Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Forgotten Realms |
Wersja do druku |
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 04-12-2009, 00:01
|
|
|
Impuls mocy towarzyszący pęknięciu Kryształu Calimemnona był wyczuwalny w każdym z zakątków Faerunu - od Evermeetu po Mulhorand. Oczywiście był również wyczuwalny w Sakkors.
Bezimienny rzucil w kąt czytany właśnie tomik z elfią poezją. Zrobił to bez żalu. Poezja była, nawet jak na elfy, smętna i łzawa.
Nareszcie! - wykrzyknął głosem, który obudziłby umarłego. W twierdzy oprócz niego pozostały jednak już tylko Slaady i poringi. Ani jedne, ani drugie nie zwróciły na okrzyk specjalnej uwagi.
Zaraza o której donosił mu Iakhovas, która położyła drobną część słabszych Sahuaginów z obszaru morza Alamber, była wiadomością niepomyślną. Samych zmarłych Sahuaginów oczywiście nikt nie żałował (a już najmniej ich pobratymcy - to, że słabi giną stanowiło przecież jedną z podstaw filozofii ich rasy), ale zaraza zaczęła się przerzucać na gatunki okolicznych ryb, a to groziło głodem. Światełkiem w ciemności była informacja, że ta sama zaraza dziesiątkuje miasta trytonów (co powinno je na jakiś czas osłabić), oraz że działania kapłanek Sekolaha (oraz, o ironio, globalna akcja prowadzona przez druidów Szmaragdowej Enklawy) zaczynają przynosić pozytywne efekty w oczyszczaniu wód z niebezpiecznych, nowych zarazków.
Świat najwyraźniej lubił jednak równowagę - po wiadomości złej musiała przyjść dobra, a impuls mocy był wyraźnym jej znakiem.
Oczywiście, nie wszystko szło zgodnie z planem, trzeba więc było się pośpieszyć. Namierzenie tak silnego źródła niczym nie ekranowanej, pierwotnej mocy nie było dla Istoty zbyt trudne, i już po chwili w Zwierciadle widać było piasek pustyni Calim, z przebijającym się spod ziemi słupem energii. Skok przez portal, twarde lądowanie, i Bezimienny znalazł się na podłodze jaskini, tuż obok świecącego kryształu z którego odpadały coraz większe odpryski. Wyglądało też na to, że znalazł się wystarczająco szybko - czy też właściwie dosłownie w ostatniej chwili.
Z głośnym trzaskiem kryształ rozpadł się na części, uwalniając swoją zawartość. Eksplozja mocy zmiotła wszystkie obecne żywiołaki, oraz wysadziła dach jaskini - na istocie podmuch pierwotnej energii magicznej nie zrobił jednak wrażenia. Wręcz przeciwnie - wydawał się ją nieco... wzmacniać.
Ponad dziurą wyrwaną wybuchem wznosiły się dwie olbrzymie humanoidalne sylwetki - jedna otoczona aura płomieni i dymu, druga spowita w mgłę, wiatr i błyskawice. Na równinie wokół stały setki pomniejszych Geniuszy.
Memnon podniósł swoje oczy i spojrzał prosto na twarz swojego odwiecznego wroga.
- Calim - wyszeptał z nienawiścią, po czym podniósł ręce i zaczął przywoływać płomienie.
Jego oponent nie stał bezczynnie - wicher podniósł się na jego głos, a z dłoni strzelały wyładowania.
- Jedną chwileczkę, ja w kwestii formalnej - rozległ się głos spod ich stóp.
Pełni niedowierzania, obydwaj walczący spojrzeli w dół na istotę, która po chwili milczenia dodała - O! Szanowni władcy żywiołów, których imiona znane są w każdym z zakątków wszechświata! Czyście nie zapomnieli o jednym drobiazgu?
Potężni Geniusze patrzyli dalej, niepewni co właściwie mają zrobić. Milczenie przedłużało się.
- Trzy życzenia poproszę! Od każdego z was oczywiście!
- Czyś ty oszalał, nędzny śmiertelniku? - Zareagował wreszcie Calim.
- Nawet nas nie uwolniłeś - dodał również zaskoczony Memnon.
- Jakby to powiedzieć - odpowiedziała niezrażona reakcją Istota - Byliście uwięzieni w krysztale przez ile tysięcy lat? No właśnie. A teraz jesteście wolni? Jesteście. Widzicie tu kogoś innego, kto by się upominał o prawo do życzenia? Nie? Też tak sądziłem. Więc jak będzie z tymi moimi życzeniami?
- Mów, nędzniku, i drżyj, gdyż później zemścimy się straszliwie za twoją zuchwałość.
Jednak, gdy Bezimienny wypowiedział życzenie, twarze Geniuszy pobladły. Po dwakroć jeszcze musiał je powtórzyć, a za każdym razem wyraz twarzy Potęg Calimshanu robił się bardziej ponury. Za każdym razem również magia zawarta w słowach - magia bardzo podobna do własnej energii Geniuszy (nic dziwnego, bo pochodząca od nich samych - ta sama którą Istota pochłonęła podczas wybuchu Kryształu) oplątywała ich dusze i wolę coraz silniejszymi więzami.
Godzinę później, gdy Bezimienny spokojnym spacerem udawał się w kierunku powrotnego portalu, żadnych dżinów w okolicy nie było już widać - za to w jego rękach spoczywała włócznia, wokół której wiły się płomienie, wiatr i błyskawice. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 04-12-2009, 12:54
|
|
|
Jednak nie zdołał do niego dojść. Bo oto przed nim wylądowała znana już w Fearunie postać w czarnej skórzanej kurtce i o równie czarnych włosach.
~Czy spóźniłem się? - zapytał sam siebie w myślach Karel.
Nie spóźnił się jednak, blond młodzian przed nim musiał być sprawcą całego zamieszania.
