FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 34, 35, 36  Następny
  Forgotten Realms
Wersja do druku
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 09-09-2009, 23:30   

Gheldaneth.....
Stojący na straży na wierzy nad bramą zostali wybudzeni z pół-letargu przez potężne walenie. Rozejrzeli się zdezorientowani po czym pojęli że odgłos dobiega z dołu. Spojrzawszy w tym kierunku spostrzegli że przed bramą stoi samotna postać. Gość - bo było to mężczyzna - był ubrany w skórzaną kurtkę i dżinsy. Ze skóry były również rękawiczki bez palców - wypisz wymaluj takie jakie nosi każdy szanujący swoje dłonie motocyklista. Nie dojrzeli z dołu jego twarzy ale jego włosy były związane na wysokości karku jakimś pasem tkaniny tak że w dół opadała solidna czarna kita. Dla strażników ( którzy byli rodowitymi fearuńczykami którzy zmienili poglądy) ubiór wydał się dziwny ale nie pytali się o niego gdyż gość wydawał się poważnie wkurzony i zniecierpliwiony gdyż przytupywał nogą.
- Kimże jesteś przybyszu?
~Służbiści - pomyślał Karel bo to był oczywiście on.
- Jestem Karel dowódca wojsk MACu. Przybyłem z wizytą - na to stwierdzenie z góry rozległy się stłumione chichoty. Pułkownik zmrużył gniewnie oczy.
- Znikaj przybłędo albo powiedz jak się naprawdę nazywasz! Dobrze wiemy że szacowny Karel przebywa obecnie w Nelderild.
- Dobrze więc powiem tak. Albo mi otworzycie albo otworzę sobie sam po waszych trupach - szermierz wprawdzie mógłby przelecieć nad albo przeskoczyć mury ale nie lubił jak szeregowy szaraczek z niego kpi.
- Gadaj zdrów! - odrzekł drugi strażnik po czym obaj zniknęli za balustradą. Nie odeszli dwóch kroków gdy usłyszeli wyraźne.
- Raz....
- Raz? Co to ma być?
- Nie wiem.
-Dwa....
- Raz?Dwa? Próbuje nas nauczyć liczyć?
- Zignorujmy go.....- po chwili brama, a wraz z nią wieża nad nią i najbliższe fragmenty murów w których była umocowana runęły. Strażnicy co oczywiste zginęli na miejscu. Karel przestępując przez rumowisko rzucił do nieżywych.
- Nie chciało mi się liczyć do trzech. Zresztą byliście za tępi żeby pojąć....- po czym ruszył główną ulicą.

Tymczasem w Kościele Praworządności....

Kamienne mury które tworzyły ściany budynku mieszkalnego rozsunęły się na bok jak kurtyna po czym zamknęły się z przybyszem. Znajoma już postać maga w czerwonych szatach podążyła korytarzem stukając laską. Moment był idealny gdyż wszystkie MACowe szychy przebywały akurat poza świątynią a Lucian dobrze o tym wiedział. W końcu dotarł do pomieszczenia w którym przebywała w areszcie Roxana. W przeciwieństwie do ostatnich wydarzeń była w pełni ubrana a w tej chwili czytała książkę.
- Nareszcie Płomienny....ile można czekać?
- Przepraszam Roxano ale zbierałem informacje i czekałem na odpowiedni moment. Swoją drogą wydajesz się trochę podekscytowana....
- Tak bo w Świątyni pojawił się interesujący osobnik. Gdyby tu był wyczułbyś jego kontrolę nad mrozem....- wyglądała teraz jak rozentuzjazmowana fanka jakiegoś pop idola.
- Tak tak. W każdym mąć razie sytuacja wygląda tak. Z ważniakami z MACu nie udało się dogadać szkoda....wygląda na to musimy robić to co zawsze....przyczaimy się i poczekamy aż pojawi się wolna nisza.....którą zajmiemy.
- Aaaa Dessu....kto tam? - śpiąca na kominku do tej pory Aki właśnie się obudziła. Odruchowo oboje mistrzowie sztuk rzucili zaklęcia gestem i w jednej chwili mini elfka była zamknięta w małej, gustownej i całkowicie unieruchamiającej - acz nie śmiertelnej - lodowo-ziemnej trumience. Wyszli przez podłogę.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Kitkara666 Płeć:Kobieta
Ave Demonius!


Dołączyła: 17 Lis 2008
Skąd: From Hell
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
Syndykat
PostWysłany: 10-09-2009, 01:56   

Noc była cicha i spokojna. Niebo ozdobione milionami gwiazd, które świeciły nad jej głową. Oparta wygodnie o smoka, w swoim ogrodzie, oraz otoczona wilczymi strażnikami, którzy bardzo przypadli jej do gustu leżała rozkoszując się urokami ogrodu. Kiedy poprawiła się siedząc, coś zaczęło ją uwierać w plecy. Odchyliła fałdy peleryny by wyciągnąć z kieszeni prezent od Karela - lotos. Uśmiechnęła się sama do siebie.

- Piękny kwiat, moja pani - rzekł wilk.

- Masz rację, Sokarze - uśmiechnęła się do niego uroczo.

- Musiałaś dostać go od wyjątkowej osoby skoro sprawia ci tyle radości.

Zastanowiła się chwilę, czy rzeczywiście tak jest.

- To tajemnica, ale ty jak i twoje rodzeństwo zapewne wyczuwacie, kim jestem.

- Owszem. Ale nas to nie interesuje. Jesteś naszą panią i tylko to się dla nas liczy.

Pogłaskała go po sierści i popatrzyła na pięcioro jego rodzeństwa. Kirika, najstarsza z rodzeństwa zastrzygła uszami i popatrzyła w stronę zamku skąd dobiegały jakieś hałasy.

- Masz gościa moja pani. Zająć się nim? - zapytała.

- Nie. Pozwólcie mu podejść. Jeśli rozkażę, wtedy go zabijecie.

- Naprawdę rozkazała byś mnie zabić, Kitkaro?

Zza krzaków wyłonił się Karel.

