Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Miotla dla Seriki: |
Wersja do druku |
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 03-01-2004, 12:42
|
|
|
No to zgodnie z umowa...
- Tak wlasciwie, to dlaczego im towarzyszysz? - psioniczny sygnal rozbrzmal niczym grom pod czaszka Zega. Inni, mniej podatni uslyszeli tylko szmer.
- N-nie wiem - odpowiedzial Zeg.
- Z kim rozmawiasz? - zaciekawila sie Serika.
- Skoro ine wiesz... to czemu to robisz? Sprawia ci to przyjemnosc? Tobie niszczycielowi swiatow? Wedrowac z jakimis slabeuszami, ktorych moglbys zgniesc jednym palcem? Korzyc sie przed szpiegami? Sluchac ich rozmow, glosu... moze jeszcze spiewu ptakow i smiechu dzieci? - tajemniczy psion zagral na najczulszych nutach duszy wojownika, jednoczesnie delikatnie roztaczjac kontrole nad jego umylem.
Zeg nie potrafil znalesc w sobie odpowiedzi.
- Najpierw te psy - zaczal tajemniczy kusiciel. - Potem twoi ,,wspolspiskowcy", a teraz oni... Miekniesz Zeg!
Tym razem musial przyznac mu racje.
- Nie pamietasz jak bylo dawniej? Imperatorowie placili ci okupy! Cale gromady gwiazd drzaly przed toba! Bogowie wojny wyprawiali uczty na twa czesc posrod ruin miast! Byles niczym katastrofa naturalna! Gorszy niz powodz, pozar, meteor, wybuch supernowej... Czy nie podobaly ci sie tamte czasy?
- Podobaly! - przytakna Zeg!
- Wiec choc! Choc ze MNA! A wrocisz do tych czasow!.
Oczy Zega wypelnila pustka... jego wlasny umysl przestal byc jego wlasnoscia... Jedna z rak zrzucila Leshema na ziemie... Druga siegnela ku mieczowi. Jak dwaniej sam. Jak dawniej przeciw szystkim. Nie bylo ucieczki, przed sektami morderczych ciosow spadajacymi z nikad. Druzyna walczyla przez chwile, wykorzystujac pelnie swych nadludzkich mocy... Nie mniej jednak musiala upasc przed dzikoscia napastnika... Zaskoczenie ataku sprawilo, ze nawet jamniki bojowe padly ranne. Najpewniej wszyscy zgineli by w tym miejscu, gdyby nie...
Zeg ledwie musna Serike, lecz uczynil to z silom kafaru. Uderzenie rzucilo ja kilka metrow w tyl. Wstala chwiejac sie i wowczas... wowczas zaczela promieniowac dziwnym blaskiem, wiatr, majacy w niej swe zrodlo przygial trawe, w pierw niewielkie kamyki, a pozniej potezne, wyrwane z ziemi glazy uniosly sie w powietrze. Te wszyskie zlowieszcze zjawiska byly tylko omenem, pandemonium ktore pozniej nastapilo. Promien fioletwego swiatal spadl z nieba i eksplodowal... Wszystko zniklo w liliowym rozblysku, po ktorym nastapila ciemnosc.
Gdy odzyskali przytomosc lezeli w srodku gigantycznej wyrwy... Po Zegu nie bylo sladu. |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Xeniph
Buruma
Dołączył: 23 Sty 2003 Status: offline
Grupy: AntyWiP WIP
|
Wysłany: 05-01-2004, 22:10
|
|
|
W tym samym czasie Xeniph, Tilk i Bambosh posuwali się poprzez wszechogarniającą, białą mgłę...
- Mówiłeś, że jesteś w stanie doprowadzić nas do wyjścia. Skoro tak, to czy jesteś w stanie stwierdzić, co za nim znajdziemy?
- Niestety nie - odparł Tilk, - zbyt duże zakłócenia...
- Typowe! - prychnął Joshfeh, - technologia śmiertelników jak zwykle zawodna i niegodna zaufania. Nie to co pradawne moce nas, Klejnotów...
- Skoroś taki mądry, to może ty nam powiesz co jest za tą mgłą, co? - Bambosh nie był zachwycony przechwałkami smoczka.
- Eeem... Oczywiście, mógłbym wam o tym powiedzieć, ale... yyy... nie chcę wam psuć niespodzianki... o właśnie - głos Joshfeha nie zabrzmiał zbyt przekonująco.
