FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21 ... 34, 35, 36  Następny
  Forgotten Realms
Wersja do druku
Velg Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 05 Paź 2008
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 27-10-2009, 19:48   

Trzy tysiące piechoty Akanaxu zostało przeprawione (flotą zdobyczną w Chondath) do Hlondeth. Po szybkich negocjacjach proklamowały one miasto księstwem Hlondeth, państwem wasalnym Chessentii. Wraz z pięcioma tysiącami garnizonu, przeprawione wojsko miało odciąć Caladanowi drogę ucieczki. Znaczącym wsparciem miał być również tysiąc zelekutów, który postawił sobie za cel nie dopuścić do ucieczki sił Caladana.

Kolejne cztery tysiące piechoty (tym razem lekkiej), a także dwa tysiące łuczników z miasta Akanax obsadziło góry Aphrunn – tworząc tam front, nim kontrolę nad obszarem tym objęły oddziały Caladana.

Oprócz tego, do towarzyszenia oddziałom Daeriana zostały skierowane wszystkie drakolicze. Niebo patrolować miała pozostała flota powietrzna Lantanu, która wnet oczyściła niebo ze spodków. Z własnej inicjatywy, do oblężenia Turmishu przyłączyło się stu pięćdziesięciu magów uprzednio stacjonujących w Chulcie wraz z eskortą pięciuset rycerzy Latających Łowów oraz dwóch tysięcy muszkieterów lantańskich. Przez portale (dzięki wschodniej sztuce ich tworzenia, a także dostępowi do ich gnomiej sieci) przeszło też dziesięć tysięcy lekkiej kawalerii sempharsko-murghomskiej, a z pomocą Daeriana przerzuconych zostało pięć tysiecy ciężkiej piechoty miasta Akanax.

Z samych sił Bractwa, do kraju tego przerzucono pięć tysięcy ciężkiej kawalerii, pięć tysięcy lekkiej kawalerii, dziesięć tysięcy wyzwoleńców pod komendą Spartakusa oraz osiem tysięcy łuczników. Wszyscy oni skorzystali z tych samych przejść, co ludzie z państw wasalnych. Towarzyć im miało dwóch arcymagów Bractwa, piętnastu magów ofensywnych, lord Khendarhine oraz dwudziestu magów imaskarskich. Wszystkiemu temu towarzyszyły pozostałe siły Zakonu Nieba oraz golemy Karela, a dowodził osobiście Velg.

Niedługo zaś zaczęły się bombardowania, w których zniszczono wszystkie obiekty, które mogłyby być portalami większego rozmiaru. Potem zaś zaczęto patrolować niebo w okolicy granic, aby nie dopuścić do ucieczki Podmroku...

Tymczasem, na morzach flota Chessentii, flota MAC oraz flota Turmish (która ewakuowała się z zajętego kraju i przyłączyła do chessenckiej) zaczęły patrolować wody przybrzeżne Turmish.

_________________


Ostatnio zmieniony przez Velg dnia 28-10-2009, 19:02, w całości zmieniany 1 raz
Przejdź na dół Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Bezimienny Płeć:Mężczyzna
Najmniejszy pomiot chaosu


Dołączył: 05 Sty 2005
Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych.
Status: offline
PostWysłany: 27-10-2009, 20:45   

Many miles away
Something crawls from the slime
On the bottom of a dark
Scottish lake


Wszystkie wydarzenia niosą ze sobą pewne konsekwencje. Od miesięcy kontynent Faerunu był areną niezwykłych wydarzeń. Stare państwa znikały z mapy, a w ich miejsce pojawiały się nowe. Granice przesuwały się tak szybko, że nawet miejscowi nie nadążali z ich śledzeniem. W różnych miejscach ścierały się armie i ginęli ludzie (oraz nieludzie). Tworzyły się nowe (niekiedy zaskakujące) sojusze, podczas gdy stare się rozpadały. Wszechobecna była potężna magia - zaklęcia do których ostrożnie podchodziliby nawet Zhentarimowie czy Zulkirzy Thay teraz były w powszechnym użyciu. Środki które kiedyś uznane by były za drastyczne nawet przez najbardziej zimnokrwistych i bezwzględnych, teraz były traktowane jako umiarkowane. Stare rasy budziły się ze snu, Bogowie przypatrywali się sytuacji coraz uważniej, a w wydarzeniach uczestniczyły siły spoza świata. Chaos i zniszczenie zajmowały miejsce normalności i stabilizacji, niejednokrotnie budząc siły które powinny raczej pozostać uśpione.

Barczysty mężczyzna siedział na głazie na brzegu czegoś, co jeszcze nie tak dawno było jeziorem o krystalicznie czystej wodzie. Teren wokół zaściełały zgniłe drzewa i trawy, oraz śnięte ryby i ciała zwierząt oraz ptaków, które miały nieszczęście napić się mętnej wody. Las wokół również zdradzał objawy postępującego zniszczenia. Obrzucił wzrokiem grupkę ludzi stojących przed nim. Kilkadziesiąt osób, w większości wieśniaków i drwali (choć było też wśród nich kilku żołnierzy oraz nawet jeden druid) prezentowało się dość smętnie - nieogoleni, nieumyci i złachmanieni wyglądali żałośnie - a raczej wyglądaliby, gdyby nie niepokojący czerwonawy odblask w oczach. Za nimi widać było nieco mniejszą grupkę trolli i pokracznie pokrzywionych olbrzymów. Jak na początek, nie było to specjalnie imponujące, ale kryjąca się pod postacią ludzką istota czuła, jak wracają do niej siły. Wkrótce liczba sług zacznie wzrastać, a gdy osiągnie sensowne rozmiary, będzie można wziąć się za obalanie barier stojących na drodze istoty. Pewnym problemem była osoba nowego sprzymierzeńca - istota znała go z dawnych czasów, więc wiedziała, że nie należy mu ufać. Zresztą, kto by ufał demonom - a zwłaszcza takim, które nie mają jasnych i łatwo zrozumiałych motywacji. Można było oczekiwać, że "sprzymierzeniec" wykorzysta go do osiągnięcia jakiegoś, sobie tylko znanego celu a potem porzuci. Z drugiej strony, jeśli tylko odpowiednio się na tą ewentualność zabezpieczyć, układ nadal ma szansę być bardzo korzystny.
Ten który Kroczy w Mroku uśmiechnął się - niezależnie od przebiegu wydarzeń, ostateczny cel wydawał się być znacznie bliżej, niż ostatnim razem.

