Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Forgotten Realms |
Wersja do druku |
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 11-12-2009, 10:58
|
|
|
Wbrew obawom Moliny rozmowy z Lordem Herengarem były szybkie i bardzo konkretne. Przedłożone przed Radę warunki zostały zaakceptowane, choć nie bez zmian.
Molina w imieniu Bractwa podpisał wstępne warunki sojuszu. Z czasem Kapłan miał nadzieje na zacieśnienie więzi z nowo pozyskanym sojusznikiem, choć dalsze negocjacje pozostać będą musiały pozostać reprezentującej Najwyższego Kapłana poza ziemiami Bractwa Shizuku. Poprawiony przez Radę sojusz można było sprowadzić do kilku podstawowych założeń:
Po pierwsze, Turmish i Bractwo są oficjalnie sojusznikami i zobowiązują się nie wykonywać akcji godzących w swoje wzajemne dobro.
Po drugie, kupcy z Turmishu i Bractwa mogą prowadzić handel na terenach należnych do obu stronnictw, jednak podlegają opodatkowaniu na zasadach uznawanych przez kraj w którym prowadzą działalność. Kwestia opodatkowania została dodana pod naporem Rady, system podatkowy sprzyjał właśnie Turmishowi. Molina ustąpił w tym punkcie, na tym w końcu polega osiąganie porozumienia.
Po trzecie, ustabilizowane zostaną ambasady z gwarancją nietykalności i swobody kontaktu z krajem macierzystym.
Po czwarte, a dla Kapłana najważniejsze na tą chwilę, obie strony zobowiązują się do udzielenia wsparcia drugiej stronie w wypadku wojny.
Ostatni punkt został w oficjalnym dokumencie ujęty bardzo ogólnie, ale nie oznacza to, że nie zaszły żadne ustalenia w tej materii między Moliną a Herengarem. Każdy przypadek będzie potraktowany indywidualnie, wsparcie w tych okolicznościach może być pożyczką finansową (Kapłanowi udało się przełamać wniosek Rady, która chciała, aby była to opodatkowana pożyczka) lub wsparciem militarnym, w zakresie podlegającym negocjacją.
Costly był zadowolony, osiągnął dużo więcej niż mógł oczekiwać po tak krótkim czasie. Spora w tym zasługa przyjęcia wiary przez Gaelana, co przekonało większość Rady. Lord Herengar zrobił na Kapłanie dobre wrażenie, człowieka dumnego i znającego swoją wartość, ale też rozsądnego. Z takim partnerem współpraca może być bardzo owocna.
Nie było jednak czasu cieszyć się sukcesem, jeszcze w trakcie rozmów Kapłan otrzymał pismo od Aldorna Thuragara, Władcy Sespech. Costly zgodził sie na spotkanie i rozmowę, po ówczesnym ustaleniu warunków gwarantujących obu delegacją bezpieczeństwo.
Tak więc Molina opuścił stolicę Turmish niemal od razu, uprzednio powiadamiając sojusznika o własnych zamiarach. I nie zapowiadało się, aby był to koniec jego podróży. Tuż przed podróżą wysłał on kolejne pismo.
Tym razem zaadresowane osobiście do Daeriana, stojącego na czele stronnictwa wrogiemu Bractwu.
Pełne ozdobników i zgodnych z protokołem fraz pismo było dość długie. Jednak po wycięciu tego i pozostawieniu samej właściwej treści brzmiało ono mniej więcej tak:
Między naszymi stronnictwami obecną są nieporozumienia. Nieporozumienia na tyle wielkie, aby mogły kosztować wielu ludzi życie. Mogą doprowadzić do nieszczęść, które nigdy nie zostaną w pełni zmazane i które na zawsze pozostaną w pamięci wszystkich. Których nikt nie zdoła odwrócić. My, którzy stawiać musimy sobie zawsze na pierwszym miejscu dobro naszych ludzi i którzy nie chcemy, aby ci, nad którymi piecze sprawujemy cierpieli i ginęli, powinniśmy zrobić co w naszej mocy, aby ich przed tym uchronić. Dlatego apeluje, abyśmy spotkali się i porozmawiali o nieporozumieniach jakie między nami zalegają. Zanim zaowocują one ranami, które na zawsze pozostaną w naszych sercach.
Costly nie miał za grosz ochoty pisać czegoś równie patetycznego. Ale co było poradzić.
Taka praca. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Norrc
Dołączył: 22 Kwi 2008 Skąd: 西 Status: offline
Grupy: Lisia Federacja Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 11-12-2009, 13:47
|
|
|
Norrc spokojnie obserwował zejście z pokładu ostatnich żołnierzy oraz rozładunek reszty towarów. Obóz rozbili pod Hlondeth, ponieważ na terenie Turmish miały zostać przeprowadzone manewry wojskowe wraz z tutejszymi siłami. Miało to przygotować obie strony na ewentualną agresję państw ościennych, w ramach zobowiązań sojuszniczych.
Norrc doświadczał ciężkich dni, które spędzał na studiowaniu map, rozmowach z tutejszymi zwiadowcami, nadzorowaniu ćwiczeń i manewrów, czy w końcu osobistym sprawdzaniu miejsc gdzie, przewidywał problemy z obroną. Choć z tym ostatnim, nie było większego problemu. Turmish ze wszystkich stron, nie licząc morza, było otoczone potężnymi górami. Tempo umacnania obrony na zachód od Hlondeth spełniało wymagania Norrca, dzięki pomocy budowniczych Bractwa. Kolejnym problemem było wybrzeże, gdzie również postanowiono wznieść kilka nowych fortyfikacji, a resztę solidnie umocnić i naprwić, gdzie było to wymagane.
Wspólnie przygotowywano najbardziej odpowiednie trasy przemarszu wojsk i zaopatrzenia, oraz dobre miejsca na obozy czy podejmowanie walki, w przypadku ewentualnej inwazji. Posterunki w zagrożonych miejscach zostały wzmocnione. Zwiększono ilość zwiadowców w newraligcznych punktach.
Ostatnim czasy generał ubolewał nad faktem, że nie ma nawet czasu porozamwiać z Lacus, która pod opięką jego osobistych strażników zwiedzała miasto. Dziewczyna nalegała, by ich odwołał, tak więc musiał wysłać ich potajemnie.
- Ostrożności nigdy nie za wiele - miał w zwyczaju powtarzać. |
|
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 11-12-2009, 19:23
|
|
|
Hardcastle kolejna noc. Kolejny podbój. Operacja w Hardcastle była typową akcją powietrznych sił zbrojnych Halruaa. W nocy nad miasto nadleciała flota powietrzna, żołnierze spuścili liny i ześlizgnęli się po nich, zabili strażników na murach, władców miasta i wyrżnęli garnizon. Miasto zostało włączone do Dominium. Kilka dni później nadciągnęła piechota. Były to głównie Gnolle i odziały Legio Lazarus. Co ciekawe wraz z nimi przybyły krasnoludy. Natychmiast też rozpoczęto pracę wokół umocnień. Naprawiano i rozbudowywano mury. Stawiano też potężne słupy, na których zaczęto rozciągać metalowe liny i drut kolczasty. Jak domyślano się w mieście: miało to chronić je przed atakiem z powietrza.
Wielka Rozpadlina: wiele mieczy i włóczni wręczono konnym nomadom na zachodzie. Krasnoludy sarkały, gdyż robiły to za darmo. Nomadzi przeciwnie: cieszyli się wielce. Wielu krasnoludów wyjechało na zachód, do ziem podporządkowanych Halruua oraz na południe do Luiren. W te same regiony wyruszyło także wiele gnomów głębinowych.
Morza Południowe: na południowym wybrzeżu w tym sezonie liczył się jeden tylko zawód: szkutnik. Statki budowano w wielkich ilościach i w każdym rozmiarze.
