Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Friguoris Cordis |
Wersja do druku |
Distant
Dołączył: 23 Cze 2003 Skąd: Somewhere in the world Status: offline
|
Wysłany: 08-06-2009, 00:00
|
|
|
Altruiście ulżyło... czy to od magii leczącej czy to od ulgi na żołądku. Jakoś tak błogo i jaśniej się zrobiło, a kontury przedmiotów, co nieco się rozmyły. Skąd to światło bije? I dlaczego tak dobrze się czuje?
* Mraur*
Przed Altruistą siedział kot. Cały niebieski!
- Witaj Altruisto: 3 - Kot grzecznie się przywitał i zaczął oblizywać sobie łapę.
- TY! To obłęd... - Macant zrezygnowany odwrócił wzrok.
- Nie odwracaj głowy Altruisto. Dziś nawiedzam Cię, jako przyjaciel. Chodź... - Kot wstał i zachęcająco wskazał drogę przed sobą. Altruista jakby wbrew własnej woli postąpił do przodu. Szli w stronę wielkiej białości...
- Gdzie my idziemy? - Altruista rozglądał się dookoła. Niby dalej szedł przed siebie, ale nie miał pod stopami podłogi. Spojrzał za siebie. Pokój, który opuścili majaczył się, jako niewielka plamka koloru za nimi. Altruistę oślepił błysk.
- Witamy w Astral Cafe. Czy podać coś panu? - Niebieskoskóra kelnerka uśmiechnęła się do Altruisty.
- Tu ti tu rum tu smerfetko - Kot mrugnął porozumiewawczo. Kelnerka poszła zrealizować zamówienie a tymczasem Altruista i Kot rozsiedli się przy stoliku we wnęce numer 2.
Kot kichnął i przybrał ludzką postać. - Wydaje mi się, że ta forma sprawia, że czujesz się bardziej komfortowo. -
- Nie skądże... - Altruista rozejrzał się po pomieszczeniu. Pomieszczenie było urządzone w stylu amerykańskiego baru szybkiej obsługi z lat 50 XX wieku. Altruista z zaskoczeniem odkrył, że wie o tym, chodź do końca nie wiedział jeszcze, co to jest ta Ameryka i wiek 20. Altruista poczuł się obserwowany. Z całego baru patrzyło na niego szereg oczu. Nie byli to ludzie, chodź przypominali ludzi. Postarzałe postacie, w swetrach i koszulach w kratę. O laskach i w okularach o grubych denkach.
- A oni... Nie przejmuj się nimi. Nie jestem pierwszym ani ostatnim, który dostąpił transcendencji. Pełna dominacja umysłu nad istnieniem jest celem każdej formy życia w multiświecie. Są istoty znacznie starsze ode mnie. Wcześniej posiedli ostateczną wiedzę. Bardzo sztywno trzymają się zasad nieingerencji w sprawy prymitywnych form życia poniżej, więc lubią obserwować... - Distant wskazał na tłumek. - Ale przejdźmy do interesów. -
- Taak...aha.... - Altruista przytaknął nieprzekonany, a kelnerka położyła przed nim szklankę z herbatą.
- Postanowiłem Cię ostrzec. Moje dzieci wzniecą rewolucję w podbitych przez MAC ziemiach. Jeśli zaczniesz działać już teraz to masz całkiem spore szanse na przeciwdziałanie szkodom, jakie poczynią. - Distant uśmiechnął się szeroko.
-Ale... Ale czemu mi to mówisz? Przecież to twoje własne dzieci?! - Altruistą szeroko otworzył oczy.
- Żeby nie miały za łatwo, muszą się czegoś nauczyć...Ohohohoho - Distant zaniósł się śmiechem, a Altruista rąbnął głową o stolik prosto w szklankę z herbatą. Tracił przytomność, świat się rozpływał i tylko ten diaboliczny śmiech ustępował najwolniej. Otworzył oczy... powrócił do siebie. Znów odczuł cały ból istnienia. Nie wiedzieć czemu leżał, jak oparzony podniósł się na nogi.
- Oni wracają! Powracają! - Krzyknął na cały głos. |
_________________ Never surrender, never give up...
http://forum.multiworld.pl - Nothing is impossible here
http://komiks.multiworld.pl - Komiks Multiworld ;3 |
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 08-06-2009, 07:23
|
|
|
Zgodnie z proźbą boginki, Sasayaki udała się do Avali. Kapłanka właśnie sprzątała zużyte chusteczki, wciąż nieco pochlipując. To był najlepszy moment, była jeszcze wzruszona po filmie. Dziewczyna wkroczyła za kucykiem do komnaty.
