Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Mroczny Bóg (quest) |
Wersja do druku |
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 03-12-2004, 11:17
|
|
|
- Dla ciebie, konserwowana zarazo. Nastepnym razem pozostawie cie na pastwe...cokolwiek to bylo ^^
- Dobrze ze przypomniales mi o tym. Co z pozostalymi?
- Zostawilem ich. Niech sie mecza. Zle?
- Nie, skadze. |
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 03-12-2004, 12:32
|
|
|
Daerian zapadał się w głąb oceanu... (czy morza XD) pomału zaczynało brakować mu powietrza, ale on na to nie zwracał uwagi... właściwie nic się już dla niego nie liczyło... opadał dalej...
Idiota – usłyszał nagle – głupiec.
Odwrócił się... jakoś... i ujrzał... ciężko to opisać. To coś... to była czarna chmura, dziwny kształt idealnej czerni... przez który czasami przebiegał pasek krwistej czerwieni.
Głupiec – to coś ponownie powtórzyło – jak zwykle, naiwny, a przy tym taki pompatyczny... odrzucony... głupiec.
Woda wokół Daeriana na chwile zaczęła tracić konsystencję... jakby się rozpływała w nicość...
Kim jesteś – Daer był wyraźnie otępiały – czego chcesz?
I nagle usłyszał z góry lodowaty śmiech Kaia... woda znów go otoczyła...
Jesteś prawdziwym głupcem – powiedział kształt, który tymczasem przybrał prawie humanoidalną postać... (tylko że z ładnymi, dużymi skrzydłami...) – głupcem, który daje się pochłonąć własnym lękom... Obudź się!
Woda straciła na materialności... i znowu wróciła i znowu odeszła... jednak po chwili Daerian ponownie zapadł się w wizję...
Głupiec – stwierdził kształt – poradziłby sobie... ale nie ma czasu... musze mu pomóc... zwłaszcza że siła wizji rośnie...
(w końcu teraz ma 1 ofiarę, nie 3 więc....)
W świecie rzeczywistym Daerian leżał na posadzce, wykonując dziwne ruchy pływackie... Pustka leżała niedaleko na podłodze... a rubin w rękojeści raz za razem błyskał czerwonym światłem...
Tymczasem (zauważyliście, że prawie nie ma postu bez tymczasem ^^?) Drakuul korzystając z nieobecności Mary był zajęty wspomnieniami po mieczu.. jednego był pewien... to było ostrze Swaroga... i niczego więcej... skąd wzięło się w jego rękach nie miał pojęcia... ale znał pewną metodę, zdolną mu pomóc... udał się do biblioteki...
Gdy szedł korytarzem, jego głowa nagle została oddzielona od ciała... a drugi sztylet wbił się w jego serce... dwóch assamitów – renegatów wyszło z cienia, pewni swego zwycięstwa... gdy leżąca głowa przemówiła: Hmmm... jego właśni prywatni zabójcy... Alarcha wysoko mnie ceni... ale jednak nie dość... – zabójcy popełnili błąd... skupili się na głowie... podczas gdy ciało za ich plecami podniosło się i zmieniło... potężne, przekształcone ramiona schwytały ich za głowy i zmiażdżyły je jak skorupkę jajka.
Wspaniale – uśmiechnął się Drakuul osadzając głowę z powrotem – to on zaczął wojnę... i będzie miał czego chce... a tymczasem do biblioteki ^^
Uśmiechnął się i udał do biblioteki... popijając wyśmienita krew dwóch łowców... |
_________________
|
|
|
|
|
Kai
the abominable one
Dołączył: 02 Paź 2004 Skąd: Z najgłębszych zakamarków podświadomości Status: offline
|
Wysłany: 03-12-2004, 14:41
|
|
|
w miedzyczasie Kai przeszukiwał koklejne pomieszczenia w budynku. Tamci dwaj wydawali się czuć już lepiej. I całkiem dobrze się dogadywali. W każdym razie kiedy rycerz już związał tego drugiego. Postanowił więc, że zostawi ich samych i poszuka trzeciej zguby. Nie lubił, kiedy obiekt obserwacji się tak gubił. W końcu doszedł do biblioteki, w której wreszcie odnalazł Daera. Właściwie to najpierw zauważył błysk rubinu, a dopiero później samego delikwenta pływającego po podłodze.