Lapaliia: praca w warsztatach szkuniczych w Lapaliia też trwała w najlepsze. Co więcej ludzie z Halruaa bardzo chętnie nabywali (a czasem też konfiskowali) ziemię. Mówiono, że zamierzają budować nowe miasto portowe. Miało nazywać się ono Lazarea.
Kara Tur: Ekspedycja do Kara Tur dotarła i przesławszy w darze dla cesarza specjalnie na tą okazje nabyte skórki bobrowe i lwie ogony powróciła wioząc ze sobą nabyte za srebro i złoto przyprawy korzenne i jedwab w wielkich ilościach.
Lantan:
- Szlachetne gnomy - oznajmił przybyły na wyspę wysłannik Halruaa. - Przybywamy jak zwykle w interesach. Macie ponoć wielkie rury, które robią straszny huk i ciskają na wielką odległość metalowe kule. Nazywacie je Armatami. Chcielibyśmy kupić sto takich... Chcemy też zapytać się o szlachetne gnomy, czy nie zaintersowałaby was inwestycja w port morski w Anhoril. Leży on w bardzo dogodnym miejscu, a my właśnie - to powiem w tajemnicy, otwarliśmy szlak morski do Kara Tur.
Sespech:
- Szanowny włądco Sespech - zaczął wysłannik Halruaa. Tym razem nie był to żaden, pośledni czarodziej, a sam Minddance, jeden z zauszników Lazarusa. Towarzyło mu Luna the Chosen, kolejny członek kręgu dyktatora. - W pierwszej kolejności chcieliśmy przeprosić za słowa naszego wielkiego przywódcy. Niestety musisz być wyrozumiały. Lazarus Wielki jest człowiekiem żyjącym w wielkim stresie i napięciu, a odpowiedzialność, jaka na nim spoczywa sprawia, że niekiedy nie jest sobą i zachowuje się trochę dziwnie.
- Konkretnie to o władzy bije mu na mózg - uzupełniło Luna. - Bucha śmiechem i mówi do siebie.
- Niekiedy też zapomina o protokole dyplomatycznym.
- Po prostu go pop... - wyjaśniło Luna. - Trochę się go boimy.
- Chcieliśmy też zaproponować coś, co zatrze te przykre wspomnienia. Pragnęlibyśmy przywrócić ruch na Złotym Szlaku, między Morzem Spadających Gwiazd, a portami Jeziora Pary. Chcielibyśmy też prosić cię o możliwość założenia enklaw handlowych w twych miastach. |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 11-12-2009, 19:58
|
|
|
Calimshan
Janal yn Rassid el Khimran, Wielki Generał Zawsze Zwycięskiej Armii wydawał rozkazy swoim oficerom. Postawione już kilka miesięcy temu w stanie wyższej gotowości wojska Calimshanu zostały dodatkowo wzmocnione po inwazji Halruii na Lapallayę i Tharsult. Rozkazy jakie otrzymał Wielki Sułtan Armady i Wojsk Lądowych, Fahd yn Ralan el Pesarkhal, wyraźnie sugerowały, że z tak wzmocnionymi wojskami powinien Coś Zrobić - najlepiej coś, co ucieszy jego ojca Syl-Pashę. Biorąc pod uwagę stosunkowo ubogi wybór celów, oraz to, że konflikt z również zbrojącym się (a na dodatek wzmocnionym ostatnio przez przyłączenie Amnu) Tethyrem nie byłby madrym pomysłem dla żadnej ze stron, kierunek działania narzucał się sam. Dyplomatyczne poparcie Tethyru dla kampanii udało się zapewnić obietnicą odzyskania dla sąsiada niedawno utraconego przez niego Kzelteru, oraz uzgodnieniem z nim szczegółów całej kampanii. Bliska współpraca z generalicją Tethyru, planującą w tym samym czasie swoją własną kampanię odwetową, była miłą odmianą dla Janala.
Gdy jest się miastem przebywającym w otoczeniu silnych sąsiadów, a na dodatek samym swoim położeniem stanowi się łakomy kąsek dla przynajmniej części z nich, nie należy zbytnio przesadzać z agresywną polityką - a już na pewno nie należy dać się wmanewrować w nieciekawą sytuację przez kogoś kto niekoniecznie ma twój dobry interesy na sercu. Obecni władcy Mintaru nie zdążyli w porę przyswoić sobie tej nauki - i teraz przyszło im za to zapłacić. Kzelter padł w rezultacie równoczesnego ataku z północy i południa, ale ze strony armii Tethyru i Calimshanu był to tylko drobny element całej kampanii.
Główne wojska Janala ruszyły prosto na Mintarn, wspomagane u celu przez desant morski który wyruszył z Suldolphonu. Zaskoczone miasto broniło się tylko wystarczająco długo by władający miastem kapłani Bane'a, z Teldornem Darkhope na czele zdążyli się ewakuować. Ich zniknięcie wprowadziło zamieszanie w szeregi obrońców - a zwłaszcza stanowiących główną siłę militarną w mieście, pozostawionych sobie Zhentarimskich najemników. Miasto poddało się dzień później, a wojska Calimshanu, po obsadzeniu miasta własnym garnizonem ruszyły dalej na wschód. Ich celem było "zaprowadzenie porządku na terenie pomiędzy Lasem Cierni, Lasem Ankh i Jeziorem Pary, oraz niesienie pomocy zagrożonym wojną mieszkańcom tego obszaru" - czyli stworzenie strefy buforowej mającej chronić Calimshan od wschodu..
Tethyr
W tym samym czasie nieco na północ rozpoczynała się druga kampania militarna. Wojska Tethyru ruszały, by zająć się osobami stojącymi za rozognieniem konfliktu Tethyrsko-Mintarskiego - władcą Erlkazaru, królem Koroxem i jego małżonką, wampirzą królową Saestrą - oraz by przywieść to dawno utracone terytorium na łono Tethyru. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 11-12-2009, 22:27
|
|
|
JKM Król Evermeet
Serca nasze grzeją się, kiedy słyszymy o twych niedawnych triumfach i ponownym zjednoczeniu elfów pod sztandarem Corellona. Teraz dopiero rozumiem, po cóż legendarna magini przybyła do Faerunie - widać dwór Evermeet zaprawdę realizuje ideały zjednoczenia, tak drogie Koronalom Ooacenthowi i Eltagrimowi. Zaprawdę, pięknym musi być ów dwór - i żałuję wręcz, iż moja rasa powstrzyma mnie przed ujrzeniem pałacu Leuthilspaarze.
Z bardziej przyziemnych, acz powziętych w imię Corellona, spraw - z radością musimy poinformować, że pod komendę Waszej Królewskiej Mości zwrócić możemy siły, które sojuszowi wysłała już królowa Amrauil. Niestety, jeśli Wasza Królewska Mość będzie chciał je przywrócić do kraju, droga będzie dość długa - siły te bowiem obsadziły ruiny Myth Drannor, których strzegą przed uzurpatorami w imieniu wszystkich elfów. Wyznaję, że duszę, że tak wielki król podejmie istotne decyzje co do losu tego miasta - i bylibyśmy zachwyceni, mogąc pomóc królestwu w kolonizacji owego lasu...
Tu Wolfgang zachichotał - wyobraził sobie, jak Arienn Moonflower wykorzystuje to dyplomatyczne przyzwolenie. Przeciwnicy polityczni w roli namiestników prowincji cormanthorskiej... Ironia mistrzowska.
... jeśli taka tylko byłaby wasza wola. Dufamy też, że Wasza Wysokość będzie kontynuował politykę swojej znakomitej krewniaczki - bowiem, gdyby Wasza Wysokość zechciał ponownie wprowadzić Evermeet na drogę krajów zjednoczonych w sojuszu, pokój w Krainach byłby znacznie trwalszy - a mamy nadzieję, że i Evermeet rosłoby w dostatki.
