Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Friguoris Cordis |
Wersja do druku |
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 02-01-2009, 15:16
|
|
|
"Zaczęło się." - stwierdził emisariusz, wysłuchawszy Altruisty.
- Z większością braci w wierze zawarłem już znajomości. - z Ryuzakim wszak pił chwilę przed tym, jak przyszło zaproszenie na ucztę - Zaś Avalia... W almanachach tyle napisano o piękności "Avalii bogom równej", że każdy wieśniak z moich czasów rozpoznałby ją i pośpieszył z pokłonem. Co i ja robię. - stwierdził, skłoniwszy się lekko.
Następnie, powiódł wzrokiem po wszystkich zebranych, zastanawiając się, co powinien powiedzieć. W zastanawianiu pomógł mu kielich wybornego wina - które zresztą nazwano "winem" tylko dlatego, iż "spirytus" nie brzmiał wystarczająco dostojnie. W końcu osiągnął stan świadomości, w którym mógł mówić bez żadnego problemu....
- Niewiele interesującego mogę wam szybko powiedzieć... W przyszłości było to imperium rozciągnięte dwoma morzami z dwóch stron świata... Górami z trzeciej, a bezkresnym stepem z czwartej. Dawno przestaliśmy prowadzić wielkie podboje. Niegdy władaliśmy jedynie małym ludem z krainy głębokich puszcz - jednakże skoro tylko ludowi naszemu lasy przestały wystarczać, spadliśmy niczym burza na inne narody. - tu rycerz przerwał, chwycił za trunek i wychylił go jednym haustem, po czym skosztował jednego ze smakołyków.
Część krwi, która zapewniała mu zdolność regeneracji ran, odpowiadała także za niezwykle męczącą szybkość metabolizmu, utrudniającą upicie się... Tak więc przez godzinę przed ucztą wytrzeźwiał po pijatyce z Ryuzakim. Inna sprawa, że zaczynał męczyć go kac, potrzebował więc klina, aby pozbyć się nieprzyjemnego uczucia.
- I wygraliśmy. To skaziło naszą jednorodność. Wiara MACa, zaszczepiona przez legendarnego, anonimowego protoplastę rodu, przestała jednoczyć wszystkich poddanych. Staliśmy się mniejszością religijną we własnym kraju... wojowniczą klasą rządzącą. Po kilku wiekach wielkiej ekspansji nastąpił długi okres trwania i rozpadu jedności. Coraz częściej wybuchały rebelie, czasami traciliśmy na jakiś czas część prowincji. Intrygi i kłótnie mej rodziny, rozdrobnienie - można więc stwierdzić, iż świetność polityczną swą mieliśmy już za sobą. Zapewne utworzenie Marchii Wschodniej, którą zarządzałem, a później porzucono, było ostatnią częścią naszej eskpansji. Inna sprawa, że wykształciliśmy wspaniałą kulturę - ale wiele jej części zapewne już przeminęło... W każdym razie, kiedy koronowano mego brata, wiele się zmieniło. Ale to już inna historia. - stwierdził Velg, sięgając po trzeci kielich alkoholu. - Lecz na historie przyszłe będzie jeszcze czas. Teraz należy nam się trochę zabawy. Wznieśmy toast... NIECH ŻYJE PATRIARCHA! - stwierdził szybko, szukając pretekstu do sięgnięcia po następny kielich.
I tak owieczki boże rozpoczęły swą zabawę. Velg zaś nachylił się ku Altruiście.
- I ja mam pytania... Zawsze pisano, iż wasi wrogowie stali się waszymi wrogami, albowiem ku chwale bożej chcieliście alkohol zarekwirować. Na co oni, w lekceważeniu wszelkich przykazań, odpowiedzieli stalą... Prawdaż to? - szepnął z uśmiechem. Jakby się zastanowić, to ów powód w świetle tego pijaństwa zdawał się całkiem rozsądny... |
_________________
|
|
|
|
|
kic
Nieporozumienie.
Dołączył: 13 Gru 2007 Skąd: Otchłań Nicości Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 02-01-2009, 17:59
|
|
|
Zabawa powoli się rozkręcała. Po formalnym wstępie i toaście za przyszłość bractwa i pytanie Velga, na które Altruista odpowiedział tak, jak na niego przystało:
"Drogi Velgu. Rekwirujemy alkohol, by ludzie uniknęli pokusie. Wiadomo przecież, że alkohol mąci w głowach i jest przyczyna wielu nieszczęść. My staramy się pomóc ludziom, aby nie popełnili żadnych błedów."
Odpowiedź Najwyższego Kapłana, rozbawiła kica, a i Avalia nie była temu obojętna. Velg również bezbłędnie zrozumiał wypowiedź Altruisty, albo przynajmniej pozostawił po sobie takie wrażenie, bo pierwsze co zrobił, to wypił kolejny kieliszek rzekomego spirytusu, z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Po toaście i komediowym dialogu, kic nabrał weny i prosząc o uwagę, uciszył tłum, a następnie w poważniejszym tonie powiedział.
- Zebraliśmy się tutaj z wielu powodów. Niektóre z nich są bardziej istotę, a inne mniej. Jednak wszystkie są dla nas ważne. Wśród powodów, które zebrały nas dzisiaj jest jeden z ważniejszych dla przyszłości bractwa... Wyprawa Północna, która przyniesie ze sobą nową przyszłość, zdolną zmienić każdy niezłomny fatum. Dlatego też wznosimy dzisiaj swoje modły i naszą radość do naszych przyjaciół, braci i sióstr, którzy walczą dla naszej wspólnej przyszłości. Niech nasza wiara wzniesie ich ku chwale!
