Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Miotla dla Seriki: |
Wersja do druku |
Vel
Deskorolkarz
Dołączył: 08 Lip 2003 Skąd: POLSKAAAAAAAaaa Status: offline
|
Wysłany: 09-04-2004, 09:40
|
|
|
Wąż nie miał zamiaru bawić się w powitania z nowoprzybyłymi. Leżał zwinięty w najciemniejszym rogu komnaty i myslał. Po chwili coś go naszło.
-Pamiętacie ssszzztylet Croff...? - cichy syk przeszył ciszę, która nastąpiła po upadku Daera - Ten, który nas gdzieś przeniósssł?
-Niby tak... - odpowiedziało parę osób.
-Jakim cudem do tego dossszzzło, sssskoro magia nie działa...?
-...
-A pamiętacie miecz Val Bavergarsa? Przeciwnika Ryu?
-Chcesz powiedzieć... - niektórzy zaczęli domyślać się, co żmija może mieć na myśli.
-Rękojeśśśści... obie z wężami. Obie z purpurowymi kamieniami.
... Zapadła cisza.
-Być może niekoniecznie pakt z demonami ma aż tak wielki wpływ na możliwośśść używania magii... |
_________________ Ej cze |
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 09-04-2004, 14:43
|
|
|
[Vel, ubiegłeś mnie! Chciałam połączyć to z czymś innym... Ale trudno, i tak połączę, bedzie jednowątkowa akacja najwyżej...]
-A to znaczy, ze ten Ktoś manipulował wami od samego początku... Pytanie, czy nami też? - ziewnęła Serika. Niebo zaczynało się rozjaśniać, a oni tej nocy przecież prawie wcale nie spali.
- Ja proponuję odłożyć zastanawianie się na później, a teraz się przeeeeespać... - odziewnęła Miya.
To był niezły pomysł. Wszyscy padali z nóg. Przydzielili wartę Daerowi, jako temu, który, przynajmniej teoretycznie był względnie wypoczęty, po czym ułożyli się do snu...
Obudziło ich słońce padające im prosto na twarze. Kto wymyślił wejście do jaskini od południa?
- I co teraz?
- Możemy wszyscy wrócić do Kattrat i pogadać sobie POWAŻNIE ze smokami, lub poszukać jakiejś wskazówki tutaj. Skąd wiadomo, czy się coś nie znajdzie?
- Ja nie zostawię tak Achlamy! - Miya rzadko zabierała głos w sprawach dotyczących planów drużyny, ale tym razem była zdecydowana. - Biedny, przerażony, samotny smoczek... T_T
- To moze poczekać.
- Ale tam też były węże!
- ...
- Nie jestem pewna, czy mówimy o tym samym wzorze, ale... - zaczęła rysować coś na piasku - wydawało mi się, że gdzieś w kącie stało coś... Jakby rama, może po prostu jakaś ozdoba...
- Są identyczne - potwierdziła Noire. - Kamyczki też były?
- A były, niebieskie. Zgadza się?
- Niebieskie? ^^" W każdym razie robi się ciekawie. Gdzie się nie obejrzymy, węże. A jak zrobimy krok w tył, nadepniemy na żmiję - -" - podsumowała Aria.
- Wyprasssssszam ssssobie...
- To gdzie idziemy?
- Ja się w każdym razie stąd nie ruszam bez mojego smoczka!
- Chyba nie ma sensu się rozdzielać, razem możemy zdziałać więcej - zawyrokowała Avellana. - Ale w takim razie proponuję najpierw rozejrzeć się po okolicy... Kto wie, może ktoś z tutejszych moze coś wiedzieć?
Zjedli pospieszne śniadanie w tej nieprzyjemnej okolicy, starajac się nie patrzeć w kierunku resztek zombie. Nie działały zbyt dobrze na apetyt. Za to już po godzinie marszu natknęli się na całkiem sporą osadę.
- No, nareszcie jakiś ślad cywilizacji! - ucieszył się Distant.
- Ciekawe, jak tej cywilizacji spodobałby się jednorożec?
- Czy to ważne? I tak mam inne plany - stwierdził. - Myślę, że na razie się pożegnamy. Chciałbym coś sprawdzić, ale sam zrobię to znacznie szybciej...
- Mogę jechać z tobą? - zamrugała słodko oczkami Vanny.