- Hej, wszystko w porządku
-...(brak reakcji na pytanie)
- Dobrze się czujesz?
-...
Po stwierdzeniu, że komunikacja ustna nie skutkuje podszedł i sprawdził czy Daer reaguje na inne bodźce. Szturchanie nie skutkowało, potrząsanie również. Nie poskutkował też kopniak, ani uderzenie o ściane.
- No i co by tu teraz...
Zaczął przymierzać się do sprawdzenia reakcji na rany cięte... |
_________________
Zetrzyj uśmiech z twarzy...
Poddaj się uczuciu bezsilności...
Przestań walczyć...
Zrezygnuj... |
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 03-12-2004, 17:27
|
|
|
- Master, nic ci nie jest?
- A jak ci się wydaje==?
- Noo, nie wyglądasz najlepiej, to chyba nie jest dobrze...
- Przeżyje^^" - Chimi klepnęła go w plecy, aż się rozniosło.
- O_O... - Skrzydlak z bólu zmienił się w kalafiora.
- O_o... KYAAA!!!! KALAFIORT__T!!!! Siostrzyczko Xellas, ra...!
- Honk honk 8o)?? - Xellas zamiast twarzy miała maskę klauna, a zamiast słów piszczała nosem.
- X_X... Siostrzyczko Ch... PLASK!!! - na jej twarzy wylądował tort. Żeby było ciekawiej ze szpinakiem. - BLEEE!!!
Z trudem zdrapała z twarzy parodię ciasta, tylko by ujrzeć... paseczki. Czarne i białe. Zwężały się. I Rozszerzały.
* * *
- Co jej się stało?
- Nie wiem, ale jak dopadnę winnego to mnie popamięta><!
Aori biegała wokół trójki z szybkością dźwięku, piszcząc w niebogłosy. Xellas chciała coś zrobić, gdy nagle otoczenie sie zmieniło. Znalazła się w jakiejś pustce, zupełnie sama. Aż nadto wyraźnie sama. Próbowała krzyczeć, ale ze strachu głos uwiązł jej w gardle.
- Xellas? Co ci jest?
- O_O... Co? Nie nic, przez chwilę się dziwnie poczułam. Jak tam Mi?
- Uspokoiła się. Nie uważasz, że to dziwne?
* * *
- Może się wytłumaczysz, Kościej, zanim cie zabiję? - syknęła Mara, odwracając się.
- Wampiry Alarchy przegięły, podjęły akcję przeciwko Drakuulowi.
- Ech... Nie poradzi sobie sam?
- Dobrze będzie, jak mu trochę pomożemy. Poza tym mamy ich tylko przywołać do porządku, a nie pozabijać. Do tego przydadzą się twoje umiejętności, a nie jego.
- Dobra, mam nadzieję, że to nie potrwa długo. Wolę zabawę z tamtymi, czyste wampiry to nudziarze, wszystkie boją sie tego samego==.
- Z czystej ciekawości - czego?
- Teletubisiów_^_...
- ...
- Właśnie.
- Idziemy. |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Aori Takera
Shonenai maniac^^
Dołączyła: 06 Paź 2004 Skąd: Z samego serca chaosu- czyli Warszawy.. Status: offline
|
Wysłany: 03-12-2004, 19:41
|
|
|
Wszyscy dziwnie patrzyli się na Mii, która wciąż biegała jak oszalała.
X: O_O
C: O_O'
S: O_O"
***
Mii nic nie rozumiała, była razem z resztą, aż nagle ten kalafior... paseczki..klown.. szpinak.. wszystkie jej koszmary.. może oprócz tego najgorszego..