- Ekhm- zaczęła. Czuła że pakuje się w niezłe bagno, w końcu dopiero co ją przyjęli. - Pani, w imieniu swoim, boginki Shizuku oraz ludu Seahaven pragnę prosić o twoje miłościwe wstawiennictwo. Tylko ty jesteś na tyle wpływowa by uświadomić Wielkiego Patriarchę o bezpodstawności tej rzezi. Nie możemy uciekać się do ostateczności nie prubując wpierw zażegnać konfliktu na drodze dyplomacji... Wiem że proszę o wiele, jednak jesteś ostatnią nadzieją.
Kończąc swoją krótka przemowę spojrzała na nią szczenięcymi oczami. Kucyk zrobił to samo. Teraz mogli tylko czekać na reakcję Avali. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 08-06-2009, 14:59
|
|
|
Costly czytał z uwagą raport utrzymany od szpiegów z Seahaven. Czytał go zresztą już po raz któryś, nie tylko sam. Wcześniej czytał go też Altruiście, który jednak zdawał się niezbyt go słuchać, wyraźnie zdenerwowany wiecznie zajmował się czymś innym, a na koniec kazał podwoić straże w Kościele, nie podając żadnych wyjaśnień. Molina nie miał czasu tym się przejmować, analizował uważnie sytuacje na południu.
Plan rebeliantów zdecydowanie nie imponował. Rewolucja nie wyciekła poza mury miasta. Przede wszystkim głoszone przez nich poglądy nie potrafią zakiełkować na przygotowanym przez Bractwo gruncie, wiara zbyt mocno jest tutaj zakorzeniona, a głoszone przez niż zmiany idą zbyt daleko. Porządek świata znany ludziom od lat zmienić chcą całkiem, wyburzyć i zbudować od nowa. Opór jest naturalną reakcją każdego mieszkańca.
Seahaven było inne niż reszta miast MAC od dawna. Przede wszystkim, położone na skraju ziem Bractwa, podatne na wpływ z zewnątrz, przez wielki port w mieście i rozwinięty Uniwersytet pełne ludności napływowej. Teren ten od dawna znajdował się pod obserwacją Mrocznego Kapłana.
W chwili gdy najemnicy zaatakowali garnizon Bractwa w mieście szereg posłańców wysłanych przez masonów rozlał się po okolicznych miastach, zanieść mieli oni rewolucje dalej. Czujki Kapłana wyłapały sporą ich ilość. Ale najważniejsze jest to, że ci, którzy do innych miast dotarli zostali w nich utopieni we krwi. Kultura Bractwa wpajana była każdemu człowiekowi od dziecka. Lojalni Bractwu kapłani mieli wpływ na wychowanie każdego dziecka nie mniejszy niż rodzice. Kontakt z wiarą był wszędzie, darmowe szkoły, do których obowiązkowo uczęszczały wszystkie dzieci mieszczan były odgórnie obstawiane przez odpowiednich pedagogów, aby w wierze wychować każdego najmniejszego wiernego. Plotka o rebelii i jej dogmatach została przyjęta z nienawiścią przez otoczenie. Seahaven jest samotne, skazane na zagładę. Większość okolicznych wsi opustoszała, wiadomość o nadchodzącym Bractwie przybyła jak grom. Nieliczna ludność wiejska została w pobliżu miasta, licząc na to, że armia nie przejdzie przez ich teren.
Pewnie nie jeden ucieszył się na wiadomość o rebelii. Na miasto tak obce zawsze spoglądano niechętnie. Obcy, inni. Nikt nie nazywał mieszkańców Seahaven "braćmi" lub "siostrami". Na dodatek zazdroszczono im wielkiego majątku. Seahaven, pełne ludności napływowej i bliskie wpływom innym może faktycznie lepiej, aby znikło z powierzchni ziemi. Jednak sytuacje tą rozwiązać można było zupełnie inaczej. Rebelia mogła być nawet szczęściem. Zdobyte miasto można dowolnie zmodyfikować, wykorzystując ten pretekst. Wszystko można było zbudować od nowa.
I ocalić można było niesamowity majątek Seahaven. Pod względem dóbr sztuki prawdopodobnie żadne inne miasto Bractwa nie było tak bogate. Zwykłe domy tego miasta mogłyby być pomylone z rezydencjami możnych przez ludzi nieznających miasta. Najwięksi rzeźbiarze i malarze Bractwa wywodzili się właśnie z tych okolic. Seahaven było też potęgą ekonomiczną. Handel na wielką skale, wysoka produkcja przemysłowa, wyjątkowo wpływowy Uniwersytet. Wszystko to warto było ocalić, zniszczenie tego jest niepowetowaną stratą.