***

Jednooki podążał ciemną uliczką od strony dzielnicy portowej Baldur's Gate. Rejon ten nie był przyjazny dla samotnych przechodniów, podróżnik jednak nie wydawał się tym specjalnie przejmować. Rozszarpane na strzępy ciała kilku oprychów, które dwa dni wcześniej znaleziono pływające w porcie były świadectwem, że jego pewność siebie nie była nieuzasadniona. Z drugiej strony nie było powodów, by się specjalnie swoją obecnością afiszować - Ten Który Odbiera miał wiele wad, ale żadną z nich nie była głupota, a konsekwencje jego poprzednich, zbyt energicznych działań nauczyły go ostrożności. Przez ostatnie kilka lat kurował się z ran, oraz odbudowywał siły i wpływy stracone w walce nad Myth Nantar, oraz uzupełniał straty w swojej kolekcji magicznych przedmiotów - wszystko w ciszy i ukryciu. Tym razem, gdy zdecyduje się działać, będzie w pełni przygotowany. Tym razem już nikt nie stanie mu na drodze. Pozostało już stosunkowo niewiele przygotowań, a chwila w której będzie mógł odebrać wszystko to co do niego należy, była już o wyciągnięcie ręki. Oczywiście, potem pojawiły się komplikacje, w postaci jego nowego... sprzymierzeńca. Na początku chciał odrzucić propozycję, ale od szybkiej (i gwałtownej) reakcji powstrzymało go nieodparte wrażenie, że jego rozmówca jest równie niebezpieczny, jak on sam. Było to wrażenie wyjątkowo niepokojące. Po głębszym zastanowieniu, zaczął dostrzegać korzyści z proponowanego układu. Zasięgnięcie języka przyniosło zadziwiająco mało informacji o potencjalnym partnerze, ale te które udało się zdobyć były interesujące, i wskazały kolejne potencjalne zyski z przymierza... przynajmniej w jego początkowych fazach. Ostatecznie pakt został zawarty i działania na najbliższy czas uzgodnione - co dało Jednookiemu trochę czasu na zajęcie się pewnym projektem osobistym.
Dom zaklinacza, który miał nałożyć ostatnie zaklęcia na jego nowe, udoskonalone oko, był już niedaleko. Iakhovas, Ten Który Pływa z Sekolahem uśmiechnął się szerokim garniturem pięknych, białych zębów. Wiedział już, jaki bonus zaoferuje magowi w zamian za jego dobrze wykonaną robotę.

***

Sprawy w Evermeecie nie miały się dobrze. Młodsze rasy, gdy myślą o elfach, wyobrażają sobie rasę spokojna, opanowaną, pokojową i niezdolną ze swojej natury do takich deprawacji wojennych jakie często przydarzają się ludziom. Ci którzy tak myślą, zwykle nie słyszeli jednak o Wojnach Korony. Przyczyną tamtych wojen były takie elfie cechy jak honor, duma i upór - i te same cechy powodują, że konflikty wewnątrz społeczeństwa elfiego, jeśli już się raz zaczną, to zawsze są długotrwałe, wyjątkowo krwawe i trudne do przerwania. Tym razem też tak było.
Napięcia pomiędzy stronnictwem izolacjonistycznym a zwolennikami polityki większej otwartości Evermeetu na świat narastały już od wielu, wielu lat. Napięcia te temperowane były przez fakt, że wśród znacznej części "konserwatystów" królowa cieszyła się znacznym poparciem i szacunkiem. Jej śmierć przypominała rzucenie pochodni na beczkę prochu. Pierwsze dni od zamachu były względnie spokojne - wszyscy byli zbyt zaskoczeni sytuacją by zareagować, co dało członkom Eldreth Veluudry złudną nadzieję, że opanowali sytuację. Potem słoneczna elfka, członkini Rady, Ammisyll Veldann, jedna z głównych propagatorek izolacjonizmu, znana ze swoich antykrólewskich poglądów, ogłosiła, że zdrada Haerina Sunsworda i jego towarzyszy jest jasnym znakiem na niezdolność księżycowych elfów do rządzenia. Poparcie dla niej natychmiast ogłosiła kolejna członkinii Rady (i również słoneczna elfka), Selsharra Durothil - głowa drugiego co do wielkości rodu na wyspie. Na kolejne deklaracje i oskarżenia nie trzeba było długo czekać - podobnie jak na pierwsze rękoczyny. Wszystkie wewnętrzne urazy i konflikty wybuchły na raz, skondensowane na bardzo małym terenie. Zamachowcy i ich zwolennicy byli pierwszymi, którzy zginęli, ale nie ostatnimi. Raz puszczonej w ruch spirali przemocy nie dało się już powstrzymać.

***

Z portalu położonego w Novularondzie, w samym sercu Wielkiego Lodowca wynurzyła się postać. Podróżnik - na oko siedmioletnie dziecko, ziewnął szeroko, wyraźnie nie zwracając uwagi na siarczysty mróz, po czym roześmiał się głośno, wyraźnie czymś zadowolony. Chwilę później ruszył w dalszą drogę, podśpiewując pod nosem (i okropnie fałszując).

Many miles away
There's a shadow on the door
Of the cottage on the shore
Of a dark
Scottish lake
Many miles away...

_________________
We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.

The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Caladan Płeć:Mężczyzna
Chaos is Behind you


Dołączył: 04 Lut 2007
Skąd: Gdynia Smocza Góra
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
Omertà
Syndykat
WOM
PostWysłany: 27-10-2009, 20:50   

Mijały dnie od pokonania potwora. Wbudowano do Thulantyru system odbudowania. Proces przemiany dobiegał końca dla Telamonta i jego braci. Starożytny rytuał dopełnił się. Pomroki stały się długowiecznymi istotami śmiertelnymi. Nastepnego dnia Telemont ożenił się z wnuczką zmarłego Króla Harluii. Nastąpiła koronacja. Po pewnym czasie baza znikła z Turmishu i pojawiła się nad Anuarochem, a potem pomknęła do innych swiatów. Bractwo Równowagi znikło z tego Multiświata.


