Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Miotla dla Seriki: |
Wersja do druku |
Gato
Skeletofiliac
Dołączyła: 17 Sie 2003 Skąd: Arth Status: offline
|
|
|
|
|
Inai Nerse
Dołączyła: 22 Wrz 2003 Skąd: Cytadela Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 27-11-2003, 00:03
|
|
|
dwie kicie siedzą sobie na lamie i patrzą na resztę grupy.
Gato: To co, idziemy?
Inai: chyba już by trzeba ^^
Inai i Gato: chodźmy!! ^^ |
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 04-12-2003, 18:44
|
|
|
Drużyna zdążyła jeszcze wypić herbatkę... I zjeść podwieczorek... Potem wypić wieczorną herbatkę... Ani się obejrzeli, a leniwe popołudnie zamieniło się w wieczór. Niebo powoli zaczęło sie ściemniać, z oddali dobiegło podróżników wycie wilków (pewnie dla odmiany tych prawdziwych), a zza krzaków wypadło... Coś. Coś miało pokaźne żuwaczki, segmentowany tułów, cały szereg owadzich nóżek i było długości przeciętnego tramwaju. W dodatku pewnie głodnego tramwaju, bo na widok drużynki przednia część ciała Czegoś stanęła dęba, żuwaczki radośnie zaklekotały, po czym cały kompleks wielkoowadzi rzucił się na najbliżej stojącą osobę. Miał pecha. Bo był to Xeniph.
Po chwili nasi podróżnicy zajęci byli oglądaniem posiekanych szczątków stwora i uspokajaniem spanikowanej lamy. Ktora zmarłemu tragicznie potworowi szacunku nie okazała za grosz i demonstracyjnie go opluła. Do tego wszystkiego doszły bardzo zawiedzione jamniki, które nie załapały sie na najlepszą częśc zabawy. Może to nie listonosz, ale zawsze coś...
- Co... Co to było? - Gato próbowała utrzymać się na grzbiecie lamy i jednocześnie rozgladała się naokoło z niepokojem.
- Nie wiem, ale coś demonowatego. I w pobliżu jest tego więcej... - Sat wyglądała na lekko zaniepokojoną. - A ja nie chcę, żeby znowu coś opryskało mnie krwią! O ile to była krew...
- Fu! - potwierdziła Miya.
- W takim razie najwyższy czas znaleźć sobie miejsce na nocleg. Według wszelkiego prawdopodobieństwa powinniśmy natknąć się zaraz na jakąś polanę. Skoro są potwory, to warunki dla dzielnych bohaterów też być powinny - orzekła Avellana, po czym wspomniani bohaterowie oraz cała menażeria ruszyli dzielnie ścieżką, odprowadzani wzrokiem świecących w mroku oczu. Ciekawe, dlaczego ich właściciele nie mieli ochoty nawiązać bliższej znajomości (z mieczem Xenipha)?
Szli może z 10 minut.
- Las się skończył! Tego nie było w planie!
- A światełka tam na dole były?
- WIOSKA!!! *_____* - ucieszyła się Serika.
- HERBATKA!!! *_____*
- Znowu herbatka? ^^" - mruknął Klejnot.
- SPANIE W ŁÓŻECZKU!!! *_____* - rozmarzyła się Miya.
- O ile mają łóżeczka...
- I MOŻE BĘDZIE ROZRÓBA!!! *____* - wrzasnęli jednocześnie Zeg i Leshem.
- A wy tylko o jednym...
Jednym słowem drużynka w znakomitych nastrojach rzuciła się w kierunku nieszczęsnej wioski, która jeszcze nie wiedziała, co ją czeka.
Wioska pewnie nie wiedziała, ale ludzie najwyraźniej tak. Gdyż jakoś nikogo nie było widać...
- Co jest?
- Opuszczona, czy jak?
- A skąd... Wyglądają na nas z ukrycia i oczywiście patrzą jak na jakieś potwory! -_-"
- Heeej, jest tu kto?
Cisza.
- Może po prostu nigdy nie widzieli lamy?
- A może nie lubią smoków?
- Też coś... - mruknął Jehalom.
- Ekhm... Dobry wieczór, jesteśmy tylko zdrożonymi podróżnymi... - zaczęła grzecznie Miya.
W końcu jakaś postać odważyła się wyjść z ukrycia. Starszy mężczyzna w ubraniu najwyraźniej dostosowanym do pracy na polu skłonił się ("Pewnie taki zwyczaj..." - podsumował ktoś) i niepewnie zaczął mówić:
- Witamy, przybysze... Przepraszamy za tak chłodne przyjęcie, ale... Ale wiecie, różne indywidua krążą nocami po świecie. A demonów ostatnio zatrzęsienie... Dwa razy w ciągu ostatniego tygodnia musieliśmy wynajmować ich łowców. Coś strasznego... Nie jesteście demonami, prawda? - łypnął na nas podejrzliwie, ale jakby się bał, że za takie oskarżenie możemy go rozszarpać na strzępy.
- Nie, nie..
- Ależ skąd...
- No, może niektórzy... - Satsuki postanowiła być szczera, ale została na wszelki wypadek zgodnie zakrzyczana.
- Czy my wygladamy na demony?
- Właśnie, czy my wyglądamy na demony?
- Prych! Kto mnie nazwie demonem, tego... - zaczął Leshem.
- Cicho, głupi bydlaku, my tu próbujemy być dyplomatami!
- Właśnie. Próbujecie...
- Ekhm... Czy moi szanowni goście byliby łaskawi udać sie na kolację? - fascynującą dyskusję o motywach demonich w drużynie przerwał zarządzający wioski, który przez ten czas zdążył juz pogadać sobie z Avellaną. I wyglądało na to, że dałs ię przekonać, że z nas to tylko banda dziwolągów. Po tym, jak całą paczką (z wyjątkiem odprowadzonej do stajni i chyba obrażonej lamy) podróżnicy wpakowali mu się do domu, rozsiedli gdzie się da i zarządali hektolitrów herbaty, prawdopodobnie zmienił zdanie...
- Mówił pan coś o demonach... Miał pan na myśli, że pojawiły się niedawno? - po kolacji Serika postanowiła przeprowadzić wywiad. W końcu dobrze byłoby wiedzieć, gdzie się właściwie wpakowali.
- A skąd... Były, są i będą - mężczyzna rzucił jej spojrzenie z gatunku "Dziewczyno, gdzie ty żyjesz!?". - Tyle, ze zazwyczaj rzadko wyłażą z lasu. I nie w takich ilościach... Zastanawiam się, czy nie ma to nic wspólnego w tym, co ostatnio stało się w starej świątyni...
- ŚWIĄTYNI?! - zainteresowało się towarzystwo. Jak powszechnie wiadomo, poszukiwanie demonów i ich kłów najlepiej rozpocząć od starej świątyni. Przydałby się przybytek jakichś Mrocznych Bóstw, ale darowanemu koniowi przecież nie zagląda się w zęby.
- A co takiego stało się w świątyni?
- Ano... Jakis czas temu rozszalała się potężna burza. Pech chciał, że trafiła akurat w budynek...
- Więc spłonęła? - zmartwiła sie Sat.
- Skąd... Świątynia jest kamienna. Tyle, ze nieco zrujnowana. Odkąd zapieczętowano tam poteżnego demona - tu oczka członków drużyny zaświeciły się podejrzanie radośnie - nikt tam nie bywał oprócz doglądającego ją starego kapłana. Gdy jego zabrakło... Tak czy inaczej, piorun nieszczęśliwie trafił akurat w jedną z pięciu pieczęci... Przez dziurę w dachu - dodał cicho.
- Czyżby moc go przyciagnęła? - zamyśliła się Yumegari.
- Nie znam sie na tym, nie jestem kapłanem...
- Ale pewnie teraz masie podrzędnych stworzonek marzy się, żeby takiego uwolnić i wykorzystać - stwierdził Xeniph.
- Chyba, że usiłują przed nim zwiać - dodała Noire.
- Też możliwe. Ale spokojnie, podobno cztery pieczęcie wystarczą w zupełności.
- Optymista... - westchnął Klejnot.
- W każdym razie świątnie nie stanowi obecnie problemu, gorzej z pałętającymi się...
- A czy pieczęciami nie sa przypadkiem demonie zęby? - zainetersowała się nagle Serika.
- Zęby? Nie...
- Szkoda. Ale i tak idziemy jutro zwiedzać, nie? ^^
- Jasne. I na polowanie też. Obiecaliśmy - dodała Avellana.