Słowa Patriarchy zabrzmiały rytmicznie w całym pomieszczeniu i wprawiły gości w lepszy nastrój. Teraz zabawa mogła zacząć się na całego. W imię przyszłości.
Kic spędzając czas w doborowym towarzystwie, co chwilę poświęcał uwagę swojej żonie, ciągle pamiętając wydarzenie sprzed dnia i parę pustych butelek wina. A co jakiś czas przypominały mu się również obrazy sztywnego krzesła i półmroku. Mimo tego, nie przeszkodziło mu to w dobrze się bawić, a troski z dzisiejszego poranka przeminęły, jak rozproszona iluzja.
Nie tylko kicowi przypadła do gustu uczta, bo i Ryuzaki znalazł się w swoim żywiole popijając spirytus rektyfikowany, w otoczeniu... swoich towarzyszek.
- Tym razem mu odpuszczę. - Pomyślał sobie kic wyrwany z dialogu i z uśmiechem obserwując salę oraz dziwnie gestykulującego i jąkliwie mówiącego Ryu, rozbawiającego swoją postawą pobliskich gości.
Była to jedna z lepszych zabawa, mimo iż nieobecność części MACu, dawało się odczuć Patriarsze. Pamiętał jak nie tak dawno, podczas ogólnych zamieszek, znalazł czas na wspólną rozmowę z Fei. Zawsze cenił sobie jego zdanie i uważał go za wspaniałego sojusznika.
Obecność Kitkary również nie raz potrafiła rozluźnić napiętą sytuację. Jej ostatni repertuar muzyczny wspominał z uśmiechem na twarzy. Miał nadzieję, że mimo wszystko będzie jeszcze okazja do posłuchania jej kompozycji. Niestety tym razem musiało obyć się bez jej sztuki.
Gdyby Norrc znalazł sie na uczcie, to pewnie przyjęcie zyskało by na uroku. Znany jest bowiem z towarzyskiego charakteru, a jego dowcipy nie raz prezentowane są na innych dworach, rozbawiając każdego do łez.
Mozarus... to mroczna postać. Choć na przyjęciach nie bywa często, to jego towarzystwo w każdej gorącej dyskusji obowiązkowe być powinno. Jego osoba doskonale łagodzi wszelkie spory i choć małomówny, to jego komentarze są niezwykle precyzyjne, jednoznaczne, ale i dobitne.
Z głębokiego zamyślenia, wyrwało kica, następny wybuch śmiechu Ryuzakiego, który bawił się jak nigdy, a jego stan wskazywał już głębokie upojenie.
Rozmowa towarzyska prowadzona była obecnie wśród najbliższych postaci MACu. Patriarcha, Avalia, Altruista i Velg mieli szansę na lepsze poznanie się od bliższej, tej personalnej strony i choć pierwsza trójka znali się już od dawna, to nowy członek bractwa, był dla nich ciekawą enigmą. A jak lepiej rozwiązać tajemnice, jak nie w towarzystwie doborowego i pewnego wina? Pijąc i wznosząc kolejne toasty, kic w końcu rzekł bezpośrednio do Velga.
- I jak podoba Ci się atmosfera wśród ludzi z bractwa? Chyba te Twoje almanachy nie wspominały nic o ludziach MAC, podczas... głębokiej zabawy? – Powiedział uśmiechając się szczerzę. |
_________________ "Zaczynałem jako zwykły zegarmistrz, ale zawsze pragnąłem osiągnąć coś więcej." - Lin Thorvald
Melior Absque Chrisma
Pierwszy Epizod MACu |
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 02-01-2009, 18:40
|
|
|
- Wspominały jeno, iż w swej mądrości wszyscy osiągnęliście wyższy poziom świadomości, pozwalający wizji doświadczać. Nie wspominały, jak. - odpowiedział Velg patriarsze z uśmiechem. Po chwili przywołał na twarz minę zamyśloną - Doprawdy, mądrością musi być tak dobre wykorzystanie wszystkich zasobów bożych.
Korzystając z rozluźnienia atmosfery spowodowanej jego przybyciem, nowo mianowany Jeździec Apokalipsy powiódł wzrokiem po obecnych. Jakże odmienni byli od ikon, które w sposób masowy serwowali usłużni kronikarze. Ale opinie o niesamowitej rozpuście i rozhulaniu w bractwie, pisane przez sługusów wrogów MACa, skądś się musiały wziąć...
- A atmosfera... Mhm... Mistyczna. Czuć przewagę wiary, bo rozumu dużo nie zostaje. - stwierdził kończąc pity od dłuższego czasu kieliszek. - A ja zawsze lubiłem mistycyzm w takiej postaci. - dokończył z uśmiechem.
Uczta była rzeczywiście przeżyciem wartym podjętej pielgrzymki - rycerz w swoim dotychczasowym życiu uczestniczył w wielu balach, jednakże żaden nie mógł się równać z tą ucztą. Choć, zapewne uczta byłaby jeszcze lepsza, gdyby wino leżakowało do jego czasów. |
_________________
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 03-01-2009, 14:32
|
|
|
Zabawa osiągnęła ten moment, w którym nagłe zniknięcia mogą zajść zupełnie niezauważone. Tak też mało kto zauważył, że niezbyt udzielający się podczas zabawy Costly dokonał właśnie owego aktu.
Dzięki latom wprawy (a także specjalnym ziółkom wzmacniającym wątrobę przepisu babci rodu Molina) stan Kapłana był wcale niezły.
Zastanawiając się nad słowami jak i postacią nowego brata w wierze Costly regularnie schodząc na coraz to niższe poziomy kościoła dotarł do podziemi. Mimo ciemności Kapłan bez wahania wybierał drogę - pokonywał ją niemal co dzień, od czasu gdy w jego kompetencjach leżało zarządzanie wywiadem MAC.
