Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Forgotten Realms |
Wersja do druku |
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 02-11-2009, 15:52
|
|
|
Każdy dzień przynosił coraz bardziej niepokojące wieści. Najpierw mówiło się o zamieszkach w południowej części Alaronu. Oddziały wojska wysłane do rozeznania sytuacji nie wróciły - zamiast nich do Callidyru zaczęły napływać grupki uchodźców, mówiąc o rebelii w Llewelyn i upadku Doncastle, o bandytach na trakcie, o bestiach krążących po wyspie i atakujących słabiej umocnione osady. W panice wysłano statki na pozostałe wyspy królestwa, z prośbą o dosłanie wojsk, oraz powiększono szeregi straży miejskiej o ochotników.
Statki niedługo po wypłynięciu zostały zaatakowane przez sahuaginów, ale odbyło się to już poza zasięgiem wzroku, więc nikt w Callidyr nie zwrócił na to uwagi. Podobnie przeoczono fakt, że niektórym z uchodźców zdecydowanie mniej przyjemnie patrzy z oczu niż pozostałym - ale w zamęcie jaki panował można było tego oczekiwać.
Wraz z powiększaniem się ilości uchodźców, którzy przynosili ze sobą coraz bardziej nieprawdopodobne historie, coraz trudniej było opanować zamęt wśród mieszkańców. Atmosfera w mieście stawała się coraz gorsza, coraz częściej dochodziło do rękoczynów, kradzieży, aktów wandalizmu, a nawet mordów. Gdy pod murami pojawiły się pierwsze grupki trolli i firbolgów, panikować zaczęli również żołnierze. Tylko korzystnie wpływająca na morale ciągła obecność królowej Alicji (która, pomimo nalegań doradców, nie zdecydowała się na ewakuację) oraz lojalność jednostek gwardii królewskiej powstrzymywały sytuację od przekształcenia się w totalny chaos.
Dlatego właśnie, gdy zauważono przybycie floty statków z odsieczą, wszyscy odetchnęli z ulgą. Być może, gdyby ktoś przyjrzał się im staranniej, zauważyłby że znaczna ich część nie tylko nie należy do floty królestwa, ale wręcz niebezpiecznie przypomina statki Nelantherskich piratów, a po pozostałych widać ślady niedawnych, krwawych zmagań na pokładach. Niestety dla Callidyru, nikogo takiego nie było - radość z przybycia oczekiwanych posiłków przytłumiła czujność strażników. Poza tym, nie miało to dużego znaczenia. Gdy tylko okręty zaczęły podchodzić do portu, do akcji wkroczyła część "uciekinierów", oczyszczając garnizon portowy, a później pomagając piratom w zdobyciu i otwarciu bramy miejskiej.
****
W jaskini położonej w głębi Lodowego Szczytu - niewielkiej wysepki na południe od Morza Ruchomego Lodu, Arveiaturace przyjmowała gościa. Samo w sobie nie było to niezwykłe - smoczyca od czasu do czasu lubiła sobie z kimś porozmawiać. Niezwykłe było to, że gość od czasu śmierci maga Melathronda był dopiero drugą osobą która miała okazję odwiedzić jaskinię więcej niż raz - i przy ponownej wizycie nie został wrogo przyjęty. W trakcie swoich wizyt Nieznajomy zdążył zainteresować smoczycę - nie tylko wykazaną zdolnością do przeżycia jej potencjalnego gniewu, przynoszonymi odpowiednimi podarunkami, czy barwnymi opowieściami z krain położonych poza Torilem, ale też (a właściwie przede wszystkim) informacjami o obecnej sytuacji w rejonie, oraz o planach Nieznajomego na przyszłość. Słuchając ich, Arveiaturace poczuła, że ponownie ogarnia ją tęsknota by zakończyć okres odosobnienia i przypomnieć tym, którzy o niej zapomnieli że nadal jest siłą z którą należy się liczyć, by wznieść się w przestworza z jeźdźcem na grzbiecie, by zobaczyć inne światy i zdobyć skarby o jakich inne smoki z Faerunu nawet nie słyszały. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 02-11-2009, 19:54
|
|
|
Z Samargolu przybył posłaniec! – rozległ się gromki okrzyk w obozowisku Nimbralu.
Wkrótce okazało się, że Wielka Fantazmagini powziąła już decyzję. Zwrócono jej przeto wojsko samaraskie, a wojsko Nimbralu postanowiono wykorzystać gdzie indziej.
***
Niedługo później, w pałacu Wielkiej Fantazmagini,
Pani! Pilna transmisja z posiadłości południowochulckich! – rzucił sługa, odziany w bogate szaty ludzi służących w wieży władczyni Samarachu.
Posłanie było krótkie...
... muskularny człowiek stał na środku wypalonej ziemi. Towarzyszyło mu kilkuset dzikusów, stojących pośrodku dziwnego totemu – przedstawiającego potężnego jaszczuroludzia. U stóp totemu zaś szlochał średnich rozmiarów gad.
- Grakh... - zaczął w dziwnym języku, który jednak szybko przełożyły na samaraski czary translatujące – dzta swojej tronowej osobie, że jego ociec żarł dużo moich ludzi i było dobrze. Ten też żre dużo, więcta też dobrze musi być. Zabierajta się i jak waszem... - pisk poświadczył fakt cenzury - … zobaczem, to je skopiem!