Ostatnio zmieniony przez Caladan dnia 28-10-2009, 20:17, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
4934952
Costly Płeć:Mężczyzna
Maleficus Maximus


Dołączył: 25 Lis 2008
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
PostWysłany: 28-10-2009, 03:07   

Costly, korzystając z faktu, iż jego obecność w Skuldzie chwilowo nie była konieczna, zajmował się przeglądem poczty i raportów w zaciszu kościelnych ogrodów, jakieś pół kilometra ponad śmierdzącym apartamentem.

Sens dalszej obecności samego centrum wiary w Faerunie był teraz wątpliwy - jest to w końcu środek specjalny, konieczny w pierwszej fazie kampanii, która już dawno została zakończona. Molina napisał zresztą w tej sprawie pismo do Najwyższego Kapłana, wkrótce zapewne ta kwestia zostanie wyjaśniona.

Kapłan stopniowo otwierał kolejne koperty i zapoznawał się z treścią zawartych tam meldunków. Sytuacja poza ziemiami będącymi podstawowym celem Bractwa była wyjątkowo chaotyczna. Obecność MAC w Faerunie wywołała dość niespodziewane poruszenie, zwłaszcza pamiętając, iż tak naprawdę Bractwo działało na dość ograniczonym terenie, a nawet w tym momencie poza nim działa nieoficjalnie i bez większej wiedzy otoczenia na temat stopnia MACowej aktywności. Cóż, widać wojna wisiała tu w powietrzu od dawna i bez wizji konfrontacji z Prawdziwą Wiarą.

Costly otworzył jedną z kolejnych kopert i błyskawicznie zakrztusił się popijaną herbatą. W środku znajdował się kolorowy plakat wykonany techniką nieznaną Molinie i krótka notka informacyjna.

Zgodnie z otrzymanymi od Nadintendenta Kościoła rozkazami prowadzimy gruntowną akcję informacyjną na ziemiach objętych referendum, celem osiągnięcia pewności, iż postawienie w referendum głosu przeciw Bractwu jest postawieniem głosu za drowami. Pomysłem Brata Rafaela z Departamentu Cywilnego obecnie rozmieszczamy tysiące takich plakatów na terenach objętych referendum. Jedną kopię załączam wraz z raportem dotyczącym postępów. Z wyrazami szacunku, Brat Józef z Departamentu Cywilnego.


Costly odnotował sobie w głowię imię Brata Rafaela oglądając plakat. Był on przedzielony na dwie równe części, z prawej widoczna była twarz Królowej Avalii, a przynajmniej to sugerował ideogram z Feniksem pod nią, gdyś postać na plakacie była do tego stopnia rozświetlona blaskiem, iż ledwo można było to poznać. Po lewej stronie narysowany był szkaradny drow oblizujący zakrwawione ostrze sztyletu. Przecinając obie części biegł prosty ideogram na którym przedstawiony był Feniks w zwycięskiej pozie nad pobitym drowem.

Raport był krótki i rzeczowy, Kapłan wywnioskował z niego, iż oddział Królowej Avalii, zgodnie z przewidywaniami, wzbudza ogromne zainteresowanie. Była w tym spora zasługa ludzi Bractwa, którzy roznosili wszędzie wieści, iż Bractwo przybyło i uzdrawia kraj. Cóż, tak naprawdę nie było ważne ile zrobią adepci Królowej, najważniejsze, aby wszyscy byli dobrze poinformowani o tym komu to zawdzięczają. Kapłan odłożył raport na bok uśmiechając się do siebie. Departament Cywilny znajdujący się pod zwierzchnictwem Moliny posiadał prawdopodobnie sprawniejszych ekspertów od populistki niż ta kraina kiedykolwiek widziała.

_________________
All in the golden afternoon
Full leisurely we glide...
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Velg Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 05 Paź 2008
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 28-10-2009, 19:36   

Uderzenie na Thindol było... głupie. Zwłaszcza, że ludzie bynajmniej nie zamierzali się bronić – nakazano za to zastosowanie taktyki spalonej ziemi. Pochód wojsk nieprzyjacielskich miał napotkać tylko popioły...

Armia thindolska była też dużo mobilniejsza od krasnoludów, a długo ociągała się z wyruszeniem. Tak więc, kiedy tylko krasnoludzkie robactwo poczęło podchodzić pod mury miast, siły zbrojne zawróciły, zajmując przestrzeń między górami a obleganymi siedzibami ludzkimi.

Odciąwszy zaopatrzenie krasnoludom, ludzie poczęli umacniać się ze wszystkich stron, zdeterminowani wziąć krasnoludów głodem. Szczęściem, w jednym z pierwszych wypadów (odpartych zresztą przez krasnoludy) ludziom z Thindaru udało się dokonać cudu i wpaść do obozu brodaczy. Tam zaś spalili im część zawierającą zaopatrzenie. A pozostałe miasta... Cóż, zanim krasnoludy miały wpaść do Delselaru, mogły z pięć razy umrzeć z głodu, a Lundeth leżało w bardzo obronnym miejscu.

A tymczasem, powołano do obrony stolicy cechy, okolicznych wieśniaków, jak również wszystkich zdolnych do noszenia broni. Oblężone miasto nie zamierzało być zdobyte – a wysokie mury Thindaru udowodniły już, że mogą zarówno wyrównać szansę, jak i oprzeć się machinom oblężniczym (których zresztą krasnoludy nie miały – gdyż pochód z balistami byłby zbyt długi).

Szykowała się długa batalia...