- Sądzę, że nie będziesz przeszkadzać. Do zobaczenia, wrócimy za jakiś czas! - jednorożec ruszył z kopyta w kierunku lasu. Za nim pognała Vanny na RobRoyu, odwracając się jeszcze i machając na do widzenia.
- Ciekawe, co on kombinuje?...
- Pewnie ma Plan - wzruszyła ramionami Serika. - A my moglibyśmy rozejrzeć się po mieście.
Kiedy dotarli do bramy, czekała ich jednak przykra niespodzianka. Krótko mówiąc, była zamknięta na cztery spusty. Zapukali kilkakrotnie, ale odpowiedział im tylko głuch dźwięk uderzania pięści o drewno...
- HEJ, JEST TAM KTO?! - krzyknął w końcu zniecierpliwiony Xeniph.
Tym razem nie musieli czekać długo na odpowiedź, jednak wymierzone w nuich kusze nie były tym, co chcieliby zobaczyć...
- KTO IDZIE?
[Distant, Vanny, zgodnie z życzeniem ;) Jak będziecie mieli czas/ochotę, zawsze mozecie się pojawić] |
|
|
|
|
|
Aria
Matka Opiekunka
Dołączyła: 25 Paź 2003 Skąd: piąta cela po lewej ^^ Status: offline
|
Wysłany: 09-04-2004, 22:53
|
|
|
- ehh.. swoją drogą..- Serika spojrzała z ukosa na dużynę pięknie.. poprostu pięknie.. pomyślała- troche dziwnie wyglądamy.
- co masz na myśli?- Zapytał sie czerwonowłosy Drow.
- no... troche sie wyróżniamy..
- ależ gdzie tam XD- smoczki-klejnoty zaczeły robić słotkie oczęta- my sie wyróżniamy? :DDD
- Wyglądamy na bande demonów!
- tylko niektórzy.. - sprostował Xeniph
- co drugi ma smoka!
- ja nie mam - uśmiechneły sie Aria i Inai.
- chodzi za nami żmija!- Seri zaczeła powoli tracić cierpliwość
- cośśśś nie tak?
- do całości nam jeszcze brakuje jednorożca którego już nie ma- w głosie Seri słychać było rosdzaj ulgii.
- a już o czerwono włosym drowie nie wspominając XD- dołączyła do wiliczanki Inai. Aria spojrzała miną za Avatarka na drużynę, jej słotka minka przerodziła sie w grymas maniakalnego psychopaty.
- ŁOHOHOHOHO! to mi daje doskonały preteks do zabawy w... - tu zamilkła i uśmiechneła sie ponuro, podeszła do dziewczyn cicho z nimi szeptając. potem podejrzanie coś zaczeły wyciągać z toreb..
- co tam macie?- zapytał niewinnie Daer zachylając sie nad dziewczynami.
- DZIEWCZYNY! ŁAPAC GO!
- O______O- dziewczyny rzuciły sie na Daera z toną kosmetyków.
- łaaaa! polimorfia! ja mam polimorfie!
- cicho.. żadnej polimorfi :>>>
- ŁOHOHOHOHOHO!
- co one mu robią?- zapyta reszta która stała z boku. Po 10 minutach szarpaniny Daer miał na twarzy tone podkładu i czarne włosy.
- O__O co wyćie mu zrobiły...?
- kto tu jeszcze wygląda dziwnie? :>>- Seri spojrzala na smoczki. po podobnum zabiegu smoki wyglądły jak niedorozwinięte paki tropikalne, Daer gibał sie w przód i w tył w ciemnym kącie a Aria patrzała dziwnie na Vela.
- co sssssie sssstało....?
- wyglądasz dziwnie :>>>>
-O_O nie...
- tak ...:>
- w gruncie rzeczy jesteśmy w krainie grzie wszyscy mają czarne włosy, każdy inny kolor świadczy że jesteś demonem... np złoty..-
- Seriś.. czemu na mnie patrzysz? O_o
- łapać ją!
- nie!
