FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 34, 35, 36 ... 68, 69, 70  Następny
  Friguoris Cordis
Wersja do druku
Fei Wang Reed Płeć:Mężczyzna
Łaydak


Dołączył: 23 Lis 2008
Skąd: Polska
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
PostWysłany: 31-01-2009, 21:11   

Oświecenie Kicający Patriarcho!
(Jedyny i Prawdziwy, który założył Bractwo - jak głosi oficjalna formułka)

Doszły mnie słuchy o nadzwyczajnych wydarzeniach, jakie ostatnimi czasy wydarzyły się w Świątyni Bractwa. Przyznam, że te wieści były dla mnie zupełnie nieoczekiwane, a nawet wstrząsające. Dwóch znamienitych członków Bractwa tak surowo ukaranych za takie "przewinienia"? Jak to może być - pomyślałem. Takie zachowanie nie przystoi przecież osobie tak znamienitej, potrafiącej trzeźwo oceniać niejednoznaczne sytuacje, który uważany jest za wzór sprawiedliwego, a jego decyzje były uważane za niepodważalne (czy to z racji zajmowanego stanowiska, czy też z powodu faktycznego szacunku - to już trudniej określić). Dlatego też skreślam te słów parę do Waszej Sprawiedliwości w obronie skrzywdzonych ponad miarę dokonanych wykroczeń.

Weźmy więc Samuraja Bractwa - Ryu, którego znalazłeś we wspaniałych ogrodach MAC. Owszem, rzecz to wysoce nieprzystojna w grubym stężeniu kryć się po zadbanych ogrodach, ale czy samo to jest tak wielkim przewinieniem? Znam wiele przykładów z innych światów, w których szanowane przez większość osobistości zapadały nagle na dziwną chorobę tropikalną, albo, podobnie jak Ryu, wylegiwały się błogo na trawie, jednak nie ponosiły kary. Czemu? Zapamiętaj to, co teraz powiem, Patriarcho: Władza zawsze broni swoich - nie ważne, czy są niewinni czy nie. Taka jedność to bardzo silna broń, szczególnie w przypadku próby interwencji z zewnątrz.
Karząc tak surowo jesteś niesprawiedliwy w stosunku do Twoich wiernych towarzyszy i przyjaciół. A co najgorsze nawet nie próbowałeś wniknąć głębiej w sprawę, wyżej ceniąc swoje dobra materialne, na które łożysz z własnej kabzy. Dlatego mówię raz jeszcze - zastanów się, Kicający Wśród Kwiatów Ogrodu.

I Norrc - zawsze wierny, choć nadzwyczaj żywiołowy i porywczy. Kara zamknięcia w pokoju za domniemane pieniactwo i rozsiewanie tym samym niepokoju w murach Świątyni? Że akolici nie mogli się skupić na wieczornej modle na Twą cześć? Mimo tych niepodważalnych uchybień w zachowaniu Norrca wskazane by było, abyś porozmawiał z nim szczerze - kto wie, co za tym stoi? I mimo faktycznie karygodnego zachowania są przyczyny, dla których sprawy przybrały właśnie taki obrót.

Nie sprzeniewierzaj się Sprawiedliwości. Pamiętaj, że nie ma tylko jednej wykładni prawa i tylko jednej jego interpretacji, jak w niektórych krajach to czynią, gdzie władza stała się tyranią dla własnych współistniejących, a prawo stało się ich narzędziem terroru.

Nie Kicaj W Tamtą Stronę.

Swój Fei Wang Reed


Taki oto list, zwinięty w rulon i zapieczętowany wręczył Patriarsze przed śniadaniem, na który przybyli wszyscy ważniejsi członkowie Bractwa (oczywiście poza ukaranymi). Następnie Fei wygodnie usiadł na swoim miejscu, popatrzył co tam smacznego jest na stole i sięgnął po jajko - symbol życia i nadziei, teraz ugotowanej na twardo...

_________________

Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imiona miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.

A. Mickiewicz
Przejdź na dół Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Velg Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 05 Paź 2008
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 02-02-2009, 15:06   

Fei już wcześniej był bezczelny - jednakże Velg bronił owego człeka przed zemstą kica, twierdząc, iż jest zwyczajnie aspołeczny i niedostosowany... Oraz ma problemy z lojalnością... Ale po kilku latach (i kilkunastu chłostach) powinien wejść na poziom, który winien reprezentować MACowiec. Ale to, co Fei Wang uczynił teraz, było już przesadą - list, który dostarczono przy śniadaniu godził we wszystkie ideały reprezentowane przez Bractwo. Ba! Ośmielał się podważyć władzę Patriarchy!

- Obrażono mnie! Choć broniłem tego parszywca, więcej tego czynić nie będę! Rezygnuję z udziału w śniadaniu, na którym nas tak obrażono! - wręcz wykrzyczał rycerz, opuszczając salę. - I więcej ma noga tu nie powstanie - przynajmniej dopóty nie będą tu pracować bardziej przyzwoici ludzie!

I tak, Wielki Admirał wybiegł z sali, kierując się ku swej komnacie... Tam chłonął przed dłuższy okres czasu, patrząc na udekorowane wojennymi trofeami ściany. Głowa wielkiego odyńca, którego usiekł na jednym polowaniu, futro z lwa...

Wszystko to przypominało wspomnienie niezliczonych łowów - a skoro już o łowach była mowa, to Velgowi wydawało się, iż gdzieś w oddali słyszał głos Fei'a. Na korytarzu przed salą jadalną! Bezbożnik ważył się kalać swą obecnością aurę Patriarchy! Decyzja Velga zapadła szybko - pal licho uspokojenie się, ale czarodzieja trzeba było ukarać! Ukarać! I przekonać do swoich racji - bowiem wątpliwości nie ulegało, że to Velg ma rację w tym przypadku. Jak zresztą w większości innych przypadków.

Krytykanta zobaczył tuż przed salą jadalną, tak iż był zmuszony wejść do środka. Niemniej, zablokował Fei'owi drogę naprzód, odgradzając go od Patriarchy.

- Teraz się tłumacz. Widzę u ciebie tylko działanie w złej wierze - i nieznajomość podstawowych praw rządzących naszą egzystencją. - powiedział oskarżycielsko.
- A czyżbyś jeszcze przed chwilą nie wykrzyczał, iż twa noga tutaj nie postanie? Ja tylko pytam...
- JA? Krzyczałem? Nigdy i nigdzie nie krzyczałem, iż...
- Ale cała służba potwierdzić może, że kilka minut temu...
- Zaś porozmawiajmy o tobie - mam do ciebie ważne pytanie... Czy wiesz, ile kica kosztuje utrzymanie ogrodu, który zniszczył Ryuzaki? I ile pieniędzy wydajemy na poprawę morale wśród akolitów, podkopanego przez wyczyny Norrca?
- stwierdził, świdrując Reeda swymi oczyma.
- Mego szacunku nie da się kupić. I uściślijmy - to, czy szanuję Patriarchę, jest moją prywatną sprawą
- I właśnie dlatego to on jest Patriarchą... Ty zaś jesteś jedynie tym, kim jesteś - skoroś nawet prywatnych funduszy nie umiesz dla bractwa poświęcić.
- Och? Patriarcha powinien zapanować nad światem jedynie dlatego, że FINANSUJE kościół?
- Tak.
- odpowiedział Velg bez zastanowienia się.

A cały kościół przyglądał się zaistniałej "prywatnej" kłótni dwóch ludzi w milczeniu...

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
kic Płeć:Mężczyzna
Nieporozumienie.