- Co obiecaliśmy!?
- Powybijać demony, oczywiście! Ale wy byliście na tyle zajęci kłótnią, że Avellana uzgodniła wszystko za was - podsumował drużynkę Odem.
- Dopiero jutro? - zmartwił się Zeg.
- A co, teraz? W nocy?!
- A czemu nie?... |
_________________
|
|
|
|
|
Inai Nerse
Dołączyła: 22 Wrz 2003 Skąd: Cytadela Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 05-12-2003, 20:07
|
|
|
Inai: Łaaaa... ja nie idę. jestem zmęczona... Noire, wstydziłabyś się! Ledwie żyję... Jak mogłaś mnie tak gonić?
Wszyscy: Dobra! Idziemy bez ciebie!
Inai: Heeeeejjjj!!!! Ja tylko żartowałam!!!! Nie zostawiajcie mnieeeeeee!!!!!!! <biegnie za drużyną, wzbijając tumany kurzu> |
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 08-12-2003, 15:54
|
|
|
Tymczasem Bambosh szedł w głąb lasu znajdującego się na Samotnej Wyspie. Zdawał się on nie mieć końca. Sosny i mgła, sosny i mgła, sosny i mgła...
- O, modrzew! - Wykrzyknął zaskoczony elf, po czym stał się podejrzliwy... - Modrzew pośród sosen... to oznacza... - nie dokończył, gdyż spadła na niego z tegoż drzewa kilku kozłoludzi z kobzami. Ubrani w szkockie spódnice zaczęli tańczyć wokół Bambosha, po czym spróbowali na nim usiąść. Właśnie, próbowali, gdyż osłona zadziałała bez pudła i po chwili niedoszli napastnicy leżeli na ściółce, a nozdrza elfa dosięgł swąd palonego futra.
- No tak... - zaczął znów do siebie. - Trzeba uważać na modrzewie. Nigdy nie wiadomo, kiedy kozi kobziarz spadnie ci na głowę...
Idąc dalej dotarł do pieczary. Przeszył go zimny dreszcz. Widział podobną parę lat temu. Zamieszkiwał ją smok - dziewicojad, który to uradował się ze spotkania z nim. Oczywiście niedoszły posiłek zmiótł gada z powierzchni ziemi, ale był jedynie potomkiem legendarnej Wielkiej Smoczycy Dziewicojadowej, de domo Starokawalerojadówny, która to podobno zamieszkiwała samotną wyspę.
Nagle usłyszał ryk. Nie cierpiał, kiedy jego nieoptymistyczne przeczucia się sprawdzały, ale fakt był faktem. Jakiś smok z mafii Dziewicojadów właśnie się zbliżał. Ziemia zaczęła powoli drżeć. Gad wystawił łeb z groty i zaczął dziwnie patrzeć się na Bambosha.
- No pięknie, znam ten wzrok. Zaraz zacznie ziać ogniem, żeby zrobić ze mnie pieczoną dziewicę.
Ten smok miał jednak inne upodobania kulinarne. Najwyraźniej lubił tatar, ponieważ wysunął pazury i wstępnie posypał przyprawami, nie bacząc na zbroję niewinnego długouchego poszukiwacza przygód.
- Hej smok, co ty? Puszki doprawiasz? - Spytał się ironicznie Bambosh strzepując ze swojej zbroi paprykę, pieprz i inne przyprawy.
- No cóż... - ochoczo odpowiedział. Interesuję się dietami egzotycznymi i doszedłem do wniosku, iż zbroje zawierają wiele cennych pierwiastków i minerałów niezbędnych do życia, często takich, których nie ma w samym mięsku, a to oznacza...
- Ale spójrz - przerwał Bambosh. - Twoje wysunięte pazury oznaczają, że chcesz ze mnie zrobić dziewiczy tatar. Nie boisz się pasożytów? Chorób przenoszonych drogą płciową?
- Inteligentne pytanie - odrzekł Dziewicojad. - Dlatego najpierw zaniosę cię do weterynarza. Nawet mu zapłacę, by dobrze sprawdził. W końcu tak rzadko pojawiają tu się dziewice, że nie mogę marnować bezcennej energii z procesu odżywiania na utrzymywanie pasożytów. A choroby weneryczne, cha cha cha! - Zaśmiał się. - Wtedy nie byłbyś dziewicem. - Zaczął przymierzać się szponem.
Nagle zdębiał, gdyż niedoszłego posiłku już nie było. Wściekły wycofał się do groty mamrocząc, że to już szósta dziewica zwiała przez jego wykłady i roztargnienie.
Tymczasem Bambosh dotarł do groty, przed którą stał pomnik któregoś ze Starożytnych. Wszedł do środka. Wewnątrz ujrzał piękną kryształową kulę, wewnątrz której znajdowała się miniaturka Starożytnego Bamboshka. Z pewnymi oporami dotknął jej, po czym w jego głowie zaczęły się odzywać dziwny głos.
- Witaj potomku Starożytnych. Jesteśmy Wszechwiedzącą Starożytną Kulą. Jakiej to rady szukasz u nas? Wprawdzie wiem, po co tu przyszedłeś, ale lubię słuchać pytań, zwłaszcza po zniknięciu Starożytnych.
- Otóż - Elf dosyć niefortunnie zaczął, jak na audiencję u Wszechwiedzącej Kuli.- Popadłem w Syndrom Paladyna, chorobę wywołaną zbyt długą samotnością. Teraz weszła w drugą fazę i utraciłem przez to starożytne moce. Poza tym zaczynam się zachowywać jak romantyczny bojownik o wolność, równość i braterstwo, co mnie poniekąd przeraża. Ale do czego zmierzam. Szukam lekarstwa. Niestety, znane jest tylko jedno - znaleźć Jedną Jedyną i wejść z nią w związek małżeński. NPCe, romanse, wykorzystanie i porzucenie nie wchodzi w grę, to nie w naturze elfa.
- Jak się domyślam, to graniczy z cudem. - Przerwała ironicznie kula. Zwłaszcza że żadna nie będzie miała ochoty wybijać ci z głowy przeświadczenia o marnych szansach. Takie już one są. Jak sam sobie tego nie wybijesz, to nikt tego nie zrobi. Ale znam środek doraźny, który wprawdzie nie przywróci tobie starożytnych mocy, ale wyciszy ból związany z samotnością. Udaj się do świata w epoce Sengoku Jidai. Pełno tam demonów wszelakiej maści. Zabij Radumaru, jednego z taiyoukaiów zapieczętowanych przez Inu Taisho. Po tym spożyj jego krew. To demon rozwięzłości i rozpusty, ból zniknie jak ręką odjął. Ale jest jeden minus.
- Będę zachowywał się jak Jolero? - Wydedukował Bambosh.
- Bystry jesteś - dodała kula. - Distant to będzie przy tobie małe piwo. Oczywiście w każdej chwili Bamboshe mogą to z ciebie wyrzucić, ale powrócą stare kłopoty.
- No cóż, warto spróbować - Bambosh zakończył konwersację. - O, i dzięki za portal - dodał spoglądając w bok i przechodząc przez niego.
- Nie ma sprawy! Polecam się na przyszłość! - Wykrzyknęła kula, po czym dodała. - Ech, i znowu samotna...
Bambosh wylądował w wiosce, gdzie akurat znajdowała się Avellana z resztą drużyny. Dyplomatycznie uspokoiła szefa wioski, po czym dowiedziała się o celu podróży obamboshowanego elfa. Zgodzili się oddać trochę krwi Radumaru. Trochę też zakoczył wszystkich brak ciapek na obuwiu i zbroja, ale wszystko zostało wyjaśnione i kompanii pozostało czekać na poranek. |
|
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 14-12-2003, 18:39
|
|
|
A o poranku...
- ŁIIIIIIII!!! Świątynia! - zawołała na dzień dobry Satsuki.
- ŁIIIIIIII!!! Demonek! - potwierdziła Serika.
- Spaaaaaać... - zaprotestowała Inai.
- Jakie spać? - obruszyła się Irian - Wstawać i chłonąć piękno natury! Świeże powietrze, urocze krajobrazy...
- Demony dokoła... A tak poza tym świeże powietrze dobrze działa na sen - większość słów Inai i tak zaginęła w ziewaniu.
Jedynym sposobem na jej protesty było wylanie jej na głowę kubła zimnej wody - do czego nie doszło, bo na samo ostrzeżenie zerwała się z piskiem...