- Przyznaj się - wcale nie wiesz co spotkamy po wyjściu... ==" - mruknął Xeniph, na co Joshfeh odpowiedział tylko jakimś bliżej nieokreślonym ni to mruknięciem, nie to prychnięciem...
- Tak czy inaczej, niedługo sami się o tym przekonamy - stwierdził Tilk. - dochodzimy do końca tej mgły.
I w rzeczy samej, z każdym kolejnym krokiem mgła wyraźnie rzedniała. Po chwili oczom trzech mężczyzn i smoka ukazała się pokryta soczystą, zieloną trawą polana, na której stał kolorowy pałacyk (w stylu japońskim oczywiście)... |
_________________ You don't have to thank me. Though, you do have to get me donuts. |
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 06-01-2004, 16:44
|
|
|
Jak coś zrąbałam dać znać ^^'
Była zła. Już od początku nie podobał jej się pomysl rozdzielenia w poszukiwaniu Avellany. O nie, wcale nie chciała zostawić jej tam samej na pastwę losu. Jej zdaniem po prostu najbezpieczniej byłoby szukać zaginionej koleżanki razem. Najlepiej związanym. O tak, przywiązanym wzajemnie do siebie grubym kawałkiem liny.
...tylko liny nie było.
No i oczywiście jakoś nikt nie pałał się jej usłyszeć
..a może ona mówiła za cicho...?
Po chwili już wszystko było ustalone:
Noire i Gato jako jedna grupa - dwa słodkie kociaki pod postacią ludzi. A może ludzie pod postacią kociaków..?
Wszystko jej się myliło!
Drugą grupę stanowił Peter i Xeniph. Peter..? A on przypadkiem nie nazywał się Bambosh...? I czy do ich grupy przypadkiem nie miały należeć jeszcze dwa słodkie króliczki?
Zegarmistrz stał sobie spokojnie obok Seriki. Dziewczyna wpatrywała się w swoją rękę jakby powstrzymując chaos, który mógł się w każdej chwili z niej wyłonić.
Jak nazywały się te dwa słodkie pieski stojące przy nich...? Rozprówka...? Pepetek...?
Potem ściskający się ze sobą Satsuki i Yumegari. Który z nich był facetem...? Tego też nie mogła zrozumieć.
No i Miya i Irian.
I te wszystkie smoki.... Jak się wogóle nazywały...?
A tak, Avellana miała Odema, teraz siedział jej na ramieniu trochę przybity - nie mógł jej wyczuć. Serika mialą tego o takim imieniu.. a tak! Klejnot. Jeszcze Leshem i Jehalom - te dwa za szczególne nie były. Były nie miłe. Joshfech i Sappur byli w miarę. Nie licząc tego delikatnego szczegółu, że Sappur ciągle spał.
...No, prawie ciągle.
I nagle wszyscy rozeszli się na pięć stron świata. Na pięć...? Satsuki i Yumegari polecieli w górę. Czyżby postanowili wylecieć z tej kłębiącej się, białej masy, która doprowadzaja ją do takiego bólu głowy? Głupie! W dodatku...
..w dodatku...
...O NIEJ ZAPOMNIAŁY!!!!
Zostawiły biedną lamę. Ze smokiem na ramieniu......
...A niech ich wszystkich!
........Poszła w swoją stronę...............
***
Pnącza przestały się rozrastać co wcale nie znaczyło, że puściły trzy dziewczyny. A raczej puściły. Wpierw formując z samych siebie wielką klatkę. Przynajmniej nic nie zgniatało im kostek, nadrastków i za co tam jeszcze się łapały. Tu było na prawdę wygodniej.
I nagle z bialego mleka wyłonił się pysk, kopyto aż wreszcie cała lama! A na jej grzbiecie smok. Spojrzał się przenikliwie na klatkę. Spojrzał jeszcze raz, i mrugnął...
***
Wokoło rozległ się huk. Wibrował na północy, południu, wschodzie, zachodzie. Pod ziemią i nad nią. I ucichł - to byl tylko wybuch.
***
Satsuki i Yumegari próbujące bez skutku wspiąć się w górę machając skrzydłami czy jak one tam latały. Już, już widziały skrawek błękitu, jeszcze tylko cal, kawałek. Tak! Wyleciały z mgły! Nie widziały jej końca w żadnym kierunku. Mleko, wszędzie mleko. I uslyszały wybuch. Bez słowa odwrócily się i zaczeły spadać - w dół.