Dołączył: 13 Gru 2007
Skąd: Otchłań Nicości
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
PostWysłany: 02-02-2009, 17:09   

Atmosfera panująca przy stole i tak po ostatnich wydarzeniach była już napięta do granic możliwości. Niektórzy mogli czuć urazę do Patriarchy, twierdząc, że kara za czyny winnych była nazbyt wyolbrzymiona. Nikt jednak nie chciał mówić tego na głos, kryjąc swoje poglądy i szepcząc pomiędzy sobą. Bowiem wiadomo było, że kic nie przyjmuję wymówek, a jego słowo Bogom jest równe, a podważanie decyzji samego Bóstwa mogła być ukarana permanentnym napiętnowaniem, czy banicją. Każdy dbając o swój własny interes, wolał siedzieć cicho, niżeli narazić się władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej w jednym, w sumie władzy totalitarnej. Patriarcha jednak w spokoju delektował się przysmakami ze stołu, całkowicie ignorując szepty odbijające się od ścian komnaty. Natomiast Velg nie był tak cierpliwy jak najświętszy Patriarcha, którego z resztą uważał za Boga i chlebodawcę. Bacznie czuwał i przeszywał wszystkich swym bystrym wzrokiem. Łapał każdy głośniejszy szmer i sprowadzał ich twórców do należytego porządku. Widać było, że ostatnie wydarzenia dały i jemu również do myślenia. Podirytowanie i frustracja powoli narastała w nim, a twarz z każdą następną minutą świadczyła o tym coraz dobitniej.
Wtedy to jak na złość przyniesiono list naznaczony insygniami F.W.R. Patriarchę zdziwił ten list, który podany był podczas posiłku. To już znacząco rzutowało na ton nadawcy. Irytacji jednak nie dał po sobie poznać. Poprosił jedynie o odczytanie listu przez akolitę. Młodzieniec zaczął więc czytać… Lektura tak nieznaczącego skrawka papieru poruszyła wszystkich… List był jednoznaczną agresją Fei Wang Reeda w pięknej otoczce. Tak przynajmniej sądził Patriarcha, którego władcze instynkty nie potrafiły aprobować obecnych zachowań Fei’a. Zapadła grobowa cisza, a atmosfera uwierała gardło. Jakby wszyscy tą ciszą wrzeszczeli wręcz oskarżycielskim tonem. Velg tego nie wytrzymał. Już wcześniej miał problemy z zapanowaniem nad własną agresją… Tym jednak razem nie podołał. Wybuchł w furii zła oskarżając o to samego Fei’a. Wstał od stołu i donośnie stwierdził, że w takiej atmosferze uczestniczyć nie będzie, a następnie opuścił komnatę. Naglę wybuchł donośny szmer zaraz po tym jak Velg opuścił salę, a z każdą kolejną chwilą narastający szept, przerodził się wręcz w donośną mowę, a nawet krzyk. Patriarcha tego ścierpieć nie mógł i znacząco podnosząc głos krzyknął.
- Cisza! Co to ma znaczyć!? Fei Wang Reed tym razem przekroczył wszelkie granice! A ci, którzy śmią raz jeszcze wspomnieć o tej sprawie zostaną ukarania tak jak Norrc, czy Ryuzaki, tym o to berłem! – W ręce Patriarchy zmaterializowało się berło kształtem przypominające lizaka(!). – Zrozumieliśmy się!? Tak czy Nie!?
Cisza mówiła sama za siebie. Wszyscy w jednej chwili zamilkli, wlepiając swój wzrok w stół. Patriarcha poczuł wtedy rozmiar swojej wielkiej władzy jaką posiadał i w jaki łatwy sposób mógł manipulować ludźmi. Ideały wolności słowa były bowiem jednym a głównych haseł Bractwa.
Udało się w końcu przywrócić poprzedni porządek i wrócić z powrotem do wcześniejszych czynności. Jedzenie jednak tym razem smakowało o wiele gorzej, tak jakby ktoś do zup dolał gorzką herbatę, a od reszty ujął przyprawy. Niebyło to już to samo śniadanie. Niebyło jednak też czasu zastanawiać się nad tym ewenementem. Bowiem zza drzwi komnaty słychać było coraz to donośniejsze dźwięki, a raczej rozmowę przeradzającą się w krzyk. Patriarcha tego znieść nie mógł. Wstał więc od stołu i nerwowym krokiem podszedł i otworzył drzwi. Za nimi stali Velg oraz Fei Wang Reed. Kic zbliżając się już do drzwi bezproblemowo wychwycił sens najbardziej interesujących go zdań. Spojrzał przenikliwym spojrzeniem na Fei’a i rzekł do niego nie kryjąc złości.
- Co to miało znaczyć? Dlaczego narzucasz się Velgowi? – Fei zmieszany niecodzienną i zdecydowanie nieprzystojącą postawą Patriarchy, patrzył się tylko na dostojnika z niedowierzaniem słuchając kolejnych oskarżeń. – Chciałeś aby wszyscy słyszeli Twe słowa? Proszę bardzo! Fei, jeżeli raz jeszcze dopuścisz się takich czynów, to pobłażliwy nie będę! Nie przywykłem tolerować takich zachowań na mojej własnej ziemi! Rozumiemy się!? Raz jeszcze odważysz się na taki wyczyn, a ukarany będzie tym oto berłem! Wyrażam się jasno!? – Fei’a aż zatkało od niedorzeczności zarzutów. – Rozumiesz? Proste pytanie zamknięte… Tak albo Nie!?
Fei wzruszył jedynie ramionami i rzekł zachowując pełen spokój.
- Cóż tu do niezrozumienia jest? Skoro tak ma wyglądać dysputa i taki ton ma być, to ja już podziękuję… - Rzekł i zniknął za ledwo co otwartą wyrwą wymiarów, która również znikła chwil parę po całym przedstawieniu…

_________________
"Zaczynałem jako zwykły zegarmistrz, ale zawsze pragnąłem osiągnąć coś więcej." - Lin Thorvald


Melior Absque Chrisma
Pierwszy Epizod MACu
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odwiedź galerię autora
Avalia Płeć:Kobieta
Love & Roll


Dołączyła: 25 Mar 2007
Skąd: mam wiedzieć?
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 03-02-2009, 13:20   

- No ładnie...kic i ty się dziwisz, że ja potem chodzę i wszystkich przepraszam za tobą. Ale przyznam, że poniekąt jestem za tym listem - mruknęła Avalia stojąca w drzwiach. Była ona w jadalni i miała możliwość usłyszenia zacnego listu Fei'a. Kic widać trochę się zdziwił a nawet i zmieszał bo nie dostrzegł dziewczyny na jadalni. A Velg chyba tylko ze względu na takowy szacunek nie wybuchną ponownie. Dziewczyna wydała z siebie malownicze "eh" i wsadziła do reki patriarchy pięć lizaków(?).
- Za pewne na nie nie zasłużyłam. A teraz proszę wybacz - powiedziała z delikatnym uśmiechem i zniknęła w czarnym dymie pojawiając się po chwili przed wielkimi drzwiami do komnaty F.W.R. . Twarz dziewczyny była bledsza niż zwykle (o ile to możliwe), podkreślało to niezwykłe zmartwienie, dziwny niepokój i smutek.
- Ciekawe czy jest u siebie...- mruknęła białogłowa zastanawiając się czy zapukać.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Fei Wang Reed Płeć:Mężczyzna
Łaydak


Dołączył: 23 Lis 2008
Skąd: Polska
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
PostWysłany: 03-02-2009, 21:04   