W istocie....był jedyną osobą obecną w kraterze. Musiał też dysponować doprawdy niezwykłą mocą skoro zdołał przetrwać bez uszczerbku tak potężny wybuch magicznej energii, i ten wzrok....zdawał się patrzeć na pułkownika jak antykwariusz na rzadki okaz.
- Kim jesteś i jak się nazywasz? - zapytał szermierz wyciągając palce w stronę Istoty.
- Jaka jest twoja przynależność? Co tu robisz? I przede wszystkim.... - tu spojrzał na włócznię - ...skąd to masz? |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 04-12-2009, 17:02
|
|
|
Halruaa
Thoro mesthaf khaara thorum!
Thoro mesthaf khaara thorum!
Thoro mesthaf khaara thorum!
Thoro mesthaf khaara thorum!
Skandowali magowie. Tym razem Lazarus zebrał jeszcze liczniejszy krąg, niż poprzednio. Wspomagało go nawet kilku nielicznych magów z Dambrath, a nawet honorowi goście z Wielkiej Rozadliny i Lurien. Arcymag, na wieść o działaniach MAC w Lalallay i o sytuacji po drugiej stronie morza błyskawicznie powrócił do ojczyzny.
Jezioro pary:
Thoro mesthaf khaara thorum!
Thoro mesthaf khaara thorum!
Thoro mesthaf khaara thorum!
Thoro mesthaf khaara thorum!
Tkwiąca na środku "jeziora" Skała Arn najpierw zamruczała, a później eksplodowała z nadludzką siłą wyrzucając w powietrze dziesiątki ton lawy. Woda w "jeziorze" zawrzała, a całą płytą kontynentalną wstrząsną spazm furii uwolnionych przez Haalruańczyków żywiołów. Wybuch wulkanu wyrzucił też ogromne ilości pyłów i rozgrzanych gazów, który utrzymujący się od wielu dni, północny wiatr zepchnął na południe.
Calimshaan
Kim jesteś i jak się nazywasz? - zapytał szermierz wyciągając palce w stronę Istoty.
- Jaka jest twoja przynależność? Co tu robisz? I przede wszystkim.... - tu spojrzał na włócznię - ...skąd to masz?
A potem potężny wstrząs tektoniczny cisną go na podłogę... Cały świat drzał. Potężne trzęsienie ziemi było odczuwalne w całym kraju.
Królestwa Graniczne ucierpiały jeszcze bardziej. Zdawało się, że nie pozostał w nich ani jeden stojący prosto dom. Najgorsze miało jednak nadejść. Gdy chmura wulkanicznych wyziewów dotarła na morze i spotkała się z wilgotnym, zimnym powietrzem gazy i pył byłskawicznie zaczęły się ze sobą sklejać, tworząc grudy pumeksu i błota. Ich deszcz spadł z nieba siejąc śmierć i zniszczenie. Przesądni uznali, że to znak iż bogowie, urażeni odejściem swych wiernych na rzecz nowych idoli przywiezionych przez MAC spuścili na świat swój gniew.
Tharsult
Wstrząsy tektoniczne wywołane wybuchem Skały Arn dały się odczuć także pod dnem morza. Potężne tsunami podniosło się z niego i popędziło na południe na swej drodze napotykając wyspę Tharsult. Rozbiła się o nią całkowicie niszcząc miasta, lokalną flotę i jakąkolwiek organizacje na wyspie.
Lapallaya
Gdy tsunami dotarło do wybrzeża jego energia w poważnym już stopniu osłabła. Nie poczyniło aż takich szkód, jednakże nadbrzeżne miasta ucierpiały srodze. Na szczęście dla Lazarusa większa część floty zdołała schronić się na kotwicowiskach w głębi morza. Gdy mieszkańcy kraju zaczęli grzebać swych zabitych okazało się, że na ich kraj spadło kolejne nieszczęście. Dziesiątki żołnierzy w barwach Halruaa wkroczyło do ich miast. Skłócone miasta-państwa i wstrząśnięci ostatnim nieszczęściem obywatele nigdy nie byliby w stanie przeciwstawić się potężnemu sąsiadowi z południa. Teraz, gdy ich domy leżały w ruinach nawet nie próbowali. Tym bardziej, że przybysze wieźli ze sobą jakże potrzebną pomoc humanitarną: żywoność, ciepłe koce, opał i środki czystości. Lapallaya niemalże dobrowolnie złożyła hołd lenny Halrua. Nieliczni przywódcy polityczni próbowali stawiać opór. Tych ścięto.
Shaar
Nie mogąc utrzymywać dwóch potężnych zaklęć na raz Lazarus nakazał zerwać zaklęcia pogodowe, które do tej pory utrzymywały suszę nad tym krajem. Natychmiast zerwał się zachodni wiatr, gdy pogoda zaczęła wracać do normy. Niósł on zapowiedź błogosławionego deszczu. Nim jednak ten nastąpił dyktator Halruaa spuścił z łańcucha swą kolejną broń.
Dziesiątki gnolli z Shaar wyległo ze swych kryjówek by zanieść ogień na step. Ten gnany wiatrem w sekundy stworzył gigantyczne flashfire, którego front osiągną kilaset kilometrów. Pożar dotarł aż do Wielkiej Rozpadliny przeganiając wszystkie zwierzęta i nomadów daleko na Północny - Wschód.
Gdy wygasł ogień gnolle ruszyły do ataku na nieliczne miasta i trwałe obozowiska Shaar. Wkrótce dołączyły do nich wojska Halruaa. Tak więc z Damrath wyruszyła Grupa Bojowa Wschód, wspmagana przez ochotnicze oddziały Legio Lazarus złożone z rodowitych Damrathczyków zajęła po krwawych, acz krótkich walkach miasta między Lasem Amtar, a wzgórzami Rathgaul.