***
Po obfitym (świeże powietrze wzmaga również apetyt!) śniadanku, które pozbawiło szefa wioski przynajmniej połowy zawartości spiżarni, drużynka zebrała się na naradę.
- A zatem od czego zaczynamy? - zapytała Avellana.
- Od wybicia demonów! - Zegowi zaświeciły się oczęta - Skoro już nas w to wrobiłaś, nie marnujmy czasu!
- Tak, tak - mruknęła Yumegari - Wszyscy wiemy, co tobą kieruje...
- Od świątynki!!! - zabrał głos chórek złożony z Seriki, Miyi i Satsuki.
- Ech, i tak oto moje zadanie się odwlecze... - westchnął Bambosh markotnie.
- A nuż demon zapieczętowany w świątyni to ten, którego szukasz... - pocieszyła go Irian.
- Przy moim szczęściu to raczej mało prawdopodobne - -'
- Ale w zasadzie dziwi mnie, że tak ci pilno do krwi tego demona - zadumała się Miya.
- Z tego, co nam o nim opowiedziałeś - podchwyciła Sat - wynika, że jeśli wyżłopiesz jego krew, staniesz się... Staniesz się... - po czym ona, Miya i Serika spojrzały na siebie z minami jakby się dławiły, po czym razem wykrztusiły - INKUBEM!!! BUAHAHAHAHAHAHA!!!
- ............._^_
***
- I tak oto wilk jest syty i owca cała - stwierdziła wesoło Irian, przyglądając się walającym się w okolicach świątyni segmentom i tym, no... żuwaczkom.
- To była chyba mamuśka tego wczorajszego - oceniła Serika fachowym okiem. Rzeczywiście, kreatura była trzy razy większa niż poprzednia i proporcjonalnie jej pokonania podjęło się trzech ochotników. Teraz zaś dziewczyny z opróżnionymi fliżankami siedziały pod drzewkiem, podczas gdy Xeniph polerował swój miecz, Bambosh kręcił głową, zastanawiając się, co jeszcze ich po drodze spotka, zaś Zeg dzięki rozróbie stał się - przynajmniej na chwilę - najszczęśliwszym człowiekiem w światach, o czym świadczył upiorny uśmiech, który wykwitł na jego twarzy.
- Oto jakie atrakcje czekają turystów, którzy postanowili zrobić sobie wycieczkę do tego świata - westchnęła Yumi, a Sappur na potwierdzenie ziewnął.
- Wycieczkę? - mruknął Bambosh - Myślałem, że to quest...
- No coś ty - parsknęła śmiechem Miya - Czy jak ktoś zobaczy na drodze taki kolorowy tłumik, rozchichotany i rozherbatkowany, pomyśli "O, ci to na pewno ruszają na quest"? Nie, raczej "O, znowu turyści"...
- Tia, tylko chyba trochę ekscentryczni, bo z mnóstwem smoków się użerają - stwierdziła Satsuki, po czym dostała skrzydłem od Jehaloma - A właśnie, skoro już jesteśmy przy smokach, coś mi się tu nie zgadza...
- Mi też - Avellana z namysłem zaczęła liczyć smoki i ich właścicieli - Miya! Gdzieś ty zgubiła Achlamę???
- Żebym to ja wiedziała... - westchnęła kronikarka - Tak ładnie prosił, żebym mu pozwoliła polatać trochę po międzysferze, bo chciał się wprawić w podróżowaniu...
- I dotąd nie wrócił?
- Nie T_T A jak go coś wtrząchnęło na deser? T_T
- Ty mnie załamujesz - burknęła Satsuki - Zamiast go poszukać, siedzisz sobie jak gdyby nigdy nic i czekasz aż sami odkryjemy nieobecność jednego ze smoków _^_
W tej chwili do dziewczyn podszedł Xeniph.
- Zbadaliśmy teren, na razie nic groźnego już się tu nie pałęta - poinformował - Chyba możemy wchodzić do świątyni.
- WRESZCIE!!! *__* - Serika pierwsza poderwała się z miejsca.
- A skąd wiemy, że wewnątrz nie czai się coś gorszego? - zapytała ostrożnie Inai.
- To można łatwo sprawdzić - Zeg wyszczerzył się jeszcze szerzej - Rozpruwacz! Aport!!!
Jamnik bojowy radośnie pobiegł do świątyni i po jakichś 10 minutach wrócił, merdając ogonem i trzymając coś w zębach.
- Dobra psina - Zeg przykucnął, oglądając znalezisko dumnego z siebie psa - Pokaż co masz. Eee, jakiś śmieć? - na jego dłoni wylądował niewielki, czarnobiały krążek, przypominający nieco znak yin-yang, teraz przegryziony na dwoje - Nie dość, że pogryzłeś, to jeszcze zaśliniłeś - Zeg otrzepał rękę, po tym jak przedmiot rozsypał się niespodziewanie w pył.
- Chyba możemy wchodzić - oznajmił.
Świątynia rzeczywiście była zrujnowana, stało tam tylko coś w rodzaju ołtarza. Poza tym panował półmrok.
- Mam niepokojące wrażenie czyjejś obecności - stwierdziła Yumegari. Inai i Gato, będące pod kocimi postaciami zjeżyły się na potwierdzenie.
- Może faktycznie obserwuje nas ktoś niematerialny - zamyśliła się Sat.
- Niematerialny czy tylko niewidzialny? - mruknął Bambosh - Lepiej być przygotowanym na wszystko...
Xeniph tymczasem podszedł do ołtarza i znalazł na nim jeszcze trzy krążki - tyle, że całe.
- Zeg, twój jamnik chyba załatwił drugą pieczęć - oznajmił.
- A jak! - ucieszył się właściciel Rozpruwacza - Nie ma jak kły świeżo naostrzone! ^.^v
- Jest się z czego cieszyć - prychnęła Irian - Ciekawe czy ten demon już przypadkiem nie jest na wolności... Serika, a ty dokąd? - zdziwiła się, widząc koleżankę posuwającą się powoli w stronę ołtarza.
- Nie wiem... - odezwałą się z trudem Serika - Ale moc Chaosu... Mnie przyciąga...
- Trzymajcie ją!! - Miya zauważyła, że w dłoni Tyrańskiej Moderatorki (>:P) zaczyna kształtować się mroczna energia. Irian pierwsza podbiegła do Seriki, ale było już za późno i strumień mocy odrzucił dziewczynę na bok. Kolejny uderzył w ołtarz.
- I znowu to samo - mruknęła Yumi i ziewnęła.
Wreszcie Xeniph zaryzykował, próbując unieruchomić Serikę, a Miya w ostatniej chwili wepchęła jej dłoń we właśnie utworzony portal.
- Wszyscy cali? - spytała Avellana gdy nastał już spokój.
- Raczej nie - Bambosh pochylił się nad resztkami ołtarza - Kolejnej pieczęci brak.
Klejnot popatrzył na Serikę wzrokiem mówiącym "No i coś ty narobiła, jełopo?" Ta tylko zrobiła niewinną minkę.
Nagle kociczki zaczęły jeżyć się i prychać jeszcze bardziej. Niezdefiniowana energia wyczuwana w powietrzu stawała się coraz bardziej skondensowana i widoczna, aż wreszcie opadła na ziemię i połączyła się w jeden konkretny kształt. Gdy zdołał utrzymać się w jednym kawałku, przypominał panterę... I miał niesamowite oczy, jarzące się zielenią. Wyszczerzył zęby w czymś przypominającym wredny uśmiech. Bardzo wredny.
- Jak myślicie? - wyjechała nagle Satsuki - Czy gdybym spróbowała go pogłaskać, ręka by mi przeszła na wylot?
- Co ty masz za pomysły w takiej poważnej sytuacji! - oburzył się Bambosh gdy wszyscy już pozbierali się z gleby.
- Zabawni jesteście - rozległ się świszczący szept i postać zmieniła formę na bardziej ludzką. Tyle że była ona mało wyraźna i czasem się rozwiewała. Jedynie oczy było widać jak należy.
- Więc dlaczego się nie śmiejesz? - spytała Miya nieco zaczepnie.
- Zaczekam aż będę miał lepszą okazję - demon zwrócił wzrok na Serikę - No, śmiało. Zostały ci jeszcze dwie.
- Mowy nie ma, ja nad tym nie panuję - burknęła dziewczyna - Co ty sobie myślisz, że moja moc tak na zawołanie przychodzi? Po co w takim razie byłaby mi miotła???
Istota wyglądała przez chwilę na skonsternowaną, po czym wzruszyła ramionami - a może był to tylko ruch powietrza?