Na dole był krater. Krater i 3 ciała. Miya, Serika, Irian - właśnie się budziły |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
tilk
Dołączył: 24 Lip 2003 Status: offline
Grupy: Alijenoty
|
Wysłany: 14-01-2004, 16:42
|
|
|
- Nareszcie wyszliśmy! - ucieszył się Bambosh.
- Niestety, to nie jest koniec kłopotów. - odpowiedział z wyraźnym niepokojem w głosie Tilk. - Odzyskałem łączność z TSS-2. Tam coś się działo, tam we mgle... Sensory statku zarejestrowały jakiś sygnał, jakby echo magicznego wybuchu... Ponadto na chwilę wyłoniły się nad mgłą dwie postacie. TSS nie zdążył ich zidentyfikować, gdyż zaraz potem, wraz z nadejściem tego tajemniczego sygnału, istoty znów zniknęły we mgle.
- Może zostali przez kogoś zaatakowani, musimy im pomóc! - wykrzyknął Bambosh, ruszając w kierunku mgły.
- Stój, do licha! - spróbował zatrzymać go Tilk. - Nie postępujmy zbyt pochopnie. W ten sposób im nie pomożemy. Najlepsze, co możemy zrobić teraz, to znaleźć źródło mgły... i je usunąć.
- Tylko czego mamy szukać... Przecież nie będziemy bezładnie krzątać się po okolicy... - Bambosh był wyraźnie niezadowolony koniecznością szukania czegokolwiek.
- Tamten zamek... - Xeniph wskazał ręką na kolorowy pałacyk. - Może tam się czegoś dowiemy.
I tak, z braku innych kreatywnych możliwości, drużyna udała się w kierunku zamku. Wkrótce stali już przed bramą.
- Heej! Jest tam kto? - krzyknął Xeniph, pukając głośno w bramę. Odpowiedziała mu cisza.
- Dziwne... - rzekł Tilk. - Budynek jest czysty i zadbany... a jednak w tym momencie wygląda na opuszczony.
- Mnie również się to nie podoba... - odpowiedział mu Bambosh Rider. - Moje Bamboshki są niespokojne, a one nigdy się nie mylą...
Rozmowę przerwało otwarcie bramy. Stał w niej tajemniczy starzec.
- Dzień dobry, podróżnicy. W czym mogę wam pomóc? |
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 14-01-2004, 20:38
|
|
|
- Eeeee... zabłądziliśmy we mgle i szukamy odpoczynku - Bambosh nie wysilił się na nic bardziej kreatywnego.
- Ależ... proszę bardzo - starzec odpowiedział zachrypniętym głosem, po czym zaprosił do środka.
Będąc już wewnątrz znieruchomieli ze zdziwienia. Żaden japoński pałac nie miał sklepień i okien rodem z gotyckich katedr. Po chwili wystrój wnętrza przypominał świątynie muzułmańskie, a po kolejnej - rzymskie.
- Iluzje - rzekły niespokojnie Bamboshki.
Tilk spojrzał w tył - starca już nie było. Powoli ruszyli w głąb tajemniczego pałacu. Po chwili stanął przed nimi wysoki, czarnowłosy mężczyzna w chrakterystycznej białej szacie z czerwonymi elementami...
- Cesarz! - W rękach Bambosha pojawiła się kula energii. Tym razem cię wykończę, nawet gdybym musiał wysadzić okolicę w powietrze!
- Spokojnie - Bamboshki próbowały go powstrzymać. To tylko iluzja. Strzel słabym promieniem. - Po trafieniu tyran zniknął, pozostawiając po sobie mgłę.
- Super. - Najpierw pedalskie motylki bawiące się snami, a teraz co? Geranto-nekrofilskie biedronki biseksualne specjalizujące się w iluzji? - Bambosh cisnął kulą energii w drzwi wyjściowe. Zatrzymała się na osłonie.
- Ech, zdaje się, że musimy iść dalej - skwitował to wszystko Tilk.