Fei nie wiedział już za bardzo, co ma zrobić. Wyglądało na to, że cokolwiek by nie zrobił to wybuchowy Velg i tak znajdzie jakiś powód, by się do niego przyczepić i jeszcze zdyskredytować go w oczach jedynego prawdziwego Patriarchy. Ostatniego wieczora Fei próbował rozgryźć zagadkę tej antypatii, choć nie doszedł do żadnych wiążących wniosków. Owszem, mógł przypuszczać, że to ma związek z poczuciem zagrożenia co do własnej pozycji u Patriarchy, tudzież jej umocnienia, jednak samo to wydawało się być wciąż mało. Jednak nie próżnował w międzyczasie, zasięgnął języka od innych członków Bractwa, swego czasu pełniącego istotną rolę, nie bojących się wyrazić swego zdania, a teraz zajmujących jakieś ostatnie stanowiska w służbie Kościoła. Co się okazało? Otóż każdorazowo w tą degradację zamieszany był Velg we własnej skromnej osobie - nawet wtedy, kiedy dana osoba nie zagrażała mu. A więc co? Bawił się w ten sposób? Albo po prostu musiał się tak zachowywać, bo taki był od urodzenia i tyle? Fei nawet próbował spotkać się z nim w cztery oczy, jednak ten nie wykazywał chęci w tym kierunku. A atmosfera w Bractwie robiła się coraz mniej przyjazna - patrzono na siebie wilkiem, czekano na wpadki innych, oskarżano się o różne bzdury, często wyimaginowane, wkładano nawet do ust drugich słowa, których tam nigdy nie było.

I nagle Fei przypomniał sobie o osobie, która mogła pomóc bezkonfliktowo rozwiązać sytuację - to zawsze zrównoważona, uważna, choć nie rzucająca się w oczy, gdy nie było to potrzebne, sprawiedliwa i godna zaufania osoba Costliego. Nie zastanawiając się już dłużej podążył do jego komnaty na prywatną rozmowę. Zapukał, otworzył drzwi - Costly siedział spokojnie w fotelu.

- Witaj, Costly. Wizyta ma trochę niespodziewana, ale sytuacja jest nad wyraz dziwna. Zresztą sam byłeś świadkiem. Mimo iż broniłem swoich braci z Bractwa, na dodatek w sposób dość subtelny, nienarzucający się, szczery i niedwuznaczny, z całej sytuacji zrobiono farsę. Na dodatek jeszcze mnie oskarżono... choć właściwie, jak sobie przypominam, oskarżono mnie samym oskarżeniem, sprytnie omijając jakiekolwiek konkrety... - zaczął Fei i dodał w myślach - Dziwne, że dopiero teraz zwróciłem na to uwagę.

- A, to ty. Cześć. Czego więc chcesz?

- Noo... Wiem, że masz dobry kontakt z Velgiem. Mógłbyś z nim porozmawiać, zwrócić mu uwagę... - Costly nie pozwolił mu dokończyć.

- Muszę cię przeprosić, Fei. Przypomniało mi się, że mam coś do załatwienia - Costly stał już w otwartych drzwiach, gestem wskazując wyjście.

Feia zatkało na dobre. Z wrażenia nie powiedział już nic, poszedł w kierunku swojej komnaty. A przed nią natknął się na samą Avalię, żonę Patriarchy. Mocno się zdziwił, ale zanim zaczął zadawać pytania zaprosił ją do środka i ugościł, podając kogel-mogel.

- A więc, Avalio, co Cię sprowadza w moje skromne progi?
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Avalia Płeć:Kobieta
Love & Roll


Dołączyła: 25 Mar 2007
Skąd: mam wiedzieć?
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 03-02-2009, 22:25   

- Fei Wang Reed...nie bardzo wiem jak cię tytułować - powiedziała lekko zmieszana, po czym wróciła do sedna sprawy - najmocniej przepraszam za tak nagłą i tym bardziej niezapowiedzianą wizytę tym bardziej, że nigdy nie było możliwości na dłuższą rozmowę niżeli przywitanie się. Ja... - widać, że dziewczyna ma problem z wypowiedzeniem tego co chce. Jednak ponaglający wzrok rozmówcy sprawił, że dziewczyna właściwie na bezdechu:
- Chcę to zmienić! - krzyknęła nagle wyciągając przed siebie wielkiego kolorowego lizaka przyozdobionego różową wstążką.
W tym momencie mina Fei'a jest bezcenna.
- To jak, można liczyć na polepszenie stosunków? - zapytała wyłaniając się za lizaka który spokojnie zakrywał jej głowę.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Kitkara666 Płeć:Kobieta
Ave Demonius!


Dołączyła: 17 Lis 2008
Skąd: From Hell
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
Syndykat
PostWysłany: 17-02-2009, 02:42   

Kitkara nie była w stanie długo odpoczywać. Zaledwie dobę po ocknięciu się ze śpiączki przywdziała swoja elegancką, czarną, gotycką suknie. Oczy księżniczki świeciły złowrogą czerwienią. W dłoni zamiast miecza trzymała długą, smukłą laskę zakończoną krwistym rubinem. Teleportowała się niedaleko miejsca, gdzie szalał Altek. Oparta o laskę z rozbawieniem przyglądała się jego poczynaniom. Kiedy wszyscy już się uspokoili, udała się do swojej komnaty. Z fałd peleryny, jaką miała na ramionach ,wydobyła fiolkę o czarnej zawartością. Uśmiechnęła się okrutnie.

- Zobaczymy jak to się wszystko skończy. Kemi, pozwól tu.

Za nią na podłodze pojawił się fioletowy krąg z symbolami na zewnątrz. Z niego wydobył się Kemi (w postaci smoka). Kiedy wyłonił się w pełni, krąg zniknął, a on przybrał ludzką postać.

- Wzywałaś mnie, Kitkaro? - Podszedł i ucałował jej dłoń.

- Owszem. Wiesz, co to jest? - Pokazała mu fiolkę.

Kemi syknął zdenerwowany.

- Krew wiwery należącej do upiora.

- Tak, mój drogi, a ja tą krew wykorzystam odpowiednio. Jednak, wiąże się z tym też pewne ryzyko... - zamilkła na chwile, przyglądając się Kemiemu.

- Jakie? - Zapytał w końcu.

- Że przejmiesz jego zło i ono ogarnie twoje serce i umysł.

- Nic nie jest w stanie zaćmić mojego umysłu, pełnego posłuszeństwa i lojalności wobec ciebie. - Kiedy mówił to, oczy mu lśniły.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

- Więc, jesteś gotowy na to ryzyko?

- Dla mnie nie ma żadnego ryzyka, moja pani.

Wręczyła mu fiolkę z płynem.

- Pamiętaj, że wierzę w ciebie.

Chłopak natychmiast przechylił zawartość, krzywiąc się przy tym. Wiwery jakie dosiadają upiory posiadają wysoko stężoną dawkę mocy i zła, pływającą w ich żyłach. Inaczej oszalałyby będąc tak blisko swoich jeźdźców. Przyglądała mu się uważnie.

- Poza obrzydliwym smakiem... nie czuję żadnej różnicy... - Zbladł nagle.

- Kemi?

Zbladł. Padł na kolana, trzymając się za gardło. Po chwili przybrał postać smoka, czemu towarzyszył potworny ryk bólu.

- Kemi!!