***


Tymczasem, w Samarachu objęła rządy Wielka Fantazmagini o dźwięcznym imieniu Sasayaki. Jej kandydatura przebiegała w trybie dziwnym – otóż, w stolicy pono miało dojść do rozruchów. Ktoś nawet proponował obwołanie Pomroku „królem Samarachu”. Z takimi poglądami prędko rozprawili się magowie, lecz kraj stanął przed koniecznością pewnej zmiany – i obwołania Fantazmagiem człowieka, który udowodniłby swoją „niezabijalność”.

W takich właśnie okolicznościach, Velg zaproponował pozostałym lordom Nimbralu rozwiązanie eksperymentalne – mianowanie jego córki Wielką Fantazmaginią. Kandydatura ta miała być lekiem na kult Leiry, do którego lordowie Nimbralu byli serdecznie uprzedzeni, a także miała zaowocować zmianą w postrzeganiu stosunków nimbralsko-samaraskich.

Tak więc, Sasayaki została nową Wielką Fantazmaginią.

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Loko Płeć:Mężczyzna
Aspect of Insanity


Dołączył: 28 Gru 2008
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 28-10-2009, 22:06   

Loko siedział na zdobionym krześle składającym się na komplet mebli w pokoju Alusair. Na stoliku obok niego stały dwa kieliszki, obok leżała pusta butelka wina z Evereski. Była regentka usnęła na fotelu po zbyt dużej dawce wytrawnego trunku, Liść delikatnie przeniósł ją do łóżka i przykrył. Swój napełniony kieliszek pozostawił na stole, butelkę i kieliszek Alusair odstawił na szafkę z której służba codziennie zabierała brudne naczynia. Wprawdzie powinien zostać przy swojej podopiecznej na noc, jednak to co opowiedziała mu dziś o Cormyrze zbytnio go intrygowało. Nie było to co prawda nic konkretnego na temat Saula i Mauricego, ale od czegoś wypadało zacząć poszukiwania. Miał tylko nadzieję że Lucian nie kłamał mu w sprawie maga. Skrytobójca wykonał kilka ruchów dłońmi, szepcąc przy tym treść zaklęcia, po chwili alarm został nałożony na całą komnatę. Liść wyskoczył z okna i zniknął w ciemności.


Gałąź wysokiej brzozy lekko ugięła się pod ciężarem skrytobójcy, na wprost niego znajdowała się wpół zrujnowana elficka świątynia. Z powodu ciemności Loko nie widział jakie bóstwo czczono w niej swojego czasu, zresztą i tak go to nie obchodziło. Zeskoczył na ziemię i powolnym krokiem podszedł do kamiennych wrót pokrytych mchem, natychmiast wyczuł ze środka odór magii. Nie poruszyło go to zbytnio, w końcu mogło tam po prostu mieszkać jakieś magiczne stworzenie, wkroczył do środka. Tuż przed nim znajdowały się schody prowadzące na dół, spowijał je czar iluzji. Loko niespiesznie przeszedł przez magiczny obraz kamieni leżących na schodach, do jego wyczulonych uszu natychmiast dotarły głosy.

- ...ile zamierzacie się tu ukrywać?

- Mówiliśmy ci wystarczająco dużo razy, nigdzie się stąd nie ruszamy.

- Co was tu trzyma? Marny posążek? Czy może po prostu boicie się stąd wyjść?

- Nie obrażaj Llolth.

- Shar wybawi was od tego miejsca, pozwoli wrócić do waszej ojczyzny...

- Nie jesteś ani trochę przekonujący. Przychodzisz tu czwarty raz i mówisz to samo co wcześniej. Czemu się nas czepiłeś?

- Po prostu chcę wam pomóc.

- Wynoś się stąd czym prędzej i powiedz swojemu panu żeby dał nam spokój.

- Jak sobie życzysz, jednak wiedz że jeszcze tu wrócę.

W tym momencie Loko wyłonił się zza rogu korytarza. Jego oczom ukazał się czterech drowów i czarodziej. Jego twarz wydawało się Liściowi bardzo znajoma...

- Ty... - syknął skrytobójca

- Znamy się chłopcze?

Loko w odpowiedzi posłał kilkanaście sztyletów prosto w głowę Mauricego. Ten odskoczył przed pociskami i natychmiast wystrzelił kwasową strzałę w skrytobójcę. Pocisk trafił w ścianę za Lokiem który zniknął w ciemnościach. Mauricy rozejrzał się po komnacie

- A więc to prawda że przybyłeś do Faerunu. Myślisz że naprawdę możesz nas pokonać?

- Kim on jest - krzyknął jeden z drowów - czemu przywlekłeś tu za sobą...Aaa!

Loko spadł na drowa z góry wbijając mu sztylet w kark, natychmiast zamroził ciało mrocznego elfa i rzucił je prosto w Mauricego. Ten jednym ruchem laski rozbił je na kawałki, Liść znowu zniknął w ciemnościach. Mag posłał w powietrze ognistą kulę aby rozjaśnić ciemności, w ostatniej chwili dostrzegł skrytobójcę lecącego na niego od przodu. Loko już sięgał gardła maga gdy silna ognista kula rzuciła go na ścianę. Maurice szybko otworzył jaśniejący portal i wkroczył w niego, Loko skoczył za nim, ale następny magiczny pocisk zmusił go do odwrotu. Przejście zamknęło się. Liść odwrócił się w stronę drowa który posłał w niego dwa zaklęcia, elf gapił się na niego bezczelnie. Jego kolega zaczynał już inkantację następnego zaklęcia, nie zdążył uskoczyć przed lodowym młotem rzuconym w jego stronę. Drow który posłał w niego kule rzucił się do ucieczki, jednak nie był szybszy od Liścia. Po chwili osunął się martwy na ziemię, Loko ze złością uderzył w topornie wykonany posążek Llolth, rozwalając go na kawałki. Wyczuł za sobą jakiś ruch, odwrócił się i zobaczył ostatniego z czterech drowów, ukrytego w kącie sali. Natychmiast do niego doskoczył, już miał go pchnąć, gdy pewna myśl wskoczyła mu do głowy.

- Nie zabiję cię, jeśli mi powiesz skąd przybył ten mag.