_________________
Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
28180514+-+jak+coś+dać+znać+jeśli+ktoś+chce+pisać+zemną+na+gg+najpierw+mailem+albo+na+pw
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 10-09-2009, 16:07   

- Uważaj żebyś nie przeliczyła się - zaśmiał się szczerze, po czym podniósł w górę wleczonego ze sobą po zmieni osobnika - ten spróbował tego hazardu i co się stało?
Pobity jęknął, szermierz bez słowa wyrzucił go za siebie niczym puszkę po coli.
- Oczywiście gdybyś jednak spróbowała się odważyć to mogę obiecać że będę ciut łagodniejszy - tym razem uśmiechnął się drapieżnie - swoją drogą gdy podróżowałem do ciebie zabrałem ze sobą lekturę - zza pazuchy wyjął teczkę i rzucił ja na stół.
- Wygląda na to że mamy nową twarz w zespole. I to twarz na tyle wysoko postawioną że idę o zakład że w tej chwili czyta nasze akta - Karel ponownie się wyszczerzył.
- Cóż do wieczorka...- odwrócił się i pokazał dłoń na pożegnanie.
- Moment gdzie idziesz? Dopiero przyszyłeś a już znikasz?
- Spokojnie wrócę na kolację. Chce się powłóczyć po mieście póki jest okazja. Poza tym nie lubisz gdy palę przy tobie prawda? - na potwierdzenie swych słów zapalił w ruchu papierosa.
Ledwo wyszedł z pałacu(a strażnicy już przezornie go nie zatrzymywali) z cienia w zaułku wynurzyła się pojedyncza postać ale tylko na mgnienie oka. To jednak wystarczyło by pułkownik w niego skręcił. Gdy się upewnił że nikt go nie słyszy odezwał się.
- Masz to o co cię prosiłem....a właściwie za co zapłaciłem Hiryu?
Zamaskowany ninja przytaknął po czym wręczył Karelowi mały czarny sześcian. Karel wlepił się w niego pełnym głodu wzrokiem.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Shizuku Płeć:Kobieta
Trochę poza sobą


Dołączyła: 15 Lis 2006
Skąd: Z pogranicza światów
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
PostWysłany: 10-09-2009, 16:28   

Shizuku znudzona wędrowała korytarzami kościoła. Jej życie straciło sens, gdyż nigdzie nie mogła znaleźć Altruisty, a poza opiekowaniem się swoim pączusiem nie miała nic innego do roboty. Nie mówiąc już o tych dręczących ją, strasznych bólach głowy, które miewała od chwili przebudzenia. "Może znalazłby się ktoś, kto mógłby na to coś poradzić? Tylko nie ten paskudny lekarz, wbijający igły w jej gładką pupę. " - pomyślała, że złością.

Nagle idąc korytarzem natknęła się na niedomknięte drzwi. Zaciekawiona weszła do środka komnaty. W jej centrum znajdowała się szklana kula. Boginka podeszła bliżej i teraz w jej wnętrzu mogła dostrzec mężczyznę dosiadającego smoka. Nie wiadomo dlaczego, boginka czuła, że będzie dobrze dogadywać się z ową istotą. "On na pewno mnie uleczy! I powie mi gdzie jest mój chrabąszczyk" - pomyślała z radością.
Nie zastanawiając się długo postanowiła teleportować się do niego w tej właśnie chwili...

Po chwili znalazła się w powietrzu, na jakimś absurdalnie dużym zwierzęciu, a przed nią siedział trochę oszołomiony mężczyzna.
-Ooooooooo, znalazłam Cię, wiesz może gdzie jest mój eklerek? - krzyknęła po czym złapała mocno za jego ręce i zanim się spostrzegła suneli głowami w dół z zawrotną szybkością...

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
636349
Velg Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 05 Paź 2008
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 10-09-2009, 17:51   

Pięć sekund wcześniej król Untheru leciał nad swym obozowiskiem niedaleko Cimbaru (który otworzył swe bramy przed królem Chessentii), mając po swej prawicy Sigimunda. Teraz – spadał już sto metrów w dół. I nic nie wskazywało na to, żeby się zatrzymał. Zaiste, beznadziejny sposób na śmierć.

- Zamach, do broni...! Król zabit...! – rozległy się okrzyki.

Jeszcze czego – pomyślał, wkładając na palec pierścień piórkospadania... A przynajmniej próbując włożyć, bowiem boginka chwyciła go za ręce. Teraz stanął przed dylematem – dotrzymać wierności zasadom kodeksu rycerskiego, nie naruszając cielesności niewiasty (i skończyć jako naleśnik) albo odepchnąć od siebie dziewczynę, aby oboje mogli cieszyć się dobrym zdrowiem. Wybrał to drugie.

Wylądowawszy gładko, westchnął. Do śmierci brakowało trzech metrów...

***


- Zamachu na mnie zapewne dokonała. Albo jest szalona. - rzekł Rhyald do dwóch milczących strażników - W każdym razie, nie tykać jej - wtedy osiągniemy wyższą cenę u Xanathara. A jak stracę kilka tysięcy błyszczących monet, osobiście uduszę głupca, który powziął odpowiednie kroki. A, pamiętajcie też, żeby nie wpuszczać do środka NIKOGO, kto nie jest wyznaczonym kapłanem - kimkolwiek innym by nie był. Chcę wyciągnąć z niej wszystko, co wiem - i nie chcę, aby inni ukradli mi wiedzę. - rzekł Rhyald do dwóch milczących strażników. Był to duet wybrany przez samego Fedora ze względu na dyskrecję, więc król sądził, że poradzą sobie z dyplomatyczną odmową wstępu do zakotwiczonego planarnie miejsca.

Niedługo później, do namiotu wszedł stary kapłan Ilmatera, znany z umiaru we wszelkich czynnościach - i któremu, na skutek umiaru w rzucaniu czarów, pozostało jedno zaklęcie leczenia chorób... Był on uprzedzony, że na skutek wyleczenia dziewczyna może zacząć bredzić - a wtedy należy nie słuchać jej bajdurzenia, lecz zastosować zimny kompres.

A w panującym zamieszaniu wszyscy obserwatorzy stracili z oczu króla Untheru.

***


A tymczasem duża część armii Bractwa w Mulhorandzie maszerowała na północ, aby wzmocnić granicę z Thay.

***


Złoty Var, którego smoczy król zbytnio skłaniał się ku ideom reprezentowanym przez sojusz Daeriana, stanął w płomieniach. Odnaleziono bowiem dwie wersje testamentu zmarłego władcy - z których jedna oddawała tron namiestnikowi stolicy i zawierała wzmiankę o przyłączeniu części Varu do Estagundu, a druga, przeciwnie - przydawała tron dowódcy armii.