Po krótkich zabiegach kosmetycznych cała drużyna miała czarne włosy. co druga osoba miała papugę. Aria miała elegancki szal w kształcie węża a Daer był niczego sobie elfem. jednobyło pewne. Byli dobrze zamaskowani :>> |
_________________ http://niziolek.deviantart.com/
|
|
|
|
|
Inai Nerse
Dołączyła: 22 Wrz 2003 Skąd: Cytadela Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 10-04-2004, 12:13
|
|
|
Po dokonaniu przemian kosmetycznych na grupie spojrzała się na kuszników, którzy przecież nadal tam tkwili... I patrzyli się dość dziwnym wzrokiem... No co, nigdy nie widzieli ZOO zmieniającego się w ludzi, którzy spokojnie mogą iść na bal? Cieszyła się tylko z tego, że jest naturalną brunetką... Dziwne, doprawdy... Co do balu... Któryś coś tam krzyknął o festiwalu, ale przez jęki Daera oglądającego się w lustrze nic nie usłyszała... Spojrzała się na niego złym wzrokiem i spytała najbliżej stojącej osoby (wypadło na to, że to Aria), co powiedział strażnik. Aria spojrzała dziwnie na jej uszy i powiedziała:
- On mówi, że w mieście jest festiwal i wchodzić mogą tylko pary.
Dzięki. Wielkie dzięki. Ale czy fakt, że mam większe od ludzkich uszy, musi być równoznaczny z tym, że WSZYSTKO mam słyszeć?
Zaczęliśmy się dzielić na pary. Najpierw dzieliły się małżeństwa, a więc:
Ja ide z Bamboshem, Yuby z Croff.
Gdy Xenowi zaproponowaliśmy, że pójdzie z Arią, jego reakcja była dość dziwna...
Xen: Niech będzie, że z nią pójdę.
Po powstałej w wyniku tej odzywki kłótni ogłoszono, że Xen Arii łaski robił nie będzie i będzie siedział pod miastem sam.
Aria zaś wybrała się z Raflikiem. (Wiem, że sie nie zgłaszałeś do kontynuowania questa, ale zawsze po balu możesz się wycofać, a tak będziesz miał randkę z Arią.)
Grupę podzielono następująco:
Inai idzie z Bamboshem, Yuby z Croff, Aria z Raflikiem, Serika z Daerem, Irian z Cai, Sat z Velem, Yumegari z Shadow tilkiem, Ryu z Miyą, Crack z Noire, Gato z tilkiem. Ave chciała pójść z lamą, ale niestety kusznicy uznali, że tak nie można. Tak więc Ave, mając do wyboru zostanie pod miastem albo pójście na festiwal z Xeniphem, poszła.
Cała grupa weszła przez bramę...
(próbowałam napisać z swojej perspektywy... choć wyszło mi to raczej smętnie...) |
|
|
|
|
|
Vel
Deskorolkarz
Dołączył: 08 Lip 2003 Skąd: POLSKAAAAAAAaaa Status: offline
|
Wysłany: 10-04-2004, 12:40
|
|
|
<Mała nieścisłość... ale co tam- powodzenia, Sat, ale ja nadal mam zamiar robić za szalik ;P > |
_________________ Ej cze |
|
|
|
|
Inai Nerse
Dołączyła: 22 Wrz 2003 Skąd: Cytadela Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 10-04-2004, 12:44
|
|
|
dlatego uważałam, że lepiej, żeby poszła z shadow tilkiem >D |
|
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 10-04-2004, 21:55
|
|
|
[Nie ma mowy! Nie pójdę z Shadow Tilkiem!]
...Ktoś jednak nie przeszedł...
Jakaś postać stałą przed bramą, tupałą co trochę nogą i usilnie wpatrywałą się w ziemię jakby było w niej coś nieciekawego i godnego tylko bycia rozdeptanym. Albo w jakiś inny sposob popsutym. W dodatku do tej ziemi mówiła! Tak przynajmniej wydawało się kusznikom - że porusza ustami.
- Zamień się! - warknęła po raz n-ty przy okazji próbując rozdeptać biedną żmiję obcasem - NATYCHMIAST!
- Ssssssnieeee....
- Tyyyyy... zamień się do cholery bo nie wejdziemy!
- I co sssssss teeeegooooooo?
- AAAAARGHHHH!! - złapała żmiję za ogon, związała jego początek z końcem cudem omijając ugryzienia. Wyciągnęłą różową kokardkę, zawiązała supełek...
Kusznicy dalej się wpatrywali, szeptali coś między sobą, pokazywali palcami...
