Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Forgotten Realms |
Wersja do druku |
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 08-10-2009, 22:37
|
|
|
Legion „Honor” wyruszył. Pod wodzą Kitkary, trzy setnie gwardzistów teleportowane zostały na teren Halruy. Pózniej, niemałym kosztem otworzono portale, przez które przelało się kilka tysięcy „ochotników”, posłanych jako wsparcie dla ”chlubnych idei” Shadowweavera.
Tymczasem, ogarnięte antyyuantiowskin szałem Thindol i Samarach wsparły buntujące się przeciw nowemu porządku Mezro. Zresztą, już dzień pózniej (dzięki podpuszczeniu przez Velda), senior Samarachu, Nimbral, dołaczył do wojny.
Z kolei wyznawcy Triady nawoływali do krucjaty przeciw Vast - które to, jako nowe państwo, miało zagrabić Tantras. Święte miasto Torma miało stać się początkiem wielkiej wojny - na którą zbierać się poczęli paladyni Torma, Tyra i Helma z całego Faerunu.
Gdzie indziej zaś, Loko dostał polecenie od Velga. Polecenie „samowolnego” zabójstwa na Zalathornie, królu Halruy. Jeszcze gdzie indziej zaś, Karelowi polecono dołączyć do Daeriana - na czas najbliższych działań... |
_________________
|
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 09-10-2009, 10:54
|
|
|
- Oto warunki sojuszu - powiedział Alator Diviner znad kryształowej kuli, w której wyświetlał się tekst dokumentu oraz wizję mogących sprowadzić na świat konsekwencji. - Są...
Nie zdążył dokończyć, gdy przerwał mu władca:
- Absolutnie genialne, wspaniałe i doskonale pomyślane, rozmawiałem o nich z naszym gościem z innych sfer.
Alator popatrzył najpierw na władcę potem na pozostałych ludzi ze swego kręgu. Wiedział, wiedział co teraz się wydarzy, podobnie jak o wszystkim, co miało lub mogło się wydarzyć. Ostrzegał o tym, ale jak zwykle nikt go nie słuchał...
- Wasza wysokość, czy na pewno zrozumiałeś warunki traktatu - zadał pytanie Lazarus Shadowave, przywódca kręgu który od tygodni starał się zaapelować do rozsądku władcy.
- Tak, jeszcze dziś go podpiszę...
- Nie byłbym tego taki pewien - stwierdził z przekąsem Lazarus i złożył dłoń w magiczny gest. - Magia kręgu! Metamagiczne bliźniacze, podniesione, skupione, dodatkowo skupione Dominate Person rzucone przez sześciosobowy krąg 20 poziomowych magów z łącznym ST 120! - wyszeptał słowa zaklęcia Lazarus.
- ...akt naszego wystąpienie z sojuszu - zakończył słabym głosem władca.
- Ale co teraz będzie! To jutro przestanie działać! Król będzie zły! Wygna nas! - podniosły się głosy pozostałych członków kręgów.
- Naprawdę, nie ma powodów do obaw - rzucił Lazarus podnosząc ręce do kolejnego zaklęcia. - Permanencja! - rzekł, a jego głos ujawniający werbalny składnik zaklęcia zabrzmiał jak potężny dzwon.
- Ten przybysz wygląda na potężnego maga - zakończył ich przywódca. - Dlatego musimy zadbać o to, by nikt nie zdjął zaklęcia. Gravewishper! Wiesz, co robić! - polecił.
Gravewishper, jeden z nielicznych i najbardziej osławionych z Halruańskich nekromantów dokuśtykał do króla.
- Reperkusja! - wyszeptał teatralnie - Niech zakotwiczony będzie Palec Śmierci podwakroć skupionego Nekromany, rzucony z przyzwaniem magii kręgu, metamagicznie bliźniaczy i łańcuchowy! Niech dotknie każdego, kto zechce rozproszyć ten czar! |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 09-10-2009, 13:19
|
|
|
Cormyr stał w ogniu... bunt ogarniał coraz większe połacie kraju, zaś wojska regenckie zaprzestały praktycznego ignorowania rosnących w silę oddziałów pretendenta, przechodząc do poważniejszych działań pacyfikacyjnych. Na wniosek Alusair Obarskyr większość oddziałów Cormyrskich wycofała się z sojuszu, wracając do kraju macierzystego w celu tłumienia zamieszek. Otrzymała ona także wsparcie w postaci kilkudziesięciu magów i kilku tysięcy żołnierzy. Wielu możnych nie podjęło jeszcze decyzji, większość z nich chowała na razie głowy w piasek i nabierała wody w usta, licząc na to, że burza ich ominie.
Tymczasem w Silverymoon jedna z najpiękniejszych, najbardziej zaufanych, lojalnych i inteligentnych elfek, nie mająca do tego uprzedzeń do ludzi otrzymała nieco zaskakującą propozycję...
Zaś sojusznicze siły zaczęły naprędce przygotowywać korpus specjalny składający się z sił wolnych miast kupieckich (bez ani jednego Thayańczyka), by wysłać go w celu wsparcia Halruaa - jeśli tylko Lazarus zgodzi się na ich przyjęcie. |
_________________
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 09-10-2009, 14:20
|
|
|
Niemal natychmiast po powrocie do kościoła Sasayaki razem z Hashimim udali się do Halruy. Mieli zamiar wspomóc powstańców.
Ubrani w ciemne, długie płaszcze z kapturami wśiedli to latającej ładzi mającej przewieść ich do pobliskiego miasta.
-Powiedz mi... skąd ten pośpiech?- spytał Ryś.
-Dowiesz się w swoim czasie.- odparła dziewczyna. Przez całą drogę trzymała się poły jego płaszcza jakby się bała że zniknie.
-Nieźle się urządziłaś. Jak się w ogóle wkręciłaś do tego Bractwa?
-Zostałam adoptowana. Przez Pierwszego Sekretarza- Velga. To chyba najlepsze co mnie spotkało od aktywacji.- powiedziała po czym rozejrzała się po łodzi. Byli tu tylko oni i sternik, który nie zwracał na nich większej uwagi. Jednak ostrożności nigdy za wiele.- Nie rozmawiajmy już o MAC-u. Jesteśmy tu prywatnie.
-Rozumiem... Braciszek i siostrzyczka na wycieczce. Wakacje z buntem jako główną atrakcją.- milczał chwilę po czym spytał z niewinnym uśmieszkiem.- Powiedz, znalazłaś sobie faceta?
Jego odpowiedzią był celny cios łokciem pomiędzy żebra. Zwijając się z bólu Hashimi dostrzegł na twarzy siostry wyraz wściekłości i zmieszania, okraszony płomiennym rumieńcem.
Łódź zakołysała się i stanęła przy pomoście. Zeszli po schodach i udali się do najbliższej gospody. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 09-10-2009, 15:42
|
|
|
- Chyba...-zaczął Lucian, Loko popatrzył na niego pytająco.