Zdobycie miasta prostym szturmem jest proste. Gwoli ścisłości - jest nawet prostsze niż niszczenie go za pomocą Kosturu. Miejscowe garnizony przeprowadziły błyskawiczną mobilizacje, oczekują na przybycie Kościoła. Gdyby nie to, tak naprawdę już mogłyby przejąć kontrole nad miastem. Rebelianci dysponowali siłami zdolnymi zniszczyć garnizon strzegący miasta, ale nie mieli możliwości przeciwstawienia się regularnej armii krzyżowej MAC, miasto zostałoby zdobyte z marszu.
Na czele rebelii stanęło trzech zdrajców. Kiedyś nazywaliśmy ich Braćmi, teraz są już tylko zdrajcami. Brat Wrona, Brat Lis i Brat Kaczka. Ich już nic nie uratuje, nawet cud. Zresztą, Costly myślał jedynie o uratowaniu bogactwa miasta, zdrajcy zginą śmiercią okrutną bez względu na to jak skończy się incydent z Seahaven. Byli to ludzie jednak słabi, sami nie mieli żadnych szans na zorganizowanie przewrotu, nawet na tak gorącym terenie jak to miasto. Wsparcie masonów było tutaj kluczowe. Prawdopodobnie reprezentowali oni jedno z wrogich nam ugrupowań. Sprawa ta jest do zbadania.
Sytuacja w samym mieście dowodzi, że rebelia nie była zbyt dobrze przygotowana. Choć hasła głoszone są wielkie, to brak wsparcia okolicznych miast druzgocze Seahaven na wiele sposobów. Miasto nie ma możliwości handlu. Droga morska została błyskawicznie zablokowana przez Bractwo, natomiast drogą lądową handlu nie ma z kim prowadzić - wszędzie w koło są wrogowie. Gdyby nie to, że najpierw Seahaven doścignie gniew Najwyższego Kapłana, to dopadł by je głód. Seahaven nigdy nie musiało martwić się o rozwijanie we własnej okolicy produkcji żywności, pozyskiwano ją na drodze handlu, dzięki ogromnej produkcji miejscowych manufaktur.
Jak można było ocalić miasto? To zastanawiało Costly'iego. Tak naprawdę istniał jeden sposób - miasto musiało wrócić pod kontrolę Bractwa zanim Kościół tam doleci. Najwyższy Kapłan wraz z Patriarchą chcą uczynić z zniszczenia Seahaven symbol i przestrogę dla innych rebeliantów. Jeżeli Bractwo poświęci takie miasto jak Seahaven, to nikt nie będzie mógł już wierzyć, że ujdzie mu płazem spiskowanie sprzeciwianie się wierze. Większość wiernych zresztą mówiła to samo. Wszystkie miasta na południu mówiły jednym głosem - zniszczyć heretyków, utopić we krwi zdrajców.
Jak przejąć kontrolę nad miastem w ciągu tych kilku dni? Przeniknięcie do miasta w tym czasie jest arcytrudne, nie mówiąc już o zatrzymaniu rebelii. Kapłan sam tego nie dokona na pewno. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 08-06-2009, 15:50
|
|
|
Costly dalej uważnie studiował raport, szukając w nim słabych punktów, a tymczasem Altruista siedział sobie na fotelu w Lustrzanej Komnacie. W dłoni trzymał kieliszek półwytrawnego wina. Raczył się co chwilkę winkiem i dumał. Godziny mijały, a on dalej popijał i dumał. Akolici obserwujący dyskretnie Altruistę, zaczęli się zastanawiać co tak trapi Najwyższego Kapłana, że nie odezwał się od kilku godzin nawet słowem.
Altruista odstawił kieliszek i zmrużył oczy, od rana zastanawiał się nad dość dziwnym ostrzeżeniem gadającego kota. W sumie Altruista nie potrafił powiedzieć, czy mu się to czasem nie przyśniło, czy też może wydarzyło się naprawdę. Ostatnimi czasy był za bardzo przepracowany.
- Czyżby to Kic poddawał mnie jakieś próbie, zsyłając na mnie tą wizję? - Pomyślał na głos.
Westchnął głośno, nic z tego nie rozumiał. Jednak głos kota wydawał mu się znajomy. Postanowił nie lekceważyć tej sytuacji. Za dużo w swoim krótkim życiu widział aby teraz ryzykować.
Do Sehaven mieli dolecieć za pięć dni. Właśnie przez te pięć dni mogłoby wydarzyć się coś nad wyraz niespodziewanego.
Altruista po namyśle przywołał gestem do siebie jednego z akolitów.
- Antoniuszu, weź papier i pióro. Podyktuje ci list do Pierwszego Sekretarza Velga.
