Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Forgotten Realms |
Wersja do druku |
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 16-09-2009, 22:21
|
|
|
Velg syknął. Obserwował bitwę między półorkiem a swoim dowódcą i poczuwał się do niejakiej dumy ze swego podopiecznego... Kiedy nagle półork wstał i zaczął wyzwalać jakieś dziwne energie. Wtedy Pierwszego Sekretarza ogarnął pewnego rodzaju szał, tak wielki, że zwokalizował swe uczucia. Przykuł tym uwagę Herolda, który przeszył go wzrokiem i zmarszczył brwi. Widać było, że oczekiwał wyjaśnienia.
- Mości Heroldzie... Wybacz, ale ma rola rycerza wiary zmusza mnie do nieustającej obserwacji... Pewnych wydarzeń.
- Czyżbyś miał coś wspólnego... Z tą bestią? - skrzywił się człowiek z Nimbralu.
- Nie, jestem jednym z jej wrogów - tu widok w kuli zmienił się, pokazując kilku jeźdców Zakonu - A człowiek, który odszedł... Był mi drogi.
Herold więcej nie pytał się o owo wydarzenie. Może i jego wątpliwości nie zostały wyjaśnione, ale był dostatecznie taktowny, aby nie gnębić konetabla, któremu „odejść” miał ktoś drogi...
***
Po wyjściu maga, w kuli obserwował wycofanie się sił MAC oraz destrukcję golemów...
Widział też prawdziwe twarze Daeriana i Caladana - lecz wtem okazało się, że nakierowanie na nich kuli było błędem. Coś w wyrazie twarzy maga rzekło mu, że poczuł wieszczenie... I zapewne, choć nie miał jak namierzyć Velga, zlokalizował stojącą przed Pierwszym Sekretarzem kulę.
Oczywiście, był chroniony przed rozmaitymi wariantami uwięzień, a na zamku nie działały czary teleportacji... Jednak, mimo wszystko postanowił uważać. |
_________________
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 17-09-2009, 11:11
|
|
|
- Ach, witaj. Całkiem wygodnie się tu urządziłeś.
Velg odwrócił się ze zdumieniem na twarzy... znał ten głos. Widok zdołał go jednak zaskoczyć. Spodziewał się ognia, piorunów... a tymczasem ujrzał leniwie rozwalonego, półleżącego na fotelu drowa. Z czerwonymi włosami. I kieliszkiem wina w ręce. Obok lewitowała butelka.
Znanego sobie drowa.
Rzucił okiem na kulę... w której nadal widoczne było starcie Daeriana z Caldananem.
- Och, nie przejmuj się. To tylko takie niewielkie zakrzywienia czasu i przestrzeni, odrobina paradoksu i gotowe. Tak samo jak miejscowe blokady przeciw teleportacji... Widzisz, wszystko jest względne. Jeśli przyjmiemy... och, pardon, nie szukaj tego miecza ani khopesha. Przeszkadzałyby nam w rozmowie, więc leżą tam, pod łóżkiem.
Mina Velga wyraźnie sugerowała, że wizja ta go nie zachwycała.
- Och, gdzie moje maniery. Napijesz się? Pięćsetletnie calimshanskie, świetny rocznik. Och, nie jest zatrute, jeśli się zastanawiasz. Po co męczyłbym się z trucizną, gdybym chciał się Ciebie pozbyć?
- ...
- A właśnie, kilka spraw o których przekazanie zostałem poproszony. Strażnik więzienny prosi, abyś wydał Manfredowi rozkaz na piśmie, z pozwoleniem lub nakazem zaprzestania rób ucieczki... ma już zupełnie dość, do tej pory twój jenerał próbował go ogłuszyć dwa razy miską z żywnością, raz muszlą sedesową i trzy razy basenem...
- Y...
- Sigismund prosił, aby Ci przekazać, że domaga się honorowego pojedynku na miecze z Tobą, tą „panią od kosy” oraz magicznego z tą „mordującą niewinne smoki czarodziejką”. Nie wiem jak to sobie wyobraża, kolejkę czy co, ale niech będzie... A Dorrovian chwali tego drugiego dowódcę, Filipa zdaje się. Nikt mu od tak dawna solidnie nie przyłożył, jest pod wrażeniem. To co, napijesz się wina?
Velg zaczął tracić wiarę w swoje zdrowe zmysły. Coś takiego nie mieściło się w jego definicji potężnego, wrogiego czarnoksiężnika.