Grupa Bojowa Centrum przeszła przez góry Północnej Ściany i wykorzystała przygotowane tam przez sojusznicze goblinoidy łodzie wiosłowe. Za ich pomocą dotarła Rzeką Talar do jeziora Lhesper i praktycznie z zaskoczenia zajęła położone nad nim miasta.
Potężna, żelazna fala ciężkiej piechoty i jeszcze cięższego sprzętu nieśpiesznie przemaszerowała przez Bandyckie Pustkowie łącząc siły z tamtejszymi goblinoidami i gigantami, a następnie zagarniając dodatkowo gnolle popełzła na północ.
Jaszczurze Głębie
Stojąc w obliczu zagłady plemiona jaszczurów i yu-anti jedno po drugim wysyłało parlamentariuszy do ludzi. Byli przyjmowani i wysłuchiwani. Jaszczuroludziom pozwolono złożyć broń i żyć dalej. Warunki były ostre: teraz mieli stać się praktycznie zwierzyną hodowlaną dla ludzi, ich niewolnikami, a każdy szczep miał wysłać połowę swych wojowników na usługi Halruaańczyków. Każdy szczep, który nie zgodził na bezwzględną kapitulację został wymordowany. Nastały złe czasy dla gadziego ludu. Co gorsza sprowadzono także kapłanów Ilmatera, a każdy jaszczur, który nie nawrócił się na wiarę weń został zabity.
Wielka Wojna Podziemna
Prowadzone przez krasnoludy, halruaańskich, jasnowidzących magów oraz zmuszonych torturami, dawnych wyznawców Lowiatar niedoszkolone do końca oddziały Dambrathu natarły na T'Lindhet. Bitwa, która się wywiązała najpewniej zakończyłaby się ich rzezią, gdyby nie fakt, że drowy, którym jeszcze nigdy nie zagroził tak potężny najazd z powierzchni zignorowały niebezpieczeństwo. Owszem, utrata Dambrath bardzo je zabolała, ale doprowadziła ona tylko do tradycyjnych czystek. Inwazja trafiła dokładnie w sam ich środek. Po zaledwie godzinach walk miasto wpadło w ręce sojuszników Lazarusa.
Podobny los spotkał też Llurth'Dreir. Tym razem krasnoludy nie napotkały oporu: miasto od dziesiątek lat było pogrążone w anarchii. Połączona moc ich kapłanów i magów Lazarusa zmusiła do ucieczki na jego rodzinny plan dręczący je byt.
Represje, które spadły na drowy były tak samo okrutne, jak te, które spotkały jaszczurzy lud. Prócz kontyngentu żołnierzy i zmiany wiary, trybutu i prac przymusowych zakazano im także jakichkolwiek praktyk religijnych czy magicznych. Każdy drow, który chciał zajmować się czarami musiał udać się do Halruaa i odsłużyć 10 lat przy "pracach publicznych", nim otrzymał licencję. |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 04-12-2009, 21:48
|
|
|
W Samargolskim zamku trwały przygotowania do Wielkiego Bankietu! Zabawa miała być tak huczna, że nie w sposób byłoby o niej pisać bez wykrzyknika. Sama sala balowa nie pomieściłaby wszystkich zaproszonych, dlatego urządzono przyjęcie w ogrodzie. Ustawiono trzydzieści długich stołów, a każdy był suto zastawiony najwykwintniejszymi frykasami z całego Faerunu. Były tam wszelkie rodzaje ryb, dziczyzny, mięsiwa i mięsiwo-podobnych specjałów, a także mnóstwo dań z warzyw. Na widok deserów niejeden łasuch uznałby że znalazł się w niebie. Torty miały po dziesięć pięter, każdy z nich był arcydziełem sztuki cukierniczej, tak misternie ozdobionym, iż gościom niewątpliwie zakręci się w oku łezka żalu podczas ich jedzenia. Do tego dochodziły lody- płonące, lecz nietopiące się, galaretki w tęczowych kolorach, puddingi, budynie, kandyzowane, karmelizowane oraz oczywiście świeże owoce, i wiele, wiele innych smakołyków. Piwo, wino i inne trunki lały się strumieniami, a to, dlatego że chlupotały w lodowych fontannach, zawsze świeże i chłodne.
Przyjęcie ozdabiały posągi z lodu, przejrzyste podobizny MACantów, w centrum zaś lodowy Kic. A także piękne kwieciste i owocowe kompozycje. Girlandy kwiecia z serca dżungli otaczały miejsce zabawy, oświetlając je jednocześnie, bowiem poza kolorowymi lampionami, ogród rozświetlały skrzące się skrzydełka zaczarowanych motyli, pijących słodki nektar z przepysznie pachnących storczyków, róż, lilii, piwonii, hortensji… próżnym trudem z resztą, byłoby wymienianie niezliczonej ilości gatunków kwiatów zdobiących bankiet. Najpiękniej ozdobiony był stół stojący na środku- tam miała zasiąść Wielka Fantazmagini wraz z pozostałymi dostojnikami Kościoła.
Zorganizowano też miejsce do tańca, tuż przy stanowisku orkiestry, złożonej z najzdolniejszych muzyków Samarachu. Parkiet wyłożony był lśniącymi delikatnie złocistymi płytkami- czystą magią. Nad głowami tańczących miały wirować płatki róż i świetliki.