Czarnowłosa Satsuki uśmiechnęłą się do nich słodko i podstawiłą pod nos wyrywającą się żmiję
- Oto mój partner! - uśmiechnęła się słodziutko
- Ssssssssaaaaaat!! - syknął uwalniajac się z więzów kokardki, nie zdąrzył uciec. Ponownie złapała go za ogon i owinęła wokoło nadgarstka
- Trzeba było się zamie... - umilkła, kusznicy wycelowali w nią swoje.. kusze.
- DEMON!! DEMON!! - wrzasnęłi i rzucili się na nią
Zadowolona ze swojego wzrostu żmija wypełzła z kłębowiska i już, już miała się zmyć ale nie zdąrzyła. Ogon oderwał się od ziemi a potem kolejno traciła podłoże coraz bliżej swojego łba. Potem i on wisiał...
- Mówiłam, zmień postać na bardziej ludzką >) - zniknęli...
***
Drużynka rozglądała się po mieście, wyglądało sympatycznie. Nikt nie zwrócił uwagi na braki w grupie..
***
Jakiś cień siedzial na dachu. Patrzył, zbierał informacje... Bawił się w wiązanie kokardek...
- I dwudziesta trzeeeciaa - mocniej zacisnęła tasiemkę - to jak Vel? Może jednak - po raz kolejny uniknęła jady z kłów żmii - czwaaaartaaa - zawiązała na łbie unieruchomiajac go - to co Veluś? Zamienisz się? - zawiesiła sobie na szyi coś co wyglądało jak masa różowych kokardek, bezguście... - A wiesz, że podobno żmije smakują jak kurczak? :>
Pewnie odsyknął by coś niemiłego gdyby miał jak...
W dole, kawałek dalej wszyscy ich znajomi rozglądali się po mieście. Kawałek dalej, przy jednej z bram kilkoro ludzi z kuszami starało się.. a zresztą...
***
- No więc... Dlaczego rzuciliśmy się na siebie?
- No bo tam były dem! - dostał w czerep
- akie demony?! Tu nie ma żadnych demonów!
- Właśnie! Na cholerę miałyby przychodzić?
- W końcu wtedy spotkaliby się z nami!
- Musielibyśmy ich zaatakować...
- Musielibyśmy ich złapać i pokazać burmistrzowi
- A potem zniszczyć!
- Właśnie!
- Właśnie!
- Wcale nie było tu żadnych demonów, prawda...?
- Oczywiście
- Ja żadnego nie widziałem...
- Ja też
- Ale..! - ponownie dostał w czerep |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Mazoku
Dołączył: 20 Lut 2003 Skąd: znienacka ;) Status: offline
|
Wysłany: 11-04-2004, 01:25
|
|
|
Dachy wielu miast ozdabiane były kamiennymi gargulcami, mającymi upiększać wyloty rynien na deszczówkę. To, do którego zawitała drużyna, nie było wyjątkiem. Rzygacze na dachu obleganym przez Satsuki i Vela miały akurat kształt małych smoków. Pewnie nie zwróciliby na nie uwagi, gdyby jeden z nich nie odezwał się nagle...
- Echracham, ae en ach es ajęchy...
Sat oderwała się od gnębienia żmiji i rozejrzała wokół.
- Co proszę?
- En ach es ajęchy... Yem u cheniej...
- Wybacz, ale nie rozumiem...
Gargulec westchnął, podniósł łeb i wypluł z paszczy kawałek rurki.
- Ten dach jest zajęty! Byłem tu wcześniej! - powiedział głosem, który wydawał się znajomy.
- Ja cię skądś znam! Kim jesteś?
- To tajemnica ^^
To zabrzmiało aż nazbyt znajomo...
- Wiem! Jesteś Nefeh, smok-klejnot Mazoku!
Smokowi nieco oklapły skrzydła.
- No dobra... - mruknął zrezygnowany. - Przynajmniej nie będę musiał się dłużej ukrywać... Nawet nie wiesz jak to jest siedzieć przez cały dzień na twardym kamieniu z idiotycznym kawałkiem rynny w zębach... I jeszcze w dodatku ta szara farba... Zniszczy mi łuski...
Tymczasem pod bramą pewna postać w czarno-fioletowych szatach toczyła niezwykle interesującą rozmowę z grupą strażników.
- ...Co to znaczy: "tylko w parach"?
- To znaczy, że musisz mieć p a r ę, żeby wejść do m i a s t a - wyjaśnił jeden z kuszników, jakby tłumaczył coś pięcioletniemu dziecku.