- No spokojnie, miałem trochę czasu, aby ochłonąć i pomyśleć spokojnie. Więc siadaj, napij się wina i porozmawiajmy... tylko w zasadzie jak powinienem się do Ciebie zwracać, bo jak sądzę Darkspear nie jest raczej prawidłowym określeniem... więc jak?
Velg słyszał kiedyś określenie chaotyczny rozbawiony. Doszedł do wniosku, że chyba widzi jednego z przedstawicieli tego gatunku... |
_________________
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 17-09-2009, 12:02
|
|
|
Velg wreszcie doszedł do siebie po zaskoczeniu. Pierwszą rzeczą, którą uczynił „na trzeźwo”, było błyskawiczne zerwanie się z miejsca i otwarcie szuflady. Nim Daerian zdążył zareagować, wyciągał już ozdobny sztylet. Wyciągał - ku zdumieniu drowa, który doskonale wiedział, że obiekt, który przeszukiwał Pierwszy Sekretarz winien być pusty. A przynajmniej tak wskazywała magia. Co dziwniejsze, czarodziej nie mógł wychwycić zmiany - sztylet nie został stworzony, ukryty iluzją czy przyzwany przez Velga - on po prostu nagle tam był. I był od zawsze.
Zaś sam Velg uśmiechnął się w duchu, nim ponownie zasiadł do stołu. Wprawdzie odcinek pomiędzy nim i (pustym) meblem był dość mały... Lecz wystarczył, aby swymi zdolnościami manipulacji rzeczywistością konetabl mógł zapełnić szafkę.
Niechże nie myśli, że jest wszechpotężny... – pomyślał. Na Nimbralu chodzenie z przypasaną bronią było zakazane, wskutek czego miecze znalazły się w pokoju Velga tylko na skutek gustu dekoracyjnego. Była to dekoracja, owszem, ładna, ale też całkowicie tępa... Dlatego też wątpił, aby czarodziej poważnie traktował owy oręż. Znaczyło to tyle, że usunięcie go poza zasięg wzroku stanowiło tylko demonstrację mocy – na co on odpowiedział ze swej strony czymś podobnym.
Zresztą, MACant nie pamiętał, kiedy ostatni raz chodził z mieczem u swego pasa – przez co trzymany sztylet był tym bardziej bezużyteczny. Nie zadając sobie trudu porządniejszego zademonstrowania klingi, zwrócił się do rozmówcy.
- Możesz mnie zwać Velgiem... lub konetablem, Pierwszym Sekretarzem Bractwa, więźniem Nimbralu lub którymkolwiek z mych mnogich mian. A kimże ty jesteś? Zdaje się, że twe prawdziwe... – na to słowo położył szczególny nacisk – ... miano jest mi obce. A może się mylę? – w tym momencie uczynił przerwę na upicie łyka wina, którym poczęstował go Daerian – Dobre wino... A wracając do sprawy – nie mi rozkazywać Manfredowi. I tak pomyśli, żeś sfałszował rozkaz lub napoił go halucynogenem. Sigismund może dostać swoje pojedynki, jeśli tak śpieszno mu do porażki... Jednakże, jeśli zginie w którymś... Choćby z kosiarką...To twoja głowa w tym, by nie splamił honoru lekceważeniem sobie następnego pojedynku.
Spojrzał na Daeriana. Idiotycznie to wygląda – stwierdził, widząc „chaotyczny grymas” (w którego istnienie jeszcze przed chwilą wątpił) na twarzy drowa. - Rozmawiam z nim, a póki co jedynie się szczerzy... I nie próbuje mnie spopielić...
- W każdym razie... Żywię wątpliwości, aby to było przyczyną tej rozmowy. Powiem wprost – czego chcesz? – zapytał, a jednocześnie cisnął trzymanym w ręce ostrzem przez okno. |
_________________
|
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 17-09-2009, 15:55
|
|
|
Wszystko zaczęło się niewinnie...