Niech Corellon ma cię w swej opiece
Rada Sojuszu
Wolfgang oderwał się od pisania, po czym magicznie odpowiednio skierował list. Potrzebował on jeszcze kilku sygnatur - a później, po akceptacji przez pozostałą część sojuszu, trafić miał do Evermeet.
Tymczasem, sprawy w Cormanthorze miały się dość dobrze. Jak wcześniej zostać mogli elfiodworscy spiskowcy, tak teraz nikt taki żywy w Myth Drannor nie przebywał. W mieście było za to dwa tysiące łuczników, którzy osłaniali ruiny Wieży Rządów. Ryzykowne byłoby mówić, że panowali nad miastem (do podziemi nie ośmielili się zajrzeć nawet przez chwilę), ale całkiem dobrze pilnowali najbardziej charakterystycznych miejsc Myth Drannor. W połączeniu z karawanami z Twierdzy Zhentil, które żywiły ten swoisty garnizon, tworzyło to dość dużą kontrolę nad ruinami Miasta Pieśni.
Dalej było gorzej - jednakże Elfi Dwór również został zabezpieczony. Nie obyło się bez walki - w trakcie jednej z nich jeden z towarzyszących eskapadzie magów położył trupem drowa znanego jako Jezz Kulawiec, ale ostatecznie drowy z domu Jaerle uznały wyższość racji przybyszów. Woland precyzyjnie poinformował przywódców domu, jakie będą konsekwencje bytności w Elfim Dworze kogoś nieupoważnionego. Po tym, nagle Jaerle zgodzili się pełnić rolę „strażników” miejsca i informować sojusz o zagrożeniach dla jego „hermetyczności”. To zdawało być się lepszym wyjściem aniżeli zostanie karmą dla smoków...
Nikt nie był zadowolony z takiej kondycji świętego miejsca . Niemniej, brak perspektyw pod większa akcję militarną był widoczny całkiem dobrze - i nikt nie miał za złe poprzestania na małym.
***
Tymczasem, do Cytadeli przyszedł wreszcie upragniony dokument. Poświadczał on, że władca samodzielnego miasta-państwa (fenomen na całe Thay) Amrutharu zrzekał się władzy na rzecz zulkirów Thay w zamian za dużą, dożywotnią rentę. Sukces ten nie byłby możliwy, gdyby nie nacisk dyplomatyczny ze strony nie tylko Thay, ale i Agralondu. W końcu, władca został zmuszony do rezygnacji przez własną administrację...
***
Tymczasem, do Hillsfaru przybył Woland (jako Lauzoril, oczywiście). Oficjalnie przybył, aby zatroszczyć sie o interesy enklawy. Jednak, już przy bramie rzekł, że przybył na wesele władcy. Strażnik zaśmiał się i puścił to mimo uszu, nieświadom, że czarujący przybysz mówi poważnie. Przybył, aby przynieść miastu odmianę - i ślub miał być jej częścią. |
_________________
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 12-12-2009, 00:21
|
|
|
Nad Mulhorandem czarne chmury zbierały się w coraz większych ilościach. Błyskawice przecinały niebo, a dziwne efekty niemożliwe do wytłumaczenia pojawiały się i znikały. raz widziano wśród chmur twarz dziwnego mężczyzny, raz zaś ich pułap nagle się obniżył...
I wtedy niebo pękło. Niemalże dosłownie. Zaklęcie trzymające na odległość bogów, całkiem zaniechane i o wielokrotnie naruszone, więżące tak wiele mistycznej energii wypaczyło się ostatecznie.
Pioruny rozdarły niebo. Huragany uformowały się na pustyni. Gdzieniegdzie z nieba zaczęła lać się lawa, spadały meteory. W rzekach woda zmieniła się w krew.
Z komnaty magów w Cytadeli dochodziły zaśpiewy i inkantacje dziesiątków zaklęć. Srebrzyste nici wystrzeliły ze szczytu fortecy, łącząc się w powietrzu z innymi, stworzonymi przez zbory magów stacjonujących wzdłuż granic i terenów Thay. Potężne wyładowanie uderzyło w sam środek zaklęcia wiszącego nad Mulhorandem, rozbijając je w strzępy... a potem chwytając kolejne odłamki i ściągając powstałą energię nad ziemie Thay.
Srebrzyste nici ściągały potężne arkana w ziemie, gdzie kierowane zaklęciami magów uzyskiwały nowy kształt i przeznaczenie. W setkach miejsc formował się nowy wzór, nowe mistyczne wypełnienie thaskiej ziemi.
jednak sercem zaklęcia było to, co działo się w Cydateli. Tu właśnie największa ilość surowej energii magicznej została wysupłana z zaklęcia znad ziem MAC. Moc, ustabilizowana w postaci czystego wiru magii zasiliła przygotowane do wyzwolenia zaklęcia, wędrując po tysiącach dróg, łącząc się z energiami ściągniętymi w inne obszary. Ostatecznie uformowane, zaklęcie przyjęło postać największej, centralnej magicznej kuli w komnacie głęboko pod Cytadelą... a otaczające ją cztery mythallary miały jedynie jeden cel - utrzymać czar w jego pierwotnej formie własną mocą, gdyby nałożone przez rytuał więzy miały zawieźć. ten jednak udał się znakomicie, a mistyczne zaklęcie było pewne i stabilne.
Wiele godzin trwało tkanie wzorów, ale ostatecznie zakończyło się sukcesem. Potężne zaklęcie objęło całą Thay, zaś mistyczne bariery otoczyły Cytadelę. Wyczerpani i pozbawieni sił magowie spojrzeli po sobie, a potem na runy i znaki, na linie czaru, obrazujące pełny sukces. A potem wybuchła radosna wrzawa i poklepywanie się po plecach... zaiste, rzadkim widokiem był Gromph niemalże tańczący z potężną elfią magiczką w ramionach.
Daerian uśmiechnął się do siebie. Oto udało mu się stworzyć magiczne dzieło, jakiego od wielu lat nie widział Faerun... które nazwane zostało Daerian's Workings.
Nad Mulhorandem wzeszło znów słonce, gdy stał się ponownie bezpieczny, pozbawiony niszczącej go energii upadającego zaklęcia. Problemem natomiast mógł być fakt, że nic nie wstrzymywało teraz bogów przed interwencją....
Tymczasem z Thay wysłano oficjalna delegację, mającą na celu przedstawienie wytłumaczenie władzom MAC zagrożenia, jakie związane było z szalona magią, jaka uwolnił ich czar - oraz przekonaniem ich, jak wielką przysługę wyświadczyło im Thay ratując ich przed kataklizmem.
Północ
Wiele spośród dotychczas neutralnych obszarów dołączało do sojuszu, widząc jak bardzo prosperować zaczęły okoliczne państwa. Północ zmieniała się, zaś ziemie związane z Neverwinter i Silvery Marches zbliżały się do posiadania wspólnych granic.
Calimshan:
Do władz państwa wysłano noty dyplomatyczne, w których potępiano atak na zajęty przez Zhetarimów Mintarn, domagając się uwolnienia jeńców (ich transportem zając miał się Sojusz) i odszkodowania za życie (i pracę) poległych najemników.
Thay:
Daerian zgodził się na spotkanie... jednak nie bezpośrednie. Tłumaczył się licznymi obowiązkami, a także wycieńczeniem związanym z przeprowadzeniem rytuały - jednak wyraził chęć przeprowadzenie rozmowy na odległość, przy pomocy magicznego przekazu holograficznego.
Lantan:
Propozycje Halruańskie niezwykle przypadły gnomom do gustu - w tym sprzedaż części militarnej nadprodukcji, oraz otwarcie morskiego szlaku. Kontynuowano rozbudowę i zbrojenia w wielu kierunkach, a także - zbudowano w niezwykłym tempie stocznie i porty i rozpoczęto budowę floty... z niezwykłego drewna, twardego i wytrzymałego niczym stal, ale lekkiego jak zwykłe. Nie mówmy lepiej, skąd czerpano jego stale przybywające zapasy. Flota gnomów była oczywiście niecodzienna i obsadzona głównie innymi rasami, lecz jej rozbudowa była szybka, prędka i sprawna.