- A skąd ja niby mam wziąść parę na tym pustkowiu? Mam się rozdwoić?
- To twój problem. Takie jest zarządzenie burmistrza miasta.
- Aha... No cóż...
Postać zrobiła nagle bardzo zawiedzioną minę. Strażnikowi wydało się, że przybysz nagle zrobił się znacznie starszy, chudszy i bardziej wycieńczony. Choć to przecież nie możliwe. Ludzie nie mogą tak nagle zmieniać wyglądu. Po prostu wcześniej tego nie zauważył...
- No cóż... Trudno... Wygląda na to, że po całonocnej podróży nie będzie mi nawet dane znaleźć spoczynku ani strawy - osobnik odwrócił się i zaczął bardzo powoli oddalać się od bramy, lamentując jednocześnie głośno. - Chyba będę musiał odpocząć w lesie, żywiąc się dzikimi jagodami... A od tego można oślepnąć albo stracić życie... O, ja nieszczęsny...
Zauważył, że dotarł do skraju lasu nie zatrzymywany przez nikogo.
- Rany, co za służbista... Normalnie znieczulica w społeczeństwie... - westchnął i zniknął.
Teleportacja zawsze była najlepszym wyjściem... |
_________________ You should never challenge mazoku for battle. There's nothing more reckless than trying to beat one ^-^ |
|
|
|
|
Yuby
Kotosmok
Dołączył: 16 Cze 2003 Skąd: Wrocław Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 12-04-2004, 00:05
|
|
|
<Yuby i Crof siedzieli w ogródku jakiejś kawiarni, popijając coś, co w tym mieście nosiło nazwę herbaty. Nie była ona zła. Raczej specyficzna. Rzadko bowiem widuje się herbatę, w której pływają liście pokrzywy. Ulice obok kawiarni przemierzała kolejna wielobarwna, rozśpiewana i roztańczona procesja. Burek i Arwena w niewidalnych formach spały pod stołem, a Bakaret tradycyjnie chrapał w torbie Yubego zawieszonej przy jego pasie.>
-Chyba nigdy nie zrozumiem co ludzie widzą w takich imprezach... <Stwierdził z tradycyjną dla siebie ironią Yuby.>
-Nie przesadzaj... Wygląda na to że świetnie się bawią.
-Skoro tak mówisz...
-Ciekawe co robią inni...
-To zależy... Vanny i Dis kręcą się pewnie gdzieś po lasach i krzakach...
<Stwierdził złośliwie Yuby biorąc łyk herbaty.>
Bamb i Ini... Nietrudno się domyślić co porabiają. <na twarzy Yubego pojawil się lekki ironiczny uśmieszek.> Palladyn-cicha woda... hehe... Kto tam jeszcze? <Tym razem uśmiech byl nieco złośliwy.> Sat z Velem... Buhaha... Biedny Vel... <Zamyślił się na chwilę.> Chociaż znając tę rudą wariatkę, może on równie dobrze wcale nie być taki nieszczęśliwy. Powiedzialbym, że może nawet Zizacośtam być całkiem zadowolonym z życia wężem. Uśmiech na twarzy smoka stawal się coraz bardziej złośliwy i wredny.> Reszta też pewnie odwiedza wszelkie możliwe sklepy, sklepiki i kawiarnie.
<Zawartość fliliżanek powoli się kończyła, w rezultacie czego para zamówila jeszcze jedną porcję. Na dworze zapadła noc i robiło zimno, więc Yuby delikatnie objął żonę ramieniem. Otaczałą ich kakofonia tupotu nóg, ludzkich krzyków i śpiewów i głośnej muzyki. Mmo to w pewnej chwili uszy Yubego wyłowily z tego coś niepokojącego. Niezwykle niski, ledwo słyszalny, przeciągły gwizd. Górski Smok zamknął oczy, wprowadzając się w ten sposób w coś na kształt chwilowej, lekkiej medytacji. Jego myśli podążyły w kierunku pól za murami miasta, skąd doszedł gwizd.>
-Idą tu...
-Kto? <Spytała lekko sennym głosem Crof.>
-Demony... Spora armia.
-Tu i teraz? Trzeba uprzedzić innych!