Luskan było dużym miastem, a jego portowy charakter sprawiał, że zawsze tętniło życiem. Serce miasta, którym w dzień był port, w nocy rozpraszało się w niezliczone speluny, karczmy spod ciemnej gwiazdy, domy publiczne i ciemne uliczki, do których nikt nie chciał zaglądać. Ci, którzy w dzień ciężko pracowali - albo udawali, że pracują, po zmroku trwonili wszystko, co zdołali zarobić. Lecz przyznać trzeba, że było na co wydawać - pomijając szczyny, którymi upijali się stali bywalcy spelun (co w sumie nie świadczyło źle o trunku - widać, faktycznie zawierał alkohol), największe przychody nie notowały burdele (bo kto udowodni, co, gdzie, w jaki sposób i jak długo pracownica robiła klientowi, lub na odwrót...?). W świecie alfonsów i prostytutek wszyscy wszystkich znali. Każdy wiedział, kto gdzie przychodzi, jakie dziewczę sobie upodobał. Sieć zależności była tyleż wielka, co, jak się potem miało okazać, delikatna. Burdele po wielu latach nieoficjalnych wojen, w których ginęły osoby w jakikolwiek sposób związane z daną "marką", doszły do porozumienia - choć nie obyło się bez przymusu ze strony Kapitanów (nieoficjalnego, bo oczywiście plotki, że do ich kwater niepostrzeżenie przemykały się zgrabne dziewczęta o widocznych walorach, są tylko plotkami). Po wojnie fizycznej przyszła jednak kolejna - "marketingowa", która trwa do dziś. Nic też nie zapowiada rychłego jej zakończenia, bo przecież każdemu jest ona na rękę - kto nie lubi być kuszony dodatkowymi atrakcjami, niezaznanymi dotąd rozkoszami, pięknościami z egzotycznych krain? To lepka sieć, z której żadne mniejsze robactwo nie jest się w stanie wyrwać, co jednak nikomu nie przeszkadzało.
Początkowo nikt nie zauważył zmiany, bo też tak właściwie jej nie było - nie sposób jej było dostrzec. Dopiero po kilku tygodniach na nocnych uliczkach i w ciasnych spelunach Luskanu można było wyczuć niepokój unoszący się w powietrzu. Ale jeszcze nie określony, nieuformowany. Był tam, wyczuwano go i powiększał się jeszcze bardziej - zbliżał się punkt krytyczny, napięcie musiało ujść. Wtedy to, nie wiadomo skąd, po raz pierwszy pojawiła się Plotka... |
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 17-09-2009, 16:00
|
|
|
- Naprawdę? - Daerian wyraźnie był niepocieszony - A ja sądziłem, że w annałach MAC zdobyłem już sobie jakąś wzmiankę czy wspomnienie...
- Cóż, skoro nie... - stwierdził wzdychając przesadnie Daerian, wstając i kłaniając się zwinnie - zwą mnie Daerianem Baenre, Wędrowcem, Przemierzaczem Światów, Tym, który ustać w jednym miejscu nie może, Smoczym Magiem, Mrocznym Płomieniem, Czarnoksiężnikiem, Synem Ciemności, Niosącym Chaos i Płomieniem Zniszczenia. Dla przyjaciół Daer lub "ten skubany drowowy nekropaladyn". To ostatnie przyjęło się wśród niektórych kręgów rycerskich.
Minę miał bardzo poważną.
Velg nie wiedział w zasadzie, co odpowiedzieć...
- Natomiast czego pragnę... hmm... myślę, że pokój na świecie, w sensie dosłownym, byłby bardzo dobry. Aha, i zwrot kosztów ziemi wraz z odsetkami, ale to chyba nie leży w Twojej gestii. Ale na razie chętnie bym sobie pogawędził trochę z ciekawym osobnikiem, jakim jesteś... i dowiedział się co nieco o kimś, kto tak ładnie wystrychnął mnie na dudka.
To mówiąc dolał sobie jeszcze wina.
- Tak więc zaczynajmy... |
_________________
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 17-09-2009, 16:46
|
|
|
- Prędzej wszyscy przyjaciele zadźgają cię zastawą stołową niż dostaniesz odszkodowanie, którego wymagasz. A dużo prędzej zdołasz je wyłudzić... – na to słowo położył większy nacisk niż na pozostałe – ... od Caladana. – tu się lekko uśmiechnął – Zważywszy na to, jak uśmiechało mu się dzielenie skóry na żywym, faeruńskim niedźwiedziu, nie powinno go zaskoczyć jego własny podział podział szponami niedźwiedzia.
Gdy Daerian przetrawił odpowiedź, rycerz zaczął kontynuować...
- A annałom nie przypisuj zbytniej wagi... Nim je przeczytałem, zdążą je zjeść mole – i z całej ich biblioteki ocaleje raptem jedna wzmianka o tobie... A nie wydaje mi się, żeby wynik złego humoru podrzędnego dziejopisa miał jakąś wagę. Choć z drugiej strony, będę musiał kiedyś zobaczyć, czy choć trochę utrzymują zgodność historyczną... – zadumał się, po czym spojrzał w oczy drowa i dokończył – Gdybyś jednak chciał je kiedyś przeczytać... To na jakąkolwiek wzmiankę o pokoju z twoją osobą nie licz... Niemniej nie miałbym nic przeciwko wersji „po osiągnięciu stawianych sobie celów, krucjata skierowała się na inne plany”.