Niemal natychmiast podjęto próbę zdobycia stolicy z marszu (przy wydatnej pomocy dorpackiego wywiadu), lecz skończyła się ona rozbiciem nacierających sił na peryferiacg miasta. Architektura varska spowodowała jednak, że zaprószony przez jednego z atakujących ogień ogarnął całe miasto.

Ważniejsze jednak było, że przez sztylet jednego skrytobójcy Dorpar, Estagund i Złoty Var stanęły w płomieniach długiej wojny...

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Daerian Płeć:Mężczyzna
Wędrowiec Astralny


Dołączył: 25 Lut 2004
Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa)
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 10-09-2009, 22:46   

Tymczasem w obozie Darkspeara działy się rzeczy niewymowne... Sigismud zdecydowany był bowiem podjąć wiele kroków, by wyjaśnić, co się tu właściwie stało.
- Więc nie mówię, ze chcę wejść. Mówię, żebyście zawołali kapłana, bo chcę z nim porozmawiać. Tego wam władca chyba nie zabronił?
- E...
- Właśnie.

I tak doszło do spotkania z kapłanem.
- Więc - zapytał Sigismund całkiem szczerze - jaki jest stan pacjentki?
- No cóż... raczej stabilny... tylko majaczy coś dziwnego i rzuca się bardzo... Niepokoję się o nią. No i to raczej dziwna osoba, wygląda na człowieka, ale nie całkiem...
- Mówisz, że majaczy? Czyli choroba nie ustąpiła?
- Nie, wydaje się, że ustąpiła, to chyba tylko osłabienie organizmu... za pozwoleniem, chciałbym do niej wrócić.
- Rozumiem to doskonale, ale zaczekaj... wiesz, że jestem paladynem. I bliskim sojusznikiem księcia.
- Do czego zmierza Wasza Mość?
- Choć serce się we mnie kraje na myśl o złamaniu nakazu, mogę użyć swych mocy by ulżyć jej cierpieniu - nadal pamiętam bowiem zaklęcie leczenia chorób, a co więcej - mogę użyć mej mocy, by wyleczyć jej rany i osłabienie.
- Nie wiem...
- Bez wątpienia władca chciał, aby zachowała zdrowie... i aby była w jak najlepszym stanie, aby mógł z nią porozmawiać.
- Myślę, że tak...

Strażnicy pod podwójnym wpływem Sigismunda i kapłana ostatecznie ulegli, szczególnie po poinformowaniu ich przez coraz bardziej przejętego kapłana, że będą odpowiadać za ewentualny zły stan pacjentki, lub nawet jej śmierć... Wkrótce biedny Sigismund wysłuchiwał wielu niezwykle ciekawych i interesujących informacji, równocześnie będąc tarmoszonym za skrzydła ze wszystkich sił - boginka wyraźnie odzyskała bowiem energię, a Nałożenie Dłoni uznała za przyzwolenie do zabawy...

Siły poszczególnych miast i państw zaczęły się gromadzić, szykując się do wojny. Nad całym procesem pilnie czuwał Daerian i pozostali z najpotężniejszych magów, gotowi w razie najmniejszej potrzeby do natychmiastowej interwencji. Luskan pod naciskiem sąsiadów dołączył do przymierza, to samo uczyniło Amn, choć ono chętniej - pogłoski twierdzą, że nowy pakt, podpisany miedzy Złodziejami Cienia, a Bregan D'earthe miał z tym wiele wspólnego...
Daerian tymczasem rozważał sytuacje w Var i zastanawiał się ad podjęciem wielkiego ryzyka...

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
3291361
Shizuku Płeć:Kobieta
Trochę poza sobą


Dołączyła: 15 Lis 2006
Skąd: Z pogranicza światów
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
PostWysłany: 11-09-2009, 15:08   

Shizuku siedziała naprzeciwko tajemniczego jegomościa i cierpliwie odpowiadała na jego pytania.

- A więc kto rządzi w tym całym kościele praworządności? - zapytał, niby od niechcenia.

-Wielki Kucyk Pon. Ma grubą kolorową grzywe, i najdłuższy świecący ogon w bractwie. Wszyscy starany się biec z taką samą gracją jak on, i sprawić, by nasze włosy poruszały się choć nie ma wiatru. - powiedziała boginka z pasją.

-Eee, a jakie macie cele? Robicie coś konkretnego?

-Ależ oczywiście, chcemy didżimorfować na piękne kucyki, najlepiej ruszoffe. Mamy specjalne zajęcia, na których uczymy się klekać. Bo kucyki klekają, nie rżą, jak te tłuste i brzydkie konie. - dodała z pogardą

- A co cie tutaj sprowadza? - zapytał osobnik, choć zaczął się bać odpowiedzi

-Szukam bajkowego płynu, podobno w tych okolicach są jego najlepsze złoża. Tylko zapomniałam wziąć ze sobą swojego Wykrywacza Śliczności i Słodkości, przez to moje poszukiwania znacznie się przedłużą. O, ale chyba będziemy mieć gości!

Mężczyzna zdziwił się szczerze, bo przecież strażnicy nie wpuszczają tu nikogo. I wtedy wokół niego zmaterializowało się mnóstwo kolorowych, pokracznych zwierząt, które jakoś dziwnie przebierały kopytami. Shizuku skineła głową i na ten znak kucyki rzuciły się na Sigismuda. "Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, wiesz?" - pomyślała boginka z satysfakcją

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
636349
Altruista
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 12-09-2009, 15:17   

Noc, dwójka ludzi w pospiechu przemierzała leśny trakt. Jeden z osobników, młody chłopak, zatrzymał się nagle, aby nabrać tchu. Był już zmęczony podrożą. Starszy od niego o wiele mężczyzna, obrócił się do młodziana.

- Szybko, moje dziecko. - ponaglał towarzysza - Czuję, że zbliża się do nas niebezpieczeństwo.

- Jakie niebezpieczeństwo? Nic mi nie wyjaśniłeś. Przed czym my właściwie uciekamy? I po cholerę tak nagle opuściliśmy miasto?

- Posłuchaj mnie, chłopcze - starszy osobnik zacisnął pieści - zrozum, że... - Nie dokończył, w ciemnościach lasu coś się poruszyło.

- Mateuszu... Uciekaj, szybko!

- Ale nie rozumiem, o co...