Spojrzała się na Skrzydlaka, Chimi i Xellas. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nagle w ich rekach nie zmaterializowały się marchewki.. oraz obieraczki. Zaś obok Xellas pojawił się kociołek. Wszystko odbywało się powoli, bardzo dokładnie:
Skrzydlak z rozmysłem, cięcie po cięciu, obierał marchewkę, podawał ją Chimi, która BARDZO dokładnie cięła na równiusieńkie kawałeczki marchew.
Mii czuła, jak marchewki krzyczą z bólu.
Potem Chimi podawała Xellas pocięte kawałeczki, zaś ta ostatnia wrzucała je z całą premedytacją do kociołka. Mieszała gotujące się marcheweczki z satysfakcją na twarzy.
Mii< mimo że była Mazoku> nie mogła tego znieść< uczucia ludzkie czasami nad nią górują>. Podbiegła do sióstr.
-Proszę..-błagała ze łzami w oczach- przestańcie.. nie marchewki..
Nikt jej nie słuchał. A Mii tego nie lubi. Bardzo.. nie lubi..
Czuła jak myśli w jej głowie sie kotłują.. jak bardzo pragnie.. pomóc.. jej kochanym marchewkom..
***
X: Co jej jest? O_O
C: Nie wiem_^_
X: Czego ona od nas chce..
C:Nie wiemT_T
S: O.o.. kłopoty..
X&C: Jak to?
Skrzydlak wskazał na Mii, która właśnie zmieniała swoją postać..
***
Obronić marchewki. To jest ważne. Nic poza tym. To były ostatnie myśli człowieczej Mii. Reszta.. reszta utonęła w chęci zagłady wszystkiego. W myślach Miitlieh. Tej potężnej Miitlieh. Tej Miitlieh, która miała kocią sierść, bardzo ostre, bezduszne spojrzenie oraz która z uśmiechem<?> na pysku patrzyła na znęcających się nad jej marchewkami.
-Pożałujecie tego!!- prychnęła.
Rzuciła się na towarzystwo.
***
S: O nieT_T Ona jest w trybie berserk..T_T
X: To ona ma taki tryb?
S: A nie widzisz?
Xellas nie zdążyła uciec, ponieważ właśnie w ich stronę leciała potężna kula energi. Zaklęcie walnęło w nią*, nie robiąc jednak żadnych szkód.
***
To był najważniejszy cel. Zniszczyć tych katów. Zniszczyć doszczętnie. Całkowicie. Nie zostawiajac suchej< mokrej raczej:P> plamy. Rzuciła w ich stronę jakieś leciutkie zaklęcie. By po chwili w inną stronę rzucić dwa następne.
***
S: Kuso< czy jak to tam się piszeT_T>..T_T
X: To to leci w nas..
C: Lepiej uciekać.
Nie zdążyliby, gdyby któreś< żadne nawet nie patrzyło, które> nie rozpostarło bariery. Energia rozprysnęła się.
***
Miitlieh uśmiechnęła się. Tak jak miała nadzieję. Szykowała się do zadania najgorszego ciosu.
* to za to, że się kłociłaś o Noyna >] <żartujęXD> |
_________________ Nigdy nie poddawaj się przeznaczeniu,
nawet wśród płaczu i złości
jest cos tak potężnego, że nie zdołasz sie oprzeć.
Takie jest prawo miłości.
|
|
|
|
|
xellas
Kolekcjonerka Wampirzyca
Dołączyła: 09 Lut 2004 Skąd: Gdańsk-tu smoki chodzą koło Fontanny Neptuna Status: offline
|
Wysłany: 04-12-2004, 16:00
|
|
|
X&Ch&S<mrug, mrug>:...eee...
S: Chyba mamy problem...
X: Skąd taki wniosek?
S: Stąd!!
Ledwo odskoczyli przed uderzeniem Maii. Atakowała niezwykle zaciekle w końcu musiała bronić marchewek!! Kiedy za którymś razem przypiekła ich lekko
X: Ha!! Moja krew!! Moja szkoła!! Widać, że siostra>D
Ch: Ty się tak nie zachwycaj tylko zatrzymaj ją!