Tą kwestią skończył swą wypowiedź i zaczął czekać na reakcję zastanawiającego się drowa.
***
Tymczasem, w Kościele Praworządności brat Joseph patrzył na spis MACowych magów i agentów. Planował ciężką akcję - i dlatego wziął na siebie ciężkie zadanie selekcjonowania najlepszych ludzi MACu... Zadanie, w którym przeszkodziły mu euforyczne okrzyki młodziutkich akolitek.
Altruista wrócił... - pomyślał, zniecierpliwiony. Od czasów pamiętnych zalotów Shizuku, wierne przekonały się, że Altruiście można okazywać względy... Więc teraz, żeby przejść gdziekolwiek, musiał przeciskać się przez szpalery akolitek, które zasypywały go pocałunkami.
Edit sensu nie ma - niemniej dodany jest na osobiste życzenie Najwyższego Kapłana. |
_________________
Ostatnio zmieniony przez Velg dnia 17-09-2009, 22:01, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 17-09-2009, 18:30
|
|
|
Tymczasem na wybrzeżu wyspy działy się dziwne rzeczy. Dało się słyszeć głosy osób których nie było, albo widzieć przez mgnienie rozmazane sylwetki. Wreszcie na jednej ze skarp, wymierzonych w morze niczym oskarżycielski palec Wymiar Cienia pękł. Na krańcu skarpy stał pułkownik MACu. Błysnął piorun. Karel trzymał miecz wyciągnięty miecz przed siebie i lekko w wzwyż. Ponowny błysk. Na mieczu był nadziany przez pierś Endarion, wyglądał jakby dostał największe lanie w swoim życiu:
- Rozczarowujące. Nie padłeś trochę za szybko? Może nie jesteś prawdziwym mnichem z wtedy? A może to ten drugi gość ci pomógł? Tak czy siak.... - Karel przekręcił lekko miecz. Na twarzy drowa pojawił się grymas bólu a od skał i morza uderzającego w dole odbiło się echo wrzasku.
- Tak czy siak ten widok jest całkiem satysfakcjonujący - MACant uśmiechnął się sadystycznie. Następnie przyciągnął mnicha wraz z mieczem do siebie. Potem chwycił go za szatę na piersi po czym czym wyjął z niego miecz.
- Prawdziwy czy nie. Myślę że mój przeciwnik słyszy w tej chwili me słowa. Więc powiem taką rzecz. Jeżeli jesteś prawdziwy to zacznę zabijać teraz twoich przyjaciół lub dopilnuję żeby nie przeżyli tej wojny. A jeżeli jesteś fałszywy to najpierw zabiję ciebie a dopiero potem twoich kumpli, jeżeli oryginał walczy tak jak ty to nie będzie problem. W każdym mąć razie...Sayonara - Karel rzucił mnicha przed siebie a następnie obserwował jak spada w dół i w dół. Wreszcie zniknął w ciemnościach na dole. Odwrócił się następnie.
- Tak teraz czuję się o wiele lepiej. Czas wracać do pracy - rozwinął skrzydła po czym poleciał stronę gwaru bitewnego. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 18-09-2009, 09:43
|
|
|
Niespełna kilkanaście kilometrów od tej bitwy, na przystępnej polanie zaczęły rozkładać się liczne namioty dla rannych wojowników. Co młodsi akolici stawiali kolejne namioty, starsi zaś krzątali się ze wszelkimi maściami, fiolkami, bandażami i zwojami, sama zaś Avalia siedziała w niewielkim namiocie przeglądając listę zapasów, żywności, leków i całego osprzętu sprawdzając czy aby na pewno wszystko jest i wszystkiego wystarczy.
Dość często przez namiot mrocznej kapłanki przewijali się akolici z pytaniami o mieszanie ziół, o księgi lecznicze no i o wszelkie porady bo co nie jeden młodszy akolita martwił się czy sobie poradzi. |
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 18-09-2009, 11:12
|
|
|
Gdy Sasayaki się obudziła dostrzegła nad sob płótno. Gdy się rozejrzała okazało się że znajduje się w namiocie. Ostatnie co pamiętała to ból głowy jakby ktoś rozłupywał jej czaszkę. Ktoś musiał zaatakować ją od tyłu. Była wściekła. Na tego kogoś i na siebie bo go nie zauważyła.