Nieco później, pewny już siebie Altruista rozparł się wygodnie w fotelu. Kościół leciał właśnie nad jakaś wsią. Altruista zauważył w lustrze, że wieśniacy na widok przelatującego nad ich głowami kościoła, padają na ziemie i zaczynają wznosić modły.
- I o to właśnie w tym życiu chodzi. - Powiedział uśmiechając się drapieżnie. |
Ostatnio zmieniony przez Costly dnia 08-06-2009, 17:29, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
kic
Nieporozumienie.
Dołączył: 13 Gru 2007 Skąd: Otchłań Nicości Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 08-06-2009, 16:01
|
|
|
Opalając się już od godziny, kic rozejrzał się po Wiszących Ogrodach. Jak zawszę panująca tutaj atmosfera wpływała kojąco na jego rozdrażnione nerwy. Podróż do Seaheaven dłużyła się niemiłosiernie, a pokonali dopiero niewielki ułamek całej drogi. Co prawda sytuacja w mieście portowym niepokoiła go od strony ekonomiczno-politycznej, ale to głównie chęć i szansa wyrzucenia z siebie całej tej negatywnej energii (którą nazbierał przez ostatnie dni) nie dającej mu spokoju.
- Nienawidzę czekać! - Frustrował się dodatkowo kic, licząc upływające sekundy. Miały mu w ten sposób sekundy i minuty. Z czasem błoga atmosfera ogrodu wyciszyła niecierpliwość Patriarchy. Do chwili aż dostrzegł zbliżających się dwóch strażników i jeszcze jedną postać z Bractwa. Kic wiedział co znów się święci.
- Trzeba uciekać. - Pomyślał i zakrywając się płaszczem, znikł bez śladu.
* * *
Drzwi trzasnęły i do pokoju wbiegł Patriarcha. Costly niemalże spadł z krzesła widząc tą scenę.
- Kapłanie ukryj mnie gdzieś! - Krzyknął zdenerwowany kic.
- Co się dzie...
- Nie czas na wyjaśnienia! - Przerwał mu Patriarcha barykadując drzwi pobliskim meblem. Po tym wziął dwa głębsze oddechy i powoli się uspokoił. Spojrzał na zablokowane drzwi i coś przykuło jego uwagę.
- Przecież to Gondorskie trunki! - Zdziwił się Patriarcha, sięgając po jeden z nich. - A ja już myślałem, że już się skończyły. - Dodał rozwalając się na łóżku Moliny.
- Ależ Panie...
- Nie narzekaj i podaj mi tu szybko kieliszek... weź dwa, jeden dla siebie. Mówię ci, ale to ja mam ciężki żywot. - Patriarcha zaczął opowiadać ostatnie wydarzenia, popijając wyborowy trunek. |
_________________ "Zaczynałem jako zwykły zegarmistrz, ale zawsze pragnąłem osiągnąć coś więcej." - Lin Thorvald
Melior Absque Chrisma
Pierwszy Epizod MACu |
|
|
|
|
Shizuku
Trochę poza sobą
Dołączyła: 15 Lis 2006 Skąd: Z pogranicza światów Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 08-06-2009, 16:21
|
|
|
Shizuku westchnęła ciężko. Rozmowa skończyła się zanim zdążyła odeprzeć jakiekolwiek argumenty. No, ale cóż Kic nie był osobą, która mogłaby komuś poświęcić tyle czasu zwłaszcza w tak złym humorze. Jednak czuła, że w tej rozmowie została pokonana co napawało ją niewypowiedzianą flustracją.
Została skierowana do Altruisty, jednak zastanawiała się czy to zrobić. Nie był to wcale głupi pomysł biorąc pod uwagę fakt, że on jest jednym z inicjatorów tej kampanii, jednak takie kręcenie się jak marionetka też jej nie odpowiadało. Kic wyraźnie chciał mieć po prostu spokój, więc może dobrym rozwiązaniem jest pokazać mu swoją determinację nie dając mu go? Hmmm, choć gdy Najwyższy się rozdrażni może być jeszcze mniej skłonny do zmiany planów niż jest teraz. No i rozmowa z Altruistą może być jeszcze trudniejsza niż z Kicem.
Miała jeszcze inną opcję. Sprzymierzyć się z innymi członkami MACu i wspólnie powstrzymać rebelię w Seahaven, wybierając się tam. Ale czy takie samodzielne działania nie będą wzięte jako niesubordynacja? Z drugiej strony po co młócić językiem, gdy można już zacząć coś robić.
Boginka zaczęła obmyślać plan...
