Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Forgotten Realms |
Wersja do druku |
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 19-09-2009, 23:37
|
|
|
Kitkara przemierzała wszechobecne piaski Faerunu w poszukiwaniu... Właściwie sama nie wiedziała czego szuka. Latała bez celu gapiąc się na zloty piach. Robiła to właściwie z nudów, bo nie chciało jej się wracać do miasta. Dla odmiany potrzebowała trochę samotności. Chociaż nawet jakby wróciła do miasta i tak by była sama... Pod jej stopami rozpościerało się morze piasku, głazów i klifów. Kilometr dalej znalazła ogromną jaskinię u podnóża jednej z piaszczystych wydm. Zaintrygowało ją to, bowiem ta grona nie mogła powstać naturalnie. Innymi słowy ktoś musiał ja stworzyć, aby się tam schronić. Co gorsza to CoŚ musiało być równie duże. Kazała Kemiemu wylądować.
- Wyczuwasz coś w środku? - zapytała.
- Tak. Obecność jakiegoś bardzo silnego zwierza. Prawdopodobnie to smok.
- Smok? - zmarszczyła brwi.
- Tak, jestem tego pewien, że to smok. Co gorsze czuć tu wielką potęgę.
- Myślisz że trafiliśmy na kryjówkę jednego ze smoczych olbrzymów?
- To jest bardzo możliwe. Ale myślałem że wszystkie odeszły - smok zajrzał w głąb czarnej chłodnej jamy i aż wzdrygnął się. - To samica...
- Trzeba obmyślić plan. Chyba sami nie damy jej rady.
- Damy, ale nie unikniemy ran...
Okolica zadrżała pod ogłuszającym rykiem czerwonej smoczycy która właśnie powracała do gniazda po posiłku. Nie wyglądała na zadowoloną widokiem intruzów.
- Uciekamy? - zaproponował Kemi.
- Oszalałeś? Możesz być taki jak ona! Dzisiaj na obiad przyniesiemy potrawkę ze smoka - uśmiechnęła się złowieszczo.
- Oszalałaś do reszty!
- Ty znasz mnie najlepiej przyjacielu. Do roboty! |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Shizuku
Trochę poza sobą
Dołączyła: 15 Lis 2006 Skąd: Z pogranicza światów Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 20-09-2009, 01:46
|
|
|
Shizuku jeszcze śmiała się z kapryśnego posłańca Velga. "Urocza ptaszyna, doprawdy" - myślała z rozbawieniem boginka. Martwiła się jedynie, że raczej nie powinna skorzystać z zaproszenia, gdyż tyle pracy jeszcze zostało. Jednak teraz gdy usiadła, poczuła jak bardzo, jej nogi odmawiają posłuszeństwa, stanie przez choćby minutę wydawało się jej równie abstrakcyjne co wywrócenie sobie wnętrzności na lewą stronę.
Po głębszym zlustrowaniu sytuacji w namiocie, stwierdziła, że nie jest tak krytycznie, jak było jeszcze 2 godziny temu, więc jej nieobecność na kilka godzin, nie powinna nikogo zbawić. Poleciła kucykowi, że gdyby działo się coś ważnego, czym prędzej ją tu wezwał. Sama tymczasem przywołała pomarańczowego wierzchowca i sadząc się na jego grzbiecie polecieli do zamku Velga.
Ocknęła się już w środku budynku, gdzie jak narazie panowały pustki. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ma ubranie całe we krwi, podobnie zresztą jak i włosy ("kiedy one się właściwie zabrudziły?" - pomyślała ździwiona). Wtem obok niej zmaterializował się jakiś mężczyzna, najpewniej ze służby obwieszczając, że na pannę Shizuku już czeka kąpiel, a służące pomogą jej się ubrać i przygotować do kolacji. Na twarzy dziewczyny widać było wyraz niesamowitej ulgi i wręcz błogości. Z radością wskoczyła do wanny z bąbelkami pachnącymi wanilią. Gdy wyszła z wody, odesłała służki na wcześniejszy spoczynek, wolała sama się przygotować. Ubrała gładką, wiśniową sukienkę, a włosy przewiązała białą wstążką. Gdy wyszła na korytarz, osobnik spotkany jej wcześniej oznajmił jej, że Pierwszy Sekretarz już na nią czeka w jadalni. Shizuku ruszyła do drzwi. |
_________________
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 20-09-2009, 09:35
|
|
|
Mag mieszkał w lochach starego fortu. Tam też doprowadziły bohaterów jego ślady. Niestety wejście było zapieczętowane jakimś zaklęciem, pozwalającym otworzyć je tylko jednej osobie.
-Możesz to rozproszyć?- spytał Liść towarzyszkę.
-Tak, ale zabezpieczenia sprawią że uruchomi się alarm. Mogę wypaczyć zaklęcie tak bym to ja mogła otworzyć drzwi ale to dłuższa operacja... Raczej szkoda na nią czasu.
-Więc musimy znaleźć inne przejście. W fortach z zasady buduje się ukrytą drogę ucieczki w razie oblężenia...
-Przejście może być nawet parę mil stąd.
Loko z irytacją uderzył pięścią w ścianę. Posypały się z niej kawałeczki gruzu i kurz. W tym momencie coś mu zaświtało.
-Czy ściany są zabezpieczone?