-Nie warto... Znając moje szczęście trafię na przykład na Bambosha i Inai w jakiejś niedwuznacznej sytuacji... Niech się bawią. Przyjdą demony, to będziemy z nimi walczyć. <Posumował Yuby i mocniej przytulił żonę.> |
_________________ From the brightest start
Comes the blackest hole
You had so much to offer
Why did you offer your soul? |
|
|
|
|
Inai Nerse
Dołączyła: 22 Wrz 2003 Skąd: Cytadela Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 12-04-2004, 14:00
|
|
|
*W czasie dziania się posta Yubyego*
Inai z Bambem, po zaliczeniu kilku procesji, a potem kawiarenek, siedzieli w miejskim parku w altance i milcząc patrzyli się na zachodzące słońce bez większego sensu. Po pewnym czasie Bamb zwrócił twarz ku żonie, by jej coś powiedzieć, a wtedy...
APSIK! - ciszę rozdarło głośne kichnięcie
Inai: Jasny gwint, akurat w takiej chwili... Takie już moje... A...A... APSIK!!!!
Bamb: Masz katar sienny czy co?
Inai: Nie, to nie to... APSIK! Zawsze tak reaguję kiedy, APSIK! kiedy ktoś mnie obgaduje... O, teraz jest lepiej... Widocznie przestali... Co chciałes mi powiedzieć?
Bamb: Eeee... tego... piękna noc, prawda?
Inai: O, tak... <przytula się do Bamba i patrzy w niebo>
Bamb: Wreszcie jesteśmy sami...
*Inai patrzy się na Bamba, następuje zbliżenie kamery do pocałunku*
*Ich usta zbliżają się do siebie...*
Nagle Inai odskakuje od Bamba i słychać głośne APSIIIIIIIIIK!!
Inai: No nie, znowu zaczęli... |
|
|
|
|
|
Xeniph
Buruma
Dołączył: 23 Sty 2003 Status: offline
Grupy: AntyWiP WIP
|
Wysłany: 12-04-2004, 19:45
|
|
|
Xeniph i Avellana rozglądali się po festynie, gdy nagle drogę zastąpił im szeroko uśmiechnięty staruszek w stroju kapłana shinto. Na szyi miał zawieszoną girlandę kwiatów, a w rękach trzymał miseczkę parującego ryżu...
- Witajcie! - powitał ich z uśmiechem, wręczając im iseczkę ryżu. - Z okazji festynu każda para dostaje za darmo miseczkę ryżu. Widzę, że wy swojej jeszcze nie otrzymaliście. Proszę!
Wręczywszy im ryż, staruszek oddalił się szybkim krokiem. Gdy tylko wyszedł z zasięgu ich słuchu, Avellana spytała...
- Czy zauważyłeś coś dziwnego w tym kapłanie?
- Tak - potwierdził Xeniph, - przyjrzałem się temu festynowi. Starzec kłamał. Tylko my dostaliśmy ryż.
- Miałam na mysli kwiaty. Część z nich to lokalne gatunki, ale niektóre nie występują w Japonii... Ani nawet w tym świecie.
- Sugerujesz że... W takim razie...
Xeniph delikatnie rozgrzebał ryż wewnątrz miseczki. Ze środka wyciągnął, oblepioną posklejanymi ziarenkami ryżu, dużą czarną perłę...
Tymczasem, "kapłan" nawet nie zauważył, że coś przegryzło jego torbę i wypadło na ulicę. Mała mangusta wylądowała bez szwanku i stanęła słupka. Rozejrzała się przez chwilę, po czym pomknęła między mijajęce ją dziesiątki stóp. Gdzieś tu był wąż, a ona była bardzo głodna... |
_________________ You don't have to thank me. Though, you do have to get me donuts. |
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 12-04-2004, 20:57
|
|
|
Slalomik wokół ludzkich stóp. Prowadził go nos. Oj tak, jego najlepszy przyjaciel. Prowadzil go do jedzonka. Pysznej, słodziutkiej żmii. Smakują jak kurczak... Pyyyyyyyyszne żmijki. Słodziutkie, delikatne. Trzeba się tylko przebić przez tą łuskowatą skórkę na wierzchu. Ale z drugiej strony ona jest chrupiąca... I ma taki ostry posmak. Już dawno nie jadł żmiji. Ale zje teraz, na pewno.
Wskoczył na beczkę.