X: Ajaj ser!-zatrzymała się w miejscu i złapała Skrzydlaka za rekę
S: Co ty?? AAAAAAAAAAA!!!!!-pan wampir poszybował w powietrzu lądując idealnie na głowie Maii
X: AF-FLICTO!!-fala uderzeniowa zdmuchnęła oboje z nóg-ALGOR!!
Wyciągnęła rece przed siebie i zamroziła leżącą dwójkę zostawiając tylko głowy...
Ch: Idealnie^^
X: ^_______^V
Ch: Teraz musimy znaleźć resztę zanim...
X: Się pozabijają??>]
Ch: Własnie...
X: No tak szkoda by było nie popatrzeć^-^
Dziewczęta zaczęły pchać bryłę lodu przed sobą, Aori ciągle krzyczała, ale przynajmniej nie mogła się ruszyć. Co jakiś czas wampirzyca robiła dziwne miny, Chimeria przygladała się temu niepewnie...
Ch: Xellaś?
X: Co?
Ch: Co robisz?
X: ???
Ch: No ciągle mlaskasz, albo kłapiesz szczęką^^''''
X: Zęby...
Ch: Tylko nie następny napad!!
X: Nie^^'' odrastają...-pokazała jak dwa małe kiełki wybijały się z dziąseł-...muszę coś ugryźć...>.<...Vhriz gdzie jesteś>] |
_________________ Wampiry stworzenia nocy, przeklęte przez Boga za grzechy ojca, wyklęte przez ludzi za grzechy własne. Jam jedną z nich, z cienia zrodzona, na rękach mych krew, na ustach śmierć, w spojrzeniu zagłada.
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 04-12-2004, 16:24
|
|
|
-APSIK!
-Co sie stalo?
- Nie wiem, nagle mnie napadlo >/ |
|
|
|
|
|
Zegis Black Priest
Szary Wędrowiec
Dołączył: 04 Lut 2003 Skąd: z swoich opowiadań... Status: offline
|
Wysłany: 08-12-2004, 10:19
|
|
|
Kukiełka po raz kolejny wstała, i lekko wywijając rękami zniknęła by po chwili pojawić się za niczego nieświadomymi kolerzankami które pchały pod górę bryłę lodu z zamkniętą w środku Aori.
-Pomóc? - spytał, rozkładając szeroko rączki...
-Co ty robisz? - pytanie Xellas było jak najbardziej na miejscu. W końcu stojąc z rozłorzonymi rączkami wyglądał jak kretyn.
-Eee... oferuje pomoc?
-Od kiedy?
-Od teraz?
-Nie wieżę...
Eldera krew pomału zaczynała zalewać... już wiedział dlaczego jego archont tak kiepsko działał... z takimi przyjaciółmi nawet Shabranido by złagodniał i wytracił część mocy, z czystej złości.
Rozwarzając przywrócenie wolnej woli Zegisowi, rozkazał mu wykonać w końcu ten głupi rozkaz, i przynieść mu ten jeszcze głupszy ogon!
-Co tak stoisz? Odezwij się...
-Xellaś... pomóż... - wysapała Chimi, ledwo już utrzymując pomalkutku zsuwającą sie bryłę lodu.
-A wybacz Sis... - odpowiedziała i chwyciła lód.
-Terassss? - syknęła marionetka i chwyciła chimerę za ogon. Po czym szybkim ruchem lewej ręki odciął go, i zniknął...
-Mój... ogonek... T____________T |
_________________ Wróciłem, nie cieszycie się? :]
"Do not fear in the face of your enemies, speak the truth always, even if it leads to your death, save helpless and do no wrong..." |
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 08-12-2004, 11:44
|
|
|
- Drogi Alarcho, nie chce mi się powtarzać, więc sobie daruję. Na przyszłość radzę jednak zostawić moich generałów spokoju.
- Czarnobogu, ja...
- Ani słowa. Wkrótce będę potrzebował tak was, jak i Tzimisce, do tego czasu życzyłbym sobie byście nie przechodzili od słów do czynów. Zrozumiano.
- Tak, panie...
- A jeśli wam się nudzi, to już wkrótce znajdę wam porządną rozrywkę>].
- To znaczy?