Sasayaki skupiła się, próbując wyczuć zaklęcia obronne w murach. Nic. Widać ten czarodziej wcale nie był taki sprytny.
-Świetnie...- Skrytobójca uśmiechnął się.- Wystarczy że zrobisz dziurę w murze. Ale pamiętaj cichutko.
Dziewczyna oparła dłonie na ścianie. Spróbowała przeniknąć zmysłami w głąb jej struktury. Była zrobiona z granitu, miała półtora metra grubości, wzmacniały ją od wewnątrz stalowe pręty. Nic dziwnego że czarodziej czuł się tak pewnie. Na ego nieszczęście zbyt pewnie. Czarodziejka wzięła głęboki oddech i pchnęła ręce do przodu. W murze pojawiła się idealnie okrągła dziura a materia, która ją dotąd wypełniała, zmieniła się w piach.
Ze środka dosięgło ich stęchłe powietrze. Usłyszeli czyś umęczony krzyk. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 20-09-2009, 11:53
|
|
|
Służący, który po prawdzie nie był służącym, tylko jednych z terminatorów magów, uśmiechnął się. Po raz pierwszy od wielu dni udało mu się rzucić zaklęcie niewidzialności – znak, że niedługo będzie mógł już stanąć do walki o tytuł czeladnika.
Z jadalni Shizuku musiała przemierzyć jeszcze kilkanaście innych pomieszczeń, aby odnaleźć Velga. Cóż, nimbryjscy ludzie z zamku w Ormenie mieli dość dobre serca, jednakże cześć niegdyś oddawana Leirze obudziła w nich skłonność do kłamstwa. W chwili, gdy weszła do komnaty, gdzie w areszcie przebywał więzień, ów najwyraźniej miał jakiegoś gościa, co było o tyle dziwne, że wedle planów, to ów powinien przebywać samotnie.
Więc, co odpowiesz... Daerianie Baenre? – powiedział Pierwszy Sekretarz chwilę po otwarciu drzwi przez dziewczynę.
Chwilę później, odwrócił się w stronę drzwi, zaintrygowany skrzypieniem zawiasów. Kto teraz...? – pomyślał, reszta myśli utonęła jednak w jęku Shizuku. Bogini wyraźnie słaniała się na nogach, widać wciąż wycieńczona niedawną chorobą... Lub jakąś pracą.
Konetabl błyskawicznie przyskoczył do niej i podtrzymał, chroniąc przed upadkiem. Następnie, widząc, że dziewczyna wciąż nie jest w stanie doskonałym, delikatnie posadził ją na krześle.
- Nie powinnaś się przemęczać dalekimi podróżami, jeśli jesteś w takim stanie. – powiedział do niej z cichą przyganą, nie spuszczając jednak wzroku zdrowa. Musiał być czujny. |
_________________
|
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 20-09-2009, 12:36
|
|
|
Nic nie uszło uwadze alfonsów. Nie mogło. Początkowo migrację klienteli uznali za kolejną nową, a krótkotrwałą modę, które wnet uporządkuje się w nowy ład, w zasadzie niewiele różniący się od poprzedniego. Tym razem było jednak inaczej. Stali klienci, od lat przywiązani do jednego "marki", z dnia na dzień przechodzili do konkurencji i dalej, z dziewczyny na dziewczynę. Przychody rosły, przychody malały. Do burdelu napływały fale nowych klientów - starych, młodych, bogatszych, biednych, które w burdelu spędzały całe noce, by po dwóch, trzech, gdzie indziej szukać wrażeń, wycofywać się, znowu wracać. Za każdym razem bardziej zdeterminowani, bardziej hojni i z bardziej zaciętym wyrazem twarzy.
Nocą na ulicach zrobiło się jeszcze niebezpieczniej - co ranek znajdywano zaszlachtowanego młodziana, bezdomnego z poderżniętym gardłem, albo uduszoną prostytutkę. Pojawiły się także pierwsze, nieśmiałe jeszcze, próby zaatakowania burdelów. Zastanawiające było to, że napastnikami byli najczęściej dawni stali klienci danego burdelu. Nocny świat Luskanu drżał w posadach. Niepokoje odbijały się także na dziennym życiu. Podobno Kapitanowie znowu interweniowali. Alfonsi wszystkich burdelów zebrali się na naradę.
Niewiele czasu trzeba było, by Plotka, po starciu z faktami, wypłynęła na wierzch i stała się rzeczywistością. Melopsittacus Undulatus. |
|
|
|
|
|
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 20-09-2009, 12:59
|
|
|
Wnętrze fortu było oświetlone mętnym płomieniem świec, za świeczniki służyły ludzkie czaszki i kości. Loko wolał nie dowiadywać się z czego zrobiono same świece. Idąc korytarzem dotarli do większej komnaty, połowę pomieszczenia zajmowała wielka zardzewiała klatka. W środku drżąc ze strachu siedziały kobiety, mężczyźni i dzieci, niewątpliwe porwani z wioski. Sasayaki gestem dłoni nakazała więźniom zachować ciszę, na twarzy wielu z nich pojawiła się ulga. Loko jednym ruchem dłoni zamroził metalowe pręty, po czym zamienił je w zwyczajny śnieg. Więźniowie natychmiast rzucili się do ucieczki, wznosząc gwar i hałasując niemiłosiernie. Z sali znajdującej się kawałek dalej znowu dobiegł krzyk. Bohaterowie ruszyli w tamtym kierunku, ich oczom ukazała się sporych rozmiarów komnata, jej ściany umazane były krwią, a w rogach piętrzyły się stosy kości. W jednym z końców sali leżały pokiereszowane zwłoki, w drugim zaś, ktoś wyraźnie usiłował nadać kształty cielistym golemom. Innymi słowy mag tworzył sobie armię nieumarłych.