Drow patrzył na niego milcząc, z jego oczu nie dało się nic wyczytać. Krew trysnęła na ścianę i ostatni z czterech elfów wyzionął ducha. Loko stał chwilę nad zwłokami, po czym ponownie uderzył, tym razem w ścianę. Teraz mi już nie uciekniecie, pomyślał, znajdę was i pozabijam. Nagle w jego głowie rozległ się dźwięk alarmu, w kilka sekund wyczarował portal do pokoju Alusair.
***

Gdy Liść pojawił się już w pokoju regentki, ku swojej irytacji zobaczył strażnika wtykającego głowę przez szparę w drzwiach.

- Czego tu chcesz, uaktywniłeś alarm.

- Chciałem tylko sprawdzić czy z panią wszystko w porządku i...

- Ja dbam o jej bezpieczeństwo więc się nie martw.

- Uch...dobrze, przepraszam. To ja już pójdę.

- Jeśli możesz, wynieś tę butelkę i kieliszek.

_________________
That is all in your head.

I am and I are all we.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Sasayaki Płeć:Kobieta
Dżabbersmok


Dołączyła: 22 Maj 2009
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
WOM
PostWysłany: 29-10-2009, 10:16   

-Pani, jakie są twoje rozkazy?- spytał Wielki Strateg. Fantazmagini mianowała na to stanowisko niemłodego już generała Darnaka Henkena. Sasayaki siedziała teraz na parapecie i patrzyła na ćwiczące szermierkę odziały.

-To ciekawe czasy Darnaku. Trzeba się przed nimi zabezpieczyć. Powinniśmy zwiększyć nasze wojsko.
-Jak sobie życzysz.- powiedział i skłonił się. Gdy wychodził usłyszał jeszcze, jak dziewczyna woła:
-Przyślij tu proszę brata Romerica.

Chuderlawy kapłan wszedł do komnaty. Niespecjalnie wiedząc jak się zachować padł na kolana.

-Nie wygłupiaj się tylko siadaj!-powiedziała Sasayaki i wskazała mu wygodny fotel. Sama zaś usiadła na zwykłym, drewnianym krześle, odwracając je i kładąc ręce na oparciu.
-Powiedz Romericu, jaki kult jest teraz głównym wrogiem Bractwa?
-Eee... Manikiurzystki Dnia Siódmego?
-Nie.
-Różowoświątkowcy?
-Próbuj dalej.
-Kult Niewidzialnego Różowego Jednorożca?
-Pudło.
-Hare Krzyśka? Pastafarianie? Zakon Lubieżnych Mnichów Bez Opata?
-Nie, nie i... jest taki zakon?
-Tak, na wschodzie. Ich święte księgi to w niektórych krajach bestsellery...
-Nieważne, w każdym razie to nie to.

Romeric zaskomlał żałośnie. Nie był pewien dokąd ta zgadywanka prowadzi, ale miał do czynienia z Altruistą gdy był jeszcze akolitą, więc nie miał dobrych przeczuć.

-To kult Cyrica, Romericu.- odpowiedziała Wielka Fantazmagini, pstrykając go palcami w czoło.- Więc chyba rozumiesz na czym polega problem?
-Leira to aspekt Cyrica... a w Samarachu dominuje kult Leiry.
-Widzisz to wcale nie takie trudne.- dziewczyna wstała. Podeszła do okna i wskazała coś.- Widzisz ten wielki park? Chcę żeby postawiono tam najpiękniejszą świątynie, jaką widział Samargol. Spróbujemy łagodnie zachęcić ludzi do przejścia na naszą wiarę.

Kapłan był zdezorientowany.
-Bez palenia?
-Palenia czego?
-Wszystkiego.
-Bez palenia. Subtelnie, bez przemocy. Po prostu ich zachęcimy... a zaczniemy od ładnej świątyni.

_________________
Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!

Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź blog autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
9349483
Bezimienny Płeć:Mężczyzna
Najmniejszy pomiot chaosu


Dołączył: 05 Sty 2005
Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych.
Status: offline
PostWysłany: 30-10-2009, 00:00   

Na korytarzach twierdzy nadal pełno było gruzu i unoszącego się w powietrzu pyłu. Telamont Tanthul ponuro patrzył na ekipy oczyszczające miasto, zastanawiając się, co przyniesie przyszłość. Teraz, gdy zniknęła osoba łącząca cały sojusz w jedno (razem ze sporą częścią swych sił), Thultanthar zostało samotne wobec wielu wrogów. Wrogów, których szeregi znów wzrosły o phaerimmów.
Na miejscu nie było już bezpiecznie, na wschodzie i południu znajdowały się tereny nieprzyjazne i wrogie, na północy był już tylko lodowiec. Wybór był prosty.

Z nadejściem nocy olbrzymia twierdza, ostatnia spadkobierczyni chwały dawnego Netherilu, ruszyła z miejsca i majestatycznie zaczęła się przesuwać w kierunku południowym. Pomimo mroku, i zabezpieczających Thultanthar zaklęć, Halruuańscy wróżbici byli w stanie śledzić jej lot jeszcze przez następnych kilka godzin - aż do nadejścia niezwykle gwałtownej burzy piaskowej. Próby zlokalizowania twierdzy następnego dnia pozwoliły stwierdzić tylko to, że miasto pod osłoną burzy zmienić kierunek lotu - ale na jaki, można było tylko przypuszczać.

***

W tym samym czasie na wyspach Nelanter sytuacja powoli stabilizowała się. Jeden z czołowych przeciwników Iakhovasa (znanego tam jako Czarny Alaric) zaginął razem ze swoim statkiem, wciągnięty w odmęty przez krakena. Kilku następnych straciło życie podczas bójek w barach, lub w rezultacie wypadków. Pozostali przy życiu tylko ci z kapitanów, którzy odpowiednio szybko zmienili swoją postawę, albo wycofali się z interesu. Przymierze piratów stało się faktem.