Wstała, co okazało się dość bolesnym przedsięwzięciem. Wychodząc z namiotu minęła kilku akolitów chcących zaprowadzić ja z powrotem do łóżka. W końcu pozwoliła piątemu się przebadać. Diagnoza mówiła: raczej zdrowa, ale powinna się oszczędzać jeszcze przynajmniej kilka dni, może odczuwać dotkliwą migrenę.
Na zewnątrz ku swemu zaskoczeniu spotkała królową Avalię. Przeglądała zaopatrzenie. Sasayaki przywitała się z nią lekkim pokłonem.
-Dzień dobry Sas-chan.- odparła Avalia- Jak głowa?
-Boli, ale przeżyję... Dziękuję za pomoc pani.
-To dobrze. Co masz zamiar teraz zrobić?
Dziewczyna zastanowiła się.
-Pójdę zobaczyć się z ojcem. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 18-09-2009, 14:26
|
|
|
Loko szedł lekko pochylony szybkim krokiem, mijając namioty rannych wojowników. Kątem oka zobaczył Sas rozmawiającą z Avalią, skłonił się nisko obydwu niewiastom i ruszył dalej. Dotarł do grupki magów MAC, wyraźnie marnotrawiącej czas, złapał jednego z nich za kołnierz i podniósł na tyle wysoko aby ten spojrzał mu prosto w oczy.
- Otwórzcie mi tu portal, niech wyjście będzie blisko Kościoła.
- Rozkaz.
Puszczony mag odwrócił się do swoich pobratymców, coś im powiedział po czym zabrał się do otwierania przejścia. Po chwili Loko wkroczył w świetlisty okrąg.
***
Skrytobójca kroczył korytarzami Kościoła Praworządności, kierował się ku lochom. Minął ostatni zakręt i stanął przed wzmocnionymi drewnianymi drzwiami, strażnik widząc go stanął na baczność.
- Otwórz.
- Zrozumiano, jednak mam obowiązek ostrzec, że w środku nie działają żadne zaklęcia. Jest to jedno z zabezpieczeń i jeśli pańską specjalnością jest czarowanie, radziłbym wyposażyć się w jakąś broń. Nigdy nie wiadomo co tamtym może strzelić do głowy.
- Nie będę używać zaklęć.
- Magiczne przedmioty również mogą dziwnie reagować. Prosiłbym o zostawienie pańskiego naszyjnika tutaj.
- Ekhm - po twarzy Loka przekradł się cień - zapewniam cię że ta klepsydra jest wyjątkowa.
- Jak pan sobie życzy.
Po wypowiedzeniu tych słów strażnik otworzył zamek na drzwiach i uchylił je na tyle, aby skrytobójca mógł bez problemu przejść. Wysoki mężczyzna wkroczył w ciemny tunel, wiodący ku celom skazańców.
***
Strażnik siedzący na rzeźbionym krześle zaczynał odczuwać coraz większe znużenie. "Ehh, mogliby mnie już zmienić" stęknął w myślach, "ciekawe co ten facet tak długo tam robi". Nie mogąc pohamować ciekawości, uchylił wzmocnione drzwi. Wrzask jaki usłyszał skutecznie odebrał mu chęć do dalszego interesowania się sprawami skrytobójcy w lochach.
Wiezień darł się ponadprzeciętnie. Klęczał przed MACantem trzymając się za krwawiącą rękę. Loko zdematerializował lodowe nożyce ktore trzymał w ręku.
- Jeszcze jakieś głupie żarty na mój temat? - zapytał melodyjnym szeptem. - Spytam jeszcze raz, czy któryś z was wie coś o magu porywającym dziewczęta?
Skrytobójca uderzył łokciem w tył, trafiając pod żebra jednego z więźniów, który skradał się za nim z cegłą. Loko wykonując obrót na pięcie uderzył butem niedoszłego tryumfatora w szyję, więzien niczym szmaciana kukła poleciał pod ścianę. Niewielu było odważnych w tym zakratowanym pomieszczeniu, zresztą każdy z nich kończył podobnie do tego.
- Tak więc?
- Widać porwali mu jego dziewczę, hihihi. Myślałem że członkowie MAC potrafią utrzymać swe dziwki w ryzach - powiedział szeptem jeden więzień do drugiego.
Loko natychmiast zwrócił się twarzą w jego kierunku. Podszedł do niego szybko i wyprowadził cios w podbródek, zanim więzień zdążył upaść otrzymał kolejny cios i kolejny i kolejny... W końcu padł pod ścianą bez ruchu. Po jego ustach spływała strużka krwi, a oczy straciły blask. Skrytobójca podszedł powolnym krokiem do zwłok i oderwał od koszuli trupa kawałek materiału. Wycierając ubrudzonego krwią buta wyszeptał:
- Nienawidzę się powtarzać... komentujcie mnie, a skończycie jak on - wskazał na klęczącego więźnia który łkał trzymając się za pozbawioną dwóch palców dłoń. - Ale jeśli któryś z was powie coś jeszcze na temat poszukiwanej przeze mnie osoby, wyrwę mu flaki, potem każę je zjeść. Dopiero wtedy zabiję.