- Uciekaj natychmiast! Ale już! - Chłopak nic nie rozumiał z tego wszystkiego. Jednak w wyrazie twarzy jego ojca było coś takiego co sprawiło, że posłuchał. Pobiegł przed siebie dalej leśnym traktem.

Gdy tylko Mateusz się oddalił, starzec spojrzał w mrok. Ewidentnie coś się z niego powoli zbliżało.

- Sarevoku V! - krzyknął starzec - nie dostaniesz go. Nie pozwolę ci go splugawić

- Nie jestem żadnym Sarevokiem . - Z ciemności wyłonił się mężczyzna, trzymający na ramieniu małego, białego króliczka. Mężczyzna był wysoki, miał czarne włosy i zielone oczy. Ubrany był tylko w prostą biała szatę, która prawie że zlewała się z jego biała cerą.

- Kim ty jesteś? - Starzec był wyraźnie zaskoczony, spodziewał się kogoś zupełnie innego. W tym czasie, króliczek przyjrzał się uważnie starcowi, po czym zaczął coś szeptać do ucha bladolicego. Ten musiał usłyszeć chyba coś ciekawego, bo po chwili na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmieszek. Spojrzał przenikliwie sowimi zielonymi oczami w brązowe oczy starca.

- A więc dobrze trafiliśmy - Bladolicy zaczął głaskać króliczka. - Lecz powinno was być dwóch. Gdzie twój towarzysz, drugi mason?

- Nic ci nie powiem. Lepiej wróć tam, skąd przyszedłeś, bo inaczej użyję swojej magii! Starzec nie znał swojego rozmówcy, jednak wyczuwał w nim dużą chęć mordu. Miał się wiec na baczności. W pogotowiu miał już nawet przygotowane zaklęcia. Króliczek na ramieniu mężczyzny zrobił puff i znikł.

- A więc nie powiesz? To ja ci coś powiem. Jestem Altruista, Najwyższy Kapłan dobrego boga - kica. Boga którego wy... masoni!... swoimi paskudnymi metodami chcecie strącić w niebyt. Jednak światłość zawsze na końcu zatriumfuje i zło wszelkiego rodzaju zostanie pokonane. - Kapłan ruszył w stronę starca. Mag zamknął oczy, próbując rzucić zaklęcie. Jednak nagle poczuł w swoim umyśle coś obcego. Jakaś obca siła wtargnęła w jego myśli i poczęła je mieszać.

- Nie pozwolę na to! - krzyknął starzec i całą siłą swojej woli wyparł Altruistę ze swojego umysłu. Otworzył oczy, zobaczył, że bladolicy mężczyzna zachwiał się i przyklęknął na jedno kolano. Stary czarodziej chciał wykorzystać nadarzającą się okazje. Przygotował potężne zaklęcie. Skierował swoje dłonie w stronę Altruisty i wypowiedział kilka słów w języku magii. Z jego dłoni wyleciała kula ognia. Pomknęła w stronę miejsce, gdzie znajdował się Altruista. Uderzenie było na tyle potężne, że teren w okół został całkowicie zwęglony, a drzewa do cna wypalone. Wszędzie było pełno dymu.

Jako, że mag nie mógł nigdzie dostrzec Altruisty, był pewny, że go trafił.

- Dzięki niech będą Hel...- Nie dokończył, bo. poczuł nagle ostry przeszywający ból w klatce piersiowej. Spojrzał na nią i zamarł. Z piersi wystawał mu grot włóczni.
Stojący za jego plecami Altruista wyszarpnął włócznię z jego maga, a ten zawył i padł na kolana. Kapłan kopnął go, brutalnie przewracając go na plecy.

- Powiedz mi mój miły, czy to cię boli? - Zapytał pokonanego. Ten w odpowiedzi splunął krwią. Był bezbronny, gdyż nie mógł się już skupić na żadnym zaklęciu.

- Nie ładnie - Niezadowolony Kapłan wbił włócznię w jego prawe ramie. Noc ponownie wypełnił krzyk bólu.

- Proszę powiedz mi: co czujesz? Czy to cię boli? - Pytał dalej Altruista, przy czym widać było, że pytania stają się coraz bardziej rozpaczliwie. Mag czuł, że traci przytomność, a ból był niemiłosierny. Miał tylko nadzieję, że Mateusz ucieknie oraz, że będzie bezpieczny. Najwyższy Kapłan usiadł na jego klatce piersiowej, a dłonie zacisnął na szyi maga.

- Dlaczego mi nie chcesz odpowiedzieć!? - Wrzeszczał Kapłan - Muszę wiedzieć! Błagam... Powiedz mi: co teraz czujesz!? Mów! Chcę wiedzieć, czy można się pozbyć części ciał, które nas tak bardzo bolą! - Starzec już nic nie odpowiedział, jego brązowe oczy zgasły.

Chłopiec biegł rozpaczliwie przed siebie. Miał wrażenie, że słyszy pełne bólu krzyki swojego ojca. Biegł dalej, a gałęzie chłostały go niemiłosiernie po policzkach. Gdzieś w tej szalonej uciecze zgubił swój plecak. W końcu, padł na ziemię.. Ostatkiem sił doczołgał się do dużego drzewa i oparł się o jego pień plecami. Serce biło mi jak szalone. Za nic nie mógł też wyrównać oddechu i był całkowicie wyczerpany.

- A więc chowasz się za drzewkiem - Usłyszał gdzieś z boku głos.
Mateusz zerwał się na nogi i rzucił się do ucieczki, ale po paru metrach upadł, gdyż nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Obrócił się na plecy. Za drzewa w pokrwawionych szatach wyłonił się Altruista. Ruszył w stronę chłopca. Ten, przerażony makabrycznym widokiem Altruisty, począł się cofać.

- Kim jesteś!? - krzyknął do niego - Czego ode mnie chcesz? Nic ci nie zrobiłem!

- Wiem, wiem - Altruista uśmiechnął przyjacielsko do chłopca - jesteś młody i niewinny. Też kiedyś byłem taki. - W dłoni Najwyższego Kapłana zmaterializował się długi nóż - Jednak w przyszłości możesz być dla nas wielkim zagrożeniem. Kic to przewidział. Wiec... Przykro mi.

- Dlaczego? Powiedz mi po prostu, dlaczego chcesz mnie zabić? Wytłumacz mi, jakim ja to do cholery mogę być zagrożeniem!