Sasayaki ubrała się w suknię z delikatnego, błękitnego jedwabiu i wyjątkowo włożyła też diadem, symbol jej urzędu Wielkiej Fantazmagini. Nie była typem imprezowicz ki, jednak nie mogła odmówić prośbie zorganizowania bankietu, złożonej przez tę osobę. Wyjrzała przez okno swojej komnaty. Wszędzie krzątali się słudzy i kelnerzy odziani w odświętne liberie. Słońce już chowało się za horyzontem. Zaproszeni goście- możni, lordowie i oczywiście dostojnicy Bractwa zaczęli już się zjeżdżać. Przed zamkiem stały eleganckie karoce, a stajenni odprowadzali rumaki. Pierwsi goście przekroczyli progi jej siedziby. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 04-12-2009, 22:22
|
|
|
Bankiet ten za pewne miał być nie zwykłym wydarzeniem, już na samym początku do ogrodu wkroczyła królowa MAC Avalia w towarzystwie Mrocznego kapłana Moliny. Białogłowa ubrana była w prostą zieloną suknię i skromnie przyozdobiła się złotym rodzinnym naszyjnikiem i delikatną bransoletą, jej towarzysz ubrany za to na galowo w czarny gustowny garnitur.
Avalia dość szybko spostrzegła Sasayaki wśród niewielkiego jeszcze tłumu, dlatego udała się do dziewczyny wcześniej proponując Molinie znalezienia miejsca przy stołach.
- Sas...wspaniały bankiet, musisz wiedzieć, że jesteś jego prawdziwą ozdobą - powiedziała królowa bardzo ciepło w stronę dziewczyny
- Dziękuję królowo - odpowiedziała równie ciepło i z uśmiechem Sasayaki. Właściwie od razu rozpoczęła się niewinna rozmowa, jednak z powoda obowiązków Wielkiej Fantazmagini musiała zostać przerwana. Jednak Sas nie pozostawiła królowej samej, oferując jej towarzystwo jednego z lordów. Ta rozmowa też nie trwała długo albowiem towarzysz królowej został porwany przez lekko zazdrosną narzeczoną.
- Co mi polecisz? - zapytała białogłowa siadając koło Moliny
- Myślę, że to ci posmakuje królowo - stwierdził nakładając od razu dziewczynie na talerzyk ciasta z orzechami (jak powszechnie wiadomo Avalia nie lubi tortów) a zaraz potem napełnił kieliszek królowej winem.
- Dziękuję ci bardzo, jak zawsze doskonały wybór, jest wyśmienite - powiedziała zaraz po spróbowaniu ciasta. |
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 04-12-2009, 23:49
|
|
|
Kilkadziesiąt lat później:
Dziadku, dziadku - wołały małe gnomiątka - opowiedz nam o deseczkach!
No dobrze, już, już dobrze - stary Treefriendly uśmiechnął się do dwójki słodkich maluchów, lezących grzecznie w swoich łóżeczkach.
Była noc, późna, późna godzina. Wszyscy poszli już spać, poza kilkoma naprawdę zapartymi młodymi inżynierami i tym krasnoludem... on był niesamowity. No, ale do rzeczy. Wszyscy niemal wtedy jakieś bomby, nie bomby, zbroje nie zbroje budowali! I co? Nagle skądś pojawiły się dziesiątki złych, mrocznych chodzących drzew i zaczęły niszczyć nasze fabryki, nasz dorobek! I te ich bomby nie na wiele się zdały.
Ale ja tam byłem! Ja i mój wspaniały niemilitarny wynalazek, z którego jesteśmy dziś tak dumni, moje dzieci, i który przyniósł nam tak ładny dochód - który wyniósł naszą rodzinę Treefriendlych na wyżyny Lantan!
Moje wspaniałe, piękne ruchome, mobilne, wysoce skuteczne i o błyskawicznym przerobie tartaki na kołach i gąsienicach!
Ach, pamiętam jeszcze te dziwaczne enty, uciekające w trwodze... gdyby nie moje ruchome tartaki, więcej niż kilka fabryk zostałoby stracone tej nocy... no i nie mielibyśmy tyle niezwykle wytrzymałego drewna na nasze potrzeby. Ech, te deski...
Wnuki spały, a stary gnom pogrążył się we wspomnieniach...
Czasy dzisiejsze:
Daerian był tego dnia mocno zajęty... można powiedzieć, że niemalże wydawał się być w kilku miejscach naraz.
Prywatne pokoje Daeriana:
Będę musiał mu osobiście pogratulować - pomyślał Daerian, odrywając wzrok od szklanej kuli - doskonałe, twórcze i tak szybkie rozwiązanie problemu.
Główny sztab:
Przygotujmy specjalny oddział, mający na celu obronę i wsparcie dla Evermeet. Skierujcie do niego głównie oddziały z Silverymoon, magów, oraz smoki - i na litość boską, unikajcie przydzielenia drowów i Czerwonych Magów. Elminster zdecydował się zostać z nami, wyruszyły natomiast dwie siostry. Aha, i zapewnijcie schronienie uciekinierom... a tym kilku magom znającym się an Wysokiej Sztuce osobiście udzielę audiencji.
Podziemia Citadel:
Konwentor idzie pod tę ścianę! Ruchy ruchy! Szykujcie kadzie! Jak zabezpieczenia magiczne? Przygotowaliście już płyn odżywczy? Jak ochotnik? I gdzie u licha moja herbata?
Na zborze magów i Zulkirów:
Zaczynajmy więc... mamy dość potężną magię do rozproszenia dzisiaj. Oraz jeszcze więcej do przygotowania w kolejnych dniach.
W średniej klasie tawernie w Waterdeep:
- Witaj - Daerian skryty pod złudzeniem człowieka uśmiechnął się do zgorzkniałej kobiety stojącej za barem. Po czym pozwolił opaść iluzji, ukazując swe prawdziwe oblicze. Nim nieznajoma zdołała się odezwać...
- Zaszło wiele zmian. I wiesz po co tu jestem. Pytanie - czy chcesz podążyć za mną i dostać drugą szansę?
Kobieta w zamyśleniu skinęła głową.
