Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Kampania MAC na ziemiach Gondoru |
Wersja do druku |
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 18-01-2009, 01:40
|
|
|
Ziemia wokół Mordoru zadrżała, a z wierzchołka Orodruiny strzelił ku niebu strumień ognia. Oddziały orków, trolli i innych sług mroku zamarły w trwodze. Czarny Władca był w wyjątkowo złym humorze.
Sauron w furii cisnął trzymaną w ręku książką w ścianę. Książka ta - Quenta Silmarillion - była podobno wierną kopią starszego tekstu opisującego historię Silmarillów i walki z Morgothem. Niestety, Sauron miał już okazję zapoznać się wcześniej z "oryginałem", a także tekstem którego ten był kopią. Nawet najstarsza wersja zawierała trochę przekłamań, a z każdym kolejnym kopiowaniem tekst ulegał dalszym poprawkom i modyfikacjom. Obecna niewiele miała wspólnego z tym, co główny generał Melkora pamiętał. Nie to jednak spowodowało wybuch furii - jedyną obecnie winą książki było to, że leżała w zasięgu ręki.
Władca rozprostował zgnieciony w drugiej dłoni arkusz papieru. Wziął głęboki oddech, potem drugi...i trzeci.
- No i oczywiście wszystko to wyłącznie moja wina - wysyczał poprzez zaciśnięte zęby. Napisał list jak sądził wyważony i spokojny, a otrzymuje w odpowiedzi pretensje o Melkora i ukrywanie imienia. Tak jakby sądziła, że elfy wpuściłyby spokojnie do swoich siedzib najpotężniejszego ze sług Morgotha.
Po upadku Melkora rozważał oddanie się na łaskę Valarów, ale niezbyt długo - szczerze mówiąc, nie miał o niej najlepszego zdania (wydarzenia z ostatnich dni Numenoru, gdy masy niewinnych zginęły bo arystokracja zrobiła coś, co się władcom Valinoru nie spodobało wyraźnie mu pokazały, że się nie mylił). Ostatecznie zdecydował pozostać tam gdzie był i zacząć (tak jakby) od nowa. Oczywiście, zamierzał się też przy okazji dobrze ustawić - zająć miejsce należne mu z racji swojego pochodzenia i potęgi. Rola doradcy i opiekuna elfiej rasy w Śródziemiu świetnie pasowała i był na dobrej drodze by ją objąć gdy wyskoczyła ta sprawa z Kelebrimborem. Zmiana imienia oczywiście była konieczna - jego własne było zbyt znane - ale nie uważał jej za coś ważnego. Pomysł, że ktoś może teraz mieć do niego o to pretensje wydawał mu się absurdalny.
- Może jednak trzeba było przynieść wtedy kwiaty? - pomyślał. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, a potem Barad Durem wstrząsnął odgłos histerycznego, głośnego śmiechu.
- Cała Driela. Nic a nic się przez te wszystkie lata nie zmieniła.
Godzinę później odebrał meldunek od właśnie odtworzonego Khamula. Z jakiegoś powodu fakt, że najsilniejszy po Królu mag w jego służbie utonął, bo nie był w stanie opanować jednego ptaszyska wydał mu się zabawny. Za to wieści, że Selerond padł pomimo tego, że wyładowane w mieście oddziały Umbaru przewyższały siłami jednostki miejscowe w stosunku przynajmniej 2 do 1 były dość nieprawdopodobne - i faktycznie, palantir pokazał, że miasto nadal się trzyma. Niestety, straty spowodowane wybuchem wywołanych sprzecznymi rozkazami walk oznaczały, że w mieście zostało względnie niewielu obrońców. Dodatkowo, okazało się że oddziały Aragorna w Lond Galen nie otrzymały odpowiednich rozkazów na czas - port nadal znajdował się w rękach MACu. Z żalem Władca wydal rozkaz do zniszczenia znajdujących się jeszcze w mieście zapasów, puszczenia go z dymem (a przynajmniej tej jego części, która da się spalić) i ewakuacji przy użyciu łodzi i przechwyconych pegazów w górę rzeki. Jeśli wojska Bractwa będą ścigać uciekinierów, tym lepiej. Stracą cenny czas, a może uda się je wciągnąć w jakąś zasadzkę.
Tak czy inaczej, rajd ujawnił kolejny słaby punkt przybyszów, który w przyszłości będzie można wykorzystać. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 18-01-2009, 10:39
|
|
|
Saruman spoglądając w palantir i słuchając meldunków wybuchnął śmiechem... Ten głupiec, najwyższy przywódca inwazji naprawdę uważał, że te kilka słabowitych orłów stanowiło całość prastarego rodu, zamieszkującego ten świat tak długo niczym elfy?
Pomijając już fakt, że to były właśnie resztki tych niepewnych co do nowej drogi życia frakcji tych, które miały wątpliwości, czy należy walczyć przeciwko agresorowi, skoro jego żołnierze też ludźmi... wierzącymi w tradycję. Nic dziwnego, ze ich umysły były słabe, pełne wątpliwości... sam to w końcu wykorzystał. Choć nadal nie rozumiał, jak owe istoty przewyższające rozmiarami gryfy, o sile i prędkości wielokrotnie większej mogły ulec kawalerii wroga... Chyba naprawdę musiały się starać zginąć. W sumie jednak, w ten sposób pozostałe, mające jeszcze wątpliwości, orły umocniły się w świadomości bezlitosnego podejścia wrogów do każdej rasy innej niż ludzie. Do faktu, że według przybyłych każda inna rasa poza ludźmi musi zostać zniszczona lub zniewolona. Teraz żaden orzeł nie będzie miał już najmniejszych wątpliwości co do konieczności zwalczania wroga, a siła i duma pradawnych władców przestworzy będzie całkowicie na rozkazy największego z Istari!
Skomasowany atak wysłany przeciwko zaledwie kilku orłom natomiast musiał kilkudziesięciokrotnie, jeśli nie kilkasetkrotnie przewyższyć w kosztach, zarówno energii, jak innych, wartość strategiczną jego nielicznego pododdziału. Strata bolała go, ale chciało mu się śmiać. Jeśli przeciwnik częściej będzie częściej stosował tak idiotyczne, niewspółmierne do zagrożenia manewry, to wykończy się sam szybciej, niż oni zdołają to zrobić.
Z uśmiechem sprawdził położenie swoich utajnionych na wrogich terenach (zarówno obecnie już MACowych, jak i starego Gondoru) oddziałów, oraz wysłał nowe jednostki w inne zaplanowane miejsca. Wojna podjazdowa, o tak... ale odpowiednia siła, przyłożona w odpowiednim miejscu naprawdę może wiele zdziałać.
Tymczasem w podziemnych laboratoriach kości smoka moczyły się w odpowiednich kadziach, a gobliny szykowały już ciąg dalszy eksperymentu... |
_________________
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 18-01-2009, 11:32
|
|
|
Altruista siedział w fotelu i spoglądał w licznie zwierciadła. Widział właśnie jak do głównej armii powrócił Norrc ze swoim niewielkim oddziałem. Wiele gryfów wróciło wcześniej. Bez jeźdźców.
- Pewnie ich gdzieś przetrzebili. - Pomyślał na głos. Spojrzał na kolejne zwierciadło, te akurat ukazywało Kica. Patriarcha galopował na białym rumaku w postaci Aragorna. Prowadził za sobą w stronę obozu MAC-u niewielką armie Gondoru.