Altruista stanął nad chłopcem - Ciiii... Spokojnie, spójrz na moje piękne oblicze i zamknij oczy, to wtedy... - nie dokończył

- Altruisto - na ramieniu Kapłana pojawił się nagle biały króliczek.

- Zmieniłem plany, zabierz go do kościoła.

- Jak sobie życzysz mój panie - Gdy króliczek zrobił puff Kaplan zwrócił się w stronę chłopca

- Lubisz chłopcze zwiedzać stare kościoły z doświadczonym przewodnikiem?
Powrót do góry
Caladan Płeć:Mężczyzna
Chaos is Behind you


Dołączył: 04 Lut 2007
Skąd: Gdynia Smocza Góra
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
Omertà
Syndykat
WOM
PostWysłany: 12-09-2009, 17:58   

Taktyczny odwrót jak się mawia w żargonie żołnierski udał się. Wrogów nie było widać. Najwyraźniej stwierdzili, że nie warto było nas dalej atakować. Straty były większe niż oszacowano, a układ udał się połowicznie, ale wszystko było na dobrej drodze. Dotarliśmy na umówione spotkanie, gdzie czekał na nas ekipa Roar z Thazzarem, oraz cała chromatyczna śmietanka smoków z całego Faerunu. Każdy z smoków patrzył z byka i pokazywał swoją jaki on jest potężny i wspaniały. Właściwie wszyscy chcieli ze sobą walczyć. Nie jeden chciał walczyć Daurgolothem. Na szczęście Thazzar krzyknął na nich. Wszyscy usłuchali, bo wola posłańca Asgoratha i króla Chromatycznych jest święta. Jednakże było czuć napiętą atmosferę i mogłem założyć się o dowolną cenę ,że myśleli czemu akurat Thazzar. W takich sytuacji należało zainteresować towarzystwo planami. Rozmowy trwały krótko, ale treściwie. Po rozmowach wyruszyliśmy do nowej bazy. Wszystkie smoki polimorfowały się. W bazie starałem się zdobyć jak najwięcej informacji o Daerianie. Telamont nie mylił się z kim mamy do czynienia. Z bazy Czarnej Twierdzy zdobyłem wszystkie dane o nim. Szkarłatni dowiedzieli się od handlarzy w różnych spelunach o przybyciu jakiegoś Boga Kica i jego armii w Mulhorandzie. Analizę danych wydelegowałem Atonowi, bo on był bardziej wytrwały pod tym względem niż ja. Zresztą był lepszym od mnie taktykiem.



................................

Po krótkim czasie w Sembii jeden z moich płaszcz natknął się na dziewczynę, za którą łaziło w ukryciu paru osiłków dosyć niezgrabnie. Łaziła po gospodach i rozwieszała informacje, że poszukuje Arana Traysa z Turmishu. Wcześniej dostał rysopisy osób na które ma zwracać uwagę. Szkarłatny powiadomił resztę drużyny i bazę. Spodek rejestrowały jej ruchy. Po pewnej chwili w bazie danych szybko znaleziono ją. Dowództwo rozkazało ją złapać. Jeden z Szkarłatnych zrobił burdę w jednym z pubów. Jej osiłkowie stracili jej z oczu. Mój człowiek złapał ją, wstrzyknął w jej ramię środek usypiający. Gdy obudziła się zobaczyła parę osób przed sobą na polance. Szybko otrzepała się, ale nie była ani przestraszona, ani roztrzęsiona. Przyjęła dumna postawę. Najprawdopodobniej nie był jej pierwszy raz. Zaczęła od nawijać od słów niech będzie pochwalony Wielki KIC z tobą. Pierwsza myśl jaka przewinęła się w głowie. Znowu jacyś religijni pomyleńcy. Po tym od razu zaczęła konkretnie mówić. Warunki całkiem były do przyjęcia, ale nie byłby sobą , gdybym nie zażądał trochę więcej. Długo rozmyślała. Miałem wrażenie że z kimś kontaktuje. Poprosiłem ją, żeby dała mi przekaźnik. Sasayaki podała mi. Zbadałem przedmiot i zacząłem rozmawiać z nadawcą. Rozmowa telepatyczna trwała 10 minut. W tym czasie wszyscy milczeli. Dyskusję telepatyczną docierała do przywódców mojego sojuszu. Po zakończeniu dałem jej przekaźnik. Wypełniłaś swoją misję, ale powiedz swoim szefom jedno. słuchajcie nowin z Cormyru, Turmishu i Westgate. Tak kończą ci, którzy nie rozwiązali się z swojej umowy. Skinąłem do szkarłatnego, a ten dał jej rękę i wyteleportowali się do Maerlar, gdzie siedzieli lekko otumanieni towarzysze dyplomatki. Szkarłatnych szybko zniknął z pokoju.

..............................................................................................................................

Tymczasem Szkarłatni, Draxy, Duszoszydercy , Manipulatorzy energii i Agenci cienia zrobili parę akcji. Udało im się porwać prawowitego dziedzica tronu, oraz unicestwić Daelegotha wraz z grupą Brotherhood of the Glorious Sun. Alusair Obarskyrc oszalała z powodu złamania Geassa (Na jej ramieniu podpisano Szaleństwo dotyka tych, którzy zdradząją , a na drugim było napisane, że Cormyr ma skapitulować, albo dziedzic tronu zginie). Na decyzje długo nie było trzeba czekać. Na wszelki wypadek metanowce zniszczyły wszystkie Cormyrskie statki wojenne w portach wraz ludźmi. Podobnie było w Turmishu. W Cormathorze dyplomaci bractwa zawarli pakt sojuszniczy z Malzkidem i Saryą, a potem z elfami traktat o nieagresję, ponieważ Bractwu udało się w drodze pokojowej rozwiązać konflikt pomiędzy 3 rasami. Myth Drannor było oczyszczone.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
4934952
Velg Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 05 Paź 2008
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 12-09-2009, 20:13   

Sigimundus wciąż zbierał się po ataku kucyków, kiedy do namiotu wszedł Rhyald Darkspear. Zastana sytuacja wzbudziła tylko lekki grymas niezadowolenia na królewskich ustach, po czym władca wyciągnął swój khopesh i począł iść w kierunku bogini, z widocznym zamiarem zakończenia obecnego stanu rzeczy...