Dzięki mapom morskim od Halruańczykow także miasta Północy zwiększyły swój udział w handlu z Kara-Tur.
Enklawy Thay tymczasem pokrywały coraz gęstszą siecią cały Faerun, w tym wiele z nich otwarto w sercu państw Kara - Tur. |
_________________
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 12-12-2009, 13:22
|
|
|
Lord Herengar uśmiechnął się lekko na widok Moliny, który to błyskawicznie znowu znalazł się na jego dworze.
- Stęskniłeś się, Mroczny Kapłanie?
- Informowałem cię, że udaje się na spotkanie z przedstawicielami ziem zachodnich. Otrzymałem pismo, że spotkanie to chcą odbyć tu, w Alaghon.
Nie bez powodu. Sylar zapewne chciał także negocjować z Turmishem, Bractwo zdawało się idealnym mediatorem do tych rozmów. Zapowiada się trójstronne spotkanie.
***
Sylar, wraz z czarodziejką, która przedstawiła się jako Cassana zasiadał przy stole w sali gościnnej Lorda Herengara. Wraz z przywódcą Rady Turmishu siedziało dwóch innych Radnych. Costly miał u swojego boku Shoukę, który z uśmiechem ascety na ustach zapisywał słowa zgromadzonych, gdy osiągali oni porozumienie odnośnie ich brzmienia.
Sylar okazał się twardym negocjatorem. Po wstępnych rozmowach nie padły żadne konkretne deklaracje, ale udało się dojść do kluczowego wniosku - wszystkie strony zdecydowanie wolą współpracować niż prowadzić wojnę. Pozwalało to na zachowanie optymistycznych nastrojów przed dalszymi rozmowami.
***
Jako, że rozmowy zajęły niemal pół dnia, zgromadzeni udali się na przerwę, aby odpocząć przed dalszymi negocjacjami, zwołanymi na wieczór.
Przerwa na odpoczynek, myślał Costly zgrzytając wściekle zębami pocąc się z wysiłku, aby wysłać magiczną wiadomość do Samarachu. Odległość była wystarczająca, aby wycieńczyć Molinę jakby biegł w maratonie.
Wiadomość, która miała zostać ogłoszona natychmiast, była krótka. A rozgłos jaki jej ma być nadany jest równie nikły, jak było to w wypadku poprzedniej wiadomości tego typu.
Mówiła ona: "Honor" zostaje ułaskawiony, członkowie przywróceni do łask.
***
Kitkara na czele sił "Honoru" w Chult uśmiechnęła się jak wilk, gdy tylko dotarła do niej informacja od Sasayaki, że mistyfikacja i gra pozorów się kończy.
Znowu jest dumną i krwawą wojowniczką Bractwa. I czas zacząć szaleć.
***
Costly postawił się na nogi krótką randką z butelką paskudnej, ale bardzo pobudzającej miejscowej przepalanki.
Metoda regeneracyjna autorstwa babki Molina.
Ważne, że działa.
Dwie magiczne wiadomości na duży dystans. Druga była mniej uciążliwa, bo i Thay było bliżej. Choć niewątpliwie była bardziej drażniąca.
Wideokonferencje sobie zwołał do cholery, myślał ciągle Costly zgrzytając zęby na wspomnienie reakcji Daeriana. Cóż, czego można było się spodziewać, przecież to i tak więcej niż Bractwo oczekiwało, bo i największe szansę były na całkowite zignorowanie wiadomości z strony drowa.
Odpowiedź brzmiała:
Jakie inne obowiązki mogą być ważniejsze niż życie ludzi, którzy zaufali nam, swoim władcom, bezgranicznie, powierzając nawet własne życie? Będę więc czekał, aż znajdziesz dla tych ludzi czas. Oby nie było za późno nim to nastąpi.
***
- Spocznij Kapłanie. - Lord Herengar wskazał Molinie Fotel obok tego zajmowanego przez Kou.
- Skoro wszyscy już są obecni. - Powiedział jeden z członków Rady Turmish. - Zacznijmy dalsze rozmowy. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Sylar
Poszukujący Prawdy
Dołączył: 11 Lis 2009 Status: offline
|
Wysłany: 12-12-2009, 17:49
|
|
|
Było to zaiste grono warte uwagi. Na przeciw Sylara zasiadał Lord Herengar oraz jego dwuosobowa rada. Doskonale znali wartości swego państwa oraz doświadczeni byli w subtelnej, acz konsekwentnej dyplomacji. Natomiast na prawo, nieopodal bohatera, miejsce zajmował mediator z południa, Molina, ambasador MACu. Nie sposób było odgadnąć o czym ten czarnoskóry dyplomata MACu mógł sobie myśleć.
Pierwsza część obrad wywarła na Sylarze spore wrażenie. Po miłych uśmiechach oraz wstępnych uściskach rozpoczęła się prawdziwa polityka - gra wstępna. Każde słowo, najmniejszy gest, niewidoczny grymas, razem wzięte pozwalały poznać bliżej myśli innych. Kiedy nareszcie zaproponowano krótką przerwę, Sylar w końcu mógł na spokojnie przeanalizować sytuację. Chyliło czoła przed kunsztem każdej ze stron. Costly Molina, osoba niezwykle opanowana, nieprzenikliwa, stopniowo z uporem realizująca swoje założenia, był kimś, kogo z chęcią widziałby w swoich szeregach. Lord Herengar, spokojny, stanowczy oraz wyrafinowany, wraz ze swoją niezłomną i konsekwentną radą tworzyli równie godne oraz groźne towarzystwo.
W końcu jakieś konkretne wyzwanie - pomyślał sobie Sylar, uśmiechając się ukradkiem - Dobrze jednak, że szukamy tego samego - porozumienia. Nie chciałbym mieć ich za wrogów... na razie.
Zamienił następnie kilka słów z Cassaną, po czym krótka przerwa dobiegła końca. Wszyscy zasiedli na swoje miejsca. Sylar spojrzał spokojnie na Moline. Nie wyglądał najlepiej, choć jeszcze chwilę temu nic po nim nie było widać.
* * *
Magia, pewnie telepatyczna - dedukował Sylar dalej i to na dużą odległość... Samarach? - nie był pewien.
Nie było jednak czasu na dalsze wnioskowanie. Lord Herengar wznowił obrady, po wcześniejszym upewnieniu się czy wszyscy są gotowi. Na pewno i on dostrzegł tą niewidoczną zmianę w postawie Mrocznego Kapłana. Przyczyny zmęczenia Mrocznego Kapłana musiały jednak zostać w sferze domysłów, bowiem Sylar podjął w końcu pierwszy ruch.
-Milordzie, czcigodna rado, szanowny Mroczny Kapłanie. Sojusz Centralnego Faerunu chciałby... - w tej chwili Cassana pochyliła się nad bohaterem i szepnęła mu coś do ucha. Sylar uśmiechnął niewinnie i kontynuował dalej. - Przepraszam za tą przerwę. A więc SCF chciałby zainicjować nasze partnerstwo od zacieśnienia współpracy handlowej. Dostałem właśnie wiadomość, że Innarlith dołączył do SCF, a więc nasz sojusz jest obecnie łącznikiem wschodu z zachodem. - tu widać było całkowicie uzasadnioną pewność siebie Sylara. - Proponuję więc zniesienie podatków dla kupców Sojuszu, w zamian za co nasze kraje zapewnią bezpieczeństwo wszystkim kupcom bez wyjątku.
Po tym stwierdzeniu doszło do poważnej dysputy nad tym założeniem. Każda ze stron przedstawiła swoją wersję tego punktu obrad, po czym postarano się znaleźć wspólny i realny konsensus.
* * *
- Nie zapomnijmy również o wsparciu militarnym - Lord Herengar poruszył kolejny temat.