Po sali znowu rozniosło się jęknięcie, bohaterowie odwrócili głowy w stronę z której dobiegło. Na jednym z wielu łóż służących niewątpliwie do tortur, leżał odziany w strzępki ubrań elf, jego ciało naznaczone było bliznami i świeżo otwartymi ranami. Bohaterowie podeszli do niego spiesznie, Sasayaki widząc że dla cierpiącego nic nie da się już zrobić, położyła mu rękę na czole i wyszeptała zaklęcie. Elf znieruchomiał. Nagle w powietrzu rozszedł się syczący odgłos, bohaterowie skonsternowani spojrzeli na siebie. Oczy czarodziejki rozszerzyły się widząc coś za plecami skrytobójcy, Loko w ostatniej chwili dojrzał w nich odbicie kwasowego pocisku. Szybko wytworzona zasłona z lodu pozwoliła mu uniknąć obrażeń. Skrytobójca odwrócił się twarzą do atakującego, Sasayaki przeszła kilka kroków w przód aby stanąć z towarzyszem ramię w ramię. Ich oczom ukazał się wysoki człowiek, tak wychudły że z łatwością można było pomylić go z truchłem. Spoglądał na nich spojrzeniem tak morderczym, że aż dziw że z jego oczu nie sypały się iskry. Zaczął wykrzykiwać formułę zaklęcia, po chwili w ich kierunku znów leciała kwasowa strzała. Bohaterowie z łatwością odskoczyli, lądując obok siebie. Mag wyraźnie się zirytował.
- Przeszkadzacie mi! Na Myrkula, czy ODROBINA spokoju to aż tak duży wymóg?!
Czarodziej wyraźnie stracił panowanie nad sobą i zanim bohaterowie zdążyli cokolwiek zrobić skończył wymawiać formułę zaklęcia. Spod jego stóp zaczęła wyrastać srebrna kopuła. Po chwili zwiększyła się na tyle by okryć sobą maga, jednak nic nie wskazywało na to że przestanie rosnąć. Loko i Sasayaki rzucili się do wyjścia z komnaty, jednak po chwili zorientowali się że nie ma to większego sensu, gdyż kula rosła zbyt szybko. Skrytobójca wytworzył grubą lodową ścianę, która na moment powstrzymała rozrost kopuły.
- Nie uśmiecha mi się skończyć zmiażdżonym przez jakiegoś podrzędnego nekromantę - syknął do czarodziejki - rozwal ścianę, musimy stąd wyjść.
Sasayaki dotknęła rękami grafitowego muru, jednak odgłosy pękającego lodu skutecznie rozpraszały ją przy rzucaniu zaklęcia.
- Nie mogę się skupić!
- Nie musisz tego robić cichaczem, po prostu rozwal to tradycyjnie.
Czarodziejka zdenerwowana na siebie wyrecytowała formułę zaklęcia. Ściana fortu z ogromnym hukiem wyleciała w powietrze. Bohaterowie wyskoczyli na zewnątrz i cofając się na bezpieczną odległość obserwowali dalszy rozrost kopuły. Ta powiększyła się na tyle by zburzyć resztę ścian pomieszczenia i w takim stanie już pozostała. Skrytobójca zbliżył się do srebrnej powierzchni półkuli
- Chatka Leomunda - ocenił - jakieś pomysły? |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 21-09-2009, 18:05
|
|
|
- Cóż ja nie mam ale z pewnością mogę stwierdzić że tego gościa w środku już nie ma. - powiedział głos za nimi. Głos szczególnie znajomy dla Sasayaki. Odwrócili się.
- Ojejeka jejka jej.....przeszkadzam? - stwierdził siedzący w fotelu Lucian.
Tymczasem....
Karel pracowicie zabijał przeciwników. Tak naprawdę całkiem się tym zmęczył.
- Hah,hah.....myślę że starczy na dzisiaj - stwierdził dysząc. Akurat w tym momencie spadł na niego złoty smok. pułkownik nie oglądając się rzucił za siebie Fenrirem. Ogromny miecz przebił gada na wylot a Karel następnie przyciągnął go do siebie za pomocą łańcucha. Przebity smok padł na ziemię a szermierz na niego wskoczył.
- A może jednak trochę się pobawię jeszcze - złotego jaszczura spowiła ciemność.
- Nie zrozumcie mnie źle - powiedział Arcymag błyskając okularami - nie jestem sojusznikiem ale wrogiem też nie. Po prostu chcę popatrzeć. Jedyne czego mogę udzielić MACowi to informacji. Ale pamiętajcie dostaniecie tyle samo co inni. Za każdy sekret który wam wyjawię zdradzę jeden mieszkańcom Fearunu i Bractwu Równowagi. Informację że tego gościa już tu nie ma potraktujcie jako gratis. A teraz wybaczcie muszę iść - Lucian wstał z ftela który wtopił się w ziemię. Następnie w glebie zniknął również mag. Zanim zniknął pożegnał ich tajemniczym uśmiechem. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 21-09-2009, 20:44
|
|
|
Smok łypnął na intruzów złotym okiem z pionową cienką źrenicą.