- Cóż, ci nowi przybysze są bardzo potężni. Walka z nimi teraz, gdy jeszcze nie rozbiliśmy sił tego świata, a lada dzień mają się nam na głowy zwalić słudzy Sześciorga, nie jest zbyt rozsądna. Dlatego zamiast ich unicestwiać, proponuję dać im zajęcie. Jak na razie największe straty zadawali sobie sami, trzeba to wykorzystać>].
- Cóż takiego miałbym zrobić?
- Mara opowie ci w drodze szczegóły. Ruszaj.
* * *
Xellas pomstowała w najlepsze, Chimi zaś właśnie miała się do tego zabierać, gdy nagle...
<Chimi's part;P>
X:Khh...O_O
Ch:Xellas?
X:Chimi...Mii...-Xellas zaczęła iść przed siebie z wyciągniętymi rękoma, jakby była niewidoma. Wampirzyca nie widziała przed sobą nic. Zero. Kompletną pustkę. Była... była... sama.
Ch:X...Xellas!- Chimeria chciała złapać ją za rękę lecz usłyszała pisk Mii. Odwróciła głowę, a mała dziewczynka siedziała skulona i cała drżała.
Ch:Mii!
M: Pa...pa...paseczki...paseczki... i klowni...zostawcie mnie...zostawcie... @_@
Ch:Mii- chciała podbiec ale zatrzymała się. Cofnęła się o krok. Potem drugi.
Ch:A...a...a...- po chwili, zdzierając gardło wydała z siebie głośny krzyk.
Ch:AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!- zaczęła biec przed siebie wpadając na Xellas. -AaaaAAAaaaAAA...-piszczała przechodząc przez Xellas. Zdawało się jej, ża zalewa ją morze czarnych i włochatych stworzeń. Tymczasem, Xellas poczuła, że coś w nią uderza.
X:AAAAAAAAAA! Piłki! - widziała wielką błękitną piłkę lecącą prosto na nią.-AAAAAAAAAAAAAAAAAA!
M:Ra...ratunku...@_@- drżała odsuwając się od wyimaginowanych klownów i okrążających ją paseczków.
</Chimi's part;P>
Tymczasem za wariującymi dziewczynami zmaterializowałą się jakaś postać w czarnym płaszczu. Spojrzała z uśmiechem na w dalszym ciągu nieprzytomnego Skrzydlaka, owinęła go płaszczem i zniknęła.
* * *
- Wgryz, to jest książę wampirów Tzimisce, Drakuul. Drakuul - Wgryz==.
- Znasz tego gostka?
- Nie osobiście, ale słyszałem o nim sporo. Nie wtrącaj się, to sprawa między nami.
- Ok>].
Drakuul walczył mieczem, o szerokim, czarnym ostrzu, nie chcąc się przypalić zanadto. Atakowali się wściekle przez dłuższą chwilę, nie wydając nawet westchnienia. Wreszcie przy którymś z kolei zwarciu Ysen uderzył w płaz miecza przeciwnika i rozbił go w drzazgi. Natychmiast uderzył w głowę, Drakuul jednak chwycił jego ostrze w rękę. Całe ramię stanęło mu w ogniu, po chwili jednak zgasło, jaby ostrze sie wahało.
- Nie jest dobrze - skomentował zimno rycerz.
- Ano nie jest - wampir przemienił drugą rękę i miotnął nim w ścianę. Miecz został mu w
nadpalonej.
Wampir miał już kończyć, gdy nagle coś poczuł. Odwrócił się i zobaczył, że na końcu korytarza widzi czyjąś głowę, wystającą zza muru. Wstrząsnął się, gdy dotarło do niego kto to jest i szybko odteleportował się. Wilk w ludziej postaci spokojnie odszedł.
- Ysen! On zabrał twój twój miecz! Nie gonisz go?
- Czekaj. Muszę coś wpierw zrobić...
- Co? -Vhrizowi nie podobał się tembr głosu rycerza.
- Wypluć płucaaaa... Eeekhhuuukhuuukhuuu!!!
Żebra Ysena miały dość i ogłosiły kapitulację.