- Więc pomówmy o tym. |
_________________
|
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 05-12-2009, 00:56
|
|
|
Kim jesteś i jak się nazywasz? - zapytał szermierz wyciągając palce w stronę Istoty.
- Jaka jest twoja przynależność? Co tu robisz? I przede wszystkim.... - tu spojrzał na włócznię - ...skąd to masz?
A potem potężny wstrząs tektoniczny cisnął go na podłogę... Cały świat drżał. Potężne trzęsienie ziemi było odczuwalne w całym kraju.
- Ups, to chyba na wschodzie. A myślałby kto, że tam powinna być jakaś cywilizacja. - odpowiedział blondwłosy młodzian, lądując z gracją na ziemi i wyciągając do Karela rękę, by pomóc mu się podnieść.
- Zwą mnie Ghorbarad. Ghorbarad Szalony, ale co Oni tam wiedzą! - kontynuował wyraźnie nie zrażony trzęsieniem ziemi młodzieniec. - Reprezentuję interesy... strony... hmmm... Nie, mam jednak pewne zobowiązania wobec pracodawców. Obawiam się, że pragnęliby oni pozostać nieznani. A włócznia? Cóż, wygrałem ją w kości.
Jeden rzut oka na podejrzliwie patrzącego Karela przekonał Istotę, że nie było to podejście właściwe, więc po namyśle dodał - Och, widzę, że trafiłem na znawcę. Oczywiście, żartowałem - nie spodziewałem się, że ktoś tak łatwo rozpozna słynny Sztandar Rewolucji. Moja rodzina jest jego powiernikiem od stuleci.
Tu zamachał włócznią przed sobą, a Karelowi przez chwilę wydawało się, że do drzewca przyczepiona jest płachta widmowego, czerwonego materiału.
- A ciebie jak zwą, pojawiający się znienacka przybyszu? - dodał natychmiast z uprzejmym uśmiechem.
A tymczasem wszystkie nowo powstałe na terenie Faerunu poringi śniły. Śniły o krainie szczęśliwości i pokoju, w której będą bezpieczne od prześladowań groźnych dwunożnych Niszczycieli. Śniły o Wielkim Poringu, szybującym na astralnych wichrach, wiedząc, że ich los spoczywa w jego nibyłapkach. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Caladan
Chaos is Behind you
Dołączył: 04 Lut 2007 Skąd: Gdynia Smocza Góra Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 05-12-2009, 11:49
|
|
|
Gaelan od paru lat nie był na takim przyjęciu. Przywitał się z Sasayaki, pamiętając o dobrych manierach. Pochwalił nową suknię władczyni Nimbralu i podziękował za zaproszenie, a potem podszedł do reszty Macantów, witając się z nimi radośnie. Starał się być duszą towarzystwa, co nie wychodziło mu za dobrze z powodu wojskowego trybu życia. Po jakimś czasie po cichu Gaelan czmychnął trochę na ubocze sali, sącząc drinka i gapiąc się na przechodzące kelnerki. Wtedy zamożni lordów poprosili go na słówko. Była to bardzo delikatna sprawa. Mała grupka ludzi poszła do osobnej sali w celu omówienia szczegółów. Po imprezie spotkał sie z swoim współpracownikami.
Po wielkiej katastrofie W Border Kingdooms Macanci wspomogli tamtejszą ludność jak najlepiej potrafili. |
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 05-12-2009, 14:30
|
|
|
- No nareszcie dojechaliśmy - Altruista wysiadł z karocy. Był ubrany w elegancką błękitną szatę a na głowie miał założony złoty diademem, który mu dawał plus 6 do charyzmy.
- A kobiecie to już nie raczysz pomóc? - zapytała z uśmiechem Shizuku. Dziewczyna miała na sobie piękną czerwoną suknię a szyję zdobił jej srebrny medalion.
- Nie bój się, nie zapomniałem o Tobie - Najwyższy poddał dłoń Bogini i pomógł jej wysiąść z karocy.
- Ładnie tu i bajkowo - szepnęła dziewczyna przyglądając się pięknym kwiatom, oraz dostojnikom cudnie ubranych. - Altruista wziął ją delikatnie pod ramię.
- Chodźmy już, nie każmy Sasayaki dłużej na siebie czekać.
Na przyjęciu w ogrodzie było już tłoczno. Altruista zaklął, był głodny a do stołów z jedzeniem nie było jak dojść.
- O Najwyższy Kapłan i Bogini - Sasayaki podeszła się przywitać.
- Witam was w moich skromnych progach. Mam nadzieje, że podróż nie była dla was zbyt męcząca.
- Nie, była nawet miła - Altruista uśmiechnął się do Shizuku a ta odwzajemniła jego uśmiech.
- Dawno Cię nie widziałem o Wielka Fantazmaginio. - Altruista podszedł do dziewczyny.
- W tym stroju wyglądasz przepięknie - mówiąc to odgarnął dłonią kosmyk włosów z jej prawego policzka a następnie musnął ją tam delikatnie wargami.
- Cieszę się, że mogłem Cię znowu zobaczyć siostro.
- Ja też się cieszę. - Komplement Kapłana ją wyraźnie rozbawił.
- A teraz wybaczcie mi, muszę was zostawić. Nie przywitałem się jeszcze ze wszystkimi. Jedzcie i pijcie a przede wszystkim bawcie się dobrze - Fantazmagini ukłoniła się ładnie i odeszła znikając w tłumie.
- Nieźle to wszystko zorganizowała - pomyślał
- Chodźmy tam! - Shizuku pociągła Altruistę za rękaw w stronę miejsca gdzie znajdywały się słodycze.
- Dobrze już. Aaa poczekaj chwilę! - Kapłan zauważył w tłumie znajomą twarz.
- Co jest? - dziewczyna się zatrzymała.