Ciemno ubrana postać nagle pojawiła się przed maszerującym mężczyzną. Jak zawsze bezszelestnie. Obie postacie pozdrowiły się lekkim skinieniem głowy, a następnie weszli do pobliskiej komnaty.
- Czy uczta była udana, Panie? - spytała zakapturzona postać Kapłana zasiadając przy stole stojącym na środku sali.
- Naturalnie, dziękuje. - powiedział Costly dobrze wiedząc, że szpieg i tak całość widział. - Raport gotowy?
Szpieg skinął głową i podał kapłanowi plik dokumentów. Molina lekkim ruchem ręki rozświetlił półmrok panujący w komnacie i zatopił się w lekturze.
- Dobrze się spisałeś. Jesteśmy więc już prawie pewni położenia owej Saerii. Jeżeli wyprawa północna zakończy się powodzeniem, to miejsce to stanie się naszym pierwszym celem. - powiedział, po czym prostym zaklęciem spalił przeczytane dokumenty.
- Zapewne zechcesz Panie osobiście być naszym emisariuszem na tych ziemiach? - spytał szpieg.
- Skądże. - Molina uśmiechnął się niewinnie. - Przybył przecież na dwór idealny kandydat do tej roli. Podróże w czasie to strasznie paradoksalna rzecz, nie sądzisz? |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 03-01-2009, 15:31
|
|
|
Alkohol krążył w powietrzu w stężeniu większym niż tlen - zaś większość uczestniczących w uczcie zdołała już ostatecznie stracić świadomość. Velg zdecydował się więc opuścić na chwilę obszar uczty - tylko po to, aby przejść się do wychodka.
Kiedy już opuścił komnatę, poniewczasie zdał sobie sprawę z faktu, iż nie zna lokalizacji poszukiwanego miejsca... Miał do wyboru trzy alternatywy - spytać się o jego lokalizację, spędzić dużo czasu na poszukiwaniach... Albo zwyczajnie użyć swoich wrodzonych umiejętności - z których istnienia na szczęście zdawał sobie sprawę (w przeciwieństwie do reszty swej rodziny).
Krocząc przez pusty korytarz, szybko odwrócił się. Nikogo nie ujrzał - i dobrze, przecież nie chciał, aby MAC stracił jakiegoś członka z jego winy. Przyśpieszył kroku - zakręcił... Korytarz dalej zdawał się być normalny.
Jednakże już po pięciu minutach takiego błądzenia, korytarz zmienił swe właściwości. Przestał być zwykłym korytarzem, jakich pełno było w Kościele Praworządności. Sprawiał teraz wrażenie wychłodzonego lochu, ciągnącego się nieustannie prosto. Oświetlony był on tylko pochodniami - żadnych okien nie było.
Po pokonania bez mała półtora kilometra takiego korytarza, rycerz poczuł powiew gorąca. Pod butami zaś znajdowało się całkiem sporo piasku. Kiedy półtora minuty później wyszedł na zewnątrz, każdy obserwujący rycerza byłby zdziwiony. Znajdował się on pośrodku pustyni. Z oddali zaś zdawała się nadchodzić burza piaskowa.
Velga jednakże to nie martwiło - począł wspinać się na najbliższą wydmę. Kiedy tylko wspiął się na jej szczyt, obrzucił oczyma okoliczny krajobraz. Szczególną uwagę poświęcił położonej po drugiej stronie wydmy oazie. Której, jakby nigdy nic, towarzyszyła toaleta. Rycerz otworzył drzwi - i z miejsca zdał sobie sprawę, iż zapomniał zmienić uniwersum tak, aby toaleta była pusta.
- Tyyyyyyy...! - ryknął człowiek w turbanie, zamachując trzymanym pod ręchą tasakiem.
Velg jednakże był szybszy - cios adwersarza sparował, a ostrza stworzyły kształt "X". Następnie, korzystając z przewagi szybkości oraz ograniczenia przestrzennego oponenta, cofnął się o krok, aby wyprowadzić proste pchnięcie. Przeciwnik zwalił się na podłogę z przebitym sercem.
Rycerz zaś, jakby nigdy nic, skorzystał z toalety - zaś najwyraźniej czytany przez zabitego magazyn pornograficzny posłużył mu za papier toaletowy.
Pół godziny później, wrócił do komnaty, w której odbywała się uczta. Większość ucztujących była nadal w stanie, w jakim była, kiedy rycerz ją opuścił. Czyli nietrzeźwa. I dobrze, bowiem emisariusz nie chciał się tłumaczyć, gdzie ubrudził swe ubranie krwią. |
_________________
|
|
|
|
|
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 03-01-2009, 16:36
|
|
|
Avalia spokojnie obserwowała jak przyjęcie się rozkręca. Nie przepadała ona za piciem więc należała do tego niewielkiego grona trzeźwych osób, zresztą damą nie wypada się upić. Nie bawiła się tak dobrze jak większość z powodu swojej przeszłości, ale za to wyśmienicie wychodziła jej dobra mina do złej gry. Odejście Moliny sprawiło, że dla Avalii przyjęcie straciło trochę na wartości, ale z reguły była wybredna. Swoją drogą dała się nawet porwać do tańca kiedy to emisariusz opuścił na chwilę bal.
Kiedy Velg wrócił na swoje miejsce poczuł, kobiecą dłoń na swojej głowie.