Obraz skończył się wizją dzikusa wymachującego bronią. |
_________________
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 03-11-2009, 01:25
|
|
|
Gigantyczna kobra wystrzeliła w stronę zabójcy i szermierza.
-Wąż! Dlaczego do cholery to zawsze muszą być węże?! - stwierdził Karel zadając pierwsze cięcie. Walczyli z gadziną minutę czy dwie ale ta nie wyróżniała się niczym szczególnym i po chwili gad leżał zimnym - dosłownie - trupem.
- Swoją drogą - zaczął Karel - dlaczego tak bardzo chcesz znaleźć siostrę.
- Co? CO to za głupie pytanie?!
- Wiesz byłem w tej samej sytuacji co ty. Mówiąc prawdę mam córkę. Szukałem jej długi czas ale ostatecznie poddałem się niedawno. Zdałem sobie sprawę....że może nie podobać się jej to co zobaczy. Tatuś ,,Rzeźnik" doprawdy wspaniały rodzic - stwierdził szermierz gorzko. - Pomyśl czy twojej siostrze spodoba się to co zobaczy i to co robisz. Chociaż....nie powinienem się wtrącać rób jak chcesz. - Liść milczał nie udzielając odpowiedzi.
- Ach zobaczmy co jest w środku i miejmy to za sobą - weszli do środka. Pułkownik pomacał ścianę i po chwili rozległo się pstryknięcie a ich oczom w pełnym ukazały się....prawdziwe góry złota i bogactw. Oboje zaliczyli szczęko opad. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 03-11-2009, 13:46
|
|
|
...Do miasta w marszu przybył Czterdziesty Drugi Pułk,
Łajdaków i bękartów banda, każdy z nich to zbój.
Burdele zatłoczyli, zapchali każdy bar,
Lecz kelnereczka wywinęła się z plugawych łap...
Tak podśpiewywali sobie wartownicy na murach, podochoceni zawartością menażki przyniesionej przez Rysia. Hashimiego niewymownie bawiło zachowanie pijanych ludzi, zwłaszcza żołnierzy, a już najbardziej krasnoludzkich- ale o tych w Samargolu trudno, więc zadowolił się tymi tutaj. Podczas kolejnej salwy śmiechu przy nieco pikantniejszej zwrotce, coś uderzyło go w głowę.
-Widzę że dobrze się bawicie.- powiedziała zirytowana Sasayaki. W ręku trzymała drewnianą listewkę.
Wartownicy momentalnie wytrzeźwieli i zabrali się za obchód. Łowca spojrzał na siostrę.
-Zakładam że wiem po co przyszłaś.
-O... czyżby?
-I tak nie dostaniesz tej notatki. Spaliłem ją.
Ponownie zdzieliła go listewką.
-Kłamczuch. Wiem że ciągle ją masz, wiem nawet, w której kieszeni. Tej wewnętrznej, na piersi.
Ryś spochmurniał. Stanowczo zbyt łatwo przychodziło jej go rozgryźć. Fakt faktem, że próbował parę razy spalić list Luciana, ale ani razu nie był w stanie tego dokonać. Chciał i jednocześnie bał się, poznać informacje w niej zawarte. Postanowił jednak, iż nie dopuści do otwarcia notatki, dopóki nie będzie pewien że powinien.
-Nieważne.- Fantazmagini usiadła obok brata.- Mam do ciebie inny interes.
-Hm?
-Chcę byś udał się na zachód i sprawdził co się tam dzieje.
-Dlaczego? Coś się stało?
Czarodziejka streściła mu wiadomość od posłańca. Ponieważ i tak nie miał specjalnie nic do roboty, Hashimi zgodził się na tę wyprawę. Wyruszył jeszcze przed wieczorem.
Tymczasem w nowo powstałej świątyni Kica:
-Widzisz bracie Romericu, nie mogę ukończyć świątyni dopóki nie wiem jak ustawić posągi.- powiedział Pepin Polo- główny architekt, z przynależności rasowej gnom.
-No eeem... nie bardzo widzę gdzie leży problem...
-Czy to nie oczywiste?
-Eeem...
-Ech.- Pepin Polo przewrócił znacząco oczami- Problem polega na tym że nie wiem po której stronie Altruisty mają stać figury Mrocznych Kapłanów, a po której Jeźdźców Apokalipsy! To kluczowe zagadnienie kompozycyjne!
-Eeem... s-spytam... kogoś...
-Dziękuję.
Brat Romeric czym prędzej opuścił towarzystwo architekta. Musiał się teraz zastanowić, kto może odpowiedzieć na pytanie Pepina. Gdy się nad tym zastanowił, doszedł do wniosku, że jeśli podejmie złą decyzję może to przypłacić głową. Najwyższy Kapłan mógłby być niezadowolony, a to nigdy nie wróży nic dobrego. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 03-11-2009, 18:22
|
|
|
Góry złota sięgały samego sufitu, Karel patrzył na nie osłupiony, Loko zirytowany. Przedmiot którego szukał był mały, a w tym bajzlu raczej trudno go będzie szybko znaleźć. Gdy już pozbierali swoje szczęki z podłogi zwrócili się ku sobie.
- Myślę że taki zastrzyk gotówki nie zaszkodziłby naszemu skarbcowi. - rzekł Karel
- Zrób z nim co uważasz, ale jeśli chcesz to wszystko zabrać stąd do Kościoła to najpierw pomóż mi znaleźć...