- Chodź, przedstawię Ci kogoś.
Gaelan właśnie kończył dopijać trzeciego drinka gdy podszedł do niego Altruista wraz z Shizuku.
- Pani, Kapłanie - Gaelan skłonił im się elegancko.
- Gaelanie pozwól, ze Ci przedstawię Bogini Shizuku. Prawdziwą perłę Bractwa Melior Absque Chrisma. Shizuku a to jest Lord Gaelan Buckberry, doradca wojskowy oraz skromny filantrop. - Po tym przedstawieniu Bogini i kupiec ponownie się sobie skłonili.
- Altruista dobrze, że jesteś. Niedawno czytałem raport, że Gnol...
- Oh daj spokój - Kapłan nie pozwolił dokończyć Gaelanowii.
- Jesteśmy teraz na przyjęciu, więc zapomnijmy o tych sprawach. Poza tym kic ma nas w swojej opiece i nie pozwoli nigdy by jego wyznawców spotkała jakaś krzywda. Prawda Shizuku?
- Skoro tak mówisz. - Shizuku bardziej teraz interesowało to jak się dostać do słodyczy.
- No to się rozumiemy. A Gaelanie mógłbyś dotrzymać Shizuku trochę towarzystwa? Ja muszę się teraz zająć interesami i nie chce ze sobą ciągnąc głodnej Bogini.
- Oh będę tym zaszczycony.
- Shizuku zostawię Cię teraz z panem, bądź dla niego grzeczna.
- Dobrze już! - Shizuka chwyciła nowego towarzysza za rękę i pociągła go w stronę stoiska ze słodyczami. Gaelan o mało by się nie wywrócił.
- Kurde, jakie to wygłodniałe - pomyślał. |
|
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 05-12-2009, 15:57
|
|
|
Coraz bardziej widoczna nowa, agresywna polityka Halruii musiała w końcu wywołać reakcję w Calimshanie. Nikt nie przejmował się oczywiście losem Lapallayi czy królestw Granicznych. Co innego z Tharsultem - w jego portach znajdowało się sporo statków należących do floty kupieckiej Calimshanu, obsługujących intratne szlaki handlowe na Lśniącym Morzu. To właśnie gwałtowny spadek dochodów z handlu w tym rejonie był główną przyczyną niezadowolenia. Jednak kroplą która przelała czarę był wybuch wulkanu, i towarzyszący mu wstrząs. To, by działania wojenne toczące się gdzieś w dziczy, na barbarzyńskich terenach poza granicami Calimshanu mogły być odczuwalne nawet w samym centrum cywilizacji i kultury świata było obrazą najwyższego rzędu. Z imperialnego pałacu w Calimporcie Syl-Pasha Ralan el Persakhal, ustami swego Wielkiego Wezyra wydał rozkaz mobilizacji wojsk i przywrócenia państwu tak potrzebnego spokoju i dobrobytu - wszelkimi możliwymi środkami. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 05-12-2009, 16:42
|
|
|
- Sztandar Rewolucji? Interesujące że kilkusetletni sztandar ma w sobie dwa potężne byty w tym jeden o mocy pokrewnej mojej. - oczy szermierza zalśniły na zielono i wydobyły się z nich błyskawice.
- Obawiam się jednak że nie mogę ci pozwolić odejść z tą bronią, tak niezwykły egzemplaż może dobrze się przysłużyć Bractwu.
- Oooo...czyli zamierzasz mnie powstrzymać?
- Cóż tak bardzo jak nie chcę tego przyznać muszę stwierdzić że....nie dałbym rady. Dlatego....- tu Karel szybkim ruchem wyciągnął zza pazuchy swoją nieodłączną piramidkę. Z jej czubka wystrzelił ku górze promień światła sięgając aż do niebios.
- Dlatego myślę że czas wezwać posiłki.... - pułkownik drugą ręką strzelił otwarty portal. Stabilna struktura dziury czasoprzestrzennej zaczęła się zapadać. Karel skoczył ponad Istotą obracając się w locie. Zanim wylądował przed portalem już w dłoniach trzymał ogromnego Fenrira którego trzymał przed sobą jak tarczę.
- Nie muszę cię pokonywać, wystarczy dopóki zatrzymam cię tu zanim dotrą tu posiłki lub portal się zamknie. Sam nie dam rady cię zmóc ale...,,Nec Hercules contra plures."
Acha.....nazywam się Karel.....Pułkownik Karel z MACu.
Tymczasem gdzie indziej.....
Przyjęcie był doprawdy wspaniałe. Tak jednak wydanie przyjęcia było dobrym pomysłem. Wielka Fantazmagini właśnie zmierzała do środka by wydać jakieś plecenie krzątającej się wewnątrz zamku służbie gdy Sasayaki usłyszała znajomy głos:
- Maz doprawdy dobry gust....ale jejka wino trochę za ciepłe. Acz to dobry rocznik.
Sas odwróciła się by zobaczyć opierającą się o kolumnę znajomą postać w płomienno czerwonych szatach.
- Witam - dodał Lucian upijając łyk wina ze swojego kieliszka.
- L-Lucian! Co ty tu robisz...tu nie mogą wejść osoby bez zaproszenia.
- Mam zaproszenie - stwierdził Arcymag wyciągając zza pazuchy kawałek papieru i machając nim dwa razy - wedle niego nazywam się.....nieważne....i tak jest to niemożliwe do wyartykułowania. - tu zachichotał.
- Ale przecież żołnierze znają twój wygląd! Jakim cudem....
- Sztuczka to była prosta. Cóż innego mogło mi pomóc jak nie iluzja? Ale nie ja jestem jej twórcą.....musiałem skorzystać z pomocy starego przyjaciela. Została tak skonstruowana by zwieść wszelkie oczy poza twoimi.