- Wycieczka się udała - zapytała z uśmiechem Avalia strzepując znikome ilości pisku z głowy nowego członka MAC. |
|
|
|
|
|
Ryuzaki
Smok Samurai
Dołączył: 12 Lis 2008 Skąd: nie wiem Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 03-01-2009, 17:31
|
|
|
Było juz późno. Każdy człowiek z wszystym pod skórą esperalem po wejściu do sali padł by martwy. Ryuzaki był jednak znudzony. Jest mistrem wylewania za kołnierz i choć każdy myślał, że był jednym z bardziej pijanych to tak na prawdę pozwolił sobie tylko na kilka łyków dobrego wina. W kazdej chwili mogli wrócić rekruci i Ryu musiał mieć trzeźwą głowę.
W pewnym momencie Ryu zauważył samotnie idącą AvalięPodczas całej uroczystości tylko ona oficjanie nie piła alkoholu. Altruista równeiz próbował oponować, ale niestety usiadł przy delegacji ze wschodniego księstwa Łonków którego mieszkańcy prez całe życie nawet chwilę nie trzeźwieli. Biednego Altruistę zmusszono do wypcia całego dzbanka spirytusu jednym łykiem. Biedak miał słaba głowę, wiec juz kilka chwil póxniej kilku służących wyniosło go na drzwiach od kuchni.
Ryuzaki miał dość pseudogadania z pijanymi kurtyzanam, więc odesłał je do czorta i ruszył w kierunku Avalii. Ta jednak, gdy Ryuzaki juz otwierał usta aby się przywitać podeszła do nowego członka MAC, Velga.
- Drogi Velgu! - przerwał im rozmowę Ryu - Costlu znajduje sie w tajnej sali narad. Chce z toba pomówic w sprawie Twoich kronik. Powinieneś się do niego natychmiast udać
- Ale ja dopiero....
- Słuchaj no! Jesteś tu nowy, ale zrozum, że jak ktoś pokroju zacnego Cstlyego wzywa Cię to nie ma "ale" tylko się idzie
Velg był porządnie pijany, więc zbytnio nie chciało mu sie wdawać w potyczki z Ryuzakim którego zdążył polubić, więc przytaknął i poszedł.
- Pani, czy mogę mieć ten zasczyt i być jej eskortą na czas tego przyjęcia. Większość ludzi jest juz pijana i zaczynam obawiać się, że komuś może cos odbić. Sam Patriarcha jednak jest juz prawie nieprzytomny od alkoholu, wiec przy nim równiez nie jest do końca bezpiecznie
Avalia była głównie zdziwiona faktem, że Ryuzaki był absolutnie trzeźwy. Cały wieczór z nierzadką odrazu obserwowała Ryuzakiego zalewającego sie trunkami w towarzystwie kilku kobiet, jednak teraz był zupełnie trzeźwy.
- Skoro tak ładnie prosisz - odpowiedziała Avalia łapiąc ttowarzysza pod rękę.
Para podeszła w kierunku sceny na ktorej spało kilku pijanych muzyków
- Szkoda, chetnie bym zatańczyła - westchnła zawiedziona
- Pokażę Ci sztuczkę - odpowiedział Ryuzaki po czym wykonał kilka dyskretnych ruchów rekami i wyszeptał kilka słów pod nosem. Gdy skończył instrumenty odskoczyły od pijanych grajków i ustawiły sie w rzędzie - MAESTRO! TANGO POR FAVOR! - instrumenty zareagowały od razu i zaczęły przepiknie i czysto grać. |
_________________ 10 razy upaść, 11 razy wstać... |
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 03-01-2009, 18:23
|
|
|
Altruista obudził się. Miał nieodparte wrażenie, że unosi się w powietrzu. Otworzył oczy, rozejrzał się uważnie. Po pięciu minutach zdał sobie sprawę, że leży na czymś twardym. Domyślił się, że to jakieś prowizoryczne nosze. Nie znał ludzi którzy go nieśli. - Sataniści mnie porwali - pomyślał. Było mu niedobrze, pamiętał jedynie, że pił wino, które za bardzo nie smakowało jak wino. Nie mógł ruszyć żadną kończyną i miał wrażenie, że sufit chce go zabić. Kapłan zebrał się jakoś w sobie i odezwał do satanistów.
- A dokąd mnie wieziecie?
- Do kostnicy. - Odpowiedział mu jeden.
- Ale ja jeszcze żyje!
- A my jeszcze nie dojechaliśmy. - Odpowiedział mu drugi. |
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 04-01-2009, 01:18
|
|
|
Costly z lekkim zaskoczeniem przyjął delikatnie zataczającego się Velga w komnacie narad.
- Nie spodziewałem się ciebie przed końcem zabawy. Ryuzaki moje zaproszenie miał przekazać dopiero jutro, gdy dostaniesz szansę hm...dojścia do siebie.
Velg skinął lekko głową w odpowiedzi. Kapłan wskazał mu ręką pobliskie krzesło po czym nalał do dwóch pucharów wina. Jeździec apokalipsy, jak stwierdził Costly, zasłużył na swój tytuł, powieka nawet mu nie drgnęła, gdy przyjmował swój puchar.
- W zasadzie Najwyższy Kapłan Altruista mógłby też nam się przydać w tej rozmowie, ale z tego co mi doniesiono to właśnie śpiewa kolędy w swojej komnacie. Cóż, chce ci przekazać pewną dość ważną rzecz, wysłuchaj mnie proszę i postaraj się zrozumieć dobrze moje słowa.
- Tak. - Zaczął po chwili pauzy mówić dalej Kapłan. - Miejsce z którego do nas przybywasz jest dość nietypowe. I jest także problematyczne. Chcę, abyś zachował swoje pochodzenie dla siebie przed osobami nie znajdującymi się w ścisłej elicie naszego bractwa. A przynajmniej abyś to zrobił przez jakiś czas.
Velg wyraźnie chciał o coś spytać, ale Costly zasygnalizował lekkim gestem ręki, że jeszcze nie skończył.