- Czego dokładnie szukamy?
- Nie jestem pewny, ale raczej nie leży luzem. Myślę że będzie to jakaś zdobiona szkatuła.
- A co ma być w środku?
- Zobaczysz.
- Pytam bo nie wiem czy mam się bać - Karel uśmiechnął się.
- Ja powinienem bardziej - Loko odwzajemnił uśmiech.
Rozpoczęli poszukiwania. Sterty złota zaczęły powoli przerzedzać się, a szkatuły znajdowali co chwila. Wszystkie z nich wypełnione były złotem lub drogocennymi kamieniami.
Czas upływał sobie powoli, a poszukiwania wciąż były bezowocne.
- Nie podejrzewałbym cię o córkę - rzucił w pewnej chwili Liść - Kit o tym wie?
- Ech... długa historia. Zaczyna mnie to nudzić - Karel od niechcenia przechylił następną szkatułę, wysypały się z niej monety i pierścień. Szermierz podniósł go do oczu, wzruszył ramionami i wsadził go do kieszeni.
- Powiem ci szczerze, że mnie też - Loko odrzucił następną szkatułę.
Liść zaczął powoli niepokoić się o Alusair, w końcu pozostała bez jego opieki, a alarm w jego głowie mógł zostać stłumiony przez byle maga. Jednak wątpił by regentka już się obudziła. Karel zauważywszy wielką skrzynię ruszył w jej kierunku. Była ewidentnie chroniona jakimś zaklęciem, szermierz zaczął uderzać mieczem w jej kłódkę. Liść przyglądając się poczynaniom Karela spostrzegł następną szkatułę. Dokładnie w tym samym momencie w którym puścił zamek skrzyni (uderzając w Karela żałosną kulą ognia), Loko otworzył szkatułę. Na jego twarzy pojawił się ten sam dziwny uśmiech, Karel zapominając o skrzyni podszedł do zabójcy i zajrzał do pojemnika. Spoczywało w nim oko. Warstwa kurzu jakim było pokryte wskazywała że leży tu już długo, jednak nie było wysuszone.
- Jest - szepnął Liść z uśmiechem.
- Co to?
- Oko, jak widzisz. Dodałbym, Oko Vecny.
- To to bóstwo.
- Nie większe niż ty i czy nawet ja, niemniej jego oko może się okazać bardzo cenne. Karel...
- Słucham.
- Wolałbym aby ta sprawa pozostał między nami.
Szermierz w odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Liść wyjął zza pazuchy wielki zapisany zwój.
- To najsilniejsze zaklęcie leczenia, będziesz wiedział kiedy go użyć.
To mówiąc skrytobójca wcisnął zwój szermierzowi. Po czym zanim Karel zdążył zareagować, Loko wbił sobie sztylet pod lewym okiem. Szermierz zszokowany przyglądał się poczynaniom skrytobójcy. Ten napierając ręką na sztylet przechylał go coraz mocniej i mocniej. W końcu nie wytrzymał i krzyknął, po chwili wyłupione oko spoczęło na jego dłoni. Liść szybko wyjął Oko Vecny ze szkatuły i wsadził sobie w oczodół. Z powodu krwi w której umazana była jego twarz skrytobójca dostawał powoli drgawek, w tym momencie Karel użył zwoju. Błysnęło światło i ustały wrzaski Liścia. Karel patrzył zaciekawiony na skuloną postać towarzysza. Loko wyprostował się i z uśmiechem rzekł
- Udało się.
- To wspaniale - odparł szermierz rzucając zużyty zwój - co ci to dało?
- Widzę teraz o wiele więcej niż inni.
- Ciekawe... - szermierz ponownie się uśmiechnął. - Dobra, teraz wypadałoby pomyśleć jak to przetransportować... Nie chce mi się iść teraz do Kościoła.
- Może poszukamy czegoś jeszcze?
- Wedle życzenia.
Dwóch mężczyzn ponownie zabrało się do przeszukiwań skarbca. |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 03-11-2009, 20:27
|
|
|
-Romericu...-Sasayaki była już naprawdę zirytowana.- To naprawdę mnie nie interesuje. Jeśli to aż taki problem każ Pepinowi zrezygnować z posągów...
-Kiedy, on grozi... grozi że zburzy tę świątynię i umrze pod gruzami jeśli nie będzie mógł ich wystawić, szczególnie po tym jak odrzuciłaś jego propozycję ozdobienia posadzki malowidłami umęczonych twarzy heretyków. B-bardzo starł się oddać w nich...- kapłan wyjął kartkę, na której zapisał co bardziej fantazyjne zwroty architekta- ..."wszystkie objawienia woli i twarze Ducha Kicającego". Najbardziej dumny jest z Karela i Avalii...
Wielka Fantazmagini spojrzała na niego z niedowierzaniem.
-Co...? Czemu...? Nawet nie wiem jak o to spytać!
-Widzisz pani, Pepin w swym posągu Karela widzi...- znów zerknął na kartkę-... "wcielenie nieokiełznanej, brutalnej, boskiej furii, miażdżącej plugawców na krwawą mamałygę." A tę przedstawiającą królową jako...- kolejne zerknięcie-... "Kwintesencję uświęconej, uzdrawiającej łaski i łagodności Patriarchy"...
-Masz tam napisane jego opisy każdego posągu?
-T-tak... na przykład pan Ryuzaki to: "Istota dystansu i jednoczesnej bliskości naszego Pana Kica"...