- Czego chcecie śmiertelnicy? - zapytała zła smoczyca.
- Ja, Kitkara, z bractwa Melior Absque Chrisma przybyłam tu, by cie zabić!
- Kitkaro trafiliśmy na nią przypadkowo..! - szepnął Kemi.
- Zamknij się. Ona nie musi o tym wiedzieć.
Smoczyca zarechotała. Śmiała się donośnie i szczerze. Dziewczyna zgrzytnęła zębami uznając że kpi sobie z niej.
- Kemi do dzieła!
Sat zabłysł w jej dłoni. Zanim zdołała chodź by zbliżyć się na piętnaście metrów, bestia zamachnęła potężnym ogonem wbijając Kitkarę w ziemię.
- Lepiej znikaj stąd ludzki insekcie, puki mam jeszcze cierpliwość i bawi mnie twoje żałosne zachowanie.
- Ty przerośnięta jaszczurko! Czy zwykły człowiek przeżył by coś takiego? - podniosła się bez żadnego zadrapania. Tylko jej ubranie było w piasku. - Myślisz że jak masz trzydzieści metrów wzrostu to jesteś lepsza ?! No dalej, zamień się w człowieka, wiem że to potrafisz!
- Nikt nie będzie mi mówił co mam robić!
Wzięła głęboki oddech po czym wypuściła na dziewczynę pióropusz zabójczego ognia. Kitkara zrobiła unik. Pojawiła się tuż przed nosem smoczycy pokazując jej język po czym zaatakowała łuski na jej pysku. Ostrze przemknęło gładko po nich nie czyniąc najmniejszej szkody.
- Cholewka!
- Poddaj się dziewczyno puki jeszcze ci na to łaskawie pozwalam.
Uderzyła pyskiem w małe ciało. Odzyskawszy równowagę Kitkara nie miała zamiaru się poddać. Próbowała wszystkich znanych jej zabójczych zaklęć. Żadne jednak nie zadziałały. Smok był odporny na magię. Jej próby tylko owocowały kolejnymi szyderstwami i śmiechem smoczycy.
- Do diabła... - po niemal całym dniu i zmarnowaniu większości energii na ataki magiczne Kitkara była zmęczona i głodna. Jednak jej upór i zawziętość nie pozwalały tak po prostu odejść.
Smoczyca ułożyła się wygodnie machając ogonem jak kot. Ziewnęła krótko pokazując rząd ostrych, wielkich kłów. Zmrużyła oczy utkwione w natrętnym przeciwniku.
Dziewczyna wstała nagle jakby doznała olśnienia. Chwyciła kosę i ruszyła prosto na pysk smoczycy. Ta pokiwała głową. Zamachnęła się błyskawicznie ogonem, ale tym razem nie trafiła w nic. Kitkara zrobiła unik dalej zmierzając ku pyskowi. Zamach i... polała się krew gorąca jak lawa wulkaniczna. Okolica zatrzęsła się od przeraźliwego ryku bólu. Ostrze trafiło w oko bestii oślepiając ją. Chwyciła się mocno grzywy, aby w szalonym tańcu bólu smoczyca przypadkiem nie zraniła jej.
- Poddaj się, albo oślepię cię całkowicie! - wrzasnęła jej do ucha.
Bestia dyszała głośno aby uspokoić tętniący ból w oczodole.
- Czego chcesz, ludzki bękarcie?!
- Nic takiego... Chce twojej krwi, łusek i mocy...
- Żądasz zbyt wiele...
- Zbyt wiele jak za twoje życie? - zdziwiła się.
- Ty żądasz aktu własności!
- Hmmm... Chyba masz rację - uśmiechnęła się złowieszczo, lecz smoczyca nie mogła tego zobaczyć.
Chwilę milczała zastanawiając się nad sytuacją. Nie miała innego wyjścia. Albo to albo śmierć.
- Dobrze. Dam ci to, ale ostrzegam, że to nie uchroni cię przed moją zemstą za to co mi uczyniłaś - syknęła złowrogo.
- Będę o tym pamiętała. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 21-09-2009, 23:59
|
|
|
- Heh widzę że znalazłaś sobie maskotkę - stwierdził Karel który pojawił się niespodziewanie - wielka rubinowa jaszczurka - zakpił.
- Tyyyyy! - smoczyca zamachnęła się łapą. Skały rozprysły się na wszystkie strony od uderzenia smoczych pazurów.
- Nerwowa jak wszystkie czerwone. Cóż typowe - powiedział szermierz opierając się o ścianę po drugiej stronie jaskini. Tym razem gad zamachnął się ogonem ale i teraz szermierz zniknął pojawił się na jej pysku z mieczem wymierzonym w źrenicę.
- Duch walki! Podoba mi się! Ale nie mierz w to czego nie możesz osiągnąć. Chyba że chcesz stracić też drugie ślepie. Użyj węchu! Co czujesz?
- Krew....to....
- Taaaak....smocza krew....zabiłem dziś coś z piętnaście gadów. Mam dość na dziś chyba że chcesz naciskać. A teraz posłuchaj - nachylił się bliżej jaszczurczego oka.