-Chyba nie będziemy czekać długo - rzeczywiście przez dach zaczęły wpadać oddziały żołnierzy.Ich hełmy przysłaniały całkowicie twarze a wizjery z niebieskiego kryształu. Gdyby zabójca i arcymag mogli zobaczyć wnętrze hełmu oczami żołnierza zobaczyliby statystyki kalkulujące zagrożenie. Przy zabójcy pojawiło się kilka znaków zapytania. Widać Loko nie był jeszcze w ich bazie danych. Natomiast przy Lucianie pojawił się symbol S+. Żołnierze wyjęli broń. Matowe ostrza nie lśniły. Widać że były przeznaczone do walki w ciemnościach. Przeciwnicy zaczęli okrążać parę. Trzymali się w grupkach po trzy osoby.
- To nie są amatorzy. - ocenił Liść okiem znawcy - Narobiłeś sobie wrogów magu.
- Życie - odrzekł Dunkelschwert, powietrze wokół niego drgało od gorąca. Wióry z dachu spadały na niego i natychmiast się spalały. Ziemia pod jego stopami drgała niczym niecierpliwa bestia. Na Liścia nie spadło nic. Wszelkie śmieci jakie zbliżyły się do niego pokrywały się szronem co je obciążało. Zabójca sięgnął po sztylet a Arcymag zaczął inkantację.
Tymczasem....
W pokoju w którym negocjowali Daerian i Velg rozległy się odgłosy pukania. Daerian uniósł brew bo nie spodziewał się nikogo. Drzwi rozwarły się bez żadnego potwierdzenia czy można wkroczyć czy nie. W progu stał Karel. Jedną rękę trzymał w kieszeni a druga zaciskała się luźno na rękojeści miecza który spoczywał sobie na jego ramionach.
- Jestem - powiedział szermierz. Cóż był ostatnią osobą jakiej można się było spodziewać.
- No co? - zapytał niewinnie. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Caladan
Chaos is Behind you
Dołączył: 04 Lut 2007 Skąd: Gdynia Smocza Góra Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 09-10-2009, 16:27
|
|
|
Rozmowy pokojowe zakończyły się fiaskiem. Najprawdopodobniej państwa z zachodu czuły się mocno zagrożone z ewentualnej przewagi. Po krajach sojuszniczych wrzucono dezinformacje, że Bractwo Równowagi chce całkowicie uciemiężyć ludy południa i opanować cały Faerun. Cywile krajów zmartwili się i okazywali swoje nie zadowolenie gwałtownie. Lud do końca nie był przygotowany do takich zmian. Zresztą mieli nadzieje, że będzie pokój. Wojna nigdy nic dobrego nie dała nikomu. Władze sojuszniczych krain Luiren, Sembia, cześć miast Chondathu i Border Kingdoms i Lapuulaya po naciskach z wewnątrz poprosiły o odłączenie od sojuszu i na czas konfliktu dały słowo, że nie będą nikogo faworyzować. Rada Sojuszników, która została nie miał wyboru zgodziła się na ich decyzje. Do sojuszu nikogo nie trzymał na siłę. Impiltur po naciskach rycerstwa przyłączyło się do krucjaty. Druidzi tez byli zmęczeni i wyruszyli do swoich wysp, ale podtrzymując zdanie, że wizja Caladana jest perspektywiczna. Dziwnym zbiegiem okoliczności przed podpisaniem rozejmu nie było delegacji Łupieżców. Okazało się, że mieli swoje własne niecne cele, które były dalekie od zamierzeń sojuszu. Dziwny był fakt, że zaoferowali swoją pomoc wcześniej. Iolumum również znikł z bazy wraz z swoimi ludźmi, którzy zabrali kilka zwojów magicznych nad którymi pracował starszy mózg. To nic nie oznaczało dobrego. Kilka dni później połączone siły wszystkich klanów łupieżców i ich sojuszników zniewoliło większość żołnierzy z Luskan za pomoca zwojów z Harlui, pisoniki i obręczy. Po zdobyciu miasta wyruszyli w kierunku miasta Nevewinter. Podbój Północnych ziem czekał przed nimi otworem.
Smoki Chromatyczne odebrały rekompensatę, zgadzając się na warunki uczestniczenie w konflikcie i poprosiły od teleportowanie skarbów do określonych punktów. Zostały one zabezpieczone i przeniesione przez moich ludzi do skarbca pod etykieta zdobycze smoków Tamci nie podejrzewali za bardzo, że Smoki mogą zdradzić. Gady za bardzo nie ufały sojuszowi Daeriana. Bliżej im było do Bractwa Równowagi, mimo paru ich wad. Z tymi zachodnimi krainami zawsze mieli w przeszłości zatargi. Po wojnie można było wiele sie spodziewać po nich. Zresztą nie byli tchórzami i oferta obrażała dumę Smoków. Życie ich było cenne, ale chęć stworzenia Smoczego państwa i pozbycia się znienawidzonych dobrych smoków była silniejszą zakusą. Caladan obiecał bogactwa, profity i nowe ziemie. Pierwszą część umowy wypełnił na koszt swych wrogów. Bogactw nigdy nie jest za wiele. Zwłaszcza jak dostaje się za darmo. Smoki poleciały na południe przy okazji, spalając doszczętnie Athikatlę. Powróciły one do bazy, teleportując się za pomocą moich ludzi. Manipulatorzy znieśli ewentualne czary i smoki mogły cieszyć się swoimi bogactwami. Ich nigdy za wiele.
Najgorszy cios dotknął w Harluaa. Odłam magów, który był mocno nie przechylny wcześniej Bractwu pod dowództwem Lazariusa Shadowara wkroczył do akcji. Do tej pory nie stanowili oni zagrożenia dopóki nie dokonali zamach stanu dosyć w brzydki sposób. Zdominowali staruszka. Ten zbrodniczy akt zobaczyła prawnuczka Zarathorma Kirksona(podobno długo żyje), po usłyszeniu uciekła i poinformowało Elderów. Ci na początku niedowierzali, ale zaczęli działać. Ich dochodzenie sprawdziło się Zarathorm stał się marionetką. Trudno było uwierzyć, aby król bez bez ich wiedzy zmienił politykę. Król był ogromnym jej zwolennikiem, ale chciał wynegocjować parę kwestii na tle gospodarczym z drugim obozem. 50 z nich zostało złapanych z powodu knucia intrygi wobec Króla, bowiem stronnictwo Lazariusa oto postarało się, aby nikt im nie przeszkodził. Resztę Rady Starszyzny skomunikowała się z innymi zwolennikami i przedostali się do twierdzy Shadovarów z powodu strachu przed represją i nagonką. Zamek zaczął zbierać po drodze resztę zwolenników nowej doktryny razem 300 Elderów i 40 tys. harluaańczyków, oraz rodzinę Zarathorma. Wtem Telamont rozkazał wycofanie się do Dambrathu, gdzie sojusz równowagi miał spotkać się z Kicanistami, aby zaplanować dalsze działania.