Po jakimś czasie do Costlego przyszła wiadomość w postaci wietrznego posłańca boginki. Była w niej informacja aby pojawił się on w Seahaven nieco wcześniej niż reszta kampani MACu w celu oszacowania wartościowych przedmiotów i ocalenia jej jak największej ilości na rzecz Wielkiego Kicającego. Była w niej też rada, że lepiej by zabrał ze sobą pomocnika, gdyż majątki tego miasta są wielkie, co wie Shizuku z bardzo wiarygodnego źródła. Nie wypada przecież by Najwyższy zajmował się tak trywialnymi dla niego sprawami. |
_________________
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 09-06-2009, 08:52
|
|
|
Korytarzami przemknęło zwierzątko. Kasztanowe futerko w poprzeczne paski lśniło w świetle wpuszczanym przez witrażowe okna kościoła. Gujin- Strażnik Kniei miał pilne wieści dla MAc-u. A ponieważ w drodze tu usłyszał też o trwającej już rebelii w Seahaven informacje były tym ważniejsze.
Szybko jednak zgubił się w wielkim kościele. Postanowił więc iść za znajomym zapachem swej pani. Nigdy nie miał zamiaru się z nią rozstawać, lecz musiał odbyć swój coroczny rytuał oczyszczenia, a ten trwał około tygodnia... Na szczęście jego mistrzyni pachniała zupełnie inaczej niż prawdziwi ludzie.
W końcu ją zobaczył. Początkowa radość minęła jednak szybko gdy ujrzał że jej długie jak dotąd do kolan włosy, opadają teraz raptem do połowy pleców. To było straszne! Tak bardzo kochał przecież włosy swej pani!
Podbiegł czym prędzej do Sasayaki, przemykając się pod nogami kucyka i schwytał ją za kostkę.
-Pani! Wróciłem! Mam wieści!
Dziewczyna właśnie czekała pod drzwiami gabinetu na Avalię i jej odpowiedź na poselstwo od Shizuku. Schyliła się i pogłaskała zwierzaczka.
- Gujin co się stała?
- Armia! Wielka armia z południowych krain maszeruje w stronę Seahawen! To bezbożnicy, członkowie Zakonu Bez Opata. Chcą wspomóc rebeliantów w szerzeniu demokracji i swojej wiary!
- Przecież mówiłeś że to bezbożnicy.
- Ich wiara polega na nie wierzeniu.
- Ilu ich jest?
- Trzy razy tyle co seahaveńczyków.
- Trzeba natychmiast powiadomić Patriarchę! Lub Altruistę... Kogokolwiek!
Dziewczyna pobiegła w stronę osobistych komnat członków MAC. Otworzyła pierwsze z brzegu drzwi i wpadła do pokoju Moliny. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
kic
Nieporozumienie.
Dołączył: 13 Gru 2007 Skąd: Otchłań Nicości Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 09-06-2009, 09:14
|
|
|
BUM! Z impetem przewrócił się mebel, a w raz z nim najlepsze trunki Kapłana Molny. Costly już ze łzami w oczach wziął i opróżnił dno ostatnie, czwartej butelki jaką popijał razem z Patriarchą. Natomiast po resztkach mebla wbiegła Sasayaki z przestraszoną miną.
- Panie! Kapłanie! Seaheaven ma wsparcie! Idą im pomóc z południowej krainy trzy razy tyle wojska! - Krzyczała Sasayaki do ucha Moliny i kic, a jej ręce wręcz drżały.
- Spokojnie, Sasi... - Uspokajał kic. - Weź dwa głębsze... oddechy, uspokój się i raz jeszcze powiedz co się stało.
Dziewczyna zrobiła tak jak jej zaproponowała, wzięła dwa głębsze wdechy i już na spokojnie przedstawiła sytuację. Patriarcha zaśmiał się jedynie i dodał.
- Nie martw się dziecko. To są nasze oddziały z południowych rubieży. W przeciwieństwie do tych Seaheavenczyków, oni są nam całkowicie przyjaźni. - kic przekonywał Sasayaki. - Słyszałem od jednego z władców południowych krain, że taka jest ich strategia. Po prostu chcą wprowadzić tam konia trojańskiego i spacyfikować tych heretyków przed nami... Nie ma się jednak czego bać. Ich wojsko dotrze tam dopiero za jakieś miesiąc. |
_________________ "Zaczynałem jako zwykły zegarmistrz, ale zawsze pragnąłem osiągnąć coś więcej." - Lin Thorvald
Melior Absque Chrisma
Pierwszy Epizod MACu
Ostatnio zmieniony przez kic dnia 09-06-2009, 15:14, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 09-06-2009, 09:38
|
|
|
Sasayki uspokoiła się. Ostatnio gdy miała do czynienia z południowcami wiązało się to z widłami, pochodniami i wrzuceniem jej do rzeki z kamieniem u szyi.