- Służ jej a gwarantuję że i twe bogactwo i twa moc wzrośnie. - wyprostował się po czym zeskoczył ze smoczego pyska.
- Ale podnieś na nią łapę czy co tam masz - głos Karela stał się nieludzko głęboki i drgający, jego sylwetka urosła jakby a na ścianie pojawił się cień rogatej i uskrzydlonej postaci - a urwę ci łeb i twą duszę pochłoną ciemności. - odwrócił głowę profilem w stronę smoczycy. Jego oko było całe zielone i zdawał się z niego wychodzić demonicznie zielony płomień. Pionowa tęczówka rzuciła jej wręcz przerażające spojrzenie. pułkownik spojrzał w stronę Kit i już normalnym głosem powiedział.
- A Kit chciałbym cię o coś zapytać. - blask w jego oku zgasł.
- Hmmm? - zrobiła zdziwioną minę.
- Ja...- powiedział niepewnym tonem i wbił wzrok w ziemię - ja chciałem cie zaprosić na kolację. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 22-09-2009, 00:16
|
|
|
- Co jej powiedziałeś? - wskazała na osłupiałą smoczycę.
- Nic takiego - uśmiechnął się lekko. - Tylko tyle by była grzeczna. Więc, masz plany na wieczór?
- Nie. I chętnie przyjmę zaproszenie - podarowała mu lekki uśmiech. - Tylko mam nadzieję że nie będzie dań ze smoka...
- Zapewniam że nie. Mam nadzieję że lubisz owoce morza?
- Mogą być... Kemi, zajmij się nią, a właśnie. Smoczyco, masz jakieś imię?
- Mam wiele imion - rzekła chłodnym tonem, - ale jeśli chcesz możesz nadać mi nowe.
- W takim razie nazwę cię Flara.
- Skoro tak ci wygodnie - prychnęła.
- Potrafisz zamienić się w człowieka jak mniemam.
Jak na rozkaz wielka, dumna smoczyca zmieniła się w nagą, rudowłosą kobietę w wieku zbliżonym do Kemiego. Nic nie robiła sobie ze swojej nagości. Smoki nie posiadały czegoś takiego jak wstyd przed obnażaniem się. Ranne oko zasłaniała ruda grzywa. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 22-09-2009, 00:45
|
|
|
Karel nie zwrócił na to uwagi. Wpatrywał się za to w czerwonooką oczarowany. Smoczyca uniosła brew zdziwiona brakiem reakcji. Następnie sięgnęła do biustu sprawdzając czy coś z nim nie tak. Szermierz dalej ją ignorował ale nie Kemi....
- Ehem to gdzie mnie zabierzesz?
- Do Kościoła oczywiście.....
- Eeee - stwierdziła wątpiąco - czy modlitwy nie będą przeszkadzać?
- Do moich kwater oczywiście. Niech ktoś spróbuje recytować psalmy nad moją...znaczy twoją głową.
- A jedzenie? Będą potrzebni kucharze....
- Żadnych kucharzy - stwierdził sięgając obydwoma rękami za pazuchę, błyskawicznym ruchem ręki wyciągnął.....zestaw noży kuchennych.
- Czy wspominałem że jestem zapoznany z kuchnią francuską, włoską, chińską, japońską, tajską a także hiszpańską? - noże błysnęły nieskazitelną czystością. Po chwili błysnęły również wyszczerzone w uśmiechu zęby tylko że jaśniej. Efekt psuły trochę plamy krwi na białym T-shircie - a teraz wybacz muszę się przygotować - powiedział Karel wybiegając nakręcony z jaskini. nowo nazwana Flara poprawiał wciąż biust pod wytrzeszczonym wzrokiem Kemiego.
- Czy coś ze mną nie tak? Dawno się nie transformowałam. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 22-09-2009, 06:59
|
|
|
-Ekhm... Loko miałeś właśnie wątpliwą przyjemność spotkać najbardziej irytującego maga w Multiświecie.- głos Sasayaki wskazywał że była wzburzona, nie znosiła czarodzieja od kiedy zrzucił na nią i towarzyszy tonę gruzu w grobowcu.- Oto Lucian Dunkelschwert.
-Wydaje się być... nietypowy...- stwierdził Liść.
-Jeśli chcesz wiedzieć o nim coś więcej będziesz musiał spytać Feia.- odetchnęła i spojrzała na chatkę.- Trop się chyba urywa... Wracamy?
Mężczyzna nie odpowiedział. Zamiast tego ruszył w stronę kościoła... |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 22-09-2009, 13:11
|
|
|
Skrytobójca i czarodziejka powolnym krokiem zmierzali ku widocznemu już w oddali Kościołowi. Sasayaki co jakiś czas chciała zagadnąć skrytobójcę, lecz za każdym razem gdy spojrzała na jego twarz, ochota mijała. Atmosfera wokół Loka zmieniła się na jeszcze zimniejszą niż zazwyczaj. Czarodziejka po raz setny już otwierała usta, gdy nagle Liść ją wyręczył.
- Znowu nic. Nic cholera NIC. Ja nawet nie wiem czy ona jeszcze żyje.
- Nie martw się, na pewno masz jeszcze...
- Wiem. Gdyby umarła zanim bym ją odnalazł, Shar by mnie zabiła. Choć może teraz się ze mną po prostu bawi....
- Shar?