… aż, przechodząc koło paladyna, najwyraźniej zmienił swe priorytety, skierował się ku niemu i uderzył głowicą broni w tył paladyńskiej głowy.

***


Dobrych kilkanaście minut później, obóz sił Untheru i Chessentii ogarnęło wielkie zamieszanie. Okrzyki „Król ranion, paladyn-zdrajca zabójca...!” rozległy się po całym obozowisku. Jako i ludzie mogli zobaczyć w środku namiotu okrwawionego króla ściskającego kurczowo swe ostrze... I paladyna, rzekomo złapanego przez strażników przy próbie skrytobójstwa.

Dowódcy, którzy do namiotu zostali wpuszczeni jeszcze przed rozpuszczeniem plotek o zamachu, zrazu nie chcieli wierzyć w wersję dziwnego człowieka, który podawał się za przedstawiciela woli zmarłego władcy... Jednakże, przekonali się, że jakaś siła zmuszała ich do działania wedle woli „Velga, Pierwszego Sekretarza MACu i najskromniejszego sługi prawdy”, jak przedstawił się nowy dowódca. Cyniczne wyznanie, że król przerzucił na niego słowa przysięgi, dopełniło formalności – jako iż geas poczynał działać.

Przy takim obrocie sprawy, rozprawa z paladynami stała się tylko formalnością – jako, iż rycerze zostali osaczeni przez rozwścieczone wojska z zaskoczenia. Wprawdzie konetabl dał im szansę odejścia wolno, lecz kodeksy honorowe wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i rozpoczęła się bitwa między dwudziestoma tysiącami ciężkiej piechoty z Akanaxu, zbrojnej w długie piki, a kilkuset rycerzami.

Dowódca sił MAC, szara eminencja Untheru i Chessentii, nie chciał oglądać rzezi paladynów – choć w chwili obecnej rycerze byli jego nieprzyjaciółmi... to mimo wszystko w większym stopniu czuł się częścią świata rycerzy na ich rumakach aniżeli świata pieszych mas Akanaxu.

***


Przez kilka godzin, w obozowisku panował nieporządek. Król Hieron Judea, który wizytował obóz swoich sił, został zaskoczony nagłą zmianą sytuacji politycznej... Jednakże, wieść o śmierci Rhyalda (którego ciało poddać miano szybkiej kremacji) dogłębnie nim wstrząsnęła. Dlatego też (i dzięki perswazjom ze strony malaugrimów obsadzających ważne stanowiska państwowe) przeszedł do porządku dziennego nad inkorporacją Untheru do imperium Bractwa Melior Absque Chrisma.

Związane to było z różnego rodzaju czystkami (niektórych kapłanów zmuszono do ucieczki z Untheru... a niektórzy postradali życie), rozmowami i pertraktacjami. Stopniowo jednak ludzie Bractwa uspokoili sytuację – Velg dzięki swemu doświadczeniu, a Shizuku – dzięki łagodności, która uczyniła dla niej „ludzką twarz MACu” dla wielu znękanym życiem wojaków.

***


Jednocześnie zaś, Danactar i Rada Dwunastu wrócili na Lantan. Tam, dzięki autorytetowi zdobytemu podczas lat sprawowania swych funkcji, dzięki obietnicy rozwoju technologicznego wyspy (gwarantowanego przez niektóre z wynalazków Caladana... oraz części z Cmętarzyska Maszyn – legendarnego miejsca w imperium, które z udawaną pasją opisywał Velg) i dzięki wsparciu zapewnianemu przez Bractwo, zapoczątkowali okres zwany lantańską technokracją absolutstyczną.

Nie mieli zdobyć tym miłości ziomków. Przez późniejszą historiografię gnomią mieli być zwani Trzynastoma Zdrajcami, którzy przehandlowali wiarę w Gonda za technologiczne cudeńka... Jednakże, co bardziej światli filozofowie i teologowie zastanawiali się nad ich wyborem – i skłonni byli ich uniewinnić. Bowiem, choć oficjalnie wyparli się Sprawcy Cudów, pozostali wierni jego dogmatom. Przez to, w niektórych dziełach napotkać można było pogląd, że winowajcą takiego stanu rzeczy był Pan Wszystkich Kowali, który stanął między gnomami a wizją rozwoju technologicznego – i przez to stracił swój powód istnienia...

***


Tymczasem, lejtnant-jenerał Manfred dotarł do Sultim. Tam już czekało na niego dziesięć tysięcy lekkiej piechoty z Murghom, pięciu magów Bractwa, jak i przejęta od mulhorandu flota. Nad tymi siłami obejmował dowodzenie – jednakże, nie kończyło to listy sił, nad którymi sprawował zwierzchność.

***


Po krótkim czasie od wydarzeń w Chessentii, w zupełnie innym zakątku Faerunu dwaj jeźdźcy Zakonu Nieba przemierzali przestworza nad błękitnym oceanem/

Byli to: Velg na Siluyu oraz Yafrenn na Bucefale, a lecieli w kierunku Letniego Kraju (lub Morskiej Kryjówki, jak ostatnio zwano te okolice Faerunu). Stopniowo, w miarę lotu nad czystymi, morskimi wodami, zza mgły poczynały wyłaniać się wybrzeża Nimbralu.

Równocześnie zaś, z głębokich borów wylecieli Latający Łowcy. Już z daleka widać było świecące, szklane pancerze. Nimbriańskie zbroje budziły strach wśród calishyckich handlarzy niewolników i nelantherskich piratów, lecz powietrzni jeźdźcy nie mieli żadnych powodów do obaw... Oczywiście, dopóki nie znaleziono by przy nich jakiejś broni lub nie złamaliby któregoś z Przesądów ludów nimbryjskich.

Skoro jednak Yafrenn był synem Komendanta Zakonu Powietrznych Łowów, a jego towarzysz nie przejawiał żadnych zachowań agresywnych, jeźdźcy przepuścili przybyszów w głąb wyspy.