Odetchnęła głęboko i rozejrzała się po komnacie. Wobec widoku dwóch podchmielonych mężczyzn, bałaganu i czterech pustych butelek po winie miała mieszane uczucia.
- Mmm... gondorskie trunki!- powiedział Gujin, wchodząc do pokoju.- Masz dobry gust Kapłanie. O rocznik 345, to istny rarytas... szkoda że już pusty... Ale tam jest jeszcze butelka! Pani może przyłączymy się do tego przyjątka?
Kic wzioł wskazaną przez zwierza butelkę i cztery kieliszki. Nie dając nikomu czasu na dyskusję nalał każdemu po lampce i stuknął się ze strażnikiem.
- Zdrowie jego Kicającej Boskości!- wzniósł toast Gujin- Niechaj nam panuje!
Obaj w szampańskim nastroju zaczęli nucić wojenne przyśpiewki. Costly i Sasayaki spojrzeli tylko na siebie niepewnie... |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 09-06-2009, 16:12
|
|
|
Kitkara obudziła się z glębokiego snu w jakim trwała przez te kilka dni od czasów zmartwychwstania. Kiedy otworzyła oczy ujrzała wnętrze swojego pokoju. Ostatnie co pameitała to atak jakichś żołnierzy i jej walka z nimi. Podrapała się po głowie. Potrzebna jej kąpiel. Udała się do swojej prywatnej łaźni zaraz przy pokoju. Wolała nie używać tej wspólnej, pamietała bowiem co się zdarzyło ostatnio. Podczas kąpieli usiłowała sobie przypomnieć co się zdarzyło później, jednak jej pamięć wyglądała jak ser szwajcarski - pełna dziór. Kemiego, ani Karela nie spotkała jeszcze by móc się zapytać o dręczące ją pytania. Czóła że coś się tu zmieniło, co więcej nie podobało jej się to. Nałożyła świeżą, czarną suknię i udała sie do ogrodu. Wyglądała na lekko zdezorjętowaną. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 10-06-2009, 07:46
|
|
|
Chłodne powietrze wlatywało przez otwarte na oścież okno. Siedząc na parapecie Sasayaki delektowała się wiatrem. Źle się czuła, alkohol dziwnie na nią działał. Najprawdopodobniej jakaś niedojda z Iglicy pomyliła się przy projektowaniu jej metabolizmu. Zamiast czuć wesołości i rozluźnienia była spięta i pobudzona. Rozejrzała się po swoim nowym pokoju. Nie podobał jej się, był zbyt pusty! Co prawda miała niewiele rzeczy, ale nie lubiła spać w pomieszczeniach w których nie było bibelotów, fidrygałek i całego tego badziewia, służącego tylko do tego by je odkurzać na Kicanoc i Kica Narodzenie. Jeszcze raz odetchneła głęboko i zaczeła rozmyślać o czekających ją wydarzeniach.
"Jak ja mam to zrobić? Tak po prostu pujdę siać śmierć i zniszczenie? Czy to naprawdę konieczne? A co jeśli tak?"
Im dłużej myślała tym bardziej nie była pewna tego co słuszne. Niebywale ją to irytowało. Ze złością cisneła poduszką o ścianę.
"Trudno!"- powiedziała sobie-" Niech się dzieje co chce! Będę po prostu wypełniać rozkazy!"
Postanowienie było proste, w końcu prawie każdy może mówić nowicjuszce co ma robić... |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 12-06-2009, 20:29
|
|
|
Tymczasem w kościele Altruista wpatrywał się w jedno zwierciadło, które mu ukazywało gwiaździstą noc.
- Jakie to ładne - powiedział.
- Zobacz Costly, czy to nie wygląda prześlicznie?
- Hmmm masz racje - odparł wyraźnie zainteresowany czymś innym Molina. Gdy Altruista podziwiał piękno nocy, to Costly przyglądał się akolitom krzątającym się się wokół dużego stołu, na którym była rozłożona mapa ziem MAC. Akolici, nanosili właśnie na mapie nowe pozycje oddziałów Velga.
- Costy - Altruista oderwał wzrok od zwierciadła i zwrócił się do stojącego obok Mrocznego Kapłana. - Kiedy dolecimy do Seaheven?
- Jeśli nie będzie żadnych opóźnień to najwcześniej za cztery dni. Choć obawiam się, że nasza podróż może potrwać dłużej. Mam na myśli, jakieś niespodziewane okoliczności.