- W takim razie pozostaje mi znaleźć inny sposób by odzyskać pełną moc...
- Nie zamierzasz z nami walczyć? - zdziwił się Bambosh.
- A chcesz? - demon wbił w niego wzrok, pod którym elf poczuł się jakby coś wdzierało mu się w umysł. Nie odpowiedział.
- Tak myślałem - demon uniósł rękę i jedna z pieczęci uniosła się do góry, zamigotała nad jego dłonią i zniknęła.
- Zabieram je zatem - powiedział, gdy naraz uświadomił sobie, że drugi krążek do niego nie podlatuje. Szybko odkrył przyczynę - pieczęć znajdowała się w dłoni Avellany, która podeszła niezauważenie, a teraz uśmiechała się niemal przepraszająco. Wystrzelił w jej stronę jakiś nieokreślony magiczny pocisk, ale cóż - w konfrontacji atak magiczny VS Avellana, górą jest zwykle ta druga... Tak też było i tym razem. Demon syknął przeszywająco i rozwiał się w powietrzu.
***
- A więc mówicie, że zostały jeszcze dwie pieczęcie? - zarządzający wioską przyjrzał się zdobyczy Avellany.
- Z czego jedną ma demon - dodała.
- Ale on chyba się wyniósł - westchnął z ulgą Bambosh.
- Wróci ^__^ - pocieszyła go Miya radosnym tonem. Skrzywił się.
- Zostawmy tę pieczęć, a nie wróci... - -'
- Ale to dziwne - zastanowiła się Irian - Skoro odzyskał część mocy nie może przełamać pozostałych pieczęci? Nie wydają się zbyt mocne, skoro jamnik Zega jedną przegryzł..
- Ej! - zaperzył się Zeg - Jeszcze nie wiesz co on potrafi przegryźć!
- O ile pamiętam - przypomniał sobie szef wioski - przełamanie każdej następnej pieczęci jest coraz trudniejsze, więc kreatura pewnie nie ma jeszcze dość siły by zrobić to osobiście.
- Faktycznie, mało materialny był - zgodziła się Sat - Ale czemu zaraz kreatura? Mi on się wydał calkiem milusi.
- ... O_o
- Czyli będzie potrzebował jakiejś bardzo potężnej magii - stwierdziła Avellana - I Miya ma rację, wróci. Skoro zabraliśmy jedną z pieczęci...
- To znaczy, że teraz będziemy się użerać z demonem? - skrzywiła się Yumi.
- A pomyśleć, że chciałam tylko nową miotłę - westchnęła Serika.
- Gdybyś nie rozwaliła poprzedniej - odezwał się Klejnot tonem cokolwiek złośliwym - Nie mielibyśmy teraz problemu... |
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 16-12-2003, 21:09
|
|
|
- No dobrze, skoro żeśmy narobili bajzlu, jak zwykle zresztą, to co teraz robimy? - Bambosh z niewyraźną miną spojrzał na drużynę...
- Na pewno nie szukamy tego demona rozpusty - Xeniph odrzekł z rozwagą. - Ten drugi mógłby nas zaskoczyć.
- A taiyoukai to nie jest byle cel - dodał Zeg. - Nawet Rozpruwacz by się obawiał na takiego ruszyć... a może i nie... - szybko zmienił zdanie widząc jak jego pupil kruszy byłą pieczęć na drobne kawałki.
- Jedno jest pewne - mamy asa w rękawie. - Avellana rozglądała się po okolicy w poszukiwaniu egzotycznych roślinek. - A ten demon nas odwiedzi.
- No to wracamy do wioski, co my tu będziemy sterczeć - Bambosh skwitował z lekką ironią, po czym ruszył przed siebie. Reszta drużyny, z wyjątkiem pozostałych na straży Xenipha i smoków zrobiła tak samo.
Idąc przez las Bamboshki poczuły się trochę nieswojo. Elf wzmógł swoją czujność wiedząc, że jego obuwie nigdy nie martwi się bez powodu. Nie zauważył nic dziwnego poza jedną rzeczą. Las zdawał się ciągnąć dłużej niż powinien. Początkowo nikt nie zwracał na to uwagi. Do czasu. Ze świątyni do wioski było nie więcej niż trzydzieści minut drogi, tymczasem drużyna szła już z godzinę. Zaczęli się powoli niecierpliwić.
- No jasna cholera - żywiołowa Sat nie wytrzymała. - Bambosh, gdzie ty nas prowadzisz? Jeszcze krwi nie wypiłeś i już ci się marzy? - Jej szczerośc była jak zwykle powalająca.
- Sat... chciałbym zauważyć, iż nikt nie oponował, kiedy ruszyłem drogą powrotną. Zatem albo z każdego z nas taki znawca ścieżek, jak z Tilka romantyk, albo faktycznie coś tu jest nie tak. - Elf zaczął bronić swoich racji.
- Eeee... a czy elfy przypadkiem nie znają się na lasach? - wtrąciła nieśmiało Irian.
- Ja nie z tych elfów - Bambosh się zamyślił, po czym dodał. - Urodziłem się w świecie technicznym i żyłem w bloku, takim kretyńskim miejscu, gdzie duża część mieszkańców jest podobna do trolli i orków ze światów magicznych.
- Dobrze, że Yubego tu nie ma - wtrącił żartobliwie Zeg.
- Ano, a wracając do tematu, u nas nikt już w lasach nie żyje. A swoją drogą - Bambosh przerwał i spojrzał się na Irian. - Nie jesteś przypadkiem podróżniczką? Powinnaś znać się trochę...
- Cicho! - Irian poczuła się niezręcznie. - Daję głowę, że ruszyliśmy w dobrym kierunku.
- Bambosh, wzbij się w powietrze i poszukaj wioski - Avellana zasugerowała najdelikatniej jak mogła.
Elf uniósł się wysoko, jednakże nigdzie nie widział wioski. Wypatrzył jedynie polanę oddaloną o jakieś kilkadziesiąt metrów. Drużyna zaczęła się powoli martwić, przecież nie mogli w ciągu godziny oddalić się aż tak bardzo. Po krótkiej naradzie postanowili ruszyć na polanę.
Nagle Zeg poczuł trupi swąd. Wzmagał się wraz ze zbliżaniem się do polany. Na miejscu postanowili odpocząć.
- Ten smród zaczyna mnie denerwować... gdzie my jesteśmy? - Denerwował się Bambosh.
- Na pewno jest jakieś sensowne wyjaśnienie. - Dodała Avellana.
- Może to sprawka demonów? - Zeg zaczął coś podejrzewać.
- Łiiiiii, motylek! - Miya zaczęła gonić z siatką nieszczęsnego owada.
*******GLEBA********
- To zachowanie kogoś mi przypomina... eee, nieważne. - Zaczął Bambosh. W tym czasie Miya zdążyła złapać motylka i uważnie się mu przyglądać. Nagle za nią pojawił się dziwny demon z czułkami na głowie.
- Eeee... Miya... - Irian popukała ją po plecach.
- Co? Nie widzisz, że podziwiam moją zniewoloną zdobycz?
- Ale...
- Co ale?
- Zdaje się że za tobą jest... jego mamusia.
- Mamusia? - Demon był wyraźnie oburzony. To, że noszę makijaż, nie oznacza że jestem demonką!!! Dopiero teraz kronikarka zauważyła przybysza. Jej srebrne oczy wyglądały na co najmniej uradowane.
- Jaki śliczny drań! - Miya była rozanielona, nawet jak na mazoku. Ach, mieć takiego w swojej szafie...
- Drań? Słodziutki Zimny Drań? - Na słowa kronikarki Serika i Sat poderwały się niemalże jednocześnie i spojrzały w jego stronę, wcześniej ściskając Bambosha. - Co z nim zrobimy? Jest taki draniowaty że go chyba wezmę tylko dla siebie.
- O nie! - Miya rzuciła się na towarzyszkę z WiP-u. To samo zrobiła czerwonowłosa. Motyli youkai tylko westchnął mamrocząc coś pod nosem o dziwacznych gustach u płci przeciwnej i nie tylko, po czym korzystając z okazji zamknął wszystkich w kokonach.
- Cha! - Dumnie wykrzyknął. - Teraz będziecie walczyć ze swoimi największymi koszmarami, a ja będę czerpał waszą moc! Wcześniej czy później nic z was nie pozostanie! Z waszą potęgą żaden demon mi się nie oprze!