Wiekszość domów z Menzoberranzan nie był zadowolony z poczynań Baenre i Shae’verth . Nie zgadzali się z polityką tych domów. Nie miały ochotę walczyć dla powierzchni, która nigdy im nic nie dała. Potajemnie zaczęły one spotykać się z innymi drowami innych miast, oraz łupieżcami, z którymi zaplanowały atak. Sytuacja była idealna, gdyż wszyscy byli zajęci sobą. Znaczna większość domów z Menzoberranzan zbuntowała się i wyruszyła do Ctil ?(nie pamietam jak sie nazywa miasto Ilithidów pod Waterdeep).
Tymczasem Caladan usiadł na ciele galaretowatej istoty, którą wypuścił dawno temu do rzeki nie daleko Untheru. Pomyślał jeden problem z głowy. Czas zająć się resztą.
W Dambrathcie zawiązano sojusz z Gilithyankami przeciwko Łupieżcom umysłu.
Opowiedziano sojusznikom o przyszłości jaka mogła się zdarzyć. Jedynie Aton rzekł do nich, że potwór, który mógł zdominować Caladana zginął bezpowrotnie. Kolejny raz zarzekał, że Bractwo przybyło tu zrobić interesy. Obiecał, że Bractwo postara się, aby nie dopuścić do tamtego finału, który nie miał pewnego żródła jakim był Daerian niby z Przyszłości. |
Ostatnio zmieniony przez Caladan dnia 11-10-2009, 14:31, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
|
|
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 09-10-2009, 17:03
|
|
|
W sumie przeciwników było osiemnastu. Szybkie ataki wręcz nic nie dawały, gdyż żołnierze (mimo że nie byli specjalnie szybcy) mieli doskonałą taktykę obrony. W stajni powoli zaczynało robić się duszno, gdyż aury Luciana i Loka nieustannie wytwarzały parę wodną. Skrytobójca myślał że jeśli okularki żołnierzy zaparują zmniejszy to ich skuteczność walki, niestety - mylił się. Oddziały Lodowej Iglicy walczyli niczym roboty, nie było po nich widać ani śladu zmęczenia, w dodatku wspomniana taktyka walki było niemal idealna. Skrytobójca i mag wylądowali obok siebie. Lucian miał rozcięty policzek, pech chciał że jego krew bryznęła tak daleko, że Loko dostał nią prosto w twarz.
- Twoja krew...uch - wyszeptał dziwnie Loko
- Uważaj, te ostrza są zatrute. Truciznę w moim ciele już wypaliłem, ale możliwe...
- Nie o to chodzi...cholera!
Uskoczyli przed atakiem z obydwu stron, Liść wylądował obok zwłok aktora wynajętego przez Rysia i szybko wytarł się jego ubraniem. Nagle do głowy wpadł mu pewien pomysł, przeskoczył nad przeciwnikami wyginając się dziwnie aby nie trafić w sufit stajni.
- Kiedy kiwnę głową rzuć we mnie najgorętszy i największy pocisk jaki możesz.
Lucian skinął i... zobaczył że Loko wyskoczył ze stajni. Wszyscy żołnierze natychmiast zwrócili się w stronę arcymaga. Dunkelschwert cofnął się w róg pomieszczenia
- Cholerny skrytobójca...
Nagle wyczuł jednak ostry chłód, zdziwiło go to, bowiem ciągle korzystał ze swojej mocy i wszędzie powinno być gorąco. Natychmiast zaczął tworzyć kulę ognia. Żołnierze gdy tylko pomieszczenie rozjaśniło się przez ogromną ognistą kulę cofnęli się o krok. Do stajni bezszelestnie wszedł Loko, naokoło niego latały wstęgi czegoś co przypominało połączony lód i śnieg, prawie całkowicie zakrywały skrytobójcę. Loko skoczył w tłum żołnierzy jednocześnie kiwając głową.
Bruno Falsick wracał właśnie do domu na obiad. Mijając stajnię usłyszał jakieś dzwine odgłosy dochodzące z jej wnętrza, zaintrygowany podszedł bliżej. Nagle rozległ się niesamowicie głośny syczący dźwięk, a ze stajni zaczęły wylewać się duże ilości wody. Po chwili cała ciecz zamieniła się w lód, ściany budynku odchyliły się na zewnątrz. Bruno patrzył przez chwilę na dziwne zjawisko, po czym ruszył szybkim krokiem w stronę domu, przysięgając w duchu że już nigdy nie wypożyczy konia z tej stajni.
Loko pomógł zamrożonemu do połowy Lucianowi oswobodzić się.
- Pięknie - rzekł mag - teraz wystarczy ich tylko pozabijać.
- Zostawiam to tobie czarodzieju. Przed chwilą dostałem nowe rozkazy, muszę iść.
Po tych słowach skrytobójca odwrócił się i zniknął za rogiem. Lucian patrzył chwilę za nim, po czym spojrzał z uśmiechem na wielki lodowy kloc, w środku którego widoczne były sylwetki żołnierzy.
***
Król Zalathorn siedział wygodnie na tronie. Widać nie dotarła jeszcze do niego informacja o trzech setkach gwardzistów na jego terenie. Z wyglądu był to szczupły, młody mężczyzna o wątłej budowie, miał krótkie czarne włosy i kozią bródkę. Uśmiechał się miło do jednej z wieśniaczek, która przyszła do niego z zażaleniem na sąsiada. Król odesłał ją do jednego z ministrów, a co tam, niech oni się męczą...
- Hamilton, podaj mi księgę rachunkową - rzucił Zalathorn
Lekko starawy już sługa zaczął kierować się do stolika, umieszczonego w pewnej odległości za tronem. Nagle jedna ze ścian zaczęła się przesuwać, hałasując niemiłosiernie. Arcymag odwrócił się tylko po to by zobaczyć jak z ukrytego przejścia (o którym prawdę mówiąc nie miał pojęcia) wylatuje kilkanaście sopli, które powbijały się w Hamiltona. Z przejścia wyłonił się wysoki mężczyzna.
- Nie powiem, wygodne te przejścia. Nie musiałem się tłuc przez cały zamek.
- Kim jesteś i czemu wtargnąłeś do mojego zamku? - krzyknął Zalathorn
- Nikim ważnym.
- Wnioskując z tego że zabiłeś mi sługę, nie przyszedłeś tu z pokojowymi zamiarami.
- Nie bierz tego do siebie. Dzisiaj jestem wyjątkowo wściekły i zabijam wszystko co się rusza, ty się akurat napatoczyłeś.
Liść rzucił się na arcymaga, ten teleportował się szybko dwa metry w tył i posłał malutką kulę ognia w Loka. Skrytobójca zatrzymał się w miejscu gdzie przed chwilą znajdował się Zalathorn, ze zdziwieniem spostrzegł że stoi i kałuży oleju. Wprawdzie kula ognia zgasła gdy tylko znalazła się blisko Loka, jednak maleńka jej część dotknęła kałuży. Komnatę natychmiast rozjaśnił płomień. Arcymag uśmiechnął się pod nosem.
- Czasami najprostsze zaklęcia są najskuteczniejsze.
- W tym wypadku nawet twoje najsilniejsze zaklęcia nie zadziałają.