- Jak wiesz każdy wyznawca naszej wiary podejmuje ogromny wysiłek służenia MAC. Nie jest to żaden wysiłek w porównaniu z tym, jaki podejmuje ja, czy jaki wkrótce zaczniesz podejmować ty. Ale jest to ciągle wszystko na co stać tych ludzi. Wszystko to robimy w jasnym celu. Chcemy zbudować idealny świat, który zastąpi obraz nędzy i rozpaczy, który widzimy teraz. Jesteśmy światłem w ciemnym tunelu.
- Wyobraź sobie jednak. - Kapłan wstał i zaczął przechadzać się powoli po sali. - Jak blade może być to światło, gdy wiemy, że nasz cel może być oddalony o eony lat. Gdy nie jesteśmy w stanie policzyć ile pokoleń naszych rodzin przeminie zanim ten świat zobaczymy. Każdy z nas chce wierzyć, że jeszcze za jego życia będzie w stanie zobaczyć ten świat własnymi oczami. Trwanie tej wiary jest wyjątkowo istotne.
- Nie są zresztą przyniesione przez ciebie rewelacje pewne. - Kapłan doszedł do barku mówiąc dalej i nie przerywając swojego monologu z zamyśloną twarzą przeglądał butelki. - Czas jest czymś czego nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć. Potrafimy go nagiąć w pewnym stopniu do naszych potrzeb. Dlatego tu jesteś. Ale nie jesteśmy w stanie pojąć tak naprawdę czego dokonaliśmy. Są tacy - kapłan w końcu zdecydował się na dziwny, zielony trunek, który polał do osuszonych już pucharów - którzy twierdzą, że czas jest tylko punktem. Istnieje tylko teraźniejszość. Przyszłość i przeszłość to złudzenia. W takim wypadku przyszłość z której przybyłeś tak naprawdę już nie istnieje. Są tacy, którzy twierdzą, że nie ma jednej przyszłości. Wtedy także wizja którą nam przyniosłeś może wyraźnie odbiegać od tej, którą zobaczymy. Są tacy, którzy twierdzą, że istnieje nieskończenie wiele rzeczywistości, które zawierają każdą możliwą przyszłość. Wtedy też twoje rewelacje nie muszą okazać się prawdziwe.
- Dostrzegasz zatem - mówił Kapłan z lekkim uśmiechem ponownie siadając - że nie afiszowanie się z tym nie ma nic wspólnego z kłamstwem. Takie działanie jest próbą uniknięcia możliwego kłamstwa. Ewentualnego kłamstwa, które choć wcale nie zamierzone, może być wyjątkowo szkodliwe dla MAC. Czyli też dla każdego z nas.
Patrząc na Velga ciężko było stwierdzić, czy potok słów Kapłana w całości do niego dotarł. Nagle jednak jego twarzy odżyła, wyraźnie przypomniał sobie o czymś.
- Powiedziałeś Kapłanie "przez jakiś czas"... - zaczął mówić.
Costly uśmiechnął się wyraźnie i radośnie wypił zawartość swojego pucharu.
- Tak, masz talent do zwracania uwagi na istotne słowa. Jak wiesz, nie możemy stwierdzić na pewno jaka będzie przyszłość. Ale możemy tego domniemać. Kierując się mądrością i nieomylnością naszego Patriarchy opracowaliśmy kilka wersji przyszłości. Nieomylność Kica jest niepodważalna, dlatego też fałszu w tym być nie może. - Powiedział Kapłan ciągle mocno uśmiechnięty.
- Te księgi - Molina podał swojemu rozmówcy kilka opasłych tomów - zawierają opis przyszłość zgodny z nieomylnymi przewidywaniami Kica. Zapoznaj się proszę z nimi. Niedługo zostaną upublicznione. Wraz z faktem, że ty pochodzisz z przyszłości. Jesteś żywym dowodem na jej istnienie.
- Proszę naturalnie także, abyś zachował naszą rozmowę dla siebie. - Powiedział Kapłan, po czym wstał, pozdrowił lekkim ukłonem swojego towarzysza, a następnie opuścił salę. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 04-01-2009, 19:19
|
|
|
Zgadzając się na propozycję Kapłana, rycerz zastanawiał się nad jej konsekwencjami. Miał nieść "wiedzę" mieszkańcom krainy - niezbyt honorowe posunięcie, jednakże lojalność wobec kościoła nakazywała podporządkowanie się Kościołowi.
Zajrzał w głąb księgi - nie znalazł tam niczego, na co sam by nie wpadł. Jednakże, przyzwoitość nakazywała przynajmniej pobieżne przestudiowanie tekstu - co też zaczął robić, wróciwszy na przyjęcie. Popijając porcje wiedzy dużą ilością wódki... |
_________________
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 06-01-2009, 22:08
|
|
|
W sali tronowej wszyscy czekali na bohaterów. Altruista stał koło pustego tronu i zastanawiał się kiedy pojawi się Patriarcha. W sali spośród dostojników Bractwa obecni byli także Mroczny Kapłan Costly, Jeździec Apokalipsy Velg oraz Samuraj Ryuzaki. Oprócz nich w sali znajdowało się także trzydziestu najwierniejszych kapłanów bractwa, którzy dostąpili zaszczytu przebywania w pobliżu tronu Kica. Był to największy honor jakiego prawdziwy wyznawca mógł doznać..
Powrót Kitkary, Norrca i Feia był wielkim wydarzeniem. Na wieść, że ich misja zakończyła się sukcesem w kościele zapanowało święto. Radościom nie było końca. Niektórzy akolici gromadzili się nawet w pokojach. Opijali sukces, wznosząc toasty za zdrowie Norrca i Kitkary.