-Dość!- przerwała mu czarodziejka. Westchnęła ciężko, położyła sobie dłonie na oczach i zastanowiła przez chwilę. Po czym powiedziała- Powiedz mu tak... Miecz trzyma się w prawej dłoni, a lewą rzuca zaklęcia... niech to dopasuje do swojej kompozycji...
-Tak jest pani.- Romeric uciekł z komnaty. Za drzwiami odetchnął głęboko i postanowił
najpierw wypić coś mocnego, a potem przekazać decyzję władczyni Pepinowi Polo.
Wielka Fantazmagini udała się do ogrodu. Rozłożyła ręce i położyła się na miękkiej trawie. Wystarczyło pięć minut by zasnęła. Miała przyjemny sen. Nagle jednak zbudziło ją lekkie potrząsanie. Gdy otworzyła oczy zobaczyła że jest, już ciemno. Dopiero teraz poczuła też wieczorny chłód. Przed sobą widziała plątaninę lśniących, bladoniebieskich run, układających się w zarys twarzy.
-Hashimi? Wróciłeś?- spytała, przecierając oczy.
-Yhm...- odmruknął.- Ale sobie znalazłaś miejsce na drzemkę... Chodź, zamarzniesz tu.
Udali się razem do kuchni. Było tam już pusto. Usiedli przy palenisku, a Ryś zawiesił na haku czajnik, by zrobić herbatę.
-Mam wieści. W istocie jaszczury się burzą... to raczej nie problem, ale odkryłem ciekawostkę.
-Jaką?
Czajnik zagwizdał. Łowca wziął go i zalał fusy w dwóch kubkach. Podał jeden siostrze i usiadł przy niej. Kontynuował zniżonym głosem.
-Stwierdziłem wysoki deficyt kobiet od trzynasto do dwudziestopięcioletnich... Jaszczurce je porywają wgłąb dżungli. Jak myślisz co to oznacza? |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 04-11-2009, 19:47
|
|
|
Tego dnia w Kościele nastąpiło małe poruszenie. Mianowicie, na jego teren przybyła była regentka Cormyru z garstką swoich ludzi. Zaopatrzona była w list polecający od niejakiego Loko, nakazywał on akolitom bractwa udzielić kobiecie gościny i przygotować dla niej komnatę. Loko uwzględnił w liście również to, że kobieta jest nietykalna, oraz że zostaje w Kościele na stałe. Bardzo ją bowiem zainteresowało Bractwo Kica i była gotowa zmienić wiarę oraz poznać ich obyczaje w każdej chwili. Została oddelegowana do brata Atnera, który przyjął ją - można rzec - niechętnie. Po gwałtownej i głośniej wymianie zdań regentka została wyrzucona za drzwi. Parę minut później na terenie Kościoła pojawił się Loko, brata Atnera nigdy już nie widziano, a do regentki zwracano się od tej pory z pokorą i szacunkiem. Zaoferowano jej ogromną komnatę z wszelkimi dostępnymi wygodami i służbą, jednak ta odmówiła i wybrała sobie zwykły żołnierski pokój. Jakiś czas później Alusair została zaakceptowana przez Bractwo Kica jako siostra w wierze i traktowano ją jak zwyczajną akolitkę (no może odrobinkę lepiej, w końcu brat Atner wciąż tkwił w pamięci wszystkich).
***
Loko strzepywał okruchy lody z dłoni i patrzył w przestrzeń pod sobą. Echo krzyku było jeszcze ledwo słyszalne dla jego wyczulonych uszu. Atner nie prędko wróci na teren Kościoła, cóż, prawdę mówiąc w ogóle nie wróci...
Liść odwrócił się na pięcie i przekroczył bramy Kościoła. Gdy skrytobójca szedł przez jego teren towarzyszyły mu lekko wystraszone spojrzenia akolitów. W oddali ujrzał Alusair, będącą oprowadzaną po terenie Kościoła. Nakazał kobiecie tu przybyć, gdyż ochrona jej stawała się coraz trudniejsza, a poza tym regentka podała mu już wystarczająco dużo informacji o Cormyrze. Nie wypadało się jej tak po prostu teraz pozbyć, zresztą była sojusznikiem bractwa. Wprawdzie powinien wrócić i pomóc Karelowi z tym całym złotem, jednak uznał że może to poczekać. Wiedział już mniej więcej gdzie znajduje się siedziba Saula (lub obiekt niewątpliwie z nim związany) w Cormyrze. Chciał wyruszyć natychmiast, jednak nigdzie nie mógł znaleźć Sasayaki. Nagle dostrzegł w oddali postać machającą mu, ruszył w jej kierunku.
- Chodź za mną - rzekł Hashimi - mam dla ciebie bardzo interesujące informacje... |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 04-11-2009, 20:30
|
|
|
-Gdzie jest Sasayaki?- spytał Liść gdy razem z Rysiem szedł korytarzem.
-W Samargolu.
-Czemu tam?- zdziwił się skrytobójca.
-Bo mianowano ją Wielką Fantazmaginią.- rzucił Hashimi przez ramię- I ma mały problem z jaszczurczymi niedobitkami. To może cię zainteresować.
-Co takiego ciekawego jest w kilku rozgoryczonych gadach?
-To że porywają tubylców, o dziwo tylko kobiety. Młode.