Znowu węszył. Tak, tak! Był niedaleko. W górzee, w górzeeee. Wyżej! Wskoczył na parapet okienny. Miał szczęście - gdzieś zniknęłą szyba. Wskoczył do środka. Zamknięte... Cóż, wyskoczył... I znalazł rynne. Po krótszym zastanowieniu się uznał, ze jednak warto... Wspinał się.
Był na dachu...
Tak...! Był tam! Była jego przepyszna żmijka! Tylko czym na demony było to różowe dziadostwo?
Uśmiechnął się po mangustowemu, pokazał kly.
I skoczył... |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Aria
Matka Opiekunka
Dołączyła: 25 Paź 2003 Skąd: piąta cela po lewej ^^ Status: offline
|
Wysłany: 12-04-2004, 21:36
|
|
|
- czuje sie ignorowana, zresztą to nic nowego- usmiechneła sie dziarstko do Ralfa.- wypijemy coś?
- Herbaty rozumiem ;P
- oczywiście! a gdzież bym śmiała co innego pić! :D- poszli razem do malowniczej restauracyjki w której podawali wodę (rzecz jasna niegazowaną) Zaczeli sie bawić w najlepsze za pieniadze z portfela jakiegoś przechodnia który sie całkiem przypatkowo znalazł w rękach Arii.
przepijemy naszej Seri miotłe moda!
miotłe moda!
i nie będzie już tej miotły
troche szkoda..
Jeszcze dziś jeszcze dziś! jeszcze dziś! - rozległ sie spiew na dwa głosy Ralfa i Arii, którzy w najlepsze zapomnieli o życiu codziennym.
- prosze stąd wyjść! to porzadna restauracja!
- BAR!
- restauracja! do tego czemu nie jesteśw krawacie!? a tyś wyszła w podomce! kto ich wpuścił?!
- podomka? ==' MAMY TU PRAWO BYĆ!
- nie macie prawa!
- FIRE BALL!
- ŁOHOHOHOHO! Ale jazda XDDDD
- WYNOCHA BO WEZWĘ STRAŻ!
Ralf i Aria wybiegli z restauracji nie płacąc, kelner nie wygladał na takiego który by chcial przyjąć od nich pieniądze. Cóz za poczciwy człowiek ^^. uciekając przed panami w frakach Aria spojrzała kątem oka na dach jednego z mijanych domów. Satsuki? O___o...co ona trzyma?
...
...
VEL?! rózowe kokardki? T___T biedny. Może mu pomoge? przez umysł Arii przewineły sie wspomnienia zwiazane z Velem nie przypominam sobie żeby mi on kiedyś pomógł ^____^
Za następnym zakrętem zwolnili i wtopili sie w tłum.
- Panienko?- jakiś Strażnik złapał Arię za rękę- czy nie widziała pani tutaj czegoś podejrzanego?
- uumm.. eee..- oczu blask, niewinna minka mode- a co pan ma na myśli?
- cóż..- onielśmielony, pląs- dzzii..dzii..dziwnych ludzi.. moze demonów?- Arii przeszły ciarki po policzku. Ralf odwrócił zwrok i udał że sie nie znają. Na twarzy Arii pojawiło sie przerażenie.
- EEEEEEEK! - rzyciła sie na szyje strażnika- to tu są demony? T____T ja sie boje!- spojrzała wyczekująco na Ralfa.
- ah! siostro! niech pan wybaczy mojej siostrze..- odciagnał ją od zdrowo zarumienionego strażnika który sie wczuł w role bohatera broniącego niewiastę- moja sieostrzyczka jest taka delikatna ^__^''', to mówi pan że do miasta weszły demony?
- EEEK!- pisla Aria w ramionach opiekuńczego "brata".
- tak! podobno cała ARMIA! Jednego już SAM pokonałem!- strażnik wygladał na dumnego faktem ze może sie pochwalić przed przerażona blondynka że jednego pokonał, czy to była prawda, czy też nie.
- och! jaki pan dzielny!
- eh..- skwitował Ralf, przysunął sie do Arii i szepnął- trzeba by było powiadomić resztę .
- jaknajszybciej- szepneła i zasłabła teatralnie w rękach brata- Braciszku zanieś mnie do domu...