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Daerian Płeć:Mężczyzna
Wędrowiec Astralny


Dołączył: 25 Lut 2004
Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa)
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 13-09-2009, 00:42   

Atak na Alusair Obarskyrc był najgłupszym pomysłem, na jaki kiedykolwiek zdobyła się organizacja Caladana. Nie dość, że fakt istnienia Geass został ujawniony i udało się je rozproszyć na czas, to jeszcze wysłane siły poniosły natychmiastową śmierć. Jeśli Szkarłatni, Draxy, Duszoszydercy , Manipulatorzy energii i Agenci cienia uważali się za potężnych, tym razem przeliczyli się. Przed połączoną mocą oddziały desantowego, który stanowili Daerian, Endarion, Oblodra i Elmister, razem z grupą epickich paladynów, magów i drowich psoników byli bezradni niczym puch na wietrze. Komnaty królewskie spłynęły krwią agentów Caladana, nie licząc kilku istot schwytanych w celu zasięgnięta jeżyka... które wkrótce pożałowały, że nie spotkał ich ten sam los co ich braci i siostry. Oblodra i magowie stanowczo nie tracili czasu, a zdobyte informacje ujawniły wreszcie całkowicie oblicze wroga... a jeszcze więcej dała Daerianowi i jego towarzyszom biblioteka i osobiste doświadczenie Wędrowców. Niektórzy z ich nie wspominali oddziałów Caladana najlepiej...

Pojawiające się metanowce nie miały nawet szansy zareagować. Srebrny Ogień Wybrańców Mystry zebrał przerażające żniwo, a reszty dokonały konwencjonalne zaklęcia.

Pośród paladynów tajemniczym zbiegiem okoliczności nie odnaleziono ciał członków zakonu Mystry...

Tymczasem w głównej siedzibie sił Daeriana, na podplanie egzystencji...
-Nie mamy wyboru - westchnął Daerian - ledwo zdążyliśmy zareagować na atak na królową, a nie zapobiegliśmy porwaniu jej syna.
- Choć nie zmienia to faktu, że Cormyr nadal stoi po naszej stronie, gdyż królowa przekuła swój ból w gniew...
- Wiem, że to wydaje się proste dla Ciebie, Gromphie, ale nie dla wszystkich jest takie. Ponawiam swoja propozycję, głosujmy.
- Tym razem będę za - westchnął Elminster - zagrożenie jest zbyt wielkie.
- I ja. I ja. I ja...
- Jest nas dosyć, aby udźwignąć ten ciężar. Jeszcze nigdy tylu najpotężniejszych magów nie pracowało razem.
- Ale jest jeszcze jedna rzecz, która musimy uczynić. Sojusznik zdradził, a geass...
- Wiem. Ale ja nie składałem geass, i widziałem się z nim twarzą w twarz. Choćby zmienił postać po tysiąckroć, nie odnajdę go. I wtedy...

Rozpoczęły się więc przygotowania...

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
3291361
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 13-09-2009, 01:20   

Kanały pod Gheldaneth......

Pułkownik MACu szedł po bocznym chodniku tunelem. Na prawo i poniżej od niego znajdował się rwący strumień wody. Zapuścił się w te kanały gdy w barach i karczmach o paru dziwnych zjawiskach i wydarzeniach. Na przykład że rzeka od kilku dni jest czysta a zazwyczaj w pewnej jej części widać zmianę zabarwienia spowodowaną nieczystościami. Zszedł więc na dół ale jak na razie nie znalazł nic oprócz szczurów. Z sadystyczną satysfakcją zmiażdżył butem kolejnego gryzonia. Nic nie musiał robić same pchały mu się pod stopy. Inne szczury uciekły a Karel podążył za nimi wzrokiem. Dziura w której zniknęły była dość spora ale nie na tyle by zmieścić człowieka. Stała tak przez chwilę rozmyślając swoje następne posunięcie gdy poczuł słaby ślad....ślad mroku. Zerknął w stronę otworu raz jeszcze....tak to z niego dobywał się ślad mocy. Zaczął obmacywać ścianę w poszukiwaniu tajnego przycisku ale nie znalazł nic. Sfrustrowany uderzył w ścianę ale to sprawiło tylko obsunięcie stropu i spadek jednej cegły. Szermierz uchylił się przed pociskiem bez wysiłku po czym podniósł ją. Była to jak najbardziej zwyczajna cegła. Zrezygnowany rzucił ją za siebie a traf chciał że przeleciała nad ściekiem p czym uderzyła w mur przylegający do bliźniaczego chodnika. Jak za dotknięciem różdżki ściana przed Karelem zaczęła się odsuwać. Po chwili ukazało się przejście, wąskie ale nie na tyle by dorosła osoba nie mogłaby przejść.
- Albo fortuna mi dzisiaj sprzyja albo to plot device - rzucił sarkastycznie po czym wszedł w otwór. Wąskie przejście prowadziło na skos w dół jednocześnie mając parę zakrętów. Wreszcie pułkownik dotarł do przestronnego pomieszczenia. pomimo lokalizacji pokój był zadbany i urządzony ze smakiem. Był jednak oczywiście trochę zakurzony. Karel uwolnił trochę mocy a kurz wyrzuciło z pomieszczenia, następnie przeszedł do myszkowania. Wiele ksiąg było magicznych i szermierz uznał że później można je zabrać do biblioteki bractwa. Karela zaciekawiła jednak jedna książka:
,,O konstruktach: Sługa i kontrola" Karel sięgnął po butelkę wina które stało na jednej z półek. Następnie nalał je do kieliszka( również znalezionego) p czym zabrał się do lektury.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Loko Płeć:Mężczyzna
Aspect of Insanity


Dołączył: 28 Gru 2008
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 13-09-2009, 14:46   

Karel już przykładał kielich do ust, trzymając zamkniętą jeszcze księgę na kolanach, gdy naczynie nagle pękło. Wino rozchlapało się naokoło krzesła na którym siedział, kątem oka zobaczył obok siebie kontury postaci. Chłód jaki zapanował naokoło natychmiast uświadomił go, kto wpadł z niezapowiedzianą wizytą.

- Mogę wiedzieć czego tu szukasz? I z jakiego powodu rozbiłeś mój kielich, naprawdę miałem ochotę się napić... - rzucił niemiłym tonem.

Loko nic nie mówiąc patrzył na szermierza. Karel nagle poczuł jakiś dziwny zapach, wino które zamierzał wypić niemiłosiernie cuchnęło.

- Trucizna - rzekł szermierz, wstając i odkładając księgę na stolik - jednak wciąż nie odpowiedziałeś mi co tu robisz.

- Ludzie na zewnątrz gadają, że pewien uzdolniony szermierz wybrał się zbadać kanały. Ja z braku lepszego zajęcia uznałem, że pomogę mu wyjść z kanałów tak, aby nie zabrudził się ściekiem.