Loko milczał. Szli tak przez chwilę aż dotarli do wyjścia z kościoła. Dopiero wtedy skrytobójca znów się odezwał.
-Cholera, trop się rozdwaja! Coś jest na pewno w Cormyrze, a teraz też w Samarachu!
Ryś westchnął. Odwrócił się i spojrzał na Loka.
-Cokolwiek postanowisz, Sasayaki z pewnością będzie ci chciała pomóc. Ale jest uziemiona w Samarachu. Więc pozwól że ją zastąpię. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 05-11-2009, 16:43
|
|
|
Wojna propagandowa rozszalała się tymczasem. Ulotki przedstawiające Daeriana były udane, jednak nie mogły się równać z tym, co ujrzano wkrótce...
Po krainach krążyły opowieści o rozpuście, jakiej oddają się najwyżsi kapłani nowej religii. Mówiono, że uwolnili ludzi jedynie po to, by karmić nimi gigantyczne, przerażające ptaki, lubujące się w jeszcze ciepłej krwi ludzi. Magiczne badania potwierdzały zaś słowa kilku nielicznych świadków...
Bardowie śpiewali po placach i karczmach. Mistyczne pieśni wypełniały dusze ludzi wiarą. Kapłańskie kazania, wizje nagrody i kary łatwiej wpadały w przyzwyczajone do nich uszy, niż nowe opowieści o dziwnym bogu, który nie potrafił nawet udzielać swym kapłanom zaklęć i nigdy nie słyszano, by jego awatar ukazał się choć raz...
Także paladyni wykazali się niezwykłą jak na nich subtelnością... gdy chroniąc drogi rozbili bandę rozbójników, wśród których odkryto macańskich maruderów, historia o owej krwiożerczej bandzie rabusiów obiegła pół kraju.
Prawdziwy szał wzbudziły jednak ulotki, wzorowane na macańskich. Wypuszczono ich wiele rodzajów, jednak wszystkie niemalże opierały się o jeden schemat - widziano na nich przerażającą, demoniczną postać Karela, zjadającego żywcem dzieci lub stojącego na stosach pomordowanych kobiet i starców. Po drugiej stronie zaś widać było spokojną i piękną twarz jednej z Siedmiu Sióstr. Zastosowano także porównania między przerażającą kobietą z kosą, lecącą na czarnym smoku, palącą wioski, a szlachetnymi czarodziejkami.
MAC stracił też powoli przewagę jako jedyna organizacja, dostarczająca żywność...
Trwała odbudowa zniszczeń wojennych, w tym Athkatli, spalonej przez smoczy ogień i Luskan, z którego wielu mieszkańców wróciło szczęśliwie do domów. Neverwinter udzielało znaczącej pomocy, choć jego wpływy w mieście również bardzo wzrosły. Pomoc wśród członków sojuszu była wielka, zaś wojenne zniszczenia na innych terenach oferowały niezwykle opłacalne możliwości handlowe.
Tymczasem Sigismund i Velg szykowali się do honorowego rycerskiego pojedynku. |
_________________
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 05-11-2009, 23:41
|
|
|
Karel skończył malować symbole na podłodze ścianach i suficie skarbca. Zadowolony otarł pot z czoła. Zaklęcie teleportacyjne było prawie skończone. Pozostało tylko wymówić inkantację. Szermierz złożył ręce w odpowiedni sposób i wyrecytował zaklęcie. Pomieszczenie zapełniło się czerwonym światłem po czym - gdy blask zniknął - było puste nie licząc stojącego pośrodku pułkownika.
Mroczny Kapłan Costly ziewnął. To był długi i ciężki dzień. Pełen obowiązków i jak im tam. Costly zadowolony że może udać się na spoczynek otworzył drzwi sypialni.....
Chwilę potem spod pagórka złota który wylał się z pomieszczenia mżna było usłyszeć stłumione ,,Pfffumy"(,,Pomocy"). Na samej górze skarbca była notatka z wyjaśnieniami.