- W końcu jakieś posiłki, Gondorczycy łatwo się dali zwieść Kicowi. - Mimo wszystko Altruista wiedział, że tym razem muszą postępować wyjątkowo ostrożnie. Patriarcha nie chciał stwarzać i posyłać do tej misji iluzji Aragorna. Osobiście się chciał tym zając, by wróg tak łatwo nie mógł jego personalnej iluzji rozproszyć.
- Najwyższy Kapłanie. - Odezwał się za jego plecami Mroczny kapłan Molina.
- Słucham cię, Costly?
- Właśnie otrzymałem raport. - Molina kontynuował. - Norrc rozgromił nieduży oddział orków, ale sam nadział się na jakiś jeźdźców, prawdopodobnie to byli konni Rohanu. Ponieśliśmy pewne straty. Dodatkowo nasi kapłani skarżą się, że mają lekkie problemy z leczeniem rannych, są kłopoty z rzucaniem zaklęć uzdrawiających. Melduje też, że prawię dwustu naszych żołnierzy skarży się na jakieś nudności. Albo ktoś nas przeklął albo jakaś zaraża nas dopadła.
- Nie, to chyba coś innego. - Odpowiedział mu blady Kapłan. On też nie czuł się najlepiej, kręciło mu się lekko w głowie. - Czy to może ma związek z tym snem? - Pomyślał na głoś. Ostatniej nocy śniła mu się przepiękna kobieta, która chyba nie była człowiekiem. Musiała być boginią.
Zastanawiał się nad tym dalej. Choć jak na boginię była zbyt wąska w biodrach, ale mimo wszystko była urodziwa. Altruista pamiętał jeszcze, że w tym śnię ta bogini groziła mu palcem i coś mu chyba jeszcze powiedziała, ale sobie nie mógł teraz przypomnieć co mówiła.
- Altruisto? - Z zamyślenia starał się go wyrwać Costly.
- Tak? - Kapłan ocknął się szybko. - Słuchaj no Molina, przygotuj mi raport na temat naszych strat, chce znać każdy szczegół. Co do tych dziwnych dolegliwości i lekkiego zaniku magii to uważam, że to tylko chwilowe. Modlitwa do Kica oczyści nasze dusze i wszystko będzie dobrze
- Anko. - Altruista zwrócił się do artefaktu, który latał nad ich głowami. - Ustaw nasz kościół w odpowiedniej pozycji do tego pobliskiego lasu, tak by znalazł się on w zasięgu naszych dział . - Altruista wskazał palcem las, który był ukazywany w zwierciadle.
- Kapłanie Molina, przygotuj specjalne pociski wiesz jakie i ostrzeż nasze wojsko, by było gotowe. Jeśli ktoś się jeszcze czai w tym lesie, to go wykurzymy. Drugi raz się nie dam zaskoczyć. |
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 18-01-2009, 14:21
|
|
|
- Słyszeliście rozkaz Najwyższego Kapłana. - Powiedział Molina do dwóch akolitów stojących za nimi. - Kolumny niech trzymają się daleko od lasów. Posłać krótką serie między drzewa. Jeżeli ktoś tam jest, to zareaguje w jakiś sposób.
Akolici skłonili się i pobiegli przekazać rozkazy dalej. "Bezpieczniej było by po prostu posłać zwiad", pomyślał Kapłan, ale nie odważył krytykować się przełożonego na głos.
Specjalne pociski nie były znowu tak specjalne, choć trzeba przyznać, że magowie MAC ciężko pracują nad udoskonaleniem możliwości strzelniczych twierdzy. Costly zanotował sobie w pamięci, aby przyjrzeć się dokładnie efektom ich pracy, po tym jak wykona swoje obecne zadanie.
- Ty. - Powiedział Mroczny Kapłan do przebiegającego Akolity, który natychmiast zastygł w ukłonie. - Przekaż Mrocznej Kapłance Kasildzie, że przez jakiś czas zastąpi mnie u boku Najwyższego Kapłana.
Sługa skłonił się ponownie i oddalił się szybko dostarczyć wieści. Molina odetchnął i skierował się w stronę komnaty Fei Wang Reeda.
Czas pokazać się w terenie. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 18-01-2009, 16:09
|
|
|
- Już czas. - Costly Molina stał w otwartych drzwiach do komnaty Fei Wang Reeda.
Fei narzucił na siebie długi, ciemny płaszcz, do którego schował przygotowane wcześniej przedmioty - długi, ozdobny i nieporęczny, jak mogłoby się zdawać, sztylet, lśniącą pomarańczowo srebrzystą szyszkę, srebrnobrudne pióro, kawałek zeszklonego piasku kwarcowego, oraz starannie zawiązany lniany worek, mieszczący się w dłoni.
Fei ruchem głowy wskazał Molinie drogę. Za wnęką w głębi komnaty czerniała wyrwa międzywymiarowa, a jej powierzchnia pląsała mrocznymi protuberancjami. Costly wszedł w nią bez wahania, pochłonięty wypukle. Fei podążył za nim, w ostatniej chwili zabierając jeszcze flakonik z dziwną, szarą substancją.
Wyrwa zniknęła, a komnata Feia pogrążyła się w spokoju, noszącym znamiona snu - długiego i głębokiego snu...
*** *** ***
Obecność Costly'ego była nieodzowna. Fei słabo orientował się w realiach Śródziemia, o którym wcześniej ledwo co słyszał. Teraz musiał nadrobić zaległości. Ostatnimi dniami wiele czasu spędzam na rozmowach z Costlym, który udzielał mu niezbędnych informacji, wskazówek, uczył historii, polityki i ekonomii, opowiadał o większych osobistościach, o relacjach między nimi, o wartości poszczególnych nacji... Wprawdzie wciąż było mnóstwo niewiadomych (sam Molina, choć mocno zaangażowany w kampanię i przygotowania do niej, zdołał poznać tylko to, o czym donieśli mu informatorzy, szpiedzy i przedstawiciele MAC-u), jednak Fei zdołał już nakreślić swój plan działań, w którym nie mógł pominąć odwetu za klęskę w Isengard. To Enty go o tym poinformowały - ich towarzysze nie odpowiadały na wezwania, więc Fei wybrał się by naocznie się o tym przekonać - ze swojej szczeliny wymiarowej ujrzał zrąbane i spalone Enty, mnóstwo orków i, co najbardziej go zaskoczyło - Sarumana, ale nie tego, kogo im zostawił; ten wyglądał na prawdziwego... Z kilkuset Entów ostało się kilkadziesiąt, które opuściły twierdzę wraz z Feiem - teraz czekały na niego w międzywymiarach, o co same go poprosiły; musiały naradzić się, co zrobić w zaistniałej sytuacji. Właśnie dzisiaj mieli się spotkać ponownie...
*** *** ***
Nad Edorasem wisiała gruba zasłona chmur, z której deszcz lał się strumieniami; silny wiatr ciął nim po twarzy dwie postaci w ciemnościach wąskich uliczek miasta. W taką pogodę nawet strażnicy za nic nie wyszliby na obchód. Nikt ich zresztą do tego nie zmuszał - większość regularnych, płatnych jednostek wyruszyło na kampanię, a ci co zostali czuli mniejszy rygor. Wprawdzie król Theoden pozostał, gdyż ani wiek, ani mocno zszargane zdrowie, nie pozwalały mu na długie podróże - szczególnie w kampanii militarnej, lecz i sam król więcej czasu spędzał w leżąc w łóżku, trawiony przeziębieniem, i pokątnie mówiono, że faktyczną władzę sprawuje jeden z doradców króla, który niedawno wyruszył na czele wojska.