_________________
We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.

The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 30-10-2009, 15:03   

- Więc siły Caladana zniknęły z Fearunu? Naprawdę? - zapytała zdziwiona Kitkara.
- Taaaa. Widziałem raporty. Jego główna baza zniknęła bez śladu. Widocznie dał sobie spokój,ale.....- zawiesił głos.
- Co ale....te twoja przeciąganie. Wyduś to wreszcie!
- Wygląda na to że mniejsze placówki zostały na Torilu. Porzucone...opuszczone. Sprzęt na zewnątrz jest nietknięty tak więc można przypuszczać że cała reszta także....dlatego idę zbierać łupy. Być może jest tam coś interesującego.
~Coś na tyle interesującego by przepchnąć mnie do góry w hierarchii Bractwa. - pomyślał.
- Wygląda na to że jedna z nich znajduje się w Turmish. Caladan przez te kilka miesięcy rozrzucił dużo takich placówek. Mam pewne podejrzenia do ziem w których nie toczyły się żadne działania wojenne.....ale przedstawię je później gdy wrócę.
- Auuu znowu idziesz..
- Nie obawiaj się. Pamiętam o danej ci obietnicy. - stwierdził Karel wsiadając na gryfa - wybranego z tego powodu że ten wierzchowiec nie był z nim kojarzony.
-Ciao! - dodał jeszcze na pożegnanie i wzbił się w przestworza.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Zegarmistrz Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 31 Lip 2002
Skąd: sanok
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 30-10-2009, 22:05   

Zniknięcie twierdzy Pomrok nie wywarło na Lazarusie należytego wrażenia. Powodem był nawał pracy, który w ostatnich dniach spadł na jego głowę. Tak naprawdę jednak dopiero ich zakończenie uświadomiło go, że jego plan się powiódł. Mająca miejsce w stolicy kraju defilada, do której przygotowania go pochłonęły świadczyła o tym, jaką potęgą się powoli stawał...

Jego wojska wyglądać mogły początkowo jak zbieranina... Defiladę otwarła jego elitarna gwardia goblinoidów. Stwory maszerowały zdyscyplinowane. Na ten widok arcymag przetarł oczy ze zdumienia. Naprawdę udało się to zrobić: stworzyć goblińską kompanię reprezentacyjną! Co więcej zdawał sobie sprawę, że to nie jedyny sukces... W skład jego armii wchodziły pułki niezłej jazdy na wilkach, bataliony hobgoblińskiej piechoty i korzystający z niewielkiego wzrostu, goblińscy zwiadowcy. Złożone z niedźwierzuków oddziały przełamania. Berserkowie, gardzący magią, a nawet elitarne zespoły komandosów wyćwiczone w atakach teleportcyjnych i walce z użyciem magicznych przedmiotów. Na ich szkolenie zmarnowano wiele czasu. Na szczęście odbywało się ono w kieszonkowych półplanach, w których czas biegł inaczej niż w Fearunie...

Kolumny nieumarłych były długie. Zlekceważył je. Jeszcze napatrzy się na upiory. Niektórzy z ożywieńców byli naprawdę groteskowi. Gravewishper dpiero kilka tygodni miał dostęp do tak wielkiej ilości materiału, jaki tylko sobie zamarzył. Jednak jego tłumiona przez lata kreatywność nagle eksplodowała płodząc naprawdę przerażające monstra. Momentami, gdy na nie patrzył Lazarus miał wyrzuty sumienia...

Halruańczyków było stosunkowo niewielu. Pełnowartościowych magów bitewnych przeniósł z wojsk lądowych do powietrznych. Teraz stanowili załogi statków latających i dywanów, ćwiczyli też na miotłach. Flota powietrzna rosła. Wcielano weń i uzbrajano także jednoski cywilne, zwłaszcza rekreacyjne. Prócz magów na pokładach znajdowali się także niemagiczni poborowi Halruańczycy, a nawet hobgobliny. Utworzone z nich oddziały desanstowe miały dopiero przeżyć swój chrzest bojowy.

Golemy natomiast zaskoczyły swą liczbą maga. Część stworów odlano specjalnie na tą okazję. Większość jednak pochodziła ze zbiorów zdrajców i renegatów oraz dysydentów. Lazarus skonfiskował je wszystkie.

Sąsiedzi Haalruy nagle zyskali powód, by przestać spać spokojnie.

_________________
Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Odwiedź blog autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
1271088
Altruista
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 31-10-2009, 01:00   

W Kościele Praworządności ktoś zapukał do drzwi komnaty Najwyższego Kapłana.

- Wejść! - odezwał się Altruista. Drzwi się otworzyły i do komnaty wszedł akolita. Po wejściu od razu skłonił się Najwyższemu Kapłanowi, który uśmiechnął się do niego. Kapłan siedział właśnie po turecku na swoim łóżku, a w dłoni trzymał srebrne lusterko.

- Brat Kanczasty, jeśli dobrze pamiętam? - zwrócił się do młodego akolity.

- Tak, o Najwyższy! I wybacz, że ci przeszkadzam, ale prosiłeś by cię powiadomić jak tylko dotrzemy do Skuldu.

- Ahh, więc już dotarliśmy?

- Tak, o Najwyższy! Kazać przygotować twój orszak?

- Hmm - Altruista zamyślił się

- Wiesz? - odezwał się po chwili - Mam małe pytanko do ciebie. Powiedz mi proszę co widzisz czy czujesz, gdy wpatrujesz się w ten obraz? - Kapłan wskazał dłonią jeden z portretów kica wiszących na ścianie w komnacie.

- Widzę bezgraniczną dobroć i potęgę - odpowiedział szybko Kanczasty. Był przygotowany na dziwne pytania, więc nie dał się zaskoczyć.

- He he, doskonale młody człowieku... Ale czy dostrzegasz w tym obrazie coś jeszcze?

Akolita tym razem skupił się na obrazie.

- Mam wrażenie - odezwał się po chwili -, że nasz pan Kic jest jakiś smutny.

- Brawo! - Altruista aż przyklasnął. Co za piękny umysł. Tak. Kicający jest smutny. Wiesz, dlaczego?

- Wybacz mi, o Najwyższy, ale nie wiem. Proszę cię, abyś w swej łaskawości mnie oświecił!