Zalathorn cofnął się zdziwiony od płonącej sylwetki. Liść wyszedł z płomienia i natychmiast rzucił lodowym młotem w maga. Ten wykazując się refleksem zasłonił się tarczą z ognia. Młot przeleciał przez ogień bez najmniejszego uszczerbku i trafił maga w łokieć, trzask łamanych kości rozniósł się po sali. Loko powolnym krokiem podszedł do skulonego maga, został odrzucony przez falę magicznych pocisków jakie wyłoniły się z ciała maga. Skrytobójca wstał, otrzepał się i znów zaczął kierować się w stroną Zalathorna
- A więc umiesz rzucać zaklęcia bez wykonywania gestów...ciekawe, a jak - Liść wykonał okrężny ruch ręką - teraz?
Usta arcymaga pokryły się lodem, zaczął się dusić. Loko patrzył na niego z wyraźną satysfakcją, gdy nagle mag zrobił coś czego skrytobójca nigdy by się nie spodziewał. Rzucił się na niego całym swoim ciałem, pchając go w stronę okna. Jako że Liść też nie był zbyt dobrze zbudowany, poleciał do tyłu niczym lalka, w ostatniej chwili zdążył tylko złapać maga za gardło.
Nie dość że sala tronowa Zalathorna była najwyżej położonym miejscem w zamku, to sam zamek również był na sporym wzniesieniu. Arcymag nie miał najmniejszych szans na przeżycie upadku. Liść wstał chwiejąc się lekko, bolała go ręka. Podwinął lewy rękaw i zniesmaczony zobaczył złamaną kość przedramienia. Nie było by to nic poważnego, gdyby nie fakt, że rana zdążyła już wylać z siebie tyle krwi, że skrytobójca ledwo stał. Cholera, pomyślał, muszę jak najszybciej dołączyć do Kitkary, musi mieć jakiś medyków. Po tym wewnętrznym monologu zaczął czym prędzej biec w stronę z której miała nadejść armia. |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 09-10-2009, 18:24
|
|
|
- Jest źle - zaczął Gravewishper. - Rodzina królewska zorientowała się, że król jest marionetką, a do naszego kraju wtargnęli cudzoziemcy... Co więcej część magów wiernych sojuszowi uciekła i skryła się w Twierdzy Cienia...
- Źle? - zdziwił się Lazarus. - Powiedziałbym, że to doskonałe wieść. Obaj zajmujemy się materią Planu Cienia, z którego przybyła ta pamiątka po Netherilu. Chyba wiesz, jak on wpływa na psychikę...
- Powoduje, że człowiek staje się mrocznym odbiciem samego siebie... Ale na efekty należy długo czekać...
- Ale ile konkretnie wie tylko kilku arcymagów. Pozostali mieszkańcy naszego kraju nie zdają sobie z tego sprawy... Wiedzą tylko, że plan cienia i wszystko, co z niego pochodzi jest opanowane przez zło. Rozgłosimy wieści o tej ucieczce. Będzie to ostatni cios dla miłośników sojuszu w naszym społeczeństwie... Szybko stracą poparcie. W końcu nikt nie lubi mrocznych czarnoksiężników... A co do cudzoziemców i rodziny królewskiej: niech się wspólnie pozabijają... Poczekamy kto wygra i wtedy zajmiemy się zwycięską stroną...
Lazarus miał zamiar dokładnie wytłumaczyć co planuje, gdy nagle rozległ się huk z sali tronowej. Obaj z Gravewishperem rzucili się w tamtą stronę... Gdy byli na miejscu ich oczom ukazała się koszmarna scena.
- Morderca! - krzyknął Gravewishper. |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
Ostatnio zmieniony przez Zegarmistrz dnia 09-10-2009, 20:16, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 09-10-2009, 19:16
|
|
|
Gwardziści Bractwa z Legionu "Honor" (pod dowództwem Kitkary) pojawili się przed zamkiem w królestwie magów. Żołnierze Halruy łypnęli niechętnie na młodą dziewczynę, która stała na czele oddziałów w barwach Feniksa. Natychmiast dostrzegli też sztandar królestwa Halruy, ale wszelkie procedury nakazywały sprawdzić sytuację.
- Stać, kim jesteś niewiasto?
- Księżniczka Kitkara. Przysłano mnie tu, aby wspomóc Luciana Shadowweavera, przyjaciela godnej i wolnej Halruy.
- Dobrze, przekażę to mu. Niemniej musisz tu poczekać wasza wysokość Kitkaro do czasu aż wrócę.
Mężczyzna zobaczył jej płonące spojrzenie, które mówiło mu że coś powiedział nie tak. Że ta ładna i delikatna niewiasta może sprawić mu taki ból że będzie błagał o śmierć oraz skrócenie jego męk. Jednak musiał wykonać swoje obowiązki, choćby miał to przypłacić życiem.
- Pospiesz się - jej głos był najsłodszą melodią jaką słyszał. Jednak czuć było w tej słodyczy i lekkim niewinnym uśmieszku truciznę.
- Będę jak najszybciej, pani - ukłonił się i pobiegł przez bramę.
- Ty to wiesz jak wzbudzić strach wśród ludzi - rzekł Sokar rozbawiony tą sceną.
- W końcu to ja.
Gwardzista wrócił w pośpiechu oznajmiając że zgodzono się aby weszli do zamku. Kiedy kobieta mijała bramę nawet nie raczyła spojrzeniem przestraszonego mężczyznę. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 09-10-2009, 20:11
|
|
|
- Więc jak widzisz Panie, wszystko jest w należytym porządku!
Zawołał dumnie akolita kładąc na biurku Costly'iego dokumenty, których odczytywanie właśnie skończył.
- Świetnie. - Powiedział Molina przysłaniając sobie twarz szerokim rękawem szaty. - Tylko powiedz mi, co tu do cholery tak śmierdzi?!
- To? - Odpowiedział lekko zdziwiony akolita pociągając nosem. - To zapasy żywności dla żywego inwentarza z magazynu po drugiej stronie ulicy.
No tak, pomyślał Kapłan. Jeżeli gdzieś trzeba było ustawić to, co śmierdzi najbardziej, to naturalnie przy apartamencie Costly'iego. "Miła i spokojna okolica na granicach Skuldu", mówiła wcześniej Aki o tymczasowej siedzibie Kapłana.
Niech ją szlag.
- Panie, nie śmierdzi tak źle jak sam żywy inwentarz, zawsze mogło być... - Akolita przerwał w środku zdania na widok wyrazu twarzy przełożonego.
- Możesz odejść. - Rzucił Kapłan przez plecy zamykając okiennice.
- Tyle do zrobienia... - mruknął zasiadając ponownie przy biurku.
Ledwo co ogłoszona publicznie (niezbyt głośno) została deklaracja potępiająca przez Bractwo działania zbrojne prowadzone przez część artystokracji Halruy. Niedługo ogłoszone zostanie też potępienie dla działań ochotniczej dywizji "Honor". Aczkolwiek z ogłoszeniem tego Costly czeka, aż owa dywizja działania podejmie. W aktach, choć działania te uznano za negatywne, nie jest wspomniane nic na temat działań Bractwa przeciw temu, ani na temat wyciągania konsekwencji wobec wiernych biorących w tym udział.