- Zapewne myślisz że ci się udało prawda? Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Ta trucizna przyprawiła by mnie najwyżej o ból żołądka.

- Nie twierdzę że jest inaczej. Jednak chciałem też oznajmić, że szczury które z taką ochotą deptałeś przed wejściem tutaj miały za zadanie ostrzec swego pana, gdyby ktoś próbował położyć łapy na jego cennych księgach.

- ... fakt, to coś nowego, ale chyba nie myślisz że nie poradziłbym sobie z nim samemu.

- Wcale tak nie uważam, po prostu ja też chcę się trochę zabawić. Jeden smok mi nie wystarczy.

Karel uśmiechnął się do skrytobójcy, dobywając swą broń. Dwaj mężczyźni odwrócili się ku postaci która nagle pojawiła sie w wejściu do komnaty.

_________________
That is all in your head.

I am and I are all we.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 13-09-2009, 17:13   

- Kogo my tu mamy? To chyba gospodarz....świetnie się składa ja również byłem bardzo znudzony. - zakpił Karel cały czas nie przestając się uśmiechać. Przybysz okazał się starcem tak zasuszonym że wydawał się prawie martwy. Opięta skóra wisiała na kościach a twarz ginęła w brodzie i wąsach
- To bardzo nieuprzejme z waszej strony. Włamanie i to bez zapowiedzi....i widzę że zepsuliście mój ulubiony kieliszek.....
- Gadaj zdrów dziadku. Masz tu parę interesujących przedmiotów. Można uznać jako że żyjesz w kanałach miasta kontrolowanego że zabierzemy to i owo w ramach czynszu.
- Wygląda na to że nie rozstanie się z nimi dobrowolnie - stwierdził trzeźwo Loko.
- A kto mówił o kooperacji? Zabierzemy je wraz z jego życiem.....gdzie on się podział?! - starzec zniknął, księga o konstruktach również. Kątami oczu skrytobójca i szermierz spostrzegli że jeden z gobelinów ciągle falował. Pułkownik rzucił się w tym kierunku rozcinając mieczem materiał i tym samym ujawniając przejście tym razem o wiele szersze i wykute z wielką starannością. Szermierz już chciał się rzucić w pościg ale przytrzymała go ręka towarzysza. Jej dotyk był lodowato zimny
- To nierozsądne zapuszczać się za nim bez zastanowienia.
- Hmh może....niech ci będzie - Karel wrócił się po czym wziął stojący czysty pergamin pisząc na nim wiadomość do Kitkary jakby zapuściła się za nim aż tu, na więcej nie było czasu bo odgłos kroków starca cichł w oddali. Obje Loko i Karel rzucili się w pościg.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Loko Płeć:Mężczyzna
Aspect of Insanity


Dołączył: 28 Gru 2008
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 13-09-2009, 18:28   

Korytarz początkowo prowadził stale wprzód, potem zaczął zagłębiać się jeszcze bardziej pod ziemię. Mimo pochodni zawieszonych na ścianach, po podłodze panoszyło się mnóstwo szczurów. Loko i Karel dobiegli w końcu do ściany, będącej zakończeniem korytarza. Nie było tu ani śladu starca, jedynie kilka sporych kamieni leżało tu i ówdzie.

- Psiakość - zaklął Karel - zgubiliśmy go.

Gdy wypowiedział te słowa, jeden kamień poruszył się. Dostrzegli że jest on pokryty szarym futrem. Szczurołak odwrócił się w ich kierunku, trzymając w rękach nadgryzioną księgę.

- Przestań! - wrzasnął szermierz, po czym rzucił się na stworzenie.

Szczurołak zapiszczał przeraźliwie. Uniknął miecza Karela, po czym odbijając się od ściany zaatakował szermierza od tyłu. Po chwili niczym szmaciana kukła, poleciał do tyłu i upadł na plecy. Szermierz zaczął powoli kroczyć ku niemu, w jego oczach pojawiła się rządza mordu, zmiażdżył butem leżącą na jego drodze ogromną szczurzą łapę. Likantrop wstał i tyłem zaczął wycofywać się w głąb korytarza, dopóki nie uderzył w coś plecami. Loko złapał za głowę likantropa, który ośmielił się wpaść na niego w ciemnym tunelu. W jednej chwili głowa stworzenia stała się bryłą lodu. Szczurołak zaczął bić się i na oślep drapać swego oponenta. Karel jednym ruchem pozbawił myszona głowy.

- Eh, spodziewałem się kogoś lepszego - rzucił szermierz, po czym schylił się po księgę.

- Ja również - Loko upuścił wciąż trzymaną zlodowaciałą głowę, która upadła z łoskotem powodując echo - masz może chustkę?

Szermierz zobaczył, że ręka skrytobójcy, umazana krwią likantropa niepokojąco drży. Podał Lokowi chustkę, ten zaczął nią gorączkowo wycierać dłoń. Gdy skończył ręka przestała drżeć, a sam skrytobójca wytworzył z niej kupkę śniegu, aby sprawdzić jej zdolność do działania.

- Cóż, widzę że szczur nie był nikim niezwykłym - rzekł Karel - tym niemniej trzeba dokładnie przejrzeć jego rzeczy, i skonfiskować co nie co w imieniu MAC.

Szermierz odwrócił się właśnie w stroną korytarza prowadzącego do wyjścia, gdy pod jego nogami zaroiło się od szczurów. Setki jeśli nie tysiące gryzoni poczęło się wdrapywać na nogi jego oraz Loko'a. W jednej chwili ściany korytarza pokryły się lodem, maleńkie istotki pod ich stopami znieruchomiały. Karel wielce zirytowany strącił z siebie szczury, które spadając potłukły się na drobne kawałeczki.

- Ja rozumiem że są denerwujące, ale nie przesadzaj - rzucił z uśmiechem do skrytobojcy.

Loko lekko skłonił się w stronę szermierza, po czym obaj ruszyli w stronę komnaty zamieszkiwanej przez szczurołaka. Nagle w połowie korytarza dwaj towarzysze odczuli znaczną aurę magiczną. Spojrzeli na siebie i przytaknęli głowami. Szczurołak to tylko początek, w komnacie do ktorej zmierzali oczekiwał na nich ktoś jeszcze.

_________________
That is all in your head.

I am and I are all we.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 9 z 36 Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 34, 35, 36  Następny
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group