Mijały minuty. Chłopak zamienił się w smoka, lecz wyglądał teraz inaczej. Pysk miał znacznie większy, ostre rogi i kolce sterczały niczym wachlarz z łba. Miał też świecące żądzą krwi ślepia, zmienił się mu też kształt skrzydeł oraz ciała, tak, że teraz zapewne był zwinniejszy. Smok miotał się po komnacie szaleńczo, bijąc ogonem w ściany. Kitkara, aby zapobiec zniszczeniu jej komnaty, starała się rzucić zaklęcie obezwładniające, lecz smok był na nie odporny.

- Kemi!! - Krzyknęła ponownie - uspokój się!

Ryknął na nią, jego łeb pomknął w jej stronę. Zamknęła oczy powtarzając w myślach "ufam ci". Kiedy była pewna rychłej śmierci, nagle nastała niepokojąca cisza. Powoli otworzyła oczy. Nie było smoka. Przed nią na podłodze leżał nagi chłopak, tuląc do piersi skraj jej czarnej sukni i drżąc. Kucnęła.

- Kemi? - Pogłaskała go ostrożnie po długich, czarnych włosach.

- Boje się - szepnął.

Objęła go i przytuliła.

- Już dobrze, jak się czujesz?

- Boję się.

- Czego?

Popatrzył na nią wielkimi oczami, przepełnionymi strachem.

- Tego kim jestem. Znienawidzisz mnie.

- Nieprawda - dała mu buziaka w czoło - Wierze w ciebie, wiec ty też uwierz w siebie.

Po tych słowach, smok uspokoił się.

- Teraz trzeba trochę czasu, abyś pokazał, na co cię stać.

- Obyś się nie myliła, Kitkaro.

Popatrzyła w stronę drzwi, do których ktoś zaczął walić pięścią.

_________________
Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
28180514+-+jak+coś+dać+znać+jeśli+ktoś+chce+pisać+zemną+na+gg+najpierw+mailem+albo+na+pw
Avalia Płeć:Kobieta
Love & Roll


Dołączyła: 25 Mar 2007
Skąd: mam wiedzieć?
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 22-02-2009, 07:38   

Nie trzeba się zbytnio domyślać, że do drzwi Kitkary dobijali się akolici zaniepokojeni tą sytuacją.
- Ehhh...też sobie wymyśliła - mruknęła Avi leżąc na łóżku i obserwujący całe zdarzenie ze swojej kuli Er - ciekawe czy Kemi sobie z tym poradzi...wywar który mógłby mu jakoś pomóc trochę się robi, co prawda jest jeszcze jedno wyjście ale mnie się nie widzi.
- Tobie się niechce? Co zrobiłaś z moją Avalią!? - cieniutki tak dobrze znany głosik odezwał się za pleców kapłanki.
Dziewczyna automatycznie usiadła na łóżku odwracając się do Leny i wystawiła ku niej rękę.
- Wróciłaś...- mruknęła, ocierając łezkę a po chwili tuląc do siebie wróżkę.
- Ja też tęskniłam - mruknęła.
I tak oto dziewczyny pochłonęły się w długiej rozmowie.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Altruista
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 08-03-2009, 17:38   

W końcu po długiej wyczerpującej kampanii praworządny kościół Figurois Cordis powrócił na rodzinny kontynent. Wyznawcy MAC na wieść o powrocie swoich panów, zaczęli się zjeżać z całego kontynentu w stronę kościoła, który osiadł na ziemi.
Wokół tej boskiej świątyni zaczęto wznosić namioty. W dość krótkim czasie powstało miasteczko namiotowe. Gdy kic uznał, że zebrało się znaczna część jego wyznawców, wyszedł przez główna bramę kościoła i ogłosił swoim dzieciom wielkie zwycięstwo w walce ze złem. Po odtrąbieniu przez Patriarchę sukcesu zapanowało prawdziwe święto.
Zabawom, śpiewom i piciu nie było końca. Każdy chciał wznieść toast za MAC i za kica.
Ludzie tańcowali przy ogniskach. Trzeba zaznaczyć, że kapłani MAC-u ze względu na ten olbrzymi sukces zezwolili na huczną zabawę. A więc bawili się młodzi, bawili się starzy... nie bawił się tylko Altruista. On dobrze wiedział, że to nie koniec, gdyż teraz jeszcze trzeba się będzie zmierzyć z opinią publiczną.

Po paru tygodniach hucznych zabaw do miasteczka zaczęli się zjeżać dziennikarze z pozostałych kontynentów. Byli to przedstawiciele rożnych ras, można było wśród nich znaleźć elfów czy niziołków. Wszystkich łączyło pragnienie wiedzy, wszyscy chcieli poznać prawdę o MAC. Altruista zamierzał to pragnienie zaspokoić .
Dla dziennikarzy została przygotowana specjalna sala, w której miała zostać zorganizowana przez najwyższego kapłana konferencja. Altruista odczekał dłuższa chwile aż wszyscy się w tej sali zbiorą i zasiada na swoich miejscach. Gdy to nastąpiło w towarzystwie Velga i Avalli wszedł do sali. Błysnęły flesze, lecz kapłan zdawał się tego nie zauważać i spokojnym krokiem zmierzał do mównicy. Wszedł na nią, oparł dłonie o pulpit, a Avallia i Velg spokojnie stali kilka kroków za nim. Najwyższy Kapłan spojrzał na dziennikarzy, wziął do ręki mikrofon i sprawdził, czy działa. Widząc, że wszystko jest porządku rzekł do ludzi.

- Witam wszystkich obecnych na tej prowizorycznej konferencji, nazywam się Altruista. Jestem tutaj Najwyższym Kapłanem. W tej konferencji oprócz mnie weźmie jeszcze udział małżonka naszego Patriarchy, Avalia, oraz naczelny dowódca naszej amii Velg zwany Zawadiaką. Tematem będą nie tylko sprawy związane z naszą ostatnią kampanią, mogą państwo pytać o różne sprawy związane z MAC.

Tak więc, kto się pierwszy zgłasza?

- Może ja będę pierwsza - odezwała się blond włosa elfka - Jestem Jaheria, pracuję w Forget ten Relam. Chciałabym zapytać, czemu w tej konferencji nie bierze udziału Patriarcha - kic?
A drugie pytanie jest związane z tą waszą wielką kampanią. Czy opuszczenie przez was Śródziemia nie jest związane z tym, że was stamtąd przegoniły wojska Mordoru?

- Ależ nie - odpowiedział Altruista - Nasza kampania nie miała żadnego związku z Mordorem, gdyż ruszyliśmy do Śródziemia tylko z zamiarem ukarania pychy Denethora. Był to tyran, którego dosięgła sprawiedliwa ręka MAC-u.
- Zaraz, zaraz - wtrącił się w słowo jeden z dziennikarzy - Denethor został przecież zabity przez kogoś z Rohanu. – Altruista, słysząc, to uśmiechnął się z wyższością i szybko zripostował.
- Jest pan bardzo naiwny dając wiarę plotkom powtarzanym przez Rohan i Mordor. - tu spauzował - Ale powiem panu prawdę. Jest ona taka: Denethor, owszem, zginął, ale nie z ręki Rohanu czy Mordoru... on popełnił samobójstwo ze strachu przed nami. Bał się naszego sprawiedliwego sądu i właśnie ten strach pchnął go do tego, że zamachnął się na swoje życie.
- Ale trzeba jasno powiedzieć, że gdyby był niewinny to nie osądził by się tak. MAC obudził w nim sumienie, co ostatecznie doprowadziło do zbawienia jego duszy. Ale, wracając do pierwszego pytania, powiem tak: kic jest zmęczony tą kampanią. On zawsze bierze na siebie ciężar naszych grzechów, a nawet boska istota musi od czasu do czasu odpoczywać. - Altruista spojrzał porozumiewawczo na Avalię, zaś ta się uśmiechnęła i skinęła mu głową - Po chwili kapłan ponownie zwrócił wzrok na dziennikarzy.

