniony przez Costly dnia 18-12-2008, 01:06, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|