- Nie mam ochoty tego oglądać - rzekł niski drow, bez cienia strachu na twarzy - dlatego ci pomogę. Wiem kogo szukasz, ten człowiek to Saul. Jego wieża jest ukryta gdzieś w Faerunie.
Loko chciał dodać że już wie to, co zostało właśnie wypowiedziane, jednak zauważył na ciemnej skórze drowa wytatuowany czarny okrąg, posiadający fioletową krawędź. Skrytobójca odrzucił zakrwawioną szmatkę.
- Jeśli wiesz coś więcej, kontynuuj. |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 18-09-2009, 14:47
|
|
|
-No, nie znałam cię z tej strony...- szepnęła Sasayaki. Wychodząc z lochu Liść z zaskoczeniem stwierdził że przez cały czas go śledziła.
-Jeśli chcesz wyruszyć na poszukiwania siostry to pozwól sobie pomóc. Ja mam na razie dość bitew.- powiedziała poprawiając bandaż.
-No nie wiem pani. To raczej prawa osobista.
-Co dwie głowy to nie jedna, poza tym MAC-anci trzymają się razem. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 18-09-2009, 19:05
|
|
|
- Tak więc?
- Od razu chciałem ostrzec że ta informacja jest niepewna. Otóż mowi się o pewnym rudobrodym czarodzieju, porywającym ludzi na wyspach Moonshae. Interesuje się on też przedmiotami magicznymi. Masz może mapę?
- Nie.
- Więc powiem ci tylko, że jego wieża lezy na południowy zachód od Przystani Suth, prawie na samym krańcu wyspy. Mogą być pewne trudności z jej znalezieniem...
- Poradzę sobie. Dzięki za informacje.
- Nie daj się zabić.
~~~~
Skrytobójca zamyślił się na chwilę. Nic nie odpowiedział, po uczynieniu kilku kroków odwrócił się do milczącej cały czas Sas.
- Idziesz?
Czarodziejka uśmiechnęła się lekko i ruszyła za wysokim mężczyzną. Gdy byli już blisko umocnionych drzwi, drow rzucił cicho pod nosem "I niech Shar ma cię w swojej opiece".
- Jak i ciebie - wyszeptał Loko na tyle cicho by czarodziejka nie usłyszała.
***
Z teleportu wyszli nieopodal Suth. Od tego miejsca cały czas szli na pieszo, droga niemiłosiernie się dłużyła.
- Chyba lubisz chodzić... - rzuciła znudzona Sas.
- Na pewno wolę chodzić, niż poruszać się jakimkolwiek środkiem transportu. Jesli chcesz możemy trochę przyspieszyc.
Wypowiedziawszy te słowa Loko zaczął biec. Sas ruszyła za nim i po chwili bohaterowie osiągnęli szybkości o jakich większość istot może tylko marzyć. Nie dłużej niż pół godziny później, na horyzoncie pojawiła się mała wioska.
- Mieszkańcy powinni coś wiedzieć na temat tego maga.
- Jeśli którykolwiek z nich coś wie, my też wkrótce będziemy.
Sas przypomniała sobie słowa które Liść wypowiedział w lochach. Nie skomentowała.
Po chwili dotarli do wioski. Nie było widać ani śladu żywej duszy. Loko podszedł do jednego z domów i bez zbędnych ceregieli otworzył, mieszkanie było puste. Sas rozejrzała się po innych domach.
- Nic. No to chyba zbieranie informacji odpada - stwierdziła czarodziejka.
Nagle usłyszeli ciche łkanie, obydwoje zwrócili się w stronę fotela zza którego dochodziło. Sasayaki cicho stąpając zbliżyła się do niego, ujrzała za nim małą dziewczynkę, ubraną w zwykłą wiejską sukienkę.
- Przepraszam... Hej, jak masz na imię? - zapytała delikatnie dziecka.
- N-Nina... - wyłkała dziewczynka - gdzie jest mama?
- Co tu się stało?
- Nie wiem, bawiłam się w lesie z Robinem, gdy nagle usłyszeliśmy krzyki. Kiedy tu biegliśmy, zobaczyliśmy jak jakiś ubrany w szatę człowiek odjeżdża stąd wozem. On musiał zabrać mamę i tatę... pomóżcie mi ich znaleźć - Nina znów zalała się łzami.