W upiornym świetle nieregularnych wyładowań atmosferycznych ujrzeć można było dwóch zakapturzonych, idących środkiem uliczek (z dwu- trzypiętrowych domów spadały całe wodospady wody, co skutecznie zniechęcało do chodzenia w ich pobliżu), w górę, w kierunku Meduseldu. Miasto przebyli nie napotykając nikogo. Królewski Pałac otoczony był przez wysoki wał i fosę, brama była podniesiona, zresztą ci dwaj nie bardzo kwapili się, by pójść w jej stronę. Niższy z nich wyciągnął, z przewieszonego przez ramię worka podróżnego, długą linę zakończoną "kotwicą", zamachał nią kilkukrotnie i rzucił. Dopiero za trzecim razem udało się zahaczyć ją o szczyt wału. Drugi koniec przywiązano do drzewa. Minęły jakieś dwa kwadranse zanim obaj znaleźli się po drugiej stronie wałów. Zejście było już dużo łatwiejsze. W oddali dostrzec można było migoczące światła - zapewne tam znajdowali się strażnicy.
Teraz bieg przez ogrody. Musieli się pospieszyć, co raz niebo wybuchało zimną bielą - na otwartym terenie nawet przypadkowe spojrzenie cierpiącej na bezsenność służki pałacowej mogło ich zdradzić. Wyglądało jednak na to, że nikt ich nie zauważył. Dostali się pod sam Pałac. Nawet nie wiedzieli, jak wielkie mieli szczęście. Jeden ze strażników, który co godzinę obchodził Pałac, w blasku pioruna zauważył jakieś podejrzane kształty pod murem Pałacu. Podkradł się bliżej, żeby się upewnić - deszcz i hałas burzy działał na jego korzyść. Kolejny piorun i... nic. Nikogo nie było. Wszystko wyglądało tak, jak godzinę temu, jak dwie, jak trzy... Gdy potężny grzmot nadszedł, napięcie uleciało ze strażnika. Poszedł dalej...
Strażnik nie mógł ich zobaczyć, gdyż obaj zakapturzeni znajdowali się już w wewnątrz Pałacu. Tylko ogród był świadkiem tego, jak wchodzili w mury, jakby nie stanowiły one żadnej przeszkody, choć mur w tym miejscy wydawać się mógł ciemniejszy, prawdziwie czarny, pochłaniający wszelkie światło. W środku obaj zdjęli płaszcze, wrzucili do worka i starannie schowali. Kolejny rozbłysk ukazał ich twarze - to był Fei i Costly.
Musieli działać szybko - świt był coraz bliżej, już niedługo pierwsza służba wstanie, by zakrzątać się przy swoich codziennych zajęciach. Ostrożnie wyszli na długi korytarz. Minęli obraz przedstawiający młodzieńca na białym koniu. Dotarli do sali tronowej, którą minęli, udając się w kierunku prywatnych komnat królewskich. Nie spotkali żadnych przeszkód - widać wszystkie, jakie były, znajdowały się poza wnętrzem Pałacu. Na końcu wąskiego, długiego holu skręcili w lewo. Costly został. Fei otworzył inkrustowane złotem drzwi. Wewnątrz płonęły trzy świece, rzucając skąpe i migotliwe światło na sporą sypialnię. Fei powoli podszedł do wielkiego łoża z baldachimem, rozchylił zasłony i ujrzał starca z brodą - Theodona, króla Rohanu, marionetkowego władcę. Z twarzą nie wyrażającą nic wzniósł, trzymany dotąd w ręku, sztylet i płynnym ruchem przebił serce starca.
Brzdęk! Fei szybko obraca się. W otwartych drzwiach do pokoi bocznych pokoi służąca w przerażeniu uniosła ręce do twarzy, zrobiła dwa kroki w tył, potknęła się i upadła, z hałasem przewracając stoli i krzesło. Z jej gardła wydobył się pisk, nigdy nie dokończony - jej głowa potoczyła się, prosto pod nogi barczystego mężczyzny z mieczem, jeszcze zaspanego. Fei zauważył kątem oka, w ostatniej chwili unikając ciosu. Rzucił w niego krzesłem i rzucił się do drzwi na korytarz. Już krzyk służki zbudził zapewne innych, a nawoływania tego strażnika w każdej chwili mogą sprowadzić do komnat króla kilkudziesięciu zbrojnych. Drzwi otworzyły się z drugiej strony - wpadł przez nie Costly, w oddali słychać już było odgłosy nadbiegających. Fei szybkim ruchem dłoni otworzył wyrwę wymiarową, po czym obaj w nią wbiegli. Bezradny strażnik mógł tylko przeklinać na czym świat stoi...
*** *** ***
Rankiem burza minęła. Chmur odeszły, wyszło słońce. Costly siedział w gospodzie jakich wiele, i zajadał się pieczoną dziczyzną, i choć w smaku nie była najlepsza, to jednak był już bardzo głodny.
Tymczasem Fei rozmawiał z Entami. Ich gniew w przeciągu tych kilku dni jeszcze się nasilił, jednak priorytetowym był teraz powrót do Fangornu. Fei mimo nieprzespanej nocy nie zwlekał. Stworzenie odpowiednio dużej wyrwy wymiarowej, na dodatek trwającej tak długo, kosztowało sporo wysiłku. W końcu, gdy wszystkie Enty już przeszły, podążył za nimi sam Fei. Dla Entów rozpoczął się nowy rozdział w ich historii... |
_________________
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imiona miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
A. Mickiewicz
|
|
|
|
|
kic
Nieporozumienie.
Dołączył: 13 Gru 2007 Skąd: Otchłań Nicości Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 18-01-2009, 16:44
|
|
|
W podróży nie ustawały dyskusje. Kic musiał wysilać zdolności retoryki, aby podtrzymać zaufanie wątpliwych dowódców. Niektórzy nie chcieli opuszczać zachodniej części Gondoru, ponieważ martwili się o własne rodziny. Wśród innych żołnierzy z Anfalasu również panowało zwątpienie. Jednak nowy Aragorn zapewniał swoich towarzyszy, że pozostała gwardia strażnicza ze wsparciem obecnej tam załogi MAC odeprze przyszłe ataki Umbarskich korsarzy.
- Zostawiliśmy w Serelond doborowe oddziały. Lond Galen posiada również liczną flotę MAC. Mimo iż spichlerze zostały napadnięte, to pobliskie wsie, wesprą ich w obronie.
- Ale po ostatnich wydarzeniach mury obronne ucierpiały na tym znacząco. – Powiedział jeden z jeźdźców otaczających n. Aragorna.
- Dlatego też zostawiliśmy tam resztę naszego oddziału.
- A co gdy zaatakują ich Orlimi wojownikami? – Spytał się kolejny z dowódców armii.
- Zaopatrzenia ze statków MAC broń przeciw takim wpadką. Szybkostrzelne kusze są do tego najlepsze.
Ostatnie słowa kica przekonały resztę do słuszności podejmowanych decyzji. Nad głowami kawalerii Gondoru latały ocalali jeźdźcy wraz z ich pegazami. Velg natomiast podróżował lądem na swoich pegazie nieopodal kica i jego kompanów. Towarzyszył mu również lekko schorowany Gabriel.