To nie było jednak teraz największym problemem Mrocznego Kapłana. Najważniejsze teraz były prężne działania prowadzone przez MAC w związku z ogłoszeniem referendum w Chessenti, Semphar i Murghom.
Unther, Mulhorand i podziemny Imaskar zostały objęte natychmiastowym wsparciem socjalnym Bractwa. Costly zagryzał wargi wiedząc, iż oto w tym momencie zaczyna się największy cios dla jego skarbca i jego planów na Kontynencie. Ale to była inwestycja. Inwestycja, która z czasem się zwróci. Szkoda tylko, że prognozy wskazują, iż nie będzie to krótki czas. Z głównych ziem MAC ciągnęły teraz ogromne transporty żywności i leków. Rozpoczęto sprowadzanie dużych ilości soli z kopalni Unteru, na potrzeby zachowania żywności w dobrym stanie. Także dzięki zasobon Unteru Bractwo błyskawicznie rozpoczęło pracę nad uszkodzonymi przez walki traktami, naprawiając drogi i strażnice. Wszystkie transporty na ten moment, niestety, musiały być pilnie strzeżone, dlatego wojska MAC nie narzekały na brak zajęć. Pilnym problemem Bractwa obecnie było drewno, obecnie sporym kosztem sprowadzane z Kontynentu.
Zabawnym akcentem pomocy społecznej udzielanej przez Bractwo jest fakt, iż obecnie na ziemiach Bractwa w Faerunie co drugi poszkodowany przez wojnę mieszkaniec chodził dumnie w ubraniach z misternie wyhaftowanym Feniksem MAC. Był to efekt tymczasowego rozwiązania wprowadzonego przez Molinę na zaspokojenie braków odzieży. Sprowadzono z kontynentu sporą część zapasów ubiorów przeznaczonych dla wojsk stacjonujących w barakach. Były to ubrania wysokiej jakości, prawdopodobnie większości brudnych dzieci biegających teraz z feniksem na piersi nigdy więcej nie założy czegoś tak drogiego. Jednak teraz liczył się czas, Bractwo chciało jak najszybciej wyrobić sobie markę i takie kroki były skuteczne. W tym wypadku - zaskakująco skuteczne, nowi wierni chodzili dumnie po mieście, eksponując Feniksa Bractwa na każdym kroku. Cóż, już wkrótce tworzone na miejscu odzienia będą na tyle liczne, aby dalsze uszczuplanie zapasów z Kontynentu nie było konieczne.
Mroczny Kapłan postarał się, aby wieści o wsparciu jakie zapewnia swoim terenom Bractwo dotarły do ludności krajów, które swoją przynależność dopiero mają wybrać. Też z tego powodu Bractwo bardzo ostrożnie porusza się na razie w kwestii swojej polityki wewnętrznej na ziemiach Faerunu. Także dzięki staraniom Costly'iego na północ dotarła wieść, iż pomyślny wynik referendum zaowocuje w postaci transportów żywności dla tamtejszej ludności. Bractwo zresztą zamierzało dotrzymać w tym punkcie słowa. Pomyślny wynik referendum był obecnie najważniejszy. W ten sposób Molina ma pewność, iż tamtejsi władcy dwa razy się zastanowią zanim podejmą działania mająca na celu zjednanie im spornych prowincji.
A to przecież dopiero początek. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 10-10-2009, 15:20
|
|
|
Morderstwo króla wywołało poruszenie... Lazarus więc zwołał swój krąg, by spytać się, co powinni zrobić. Radzili krótko, choć burzliwie. Kłamstwo odpadało... W Halrui, gdzie było tak wielu magów zwykle kłamstwo miało krótkie nogi.
- Najlepszą strategią będzie dla nas otwartość - powiedział w końcu Alor znad swej szklanej kuli. - W końcu to nie nasza wina. Widzę, że ludzie nam uwierzą...
Jeszcze tego samego dnia Lazarus i jego krąg zwołali telepatyczną konferencję z najwyższymi magami wciąż lojalnymi królestwu.
- Najpotężniejsi z potężnych - zaczął czarnoksiężnik - Wybaczcie mi wtargnięcie w spokój waszych myśli, lecz w naszej stolicy miały miejsce tragiczne wydarzenia. Jak zapewne wiecie dzięki swej sztuce jasnowidzenia nasz kochany władca, zwiedziony przez słowa potężnych, pozaplanarnych złoczyńców zgodził się na podpisanie niekorzystnego dla nas traktatu "pokojowego". Wszyscy zdajecie sobie sprawę, jakie miałby on dla nas konsekwencje. Z tej przyczyny ja i moi towarzysze zdecydowaliśmy się na odsunięcie go od władzy - przyznał Lazarus. - Głęboko wierzymy, że był to czyn konieczny. - była to prawda i każdy, kto próbował wykryć w tych słowach kłamstw głęboko się zdziwił. Lazarus naprawdę wierzył w to, co mówił. - Bolejemy jednak nad tą koniecznością.
- Niestety jednak - kontynuował dalej Lazarus. - Nasz przewrót nie okazał się bezkrwawy. Przyznajemy, że opanowaliśmy myśli naszego drogiego władcy. Było to konieczne dla zachowania dobrobytu Halruy. Niestety jednak wrogowie naszego kraju wykorzystali ten moment do zamordowania naszego drogiego władcy. Morderca jest nieznany.
- Co gorsza - mówił nadal Lazarus. - Nasz kraj został zdradzony przez Elderów. Masowo udali się oni do siedziby przywódców naszych niedoszłych "sprzymierzeńców" - jad w słowach Lazarusa zdolny byłby zabić beholdera. - Jako, że ta zbierzność nie wydaje się nam przypadkowa podejrzewamy, że to właśnie starsi stali za morderstwem Jego Wysokości. Prowadzi to nas, Tymczasową Radę Ocalenia Narodowego do następujących decyzji:
Po pierwsze: rozwiązujemy ze skutkiem natychmiastowym Radę Starszych. Wszystkich jej członków uznajemy za zdrajców. Pozostali w naszych granicach jej członkowie mają obowiązek stawić się w miejscach internowania, gdzie zostaną przesłuchami. Zbadaniem ich udziału w spisku zajmą się niezawisłe sądy. Głęboko wierzymy, że nasi najlepsi prawdomówcy i jasnowidze orzekną ich niewinność.
Po drugie: niedaleko od naszych granic unosi się nieprzyjacielska twierdza. Jej mieszkańcy, którym sami niefrasobliwie udzieliliśmy schronienia prawdopodobnie zamordowali naszego króla i wspierali zdrajców. Co więcej nie są to jedyne, obce siły zbrojne, które wtargnęły w nasze granice. Nie jesteśmy przygotowani do odparcia ataku którejkolwiek z nich. Dlatego też zdecydowałem się wysłać posłów do do przywódców wojsk lądowych, które wkroczyły do naszego kraju. Będziemy z nimi negocjować warunki porozumienia. Jednocześnie też ogłaszam pełną mobilizację sił zbrojnych Halruy i modlę się, by nie była ona spóźniona. |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
Ostatnio zmieniony przez Zegarmistrz dnia 10-10-2009, 16:40, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 10-10-2009, 16:23
|
|
|
Tego dnia nad całym Faerunem latały powracające smoki chromatyczne.