- Nie pasuje. Saul porywał tylko dziewczyny, ten tutaj przywłaszczył sobie całą wioskę. Po prawdzie to nie nasza sprawa lecz - skrytobójca wyjrzał za okno, na wieżę widoczną w oddali, następnie zwrócił wzrok na dziewczynkę - lecz jestem za tym, by czaszka pewnego rudego czarodzieja została dziś rozłupana.
Spojrzał czarodziejce głęboko w oczy. Widząc w nich swoje odbicie, wiedział że myśli o tym samym. W koncu obydwoje stracili swoje rodziny. Skrytobójca wyszedł z domu, czarodziejka obiecując dziewczynce że niedługo wrócą wyszła za nim.
- To co, ruszamy?
Loko w odpowiedzi ruszył przed siebie. Nagle spomiędzy domów wybiegł może dziewięcioletni chłopak. W zaciśniętych dłoniach trzymał kamienie.
- To wy! Na pewno mu pomagacie! I teraz przyszliście po mnie i po Ninę! - wrzasnął, po czym rzucił kamieniem w Loka, pocisk nawet nie doleciał do celu.
- Ależ nie, uspokój się chłopcze - powiedziała spokojnie Sas - nie chcemy ci nic zrobić.
Następny rzucony kamień przeleciał jej nad uchem, trącając włosy.
- Dość - wyszeptał Loko, w jego rękach zaczął materializować się lodowy pocisk, najeżony kolcami
- Nie! - krzyknęła Sasayaki łapiąc skrytobójcę za rękę, czując zimno natychmiast cofnęła dłoń
Loko patrzył z obojętnym wyrazem twarzy prosto w oczy chłopca. Po chwili dziecko nie wytrzymawszy spojrzenia upuściło kamienie i umknęło pomiędzy domostwa.
- Zrobiłbyś to jeśli bym cię nie powstrzymała? - zapytała czarodziejka, widząc że Loko kontynuuje wędrówkę krzyknęła za nim - Odpowiedz!
Loko odwrócił się do niej i ze zwyczajowym spokojem wyszeptał:
- Robiłem gorsze rzeczy.
Po czym ruszył w stronę wieży. Sasayaki popatrzyła chwilę na jego plecy, po czym zaczęła iść w jego stronę. |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 19-09-2009, 12:23
|
|
|
Altruista wszedł do sanktuarium kica. W pomieszczeniu, jak zawsze, panował półmrok. Kapłan stanął pośrodku pokoju, klęknął na jedno kolano, a głowę spuścił nisko i czekał na głos swojego pana.
Altruisto - odezwał się po chwili swoim władczym głosem kic.
- Tak, mój panie? - Kapłan bał się podnieść głowę. Wiedział, że kica i tak nie zobaczy, ale czuł się dzisiaj wyjątkowo niegodzien przebywana tak blisko majestatu kica.
- Czy przesyłka została dostarczona?
- Tak, mój panie. Przekazałem chłopaka do laboratorium wojskowego Velga.
- Dobrze, a teraz słuchaj... - Altruista nadstawił uszu.
- Moje dzieci toczą zacięty bój. Bój który powoli zmierza ku końcowi. Jestem pewny, że ostatecznym zwycięzcą będziemy my, jednakże chcę, żeby szala zwycięstwa przechyliła się na naszą stronę szybciej. Dlatego moim życzeniem jest, abyś włączył nasz kościół do walk. Trzeba wesprzeć moje dzieci i dodać im otuchy.
- Będzie tak jak sobie życzysz mój panie - powiedział urzeczony głosem kica kapłan.
- Dobrze, a teraz zostaw mnie i zajmij się przygotowaniami.
Altruista wstał powoli i ze spuszczoną głową opuścił sanktuarium kica. Będąc już na zewnątrz, wypowiedział kilka słów w języku magii i przeniósł się do Lustrzanej Komnaty. Akolici, którzy robili w niej porządki, na widok materializującego się w komnacie Najwyższego Kapłana porzucili wszystko i stanęli na baczność.
Altruista rozejrzał się po komacie. Akolici zaczęli drzeć, bo wiedzieli, że nic nie umknie uwadze Najwyższego Kapłana. Co prawda z tą jego uwagą tak do końca dobrze nie było. Bladolicy w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, ile złota do spółki zdefraudowali Costly z Velgiem.
- Ale ładnie posprzątane... No, jestem z was dumny moje zuchy. - Akolici widząc, że Altruista jest w dobrym nastroju odetchnęli z ulgą.