- Jak wygląda sytuacja? – Rzekł podirytowany Velg, zwracając się do Gabriela.
- Wśród naszych 50 jeźdźców, którzy przetrwali, aż połowa z nich skarży się na nudności.
- Niech WiP pochłonie tego Aragorna! – Velg zrobił krótką pauzę i dodał. – Co mówią zwiadowcy?
- Dookoła brak ogólnej aktywności wroga. Zauważono jedynie kilka grup goblinów. Parę z nich zostało nawet pokonanych przez nasze wojska. Najprawdopodobniej gobliny te prowadzą dywersję na masową skalę. Na pewno zaatakowali już nie raz nasz główny oddział zastawiając wszelakie pułapki.
- Trzeba jakoś temu zaradzić… - Rzekł Velg po czym dał znak kicowi, że chcę zamienić słowo.
- Muszę porozmawiać z jednym z Bractwa i dowiedzieć się coś na temat zwiadu. – Rzekł kic po czym dołączył do Velga i powiedział. – Co się dowiedziałeś?
- Nasz zwiad dowiedział się o grasujących grupach goblinów, przy których znaleziono różne pułapki i trucizny.
- To nie dobrze. Zagrażają naszej ekspedycji od strony ekonomicznej…
- Trzeba coś z tym zrobić. Niestety nasz oddział jest za mały na akcję tej skali.
- Ja już wiem co zrobić… Gdy dowiesz się czegoś nowego, to informuj mnie na bieżąco. – Powiedział kic, po czym dołączył powrotem do wcześniejszej grupy i od razu usłyszał serie pytań.
- Czego się dowiedziałeś?
- Co oni znów knują?
- Możemy im ufać?
- Nic nam nie grozi. – Rzekł spokojnie kic. – Problem jest jednak z trasą przed nami.
- Co znów za przeszkody?
- Gobliny i ich pułapki. Zatruwają nam wodę, niszczą wsie i zabijają ludzi przed nami.
- Trzeba coś z nimi zrobić, albo zabiją nam wielu ludzi.
- Poślijcie gońców na wschód. Niech zorganizują dobrze chronione zbiory żywności i niech baczą na gobliny. Potrzeba nam również poznać aktualną pozycje wroga. Niech większe obozy również skupią się na przejmowaniu słabo chronionych zapasów wroga. Na pewno nam się przydadzą. Przed nami jest armia MAC, a wśród nich również nasi ludzie. Musimy i ich o tym poinformować.
- A Ci z MACu swoich pegazów wysłać nie mogą?
- Przecież widzisz jaka garść im pozostała. Zresztą to nasze są obozy wiec i nasi ludzie niech się tam udadzą. Tak będzie najlepiej
- Niech i tak będzie. – Zgodzili się po chwili wahania otaczający kica rycerze.
- Nasza armia powinna nadgonić MAC w ciągu najbliższego dnia. Powinniśmy się jednak dobrze osłaniać. Niech jeden z posłańców poprosi o wsparcie piechoty MAC. – Powiedział, po czym znów przeprosił swoich towarzyszy, wrócił do Velga i rzekł do niego.
- Admirale, musisz posłać jednego z pegazów i przedstawić im nasza sytuację. Niech dbają o nasze bezpieczeństwo, a Twój zakon niech będzie w gotowości nas wesprzeć. Wymień również swoich jeźdźców. Niech będą wypoczęci i gotowi na wszystko.
- Mieliśmy już to w planach. – Powiedział Gabriel.
- Na szczęście jesteśmy w zasięgu Lustrzanej Komnaty. Do tego mamy spory oddział Gondorskich tarczowników i pikinierów, oraz doborowej kawalerii. Do tego wspiera nas patrol pegazów.
- Poprosiłem również Bractwo o pozostawienie części swych oddziałów, który nas odeskortuję. Poszerzenie linii obronnych zabezpieczy nas w razie nieprzewidzianych ewentualności.
- A co z goblinami? – Rzekł Gabriel.
- Gryfy, pegaze i magowie z wieży powinni ich zlokalizować i skutecznie powstrzymać. |
_________________ "Zaczynałem jako zwykły zegarmistrz, ale zawsze pragnąłem osiągnąć coś więcej." - Lin Thorvald
Melior Absque Chrisma
Pierwszy Epizod MACu |
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 18-01-2009, 16:45
|
|
|
- Eomerze, Eowino, mam dla was smutną wiadomość - powiedział Grima. Jego słowa były jedynie trochę nieszczere. Nie żywił ciepłych uczuć do starego piernika, jakim był Theoden, jednak śmierć króla przejęła jego serce smutkiem. I żalem. Mógł bowiem wszystko utracić. - Wasz wuj nie żyje. Służba znalazła go w jego własnym łożu. W jego sercu tkwił ten sztylet - Grima podał broń Eomerowi. - Theoden zmarł natychmiast - powiedział łagodząc głos.
Eomer spojrzał na broń. Miał ochotę wbić nóż w serce Grimy i zapewne tak by zrobił, gdyby nie niezwykłość tego przedmiotu. Na pierwszy rzut oka oręż nie różnił się niczym od normalnych sztyletów, lecz drobne szczegóły od razu rzuciły się w oczy osoby tak obeznanej z bronią, jak Trzeci Marszałek Rohanu. Nóż nie powstał ze skuwanego wielowarstwowo, węglonego żelaza, z którego broń kuto w Gondorze i Mordorze, Rohanie, pod Samotną Górą czy w lasach elfów. Oręż wykonano z kutej na zimno stali. Eomer o tym nie wiedział. Nikt w Śródziemiu bowiem nie posiadał techniki tak rozwiniętej, by tym sposobem obrabiać metal.
Jednak obcość broni rzucała się w oczy. Broń pochodzić mogła tylko z jednego miejsca.
- Królu - zwrócił się do niego Grima. - Wiem, że w przeszłości wielokronie dochodziło między nami do konfliktów. Myślę jednak, że w tych trudnych chwilach powinniśmy dojść do porozumienia, stłumić dawne konflikty, współpracować...
- Współpracować?! - Eomer chwycił go za fraki. - Słuchaj gnido! Zamierzam pomścić śmierć wuja! Utopię tych morderców te potwory zza morza w ich własnej krwi. I będziesz w tym ze mną współpracował razem ze swoimi koleżkami - orkami z Mordoru i Isengardu. Inaczej poderżnę ci gardło na miejscu. Czy to do ciebie dotarło?
- Tak panie... - Grima był autentycznie przerażony. - Mam już nawet pewną ideę.
- O?
- Zwrócimy się do Czarnego Pana, by pożyczył nam jednego ze swych sług i kilka latających wierzchowców.
- Którego ze sług?
- Uvatha Koczownika.
- Chyba zaczynam rozumieć, co widział w tobie mój wuj Grimo. Zrób to. Masz wolną rękę - rzekł Eomer uwalniając z duszącego uścisku swego nowego doradcę. |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 18-01-2009, 20:26
|
|
|
Władca Mordoru myślał nad ostatnimi wydarzeniami. Informacje jakie otrzymał komunikacją palantirową od Grimy i Sarumana, odnośnie wydarzeń w Rohanie dały mu dużo do myślenia. Szczególnie niepokojące było powtórzone mu sprawozdanie jedynego naocznego świadka zdarzenia, strażnika, który widział zabójców Theodena znikających w czymś co określił jako "dziurę w powietrzu, prowadzącą w mrok". Wiedza, że przeciwnik dysponuje jakąś wcześniej nie zaobserwowaną metodą podróżowania wprowadzała spore komplikacje w planach. W końcu, nie było wiadomo gdzie jeszcze taka "dziura" może się otworzyć.