Tutaj jednak ograniczono się do minimum. Żadna ze stron bowiem nie chciała nadwyrężać dobrych kontaktów z resztą więc po krótkiej wymianie zdań przystano na wsparcie sojusznika w wypadku agresji na tereny mu przynależne. Zastrzeżono sobie jednak prawo indywidualne rozpatrywanie każdej z próśb o pomoc, co było najwygodniejszym wyjściem. Podkreślono również, że forma "wsparcia" może być udzielona pod różną postacią, nie tylko wojskową. Sylarowi zależało jednak na tym punkcie. Jego sojusz mimo iż rósł w siłę, to jednak był zagrożony przez inne potęgi tego świata, a sojusznicy mogli szczelnie zatkać tę dziurę. Dyplomaci przeszli więc do kolejnego punktu obrad.
* * *
- Proponuję również zintensyfikować wspólną dyplomację, a osiągnąć to możemy li tylko przez założenie ambasad. - zasugerował Molina.
- Naturalnie. - kontynuował Sylar - Dzięki temu usprawnimy wymianę informacji oraz system logistyczny.
I na tej płaszczyźnie porozumienie było tylko kwestią czasu. SCF zaproponował miasto Ormath jako siedzibę swojej dyplomacji. Turmish oraz MAC przedstawiły własne propozycję i ostatecznie zakończono ten wątek.
Kolejnych kilka mniej istotnych, choć nie z punktu widzenia korzyści dyplomatycznych, rozporządzeń postępowały mozolnie, acz systematycznie. Ustalono bowiem jak na razie trzon sojuszu, a jego rozwój toczony będzie przez powstające ambasady.
Negocjacje powoli zaczynały wchodzić w swoją ostatnią fazę, na którą Sylar przygotował specjalną niespodziankę. Oczekiwał jednak odpowiedniej pory na ogłoszenie swojej ostatniej propozycji.
* * * Sespech * * *
- Królu, - pokłonił się Cerno - przynoszę złe wieści. Te bezczelne dzikusy z zachodu zaatakowały północno-zachodnie wybierze rzeki Pary. Ludzie donoszą, że przejęli Mintar, Saelmur oraz Ankhapur.
- Niedorzeczność! Te jadowite skorpiony tylko czekały na nasz ruch. Tego nie można tak zostawić.
- Milrodzie, Mintar i tak był stracony, ale dwa pozostałe miasta mogły dostarczyć nam sporo korzyści.
- Tak... - zamyślił się władca - czy dostaliśmy już odpowiedzi na nasze pisma?
Cerno uśmiechnął się łapczywie
- Panie, też o tym myślałem.
Po krótkiej obradzie rady Sespech oraz konsultacji z resztą SCF postanowiono wysłać notę dyplomatyczną do Calimshanu o treści:
Witaj, władco zachodu.
Jam, król Sepsech wraz z innymi członkami Sojuszu Centralnego Faerun nalegamy abyś wyjaśnił nam swoją agresję. Atak na Saelmur oraz Ankhapur, miasta oraz tereny należące do Sojuszu nie może być zignorowane. Dlatego też żądamy wyjaśnień tego jakże niegodne czynu króla tak wielkiego państwa jak Calimshan. Oczekujemy szybkiej odpowiedzi, która uratuje nasze wspólne relacje i mamy nadzieję na naświetlenie tego potwornego nieporozumienia.
SCF
* * *
Chwilę później Cerno został porwany przez Amavi. Dziewczyna podała najnowsze wiadomości wywiadowcze. Z jej relacji, otrzymanych telepatycznie od Ituma oraz Vasta, okazało się, że do Sojuszu poza Innarlith dołączył również Yhep oraz Kagarr. Była to pierwsza dobra nowina dla Cerno tego dnia. Pognał od razu z tą nowiną do króla.
Po krótkiej wymianie zdań ustalono więc kolejne działania. Sześciotysięczna armia Sepsech ruszyła zabezpieczyć Yhep. Nakazano również mobilizację kolejnych siły oraz poproszono o wsparcie reszty sojuszu. Natomiast na północne krańce lasu Ankhwood trafiła większa część skrytobójców, którzy mieli zacząć rozstawiać odpowiednie zasadzki, w razie dalszego marszu Calimshanu.
* * * Wybrzeże Smoka * * *
Zjednoczone miasta wracały do sił. Przełożenie gospodarki na zapełnianie spichlerzy ponad normę opłacił się. Bowiem sąsiedzi z południa, znienawidzony Cormyr znalazł się w potrzebie, a spichlerze ich zaczęły świecić pustkami. Lord Targhet przełamał się i dopomógł sąsiadowi zza Dragonmere, ale proponując ceny 3x wyższe. Handel z zachodnimi sąsiadami również postępowała. Doszły go wtedy wiadomości z Sespech. Po krótkiej naradzie postanowiono werbować kolejne 5 tyś. zbrojnych. Nie mobilizowano jednak większych sił. Trzeba było wzmacniać dalej gospodarkę i inkorporować do Sojuszu kolejne miasta z zachodu.
* * * The Shining Plains * * *
Tymczasem armia z Ormath po rozprawieniem się z bagiennymi stworami ruszyła na zachód do Lheshayl zabezpieczyć te ziemie przed wrogiem. Każda ewentualność była możliwa, a paktowanie z Bractwem MAC oraz Turmishem odebrana mogła być przez niektórych jako okazywania wrogości. Nie było jednak nic bardziej mylnego. |
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 12-12-2009, 22:54
|
|
|
Samarach
Bal się skończył. Altruista pożegnał się z Sasayaki a potem wraz z Shizuku dzięki jej mocom wymiarów powrócili do Skuldu.
Skuld - 8 godzin póżniej
Padał ulewny deszcz i trzaskały pioruny. Najwyższy Kapłan opuścił świątynię by zbadać to niecodziennie zjawisko pogodowe. Takiej pogody w Skuldzie to dawno nie mieli.
- Co te gamonie z północy kombinują? - pomyślał.
Kapłan wyszedł na ulicę. Deszcz lał niemiłosiernie, ludzie starali się przed nim uciec szukając schronienia pod dachami budynków. Altruista by nie zmoknąć do suchej nitki zmaterializował w swojej dłoni parasol. Wszędzie dokoła było mokro, przez co kapłanowi nie udało się uniknąć wielkiej kałuży.
- Kurcze, moje eleganckie buciki... - westchnął. A potem nagle nie wiadomo dlaczego zaczął śpiewać.
Śpiewam w deszczu.
Po prostu śpiewam w deszczu.
Co za wspaniałe uczucie, znów jestem szczęśliwy.
Śmieję się do chmur ciemniejących nade mną.
MAC jest w moim sercu,
Jestem gotowy na miłość.
Pozwólmy burzowym chmurom się ścigać.
Każdy z was tutaj
Niech idzie wśród strug z uśmiechniętą twarzą.
Ja idę sobie w dół tej ulicy.
W tym momencie Altruista ruszył dalej ulicą skacząc po kałużach i podrzucając parasol nad głową - z wesołym refrenem na ustach.
I śpiewam, po prostu śpiewam w deszczu.
Tańczę w deszczu,
Dla kica tańczę w deszczu.
Znów jestem szczęśliwy!
Śpiewam i tańczę w deszczu!
- Dlaczego się uśmiecham? - zapytał śpiewająco po drodze jednego z przemokniętych przechodniów.
- Dlaczego się uśmiecham? I dlaczego śpiewam?
-Eee, nie wiem panie - przechodzeń rozłożył ręce.
Dlaczego wrzesień? - śpiewał dalej
zdaje się słoneczny niczym wiosna?
Dlaczego każdego ranka wstaję
I zaczynam wszystko
Szczęśliwy, z podniesioną głową.
I z kicem w sercu.
Dlaczego każde nowe wyzwanie
To błahostka?