A nazajutrz. „Ojczyzna w niebezpieczeństwie!” – wołano na ziemiach MACu i jego sojuszników. Nadzwyczajna Dyrektywa Pierwszego Sekretarza przewidywała nadzwyczajną mobilizację – co znalazło swój skutek w fakcie, że z samej Chessentii pod broń powołano trzydzieści tysięcy ludzi. Broń i zbroje znalazły się tylko dzięki dobrotliwości Bractwa, którego terytorium też zostało objęte zarządzeniem.
Szeptano wreszcie o wciąż nowych mobilizacjach w Mulhorandzie i Untherze. Szczęściem dla władzy Bractwa, rolnictwo na tych ziemiach było dość proste – wystarczyło obsiać i poczekać, aż rzeki nawodnią. A tego roku nawodnienia ziemiom nie zabrakło. Oznaczało to, że lud w tej porze roku i tak nie miał żadnego zajęcia, więc miast tradycyjnych zajęć (budowie monumentów sakralnych panteonu mulhorandzkiego)) mógł równie dobrze zacząć wojować...
***
Zostawiwszy w Cimbar dziesięciotysięczny garnizon, siły Bractwa podeszły na południe. Jak poinformowano Caladana podczas konferencji w Dambrath, miały one posłużyć do tłumienia rebelii w Sespech oraz utrzymaniu Chondathu w sojuszniczym uścisku...
***
Z kolei w królewskim pałacu Evermeet, królowa Amrauil Moonflower jadła oficjalne śniadanie. Towarzyszył jej Haerin Sunsword, księżycowy elf z Nimbralu. Ów arcymag, który wiele lat spędził w krainach Ziem Centralnych Faerunu, przeto był traktowany jako cenne źródło informacji dotyczących kontynentu. Wprawdzie do monarchini doszły plotki, jakoby Wysoki Mag związał się z dziwnymi ugrupowaniami, lecz nie przykładała ona wagi do tego, co mówiło pospólstwo.
Wasza Wysokość Najmiłosierniejsza Królowo Wszystkich Elfów, czy wolno mi zadać pytanie: czy Największe Królestwo Elfów zamierza utrzymywać swoje poparcie dla sojuszu czcigodnego Daeriana? – zapytał się, formułując w elfim języku zawiłe sformułowania etykiety.
Wasza Ekscelencji Najbardziej Czcigodny i Jedyny Wysoki Magu, udzielam wam pozwolenia. – odpowiedziała elfka.
Wasza Wysokość Najmiłosierniejsza Królowo Wszystkich Elfów, zapytam więc: czy Najwyższe Królestwo Elfów zamierza utrzymywać swoje poparcie dla sojuszu czcigodnego Daeriana?
Najwyższe Królestwo Elfów zamierza, w duchu Corellona i Seldarione, utrzymać swoje poparcie dla sojuszu czcigodnego Daeriana. – zabrzmiała replika.
Dla przeciętnego obserwatora ta wymiana zdań była zwykłym kuriozjum, podyktowanym przez modę na „kulturalną etykietę”, i nie niosła za sobą żadnych następstw. Dla wtajemniczonego obserwatora ta rozmowa był to początek rewolucji na wyspach...
***
Następnego dnia, inspirowani przez Haerina Sunsworda spiskowcy zebrali się pod pałacem Wysokiego Maga. Tam długo dysputowali, rozważając idee przywiezione z Nimbralu przez arcymaga. Wreszcie, bazując na broszurce „O nierówność ras i sposobach ewolucji ras najsilniejszych.”, którą elf dostał od Velga w elfiej postaci, uzgodnili, że rząd Wysp Evermeet jest winny zdrady rasy elfiej i zasługuje na karę śmierci.
I tak zakończyło się tego dnia spotkanie Eldreth Veluuthry... Nawet konetabl nie mógł przewidzieć, że rozpowszechnienie ulotek celem pogorszenia nastrojów w elfim królestwie zakończy się takim sukcesem.
***
Tymczasem, na Nimbralu...
Przeto, uznajemy, że oskarżony winien jest zabójstwa. – zabrzmiał werdykt lordów Nimbralu. - Skazujemy go więc...
Sprzeciw! Oskarżony nosi tytuł honorowego komandora Latających Łowów! Nie może on być skazany na zwykłą karę za przestępstwo kryminalne...! – werdyktowi wszedł w głos Herold, który pełnił rolę obrońcy Velga na procesie. Zresztą, on właśnie kilka dni wcześniej postulował podniesienie MACanta z rangi zwykłego rycerza do komandora.
Skazany być jednak może na...
Wspomnijcie na pomoc, której nam dostarczył w trudnych chwilach! Kiedy Samarach znalazł się w stanie wojny, zobowiązywał się przez portale gnomie dostarczyć nam żywność i towary potrzebne do wojny – jak choćby ogień gnomów! Pomnijcie na świadectwo Yafrenna, który rzekł... – więcej już Fyrefelen nie powiedział, ponieważ jeden z lordów rzucił na niego czar ciszy. Nie uspokoiło to jednak dostojnika, który obrzucał wszystkich sędziów dzikimi spojrzeniami, niby wściekły ogar na uwięzi.
Czy oskarżony przysięga poddać się prawu, niezależnie od tego, jaki będzie wyrok? – zapytał lord Ardanthe.
Przysięgam! – stwierdził Velg, czując wręcz fizycznie więzy mocy magicznej.
Niech więc oskarżony słucha: dopuścił się on czynów niewybaczalnych. Zważywszy jednak na jego usposobienie, pomoc okazaną przez niego ludowi nimbryjskiemu, a także – fakt, że zabójstwa dokonał w obronie innej osoby, nie możemy karać go zbyt surowo. Z drugiej strony, nie możemy jednak zrezygnować z wyznaczania kary – przeto ustaliliśmy, że nakładamy na niego prawo i obowiązek dowodzenia wszystkimi armiami wyspy na kontynencie. Mianujemy go też tymczasowo jednym z lordów – ponieważ na mocy Tradycji nikt bez tej rangi nie może dowodzić naszymi armiami, a żaden z nas nie posiada ku temu żadnych doświadczeń.
***
Nimbralu i Samarachu korzystać miały z nadzwyczajnej mobilizacji – tak, żeby dziesięciotysięczna stała armia państwa wasalnego nie miała walczyć sama. W państwie graniczącym z Nimbralem już znajdowały się zresztą: trzytysięczny korpus Latających Łowów, jak i dwustuosobowa jednostka złożona z okolicznych magów...