Trzeba było opracować jakieś zaklęcie, które by dalszym komplikacjom zapobiegało. Do głowy natychmiast przychodziła Obręcz Meliany, ale w tym konkretnym wypadku nie była w pełni tym, o co Władcy chodziło. Trzeba było ja wpierw dostosować, co zajęłoby cenny czas. Bardziej obiecujący wydawał się efekt którego kiedyś użył do stworzenia broniących wejścia do wszystkich wież Strażników - gdyby go rozszerzyć...
Sauron uśmiechnął się szeroko. To można było zrobić szybko i łatwo - a potem każdy niepowołany gość próbujący się dostać do którejś z twierdz Mordoru (w jakikolwiek sposób), o ile w ogóle da radę przebić barierę (co łatwe nie jest), to wywoła alarm, a potem straci przytomność na następnych ileś godzin, oraz siły na dużo dłużej. To samo w wypadku prób opuszczania budowli.
Modyfikacja mechanizmów Barad Duru nie trwała długo.
- Khamul, zrozumiałeś, co zrobiłem? - zapytał stojącego obok nieruchomo Nazgula.
- Tak, panie
- Świetnie, polecisz do Durthangu i Morannon i je zabezpieczysz. Jak skończysz, wrócisz tu i zajmiesz się lokalną administracją podczas mojej nieobecności
- Nieobecności, panie? - W głosie Nazgula słychać było zdziwienie. Od dawien dawna Władca nie ruszał się nigdzie, gdy nie musiał, tu było bowiem centrum jego władzy. Tu też znajdował się palantir z Osgiliath, wykradziony przez jego popleczników podczas Waśni Rodzinnej i wywieziony do Umbaru (skąd ostatecznie trafił do Mordoru).
- A tak, jadę na małą przejażdżkę. Mam kilka spraw do załatwienia. Nie bój się, poradzisz sobie - Z rozbawieniem oznajmił Władca. Potem spojrzał na pozostałe zgromadzone przy bramie Wieży postacie.
- Uvatha, ty lecisz do Minas Tirith. Szczegóły wyjaśni ci Grima. Przy okazji, miej na niego i Eomera oko.
- Hoarmurad, Akhorahil, zbierzcie eskortę, lecicie ze mną do Minas Morgul. Po drodze zahaczymy o Orodruinę i Kirith Ungol - je też (zwłaszcza tą pierwszą) trzeba zabezpieczyć.
- Dwar, ty też się zbieraj. Zgromadź silny oddział, zostałeś właśnie tymczasowym Dowódcą Obrony Orodruiny - masz pilnować, by nikt niepowołany nie dostał się do komnaty wewnętrznej. Powołani są tylko ci, których wyznaczysz do strażowania, ty sam, oraz ja. Każdego innego usuń natychmiast, bez rozmów i pytań. Dodam ci tam Strażników, ale to miejsce zbyt ważne by zostawiać jego ochronę tylko barierom.
- No i jeszcze ty... - Sauron odwrócił się w stronę ostatniego ze zgromadzonych Nazguli. - Dla ciebie mam specjalną misję. Tak, bardzo specjalną misję. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Morg
Dołączył: 15 Wrz 2008 Skąd: SKW Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 18-01-2009, 20:42
|
|
|
Do Osgiliath przybył goniec. Goniec z dobrymi wiadomościami i niewielką ilością mithrilu. Kopalnie Khazad-dûmu zostały ponownie uruchomione i zaczęto wydobywać ten cenny surowiec. Odkopano też stare magazyny, gdzie znajdowały się bardzo duże jego ilości. Obecni tam kowale od razu zaczęli kuć zeń pancerze i broń, pewną część zostawiono jednak w przeznaczeniu na cele handlowe.
Sojusznicy przynieśli wieści o śmierci Theodena i wstąpieniu na tron Rohanu Eomera, jak również o sztylecie wykonanym z nieznanego do tej pory w Śródziemiu metalu. Sam nóż - zdobyty z resztą na wrogu - nie był powodem do zbytniego zmartwienia - i tak żaden metal nie powinien dorównywać twardością prawdziwemu srebru. Powodem do zmartwienia było zabójstwo Theodena - wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że nieznani przybysze posiadają znakomicie wyszkolonych skrytobójców - nie pozostały żadne ślady, które chociaż po części wskazywałyby na tożsamość mordercy.
Zaniepokojony Dain napisał dwa listy.
Pierwszy list został wysłany do Thranduila - Dain prosił w nim o przysłanie do Pałacu Krasnoludów Gimliego, wskazując na pewne problemy w kopalni, a dokładniej rzecz ujmując nadzór nad całością prac - syn Glóina wydawał się lepiej nadawać do tego celu niż obecny zarządca. Pisał również o zagrożeniu ze strony nieznanych przybyszów nazywających siebie Bractwem Melior Absque Chrisma, którzy siali terror w śródziemiu paląc wioski i zabijając króla Theodena. Jakby tego było mało rozpowszechniali kłamliwą propagandę jakoby było to dziełem Gondorczyków - ci ostatni miejąc dość tyranii Denethora już wcześniej poparli wkraczające do grodu wojska Rohanu, które obaliły Namiestnika i zjednoczyły oba królestwa. Poinformował również o przekonaniu Sarumana do przejścia na Właściwą Stronę.
Drugi list skierowany był do Sarumana. Król pytał w nim jakiej ilości mithrilu żąda mędrzec za dostarczenie trzech kolejnych maszyn. Te, które krasnoludy otrzymały do tej pory sprawiały się wyśmienicie - w testach przeprowadzonych w Południowym Ithilien maszyny przeszły wszelkie oczekiwania inżynierów. Kolejne ich egzemplarze byłyby wielkim wsparciem dla armii. Zasugerował również dostarczanie dowolnej ilości mithrilu potrzebnej do dalszych badań, jako jedyny warunek stawiając dostarczanie za każdym razem dwóch egzemplarzy wynalezionych maszyn.
Uznając, że nie ma czasu do stracenia i czas zacząć działania wojenne wydano rozkaz - armia ma zaatakować wroga, umacniając się wpierw w Pelargirze. Razem z armią wyruszą dwie otrzymane od Sarumana maszyny. Tak, te, które miały na sobie wygrawerowany runiczny napis |\/||≡(|-|. |
Ostatnio zmieniony przez Morg dnia 19-01-2009, 16:12, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 18-01-2009, 20:43
|
|
|
Saruman cieszył się bardzo ze swojego sojuszu z Sauronem... dzięki temu rozpoczęte negocjacje z olbrzymimi pająkami z Mirkwood i Ered Gorgoroth szły wyjątkowo łatwo. Te przerażające istoty były wręcz stworzone do walki, jaką prowadził. Niesamowicie szybkie, mobilne i nieuchwytne... Już nieliczny oddział stanowił wielkie wsparcie, a zapowiadało się, że pająków przybędzie cała armia. Do tego zdolna wyżywić się sama i nie naruszająca w najmniejszym stopniu jego zapasów. Które nawiasem mówiąc co dopiero uzupełnił.