- Ma ktoś jeszcze jakieś pytanie?

- To może teraz ja, Klaudiusz Drachenfels z radia Warhamster. Odnoszę wrażenie że nie odpowiedział pan do końca na drugie pytanie koleżanki Jaherii... czy mógłby pan coś więcej powiedzieć o waszej walce z Mordorem i bardziej to doprecyzować? – słuchając, Altruista podrapał się po brodzie zamyślając się chwilkę.
- Znaczy pan w swoim pytaniu nawiązuje do Mordoru - Altruista był bardzo odkrywczym człowiekiem.
- Ja jeszcze raz pragnę podkreślić, że naszym głównym celem była stolica Gondoru, zwana Minas Tirith i tyran Denethor. Nigdy nie było naszym zamiarem wszczynanie wojny z Sauronem. Po zniszczeniu Minas Tirith, miasta zła, ba!, symbolu zła, wycofaliśmy się. Zniszczenie miasta zakończyło naszą krucjatę, a odnieśliśmy przecież duży sukces.
- To Denethor był prawdziwym zagrożeniem dla świata! Nie był nim Sauron, który jest tylko zbłąkanym watażką wojującym bez celu. My chcemy dać mu jeszcze trochę czasu do namysłu, aby zrozumiał swoje błędy. Ja mogę państwu obiecać jedno. Mogę obiecać, że Sauron zawsze może liczyć na spowiedź w naszym kościele u kica. Najważniejsze, żeby zrobił ten pierwszy krok i okazał skruchę, a ta go zbawi. Ale... jeśli nadal będzie szerzył anarchię, to zostanie przez nas przykładnie ukarany.

- Są jeszcze jakieś pytania?

- Mariusz Levi z Tvn44, ja mam pytanie takie, czy MAC jest za tarczą antyrakietową?
Poza tym chciałbym jeszcze zapytać, bo wszyscy wiemy że MAC unicestwił stolicę Gondoru, ale pojawiała się plotka, że braliście także udział w zniszczeniu Edhellondu. Czy to jest prawda?
- MAC jest przeciwny tarczy antyrakietowej, gdyż naszym zamiarem jest szerzenie miłości i pokoju, a nie terroru i niszczenia, które ta tarcza mogłaby spowodować.
- Ale, ten tego, doszły mnie plotki, że Sauron ma jakieś kłopoty z Valarami. Może jemu ta tarcza by się przydała?
- Odnośnie drugiego pytania - nie, nie mamy nic wspólnego ze zniszczeniem Edhellondu. Tam zginęli niewinni ludzie. Nasze Bractwo nigdy nie atakuje cywilów. A pragnę państwu przypomnieć, że w tym mieście stacjonowały orki. Wszyscy na tej sali znamy przecież naturę orków i wiemy, do czego są zdolne. Państwo możecie chyba sobie sami odpowiedzieć na pytanie, kto stoi za zniszczeniem Edhellond? - Kątem oka Altruista wyłapał jakiegoś dostojnika, siedzącego w pierwszym rzędzie. Ów dostojnik miał na głowie czerwony beret, był blady na twarzy i trzymał się chyba od początku konferencji za żołądek.

- Jeśli są jeszcze jakieś pytania, to proszę śmiało.
- Jaheria z Forget the Relam, chciałabym jeszcze zapytać o was. A mianowicie: czy prawdą jest, że robicie rożne zadymy tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę? Uważacie, że jeśli będziecie się odpowiednio głośno i długo wykłócać, to staniecie się rozpoznawalni jako Znani i Cudowni Wybawiciele Multiświata?
A moje kolejne pytanie jest związane z niejakim Pampem. Wiemy, że swego czasu krążył u was taki jegomość... Co się z nim stało? - Po pierwszym pytaniu Altruista lekko się zbulwersował.
- Te pierwsze pytanie to jakaś prowokacja, a ja nie rozumiem dziwnych zarzutów stawianych przez panią. Jesteś złośliwa kobieta, Jaherio, a ja ze względu na twoje święto, wykażę dobrą wole i udam, że pierwszego pytania nie słyszałem.
- MAC nie wszczyna zadym, przecież jesteśmy za pokojem, miłością i sprawiedliwością pod naszym miłosiernym patronem.
- Powtarza pani tylko plotki rozgłaszanie przez naszych przeciwników politycznych. Oni sięgają po czarny PR, ponieważ jest to ich sposób na zwycięstwo. - Jaheria uśmiechała się pod nosem widząc, że udało jej się lekko wyprowadzić z równowagi bladolicego kapłana.
- Wracając do Pampa, to nie wiem, co teraz u niego. Mogę powiedzieć jedno - on jest zawsze z nami… Całym swym sercem. - Altruista poklepał się po kieszonce od spodni.

- Jeszcze ktoś chce o coś zapytać? - Altruista był już poirytowany.
Z krzesła wstał ciemnowłosy, dość otyły niziołek. - Johan Van Blusberg z dziennika Time New Rome, ja mam tylko jedno pytanie. Czy jest prawdą to, że chcecie pojednać się z WIP-em? Podobno Mroczny Kapłan Costly Molina ma zaproponować Serice małżeństwo, co mogłoby zaowocować ociepleniem stosunków między MAC a VIP-em.
- Tą są jakieś spekulacje, ja nic na temat nie wiem i nie potwierdzam tej pańskiej informacji. - Odpowiedział na pytanie niziołka Altruista, wyraźnie zdziwiony.

Czy są jesz... - Najwyższy Kapłan nie dokończył, bo mężczyzna z beretem na głowię zerwał się nagle z krzesła i zwymiotował. Zwymiotował na dziennikarzy, na akolitów i na mównicę, za którą ukrył się Altruista. Po wszystkim otarł swoją buzię i rzekł:
- Bardzo państwa przepraszam, to nie jest żadna polityczna demonstracja, to są tylko rzygi...
Po krótkiej przerwie na mównicę wmaszerował Velg i wygłosił swój manifest.
Altruisty wtedy już na konferencji nie było, wręczał właśnie w jednej z komnat Kasildzie, Kitkarze, Avalli, Therru, Norrcowi i Ryuzakiemu po goździku. O Najwyższym Kapłanie krążyły rożne plotki ale w święta o kobiety zawsze dbał.
Powrót do góry
Velg Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 05 Paź 2008
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 15-03-2009, 20:40   

Velg cierpliwie czekał, aż Altruista skończy udzielać odpowiedzi na pytania. W planach miał wejść na mównicę zaraz po Najwyższym Kapłanie, niemniej plany wkrótce przestały mieć już znaczenie. Podwyższenie, pełne rzygowin, wymagało szybkiego oczyszczenia przed przemówieniem Admirała Kościoła. Służki śpiesznie wykonywały swą pracę, czyszcząc mównicę. I już po dwóch minutach Velg mógł wejść i rozpocząć swoją mowę.

- Panowie i Panie, wszyscy zgromadzeni! Zaprawdę, przypadł mi zaszczyt poinformowania was o całkowitym sukcesie misji gondorskiej! Waleczni wojownicy Bractwa, wspierani mądrością oficerów, osiągnęli niebywały sukces wojskowy. Ich poświęcenie będzie opiewane przez wieki! My jednak spocząć na laurach nie możemy – i przez to naszą świętą powinnością jest wykonać kolejne interwencje w imię pokoju! Będziemy walczyć w imię kreacji świata bez wojny, bez niegodziwości, bez zł... – tu Wielki Mistrz Zakonu Nieba się skrzywił...