Szermierz w końcu sam wrócił do Kościoła Praworządności. Pierwsze co do niego dotarło to wiadomość o ulotkach kontr-propagandowych. Karel co oczywiste przeczytał jedną z ulotek(również dostarczoną z wiadomością). Karel uśmiechnął się gorzko po skończeniu lektury:
- Być może trochę przesadził z tym zjadaniem żywcem i mordowaniem - mówił cicho do siebie. - Ale ma rację jestem potworem. Potworem którym ma zamiar wyeliminować parę innych potworów. - Karel ruszył ponownie w drogę. Jego cel był znany tylko jemu samemu...a było nim miasto Saelmur gdzie jak słyszał grasował Balagos ,,The Flying Flame". |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 06-11-2009, 13:36
|
|
|
Na Evermeecie walki stopniowo przygasały, nadal jednak trudno było mówić o stabilizacji. Stronnictwo rodu Moonflower było militarnie najsilniejsze, a jego kontrola nad stolicą była pełna i niezachwiana, ale znacząco ustępowało pozostałym stronnictwom pod względem liczebności. Opozycja z kolei, po porażce sił domu Durothiir, rozpadła się na liczne frakcje, fortyfikujące się w swoich posiadłościach i pozostałych miastach. Miejsce walki zbrojnej zajęła dyplomacja. Arienn Moonflower mógł być pewny, że rozciągnięcie kontroli nad resztą wyspy jest już tylko kwestią czasu. W chwili obecnej było już jasne, że żadna z pozostałych sił nie myśli na poważnie o odebraniu mu władzy, ale na drodze do uznania go królem wyspy stały nadal dwie przeszkody. Po pierwsze, kapłani Corellona (i reszty Seldarinu) konsekwentnie odmawiali udzielenia swojego błogosławieństwa. Po drugie, większość stronnictw opozycyjnych (wśród których nastroje izolacjonistyczne ostatnio mocno się wzmocniły) domagała się usunięcia z wyspy wszelkich sił "obcych", twierdząc, że wolą raczej wyemigrować do Evereski, niż żyć pod jarzmem ludzkiego okupanta. Ta ostatnia groźba potencjalnie była znacznie silniejsza, niż zagrożenia militarne. Siłą Evermeetu było to, że był on miejscem Odwrotu, gdzie elfy mogły wycofać się od zmieniającego się zbyt szybko świata i żyć bezpiecznie, z daleka od ludzi. Jeśli z wyspy zaczną uciekać mieszkańcy, jej znaczenie w świecie gwałtownie zmaleje. Arienn nie chciał rządzić kolejną z wielu wymierających i skazanych na zniknięcie elfich społeczności. Zdawał sobie sprawę, że odprawienie floty Lantanu i innych sprzymierzeńców znacznie osłabi jego siły, ale obecnie, po umocnieniu swojej pozycji i opanowaniu Leuthilsparu byłby gotów nawet pójść na takie ryzyko - bał się jednak, że mogą oni wcale nie chcieć się wycofać.
Panujące nieformalne zawieszenie broni powodowało, że przemykające po wyspie grupki wojsk w wypadku spotkania zwykle omijały się i udawały każda w swoją stronę. Dzięki temu, oddziałowi "morskich elfów", który trzymał się z daleka od wszelkich osad, dojście do celu nie sprawiło dużych problemów. Po drodze nikt ich nie zatrzymywał, nikt nie zastanowił się, co morskie elfy mogą w tak licznej grupie robić w głębi lądu, a już tym bardziej nikt nie powziął żadnych poważniejszych podejrzeń odnośnie ich natury i celów.
Wieża Reilloch przywitała Iakhovasa i jego oddział malenti ciszą. Chroniąca budynku królewska straż opuściła posterunek już w pierwszych dniach po zamachu, magowie porozjeżdżali się po róznych stronach konfliktu (po czym w większości zginęli w kolejnych walkach), a służba schroniła się w bezpieczniejszych siedzibach. We wnętrzu panował nieład - łatwo było się zorientować, że mieszkańcy opuszczali siedzibę w pośpiechu. Widoczne zniszczenia (i leążace na korytarzach ciała) wskazywały, że również tu doszło do różnic poglądów, natomiast stosunkowo ich niski poziom zdawał się sugerować, że do walk doszło już po opuszczeniu budynku przez najsilniejszych magów. Zbrojownia strażnicy była pusta, komnaty magów również zostały wyczyszczone z najbardziej oczywistych form magicznego uzbrojenia, ale pozostało wystarczająco dużo innych ciekawych rzeczy. Co najważniejsze, zarówno biblioteka jak i pieczęcie na drzwiach skarbców na poziomach podziemnych wydawały się nietknięte - najwyraźniej nikt z wyjeżdżających nie chciał tracić na to czasu (zakładając pewnie, błędnie, że jeśli coś im będzie później potrzebne to będą mogli jeszcze tu wrócić).
Otwarcie skarbców nie było proste nawet dla osoby tak obeznanej z magią (i odpornej na jej efekty) jak Iakhovas. Pułapki i zaklęcia obronne zabiły dwudziestu malenti (w tym dwójkę kapłanek Sekolaha) zanim zostały rozbrojone, ale w końcu drzwi zostały otwarte, zawartość przejrzana i co ciekawsze obiekty zabrane, zapakowane i zabezpieczone przed wodą, razem ze znaleziskami z biblioteki na przyniesienie których tak nalegał nowy sprzymierzeniec. W zamian w jednym z pomieszczeń zostawiona została (wepchnięta pomiedzy jakieś rupiecie), otrzymana od Bezimiennego kula wykonana z mlecznobiałego kryształu.
Podróż powrotna w stronę brzegu trwała dłużej, ale również przebiegła bez przeszkód. Opuszczenie wód terytorialnych wyspy również nie stanowiło problemu - słynne systemy obronne Evermeetu były częściowo kontrolowane przez królową i wysokich magów (którzy zginęli zanim zdążyli przekazać odpowiednią wiedzę następcom), częściowo bazowały na błogosławieństwie Seldarinu (które ostatnio zdecydowanie osłabło), oraz sile loty i straży wyspy (które to siły robiły teraz wszystko, tylko nie to czym powinny się zajmować). To, co pozostało byłoby pewnie w stanie wykryć ruchy wielkiej floty, ale do wykrycia (o powstrzymaniu nie mówiąc) poruszającej się w rozproszeniu pod wodą grupy Iakhovasa było już niewystarczające.