***
Avellana znalazła się w mieście, dużym mieście. Mijały ją tłumy mieszkańców, każdy z nich miał beznamiętny wzrok. Jakby nie mieli duszy, lub... byli kontrolowani. Po chwili poznała przyczynę. Unosił się nad nią wielki plazmowy ekran, na którym widać było twarz Distanta przemawiającego do obywateli:
- Oto dzięki moim nieomylnym posunięciom, utworzyłem raj na ziemi. Zlikwidowałem bezrobocie, korupcję, mafię, choroby i nawet to, co niemożliwe jest do usunięcia. Wszechświat jest w naszych rękach, a niedługo wyruszymy na podbój galaktyki. Tysiące wybitnych wrogów Distantświata właśnie budują niezliczone flotylle gotowe na skinienie ręki waszego przywódcy podbijać Multiświat. Przygotujcie się do wojny. We want YOU!
- Ave Distant! - Zakrzyknął tłum.
- Super... - mruknęła do siebie Avellana. - Jakżeś wybrał tych wrogów? Chyba drogą losowania. - Rozglądnęła się. Wszędzie było widać plakaty, flagi i hologramy z podobizną Distanta. W sklepie Distant, za drzwiami Distant, w telewizji Distant. Badaczka kupiła paczkę chipsów, by zobaczyć, czy na naklejce też będzie Distant, ale tam był... Vel.
- Gratulacje, trafiła pani na kupon specjalny - rzekł ochoczo człowieczek o równie beznamiętnym wyrazie twarzy jak inni. - Wygrała pani wycieczkę do DistantLandu, miejsca, gdzie nic nie jest niemożliwe.
- Ave Distant - mruknęła ironicznie Ave, po czym doszło do niej jak bardzo się boi. - Jak to możliwe? Agenda rządzi, zniewoliła wszystkich, a Distant siedzi jak pająk w sieci i nikt nie może mu nic zrobić. NIE!!!!!! To nie może być prawda!!!!
***
Sat znajdowała się w pięknym gotyckim kościele. Zbliżała się do kapłana z wyglądu przypominającego Bambosha. Spojrzała w dół - jej oczom ukazała się cudna biała suknia. Spojrzała w lewo, ujrzała wiele znajomych twarzy i Miyę będącą jej świadkiem. Spojrzała w prawo i... o mało nie dostała zawału. Panem młodym był tilk - ten sam bezduszny cyborg, który doprowadzał ją do szału swoją logiką, brakiem jakichkolwiek uczuć i moralną orotdoksją. Kroczył pewnym krokiem niby jakiś faszysta lub android. Jego wzrok wyraźnie dawał żywiołowej mazoku jedno do zrozumienia - ma przechlapane. Starała się uciec, lecz coś uparcie doprowadziło ją przed ołtarz. Kapłan zaczął:
- Zebraliśmy się tutaj, by połączyć tę oto parę nierozerwalnym węzłem małżeńskim. Czy ty Satsuki, bierzesz tego oto Tilka - Sat zaczęła się poważnie niepokoić - za męża i przysięgasz jemu wierność, miłość i sprawiedliwość dopóki śmierć was nie rozłączy?
Zrozpaczona jeszcze raz rozglądnęła się po kościele. Widząc wzruszonych gości krzyknęła...
- NIEEEEEEEEEE!
***
Serika starała się opanować rosnącą moc chaosu. Wokół widziała swoich towarzyszy: Avellanę, siostry i rodzynka z WiP-u, Bambosha i wielu innych. Byli przerażeni, zdawali się coś krzyczeć, jednakże nie była w stanie ich usłyszeć. Nagle z portalu wyłonił się Zeg rzucając w jej kierunku miotłę. Za późno. Energia chaosu odrzuciła przyrząd ładu i pochłonęła wszystkich. Jedyne co poczuła to rozpacz.
***
Tymczasem Miya uciekała przed bandą paladynów. Jakiś szaleniec rozpylił zarazę w Multiświecie zmieniając wszystkich facetów w czyste, niewinne i co gorsza - fanatyczne dziewice. Czuła że jest ostatnim domniemanym sukkubem, dzięki portalom nieraz udawało jej się uciec. Teraz nie miała gdzie, każdy świat był zainfekowany. Nagle pojawił się Distant i zaproponował jej bezpieczne schronienie - czuła że podpisuje pakt z diabłem, ale nie miała wyboru. Po drugiej stronie została natychmiastowo otoczona osłoną i zanurzona w kawie. To było dla niej za wiele...
***
Irian miała marę zbliżoną do Avellany, z tym, że siedziała w sali przesłuchiwań otoczona polem siłowym. Nagle pojawił się rudowłosy mazoku - rozpoznała w nim Vela. Usiadł spokojnie i rozpoczął przesłuchanie.
- Zatem - rozpoczął z fałszywym uśmiechem - gdzie się ukrywa reszta ruchu oporu przed Niezwyciężoną Agendą Niezwyciężonego Distanta.
- Nic ci nie powiem - Irian nagle zaczęło wgniatać w ziemię.
- Ładny wynalazek prawda? Zaraz jeszcze bardziej zwiększę grawitację. Gadaj!
- Zobaczysz... ucieknę, a moje informacje doprowadzą do klęski jego reżimu i nastanie wolność! - Jednak niezbyt w to wierzyła...
***
Zeg tymczasem znajdował się na czterech łapach i jedynym odgłosem, który mógł w stanie wydać było szczeknęcie. Nad nim zaś stały na dwóch łapach jego wierne jamniki bojowe - Rozpruwacz i Pepetka.
- Ech, jak ciężko go tresować - westchnął Rozpruwacz.
- Nawet głupiego mithrilu przegryźć nie potrafi - dodała Pepetka.
Lider AntyWiP-u tylko westchnął...
***
Inai, Gato i Noire były poprzywiązywane do krzeseł. Po chwili zauważyły zbliżającą się do nich długouchą postać. W mig rozpoznały w niej Alirę - szaloną elfkę o jeszcze bardziej szalonych pomysłach na zbicie majątku. Spojrzała się na ofia... pacjentów, po czym wyciągnęła kartkę.
- No to teraz terapia kleksowa - rzekła z sadystycznym uśmiechem. Jak się zmęczę to użyję rzutnika. Minie tydzień i będziecie bardziej obłąkane niż możecie to sobie wyobrazić.
- Ale... ty chyba powinnaś nas leczyć... - Inai nieśmiało zabrała głos.
- Skądże znowu - elfka wyglądała na co najmniej radosną. - Obiektów doświadczalnych się nie leczy. Tylko wykańcza. - Zaczęła pokazywać kolejne kleksy. Nie było to przyjemne...
***
Bambosh miał najdziwniejsze wizje. Marchewki z dużym garniturem uzębienia, stworki psujące puszystość sierści, hektolitry alkoholu i klatki na króliki. Najśmieszniejszym było to, że się nie bał, co więcej był zdziwiony swoimi podświadomymi obawami.
- Eeeee... ciekawych rzeczy się o sobie dowiaduję - Bambosh zamruczał do siebie. Nigdy bym się czegoś takiego nie bał. Chyba że... - Nagle go oświeciło. - MWAHAHAHAHAHAHAHA! - Gromki śmiech wstrząsnął kokonem, zwracając uwagę zielonoustego motyla. - Ten ciotowaty kretyn zsyła na mnie koszmary moich Bamboshków! MWAHAHAHAHAHA! - Kokon był przystosowany do zbierania negatywnej energii, zatem ładunek śmiechu rozerwał go na strzępy. Youkai zamarł ze zdziwienia, ale po chwili otrząsnął się przyszykował atak. Przerwał mu Xeniph, który rzucił się ze szponami w kierunku stwora. Motyl wypuścił w jego stronę strumień nici. Bezskutecznie. Zatrzymały się na osłonie Bambosha.
- Teraz! - Krzyknął Xeniph raniąc potwora w pierś, pozwalając energetycznemu ostrzu Bambosha przeniknąć przez ranę na wylot i eksplodować w jego wnętrzach. Kokony zniknęły ukazując zdezorientowaną grupę. Polana okazała się iluzją zmieniając się w gęsty las. Elf z powietrza ujrzał wioskę. Była oddalona o półtorej godziny drogi. |
Ostatnio zmieniony przez Szaman Fetyszy dnia 18-12-2003, 12:34, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
Yumegari
Feministka szowiniska
Dołączyła: 05 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 19-12-2003, 21:01
|
|
|
Yumegari w zadumie patrzyła na odległą wioskę, podczas gdy drużyna nie mogła się jeszcze do końca otrząsnąć z szoku wywołanego koszmarami.