- Niech część inkwizycyjna natychmiast zabierze na proces tego, który przepisując tekst przemowy napisał „ZUO”! Takich bezeceństw nawet na papierze ma nie być! – wrzasnął do swych podwładnych Admirał. Wnet dwójka odzianych w czarne płaszcze braci z Zakonu schwyciła biednego skrybę, a trzeci – inkwizytor – objął przywództwo nad postępowaniem…

- W imię kreacji świata bez wojny, bez niegodziwości, bez zła i bez akcyzy! Dlatego ogłaszam, iż Święta Wojna trwać będzie dopóty, dopóki istnieć będą niegodziwcy, których trzeba będzie wyciąć w pień! I będzie prowadzona na wszelkie możliwe sposoby – i, żeby to podkreślić, chciałbym obwieścić powołanie w ramach Zakonu instytucji Świętego Oficjum! Świętego Oficjum, którego światło podjąłem się nieść wraz z Mrocznym Kapłanem Costlym Moliną! Będzie ono miało za zadanie walczyć z szerzącymi się herezjami i krzyżować wszelkie plany zła! – tu mówca zaczerpnął powietrza, po czym kontynuował – Niech przeto zło pamięta – czy zechce stanąć przeciw nami z orężem w łapach, czy zechce wygubić prostaczkom zwierzęta gospodarcze plagą zwierząt drapieżnych – za wszystko zapłaci z nawiązką!

Dziennikarze spojrzeli na siebie, zaskoczeni. Szybko jednak skorzystali z okazji, którą stworzył Wielki Admirał kwestią „Są jakieś pytania?”…

- Jaheria z Forget The Relam… Po pierwsze, chciałam się zapytać, czemu pan uważa kampanię Gondorską za sukces militarny? Przecież siły zostały zniszcz…
- Pani oglądało „Lusterko Śródziemne”, nadawane teraz samowolnie przez pozostawionych samopas poddanych Galadrieli?
– spytał Admirał, tłumiąc chichot.
- Tak, a co…
- Wybaczy mi pani – nie spodziewałem się, że znajdzie się ktoś, kto potraktuje te farmazony poważnie.
– stwierdził dowódca, zanosząc się śmiechem – Oczywistym powinno być, iż jest to dzieło stricte propagandowe. Zawiera one więcej kłamstw między słowami i elfiego fanserwisu, aniżeli samych słów! – tu Velg przestał się śmiać – A siły ekspedycyjne MACu odniosły świetne zwycięstwa w Serelondzie, Lond Gallen, Randolphie i przy brodzie na Edhellondzie. Ponadto zyskaliśmy większość potrzebnej nam wiedzy o Śródziemiu, więc w chwili obecnej jesteśmy w stanie tam sprawnie operować. Przygotowaliśmy już zresztą plany operacji „Pierścionek”, która obejmuje desant w tym świecie i zrzucenie z tronu Saurona. Powtarzam więc za Najwyższym Kapłanem – Sauron jest tylko zagubionym watażką, którego obalimy, kiedy tylko będzie tego wymagało większe dobro. – zakończył, próbując przekonać pismaków o istnieniu wymyślonego na poczekaniu planu.
- Klaudiusz Drachenfels z Radia Warhamster. Interesuje mnie, czy powołanie Świętego Oficjum nie stoi w sprzeczności z zasadą wolności sumienia, która rzekomo ma panować w waszym świecie? – z chwilowego zmieszania Jaherii skorzystał inny człek.
- Nie, nie i jeszcze raz nie! Walczymy o świat, w którym ludzie będą prawdziwie wolni. Zło jest tym, co ogranicza wolność wyboru… Niech sobie pan wyobrazi, że ma pan do wyboru dwa drzwi… Wyobraża sobie to pan? – dziennikarz potaknął, więc Velg kontynuował – Lecz… W jednych z drzwi stoi wściekły, wielki szop! Szop krwiożerczy, gotów zagryźć! Tak, iż żywy pan przez te drzwi nie przejdzie… Czy nie widzi pan, iż pana wolność została ograniczona? – zakrzyknął Wielki Admirał. – I walczymy ze złem, które ogranicza waszą wolność! Aby zagwarantować wam prawdziwą wolność… Abyście mogli decydować o sobie… Wszystkich, którzy szerzą zło, musimy zniszczyć! Wszyscy, których poglądy ograniczają wolność, zasłużyli na śmierć!
- Jaheria z Forget The Relam… Czy więc grozi pan mej ojczyźnie inwazją? – spytała się reporterka.
- Twojej? Nie. Zdaje się, że przed chwilą Święte Oficjum zostało oficjalnym sponsorem Forget The Relam, więc jestem pewien, iż gazeta ta nie będzie szerzyć zła. – odpowiedział Wielki Admirał z uśmiechem – A teraz wybaczcie, muszę zmierzać na inauguracyjny proces inkwizycyjny. – dodał, kończąc fazę przeznaczoną na pytania.

Odwracając się, dodał jeszcze jedno:

- Rzec wam tylko mogę, iż prawdziwa operacja zbrojna, na dużo większą skalę, rozpocznie się niebawem.

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Fei Wang Reed Płeć:Mężczyzna
Łaydak


Dołączył: 23 Lis 2008
Skąd: Polska
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
PostWysłany: 21-03-2009, 19:47   

Tysiąctonowe kolosy łomotały o czaszkę Feia. Planetoidalne monstra słoniowe tupały kolumnowatymi nogami. Wszystko się zapadało, wnętrzności skakały do gardła w stanie nieważkości wbrew przywiązanym do kończyn głazów. Ziemia rozpękła ostrymi rysami, otwierając się i zamykając. Fala pochłaniała. Fala wypluwała. Fala nie przestawała. Fei trząsł się - jego ciało rezonowało w regularny rytm tupotów nieziemskich słoni, skóra to wybrzuszała jego właściciela, to znów go mocno obwiązywała, kości i kostki trzeszczały w rozedrganym ciele Feia, które w każdej chwili gotowe było się rozpaść na skończoną liczbę cząstek kiedyś-ciała, nie czyniące tego aktu zniszczenia chyba tylko po to, by jeszcze poznęcać się nad ofiarą praw fizyki. Fei umierał...

*** *** ***

- Gdzie?! Gdzie ON jest?!! Gadaj szybko, barmarzyno, jakom starszy kapłan Najwyższego I Jedynego Słusznego We Wszechświecie Kościoła Prawdziwego Patriarchy, Którego Mocą Jest Zbawiać, I Którego Mocą Jest Tego Zbawienia Pozbawiać Na Wieki Wieków!! Więc mów teraz, bo karzę cię ekskomunikować, a jeśli nie wiesz co te trudne słowo oznacza, to ja to zaraz ci tak to wyłożę, że tego nie zapomnisz do końca swoich parszywie jednostajnych dni barmańskiej doli!
- A...
- Czy ty mnie, do niedozwolonego słowa, w ogóle słuchasz, ty ubrany w szarą, spraną tunikę człeczyno, dochodzący już pewnie połowy wieku standardowego?!! Nie słyszysz co ja mówię?! Czy te drzewa twoich włosów wokół owalnego szczytu twojej czaszki, zupełnie zakrywają ci uszy?!! Liczę do dziesięciu!!! Raz!!! Dwa!!!
- Je...
- Trzy!!!
- On je...
- Cztery!!!

Drzwi saloonu się otwarły i wpadło przez nie pięć postaci.