***
Na Gwynneth powtarzała się sytuacja z Alaronu. Caer Corwell przygotowywało się do obrony przed wylewającymi się z Doliny Myrloch hordami monstrów, trapione przez cień który rzucił się na umysły ludzi, wywołując strach, niepewność i zamęt. Sytuacja była tym gorsza, że druidzi z Myrloch, którzy w innym przypadku służyliby pomocą i podnosili morale ludności, byli jednymi z pierwszych zaginionych - tak jakby ktoś postarał się ich usunąć by nie stali mu na drodze. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 09-11-2009, 09:32
|
|
|
Loko i Hashimi przedzierali się właśnie przez dżunglę w Samarachu. Ryś odnalazł trop, wskazujący niewątpliwie na działalność dzikusów. Oni sami potrafili poruszać się po lesie nie zostawiając śladów, jednak porwane przez nie kobiety na szczęście nie miały opanowanej tej umiejętności. Po dłuższej wędrówce towarzysze dotarli do niewielkiej, wypalonej polany, na środku której stał totem przedstawiający jaszczura. Dzikusy pałętały się naokoło posągu, ustawiając porwane kobiety w szeregu. Było ich osiem, z czego dwie miały może 12 lat, przytulały się do starszych kobiet łkając cicho. Nagle gwar ucichł, dzikusy zastygły bez ruchu, spomiędzy drzew wyłonił się gad, przewyższający Liścia o głowę. Stanął na wprost rzędu kobiet i zaczął im się przyglądać. Jaszczurza twarz przybrała wyraz wysiłku spowodowanego myśleniem. Wskazał szponiastym pazurem na jedną z dziewczynek i zaczął coś wykrzykiwać do dzikusów. Loko podczas swojego życia słyszał już wiele języków, z tego rozumiał jedynie pojedyncze słowa.
- O co mu chodzi? - zagadnął Hashimi.
- Z tą dziewczynką jest coś nie tak...czekaj - Liść uważniej wsłuchał się w bełkot jaszczura - ma... zbyt jasne włosy, oni szukają innych.
- Czy to oznacza...?
- Tak, reszta ma całkowicie czarne włosy, moja siostra też.
Jaszczur pod wpływem emocji złapał dzikusa za gardło i niechcący rozłupał mu czaszkę wymachując drugą ręką. Spojrzał zdziwiony na zdeformowaną twarz dzikusa, po czym z zadowoleniem zaczął wysysać mózg ze szczeliny w czaszce. Naokoło podniósł się gwar podniesiony przez podnieconych dzikusów, Loko z trudem słyszał łkanie kobiet stojących przed jaszczurem. Gad odrzucił odmóżdzone ciało, oblizał się po czym odwrócił się na powrót w stronę kobiet. Jego ręka wystrzeliła ku dziewczynce mającej nieodpowiedni kolor włosów, złapał ją za szyję i podniósł ku górze, w tym samym momencie spomiędzy krzaków wystrzeliła w jego stronę strzała, po chwili kawał drewna wystawał z oka gada. Dziewczynka wyrwała się ze szponów po czym natychmiast zemdlała w ramionach jednej z kobiet. Jaszczur stał przez chwilę nieruchomo, po czym przeciągle ryknął i jednym ruchem ułamał strzałę wystającą z gałki ocznej. Odwrócił się do dzikusów, jednak ze zdziwieniem spostrzegł że ponad połowa z nich leży położona z łuku lub zamrożona. Nim zdążył zareagować otrzymał w głowę cios na tyle mocny, by stracił przytomność.
***
Jaszczur ocknął się spętany u stóp totemu. Rozejrzał się nieprzytomnie jednym okiem, dostrzegł w bliskiej odległości dwie postacie. Hashimi zauważywszy jego przebudzenie trącił Loka i obydwaj zbliżyli się do jego ciała.
- Jak myślisz, zda się na coś? - spytał Hashimi
- W sumie te kobiety powiedziały wystarczająco dużo.
Mężczyźni spojrzeli na siebie. Ostatnią rzeczą jaką ujrzał jaszczur był lodowy młot lecący na niego z dużą prędkością.
***
- ...tak więc niestety nie wiemy dokąd chcieli nas zaprowadzić - powiedziała Naranna, jedna z ocalonych kobiet. Hashimi był nią wyraźnie zainteresowany.
- Nic nie szkodzi - odparł Ryś z przesłodzonym uśmiechem który wcale do niego nie pasował - poradzimy sobie.
- Jeszcze raz dziękujemy za ratunek - kobieta uśmiechnęła się zalotnie.
- Ależ nie ma za co - Hasimi wykonał głęboki ukłon.
Grupka kobiet powolnym krokiem oddaliła się od towarzyszy, znikając w lesie. Ryś przywdział maskę, którą zdjął na czas rozmowy.
- Co się tak patrzysz? - powiedział nie mogąc dłużej wytrzymać spojrzenia Loka.
- Nie, nic...
- Coś ci nie pasuje? - Ryś mówił tonem dziecka które zostało wyśmiane z powodu przyznania się do pierwszej miłości - ja ci nie wytykam tego że przykrywasz siostrzyczkę kiedy śpi.
- Widziałeś? - teraz na twarzy Loka pojawił się wyraz zakłopotania.
- Nie - ton głosu wskazywał na to że Ryś uśmiechnął się paskudnie - po prostu zgadłem. Nie pamiętam aby sama się przykrywała.
- Nie zapominajmy po co tu jesteśmy.
- Fakt - Ryś był wyraźnie rad ze zmiany tematu - może niepotrzebnie zatłukliśmy tego jaszczura, mógł nam powiedzieć gdzie zabierają te kobiety.
- Za tymi drzewami jest jakiś budynek. Czuć z niego magię.