- Mów co tu robisz....inaczej wezwę straże - głos Fantazmagini był chłodny. Początkowe zaskoczenie minęło i teraz słychać było w jej słowach ostrożność.
- Nie przybyłem tu by wzbudzać zamieszanie tylko z radą dla ciebie. Mądrze postąpiłaś przyjmując nową funkcję. Lodowa Iglica nie odważy się uderzyć na ciebie gdy jesteś otoczona żołnierzami....a tym bardziej gdy stałaś tak ważną figurą polityczną, ale twój brat nie ma takiego luksusu.
- Hashimi? Co mu jest...czy?
- Na razie nic mu nie jest....ale tak długo jak znajduje się poza ziemiami Bractwa będzie mu grozić niebezpieczeństwo. A nawet na posiadłościach kontrolowanych przez MAC spodziewaj się zamachów na jego życie. Trzymaj go przy sobie! Mam również coś dla ciebie - tu Arcymag sięgnął ponownie za pazuchę tym razem wyjmując kopertę.
- Co to jest?
- To są informację na temat dowódcy sił poszukiwawczych Lodowej Iglicy. Nie otwieraj! - Lucian chwycił ją za dłoń która już miała zerwać pieczęć.
- Otwórz ją tylko gdy będziesz tego naprawdę potrzebować. W środku są wszelkie dane na temat owego przywódcy....łącznie z jego portretem - tu białowłosy mrugnął porozumiewawczo.
- Ale pamiętaj - ciągnął - gdy otworzysz tą kopertę ów dowódca będzie wiedział że o nim wiesz. Taka jest wada magii za pomocą której zdobyłem te informacje. A teraz wybacz. Czas iluzji powoli się kończy...pozostało mi jakieś 25 minut. Do zobaczenia....i pochwal kucharza za świetna robotę. - mówiąc te słowa Arcymag wmieszał się w tłum. Sasayaki próbowała go wypatrzeć ale przepadł jak kamień w wodę.
- Zniknął....znowu - stwierdziła do siebie. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Shizuku
Trochę poza sobą
Dołączyła: 15 Lis 2006 Skąd: Z pogranicza światów Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 05-12-2009, 16:50
|
|
|
Po tym jak Shizuku nasyciła się żelkami, czekoladkami, ciasteczkami popijając to wszystko likierem czuła się wniebowizięta. Ktoś by mógł pomyśleć, że taka ilość cukru na raz jest radioaktywna, aczkolwiek jedną z bardziej znanych słabości Shizuku były właśnie słodycze. Dobrze, że właśnie to, a nie np. żuki gnojady, czy kałamarnice, bo po pierwsze psułoby się to z jej niewinnym image, po drugie, wyglądałoby to cokolwiek niesmacznie.
Gaelan również się posilił w tym czasie i jak już nie mieli zajętych ust wszelkiego rodzaju pożywieniem, nastąpiła sposobność do rozmowy.
-Gaelan, tak? - zagadnęła bogini - Specyficzne imię, nie powiem, ale nie masz może jakiejś ksywki, którą łatwiej byłoby zapamiętać?
-Niestety, nie... - zaczął niepewnie mężczyzna
-Żaden problem, zaraz Ci jakąś wymyślimy. Hmmm, Galcio, Gotek, nie, nie to cały czas nie to - dziewczyna zadumała się. - O już wiem! Gacuś! Prooooszę, mogę Cię tak nazywać? - zapytała przymilnie Shizuku patrząć błagalnie
-Wolałbym jakąs bardziej dostojną ksywkę... - zaczął chłopak, ale duże brązowe oczy, wpatrujące się w niego, nie pozwoliły mu dokończyć - No może od czasu do czasu, ale staraj się nie robić tego przy zbyt dużej ilości ludzi, dobrze? - rzekł Gacuś
-Nie ma problemu! - rozradowała się Shizuku, widocznie słodycze działały nie tylko na jej żałądek, bo miała dzisiaj wyjątkowo urocze, można by rzec, nastawienie.
Nagle całą salę wypełnił dzwięk fortepianu. Widocznie jakiś utalentowany gość, zapragnął uzewnętrznić się poprzez grę. Jego smukłe palce, prezycyjnie dotykały klawiszy, najpierw delikatnie, potem już coraz bardziej zdecydowanie. Utwór był spokojny, ale zachęcający do tańca.
Bogini spojrzała diabelsko na swojego towarzysza, a ten jakby przeczuwając co chodzi po jej głowie zaczął:
-Eee, ja nie jestem za dobry w tańcu...
-Och nie przejmuj się, ja pewnie też nie. Mówię "pewnie", gdyż właściwie nikt nie widział jak tańczę, ale nie chodzi o to by dobrze stawiać kroki, tylko żeby mieć z tego radość, prawda? A ja muszę jakoś uhonorować nowego członka MACu.
I nie czekając na odpowiedź, pociągneła za sobą Gacusia na środek sali, położyła jego rękę na swojej talii, zdecydowanie chwyciła jego dłoń, po czym poprowadziła go do tańca. Sunęli po całym parkiecie, kręcąc się raz w lewo, raz w prawo, lawirując między ludźmi, a oni patrząc na nich również zaczęli szukać sobie partnerów. Shizuku skłoniła nawet kupca do kilku obrotów, ale to musiało się kiedyś skończyć i gdy palec pianisty po raz ostatni dotknął klawisza, nastąpiła cisza, Gaelan odsunął się od Shizuku, skłonił się nisko i podziękował serdecznie za taniec.
-To była przyjemność również dla mnie - rzekła Shizuku, po czym zaczęła rozglądać się po sali, by upolować sobie następnego partnera. Już nawet wiedziała, kto to będzie... |
_________________
|
|
|
|
|
Ichi-chan
Ićsprite!