- Pięć!!!

Dwóch padło na kolana, trzeci i czwarty zaparło się o najbliższe meble, a tylko piąty, zataczając się, zgięty w pół, zrobił krok i drugi w stronę barku.

- Sześć!!!!

Barman zamarł w przed-słowie. Oczy już prawie wyszły mu z orbit, gdy po strojach rozpoznał w przybyłych elitarną grupę ramienia wykonawczego Kościoła Praworządności. Tu, w jego progach!

- Siedem!!!
- S... s... stó...j - zdołał wyrzucić z siebie piąty egzekutor.
- Osiem-dziewięć-i-dziesięć!!!

*** *** ***

... i umarł.

Ciało, wystawione na niepoliczalne naprężenia, w końcu się rozpadło. Słonie jednak, jak na złość, tupały dalej. Fale przypływały i odpływały. Kolosy, z braku lepszego celu, tłukły same siebie. Czerwone cząstki Feia fluktuowały tu i ówdzie, tworząc miejscowe skupiska i odkupiska. Zadęła rotacja wiatru i cząstki rozpierzchły się na cztery strony świata. Ciało przestało istnieć.

*** *** ***

- Jak Kica kocham, chciałem powiedzieć, próbowałem, ale nie mogłem dojść do słowa.
- Dobra, dobra... Ciesz się, dziś jest twój szczęśliwy dzień - mamy ważniejsze sprawy na głowie niż twoja e... ekskomunikacja. - Odwracając się do swoich kompanów - Ale ostrożnie, do skrzypiących drzwi kościoła! Wiecie, co z nami będzie, jeśli coś się mu stanie?!! - I, rzuciwszy okiem na dość okazały barek - Dawaj jeszcze te butelki! Nie te, ty bałwanie!! Tamte!!!

*** *** ***

Pod eskortą Zakonu Velga niewielka grupa szybko ginęła z oczu, kierując się w stronę widocznych na horyzoncie budynków kompleksu świątynnego Bractwa MAC. Gdy była już tylko nierozpoznawalną plamką na tle nieba, ostatnie śledzące ją oczy przysłoniły znużone powieki. Znużone i czujne. Gdy ponownie otwarł oczy, próżno by go było szukać. Zniknął.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Velg Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 05 Paź 2008
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 23-03-2009, 21:52   

Velg patrzył na to, co pozostało z Fei Wanga. Najwyraźniej ów planował zdegustować jakiś napój, niemniej pomylił próbówki. I aktualnie miał postać małej papużki falistej, więzionej przez ludzi Zakonu Nieba w barku... Jakby tego było mało, skrzydlata bestia momentalnie poczęła burzyć spokój rycerza.

- Ciasteczko, daj ciasteczko! - głos ptaszyska był chwiejny... Szef Zakonu Nieba nie mógł wiedzieć, że odpowiedzialne za to są zakłócenia błędnika quasimagicznego.

Biurko, gabinet Feia... Nie było tam nic, co rokowałoby nadzieje na szybkie odczarowanie papugi. Velg westchnął, dał papudze krakersa (Fei zaś ugryzł go w palec) i zdecydował się odłożyć zajmowanie się sprawami wielkiego świata na później.

***


- Daj krakersa, daj krakersa... - ptasi mag wciąż nie wyzbył się apetytu. Szef Zakonu Nieba kolejny raz westchnął i poczęstował ptaka kolejnym smakołykiem...

Wtem... zauważył zdumiony, że Fei urósł. Był teraz dużo większy, aniżeli wcześniej. Może to jedna z tych legendarnych, sześciotonowych papug falistych...? - rozległy się w dowódcy armii mnogie wątpliwości...

Zestresowany, sięgnął po flaszkę. Popełnił tym samym błąd, który wcześniej popełnił mag, stojący na jego biurku. I, kiedy zaczerpnął łyk cieczy, odczuł niezwykłą łączność z kosmosem. Odczuł tok myśli tych, którzy myśleli. Odczuł wreszcie tok myśli tych, którzy nie myśleli. Poznał sens bezsensownego, zrozumiał niezrozumiane, odkrył cel bezcelowego bytowania wszechświata... Jednocześnie, czuł, iż jego osobowość nurza się w świetlanej ciemności i zanika. Fale ciszy, napierające na jego bębenki, nienawykłe do takiego harmidru., odbierały mu świadomość... I rycerz zginął, krzycząc nieistniejącym gardłem. Roztopił się w milionach świadomości nieświadomych, stając się duchem bezdusznych.

... A zielono-fioletowe, nieludzkie oko szpiega patrzyło z uśmiechem.

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Altruista
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 24-03-2009, 22:55   

Altruista zwlókł się w końcu, po długiej drzemce, z łóżka. Podszedł do szafki, w której trzymał swoje ceremonialne szaty. Wybrał jedną, karmazynową i nałożył ją na siebie, okrywając swoje nagie ciało. Pogładził się po zaroście. - Najwyższy czas się ogolić. - Pomyślał. Potem przeniósł swój wzrok na ścianę, na której znajdywały się jego maski. Zastanawiał się, która wybrać i która będzie z nich najlepiej pasowała na dzisiejszą mszę.
W końcu się zdecydował i zdjął ze ściany srebrną, której oblicze wyrażało rozkosz. Przyjrzał się uważnie obliczu namalowanemu na masce i uśmiechnął się złowrogo.

Godzinę później był już w wielkiej hali, na balkonie i spoglądał na licznie zgromadzony tłum wiernych. Wśród tłumu, oprócz akolitów, byli także zwykli ludzie, którzy przyszli posłuchać kazań Altruisty. Najwyższy Kapłan wiedział, że to zagubione dusze, którym trzeba pomóc. On chciał im wszystkim pomóc, wszystkich uratować. Zrobić to, czego od niego zawsze wymagał kic. Nie zwlekając dłużej, Altruista odezwał się do ludzi swoim donośnym głosem.

- Witam was moje dzieci, moje umiłowane dzieci MAC-u. Posłuchajcie kilka słów prawdy.
- Świat nas opuścił. Walczymy sami z podstępnym wrogiem, wrogiem, który zniszczyłby naszą MAC-ową wspólnotę. Wrogiem, który triumfowałby nad naszą nacją. Ale jesteśmy wystarczająco silni, aby walczyć z wrogami, którzy uosabiają sobą czyste zło.
- Jesteśmy wystarczająco silni, aby zwyciężyć. Prosiliście o wielkość? Kic wam ją dał. Prosiliście o zwycięstwo i mamy je w zasięgu ręki. Nie proście mnie o to, żebym poddał się naszym wrogom. Nie zrobię tego! Fanatycy z złego Mordoru zniewoliliby naszych synów, a z naszych córek uczyniliby nierządnice. Ja, Altruista, jestem kapłanem wspólnoty. - W tym momencie Altruista wzniósł ręce w górę i zaczął krzyczeć.