- Po czym poznajesz?
- Po prostu widzę.
Liść ruszył w kierunku drzew okalających polanę, Hashimi podążył za nim. |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 09-11-2009, 18:19
|
|
|
Przedzierali się przez chaszcze, Loko prowadził w stronę budynku. Nagle do ich nozdrzy dotarł jakiś ohydny zapach.
-Co to za smród...- Liść zakrył sobie usta i nos.- Jakby stos pogrzebowy...
Mężczyzna odgarnął gałąź. Oczom obu ukazała się pokraczny obelisk, u podstawy którego, pomiędzy czterema filarami, na ogromnym koksowniku płonęły kości. Dookoła niego jaszczurce tańczyły opętańczo. Część z nich, z głowami przystrojonymi pióropuszami, przynosiła nowe szkielety, by wrzucić je do ognia. Każdy ułożony na drewnianych noszach. Niektóre były duże, inne małe, ale wszystkie kobiece.
-Prawdopodobnie to robią z tymi, które nie spełniały kryteriów...- szepnął skrytobójca.
-Pewnie zostawiają je w dżungli by mrówki oczyściły kości. W ten sposób można uzyskać popiół o znacznych właściwościach magicznych.- Hashimi wskazał na niesiony właśnie szkielet dziewczęcia.- Ale po co im go aż tyle?
-Nie wiem.
-To może zapytamy?- Ryś nałożył strzałę na cięciwę.- Ostatniego żywego...
Nagle na Jaszczurce spadł deszcz strzał i sopli. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 10-11-2009, 21:18
|
|
|
Balagos zwany przez elfy ,,Zgubą Smoków" leżał martwy. Wielki gad był przecięty na całej długości a nad jego ścierwem na skale stał jego pogromca. Szermierz miał oczy zwrócone w stronę gadziego trupa ale mętny wzrok zdradzał że był duchem nieobecny.
Nie łudził się. Wina za zniszczenie Saelmuru zostanie pewnie przypisana jemu przez propagandę Daeriana. Martwiło go jednak coś zupełnie innego:
~Nie uda mi się tego zrobić samemu - myślał - choćbym nie wiadomo ile czasu spędził nie uda się mi wyplenić całego zła. Za każdym obciętym łbem wyrasta następny. Bractwo mi nie pomoże......tym bardziej z tym szaleńcem u sterów władzy. - nagle w jego oku pojawił się błysk olśnienia.
~Właśnie!!! Władza! Jeżeli zdołam awansować w rangach Bractwa to mogę odkupić swe winy! Wystarczy stać się numerem dwa po Altruiście. A wtedy gdy zostanie tylko on będę mógł...... Nie nie będę mógł. Moje serce, światło mych oczu jest jakoś związana z tym maniakiem. Zdaje się nie dostrzegać że coś z nim nie w porządku, nie mogę go...usunąć dopóki nie pokażę jej jego prawdziwego oblicza.
~A....a jeśli mi się nie uda tego dokonać? - zwątpił ale po chwili odzyskał pewność siebie
~Cóż jeśli mi się nie uda....cóż mimo wszystko jest śmiertelny - po czym dodał już na głos - Mogę go zwyczajnie przeżyć.
Z tymi słowami Karel wrócił tymczasowo do Kościoła Praworządności. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 11-11-2009, 22:51
|
|
|
Upłynęło trochę czasu. Nowe Luskan powoli zaczynało wracać do codziennego życia, nawet jeśli w pamięci wszystkich dalej tkwiły wspomnienia niedawnej rzezi. Nowe, mniejsze miasto, postawione na ruinach poprzedniego, było już zdolne do samodzielnej obrony. Nowopowołane oddziały miejskich oddziałów strażniczo-wojskowych szkoliły się w warunkach polowych, zajmując się ściganiem i uśmiercaniem uciekinierów z psionicznej armii (przy czym najwięcej ich było w postaci orków, zbierających się w niewielkie oddziały), w grupach zorganizowanych przez Twora, w których znajdowały się także enty. Nie ma się co dziwić - pomimo tego, że to twory sztuczne, posiadają w sobie silny pierwiastek życia pierwotnych lasów Śródziemia. Luskan leżało w miejscu dobrze nadającym się do obrony - nowe miasto powstało na planie trójkąta, którego dwa boki stanowiły, odpowiednio, morze i rzeka Mirar. I chociaż nie znajdowało się na wzniesieniu, to płaski teren poza murami (ruiny zostały już w większości "uprzątnięte", tj. wykorzystane do odbudowy lub zrównane z ziemią) dawał przewagę broniącym. Jednak to było za mało - w tych niespokojnych czasach trzeba było przygotować się na ewentualną wizytę kolejnej niespodziewanej armii. Luskanianie, wraz z Tworem i piratami, zorganizowali "wyjście ewakuacyjne" - drogą morską.
Twór długo czekał na spełnienie swoich postulatów, które stanowić miały "zapłatę" za pomoc entów w obronie Neverwinter. Nic dziwnego, bo sporządzenie nowej i dokładnej mapy północnych ziem (na północ od Mirar) wymagało zebrania informacji od wielu źródeł, by następnie scalić je w coś, co mogło uchodzić za przyzwoitą mapę rubieży. Twór właśnie zastanawiał się, czy posłaniec z mapą zdąży dotrzeć w uzgodnionym terminie... |
_________________
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imiona miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
A. Mickiewicz
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|