- Rozumiem. No cóż, muszę uzbroić się w cierpliwość. Niech ci cali rebelianci nacieszą się jeszcze trochę życiem. Za wiele im go nie pozostało.
Altruista rozparł się w fotelu, zamykając oczy. Myślał teraz o tym co by zrobił buntownikom, gdyby jakiś mu wpadł w ręce. Od tych całych rozważań oderwało go pukanie do drzwi.
- Wejść! - powiedział na głos.
Drzwi się otwarły, a do komnaty wkroczył wysoki mężczyzna o białych, krótkich włosach. Był on ubrany w oficerski biały mundur. W dłoni trzymał niedużą, czarną teczkę. Mężczyzna ukłonił się Molinię. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Costly odniósł wrażenie, że dostrzegł w oczach tego mężczyzny niechęć. Następnie, oficer stanął przed Altruistą i uklęknął na jedno kolano
- Podpułkownik Dewey Novak... - Altruista spojrzał przenikliwie w szare oczy oficera. - Co cię do nas sprowadza?
- O Najwyższy, wybacz, że przeszkadzam ci w pracy, ale właśnie otrzymaliśmy nowe raporty od Pierwszego Sekretarza.
- A. To doskonale... - Altruista uśmiechnął się - Przedstaw mi je.
Dewey wstał, otworzył teczkę, po czym wyjął z niej plik papierów, uporządkował je szybko i zaczął na głos odczytywać. Altruista wsłuchiwał się uważnie w słowa Novaka. Costly natomiast przyglądał się podpułkownikowi. Novak miał 35 lat i pochodził z prowincji wschodniej, dokładniej z miasta Remton. Costly pamiętał też, że z raportu jaki czytał o Novaku wynikało, że cechował go wysoki iloraz inteligencji. Sam Velg dostrzegł w nim pewien potencjał i uczynił go zastępcą szefa wywiadu wojskowego w stopniu podpułkownika.
Gdy Novak skończył odczytywać raport, głos zabrał wyrażanie uradowany Altruista.
- Doskonale się nasz Velg spisuje. Daje łupnia buntownikom, a na dodatek spacyfikował zdradziecką szlachtę. No, zuch chłopak. Dewey, przekaż listownie Velgowi moje wyrazy uznania. Napisz też, że jestem z niego bardzo dumny. I jeśli dalej będzie się tak spisywał, to w jednym z większych miast wniesiemy mu pomnik trwalszy niczym spiż.
- Wszystko przekaże - Odezwał się Novak.
Altruista uśmiechnął się przyjaźnie do podpułkownika: - A teraz jesteś wolny, możesz wrócić do obowiązków.
Dewey ukłonił się Altruiście, potem - Molinie i ruszył w stronę wyjścia z komnaty. Po jego wyjściu Altruista ponownie zaczął wpatrywać się w gwiaździstą noc.
- Jakie to ładne... |
|
|
|
|
|
Ryuzaki
Smok Samurai
Dołączył: 12 Lis 2008 Skąd: nie wiem Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 14-06-2009, 19:38
|
|
|
Patriarchę obudziło głośne walenie w okno. Wstał pospiesznie i zauważył, ze ten hałas robi jakiś wielki orzeł siedzący za oknem. Kic spokojnie otworzył je i wpuścił ptaka do środka
- Co to ma znaczyć? - pomyślał, po czym zauważył przywiązany do nóżki orła list.
Drogi Kicu!
Co u Ciebie słychać? Mam nadzieję, że mój list dotarł do Was w czasach pokoju, dobrobytu i podczas wspaniałej zabawy. Piszę ten list leżąc na plaży jednej z uroczych wysp tropikalnych na Morzu Południowym. Pogoda jak zwykle jest piękna, słońce świeci, a oszałamiające kobiety można na każdym kroku spotkać.
Mam nadzieję, że nie martwiliście się, gdy zniknąłem w Gondorze. Spotkałem wspaniałe, miejscowe bliźniaczki które to zaprosiły mnie tutaj. Od nich również dostałem tego wspaniałego orła bielika, którego nazwaliśmy Wojtuś.
Jeżeli stęskniłeś się za mną to pewnie ucieszy Cię wieść, że niedługo wracam. Kiedy Ty czytasz ten list, ja pewnie będę pakował się lub nawet będę już w drodze. Ucałuj ode mnie wszystkich. Wracam na dniach, więc nie tęsknijcie już!
pozdrawiam,
Twój Ryuzaki
Ps. Zaopiekuj się w międzyczasie Wojtusiem. Na drugiej stronie umieszczam jego szczegółową dietę.
/R
|
_________________ 10 razy upaść, 11 razy wstać... |
|
|
|
|
kic
Nieporozumienie.