- No, ale nie przybyłem dokonywać tutaj inspekcji. Za pół godzinki chce ruszyć nasz kościołek, więc bądźcie gotowi i powiadomcie wszystkich, że wyruszamy. I niech zgłoszą się do mnie dowódcy artylerii i straży.
- Tak jest! - dwójka akolitów wybiegła z komnaty, a Altruista usiadł na swoim fotelu i spojrzał na jedno z licznych zwierciadeł, które akurat ukazywało obrazy z miasta Skuld. Najwyższy Kapłan był dumny z przemian, jakie zaszły w tym mieście za sprawą kica.
- To miasto jest teraz takie wspaniałe - zaczął mówić do siebie, co było dla jego osoby dość typowe - jego mieszkańcy mają teraz w co wierzyć i odczuwają sens życia. Echh - westchnął - z wielkim bólem będę opuszczał to miejsce. No, ale nastał w końcu taki moment, w którym trzeba będzie oddzielić mężczyzn od chłopców. |
|
|
|
|
|
Shizuku
Trochę poza sobą
Dołączyła: 15 Lis 2006 Skąd: Z pogranicza światów Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 19-09-2009, 23:21
|
|
|
Shizuku leciała na swoim wiernym kucyku w przestworzach, gdy dostrzegła namiocik nieznacznie oddalony od miejsca, gdzie rozgrywały się teraz krawawe wydarzenia. Stwierdziła, że warto zobaczyć co tam się dzieje, bo sama najlepiej wiedziała, że w sprawach militarnych, to wielkiego z niej pożytku nie ma. Żeby to jeszcze trzeba była wroga podpuścić, jakaś misja infiltracyjna - była jak najbardziej za. Ale klasyczne mordobicie - nigdy. No chyba, że miała przechadzać się to tu, to tam i udawać, że walczy. Jednak rozsądniejsze i pożyteczniejsze, było dla niej udanie się do rzeczonego namiotu.
W środku dostrzegła tłum akolitów zajmujących się rannymi. Avalia dwoiła się i troiła, by nadążyć z organizacją, całego tego chaosu i w tym zamieszaniu nawet nie dostrzegła kompanki z bractwa. Shizyku jednak nie zraziła się i czym prędzej zabrała się do roboty. Od razu zwołała kucyki (już zdążyły odpocząć po pojedynku z natrętem) i poleciła im latać wokół pola, wypatrywać rannych i przenosić ich do namiotu. Co prawda mogło wydawać się to nieco nierealne - ranni podróżujący na grzbietach kucyków, nie mniej kolorowe bestie były o wiele bardziej zręczne i zaradne niż to się mogło wydawać.
Po wydaniu polecenia i rozproszeniu się kucyków, boginka sama zabrała się do pracy. Chodziła od jednego poszkodowanego do drugiego, robiąc im opatrunki, myjąc rany, podawając leki i przyszywając kawałki palców. Sporo minęło odkąd miała tyle kontatku z wewnętrzną stroną człowieka, aczkolwiek nie groziły jej żadne słabości czy omdlenia. Ot trochę krwi i flaków. Nawykła już do tego widoku.
Po kilku godzinach pracy usiadła na stołku. Schowała głowę w dłonie i zamknęła oczy, by pozwolić sobie na choć chwilę relaksu. Wtedy ni stąs ni z owąd pojawił się posłaniec Velga.
-Wiadomość? - zapytała sama siebie, zdziwiona dziewczyna. |
_________________
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 19-09-2009, 23:33
|
|
|
Posłaniec, który okazał się być magicznym zwierzęciem jednego z magów nimbryjskich (charakteru parszywego, więc nie zwrócił nawet uwagi na pobojowisko) wyśpiewał i wyćwierkał całą wiadomość:
- Nadobna Shizuku, równie piękna jak wyjątkowo nadobna skowroni... - tu ptak zreflektował się, doszedł do wniosku, że owy dodatek zapewne nie będzie stosowny dla humanoida... wobec czego doszedł do słusznego jego zdaniem wniosku, że wszystkie człekokształtne są takie same - ... znaczy pawianica, a przynajmniej tak uważa nadawca. Chce cię on zaprosić do czystych ptaszych klatek... Znaczy, pięknych zamków Nimbralu. Ludzie tam są mili i dają dużo słonin... I jedzenie jest dobre. - i, tu stwierdził, że skoro jego priorytety zostały już wymienione w owej liście, to przypominanie sobie większej ilości słów Velga będzie stratą czasu. Zaćwierkał więc i odleciał. |
_________________
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|