Donośnie pukanie zakłóciło ciszę panującą w sali tronowej. Altruista wykonał oszczędny gest w stronę gwardzistów, a ci pospiesznie rozwali masywne wrota i osuneli się na bok. Do sali dostojnym krokiem wkroczył szambelan w niebieskiej szacie ceremonilanej. Dostojnym głosem rzekł:
- Jeździec Apokalipsy, Obrońca Kościoła, Norrc, Księżniczka Kitkara uth Matar, Akolita Mozarus oraz Szlachetny dostojnik Fei Wang Reed proszą o audiencje.
- Audiencja zostaje im udzielona, niech wejdą do środka nasi bohaterowie. - Odpowiedział mu Altruista.
Szambelan ukłonił się Altruiście i zajął miejsce wśród niedużego tłumu złożonego z kapłanów. Zaraz po tym do sali tronowej wkroczyła Kitkara z Norrciem. Maszerowali dumnie, ramie w ramie. Mieli na sobie ceremonialne srebrne zbroje, specjalnie na tą okazje przygotowane. Za nimi to sali wmaszerował Mozarus ubrany w czarną szatę. Trzymał on w dłoniach czerwoną poduszkę na której spoczywały dwa artefakty.
Za nimi na samym końcu szedł Fei Wang Reed. Jego oblicze jak zawsze nic nie wyrażało. Cały ten pochód zatrzymał się jakieś piec metrów przed tronem.
Altruista podszedł do Kitkary. Wziął jej twarz w dłonie i delikatnie musnął wargami jej czoło, po chwili odezwał do niej.
- Nigdy w ciebie nie zwątpiłem, jestem z ciebie dumny, księżniczko Kitkaro.
Uśmiechnął się do niej łagodnie, po czym odwrócił się w stronę Norrca. Położył mu delikatnie dłoń na ramieniu i rzekł do niego.
- Jeźdźcu, twoje zasługi zostaną na wieki zapamiętane oraz spisane w wielkiej księdze.
Nie zawiodłeś, odniosłeś sukces, a na dodatek potwierdziłeś klasę Jeźdźców Apokalipsy.
- Także twoje zasługi zostaną zapamiętanie. - Altruista spojrzał w oczy Fei Wang Reeda.
- Kościół nigdy nie zapomni co dla niego zrobiłeś. Choć nie przyjąłeś naszej wiary, ja ciebie od tej pory będę zwał bratem.
Altruista przeniósł wzrok z Feia na grupkę kapłanów w której znajdowali się jeszcze Velg, Costly i Ryu.
- Bracia, dzisiaj odnieśliśmy wielki sukces. Dzięki wielkiemu poświeceniu tej trójki bohaterów odnaleźliśmy starożytne artefakty. I przy ich pomocy uchronimy świat przez złem. Ale nie zapomnijmy nigdy o braciach, którzy zginęli podczas tej wyprawy. Oni zapłacili najwyższa cenę byśmy mogli uratować świat. Ja osobiście odprawie modlitwę za ich dusze. - Blady kapłan rozłożył ręce i krzyknął: - A teraz cieszmy się i radujmy ku chwale MAC!
Costly, Ryuzaki jak i inni rozwali usta do krzyku, ale żaden dźwięk nie wyłonił się z nich. Wszyscy oniemiali wpatrywali się w Patriarche, który właśnie zmaterializował się obok tronu.
- A więc moje dzieci powróciły. - Mówiąc to zasiadł na swoim tronie.
Na dźwięk jego głosu wszyscy, za wyjątkiem Altruisty i Feia, padli na kolana.
Fei Wang Reed tylko nieznacznie skinął głowa, chcąc okazać szacunek Patriarsze.
Altruista podszedł do klęczącego Mozarusa i odebrał od niego poduszkę z artefaktami.
Odwrócił się i ruszył w stronę tronu. Zatrzymał się przed Kicem i przykląkł na jedno kolano. Trzymając poduszkę wyciągnął ręce w stronę Patriarchy i odezwał się do niego.
- Zobacz Patriarcho, co przyniosły ci twoje dzieci. |
|
|
|
|
|
kic
Nieporozumienie.
Dołączył: 13 Gru 2007 Skąd: Otchłań Nicości Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 07-01-2009, 00:33
|
|
|
Kic spojrzał na artefakty całkowicie zauroczony ich wyglądem, ich poświatą, ich potęgą. Sięgnął ostrożnie obiema rękami i chwycił pewnie, ale i delikatnie oba artefakty. W prawej ręce dzierżył smoczy skarb – Sospitatoris, a w lewej dłoni obmacywał magiczną kostkę. Ich moc była niesamowita, wręcz hipnotyzująca. Kostka aż rwała się do akcji, co dało się zaobserwować tym, że już po krótkiej chwili lewitowała nad dłonią Patriarchy. Za to tajemniczy Sospitatoris tylko pulsował nieziemską energią.
Patriarcha spojrzał w euforii na Altruistę i klękających za nim bohaterów, po czym głębokim skinieniem nakazał wręcz by powstali, co też niezwłocznie uczynili. Kic również wstał, nie mogąc dalej tak bezczynnie siedzieć. Moc lewitującej kostki sprawiała wręcz , że wszystko tak ciężkie, teraz wydawało się lekki i dostępne. Lider MAC spojrzał więc na swoich bohaterów i rzekł.