Gorzej szło z olbrzymami z Gór Mglistych, jednak dzięki ich zamiłowaniu do głupich żartów oraz przyzwyczajeniu do słuchania goblinów (z powodu chęci przeżycia) udało mu się sformować kolejne niezwykłe oddziały. Martwił się trochę o karność swej armii, jednak teraz dysponował już możliwością powolnego tworzenia normalnych sił antyinwazyjnych... olbrzymy były nieliczne, ale już kilkadziesiąt stanowiło prawdziwą moc. Szczególnie, gdy miały kamienie. Olbrzymy wyruszyły w kierunku Gondoru, po drodze mając przeciąć swoją marszrutę z poukrywanymi oddziałami orków, uruków, oraz z siłami wsparcia wysłanymi co dopiero z Isengardu (wśród których także znalazło się kilka wspaniałych maszyn Sarumana). Ich cel był prosty... przygotowanie kleszczy, lub w razie niemożliwości podjęcia podobnych działań, połączenie z innymi siłami oporu.
Dodatkowe maszyny zostały wysłane do krasnoludów. Produkcja kolejnych także już trwała. Mithril natomiast na razie wystarczył... eksperyment wkroczył w fazę testów. Jeśli się uda... będzie go potrzeba więcej.
Tymczasem daleko stąd, na terenach Gondoru tajemnicza postać z brodą zatrzęsła się, czując ból wyrządzony lasom, w których przebywał. Wędrowiec zadrżał, po czym zamyślony głęboko wdychał powietrze dziewiczej puszczy, w której czuł ból natury, niszczonej obcą bronią wroga. Moc, która czyniła ziemię obcą, wyjałowioną, odebraną światowi Śródziemia. Nic, nawet zniszczenia dokonywane przez Mordor i Sarumana nie mogło się równać z tą tragedią. A potem poczuł uderzenie, gdy pierwotna siła natury pojawiła się niedaleko.
Drzewce - wyszeptał. Nie wyczuwał ich gniewu, jedynie lekkie zaniepokojenie i zainteresowanie. Czyżby sprzymierzyły się z wrogiem? Wiedział jedno. Musiał do nich dotrzeć i porozmawiać z nimi. Uśmiechnął się. Wróg nie wiedział o nim, a ze wsparciem natury nie powinien mieć trudności w dotarciu do entów. |
_________________
|
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 18-01-2009, 21:02
|
|
|
- Uvatha Koczownik - powitał lądującego nazgula Grima. - Cieszę się z wizyty, mimo, że przypadła ona na smutny moment.
Faktycznie. Ledwie kilka chwil temu dopalił się stos, na którym dokonano kremacji Theodena. Był to zwyczaj obcy Rohanowi. Zwykle królów grzebano w kurhanach wraz z uzbrojeniem. Jednak Theoden zginął śmiercią tragiczną, jako pierwszy, zdradziecko zamordowany władca. Obawiano się, że zdrada, która przyczyniła się do jego śmierci mogła skazić zwłoki i przynieść nieszczęście duchowi na tamtym świecie. Uzgodniono więc, że ciało zostanie spalone, by płomienie mogły oczyścić zwłoki i dusze od złego wpływu. Popioły zebrano do urny (nie było ich wiele) i dopiero później złożono w kurhanie.
- Mam dla ciebie i twego wierzchowca zadanie. Weźmiesz kilku ludzi, król Eomer wskaże których, a następnie... |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 18-01-2009, 21:36
|
|
|
Pantaleon Costliego działał idealnie. Kapłan wykonać musiał sporą liczbę stanowczych chrząknięć, aby wreszcie oberżysta zauważył jego obecność. Cóż, każde zaklęcie ma swoje wady. Mężczyzna spokojnie zająłem się swoim jadłem i nie zwracał niczyjej uwagi.
Sam za to słuchał.
***
- Ha! Prawda to z pierwszej ręki! - Opowiadał brodaty wojownik z twarzą poznaczoną wieloma bliznami. - Nowy król, Eomer, zemstę przybyszom co ponoć Gondor pustoszą poprzysiągł. Theodena śmierć to ponoć ich sprawka!
Wokół mężczyzny wielki gwar panował. Ludzie przekrzykiwali się komentując wieści przywiezione przez brodatego, a oberżysta ledwo nadążał z podawaniem piwa.
- A jak to oni hen z Gondoru przelecieli tutaj? - Mówił z niedowierzaniem inny mężczyzna. - Przecież to droga na wiele dni i nocy, a ponoć oni do Belfalasu dotrzeć jeszcze nie zdążyli.
- Głupiś! - Przekrzykiwać go zaczął krasnolud głaskając rączkę efektownego topora, który założony miał za pas. - Czarną magią to zrobili, ot co.
- Ja słyszałem, że to orków sprawka. Tfu, tfu, wszystko co złe, to przez orki.
- Zamilcz! Na froncie kiepie co się dzieje nie wiesz! Nasi orków nie biją.
Coraz to nowe głosy przekrzykiwały się wzajemnie we wrzawie.
Nikt nie zauważył szarej, niepozornej postaci opuszczającej karczmę.
***
- Na honor! Prawda to jest zaiste, twierdzisz, że kłamię szczylu?!
Podstarzały, ale nadal imponujący postawą mężczyzna tłukł kuflem w szynkwas w rytm swoich słów. Adresatem tych był młody, jeszcze nie golący się chłopak z łukiem przewieszonym przez plecy.
- Jam myśliwym jest, tak jak ojciec mój i dziad. - Powiedział chłopak prostując się. - Przez chatę naszą łowiecką różni przechodzą i takem słyszał. Theodena Mordoru złe siły zabiły! Inaczej jak czarną magią dostać się na dwór nie iza!
- A ja mówię, Król Eomer powiedział, że obcy zza morza to zrobili! Gdzie ci gołodupcu wiedzieć o pańskich sprawach! - Krzyczał bryzgając śliną starszy mężczyzna.
Wrzawa i w tej karczmie była wielka. Podobnie jak w innych.
Nikt nie zwracał uwagi na siedzącego cicho i spokojnie w rogu mężczyznę. Nikt też nie zauważył jak w środku wrzawy opuścił on karczmę.
***
Costly padł wykończony na posłanie w wynajętej izbie. Zawsze uważał oberże za najlepsze miejsce na poznanie nastrojów w kraju. Choć odwiedził tylko kilka, niezbyt od siebie oddalonych, to i tak konieczność stosowania teleportacji wycieńczyła go totalnie. Nie było jednak innej rady, działać musiał natychmiast, wierzchem przebycie tej drogi zajęło by mu cały dzień.
Wszędzie usłyszał mniej więcej podobne wieści. Lud tutejszy z orkami jak i siłami Mordoru nie sympatyzuje. Nic dziwnego, w końcu pomijając lata wojny i starć między narodami, to dochodzą też najprostsze ludzkie problemy. Ciężko ludziom tolerować śmierdzące, zielone stwory, które lubują się w ludzkim mięsie.
Mimo to wiara w krew królewską była silna. Aragorn nie skłamał opowiadając o tym kraju. Molina nie miał żadnego powodu, aby ufać temu zdrajcy, dlatego wolał potwierdzić to sam. Wielu w kraju nadal uważało orków za wrogów Rohanu. Wielu też nie uważało upadku odwiecznego sojusznika w Gondorze za sukces. Ale nadal lud wierny był królom, choć różnie ludzie mówili, to otwarcie nikt w poważny sposób teraz czynom władców się nie sprzeciwia.