Dołączył: 13 Gru 2007 Skąd: Otchłań Nicości Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 14-06-2009, 22:19
|
|
|
Kic złapał w swoje wielkie ręce ptaszysko, lekko je miażdżąc i rzucił o jedną ze ścian. Po czym sięgając do barku, wyciągnął kieliszek i butelkę wina. Nalał sobie i delikatnie macał oczodoły. Po tym wziął lampkę wina i przełykając ostrożnie cieszył się każdą kroplą trunku. Po porannym obrzędzie uspokojenia kic wstał z fotela i spokojnym krokiem przechadzał się po pokoju. W międzyczasie oszczędził ptaka. Wezwał straż i kazał jej opiekować się tym nieszczęsnym zwierzakiem, a odwrotna strona przysłanego listu służyła jako przewodnik.
Wracając jednak do sali Patriarchy. Rzec wystarczy, że był to ta chwila, której tak na prawdę nigdy nadejść nie miała. Kic w pewnym momencie nie wytrzymał. Jedna z przeglądanych przez niego książek znikła w błękitnym ogniu, a sekundę później stało się to samo z regałem na książki. Patriarcha jednak, z niecodzienną miną na twarzy, zignorował to wydarzenie i zasiadł znów w fotelu. Kolejnym nietypowym wydarzeniem, to przepalenie się Kuli Zmienności, ot ni z tego ni z owego, z kuli wyłonił się szary dym. Patriarcha jednak i to zignorował. Pogrążony w myślach, dzięki telepatii połączył się z kodowanym kanałem i skontaktował się z Velgiem. Wiadomość od Władcy MACu była krótka, acz treściwa.
- "Za max 5 minut masz być w mojej komnacie!" - Wybuchł dziki głos Patriarchy bębniący w uszach Velga.
Kic mówił o pięciu minutach, a już po upłynięciu jednej z nich zauważyć można było kolejną aberrację otoczenia. Naglę nad głową Patriarchy pojawiła się zdezorientowana Anka, a cały Kościół zaczął trząść się i wykonywać niecodzienne manewry. Trwało to minut parę, aż w końcu wszystko się uspokoiło. Kic jednak minutę później naglę wstał i łapiąc oburącz za biurko, przewrócił je, a następnie biorąc się za kolejne meble, w furii klął na Velg, że się spóźnia, choć do pięciu minut pozostało jeszcze kilka chwil. |
_________________ "Zaczynałem jako zwykły zegarmistrz, ale zawsze pragnąłem osiągnąć coś więcej." - Lin Thorvald
Melior Absque Chrisma
Pierwszy Epizod MACu |
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 14-06-2009, 22:27
|
|
|
Velg wszedł do pokoju Patriarchy. Wchodząc, złapał lecący w jego stronę świecznik oraz uniknął srebrnego noża. Nie wykończyło to jednak inwencji Patriarchy, który najzwyczajniej w świecie, prostacko rzucił w niego talerzem. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby wcześniej nie postanowił "przydać blasku" nakryciu stołowemu za pomocą swej sztuki iluzji, co zaowocowało chwilowym oślepieniem Pierwszego Sekretarza. To wystarczyło, aby Patriarcha obrzucił go kilkunastoma kolejnymi obiektami.
- Powiedz... Altruiście... Że... Nie... Niszczymy... Seahaven... Masz... Je... Spacyfikować... I... To... Nie... W... Znaczeniu... Wyrżnięcia... Mieszkańców... Tylko... Zaprowadzenia... Pokoju... - wydyszał w końcu przywódca, w przerwach pomiędzy słowami rzucający w podwładnego przypadkowymi obiektami, które Velg łapał i odrzucał na miejsce.
- Tak jest. - odpowiedział mu rycerz, skłaniając się przed nim i wychodząc z komnaty, kiedy tylko Najwyższy zdobył się na warknięcie "Wyjdź".
Chwilę później kic, już spokojniejszy, położył się do łóżka. Konetabl zaś winszował sobie w myślach - spodziewał się znacznie gorszego usposobienia władcy Bractwa. Pięć minut później, Pierwszy Sekretarz stanął przed Altruistą, skłonił się, ucałował jego pierścień, po czym z uśmiechem przyniósł mu nowinę.
- Wasza Wysokość... Jego Wysokość Patriarcha powziął decyzję, żeby zrezygnować z użycia kostura na buntowniczym mieście. Wydał rozporządzenie, abyśmy przywrócili pokój i wiarę kica w mieście, czym mam nadzieję się niezwłocznie zająć. - powiedział, zastanawiając się, jak Najwyższy Kapłan zareaguje na niespodziewaną wiadomość. |
_________________
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|