Ponieważ żyję
W pełni tylko dla ciebie mój kicynie
- La LaLa La - w tanecznych pląsach zniknął gdzieś za zakrętem.
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Ah ta deszczowa piosenka ;p
|
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 13-12-2009, 00:37
|
|
|
Kolejne detale porozumienia były poruszane. Wszystkie główne ustalenia już zapadły, Costly uznał, że to dobry moment na przejście do dania głównego.
- Pytanie które teraz chce postawić panowie brzmi: "Co dalej?".
Zgromadzeni utkwili oczy w Kapłanie. Było oczywistym, że ma propozycję.
- Nasze ziemię od zachodu zabezpieczane są przez was. Od północy bronione są przez silnie ufortyfikowane jednostki Ryuzakiego, które mogą wiele dni opierać się nawet liczniejszej armii. - Zaczął powoli mówić Costly jednocześnie pokazując na leżącej na stole mapie tereny o których mówi.
- Dzięki temu możemy wyprowadzić z naszych terenów trzon naszej armii i posłać do walki główne siły. Korpus Caladana zostanie wsparty przez główną armię MAC, pod dowództwem Norrca.
- Jak liczna armia miałaby to być? - Spytał jeden z Radnych Turmish.
- Myślę, że wyprowadzenie stutysięcznej armii będzie wystarczające. Zależnie od rozwoju wypadków kolejne fale mogą napłynąć. Oczekiwałbym od was wsparcia. Naturalnie, większość ciężaru tej wojny leży na nas.
- To oczywiste. - Prychnął drugi z radnym Turmishu. Costly zignorował go.
- Turmish udzieli nam pożyczki na zaciąg wojsk zaciężnych. Ich uformowanie zajmie trochę czasu, ale to nieistotne, będą tworzone z myślą o działaniach dywersyjnych do jakich prowokować będzie na pewno Północ nasz przeciwnik. Sylar mógłby dostarczyć na te potrzeby koni.
- Teoretycznie, gdyby plan został wprowadzony w życie, byłoby to możliwe. - Powiedział spokojnie Sylar, czekając na dalsze słowa Moliny.
- Tereny o które będziemy walczyć nie mają aż tak dużego znaczenia strategicznego. Aby sprostać naszym siłą południe będzie musiało wyprowadzić jednak całość swojej potęgi. Tymczasem Dominium na południu formowane jest szybko i większość ziem jest dopiero co zajęta, wymaga dużej ilości zbrojnych do utrzymania kontroli nad nimi. Wojna będzie wyniszczająca, a utrata większej części sił może sprawić, że zajęte wcześniej państwa będą chciały wykorzystać okazję i oswobodzić się.
- Samarach - pokazał Costly palcem inny punkt na mapie - będzie w tym czasie prowadził akcje zaczepne. Znajduje się blisko ziem głównych wroga. Uniemożliwi to wyprowadzenie części sił. Swoje zrobi też "Honor" w Chult.
- Przeciwnik nie będzie chciał prowadzić wojny na wyniszczenie, to dość oczywiste, dlatego prędzej czy później wycofa się, zostawiając ziemie o mniejszej wartości i zacznie planować kontruderzenie. Zajmie mu to jednak trochę czasu, będziemy mogli ustabilizować silną strefę buforową między nim, a nami w tym czasie. Wspólnymi wysiłkami na pewno uda nam się to.
- Gdzie jest haczyk? - Spytał Herengar po chwili milczenia.
Coslly uśmiechnął się i wyciągnął zza pasa grubą sakiewkę złota. W milczeniu wysypał zawartość na stół.
- To - powiedział Molina wskazując stos złotych monet - są zyski jakie możemy uzyskać z zapewnienia sobie na najbliższe miesiące spokoju od południa.
- Teraz trzeba je pomniejszyć o wydatki jakie poniesiemy, aby je uzyskać.
- Budowa wojsk zaciężnych, celem rozpoczęcia odbudowy armii jeszcze w czasie trwania kampanii będzie kosztować. - Powiedział Molina i wrzucił kilka monet znowu do sakiewki.
- Przeprawa przez pustynie wymaga wielkich zapasów i dużego zaplecza logistycznego. - Mówił Kapłan chowając kolejne monety. - Najgorsza jednak będzie sama wojna oczywiście. Posuwając się dalej na południe stopniowo będziemy ponosić straty - mówił Kapłan cały czas chowając monety do sakiewki - aż w pewnym momencie dojdziemy do sytuacji, gdy przeciwnik dorośnie do podpisania rozejmu.
Na stole pozostały już tylko cztery złote monety.
- Oczywiście, będziemy musieli w porozumieniu z czegoś zrezygnować. - Kolejna moneta znikła z stołu.
- Na pewno też Samarach i Chult prędzej czy później padną, taki już los przy ich roli, gdy mają tylko wprowadzać chaos. - Kolejne dwie złoty monety znikły z stołu.
Wszyscy wpatrywali się w pojedynczą, złotą monetę na stole.
- Oczywiście, to tylko południe, tylko jeden z problemów. Następnie będzie trzeba się zająć... - Costly położył dłoń na ostatniej monecie, ale w tym samym momencie nerwowym gestem jego dłoń przykrył Lord Herengar.
- Rozumiemy co mówisz, Kapłanie. Więc, co proponujesz, aby tego uniknąć?
Lord mówił spokojnym głosem i patrzył pewnie w oczy Moliny, Jednak nerwowy gest sprzed sekundy zdradzał, że słowa Kapłana go poruszyły.
- Nasz przeciwnik musi, w mniejszym lub większym stopniu, zdawać sobie sprawę z tego o czym mówię. Dlatego wyślę mu propozycję ugody.
Radni Turmishu skrzywili się jednocześnie, a jeden wybuchł nawet śmiechem.
- Nigdy na to nie przystanie.
- Któż to wie, to zależy od jej treści. - Kapłan przestał się uśmiechać. Radni w momencie spoważnieli.
- Cała północ. - Zaczął mówić Kapłan. - Wszystkie lądowe drogi na północ, które tak potrzebne są południowi aby prowadzić handel, przebiegają przez nasze ziemie.
- Takie właśnie warunki chcę zaproponować. Halruaa wycofa się za linie wyznaczaną przez południowe granice Shaar, aż po Las Amlar. Wspomoże nas w działaniach mających na celu utworzenie skuteczniej i silnej strefy buforowej pomiędzy. A my otworzymy Halrue na północ. Udostępnimy im szlaki, których zdobycie nie będzie dla nich możliwe w inny sposób nigdy. Aby mogli je kontrolować musieliby zająć nasze kraje, a to oznacza wielomiesięczną kampanię, okupioną ogromnymi stratami. Pomijając już fakt, czy w ogóle im się to uda. Nawet po tym zyski będą mocno okrojone. Partyzanckie ataki na główne szlaki handlowe nie ustaną pewnie jeszcze przez długie lata nawet po ewentualnym sukcesie.
- Bractwo zrzeknie się Samarachu i przestanie prowadzić działania wywierające wpływ na Chult. Obie strony układu będą też odpowiedzialne za zapewnienie bezpieczeństwa transportom poruszającym się przez ich kraje, natomiast w strefie buforowej zapewnienie bezpieczeństwa traktom będzie wspólnym zadaniem, odpowiedzialnością za które podzielimy się. Halura dostanie możliwość handlu na naszych ziemiach, na zasadach prawnych zgodnych z prawem lokalnym. Na to samo pozwolą nam siły południa na swoich ziemiach.
- Naturalnie, ustabilizujemy też ambasady i podpiszemy traktat pokojowy. To są warunki jakie zamierzam im zaproponować.
W sali długo zalegała cisza.