Pierwsze starcia graniczne miały już miejsce – kilkuset żołnierzy zmasakrowało sto jaszczurów. Na dalsze efekty trzeba było jednak poczekać do czasu, kiedy zmobilizowany lud obu państw wejdzie do walki. Szczęściem, długotrwała paranoja związana z obecnością yuan-ti spowodowała, że rząd dżunglowego kraju wprowadził dyspozycje odnośnie „mobilizacji państwa” - co obejmowało choćby poświęcanie dwóch godzin dziennie na praktykowanie umiejętności bojowych. Powodowało to, że szkolenie mas można było sobie odpuścić.
A tymczasem, w pałacu w Samargolu Wielki Fantazmag oraz jego nominalny przełożony, Velg, opracowywali plany Wojny Chulckiej.
A Mezro zamknęło się. Pięć tysięcy wyznawców Ubtao nieprzerwanie pełniło straż nad miastem, które zdawało się nie mieć żadnej nadziei oprócz zagranicznego wsparcia (takiego jak to udzielone przez Thindol i Samarach). A prośby o owo wsparcie słano na wszystkie strony.
***
Alagashon Nathaire został pierwszym przywódcą Zhentarimów, który dobrowolnie zrzekł się pełnionej funkcji. Nie uczynił tego w pełni dobrowolnie – trzeba było szantażu, aby zmusić go do dymisji. Szczęściem, wywiad MACu posiadał dostatecznie mocne materiały potwierdzające jego przynależność do kultu kica, aby doprowadzenie do ich ujawnienia równało się śmierci banelicza. Dużą rolę miało także kilka zgonów, które Vogelsang zadał opornym członkom Czarnej Sieci, które uświadomiły nieumarłemu, że Bractwo jest graczem od niego znacznie potężniejszym.
Po swojej „światłej decyzji”, zgodził się objąć stanowisko arcybiskupa Ziem Altruistycznych – czyli nowej arcydiecezji, która właśnie utworzona w głębi Imperium. Było to nader mądre posunięcie. Choć bowiem rzeczone ziemie były jałowe ponad wszelką miarę, to miały wysokie miejsce pod względem starszeństwa arcydiecezji oraz powierzchnię niewiele mniejszą od powierzchni Torilu.
Przed swym odejściem desygnował jednak następcę, którego obiór wzbudził powszechne zdziwienie...
***
Tymczasem, na Lantanie zakończyła się era technokracji absolutystycznej. Bractwo wycofało swe poparcie dla rządów Rady Dwunastu, a jego zwolennicy ewakuowali się do Samarachu, a później – na ziemie MACu. Do Samarachu wkrótce zresztą poczęli napływać muszkieterzy gnomi...
***
Krucjata dotarła do Cormyru. W Cormyrze zaś pod broń powoływać obie strony zaczęły lwią część populacji – zarówno dlatego, żeby nie dopuścić do ewentualnych ekscesów ze strony krzyżowców, jak i dla zwiększenia bezpieczeństwa własnego podczas rokowań...
I dnia pewnego, na skraju lasu Hullack, pod osłoną wojska zaczęły się rokowania... Trzech stron - krucjaty, która zabiegała o przejście, króla Azouna V i Alusair Obarskyr. |
_________________
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 11-10-2009, 00:47
|
|
|
Wzdech - Daerian spojrzał na Karela, uśmiechnął się i machnął ręką. Nim szermierz zdążył coś powiedzieć, zniknął w czarnej dziurze, która otworzyła się pod jego stopami.
Zszokowany Velg spojrzał na Daeriana jak na mordercę...
Nic wielkiego - Daerian westchnął ponownie - wysłałem go tylko jakieś pięćset lat w przyszłość... będzie miał ten swój pojedynek. Ciekawe, jak mu się spodoba...
Karel obudził się stojąc pośrodku nieskończonego pola traw, pod gwiaździstym niebem. Przed nim stała niezwykła postać, promieniująca światłem księżyca.
A więc jesteś - Endarion spojrzał na niego z politowaniem - Daerian mówił, że przybędziesz.
Drow uśmiechnął się, a jego złote oczy rozbłysły dziwnym światłem. Długie, srebrne włosy powiewały na wietrze.
- Zacznijmy więc ten taniec w świetle księżyca.
W Waterdeep tymczasem odbyło się wielki święto - nowy, jawny Lord został mianowany, w połączeniu ze wspaniałym weselem. Co prawda najmniej wesołymi osobami na weselu wydawali się brat Joseph i Księżycowa Rosa, jego elfia wybranka... jednak wszyscy wierzyli, lub chcieli wierzyć, że młoda para będzie szczęśliwa. Przyszłość miała pokazać, że - ku ich zdumieniu - nie omylili się wcale, a pierwsze tego oznaki pojawiły się już wkrótce. Związek okazać się miał bowiem bardzo udany, a pochodzący z niego potomkowie mieli okazać się jednymi z wielkich polityków Faerunu, utrzymującymi kruchy pokój między posiadłościami MAC, a resztą Krain.
Wkrótce po weselu brat Joseph wygłosił zaś orędzie...
Sigismund i jego oddział dotarli tymczasem do Cormyru i stali wraz z innymi świtami pod lasem Hullack.
Z Waterdeep, Neverwinter i Wrót Baldura popłynęły magiczne przekazy, proponujące pomoc wojskową wyzwoleńczej Halruaa.
Tymczasem w głębi Halruaa...
- Witaj Loko - Grim miał prawie wesoły wyraz twarzy. Liść mniej - upadek nie był dla niego zbyt szczęśliwy, podobnie jak późniejsza wędrówka.
- Cóż, tym razem to Ty kuśtykasz... ale nie przyszedłem tu po to, aby dyskutować o tym, kto komu krzywdę zrobił, czy szukać zemsty. Albo raczej... szukam jej, ale w nieco inny sposób. W końcu w naszej profesji umiejętności walki, choć ważne, nie są najważniejsze... Zgodnie z naszymi nowymi rozkazami, mamy współpracować, ale czemu nie przekonać się, który z nas jest lepszy w swoim fachu?
- Co proponujesz? - wyszeptał Loko, cały czas czujny.
- Oto lista jedenastu wspaniałych celów... książąt Shadovar. Których wszyscy chcieliby zobaczyć martwymi... Czyż nie piękne wyzwanie? I liczba nieparzysta, więc zwycięzca będzie oczywisty. Bez specjalnych zasad, a ten który zabije ich więcej będzie nosił nieoficjalny, między nami, tytuł najlepszego zabójcy w Krainach. jestem pewien, ze jesteś zainteresowany... a wiadome osoby wiedzą doskonale o tym planie, więc wszystko... prawie oficjalnie. |
_________________
|
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 11-10-2009, 12:38
|
|
|
Niezwykły to był widok - różnobarwne stado papużek falistych w jednej chwili poderwało się do lotu i skierowało na północny-wschód, przelatując nad całym Luskanem. To był znak. Większość pożegnała je uśmiechem, widząc w tym symboliczne odejście nieszczęść i niepokojów, jakie ostatnio nawiedzały miasto, a które Plotka bezpośrednio powiązała z papużkami falistymi - wbrew ich niewątpliwego, estetycznego piękna. Mieszkańcom nie dane się jednak było cieszyć - kilka godzin później do miasta wtargnęła armia wygłodniałych mózgożernych potworków, z miejsca przejmując kontrolę nad prawie całym miastem (tylko grupka magów opierała się w swojej twierdzy mocy psioniki, choć nawet ich los wydawał się praktycznie przesądzony, gdyż jednocześnie musieli bronić się przed fizycznym szturmem na ich bastion).