- Witam Was z powrotem, drogie dzieci. Sprawiliście mnie i całemu bractwu dzisiaj wspaniały prezent. Szczęśliwym również, że wróciliście cali i zdrowi do domu. Niestety wiem też, że wiele osób przypłaciło tą wyprawę życiem. Niech radują się na swojej nowej ścieżce, bo takiego startu mieć już nikt nie będzie. Uczcijmy ich poświęcenie minutą ciszy…
Wszyscy oddali się chwili zadumy, gdy Kic w rozmyślaniu opuścił twarz, ale artefakty nie dały oddać się głębokim przemyśleniom, zmuszając Patriarchę do głębokiego skupienia się, nad tłumieniem ich mocy. Minuta ta dłużyła się przez swą zadumę. Nikt ciszy przerwać nie chciał i nie miał zamiaru. Zasłużyli sobie na to Ci wierni wojownicy kościoła. Kiedy owa minuta ciszy przeminęła, kic podjął dalszą mowę.
- Dziękuje Wam raz jeszcze za Wasze poświęcenie. – Spojrzał po każdym z osobna, a następnie zwrócił się do Kitkary, dostrzegając przemęczenie na jej twarzy.
- Raz jeszcze dowiodłaś oddanie słusznej sprawie. Cieszę się, że mogę nazwać Cię księżniczką bractwa. Zasłużyłaś sobie na ten tytuł już dawno temu, opierając się pokusom diabła, a teraz dowiodłaś wtórnie swojej lojalności i wiary oraz co najważniejsze, szlachetności swojej osoby. Witaj żywa i skąpana blaskiem chwały, Kitkaro.
Powiedział i skinął lekko głowę. Następnie podszedł do Norrca i spojrzał mu w oczy, mówiąc.
- Nie myliłem się przyjmując Ciebie w szeregi MAC. Nie myliłem się również wysyłając Ciebie na tą misję. Wspierasz nas już od dawna, a Twoje działania sięgają już daleko po za granicę kościoła. Zawsze walczyłeś z dysydentami na prowincjach, próbując ich nawrócić. Teraz przybywasz i stajesz przede mną, przynosząc mi swój trud, po stoczonych wielu bitwach. Witaj w domu, Norrc.
Uśmiechnął się, a Norrc w dumie stał z poważną miną, wpatrując się w kica. Przyszła kolej na Fei Wang Reeda. Kic podszedł do niego, na co ten spokojnie przyglądając się artefaktom, czekał na dalszą część wypowiedzi, a czekać długo nie musiał.
- Fei, miło mieć tak wspaniałego sojusznika. Gdyby nie Twoja nieoceniona pomoc, gdyby nie to, że jesteś wśród nas i wspierasz nas swoją wiedzą, szczerze wątpię, czy bylibyśmy w stanie zajść tak daleko. Twoja rola była w tym, znacząca, dlatego też Twoje imię odbiło się niezacieralnie w historii bractwa. Witaj więc bracie wśród nas. – Kic przekazał artefakty FWR. Z ręki, do ręki, z dłoni do dłoni. Fei, stał się posiadaczem obu artefaktów. Teraz on mógł odczuć choćby część aktywowanej mocy reliktów. Patriarcha rzekł dalej. – Zachowaj jak na razie dla mnie tą moc. Stanie się ona ostatnim dowodem i końcową pieczęcią naszego sojuszu.
Następną osobą, ale i nie ostatnią, do której zwrócił się kic, był Mozarus stojący tuż na uboczu. Patriarcha zrobił tylko jeden krok ku niemu i rzekł.
- Spisałeś się i Ty towarzyszu. Rad jestem, że przeżyłeś – w tej samej chwili na twarzy kica pojawił się szczery uśmiech – i nic Ci się nie stało. Witaj w domu i Ty, Mozarusie.
Kic czuł jeszcze przepływającą moc z artefaktów znajdującą się w jego cielę. Był pełen energii, magicznej energii. Jeden, ledwo widoczny gest i kic pojawił się znów siedząc na tronie. Zaklęcie przejścia fazowego, choć długotrwałe w inkantacji i wymagające sporej dawki energii, tu zostało użyte, bez większego trudu. Wtedy to kic raz jeszcze docenił moc najnowszego wyróżnienia bractwa. Znów zaskoczony potęgą artefaktu, podjął dalej.
- Witajcie w domu. Norrc, Kitkara, Fei Wang Reed, Mozarus, przyszykowane są już dla was odpowiednie pokoje. Wypocznijcie proszę trochę, bo zasłużyliście sobie na to. Następnie zapraszam was na spotkanie najważniejszych osobistości MACu. Uczcijmy to w doniosłym gronie. – Naglę, kic zwrócił się do stojącego nieopodal Ryuzakiego. – Ryu, odprowadź proszę naszych braci i siostrę, do odpowiednich pokoi. – Na te słowa Ryuzaki zareagował dość spokojnie. Mimo jego nieprzewidywalnych reakcji, Ryuzaki doceniał trud jego towarzyszy i już w miłym nastroju, wolnym od formalnego języka, odprowadził swoich znajomych do pokoi… |
_________________ "Zaczynałem jako zwykły zegarmistrz, ale zawsze pragnąłem osiągnąć coś więcej." - Lin Thorvald
Melior Absque Chrisma
Pierwszy Epizod MACu |
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 07-01-2009, 13:55
|
|
|
Kitkara nie miała siły na nic. Rana ciągle jej dokuczała i czuła sie coraz gorzej.
- Dzięki za ta piękna przemowę kicuś, ale z tą księżniczką to trochę przesadzacie... No nie ważne idę do wanny. Jakby ktoś sie martwił Kemi będzie zemną - zerknęła na Altka. - Te artefakty ściągnęły na ciebie, kic wielkie kłopoty. Rada smoków jest wściekła za zniszczenie świątyni i zabranie ich cennego skarbu.
- Doszły mnie już wieści o tym - przyznał.
- Mam nadzieje że zamierzasz coś z tym zrobić.
Kic tylko pokiwał głową. Kitkara wzruszyła ramionami. Kemi przytrzymał ja by nie upadla, razem zmierzali do wyjścia.