- Poświęcę się, aby ratować życie naszych cennych dzieci! Śmierć! Rozpacz! Pustka! Chaos! To wszystko, co wprowadziłby Mordor do wspólnoty! Nasi żołnierze walczą ku chwale MAC-u! Nasi robotnicy pracują ku chwale MAC-u! Nasze dzieci śpiewają ku chwale MAC-u! Walczyć! Walczyć! Nie mówcie, że nie możemy! Musimy zmiażdżyć zło tego świata! Nie możemy też tolerować pośród nas zdrajców, którzy mają inne poglądy i sieją nimi zamęt. Kłamstwa zdrajców osłabiają naszą nację. Zniszczyć zdrajców! Zniszczyć ich kłamstwa. Zniszczyć Mordor! Zniszczyć całe zło tego świata!
Po ostatnich słowach Najwyższego Kapłana, podniosły się wśród tłumu bojowe okrzyki.
Wszyscy krzyczeli: - Chwała MAC-owi! - Śmierć naszym wrogom!
Altruista był bardzo zadowolony z okrzyków tłumu. Zastawiał się tylko trochę, co kombinuje Mordor.
Powrót do góry
Fei Wang Reed Płeć:Mężczyzna
Łaydak


Dołączył: 23 Lis 2008
Skąd: Polska
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
PostWysłany: 26-03-2009, 18:38   

- Klaudiusz Drachenfels, Radio Warhamster-dechu. Jak donosi mój zaufany informator coś okropnego stało się dwóm wpływowym członkom Bractwa MAC. Czy to prawda? Co się właściwie stało? Gdzie oni teraz są? Jakie jest oficjalne stanowisko Bractwa w tej sprawie?

- Naprawdę? Ciekawe, bo nic mi o tym nie wiadomo, a dobrze wiem, co się dzieje wewnątrz Bractwa. - Altruista podrapał się po brodzie, przechylając jednocześnie głowę na bok i do góry, w wypracowanej pozie delikatnego zdziwienia-zainteresowania-niedowierzania-lekceważenia.

- Rozumiem, że Bractwo wstrzymuje się na razie od odpowiedzi. Kolejne pytanie: Czy kampania gondorska oraz ostatnie wydarzenia, nie zagrażają samemu istnieniu Bractwa? Tajemnicze zniknięcia, wyjazd Patriarchy - czy to nie początek końca Bractwa?

- Ha, ha, ha, ha! - Najwyższy Kapłan aż zgiął się w pół, targany spazmatycznym śmiechem, łapiąc się jednocześnie za brzuch. Atak ten, jak szybko nadszedł, tak szybko przeminął. Z nutką przymilnej natarczywości w głosie, odparł - Czyżby teorie spiskowe już czterdziesty pierwszy wiek z rzędu utrzymywały się na pierwszym miejscu najlepiej sprzedających się tematów?

- Chu?

- Zająłby się pan lepiej domowymi pracami, zamiast szukać dziury tam, gdzie jej nie ma. To wszystko, co mam do powiedzenia, a teraz, jeśli pan pozwoli...

- Tak, dziękuję za te wyczerpujące odpowiedzi. Z pewnością się jeszcze spotkamy. Obaj wiemy, że ta farsa tutaj tak naprawdę niczego nie zmieni. Z Panem Kicem.

*** *** ***

Wiele pustki przepłynęło, nim rozrzucone po niej cząstki Feia zdołały uformować sztucznie naturalną wszechsieć neuronową, idealną, bo w tej pustce nie było ni czasu ni przestrzeni, była tylko pustka, która pustką już nie była, i cząstki Feia. I pustkę tę, bez początku i bez końca, wypełniła myśl. Pulsujące "Żyję? Nie żyję?". Nie, to inna myśl. "Myślę, więc żyję, ale gdzie? Ale jak?". W pustce ta myśl była - "...!!".

_________________

Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imiona miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.

A. Mickiewicz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Velg Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 05 Paź 2008
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 27-03-2009, 12:51   

- Następna sprawa... ujednolicanie podatków... - awatara Velga, stworzona siłą woli MACanckich magów, miała pełne ręce roboty. Imperium, które pozostawił Patriarcha, było tylko luźnym konglomeratem ziem, które dzieliło dosłownie wszystko... A łączyła tylko wiara w Kicającego Jedynego. Kiedy zaś Kicającego zabrakło, imperium gotowe było się rozkicać.

Ledwo udało się zażegnać kryzys polityczny spowodowany działalnością L (a mówił – nie zawieraj pokoju na niekorzystnych warunkach, nawet jeśli poczęstują przednim winem…), a już musiał tłumić tendencje odśrodkowe nowych prowincji. Aby lepiej walczyć z tą plagą, zlikwidował dawne jednostki administracyjne, wywodzące się jeszcze z tradycji państwowych terenów podbitych. Zastąpił je małymi okręgami, do których przypisał po intendencie z Inkwizycji, celem lepszej kontroli. Mieli oni otrzymać pewną zwierzchniość nad wojskami stacjonującymi w ich okręgach, aby tym lepiej tłumić rozprzestrzenianie się szkodliwych idei. Dalej, Pierwszy Sekretarz zdecydował się na krok drastyczny – niemałym nakładem pracy zebrał wszystkie istniejące okazy najświętszych ksiąg (szczęściem Bractwo jeszcze nie posiadało zanadto wielkich ilości kopistów) i przeprowadził staranną selekcję, ostawiając jedynie jedną wersję.

Już następnego dnia musiał stawiać czoło pięciu rebeliom oraz pogrążonym w furii kapłanom, lecz ostatecznie odniósł zwycięstwo. Ważne było to, że rozrost lokalnych odmian wiary (kicaryzmu, kicyzmu i innych) został zahamowany, a jedność wiary ziem spod znaku Melior Absque Chrisma została przypieczętowanych. Dalej, awatara nakazała orężnie zlikwidować wszystkie kościoły, które nie dokonały obediencji wobec Najwyższego Kapłana, reprezentowanego przez Molinę. Drugi z Jeźdźców Apokalipsy mógłby nawet odetchnąć z ulgą… Gdyby nie to, że nawał roboty nie zmniejszał się nawet przez chwilę.

- Zobaczmy… Teraz… Obciążenia ludności sięgają… Co?! Dziewięćdziesięciu pięciu procent?! – materializacja Pierwszego Sekretarza wręcz straciła dech w piersiach. – W tym, do skarbca trafia… Pięć procent?!

Szybka inspekcja pokazała, że ponad połowę z „zaginionej” sumy zgarniały lokalne kościoły, a pozostała część trafiała się skorumpowanym urzędnikom. Wobec takiego problemu, Velg zdecydował się odstąpić dwa procent dochodów ludności kościołom lokalnym, również dwa – centralnej administracji kościelnej, a pozostałe jedenaście procent – świeckiej administracji imperium. Taki był idealny podział podatków, lecz, aby go osiągnąć, widziadło Jeźdźca Apokalipsy musiało jeszcze zawalczyć. Dobrym początkiem miała być wizyta u Mrocznego Kapłana i nakłonienie go do wydania bulli, w której potępi korupcje jako grzech wagi najwyższej, czyniący jednostkę wrogiem publicznym Kościoła…

A potem… Velg mógł zająć się negocjacjami z przedstawicielami miast nękanych przez smoki. Wielkie bestie jeszcze poprzedniego zostały niemal wytępione zdradzieckim podstępem ala Szewczyk Dratewka. Problemem były tylko pałające żądzą zemsty niedobitki, które pomstę wywierały na niczego niewinnym królestwie. Królestwie, którego jedyną nadzieją nagle stał się MAC…

***


A w międzyczasie potrzaskany umysł począł się z powrotem jednoczyć. Wprawdzie nie wszystko znalazło się na swoim miejscu… Ba! – paru rzeczy wciąż brakowało, lecz po początkowej fazie fal oceanicznym przygrywających na skrzypcach fioletowym nosorożcom rycerz mógł powiedzieć, iż zdolny jest do czynnego odbierania bodźców ze środowiska.

I tu pojawiło się pytanie – czemu trzymają go w magicznej klatce uformowanej z czarnych płomieni?!

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 35 z 70 Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 34, 35, 36 ... 68, 69, 70  Następny
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group