* * *
Skrzydlak obudził się na jakim jedwabistym łożu. Zamglonym spojrzeniem obrzucił otoczenie. Znajdował się, jak się okazało, w luksusowej komnacie, wyposażonej nawet w umywalkę i szyby w oknach(Skrzydlak nigdy czegoś takiego nie widział, do tej pory szczytem luksusu były rybie błony w co lepszych karczmach). Coś mu się jednak nie podobało w tym pokoju. Być może chodziło o obrazy na ścianach, przedstawiające przystojnych młodych chłopców w ciekawych pozach. Być może ciekawy sprzęt w kącie pokoju.
- O! Widzę, że się obudziłeś. Witaj mój drogi>]. |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
Ostatnio zmieniony przez Ysengrinn dnia 08-12-2004, 15:47, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 08-12-2004, 13:13
|
|
|
-Umierasz?
- Niezrozumialy bulgot, jaki wydal z siebie Ysengrin byl jedyna odpowiedzia.
Drow kucnal obok dogorywajacego rycerza i z zainteresowaniem obserwowal proces konania. Gdy juz sie napatrzyl na cierpienia umierajacego, siegnal pod plaszcz, by wyciagnac niewielka metalowa fioke. Poczym przemoca wlal zawartosc do gardla Ysena.
-Kurcze, mam nadzieje, ze nie byl to kwas na zamki >] |
|
|
|
|
|
Chimeria
Wiedźma co nie wygląda
Dołączyła: 12 Lut 2004 Skąd: z grzbietu smoka Status: offline
|
Wysłany: 08-12-2004, 16:39
|
|
|
Nagle dziewczyny ocknęły się.
X&Ch&M:EEEEEEEEEE? o.O
Chimi siedziała na ziemi i patrzyła ślepo przed siebie. Tak samo Xellas i Mii, tylko że te szybciej doszły do siebie. Podeszły do biadolącej Chimi.
X:Chimi, jak się czujesz?T_T
Ch:Jakby mi coś odcięli ;_;
M:Znajdziemy go...
Ch:On...on będzie smażył się w Piekle!!!!!!!! >< I już ja sie postaram, żebym była jego 'opiekunką'!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! >(
X:Wstawaj ^^'- podała jej rękę i podciągnęła. Chimi stanęła na nogach, lecz gdy tylko puściła Xellas poczuła, że leci do tyłu. Glebnęła mocno o ziemię.
Ch:AUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- zawyła uderzając się w miejsce gdzie był ogon.
M:Chimi? o.O
X:Co ci??? O.o
Ch:No wiecie...-schyliła głowę-...niektóre typy osobników... jak się im odetnie ogon to... no... nie mogą utrzymać równowagi ;________________;
X&M:O____________________O' |
|
|
|
|
|
Aori Takera
Shonenai maniac^^
Dołączyła: 06 Paź 2004 Skąd: Z samego serca chaosu- czyli Warszawy.. Status: offline
|
Wysłany: 08-12-2004, 16:49
|
|
|
M: OjeejT__TJaka ty jesteś biednaT_T mam dwie ułomne siostryT__T Jedej brak zębów drugiej ogona.. nei wiem kto to, ale zemszczę sie z wami.. hej.. A gdzie jest Skrzydlak?T_T
***
Meraviglioso spojrzał sie na faceta siedzącego obok niego. Mężczyzna rozłozył sie na fotelu, w ręce trzymał filiżankę z kawą. Uśmiechał się do niego.
-Eeee... my się znamy?^^""- zapytał zdziwiony Meravi.
-Jeszcze nie^_^
Nieznajomy dziwnie się uśmiechnął. Skrzydlakowi coraz mniej to siepodobało. Naprawdę coraz mniej...
hm.. troszkę później napisze coś ambitniejszego.. na razie nie mam czasu i siły_^_ |
_________________ Nigdy nie poddawaj się przeznaczeniu,
nawet wśród płaczu i złości
jest cos tak potężnego, że nie zdołasz sie oprzeć.