- pan wybaczy ^^- Ralf zabrał Arię na ręce i szybko znikneli z pola widzenia strażnika. |
_________________ http://niziolek.deviantart.com/
|
|
|
|
|
Vel
Deskorolkarz
Dołączył: 08 Lip 2003 Skąd: POLSKAAAAAAAaaa Status: offline
|
Wysłany: 13-04-2004, 07:08
|
|
|
Coś mówiło mu, że jest nie tak. Nie wiedział co, ale coś było nie tak. Może fakt posiadania 24 kokardek na ciele... może fakt, że Sat lubiła kurczaki, a żmije podobno tak smakowały... może... tak, to chyba miało jakiś związek z jedzeniem. Tylko co do...?
Mangusta wykonała dziki skok na żmiję wiszącą na szyi Sat. Sat raczej nie miała zamiaru bawić się z tym łasicopodobnym czymś, więc szybko rzuciła plątaninę łusek i futra na ziemię (raczej na dach).
Kąsał, ale wiedział, że nie ma szans. Nie z mangustą. Za szybkie, zbyt dobrze wyćwiczone w atakowaniu węży. Szlag by to- nagłe pojawienie się na dachu ludzkiej postaci ot tak znikąd zwróci zbyt dużą uwagę ludności... taki tłum na dole...
Mangusta dorwała głowę żmii. Teraz wąż nie miał już jak zaatakować. Mangusta już miała wziąć się za dobijanie, kiedy...
Jak tu dobić żmiję, kiedy ta nagle wydłuża się o 10 metrów? O___o
Porozrywane kokardki leżały dookoła.
Ponad dziesięciometrowa anakonda z uśmiechem (o ile tak można nazwać grymas na gadzim pysku) patrzyła na małą łaszkę. Jako wąż była i tak za "niska"- nikt nie mógł zauważyć czegokolwiek na dachu.
Mangusty po chwili nie było. Rozmyśliła się i poszła poszukać jakiegoś zaskrońca. Zostali znów tylko oni...
...
-Saaaaat...? Wiesz, że podobno ludzie też smakują jak kurczaki...? >:) |
_________________ Ej cze |
|
|
|
|
Ryuzoku
Dołączył: 22 Cze 2003 Status: offline
|
Wysłany: 13-04-2004, 08:53
|
|
|
chwilę potem kiedy Ryu i Miya szli jakiś kawałek drogi dalej, Ryu nagle spotkał jakiegoś dziwnego zakapturzonego typa na ulicy...
-ej, wy tam (mówił cichym ponurym głosem),wyglądacie tutej na nowych i w miarę potężnych przybyszy.
-o kolejny rodzaj domokrążcy czy jak to nazwać, wybacz facet nie mamy czasu.
-zaczekajcie mozę to wam coś powie.
po wypowiedzeniu tych słów wyjął z kieszeni jakąś kartkę.
-co ma mi coś poweidzieć?
-hmm...oferujemy darmowe jedzenie (w myśli pomyślał: kurcze co za kretyn to pisał)
-jedzenie, jasne w takim razie mogę iść^^
I tak Ryu z Miyą która chyba za wiele do gadania nie miała poszli za dziwnym człowiekiem oferującym jedzenie do pobliskiego domu, z którego nagl rozległ się odgłos wybuchu.
-co!co to było?!
krzyczeli strażnicy dookoła i szybko zjawili się na miejscu, po czym ujrzeli dziwne czarne umazane krwią pomieszczenie i kilka człeko podobnych ciał na ziemi.
-i niech to będzie dla was nauczką!nie oferuje sie jedzenia nie posiadając go i w zamian za to nie mam zamiaru sie od was przyłączyć!
głośno i wulgarnie stwierdził Ryu i szykował się do wyjścia, kiedy zatrzymali go strażnicy, i zaczeli sie wypytywać co sie tutej stało. Ten odpowiedział że jak mówią że dostanie jedzenie i nie dotrzymują słowa to tak sie to kończy.
-aleale to przecież siedziba tutejszej sekty demonów której nie mogliśmy znaleść! -krzyknął jeden ze strażników
-naprawde?no trudno demon czy nie dmon to nie wyjątek! -odpowiedział Ryu
-nie mogliśmy ich znaleść a oni terroryzowali to miasto...jak udało się wam tego dokonać?
kiedy Ryu opowiedział już całość strażnicy zaczęli się zastanawiać jakim cudem udało mu sie ich wysadzić...po krótkiej chwili ujrzeli że jednak ma skrzydła i ogon a cały pokryty jest łuskami.... |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|