- Nie bój się - Altruista poprawiał dłonią fryzurę - zaraz cię oświecę. - Widzisz, kic jest smutny, ponieważ na tym świecie jest pełno zła, które nie chce zniknąć. Cały czas się ono szerzy i trafia bezpardonowo do słabych serc...

- Ale nasz pan Kic się tym nie załamał i poprzysiągł walkę ze złem do samego końca. Widzisz jak zaciska pięści? Właśnie tak jest ukazana nieustępliwość kica. Choćby nie wiadomo jak potężne było zło, kic się nie ugnie i zrobi wszystko, by to zło pokonać! To właśnie przedstawia ten obraz!

- Dziękuję za tą lekcje, o Najwyższy! - Akolita ponownie zaczął się kłaniać w pas - Zaraz po tym, jak opuszczę tą komnatę podzielą się tą nowo pozyskaną wiedza z moimi braćmi.

- Dobrze. Każ też przygotować mój orszak. - Gdy akolita opuścił komnatę Altruista zaczął rozmyślać.

W tym świecie napotkali nowe przeszkody i nowych wrogów, którzy śmieli rzucić wyzwaniu Bractwa. Altruista zmrużył swoje zielone oczy. Poprzysiągł sobie teraz w duchu, ze rozdepcze każdego, kto stanie na drodze do prawidłowego i doskonałego szczęścia.
Zszedł z łózka i kleknął przed obrazem kica. Zaczął się modlić. Modlił się tak intensywnie, że po chwili na jego twarzy pojawiły się rumieńce.
Powrót do góry
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 01-11-2009, 17:59   

Karel szedł przez opuszczone korytarze bazy. Mijał pęknięte tuby służące do inkubacji i przechodził nad pociętymi jakimś narzędziem grubymi kablami. Na lewo i prawo w korytarzach przez które wędrował widział zamknięte śluzo podobne drzwi. Nie było nigdzie żadnych ozdób. Nie widząc w nich żadnego klucza ni klamki bezpardonowo wyważał je po kolei. W jednej znalazł jakieś części zamienne, inna okazała się pokojem sypialnym, w kolejnej znajdowały się dane na temat gatunków żyjących na Torilu i tak dalej. Wreszcie któreś to z kolei drzwi ustąpiły ukazując coś co wyglądało na archiwum. Spędził w nim jakiś czas przeszukując kolejne dane. W końcu znalazł wielce istotną rzecz. Była to lista ukrytych agentów jacy znajdowali się zarówno na ziemiach podporządkowanych Bractwu jak i tych wolnych od jego wpływu. Jego spojrzenie szybko przejrzało listę. Postanowił po powrocie wysłać listę zarówno do Daeriana jak i do przełożonych dlatego schował dokumenty za pazuchę kurtki i ruszył dalej. W pewnym momencie stanął jak wryty. Korytarz kończył się otwierając na sporej wielkości salę.
Sala była pusta nie licząc wrót które rozmiarami kwalifikowały się na wejście do pałacu. Próbował uderzyć je parę razy ale nie puściły. Na szczęście miał jeszcze miecz i z nim miał więcej szczęścia. Po przecięciu zamka pchnął odrzwia. W środku było absolutnie ciemno. W tym momencie usłyszał jakiś hałas za sobą. Szermierz tylko mocniej zacisnął palce na rękojeści Raikomaru....

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Loko Płeć:Mężczyzna
Aspect of Insanity


Dołączył: 28 Gru 2008
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 01-11-2009, 19:44   

- Spokojnie.

Karel ruchem ręki uciszył Liścia.

- Mówię spokojnie, też to słyszałem. Właśnie sobie poszło.

Szermierz schował miecz, jednak nie sprawiał wrażenia uspokojonego. Zastanawiało go nagłe pojawienie się skrytobójcy w tych ruinach.

- Nie powinieneś być przy Alusair? Nie to żebym cię wyganiał ale...

- Śpi. Opuszczam ją tylko wtedy. Choć oczywiście są wyjątki.

- A właśnie, jak ci się pracuję z regentką?

- Bardzo miła kobieta, dostarcza też wiele ciekawych informacji.

- Na jaki temat?

- Najczęściej Cormyru, ale pogadać z nią można o wielu innych rzeczach. Dla przykładu, w tych ruinach ma się znajdować pewien potężny artefakt... Nie wiem po co tu przybyłeś, ale jeśli po niego będziemy musieli to jakoś rozstrzygnąć...

- Spokojnie, jestem tu po co innego. Mogę wiedzieć co to za przedmiot?

- Wolałbym nie mówić. Jeśli go znajdziemy to sam zobaczysz.

- A tak swoją drogą, jak idą poszukiwania siostry?

- Coraz lepiej, coraz lepiej...słyszysz?

- Co?

- Chyba nasze tajemnicze "coś" wróciło.

Loko odwrócił się plecami do Karela, szermierz wyjął miecz. Nie podobał mu się uśmiech i spojrzenie skrytobójcy gdy mówił o tajemniczym przedmiocie, ale z drugiej strony Liść po prostu mógł cieszyć się z powodzenia w poszukiwaniach siostry. Niepokojące odgłosy coraz bardziej zbliżały się ku mężczyznom.

_________________
That is all in your head.

I am and I are all we.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Velg Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 05 Paź 2008
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 01-11-2009, 21:55   

- Ostatnie gady dogorywają! – zameldował Velgowi jeden z Heroldów. Głównodowodzący tylko skinął, pokazując tym samym, że wysłuchał tego raportu.

W rzeczy samej, nie było dużo więcej do dodania. Siły sojuszników obmierzłej osoby, zwącej się Caladanem, były zbyt niezorganizowane, żeby stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Nawet dziesięciotysięczna armia jaszczuroludzi (największy wysiłek tej rasy, o jakim Velg kiedykolwiek miał usłyszeć!) nie stanowiła żadnego wyzwania dla regularnej armii samarasko-nimbralskiej.

Miasto, stolica wzniesiona przez gady, płonęło – a wraz z nimi paliły się miejsca wylęgu bezcennych młodych...