- Zbyt długo by opowiadać. Wiesz co jest najgorsze? - spytał Loko, jak zawsze szeptem - To że zapomniałem już jak wygląda.
Minęli bramy kościoła. Sasayaki zbyt obawiała się reakcji skrytobójcy by się odezwać, nie miała też żadnego pomysłu jak go pocieszyć.
- Nie jestem do końca pewny o co chodziło twojemu znajomemu, ale jeśli zamierza zabawiać się moim kosztem, to go zabiję.
- On nie jest moim znajomym.
- Niemniej jeśli wie coś na temat miejsca przebywania mojej siostry i mi tego nie zdradzi, wyrobi sobie we mnie wroga na całe życie.
Nagle do idących korytarzem towarzyszy podbiegł jeden z żołnierzy MAC. Wcisnął skrytobójcy w ręke zwinięte pismo i odszedł pospiesznie. Liść oderwał pieczęć świadczącą o najwyższym stopniu tajności pisma i zabrał się do lektury. Gdy skończył zwrócił się do Sas
- Cóż, nowe rozkazy, na mnie czas - wypowiedziawszy te słowa Liść odwrócił się i wyskoczył przez kościelne okno.
Czarodziejka nie zdążywszy wypowiedziec ani słowa ruszyła w kierunku swoich komnat.
***
Scyllua Darkhope szła zirytowana na spotkanie z Fzoulem Chembrylem. Wybraniec Bane'a nakazał jej przyjść na mury Twierdzi Zhentil o północy. W końcu dotarła na szczyt kamiennej ściany, Fzoul już na nią czekał. Gdy tylko para zhentów się zobaczyła, natychmiast zaczęli się przekrzykiwać
- Co tu się w ogóle dzieje?! Nie dość że każesz mi łazić po północy po jakichś cholernych murach, to jeszcze nie potrafisz upilnować swoich ludzi!
- Ktoś ukradł mi mój ametystowy medalion! Bez niego nie mogę się skontaktować z beholderami! Musisz natychmiast wysłać ludzi...
- Jeden z nich chyba pomylił mnie z jakąś wiejską dziewką i rzucił się na mnie gdy tu szłam!
Odgłosy kłótni niosły się echem po najdalszych zakątkach miasta. Na murach oraz koło nich zebrał się już spory tłumek straży i ludzi pobudzonych wrzaskami.
Nagle Fzoul zobaczył świecidełko dyndające na szyi dowódczyni jego armii...
- Ty suko! Nie spodziewałem się tego po tobie! Od dawna chodziły plotki że chcesz przejąć miasto, ale to, to już przesada. Oddawaj mi mój amulet!
Scyllua spojrzała ze zdziwieniem na naszyjnik który oplatał jej szyję.
- Moment, nie wiem skąd on się...
Jednak Fzoul zdążył już rzucić się na nią z buzdyganem, kobieta w ostatniej chwili uskoczyła. Parę sekund później walka już rozgorzała na dobre. Tłum gapiów zamarł w oczekiwaniu na koniec pojedynku. Jedynie odziany na czarno mężczyzna lekko się uśmiechał. Pojedynek trwał długo, jednak wyraźnie było widać że Fzoul nie ma szans równać się z kobietą.
Mężczyzna zaatakował Scylluę od góry swoim buzdyganem, jednak zmęczenie i ciężka zbroja robiły swoje. Scyllua uskakując przed ciosem dźgnęła mieczem Fzoula w bok, ostrze nie przebiło zbroi jednak skutecznie wytrąciło kapłana z równowagi. Z wyrazem ciężkiego szoku na twarzy Fzoul przeleciał nad blankami muru. Tłum z zapartym tchem obserwował jak ich władca spada z muru i z głuchym łupnięciem uderza w ziemię. Nie było najmniejszej szansy aby Fzoul przeżył upadek. Loko wciąż z lekkim uśmieszkiem odwrócił się na pięcie, i ruszył przez tłum w stronę lasy okalającego miasto. Jednak odgłosy jakie usłyszał zmusiły go do odwrócenia wzroku. Zdążył jeszcze zobaczyć jak naszpikowana bełtami Scyllua Darkhope pada na kolana. Kobieta pozostała chwilę w takiej pozycji, straż Fzoula ponownie zaczeła naciągać kusze, jednak okazał się to zbędne. Scyllua z pozycji klęczącej upadła na wznak i tak już zastygła. Do tej pory milczący tłum podniósł niesamowity gwar, po chwili rozpoczęły się pierwsze bójki a straż ruszyła by je zatrzymać. Nikt tak naprawdę do końca nie uświadomił sobie że miasto pozostało bez władcy. Wszyscy doszukiwali się winnych śmierci Chembryla i Darkhope.
Loko stał przez chwilę lekko wstrząśnięty, w końcu śmierć Scylluy Darkhope nie leżała w jego planach, "brakuje tylko Manshoona" pomyślał skrytobójca i ruszył przed siebie. Po drodze zamierzał załatwić jeszcze kilka spraw.
***
Dwóch strażników królewskich stajni Twierdzy Zhentil rozmawiało o dzisiejszych wydarzeniach
- Większość jest za tym że to Scyllua była temu wszystkiemu winna, w końcu miała jego naszyjnik.