- ...I wyobrażacie sobie... - ekscytowała się Miya. - wszyscy mnie gonili... Byli straszni! Paskudni i nawiedzeni, jak wszyscy paladyni.
- Oj, tak, tak, doskonale rozumiemy, o co ci chodzi... - westchnęła Sat, posyłając Bamboshowi przeciągłe spojrzenie.
- No dzięki. - mruknął ten. - Zapominacie, ze dzięki mnie udało wam sie uwolnić.
- Tak, tak, dziękujemy... - uśmiechnęła się kokieciarsko Gato, zarzucając mu ramiona na szyję, co spowodowało mimowolny rumieniec na twarzy Petera. Dziewczyna zachichotała i wyswobodziła go z objęć.
- Tylko nie bierz tego na poważnie. - puściła do niego oczko.
- Ty, uważaj! - Miya pogroziła jej palcem. - Bo jeszcze gotów to uznać za próbę podrywu, a wtedy...
- Daj spokój - zaśmiała się Serika, ale wzrok nadal miała rozbiegany. Wyglądało na to, że jej sen wciąż prześladował ją w myślach.
Avellana spojrzała na nią z troską. Chyba rozumiała, co przeżywa, ale nie odezwała się ani słowem. Nikt nic nie mówił na ten temat, ale domyślano się, czego dotyczył koszmar Seriki.
- W każdym razie - Xeniph wciągnął ze świstem powietrze. - wygląda na to, ze mozemy wracać do wioski. - Żaden demon czy coś w tym stylu nie powinno nam przeszkadzać.
- Zresztą - odezwała się Inai. - nie było to zbyt silne, skoro nie tylko atakowało nas przez koszmary, ale i dało sie wykończyć w tak łatwy sposób!
Bambosh napuszył się na te słowa, ale nie bardzo wiedział, czy odezwać się i potwierdzić te słowa, czy lepiej milczeć, żeby nie wyjśc na słabełusza. W tym momencie Yumegari wyrwała się z zamyślenia.
- On wcale nie był słaby. - odezwała się, a wszyscy spojrzeli w jej kierunku. - Wierzcie mi, znam się trochę na iluzjach...
- ...i snach... - wtrąciła się Miya, ale Yumegari zdawała się tego nie słyszeć.
- ...i potrafię rozpoznać, kiedy są słabe, a kiedy mocne. I ta miała niezwykłą siłę.
- A tobie co się śniło? - zapytała Noire.
- Nic. - wzruszyła Yumi ramionami. - potrafię odparować taki atak. Ale fakt, że miałam trudności z wydostaniem się z niego w prosty sposób... jest niepokojący.
- W prosty sposób? - zapytała Avellana.
- To ja pomieszałam trochę w śnie Bambosha. Tak naprawdę ten demon planował dla ciebie inny sen, jednak miał w tym trudności, biorąc pod uwagę twoje zespolenie z Bamboshkami. Wykorzystałam to sprowadziłam na ciebie ich wizje.
- Czyli gdyby nie one... moglibyśmy...
- ...a my nie wydostalibyśmy się z tej iluzji?
- To dzięki nam, dzięki nam! - zaśpiewały Bamboshki.
- Z tego wynika, że jesteś kiepska. - zaśmiał się Xeniph.
Yumi uśmiechnęła się skromnie.
- Być może - powiedziała z błyskiem w oczach. - Ale nie twierdzę, że nie znalazłabym innego sposobu... Rozbicie potężnego snu wynika trochę czasu. Ostatecznie Całe zajście trwało kilka sekund... nic by się nie stało, gdyby potrwało jeszcze trochę.
- Kilka sekund? - mina Miyi wyrażała powątpiewanie. - Wydawało mi się, że śniłam conajmniej kwadrans...
- Nie, nie - tym razem Yumegari roześmiała się łagodnie. - Dosłownie cztery sekundy. Wiem, ze można tak przypuszczać, ale... W każdym razie, na szczęście nie stało się nikomu nic złego. A to zajście dowiodło jednego.
- Czego?
- Tego, że skoro - a tak myślę - "motylek" był sprawką naszego znajomego ze świątyni, to musi on posiadać niewiarygodną siłę... |
_________________ Behind every great woman is a man checking out her ass
|
|
|
|
|
Inai Nerse
Dołączyła: 22 Wrz 2003 Skąd: Cytadela Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 19-12-2003, 22:47
|
|
|
Inai: Skoro jest on tak potężny, to dlaczego usiłował wykończyć nas koszmarami? Przecież mógł zrobić to inaczej, prościej... Na przykład niespodziewanie zrzucić coś ciężkiego na nas... Czy to nie byłoby prostsze?
Gato: Może nie potrafi działać w sposób fizyczny... Tylko magią... Ale w takim wypadku mógłby strzelić jakąś błyskawicą albo czymś w skałę nad nami... Albo załatwić to jakoś podobnie...
Serika: Nie wiem, czemu tak zrobił, ale nie chciałabym doświadczyć tego jeszcze raz...
Wszyscy spojrzeli na nią ze współczuciem. Wiedzieli, lub chociaż domyślali się, jaki był jej koszmar.
Noire: Chodźmy stąd...
Inai: Spojrzę z góry, czy nie widać jakichś potworów w pobliżu... <zmienia się w kruka>
Bambosh: Nie mogłaś zrobić tego wcześniej?!
Inai: Nie wpadło mi to do głowy ^^"
Bambosh: =="
Gdyby ktos zobaczył drużynę w tym momencie, mógłby się nieźle zdziwić. Duża grupa stojąca w miejscu i wgapiająca się z uwagą w niebo. Po chwili Inai wylądowała i zmieniła się z powrotem w siebie.
Inai: Nic nie ma. Na razie... Lepiej stąd chodźmy. Naprawdę. To nie jest dobre miejsce... |
|
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 22-12-2003, 20:25
|
|
|
Wszystkie niescislosci na priva to poprawie
To wyzej skasuje jutro. To tez.
Ostrzezeni przez Inai ruszyli z powrotem do wioski. Wedrowali polna droga, od czasu do czasu ocieniona przez niewielkie, acz przyjemne zagajniki. Wspinali sie na strome zbocze wgorza, mijajac zasadzony na jego szczycie, rozlozysty magnoliowiec, to znow schodza w lagodna dolinke, by znow wspiac sie na wzgorze, minac identyczny magnoliowiec i zejsc w dolinke, zdobyc kolejne wzniesienie, odpoczac w cieniu magnoliowca i zejsc w dolnke.
Za ktoryms razem Serika stwierdzila:
- Ale ktos mial swietny pomysl. Wyobrazcie sobie jak te magnolie musza wygladac na wiosne. Zasadzic identyczne drzewa na kazdym wzgorzu... - urwala zdanie w polowie. Kluczowym wyrazem bylo tu ,,identyczne".
- Pamietacie? Tamto na poprzednim wzgorzu mialo zlamany pzez burze, srodkowy konar. - przypomnial ktos. Wszyscy spojrzeli w gore... rzeczywiscie w miejscu jednej z galezi sterczal poszarpany kikut.
- Czyzbysmy krazyli w kolko? - zapytal sie Zeg.
- Nie to stanowczo niemozliwe! - uparl sie siedzacy mu na ramieniu Leshem - nawet wy nie jestescie takimi...
Nikt nie dowiedzial sie za kogo ma nas Leshem. Zeg zostawil go w kurzu drogi, by sobie troche odpoczal i wykurowal guzy.
- Zawiesimy tu wstazeczke - Zeg zawiesil na galezi czerwona kokardke, ktora zdial z szyi Pepetki i pojdziemy na kolejne wzgorze zobaczyc, czy tam tez bedzie.
Byla.
- To przypadek. Na pewno wiatr ja tu przywial. - powiedzial ktos, ale sam w to nie wierzyl.
- Cofamy sie dwa wgozra w tyl! - zarzadzil Zeg, ktory zawsze domagal sie dowodow empirycznych.
Widok czerwonej kokardki wesolo dyndajacej na wietrze draznil ich oczy, gdy zdyszani wspieli sie na wzgorze. Nic dziwnego, ze Zeg zerwal ja odrazu i podeptal.
AAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Krecimy sie w kolko!!!!!!!!!!!!! - wyrwalo sie z ich gardel.