***


Wojna chulcka położyła kres masowej bytności jaszczuroludzi i pteraludzi w dżunglach Chultu. Oprócz tego, pozostał po niej obszar wypalonej ziemi, który zaczęli uprawiać ludzie. Pozostał jednak problem statusu prawnego tego terenu – jako, że był całkiem niemały, a po zniszczeniu dżungli był całkiem wartościowy.

Ponieważ jednak nie wchodziło w rachubę zostawieniu tubylców samymsobie, rozważano dwie opcje – aneksję tych terenów do Samarachu lub utworzenie wasalnego księstwa południowochulckiego. Zważywszy jednak na trudności w organizowaniu nowego państwa (tubylcy nie byli już nie przyjaźni – byli za to bardzo prymitywni i wątpliwe byłoby, czy umieliby utrzymać władzę państwową) wysłano prośbę do Wielkiej Fantazmagini o wydanie akcji aneksji tych ziem do Samarachu – i pozostawienie tam części armii.

***


W międzyczasie zaś nad Evermeet nadleciała lantańska flota kosmiczna. Zrazu podniosły się głosy o „zdradzie” - która faktycznie mogła mieć miejsce. Potem jednak już tego zdradą nie znano – bowiem z jej pomocy skorzystało jedno z walczących stronnictw. Arienn Moonflower, daleki krewny królowej Amrauil i dziedzic rodowego ostrza, upomniał się o władzę – a jego stronnictwo zrazu było małe, prędko jednak odległy MAC udzielił mu pomocy.

O rozmiarze pomocy mogła świadczyć bitwa stoczona pod stolicą – gdzie małe siły rodu Moonflower rozgromiły przeważające siły nieprzyjacielskie...

***


Ród Durothil, wspierany przez chwiejną koalicję, stanęły naprzeciw trzykrotnie mniejszych wojsk Moonflowerów. Dowodził nimi syn lady Selsharry (zamordowanej tydzień wcześniej), od trzech dni samozwańczy król Evermeet.

-Naprzód! – rzucił, a jego podkomendni ruszyli.

Lekka kawaleria, pełniąca funkcję gwardzistów rodu, miała rozstrzygnąć bitwę samodzielnie – bez czyjegokolwiek wsparcia, nawet magicznego. Nic dziwnego, przecież wróg również nie posiadał zbyt dużych rezerw energii magicznej, a wedle raportu wywiadu przeciwnik dysponował tylko kilkoma tysiącami lekkiej piechoty, naprędce pościąganej z posiadłości rodowych.

I wtem nadeszła katastrofa - „lekka piechota” porwała leżące w trawie muszkiety (poprzedniego dnia odebrane wojsku w Chulcie) i wymierzyła je w pnącą się po zboczu wzgórza konnicę. Zaskoczenie było całkowite – salwa, choć niezbyt celna, kosztowała durothilczyków całkiem sporo elfów.

Na domiar złego, zza wzgórza wyleciała lantańska flota kosmiczna i poczęła systematycznie ostrzeliwać nacierających z muszkietów maszynowych. Na to podnieśli się magowie przeciwników Moonflowerów – lecz zanim zdążyli cokolwiek zrobić, podniosły się okrzyki „król zabit!”. Prawdy w nich nie było, gdyż ubito jedynie konia pod lordem Taerinem, lecz ród władający dotychczas stolicą opuścili dotychczasowi sprzymierzeńcy. Kiedy zaś gwardziści ujrzeli odwrót pozostałych oddziałów, i oni uciekli – a „król” dostał się do niewoli.

Następnego dnia, Arienn Moonflower zajął stolicę i ożenił się z córką pojmanego możnowładcy, łącząc oba rody i stając się pierwszym królem wyspy z łaski Kicającego. Nie oznaczało to jednak końca wojny – mimo iż dwa największe rody walczyły ramię w ramię, wciąż występowała opozycja mniejszej szlachty i kapłaństwa.

Z drugiej strony – pomoc od Bractwa była całkiem znaczna i prawdopodobnie mogła odmienić losy wojny.

Reszta jutro. Rady nie dałem :P

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Sasayaki Płeć:Kobieta
Dżabbersmok


Dołączyła: 22 Maj 2009
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
WOM
PostWysłany: 02-11-2009, 08:45   

-No... całkiem pokaźny oddzialik.- skwitował Darnak, gdy razem z Wielką Fantazmaginią oglądali rezultat poboru. Żołnierze byli w większości młodzi i pełni zapału, niebezpiecznie przekonani o własnej nieśmiertelności. Wielki Strateg wysnuł wniosek żeby przemieszać ich z doświadczonymi wojakami. "Niech młodzi skorzystają z doświadczenia weteranów! Starszym za to może udzielić się ich entuzjazm, co podniesie morale!" mówił. Tak też zrobiono.

Zadowolony Darnak (będący krasnoludem) już zastanawiał się jakby tu zachęcić władczynię do obalenia kufelka lub dwóch za pomyślność wojska, gdy ogłoszono przybycie posłańca, ba... trzech! Sasayaki natychmiast ruszyła im na spotkanie.

Pierwszy przybył by obwieścić prośbę o aneksję ziem zdobytych w wojnie chulckiej. Były to dość rozległe, urodzajne tereny. Samarach z pewnością wiele zyska włączając je do siebie. Prośba została przyjęta bez chwili wahania. Wysłano tam połowę nowego oddziału.

Następny niestety nie miał już tak przyjemnych wieści. Donosił bowiem, że Lazarus zgromadził w Harlui naprawdę pokaźną armię. Wieść o tym nawet po przefiltrowaniu z Samarachańskiej paranoi nie była wesoła. Harlua nie leżała przecież daleko... i a nuż Lazarusa pokusi na wypróbowanie swoich sił na tym kraju? Na wszelki wypadek (czyżby Wielkiej Fantazmagini udzieliła się słynna paranoja?) postanowiono wzmocnić obronę wschodniej granicy.

Ostatni posłaniec doniósł jedynie o bliskim zakończeniu budowy świątyni Kica.

_________________
Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!

Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź blog autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
9349483
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 20 z 36 Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21 ... 34, 35, 36  Następny
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group