Jest też nowy król, Eomer. Choć zawsze władce opisuje się jak herosa wyciągniętego prosto z legend, to wyczuć się dało, że i starsi, co więcej w życiu widzieli szacunek dla niego mają duży. Człowiek to ponoć woli silnej, w postępowaniu swym niezłomny, a w walce odważny. Jednocześnie musi to być człowiek albo bardzo inteligentny, skoro domyślił się roli Bractwa w śmierci Theodena, albo bardzo naiwny, jeżeli po prostu dał się oszukać. Costly jeszcze raz przemyślał akcje na dworze. Nie, na pewno nie zostawili żadnego śladu wskazującego na role MAC w tym skrytobójstwie. Nie mógł jednak niczego wykluczyć, wiedział ciągle za mało.
Do drzwi rozległo się pukanie.
- Wejść.
Do sieni wszedł stary mężczyzna, ciężko opierający się na lasce
- Khem. Witaj panie. Usługami moimi ponoć zainteresowany jesteś? - Powiedział starzec patrząc na Kapłana.
- Tak. Chcę, abyś w mowie waszej ojczystej list ten przepisał...
***
Jego Wysokość Eomer, Syn Eomunda, Król Marchii.
Zaiste, wielkim szczęściem dla całej Riddermarchii było, że pomimo śmierci syna Theodena, Theodreda ród Eorla nadal zasiada na tronie w Meduseld. Tak długo jak krew ta przewodzi ludem naszym wiarę mamy, że cień nigdy nie ogarnie tych terenów.
Ród Eorla jednak jest zagrożony. Pierwszą ofiarą był Theoden. Niech Wasza Królewska Mość nie da się omamić podszeptom złych doradców. Grima, zwany przez nas Gadzim Językiem cel jeden ma przed sobą. Zasiąść na tronie w Złotym Dworze chce. Póki jednak krew rodu Eorla istnieje, tak długo zrobić tego nie będzie mógł. Zagrożenie to dla Ciebie, o Eomerze, władco nasz. Zagrożenie to też dla siostry Twojej ukochanej, a przez nas miłowanej Eowiny.
Błagamy Cię, strzeż się! Każdy posiłek zawierać może truciznę. Każde polowanie skończyć może się wypadkiem. Każda bitwa skończyć się może straszną zasadzką. Aby kraj nasz dalej mógł posiadać godnych Króli z prawej krwi - nie ufaj złym doradcom, nie przyjmuj podszeptów Mordoru. Gdy Królewska Krew zniknie nie będzie w tym kraju siły, która może się postawić Gadziemu Językowi, przejmie on tron, a Marchia pogrąży się w ciemności.
Tchórzliwe ukrywając się za zasłoną zamorskiego ludu zdrajca ten ukryć się stara swoje czyny. Tymczasem jak ludzie ci dotrzeć mogli do Edoras, gdy droga ta cała pod władaniem naszym jest? Tak daleko sięgnąć mogły tylko ręce Mordoru i jego przeklętego władcy.
Oby Twoja odwaga i prawość przezwyciężyła wszystkie przeciwności.
Costly zastanawiał się dłuższą chwile nad podpisem. Ostatecznie umieścił tam runę oznaczającą "Przyjaciel".
***
Kapłan siedząc przy oknie oglądał zapisany w dialekcie tubylców list. Zza okna rozległ się jakiś wszask. To trzech zakapturzonych mężczyzn nagle doskoczyło do opuszczającego karczmę starca. Na ziemie popłynęła krew, a wraz z nią upadły z brzękiem złote monety, które starzec przed chwilą otrzymał od Moliny. "Cóż, ostrożności nigdy za wiele", pomyślał.
Costly nie był na tyle naiwny, aby wierzyć, że Eomer odwróci się od swojego doradcy tylko pod wpływem jego listu. Zebrał jednak wszystkie posiadane informacje i uderzył w tony wystarczające do osiągnięcia swoich celów. Obecny Król nigdy nie ufał Grimie, miał go za zdrajcę od dawna. Wojował z siłami Mordoru wielokrotnie, zaufanie jego władcy na pewno nie przychodzi mu łatwo. Tym, co w opinii Kapłana może zwrócić szczególnie uwagę władcy jest strach o jego ukochaną siostrę. Eomer nie jest głupcem, nie wyklnie Gadziego Języka za kilka pomówień. Ale to wystarczy, aby pobudzić w nim nieufność. Na pewno będzie szukać sposobu na zabezpieczenie się przed ewentualnym zagrożeniem.
Może to być całkiem niezły pierwszy krok. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 18-01-2009, 21:41
|
|
|
Avalia właśnie kończyła spożywać pseudo kolacje kiedy to do stołówki wbiegł młody akolita i wręczył jej nie mały stosik dokumentów.
- Dziękuje - mruknęła dziewczyna spoglądając na bladego akolitę trzymającego jeszcze jakieś teczki - do kogo masz to znieść? - spytała wskazując wzrokiem dokumenty trzymane przez młodzika.
- Do patriarchy i najwyższego kapłana - opowiedział zdyszany.
- Ja im je przekaże a ty idź odpocznij - mruknęła stając od stołu i zabierając od chłopaka pozostałe dokumenty
- Ale...
- Spokojnie i tak tam idę - mruknęła, przeglądajac te papierki które zostały przekazane dla niej i znikając po chwili w czerwonym dymie.
Dziewczyna znalazła się w pustym gabinecie patriarchy i położyła część dokumentów na jego stoliku.
- To nic ważnego więc potem to przejrzy - mruknęła do siebie, po czym znowu zniknęła w dymie, aby pojawić się przy schorowanym Velgu.
- To nic groźnego - stwierdziła przykładając rękę do jego czoła i zaczynając wypowiadać zaklęcie.
- Jutro powinien być jak nowo narodzony - dodała kierując się wprost na ścianę w której zniknęła.
- Bracie, jakieś dokumenty dla ciebie - mruknęła pojawiając się w dość dziwnej komnacie gdzie przebywał Altruista. Ten niezbyt zaskoczony odebrał kilka kartek i zaczął je przeglądać.
- Jakie rozkazy? - zapytała po chwili dziewczyna. |
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 18-01-2009, 22:20
|
|
|
Altruista spoglądał w zwierciadła, które teraz mu ukazywały płonący las. Wyglądało na to, że nie było tam żadnych niedobitków Mordoru, jak wcześniej myślał.
- No cóż - westchnął - przynajmniej przetestowałem nową broń.
- Bracie, jakieś dokumenty dla ciebie. - Altruista odwrócił się do Avalli i odebrał od niej dokumenty. Przejrzał je szybko, po czym odstawił na bok. Spojrzał teraz w jej piękne oczy.
- To nie będą rozkazy ale prośba, siostro. - Odezwał się do niej. - Właśnie przeczytałem, że dostarczono do kościoła około trzystu rannych. Są w naszym skrzydle szpitalnym. Mogłabyś się tym zając? Kościół potrzebuje takich jak oni, oddanych i wiernych ludzi. Poza tym ciesze się, że wróciłaś.
- Zrobię co będę mogła. - Odpowiedziała Avalia i wyszła. Gdy dziewczyna opuściła Lustrzaną Komnatę Altruista spojrzał ponownie w zwierciadło. Teraz ukazywało obraz naczelnego dowódcy Norrca. Altruista przywołał do siebie jednego z akolitów.