Takie jest prawo miłości.
|
|
|
|
|
Kai
the abominable one
Dołączył: 02 Paź 2004 Skąd: Z najgłębszych zakamarków podświadomości Status: offline
|
Wysłany: 08-12-2004, 20:59
|
|
|
W międzyczasie...
Daer przedstawiał sobą ciekawy widok - dosyć krwawy należałoby dodać.
Nad nim stał dosyć znudzony już Kai. Żadna z ran nie była śmiertelna ani nawet niebezpieczna dla zdrowia. W końcu nie chciał go zabić... no, może chciał, ale miał zakaz. Cięcia były jedynie bolesne. A w każdym razie miały być, lecz Daer wciąż nie reagował.
- No i co ja mam zrobić, żebyś się wreszcie obudził? Zabić?
Właśnie zadawał następne cięcie, gdy jego ręke złapała inna.
- Wcale się nie zmieniłeś. Wciąż lubisz kopać leżącego?
Ten głos - tak znajomy. Kai szybko się odwrócił.
- Ty?
- Ja^^
Miał wrażenie, że stoi przed lustrem. Osoba stojąca za jego plecami wyglądała dokładnie tak samo, jak on.
- Ale ty przecież nie żyjesz...
- Nawet nie potrafiłeś mnie pożądnie zabić. Żałosne... braciszku.
- Zatonąłeś w niebycie.
Przybysz podniósł ręke odzianą w stalową rękawicę.
- I wróciłem, żeby cię tam zabrać!
Po czym zaatakował. |
_________________
Zetrzyj uśmiech z twarzy...
Poddaj się uczuciu bezsilności...
Przestań walczyć...
Zrezygnuj... |
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 09-12-2004, 14:53
|
|
|
Pomimo napojenia rycerza, ten wciaz nie odzyskiwal przytomnosci. Wobec takowej kolei rzeczy, drow zastosowal terapie szokowa.
- Prad to jedyny ratunek dla niego >) Zaraz, jak szlo to zaklecie? Apertio porta.. |
|
|
|
|
|
xellas
Kolekcjonerka Wampirzyca
Dołączyła: 09 Lut 2004 Skąd: Gdańsk-tu smoki chodzą koło Fontanny Neptuna Status: offline
|
Wysłany: 09-12-2004, 17:47
|
|
|
X: Jak to ułomne?!?-wyraz twarzy Xellas przypominał minę Liny kiedy odmawiano jej posiłku>]
A: XDDDD
*ŁUUUUUUP*<--starsza siostra pokazała co sądzi o tego typu dowcipach:P
A: @____@...za co?
X: Za to, że jestem starsza>] Chimi idziemy...eee...Chimi...co robisz?
Chimeria siedziała na ziemi co chwila wstając i znów się przewracając
Ch: >.<...mówiłam...nie daruje mu>.<*
X: Nie mamy czasu...chodź- wampirzyca wzięła siostrzyczkę na barana
Ch: ^_______^ po co mi ogon?^^
X: Nie przyzwyczajaj się...
Dziewczynki bez większych problemów doszły do klasztoru
X: To miejsce nie jest tak swięte jak się wydaje^^
A: Czemu tak uważasz?
Ch: Bo weszłyście obie bez problemu, demony tak nie mogą^^
X: Wniosek?
Ch: Dzieje się tu cos złego?
X: Nie do końca...
A: Grasują tu demony?*_*
X: Ech...młodzież...nie to nie dlatego^^
Ch: Pułapka?
A: Ukryte sanktuarium zła?
X: Nie^^
<po kilkunastu równie nieudanych próbach>
Ch&A: To co?
X: Nasi tu są^^
Ch&A: ___^___
X: Przy nich nie ma świętosci>P
<przy sprawdzaniu kilku komnat>
X: Vhriz gdzie jesteś? >]
<słychać trzask pioruna i wrzask>
Ch: Niedaleko^^ |
_________________ Wampiry stworzenia nocy, przeklęte przez Boga za grzechy ojca, wyklęte przez ludzi za grzechy własne. Jam jedną z nich, z cienia zrodzona, na rękach mych krew, na ustach śmierć, w spojrzeniu zagłada.
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|