- Nie słyszałeś? To było tylko zwykłe świecidełko. Prawdziwy naszyjnik ukradł ktoś inny, w tym mieście niedługo zacznie się wojna pomiędzy zwolennikami Scylluy a Kościołem Bane'a. Coś czuję że powinniśmy się stąd wynieść.
Nagle do komnaty wpadł trzeci strażnik, był zdyszany i najwyraźniej miał do powiedzenia coś niemiłego dla ucha.
- Ktoś...ktoś ukradł ze stajni Targaraene... jesteśmy martwi panowie....
***
Loko prowadził biały koszmar po terenie kościoła. Strażnicy i kapłani MAC przyglądali mu się ze zdziwieniem i lekką dozą strachu. Skrytobójca dotarł w końcu do kościelnych stajni.
- Oto mój nowy osobisty wierzchowiec, dbajcie o niego - rzucił Loko dziwnym, jakby lekko rozbawionym tonem.
- Eee... czy to nie jest aby przypadkiem Targaraene panie?
- Owszem jest, jednak nie obawiaj się, to całkiem miły rumak, a poprzedni właściciel raczej się o niego nie upomni. Jeśli możesz, zanieś ten medalion do naszego skarbca, tylko się nim nie baw, chyba że chce ci się walczyć z dziesięcioma beholderami.
Loko odwrócił się od stajennego i ruszył do swoich komnat w Kościele Praworządności. |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 24-09-2009, 23:52
|
|
|
Mroczny Kapłan Costly Molina bacznie obserwował oblicze Lorda Telshyna. Klęczał on właśnie przed Kapłanem, mając przyjąć oto chrzest i wiarę Bractwa. Z jego oblicza wręcz biła pasja niemal jak z kiczowatego obrazu w Galerii Chwały Kościoła przedstawiającego jednego z męczenników.
Cóż, albo jest bardzo dobrym aktorem, albo jest na prostej drodze do zostania prawdziwym fanatykiem. Tak czy tak, będzie dla Bractwa przydatny.
Cała ceremonia Kapłana nużyła. Aby ją przeprowadzić Molina musiał wykorzystując wszelakie dostępne metody dostać się do Untheru z Chessentii jak najszybciej. Wcześniej w Chessentii ochrzczone zostały przebywające tam jednostki sprzymierzone z Bractwem. Kilkanaście szybkich teleportacji, najróżniejsze ceremonie wstępne i przygotowawcze, a ponad tym wszystkim prawdziwa praca jaką Costly musiał wykonać - w efekcie Kapłan praktycznie nie spał od 3 dni i jako tako funkcjonował już tylko dzięki zbawiennemu działaniu pobudzającej wódki ziołowej, którą udało mu się zakupić przed opuszczeniem przez Kościół terenów Bractwa.
- Powstał, Lordzie Telshynie! - Zawołał Kapłan gdy tylko rytualne świece dopaliły się i zgodny z protokołem czas czuwania upłynął. - Od dziś noś z dumą imię Antoniusz, które to nadaje ci podczas chrztu!
Teraz już Lord Antoniusz powstał i odpowiedział wyuczoną formułą, po czym wstał i stanął u boku Moliny, który zszedł z miejsca zajmowanego na podwyższeniu, aby ochrzcić żołdaków Lorda.
Widok prawie 12-stu tysięcy ludzi oczekujących na ceremoniał wytrąciło lekko Kapłana z równowagi. Chwila zastanowienia pozwoliła jednak rozwiązać i ten problem.
- Wy, którzy stoicie w pierwszym rzędzie, przyjmijcie oto imię Jan i żyjcie w zgodzie z wiarą!
Zawołał Kapłan wykonując rytualne gesty nad wojskowymi. Rząd drugi został "Łukaszami", trzeci "Marcelami". W tym rytmie Molina uporał się z obowiązkami w imponującym tempie, aczkolwiek Molina nie był pewien przed końcem ceremonii, czy żadne imię przypadkiem mu się nie powtórzyło. Sporządzający raport z wszystkiego akolita rozwiał na szczęście jego wątpliwości, wszystko przebiegło bez wpadek. Cóż, bez wątpienia taki rytm nadawania imion ułatwi potem dowódcą tworzenie jednostek wojskowych - wszyscy Marcele razem choćby.
Ale to nie było zmartwieniem Mrocznego Kapłana.
Gdy wszystkie formalności dobiegły końca Kapłan udał się do przygotowanego dla niego pomieszczenia i przywołał do siebie akolitów z listami i raportami dla niego.
Tym co przede wszystkim interesowało Molinę były informacje odnośnie postępów w szerzeniu wiary w kraju. Wdrażanie wiary było jedną z głównych czynności wykonywanych przez Bractwo, bez względu na czas czy miejsce działania, dlatego wszystko przebiegało z wielką wprawą. Gdzie trzeba było, tam emisariusze Bractwa okazywali hojność i dobroć. Gdzie inne podejście było potrzebne wiara wdrażana była ogniem i mieczem. Siatka agitatorów i podstawionych plotkarzy cały czas rozrastała się. Costly mógł zaryzykować stwierdzenie, że Unther jako taki przyjął już wiarę Bractwa. Naturalnie, całkowite jej wdrożenie to kwestia miesięcy. Ale teraz kluczowe było jak zareagują wyższe warstwy społeczne i ludzie z pieniędzmi i władzą. A tych Bractwo miało po swojej stronie.