- Co o tym sądzicie? - Spytał Molina spokojnie. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 13-12-2009, 02:07
|
|
|
Odpowiedź na zarzuty Sespechu przyszła pocztą zwrotną wyjątkowo szybko
JWP władca Sespech baron Aldorn Thuragar
Jesteśmy zaskoczeni oskarżeniami jakie zostały skierowane do nas w sprawie misji pokojowej w miastach Saelmur i Ankhapur, którą podjęliśmy na wniosek ich władz i mieszkańców by zabezpieczyć je od niebezpieczeństwa agresji z południa i wschodu. Nie byliśmy świadomi, że równocześnie były prowadzone rozmowy z innymi nacjami, możemy mieć jednak nadzieję, że kwestia ta zostanie wyjaśniona na rozmowach z królem Janolem Famisso i przedstawicielami władz miejskich Saelmuru jakie odbędą się wkrótce w Calimporcie. Jesteśmy pewni, że do tego czasu oddziały generała Janala yn Rassida el Khimrana będą wystarczającym gwarantem bezpieczeństwa w regionie. Mamy nadzieję, że ta odpowiedź rozwiała wszelkie wasze wątpliwości.
Kalif ludu Calimu, Ralan el Perkhasal, Syl-Pasza wszystkich Paszów, Syl-Sabbalad wszystkich Sabbaladów, Syl-Ynamalik Ziem Trzech Rzek oraz Syl-Sułtan Miast.
Ręką Abbasa yn Akkabara el Quaahla, Sułtana Dziedziny Piór, Wezyra Paszy Paszów
Fakt, że "pokojowa" armia Calimshanu była wystarczająco liczna by podjąć walkę z całością wojsk Sespechu nie umknął uwadze odbiorców. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 13-12-2009, 14:12
|
|
|
Inna część Cytadeli:
- Grim. Milcząca Klinga. Śpiewające Ostrze. I Czarny Lód. Czterej najlepsi znani mi zabójcy w Krainach, może poza tym jednym nowym... każdy z Was zna swój cel lub cele. Nie ma się o czym rozwodzić - ruszajcie. I dobrych i przyjemnych łowów, gdyż nie muszę życzyć pomyślnych. |
_________________
Ostatnio zmieniony przez Daerian dnia 14-12-2009, 00:26, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 13-12-2009, 14:25
|
|
|
Wyrocznia ds. Długofalowej Strategii Lazarusa:
Lazarus i jego krąg stali nad kryształową kulą. Ta ukazywała im możliwe warianty przyszłych wydarzeń. Interesowało ich zwłaszcza prowadzenie wojny. Kula pokazywała to, co sami już podejrzewali: ich przeciwnik lekceważy ich siły zbrojne, zwłaszcza przewagę mobilności, jaką dawała flota powietrzna, nie ma pomysłu na wykorzystanie magii poza najprymitywniejszymi metodami, grzeszy arogancją, nie zwraca uwagi na potęgę gospodarczą Wielkiej Rozpadliny...
Kula pokazała, jak pod ciosami tradycyjnego wojska i podstępną magią upada Samarach. Ukazywała też, jak Halruaa uwikła się w długoletnią okupację, tłumienie kolejnych rewolt, mordy i ludobójstwa. Jak powoli kraj wyludnia się, jak palone są miasta i wioski, jak nieobsiane pola i mogiły jego dawnych mieszkańców powoli zarasta dżungla. Jak wszystkie jego skarby i bogactwa zmieniają się w popiół.
Wizja dla Shaar była mniej jednoznaczna. Wszystko wskazywało na to, że początkowo siły nieprzyjaciół miały wygrywać. Handel na szlakach handlowych ustawał, nomadzi uciekali, nieludzie ginęli... Jednak z czasem walka stawała się coraz bardziej wyrównana. W Shaar pojawiały się również jednostki jazdy Dominium, coraz większe ilości okrętów powietrznych, niziołki waleczniaki i wilczy jeźdźcy oraz kawaleria na wyvernach. Hodowano wilko i kotołaki. Do walki dołączali się tubylcy, głównie wemicy. Na kraj spadały magiczne klęski, jedna po drugiej. Zatruwano studnie, sprowadzano zarazy, przeklinano bezpieczne do tej pory wzgórza, sprowadzano roje szarańczy i much tse tse... Kraj stawał się coraz bardziej bezludny i coraz bardziej niebezpieczny. W końcu Halruaa wygrywała. W dużej mierze dzięki upadkowi baz nieprzyjaciela nad Morzem Spadających Gwiazd.
Nad jego wybrzeżem unosiły się całe armady latających okrętów. Nie pojedyncze statki, nie pojedyncze klucze, lecz cała flota, prawdopodobnie dodatkowo wzmocniona. Niosły śmierć wszędzie, gdzie się pojawiły. Statki wiozły fosfor. Setki ton fosforu, przez krasnoludy zwanego "lucypherosem". Substancja paliła się w kontakcie z powietrzem, nie gasiła jej woda ani czary, od jej ognia parowało żelazo, jej dym był trujący, a płomienie w ciągu minut ogarniały całe miasta, ich mieszkańcy natomiast zmieniali się w żywe pochodnie. Tam, gdzie wygasł fosfor ziemia wypalona była na cegłę i szkło.
Nikt w Faerunie nie mógł z tym walczyć. Owszem, drakolicze i obrona naziemna strąciła część statków, jednak zwłaszcza te pierwsze ponosiły duże straty. Tym bardziej, że okręty powietrzne pojawiały się prawie wyłącznie w nocy. Czarne statki na tle czarnego nieba były prawie niezauważalne tak długo, aż nie zaczynały bombardowania... A wtedy było już zwykle za późno na odpowiedź.
Co jednak dawały kolejne zwycięstwa?
Państwa nad Morzem Spadających Gwiazd umarły, a wraz z nimi wiodące doń szlaki. Halruaańczycy nie wyprawili się nigdy do nich z armią: nie było tam bowiem już niczego, co można byłoby zdobyć. Shaar straciło resztki swej wartości. Nowy szlak do Kara Tur zakończył się w Halruaa. Nikt, nawet najbliżsi sąsiedzi nie mieli odwagi handlować z Dominium. Państwo stawało się coraz bardziej osamotnione i zamknięte. Gigantyczna wojna nie miała szans przynieść jakichkolwiek zysków, a jedynie same straty.
Jedynym rozwiązaniem było szukać pokojowego wyjścia z sytuacji. |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Velg
Dołączył: 05 Paź 2008 Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 13-12-2009, 15:05
|
|
|
Na terenie przygranicznego tharchu Thalzahar prowadzono intensywną akcję osadniczą - osadzano tysiące byłych niewolników zulkirów. Zazwyczaj nieludzkich - czyli w większości orków i goblinów, które mogłyby powodować kłopoty etniczne w bardziej cywilizowanej części Płaskowyżu. Oprócz tego, miało to stworzyć pewnego rodzaju sferę buforową między Thay a Mulhorandem. Wymagało to ciągłej troski - ale przy pewnej dozie mentalnego uzależnienia przywódców szczepów dawało dość dobre efekty.
***
W samym Thay też nie próżnowano. Część Czerwonych Czarnoksiężników, którzy nie tworzyli magicznej infrastruktury dla akcji osadniczej, zajęta była powoływaniem Legionu Kości. Drugi ze słynnych oddziałów Thay - Legion Gryfa - już czekał w pełnej gotowości. Gdyby ktoś znający historię Thay prześledził te posunięcia, zauważyłby, że Czerwoni magowie przygotowują się do wojny totalnej...
***
Tymczasem, na Alaorze zaprzestały działalności sądy. Boryna musiał się pogodzić ze stratą krowy - ale częściowe odszkodowanie go uciszyło. Kłopoty zaczęły się, kiedy nad oboma etapami Alaoru zaczął krążyć Legion Gryfa - oprócz innych dokonań znany również z krowożerności.