Papużki długo leciały bez wytchnienia i, zdawałoby się, celu. Lecz tak, jak stado niespodziewanie się poderwało, tak niespodziewanie zanurkowało, wyczerpane w korony drzew. Baczny obserwator zauważyłby pewnie, że pomimo bezwietrznej pogody, część lasu zdawała się płynąć pośród nieruchomego oceanu ciemnej zieleni. Zaintrygowany, obserwator ten, zapewne także dałby weń nura, ciekawy zjawiska. Cóż by zobaczył? Groteskę. Kilkuset maszerujących entów z konarami twardymi jak stal, wprawionych w bojach, wokół których latały setki żółtawych, zielonkawych i niebieskawych papużek, stopniowo sadowiących się na "gałęziach" entów. Czuć było od nich specyficzną aurę - to nie tylko mrok wypełniał je. Były pełne determinacji, były też obce w tym kraju. Tylko oczytany obserwator, ku swemu zaskoczeniu, mógłby doszukać się w nich podobieństwa do entów Fangornu. Ale skąd tu się wzięły? Odpowiedź pojawiła się sama, choć liczba nowych pytań wzrosła o jeden rząd. To coś szło. Zimne jak lód, a w płomiennej poświacie. Twór bez imienia. Twór. I dziwne złudzenie dopadłoby obserwatora. Jakby za nim jeszcze ktoś/coś stał/stało. Postać, bryła? Trudno orzec. Zniknęło. Twór pewnie popatrzyłby jeszcze na obserwatora, zmrażając go wzrokiem, po czym poszedłby dalej, w towarzystwie uderzeń konarów o konary i pojękiwań wiatru szumiącego między nimi.
Już nie byłoby obserwatora, który mógłby być świadkiem dalszego marszu tej armii, aczkolwiek ten, kto wcześniej był w Luskanie, mógł rozpoznać te papużki. Teraz tylko rzut oka na słońce (albo na kompas), ich kierunek - południowy-zachód. Nie byłoby jednak nikogo, kto zobaczył, jak armia ta wychodzi z Lurkwood, jak przeprawia się przez Mirar i jak maszeruje dalej, wzdłuż rzeki.
Jeszcze grupka magów broniła się ostatkiem sił przed naporem wroga, widząc, jaki czeka ich los. Jeszcze potworki z lubością pochłaniały mózgi kolejnych ze swojej "trzody" - ludzi, gdy wschodni kraniec miasta wybuchł mrozem-płomieniem, któremu towarzyszył łomot pędzących ulicami entów, zgniatających w krwawą masę napotkanych potworków psionicznych. |
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 11-10-2009, 14:43
|
|
|
Purpurowa Krucjata zakończyła się postanowieniami dość dziwnymi - otóż, Alusair Obarskyr została jej przywódczynią, a Rytgier i Sigimundus zostali jej ważnymi dowodcami. Zwiastowało to duże kłótnie, bowiem MACant i paladyn darzyli się szczerą niechęcią.
Z kolei Azoun V został oficjalnie mianowany królem Cormyru. W zamian jednak dał swym poddanym wolność poruszania się za krucjatą. Tak więc, tego dnia wojska Świętej Wojny liczyć miały już trzydzieści tysięcy piechoty, wspartych przez sześć tysięcy Purpurowych Smoków oraz osiem tysięcy paladyńskiej konnicy.
***
Spod borów Hullack już niezbyt daleko było do granicy sembijskiej. Już następnego dnia wojska Purpurowej Krucjaty weszły na tereny Sembii. Weszły bez zezwolenia - już na początku w świętym gniewie rozbijając liczący tysiąc osób korpus Srebrnych Kruków.
Dla lorda Miklosa Selkirka oczywistym stać się musiała konieczność zmiany polityki. Wobec ponad trzykrotnej przewagi liczebnej wrogich sił (Miklos przeklinał fakt, że nie zmobilizował ludu) i groźby interwencji cormyrskiej, udzielenie wsparcia siłom wrogów Caladana było koniecznością.
Zwłaszcza, że nie wydawało się, jakoby państwo to miało jakikolwiek wybór. Lord Illeforn Hardshine, jeden z dowódców wojsk paladyńskich, w swym przemówieniu stwierdził, że wojna powinna być wymierzona nie tylko przeciw bluźniercom - ale i tym, którzy zamierzają utrudniać święte sprawy.
***
Z kolei, na połnocy Samarachu zgromadzono pięć tysięcy muszkieterów lantańskich, kilkanaście tamtejszych machin bojowych, dziesięć tysięcy łuczników, sześć tysięcy piechoty lekkiej, pięć tysięcy ciężkiej oraz trzy tysiące rycerzy Latających Łowów. Towarzyszyły temu też trzy setnie magów z Nimbralu.
Samego Samargolu zaś strzegł Wielki Fantazmag z tysiącem elitarnej gwardii oraz pięcioma dziesiątkami miejscowych magów.
W następnych dniach wojska sprzymierzonych metodycznie posuwały się naprzód. Nie śpieszono się - priorytetem czyniąc ostrożność i utrzymanie linii zaopatrzeniowych. Jednocześnie zaś rycerze Latających Łowów zaczęli wywrzaskiwać (w miejscowych językach) nakaz udania się do obozu nad lasem. Jeśli jakieś plemię posłuchało dyspozycji - przeżywało. Jeśli nie - przezywało piekło, kiedy rycerze poczynali zrzucać ogień gnomii, a magowie - ciskać kulami ognistymi.
Wielkie wypalanie lasu budziło zrazu sprzeciw wśród tubylców - jednakże ocalałych uświadamiano, że zginęły głownie znienawidzone gady... A wypalone ziemie będą świetne pod uprawy.
Czarną stroną tej wojny były jej wielkie koszta - produkcja ognia gnomiego na użycie tej kampanii zużywała lwią część zasobów Lantanu (miano później pokryć koszt w mechanicznych szczątkach, które prawdopodobnie miały znaczyć bytność Caladana). Walka ta była też nienawistna nimbryjczykom - jednak celny argument, że „drzewa można posadzić, a ludzie nie odrosną”, zamknął im usta.
***
W Chondath walki ustawały. Nadejście wojsk Bractwa zmieniło proporcje sił - a o szturmie obsadzonych przez nie miast ludzie z Sespech mogli tylko pomyśleć.
***
Jednocześnie, do Caladana wpłynęło żądanie wyjaśnienia planowanej przez ilithidów inwazji na Waterdeep... Która mogła mieć miejsce lub mogła nie mieć miejsca - zwłaszcza, że niepewny był wynik walki w Luskanie.
Nie zmieniało to faktu, że plan szturmu na miasto, gdzie jednym z lordów był były szef wywiadu wojskowego i jenerał MAC, mogły być poczytane za inwazję... |
_________________
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|