- Ale, kic, chyba nie pozwolisz im razem się kapać??
Popatrzyli na niego. Kic wzruszył ramionami rozpływając się nad artefaktami a dziewczyna prychnęła tylko. Po dłuższej chwili kic w końcu przemówił.
- Nie jesteśmy tutaj by czegokolwiek zabraniać nakazywać czy wymagać - popatrzył na kapłana - dobrze o tym wiesz.
- Alti jak chcesz możesz przyłączyć sie do nas, mam dużą wannę a jak sie ściśniemy razem miejsca starczy i dla 4 osoby. - Ucieszyła się.
Nie czekając na odpowiedz wyszła z sali audiencyjnej. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 08-01-2009, 00:08
|
|
|
Uroczystościom i toastom nie było końca. Świętowali wszyscy - od starszych, dostojnych kapłanów, wznoszących modły w podzięce, po najmłodszy akolitów, upijających się w trupa. Też w podzięce. Czas jednak mijał i wesoła atmosfera w kościele zaczęła się szybko zmieniać. Powoli zaczęło się w niej wyczuwać nerwowe oczekiwanie i nie mniej nerwowe przygotowania. Ich nerwowość podsycała zwłaszcza jedna postać.
- Nie tak do jasnej cholery! - Darł się na pracujących wiernych Mroczny Kapłan Costly. - Natychmiast przestawcie to rusztowanie stąd!
- On dziś tak cały czas? - spytał cicho jeden z młodszych akolitów kapłana stojącego obok.
- Wcześniej było trochę lepiej, ale teraz już tylko się pogarsza. Im bliżej rytuału, tym bardziej zły...
Costly spojrzał w stronę dwójki mężczyzn.
- Wy! Nie stójcie tak, gdy wszyscy wierni pracują! Pomóżcie im!
Obie postacie podskoczyły jak poparzone i natychmiast dołączył do pracujących.
Molina krążył po kościele od sali do sali nieustanie wyszukując błędów czy niedoskonałości w przygotowaniach kościoła do rytuału.
- To największa chwila w historii MAC! - powtarzał w każdej sali - Włóżcie całe swoje serce w pracę! Księżniczka Kitkara z ciężkimi ranami kontynuowała swoją misje, abyśmy mogli zwyciężyć! Docenicie poświecenie jej, jak i wszystkich innych i pracujcie jak prawdziwi mężczyźni!
Wierni pracowali w pocie czoła.
Zbliżała się wielka chwila, w całym kościele dało się wyczuć oczekiwanie na to, co ma się stać. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 08-01-2009, 14:00
|
|
|
Altruista bez pukania wszedł do pokoju Kitkary. Zastał ją siedzącą na łóżku. Dziewczyna miała na sobie tylko niebieski szlafrok. - Zapewne zamierzała już iść spać. - pomyślał.
- Wybacz, że ci przeszkadzam. - Odezwał się do niej. - Pewnie jesteś zmęczona i chcesz już odpocząć. Nie zajmę ci dużo czasu. - Podszedł do niej i siadł na jej łóżku. Wyjął ze swojej kieszeni nieduże prostokątne pudełeczko. Widząc, że dziewczyna chce się odezwać położył jej palec na ustach. - Nic nie mów, pozwól, że ja będę mówił. - Spojrzał hipnotycznie w jej brązowe oczka. - Wiesz. - Odezwał się po chwili. - Ten świat to jedno wielkie bagno. A my staramy się wszystkich z tego bagna wyciągnąć. Wiesz dobrze jak się poświęcamy dla tego świata. A ty dla mnie Kitkaro jesteś w tym całym błocie jedyną perłą. - Altruista otworzył pudełko. W środku znajdował się naszyjnik perłowy. Został on wykonany z dużych pereł oraz drobnych perełek w kolorze jasnego różu. Zgrabnie wyjął go z pudełko i szybkim ruchem nałożył naszyjnik na smukłą szyję dziewczyny. Kitakra była tym wszystkim lekko zaskoczona. Kapłan uśmiechnął się tajemniczo, po czym wstał z łózka. Wyciągnął w jej stronę rękę. - Choć, musisz się teraz zobaczyć. - Kitkara chwyciła jego dłoń i wstała z łóżka. Dała mu się zaprowadzić do miejsca w jej pokoju gdzie znajdowało się duże lustro. Dziewczyna stanęła naprzeciwko lustra i przejrzała się w nim. Altruista stanął za jej plecami, delikatnie objął ją w pasie i zaczął jej szeptać do uszka. - Widzisz jaką jesteś przepiękną kobietą Kitkaro?
- Ten naszyjnik tylko trochę podkreśla twoją cudowną urodę. - Altruista zmrużył swoje zielone oczy. - Byłby głupcem człowiek, który by twierdził inaczej niż ja.
- Jesteś silną kobietą, pełną wiary, zawsze mi imponowałaś. Kościół cię potrzebuje i zawsze będzie cię potrzebował. A ja wiem, że ty nas nigdy nie zawiedziesz. Ale starczy już tego mojego monologu. Jesteś lekko ranna i do tego zmęczona, potrzebujesz odpoczynku.
Po ostatnim zdaniu kapłan wziął ją delikatnie na ręce i zaniósł ją z powrotem do łózka.
- Dobranoc księżniczko. - Po tych słowach opuścił jej komnatę, dziewczyna zasnęła zaraz po jego wyjściu.
Altruista będąc już na korytarzu skierował się do skrzydła kościoła w którym znajdowała się jego komnata.
- Rytuał. - pomyślał na głos. Pragnął bardzo, żeby Patriarsze się udało. Marzył o tym, żeby się urzeczywistniły marzenia tego człowieka. Altruista zniszczył by każda osobę, która by stanęła na drodze kicowi. |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|