Molina był także bardzo zadowolony, iż efektywną współpracę podczas eliminacji heretyckich kapłanów nawiązały służby Mrocznego Kapłana jak i Velga. Jako, że zazwyczaj jednostki te rywalizowały z sobą zamiast współpracować, tak też sporym zaskoczeniem była ich efektywność, gdy działały ze sobą razem. Cóż, to raczej wyjątkowa sytuacja i szybko się nie powtórzy. Szkoda - wyniki były naprawdę imponujące. Gdy słońce stało w zenicie straceni dziś zostali członkowie sekty Seta, którzy wpadli w ręce Bractwa dzięki wspólnej akcji podopiecznych Velga i elitarnych oddziałów Shouki.
Jeden z listów pochodził od przywódców Północnych Czarodziejów. A przynajmniej tak w pierwszym momencie pomyślał Molina, bowiem szybko musiał się poprawić - teraz to on był przywódcą Północnych Czarodziejów, dzięki staraniom Velga. Przynajmniej tytularnie, zgodzili się oni na formalne zwierzchnictwo Mistrza Magii Bractwa. Kapłan wodząc oczami po liście nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż będą oni chcieli sprowadzić ten tytuł do tak honorowej rangi jak to tylko możliwe. Cóż, w najbliższym czasie Molina najwyżej porozmawia o tym z nimi w cztery oczy. Przyniesie to bez wątpienia należyte skutki, skoro są to ludzie świadomi konsekwencji ewentualnego niezrozumienia na linii stosunków ich i Mistrza Magii.
Gdy Costly uporał się z korespondencją zajął się sprawą dla niego najbardziej palącą w chwili obecnej. A był nią niejaki Lucian. Osobnik, który wpadł do kościoła, namieszał i zwiał. A co szczególnie bolało Kapłana, zaatakował Aki. Opuszczenie bariery stworzonej przez magów Bractwa z udziałem Avalii było niemożliwe bez pomocy kogoś z Kościoła. Tak więc zająć się trzeba było nie tylko nim, ale też zdrajcą. Zanim Kapłan udał się do Untheru przeprowadził długą rozmowę na jego temat z Shouką. Co prawda działanie w terenie było teraz dla Kapłana utrudnione, w obecnych warunkach zadanie takie powinno spaść na służby Velga. Ale Molina obrazy nie zamierzał przepuścić. Dlatego też Shouka wraz z swoimi podwładnymi zajmuje się efektywnie od kilku dni odnajdywaniem ludzi powiązanych z Lucianem i poszukiwaniem informacji na temat jego samego.
Costly nie mógł się doczekać chwili, gdy Shouka stanie naprzeciw Luciana. Było coś, za co Kapłan swojego podwładnego uwielbiał. Był on dla niego ideałem profesjonalnego zabójcy. Gdy już odnajdzie maga, to po prostu go zabije. Nie będzie prawił mu morałów, nie będzie żadnych deklaracji, zwierzeń ani gróźb. Po prostu go zabije, złoży raport i zajmie się następnymi rozkazami. Gdyby tylko Molina miał pod sobą więcej ludzi, którzy potrafią na tyle profesjonalnie podejść do swoich obowiązków, bez względu na to jakie one by nie były! |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 25-09-2009, 22:12
|
|
|
- Więc to on? - zapytał Karel czytając wręczoną kartotekę i oglądając wizerunek.
- Tak Nezram the World-Walker - bardzo niebezpieczny typ. Masz go odnaleźć i zlikwidować. Jest bardzo niewygodny i istnieją podejrzenia że wspiera tubylców. Pojawił się dość niedawno według tutejszego kalendarza. Jego umiejętności masz tu rozpisane.
- Zrozumiałem.....ale czy to nie robota dla Loka?
- Loko dostał swój przydział - odpowiedział Novak - więc sir jesteśmy zmuszeni prosić pana o pomoc. Sami mamy ręce pełne roboty....
- Rozumiem - powiedział pułkownik kładąc mu dłoń na ramieniu - muszę się wyposażyć....zabiorę Black Winda...
- O ile wiem zabronione zostało jakiekolwiek posługiwanie się technologią - podpułkownik zmrużył oczy.
- Czy myślisz że teraz rozkaz ten jest w jakikolwiek sposób aktualny? W tej chwili dawno bym użył Espadona ale ta planeta jest wyposażona w pole DC która zakłóca prace jego silnika. Teraz gdy pierwszy sekretarz się ujawnił nie mówiąc o Caladanie nie ma sensu dalej się powstrzymywać. Ale nich ci będzie. Zabiję tego gościa - dodał - po swojemu.
Szermierz ruszył do swojego gabinetu. Otworzył drzwi, w dawno nie odwiedzanym pomieszczeniu zdążyła się zebrać - cienka ale jednak - warstwa kurzu. Z jego biurka dobiegło wesołe elektroniczne ćwierkanie.
- Jak tam partnerze? - zapytał Karel odpowiadając zegarekowi na nadgarstku. Zegarek zaświergotał.
- Wiem, ale wybacz, rozkazy - gwizdnięcia - Nie mogę cię zabrać, twój napęd dostałby kręćka.Błąd 404 i takie tam. - Karel podszedł do wypełnionej uzbrojeniem szafy i otworzył ją z rozmachem. Następnie zaczął dobierać sprzęt. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|