Dołączyła: 29 Wrz 2009 Skąd: nie chcesz wiedzieć... Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 05-12-2009, 19:32
|
|
|
To był ciężki tydzień dla Kunoichi... Raz jakiś rycerz ją pomylił z oberżystką ,dostał oczywiście w zęby. Drugiego razu (to było we czwartek) omało nie utonęła w bagnie.
Ale to był dopiero początek...
Jak zawsze by umilić sobie czas napadała na jakąś "szychę", która wybierał się na przyjecie (z obowiązkową ,dużą ilością jedzenia...) kradnąc jego zaproszenie i ubranie.
Tym razem napadła jakąś lady... coś tam, ukradła jej sukienkę ,na jej nie korzyść w stylu Scarlett O-hara .Nie obeszło ją to zbytnio ,nie miała zamiaru psuć sobie wyżerki ..znaczy zabawy.
Na przyjęciu ,zmęczona Sasayaki chciała zapomnieć o troskach i o niemiłej wizycie, poszła ,a wręcz i potruchtała, do stołu pełnego słodyczy. Gdy nagle stół z koreczkami, stojący obok tego, do którego podeszła, został przygnieciony przez wielki lodowy posąg Norcc'a. Sasayaki spojrzała w tamtą stronę. Po koreczkach (których i tak nikt nie jadł ) została miazga. Wszyscy goście patrzyli jak nie gustownie ubrana dziwna dziewczyna trzyma wyciągniętą przed siebie rękę co wskazuje na to ,że właśnie przed chwilą opierała się o posąg.
-Ichi?- spytała Sasayaki z niedowierzaniem, lekko przekrzywiając głowę na prawo
-Sasa? To twoja dżampreza?- powiedziała Ichi przekrzywiając głowę w te samą stronę.
Ni stąd ni zowąd pojawił się Hashimi z ochotą na koreczka, ale gdy zobaczył obie siostry, wycofał się w bezpieczne miejsce. |
_________________ Caw Caw Modrafokas
|
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 06-12-2009, 00:20
|
|
|
- Posiłki? to będzie was więcej? - uśmiechnął się radośnie Bezimienny - jak faaaajnie. Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Dawno nie miałem okazji uczestniczyć w większej rozróbie.
- A będzie jeszcze ciekawiej, jak dotrą tu inni, ściągnięci ostatnimi wydarzeniami. Wolałbym jednak na razie uniknąć spotkania takiego Elminstera czy Alustriel... - pomyślał - trzeba będzie sprawę szybko rozwiązać. Na szczęście mój przeciwnik jeden detal przeoczył.
- W rozróbach zawsze byłem zdania, że, jak to mawiali starożytni Chińczycy, "The More the Merrier" - uśmiechnął się, wysuwając przed siebie lewą rękę pięścią do przodu. Gdy ją otworzył i skierował dłonią do góry, z uchwytu wydostała się chmara niewielkich kulek, przypominających barwne bańki mydlane, które wzbiły się po spirali w niebo, po czym zniknęły w błyskach światła. - ale zanim moi i twoi sprzymierzeńcy tu przybędą, będziemy mieć chwilę na zabawę w kreatywną destrukcję. Zacznijmy więc od czegoś prostego.
Płomienie wokół włóczni zatańczyły i zawirowały, a następnie spłynęły w dół ostrza formując wielką kulę ognia, którą następnie powoli popłynęła w stronę Karela
- Banalne - pomyślał szermierz, przygotowując się do odbicia kuli, gdy odejdzie bliżej, ale na chwilę zanim weszła ona w zasięg jego miecza coś przecięło ją na pół. Fenrir uchronił swego właściciela przed większością skutków eksplozji, ale już przeciw fali ognia i gorąca stanowił ochronę tylko częściową. Rozgniewany szermierz z przypalonymi włosami i w dymiącej kurtce roztarł zacięcie na policzku spowodowane ostrą jak skalpel falą skompresowanego powietrza i zaczął zastanawiać się, czy przyjęcie defensywnej pozycji pod portalem było naprawdę dobrą decyzją. Zwłaszcza, że tym razem w jego stronę leciała nie jedna, a cztery kule, a po ich zakrzywionej trajektorii lotu widać było, że uderzą z czterech różnych stron na raz. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 06-12-2009, 10:41
|
|
|
~ Cholera - pomyślał inteligentnie szermierz. Fenrir został wprowadzony w ruch za pomocą łańcucha. Trzy zmierzające ku pułkownikowi pociski zostały odbite w stronę bliżej nieznanego diabli-wiedzą-gdzie. Nie udało się jednak z ostatnią sztuką. Uderzyła ona wprost w szermierza. Eksplodowała ona spektakularnie.
- Ghaaaah! - kruczowłosy został rzucony na ścianę krateru z taką siłą że w ścianie w którą uderzył pojawiło się kilka pęknięć. Gdy w końcu skała ,,wypuściła" go ze swoich objęć upadł ciężko na glebę. Mógłby przysiąc że Istota do niego zamachała.
~ Ta włócznia....płomienie wiatr i...- przyjrzał się broni dokładniej - błyskawice. Tych ostatnich nie muszę się obawiać - rozumował Karel - ale zapewne to tyczy się też jego.....w takim mąć razie trzeba improwizować. - skończywszy swój monolog myślowy pułkownik wbiegł po pionowej ścianie w którą chwilę wcześniej uderzył. Znalazłszy się na pożądanej wysokości uderzył w skałę prawym prostym. W kamieniu pojawiły się pęknięcia i oto od krawędzi krateru oderwał się kawał wielkości sporej kamienicy. Zarówno szermierz jak i gigantyczny głaz zaczęli spadać w dół. W tym momencie jednak Karel kopnął głaz niczym piłkarz strzelający z przewrotki i - co oczywiste - kopnął prosto w stronę Bezimiennego. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|