- Przekażcie Norcowi żeby zebrał całą armie do kupy i zarządził wymarsz w kierunku Minas Trith. I tak już za dużo mamy opóźnień. - Akolita ukłonił się Najwyższemu Kapłanowi i wybiegł z komnaty. |
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 19-01-2009, 00:22
|
|
|
- To się permanentny PMS nazywa - wyjaśniła chłodno, przewracając oczami. - Przepraszam... - dodała po chwili.
Keleborn westchnął ciężko. Właśnie po raz pierwszy od dobrych czterech tysięcy lat został ofukany o posiadanie kochanki. Właściwie to o zawracanie jej głowy w sprawie prezentu dla kochanki, ale tak czy inaczej... Rozumiał oczywiście, że obecność pierścienia wcale nie poprawia charakteru jego małżonce i że jest to nieunikniony koszt potęgi, którą teraz dysponowali, lecz do tej pory miał nadzieję, że nie wpłynie to na dobre stosunki między nimi. Cóż, wyglądało na to, że będzie miał okazję, żeby sobie poćwiczyć cierpliwość i wyrozumiałość. Zapowiadały się ciężkie czasy...
- To co z tym prezentem, Kel?
- No właśnie nie wiem! Myślałem o jakiejś kolii, ale...
- Błagam, tylko nie biżuteria! Jak myślę o dawaniu komuś biżuterii, to...
- Nie kończ, dobrze?
- Wiesz co? Chodź, wybierzemy jakieś ładne kwiatki. Powinny jej się spodobać.
Niewątpliwą wadą małżeństw politycznych było to, że zostawało się skazanym na czyjeś towarzystwo, a w dodatku trzeba było twierdzić, że się w tej osobie zakochało do szaleństwa, żeby w historycznych księgach odpowiednio wyglądało. Na oficjalnych audiencjach zresztą też należało ładnie i zgodnie wyglądać. Oczywiście kończyło się na tym, że po paru tysiącach lat elf nie miał ochoty na nic, tylko na bilet za morze w jedną stronę - byle dalej od "ukochanej" czy "ukochanego". No chyba, że obie strony w końcu uznały, że nie ma co się oszukiwać i stawiały na związek partnerski na zasadzie "żyj i daj żyć innym". Do tej pory u Galadrieli i Keleborna taki układ działał bezbłędnie.
- Swoją drogą, czy my przypadkiem nie powinniśmy powiadomić Feministycznego Ruchu Entów o tym, co stało się w Fangornie?
- Powinniśmy. Wybacz, po prostu nie miałam do tego głowy... Powiadom Radagasta o zaistniałej sytuacji, kto jak kto, ale on powinien wiedzieć. A Entianom niech on to lepiej przekaże.
Entiany - silne, wyzwolone i energiczne, całkowite przeciwieństwo ich powolnych mężów - założyły ruch emancypacji entowych kobiet i wyniosły się z Fangornu tak niespodziewanie, że zanim ktokolwiek zdążył się połapać, że nie rozmyślą się po miesiącu i naprawdę zamierzają wystawić ich do wiatru, ślad po nich zaginął. Dopiero wiele, wiele lat później Radagast Bury odkrył zamieszkane przez nie tereny na północ od Shire (wcześniej widział je podobno jakiś hobbit, co naprowadziło czarodzieja na ich ślad). Radagast pozostał w dobrych stosunkach z Entianami, ale chociaż nalegał, nie zgodziły się one na powiadomienie Entów o miejscu ich pobytu. "Niech mają za swoje, męskie szowinistyczne badyle!" - powtarzały uparcie, a przynajmniej tak donosił Opiekun Zwierząt.
Wiadomość adresowana do Radagasta Burego pomknęła przez powietrzne przestworza Śródziemia przyczepiona do łapki drozda, który doskonale wiedział, jak odnaleźć Przyjaciela Zwierząt. List zawierał informacje o masakrze Entów, ich nowym schronieniu - Lorien - oraz ogólnej sytuacji polityczno-militarnej krainy.
Swoją drogą przybycie Entów do Lorien było dość... Niespodziewane.
Rzecz jasna Elfowie ze Złotego Lasu wiedzieli o straszliwym dziele zniszczenia dokonanym przez Balroga na Pasterzach Drzew zarówno w samym Fangornie, przez który przemierzał, jak i w Isengardzie. Zwierciadło doniosło również o tajemniczym nieznajomym, który poprowadził Entów w kierunku siedziby Sarumana. Co dokładnie się stało, Galadriela dowiedziała się jednak dopiero od samych niedobitków Entów, tych samych, na których pomoc tak bardzo liczył Fei Wang Reed.
***
Pasterze Drzew, jako istoty zrodzone z myśli Yavanny, podobnie jak cała przyroda Śródziemia niechętnie odnosiły się do obcej magii Najeźdźców, jednak do tej pory przedstawiciel Obcych, Fei, służył im radą i pomocą. A przynajmniej tak te ogromne istoty, charakteryzujące się wyjątkową niechęcia do wyciągania pochopnych wniosków, racjonalizowały sytuację. Oczywiście liczyły się ze znacznymi stratami, gdy maszerowały na Isengard, aby odbić twierdzę z rąk orków, ale nagły atak Balroga nie miał nic wspólnego z tym, o czym przekonywał ich nowy znajomy! Ziarno nieufności, które poczęło kiełkować w ich duszach, dokarmiane przez niejasne przeczucie, że Obcy i jego magia jest czymś, co nie powinno kalać swoją obecnością Śródziemia, wciąż podszeptywało im, że być może nie był to najlepszy możliwy wybór sojusznika.
Ale dopiero widok wypalonego do gołej ziemi Fangornu sprawił, że niedobitki Entów ostatecznie uznały, że Nieznajomy nie niesie z sobą nic poza śmiercią i zniszczeniem! Któż, jak nie Fei, wprowadził ich wprost w pułapkę pod Isengardem? Któż, jak nie Fei, odciągnął ich od domu, aby ten, osłabiony przez nieobecność znacznych sił bojowych ich rasy, został całkowicie zniszczony?
Oczywiście próbował im tłumaczyć, że nie przewidział obecności demona. Oczywiście wyjaśniał, że przemarszu Balroga przze Fangorn nie powstrzymałyby nawet, gdyby pozostały na miejscu - w dodatku wówczas zapewne zginęłyby wszystkie! Ziarno nieufności wykiełkowało, a obecność obcej, plugawej z ich punktu widzenia magii nie pozostawiała wątpliwości, że przybysz sam w sobie również jest czymś obcym i plugawym.
Jaka szkoda, że tak łatwo dali się omamić! Jaka szkoda, że tak późno przejrzeli podłe zamiary Obcego!
Igły bojowe ostatniego pozostającego przy życiu "modrzewia" wystrzeliły w kierunku Feia, potężne konary niczym ramiona zadające cios pomknęły w jego kierunku, gdy Entowie ruszyli, aby zmiażdżyć byłego sojusznika. Zanim zaskoczony taką reakcją Fei, który dopiero co wyłonił się z wyrwy wymiarowej, zdołał się ewakuować, wiele z tych ciosów dosięgło celu...
Pozostałe przy życiu Enty dotarły do magicznych lasów Lorien, wyczerpane i zrozpaczone. A Galadriela i Keleborn chętnie udzielili im schronienia. Dla Entów rozpoczął się nowy rozdział w ich historii... |
_________________
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|