***
A tymczasem, lord Maalthir patrzył na elfkę na swoim weselu. Było to wybitnie drażniące - Wielkie Prawo Ludzkości, wprowadzone i egzekwowane przez niego, stanowczo zakazywało takim mętom pałętać się po ludzkiej ziemii. Z drugiej strony... kiedy najbardziej „ludzkimi“ siłami w regionie kierowali: drow i krasnolud, należało szybko przemyśleć swoje stanowisko. Został wszakże poinformowany, jakie to działania mogły być podjęte wobec Hillsfaru - pal licho utratę pożądanej czarodziejki... Ale embargo i - ostatecznie - izolacja Hillsfar była zbytnio groźna.
Przeto, musiał dołączyć do sojuszu daeriańskiego - acz to okazało się nie być szczególnie dotkliwe. Szczególnie, że poproszono go o pilnowanie północnych dojść do Elfiego Dworu - co sprowadzać się miało do niszczenia tych, którzy spokój elfich lasów chcieliby naruszyć bez upoważnienia. Aczkolwiek Maalthir najchętniej by ponabijał na pal WSZYSTKICH podróżnych zmierzających w głąb lasu zniewieściałych elfich imperialistów, to już ta rola mu całkowicie odpowiadała. |
_________________
|
|
|
|
|
Altruista -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 13-12-2009, 15:17
|
|
|
Armia Południa niestrudzenie maszerowała w stronę granicznych królestw. Czekała ich długa droga do celu prowadzona przez szerokie stepy Shaar.
Armii towarzyszyli najemni Nomadzi, którzy wiedzieli gdzie znajdują się zbiorniki wodne i oazy - dzięki czemu zapasy wojska nie ulegały znacznemu uszczupleniu.
Niebo wypełnione było sylwetkami dużych istot. Były to oddziały Dracolichy wraz ze swymi umagicznionymi jeźdźcami. Powietrzny atak z zaskoczenia nie wchodził w rachubę.
Mimo ciągłego ruchu, przeprawa przez wrogie tereny były doskonale zabezpieczone. Na przedzie armii szedł większy oddział, mający chronić przed niespodziewanym atakiem i dać czas głównym oddziałom na przygotowanie i organizację odpowiednią do sytuacji. Oprócz tego wysłano liczne patrole na skrzydła oraz tyły. W ich skład wchodzili także magowie, dzięki którym można było utrzymywać stały kontakt z głównymi siłami i informować o ewentualnych zagrożeniach (tam, gdzie magów nie było, patrole miały do dyspozycji magiczną kulkę, której zgniecenie powodował przesłanie automatycznej informacji o położeniu oddziału). Dodatkowe zabezpieczenie, czyli drakolisze, jeszcze zwiększały poziom bezpieczeństwa. Trzon armii poruszał się bez większych opóźnień w dobrze zorganizowanym szyku. Żołnierze mogli nie myśleć cały czas o zagrożeniu, wiedząc, że wręcz niemożliwe będzie zaatakowanie ich z zaskoczenia. Pozwalało to im odpocząć – zarówno fizycznie jak i psychicznie. Zwiększone morale mogły mieć w przyszłych bitwach decydujące znaczenie.
Lord Gaelan w towarzystwie Palatyna Sieciecha i jego kamratów jechał konno na czele wojska.
- "Ciągle to jutro, jutro i znów jutro wije się w ciasnym kółku od dnia do dnia. Aż do ostatniej głoski czasokresu." - zacytował Sieciech bliżej nieokreślone źródło.
- Kurcze, Palatynie, jak ty zawsze ładnie mówisz - Westchnął Kashmir.
- Może i ładnie, tylko że ja z tego nic nie rozumiem - powiedział Rybamba. - A tak w ogóle pamiętacie tą dziewkę z karczmy, jak ona się nazywała? Adela?
- Tak, tak. Nawet ładna była - uśmiechnął się lubieżnie Sieciech. – Kurcze, szkoda, że nie mogliśmy w tej karczmie dużej zabawić. Wiem, że się tej Adeli spodobałem.
- Być może. Tylko wiesz… nie spodobałeś się jej ojcu - wtrącił z przekąsem 44.
- No trochę tak, musiałem mu później wytłumaczyć, że ja jej wcale nie napastuję.
- Ano, tylko podczas tego tłumaczenia połamał mu się nos - dodał Rybamba, po którego słowach wszyscy, za wyjątkiem Gaelana, wybuchli śmiechem.
- He-he-he, no szkoda, że się to tak skończyło ja naprawdę nie chciałem później jej...
- Panie Sieciech - wszedł mu w słowa Gaelan. - Pozwólcie, że opuszczę na jakiś czas wasze towarzystwo. Nie zamierzam dłużej słuchać waszej obleśnej gadki. Poza tym wolałbym byście skupili się na swoich obowiązkach, bo inaczej doniosę o tym coście wyprawiali Altruiście - po tych słowach Lord zawrócił konia i pogalopował na koniec armii.
- A to kanalia! Patrzcie go, Altruistą mnie straszy! - warknął Sieciech. - Czekaj tylko panie lordzie, jeszcze spadniesz, a wtedy ja ci...
- Spokojnie, Wodzu, ten osobnik to delikatna konstrukcja. Poza tym - ciągnął dalej 44 - trochę racji miał. Mi też za bardzo nie chce się słuchać dalszej części tej opowieści...
- Dobra tam, olać to! A tak w ogóle my w jakiś zamek mamy uderzyć? Czy w miasto? - zapytał Rybamba.
- W nic nie będziemy uderzać, kretynie! - ofuknął Paszkę Sieciech - Mamy powstrzymać tych z Haruu, harurury.
- Halruaa - poprawił go 44
- No właśnie, Halruaa. Nie możemy dopuścić ich do naszych granic.
- To całe zamieszanie to wina tych z góry, Na spotkaniu szefów sztabów mówiłem, powtarzałem. Uderzmy ich póki są osłabieni, pokażmy im nasza siłę, zmiażdżmy ich! Nawet pokazywałem na mapce gdzie można uderzyć. Ale nie! Oni mówią, że tu trzeba rozmawiać, bawić się w dyplomację. Cholerna polityka! A potem jakże wielce zdziwieni byli, jak na mapce zaczęło się robić coraz więcej wrogich kropek. Jakim to cudem? Kicu ochroń nas. Jak to możliwe?
To wszystko przez Altruistę i Molinę. Ten pierwszy zamiast działać woli trzaskać te swoje idiotyczne kazania. A Molina przechlał prawię całą kampanię a jak w końcu oprzytomniał to nie jest w stanie tego wszystkiego ogarnąć!
- Kicu kochany, po co ci takie Dwa Barany?
- Panie Kashmir - odezwał się 44 - pozwolicie tak krewniaka obrażać?
Molina udał, że tego pytania nie słyszy.
- Patrzcie! Alinoe wraca - wskazał palcem Rybamba powracającego z patrolu łucznika.
Alinoe zatrzymał konia przed Sieciechem.
- No i co tam ciekawego? - Zapytał go Palatyn
- Melduję pośpiesznie - chłopak zaczął szybko mówić, - że przed nami nie ma żadnych wrogów. Opuścili swoje dotychczasowe pozycje
- Przepuszczają nas? - zapytał 44
- Tak, albo chcą nas wciągnąć w jakąś pułapkę - zamyślił się Sieciech.
- To są magowie, oni są do wszystkiego zdolni - wtrącił Kashmir. - Co zrobimy?
- Wcześniej dostałem wiadomość, że wróg zajął Hardcastle a teraz się bawi z nami w chowanego. Dobrze - Palatyn podjął pewna decyzję. - Na razie rozbijemy tu obóz bo i tak musimy odpocząć. Porozmawiam z Gaelanem, bo nie podoba mi się to wszystko.
Coś ustalić trzeba.
- 44 wraz z Alinoe zajmiecie się zabezpieczeniami. Obóz ma być dokładnie zabezpieczony! A i niech ludzie pozostaną czujni.
- A ja czym mam się zając? - Zapytał Rybamba.
- A ty… - tu Sieciech się uśmiechnął - Ty się ze mną i z krewniakiem Cosltego napijesz. |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|