Zmieta, czerwona wstarzka triumfalnie unosila sie w powietrzu porwana przez wiatr. |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Yumegari
Feministka szowiniska
Dołączyła: 05 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 26-12-2003, 14:00
|
|
|
Jeżeli pokręciłam coś lub napisałam bzdury i nieprawdę, proszę mnie zawaidomić, a naprawię^^"
Xeniph kopnął z wściekłością pień magnolii.
- Cholera by to wzięła! Zakrzywienie przestrzeni!
- Nic się nie da poradzić? - zapytała niepewnie Gato.
- Oczywiście, że się da. - mruknął ponuro Zeg. - Rozerwać przesterzeń jakimś silnym zaklęciem, na przykład Laguna Blade i po krzyku.
- Nie radziłabym... - odezwała się ostrożnie Serika.
- Oczywiście, że byś nie radziła! - zdenerwował Zegarmistrz. - Wszyscy przecież wiemy, czym to grozi...
- Czym? - zapytała Yumegari.
Avellana westchnęła. Wskazała głową na Seri i wyjaśniła:
- Wiesz chyba, że to i podobne mu zaklęcia, odwołują się do Chaosu. A ponieważ ona nie bardzo w tej chwili panuje nad swoją mocą, energia mogłaby się wymknąć z pod kontroli, przyciągana bliźniaczą magią, a wtedy...
- ...pochłonąć wszystko. - dokończył Xeniph, a Serika mimowolnie wzdrygnęła się.
- Więc co zrobimy?
- Ja proponuję sprawdzić, jak daleko to zakrzywienie sięga - powiedziała Sat.
- Co masz konkretnie na myśli? - zmarszczyła brwi Miya, ale natyczmiast po zadaniu tego pytania oświeciło ją. Klasnęła w dłonie. - Jasne! Spróbujemy wydostać się astralem!
- A czy to nie na jedno wyjdzie? - powiedział z powątpieniem Zeg. - Mieliśmy zamiar utworzyć przejście poza strefą fizyczną i wydostać się stąd...
- Skoro już o przejściach mówimy... - odezwał się Bambosh. - to czy nie lepiej po prostu i najzwyczajniej w świecie utworzyć normalnego portalu?
Po tych słowach nastąpiła cisza. Wszyscy wpatrywali się w niego ogłupieni. Sat pacnęła się wnętrzem dłoni w czoło.
- No jasne! Że też ja na to nie wpadłam!
- A czy portal nie służy tylko do zmieniania wymiarów?... - spytała nieśmiało Yumi.
- Oczywiście, że nie... - uśmiechnęła się Miya, jako specjalistka od tego rodzaju robót. - To przeciez rodzaj teleportu! - Kl;esnęła w dłonie. - Moja kolej!
- Tylko tym razem zrób portal POZIOMY, dobra? - mruknęła niewyraźnie Sat, ale wyglądało na to, że Miya nie usłyszała, ponieważ zaczęła tworzyć portal na powierzchni ziemi. Już wkrótce był gotowy.
- Wracamy do wioski! - zakrzyknęła Noire i nie czekając na nikogo wskoczyła pierwsza.
- Hej! - zawołała za nią Miya. - Nie tak prędko...
Urwała w pół zdania, bowiem z portalu wynurzyła się ta, co dopiero do niego wskoczyła. Rozglądnęła się po towarzyszach, nie rozumiejąc zbytnio sytuacji.
- Co to? Już na miejscu? Szybcy jesteście!
- Nie, nie na miejscu. - Avellana z przeciągłym westchnieniem dotknęła dłonią czoła. - Ciągle w punkcie wyjścia.
- Jesteśmy uwięzieni! - złapała się za głowę Irian. Xeniph kopnął jeszcze raz biedne drzewko.
- Hej, nie wyżywaj się na nim. - upomniała go Ave, jak zawsze wraliwa na krzywdę Natury. Nagle zamarła. Podeszła bliżej do drzewa i obejrzała liście i kwiaty bardzo uważnie. Po dokonaniu dokładnych ogląedzin cofnęła się z poważną miną.
- Moją specjalnością są wprawdzie kwiaty, zioła i pokrewne, ale co do jednego jestem pewna. - powiedziała powoli, ważąc każde słowo. - To nie jest zwykły magnoliowiec. To coś...
Wszyscy spojrzeli na nią w napięciu. |
_________________ Behind every great woman is a man checking out her ass
Ostatnio zmieniony przez Yumegari dnia 27-12-2003, 12:40, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 27-12-2003, 19:48
|
|
|
- ...Innego. To nie jest drzewo.
- Nie drzewo? A co, krokodyl? - zapytał zgryźliwie Leshem. Odem syknął na niego.
Avellana obmacała pień i obskubała jeden liść.
- Krokodyl chyba nie - powiedziała trochę nieprzytomnie. - Ale to w ogóle nie jest roślina.
- Ent? - ucieszył się Zegarmistrz. - Dawno nie widziałem...
- Nie drzewo, a w kształcie drzewa - powiedziała powoli Miya. - Prywatny wymiar? Dekoracje, obliczone na zatrzymanie nas?
- Z głupiego prywatnego wymiaru nie umiesz wyjść? - Serika nie była w szczególnie dobrym humorze, czemu trudno się było dziwić.
- Wcale nie jest głupi... Jeśli tak, to to mistrzowska robota.
- Ale nie wydaje ci się, żeby nas gdzieś przenosiło? - Avellana na odmianę odłupała kawałek kory.
- Nie.
- Yumegari, czy to możliwe, że nadal znajdujemy się we śnie, w jego kolejnej warstwie?
- Nie wydaje mi się - odpowiedziała ostrożnie zapytana. - Trudno byłoby mnie oszukać.
- Więc podsumujmy - Avellana zrezygnowała z prób odłamania gałęzi. - Nie przeniosło nas w inny wymiar i nie jesteśmy we śnie. Czyli pozostaje założyć, że to, co nas otacza, to jest rzeczywistość.
- I w czym ma to nam pomóc? - zainteresowała się Satsuki.
- Umrzesz dobrze poinformowana - odpowiedział jej Jehalom.
Avellana westchnęła, wyciągnęła składany nożyk i z rozmachem wbiła go w pień. W następnej chwili wszyscy odskoczyli nerwowo - drzewo wydało głośny jęk, a z nacięcia zaczął się sączyć czerwony sok, nieprzyjemnie przypominający krew...
- To jest żywe! - zjeżona Inai wyglądała jak szczotka kominiarska.
- To nas zaraz zaatakuje! - Gato wyglądała podobnie, z tym, że w swojej bieli przypominała raczej ogromny puszek do pudru.
- To nie jest groźne - Irian podeszła do drzewa, oglądając je uważnie. - Avellana, jak mogłaś? - dotknęła kory, a nacięcie zasklepiło się w mgnieniu oka.
- Słyszałam o czymś takim - Avellana nie wyglądała na szczególnie wzruszoną. - To są jakieś zaczarowane istoty. Najpewniej ludzie.
- Kto ich zaczarował? - wzdrygnęła się Satsuki.
- Tego się nie dowiemy, chyba, że zdołamy ich zapytać.
- Ja... Mogę spróbować do nich dotrzeć - powiedziała niepewnie Yumegari. - Ale to chwilę potrwa...
- Przez ten czas moglibyśmy najwyżej zwiedzić kilka następnych magnoliowych wzgórz - podsumował Xeniph. - Można równie dobrze zaczekać tutaj.
Yumegari przebudziła się po trzeciej herbatce (albo piątej partyjce pokera, zależy, na kogo spojrzeć).
- Oni... Tu kiedyś była wioska. Ten stwór... Ten stwór, którego spotkaliśmy, przemienił ich, bo mu się sprzeciwili... Wszystkich ludzi w wiosce przemienił w drzewa magnolii. Chciał, by stało sie to postrachem dla innych. Ale kiedy został zapieczętowany, oni zapadli w sen... Nie różnili się od zwykłych drzew i ludzie powoli zapomnieli, Las Przemienionych stał się tylko legendom. Ale teraz demon obudził się i nakazał im zatrzymać nas... Chce zebrać siły i odebrać pieczęci, które mamy. Przekonałam ich, żeby nas puścili.
- To bardzo pięknie - powiedział nieufnie Zegarmistrz. - A co tym razem obiecałaś w zamian?
- Nic takiego... - speszyła się Yumegari. - Tylko... I tak mieliśmy ruszać dalej... To pomyślałam...
- Że znajdziemy tego demona i go wykończymy? - domyślił się Xeniph.
- No... Tak.
- Może być - Serika zabrała głos, o dziwo, nieco spokojniejsza. - Przecież to wszystko jedno, gdzie pójdziemy dalej. Po drodze możemy się rozpytać o jakieś zęby, nie?
- A w którą stronę? - zainteresowała się Miya. - Mamy tak łazić na oślep?
- Na zachód - odparła Yumegari pewniejszym tonem. - Ten stwór przybył z zachodu i zapewne tam ma kryjówkę.
Tym razem magnoliowy las skończył się po mniej więcej godzinie marszu. Wędrowców otoczyły soczyście zielone łąki, a trochę później - pola uprawne. Klnąc, brnęli przez zalewającą pola ryżowe wodę, mając nadzieję, że nie natkną się na rozsierdzonych wieśniaków. Tym razem zrezygnowali z szukania noclegu we wsi. Zatrzymali się na noc na samotnym wzgórzu, na którym wyrastał potężny miłorząb. Jeśli było to drzewo magiczne, to w każdym razie nic złego o jego magii nie dało się powiedzieć, orzekła Avellana.
Ale rankiem zamiast dalszej drogi ujrzeli ocean mlecznej mgły, zdecydowanie zbyt gęstej i upartej, by mogła mieć pochodzenie naturalne.
- Uważajcie - ostrzegł Zegarmistrz. - To stara sztuczka, porozdzielać nas we mgle i pojedynczo wydusić...
Ale siedzenie w miejscu nie miało sensu; drużyna zachowując ostrożność ruszyła w dalszą drogę. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Inai Nerse
Dołączyła: 22 Wrz 2003 Skąd: Cytadela Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 31-12-2003, 13:27
|
|
|
Avellana szła małymi krokami przez mgłę. Nagle, z tyłu usłyszała podejrzany dźwięk...
Avellana: Co to? Słyszeliście to?
Wokół panowała złowieszcza cisza...
Avellana: Mam nadzieję, że tylko robicie sobie żarty... Dobrze, przestańcie już... Proszę...?
Żaden odgłos nie zmącił doskonałej ciszy...
- Avellana, jesteś tu? Heeej! AAAA!!!!!! <plask> Dlaczego mi się to zawsze musi zdarzać... AAA!!!!! <plask> CHOLEŁA JASNA!!!! W dodatku łozwaliłam sobie wałgę... - Avellana usłyszała gdzies z boku zrzędzenie Inai
Avellana: Jest tu kto?
Noire: Znalazłyśmy ją!
Avellana pobrnęła w kierunku głosów. Po chwili ujrzała Gato i Noire podnoszące Inai z ziemi.
Gato: Znalazłaś się w końcu! Wracajmy do reszty!
Avellana: Czemu tylko wy tu jesteście? Gdzie reszta?
Inai: Łoździeliliśmy się. My miałyśmy cię szukać tu, a oni podzielili sie na głupy i poszli w innych kiełunkach. Włacajmy tełaz...
Avellana: Ale w którą stronę?
Noire: Wiesz... To było niedyskretne pytanie... =="
Inai: Właściwie, to mogłabym tu ściągnąć kompas, tylko co by nam to dało? Nic... AAAAAA!!!!!! <plask> ZNOOOOOOWUUUUUU?! NIEEEE!!!!
Gato: Ciamajda... ==
Avellana: Zanim przyszłyście, usłyszałam cos dziwnego...
Inai: Co dokładnie?
Avellana: Nie wiem... Jakby szuranie... |
|
|
|
|
|
Gato
Skeletofiliac
Dołączyła: 17 Sie 2003 Skąd: Arth Status: offline
|
Wysłany: 01-01-2004, 04:01
|
|
|
- Szuranie? - spytała Gato. Nagle znieruchomiała. - Słyszałyście to?
Dziwny dźwięk rozległ się znowu...
- Co to może być? - spytała zaniepokojona Inai.
Nagle spod ziemi wystrzeliło coś co przypominało pnącza... dużo grubych, mocnych pnączy. W mgnieniu oka oplotło zaskoczoną grupkę.
- Zabierzcie to ze mnie!!! Zabierzcie!!!!! - darła się przerażona Gato.
- To nie takie proste - mruknęła Avellana - skoro nas też to oplotło...
- Fakt... przepraszam - odparła Gato nieco spokojniej. - Ale... co teraz? |
_________________ http://monstersgame.pl/?ac=vid&vid=17017396
|
|
|
|
|
tilk
Dołączył: 24 Lip 2003 Status: offline
Grupy: Alijenoty
|
Wysłany: 02-01-2004, 18:10
|
|
|
Po opuszczeniu świata Agendy Tilk długo przeszukiwał Multiświat, poszukując ciekawych miejsc do zbadania. Szukał intensywnie i długo, skacząc z jednego końca Multiświata do drugiego. Niestety, nie natrafił na nic interesującego...
Nudził się.
Nuda nie była dla niego czymś przyjemnym. Tilk nade wszystko lubi odkrywać ciekawe rzeczy. Miał tego dużo w świecie Agendy; wszak cała czwarta platforma, wypełniona cudami obcej technologii, była do jego dyspozycji. Źle znosił więc pustkę, jaka pojawiła się w jego życiu wraz z zamknięciem wymiaru organizacji Distanta. Starał się odnaleźć coś, co mogłoby ją wypełnić.
Po kolejnym bezowocnym skanie Tilk siedział na mostku swego statku, próbując ustalić, dokąd tym razem otworzyć Portal. Mimo tego, że dotychczas spenetrował ledwie ułamek objętości Multiświata, miał problem z wyborem celu. Nagle pojawiło się oświecenie.
- Eureka! Bambosh Rider, ten szurnięty narwaniec, paladyn od siedmiu boleści... Tam, gdzie on jest, zawsze jest ciekawie! - wykrzyknął Tilk z euforią. - No, może nie zawsze... ale zabawne rzeczy generalnie lubią go chyba bardziej ode mnie. TSS-2, otwieraj portal. Musimy zlokalizować Bamboshki.
***
Podążając śladem subtelnego sygnału aury Bamboshków, której sygnaturę Tilk przezornie zapisał w komputerze statku, TSS-2 wraz ze swą jednoosobową załogą dotarł do dziwnego miejsca. Przed pojazdem roztaczała się gęsta mgła. Nie wyglądała na naturalną.
- TSS-2, przeskanuj tę mgłę.
- Zebrane dane nie pasują do niczego, co zawiera moja baza danych. To z całą pewnością nie jest woda. Mgła przed nami ma kilka dziwnych własności, z których najważniejszą dla nas jest ogromna pochłanialność promieni radiowych.
- Interesujące - odpowiedział Tilk. - Przenieś mnie tam, jak najbliżej Bambosh Ridera.
- Ostrzegam, że w tej odległości utracimy kontakt radiowy. Będziesz zdany tylko na siebie.
- Przynajmniej będzie trochę ciekawiej. Załaduj dane o terenie do pancerza bojowego i przenoś mnie.
Chwilę później Tilk zniknął w błysku światła...
***
- Bambosh! Baaaambosh!
- Tilk? Co ty tutaj robisz? - ze zdziwieniem spytał się elf.
- Nie mogłem znaleźć ciekawych światów do eksploracji, więc postanowiłem, że dołączę do ciebie. I co widzę? Sam jeden w niezwykle gęstej, nie do końca naturalnej mgle? Jesteś chyba świadomy, że to lekko niebezpieczne?
- Nie przyszedłem tu sam, byli ze mną Avellana, Zeg, Miya, Serika i paru innych. Niestety, Avellana zgubiła się we mgle, więc rozdzieliliśmy się, aby ją odnaleźć.
- To chyba nie było zbyt mądre... To miejsce wygląda jak pułapka. Możecie mieć duże problemy ze spotkaniem się ponownie. Nawet ja mam tutaj pewien problem. Mgła, w której jesteśmy, pochłania promienie radiowe. Nie mam łączności z TSS-2, jestem zdany tylko na systemy nawigacyjne mojego pancerza.
- Systemy nawigacyjne... nawigacyjne... to znaczy, że wiesz, w którym kierunku jest punkt wyjścia?
- Wiem, inaczej bym się tutaj nie zapuszczał. Jeśli przestrzeń nie jest tu jakoś dziwacznie pozaginana, powinniśmy być w stanie wyjść z obszaru mgły.
Nagle z mgły wyłoniła się tajemnicza postać.
- Tilk?
- Xeniph?
- Ach tak... - odpowiedział Bambosh - Podzieliliśmy się na niewielkie grupy. Xeniph jest ze mną. Więc co robimy?
- Szukajmy dalej - odrzekł Xeniph. |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|