Po kilkunastu iluzjach dotarli do wielkich drzwi. Tilk otworzył je i... ujrzeli sporych rozmiarów biedronkę na dwóch nogach wydzielającą dziwną mgłę... |
|
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 16-01-2004, 12:54
|
|
|
Lama uważnie oceniła roślinną klatkę. Pnącza nie wyglądały na trujące i musiała przyznać, że prezentowały się raczej apetycznie. Co prawda mogło się okazać, że są okropnie gorzkie, jak te niebieskie kwiatki ostatnio... Albo że są włókniste. Lama była w stanie zjeść nawet starą miotłę, ale co innego być w stanie zjeść, a co innego gustować w tym... Odkąd podróżowała z Avellaną, miała na ogół całkiem dobrą wyżerkę w postaci rozmaitej świeżej zieleniny... W każdym razie warto było spróbować. Lama z wyniosłą miną skubnęła ostrożnie jeden listek. Przeżuła dokładnie. Skubnęła znowu, tym razem zagarniając pyskiem także fragment pędu. Kruchutki i soczysty, pasował raczej do wczesnowiosennych roślinek, a nie do takiego wielkiego pnączyska! Lama już bez dalszych ceregieli zajęła się intensywnym przeżuwaniem.
Zdążyła wygryźć całkiem sporą dziurę, gdy pnącze zorientowało się, że coś jest okropnie nie tak. Zadrżało nerwowo i spróbowało ją oplątać. Lama uznała, że pnącze, które samo podłazi jej do pyska, to doskonały wynalazek. Pnącze szybko zdecydowało się zmienić strategię i ratować bezcenne chloroplasty. Pośpiesznie wypuściło swoje ofiary i odpełzło, rozpływając się we mgle. Lama spróbowała podążyć za nim, ale została mocno złapana za uzdę.
- No dzięki, kochaniutka - Avellana pogłaskała lamę po aksamitnym nosie i dała jej wyłowioną z torby marchewkę, co trochę poprawiło humor lamy. - Miło, że nam pomogłaś. Teraz tylko trzeba znaleźć resztę...
Resztę? Czy to znaczy, że znowu się rozdzielają? Ale nie, Avellana bez ceregieli wdrapała się na laminy grzbiet.
- Uważajcie - przestrzegł ją Odem. - Tu jest coś dziwnego. Nie mogłem was wyczuć...
- Widać mgła ci węch stępiła! - prychnęła Noir.
Gato nic nie powiedziała, po prostu w postaci białej kotki wskoczyła na szeroki grzbiet lamy, sadowiąc się za Avellaną. Czarna kotka poszła w jej ślady.
- Teraz też nic nie wyczuwasz? - zapytała Avellana Odema. - Mgła jakby rzednie.
- Mogę spróbować poprowadzić do Kadkoda - zgodził się Odem.
Szturchnięta lama ruszyła truchcikiem. Najwyżej się o coś potknie i przewróci, pomyślała, a wtedy będą mieli za swoje. Trzeba było jej pozwolić zjeść spokojnie.
***
- No świetnie, a gdzie panowie? - zapytała Avellana, obejmując spojrzeniem grupkę składającą się z Seriki, Miyi, Irian, Satsuki i Yumegari.
- Nie mam pojęcia - powiedziała niepewnie Miya. - Szukaliśmy ciebie, a potem Zeg zaczął gadać do siebie... A potem jakoś uaktywnił Serikę...
- Co takiego? - Satsuki przyjrzała się przyjaciółce z szalonym zainteresowaniem. - Jak uaktywnił? Opowiedz...
- Miya, przestań! - fuknęła Serika. - Nie wiem, to było tak, jakby ta moc we mnie odpowiedziała na wezwanie... Jakby w pobliżu było coś bardzo chaotycznego.
- Trzy chaotyczne wariatki na przykład - mruknął cichutko Klejnot.
- Rozumiem - powiedziała powoli Avellana. - Znaczy, nie rozumiem. Skoro coś się obudziło, to jakim cudem ten świat jeszcze istnieje?
Serika wzruszyła ramionami.
- Nie wiem i nie chcę się nad tym zastanawiać. Zega chyba nie ma szukać, ale może by znaleźć pozostałych chłopaków... Klejnot, namierzysz Joshfecha?
- Jasne, może byś sobie lepiej kompas kupiła? - smoczek wyraźnie był w złym nastroju, ale jego szpiczasty pyszczek poruszył się, węsząc w powietrzu. - W tamtym kierunku.
***
Nie, to nie był kolorowy pałacyk w stylu japońskim. Przed naszymi podróżniczkami stało wielkie zamczysko zbudowane z szarego kamienia. Czasy największej świetności miało już za sobą, jedna z czterech wież była na wpół zburzona, a mury obrastał gęsto bluszcz. Potężna, okuta brama była lekko uchylona. Mgła rozwiała się i słońce świeciło jasno, ale całe miejsce robiło jakieś niesamowite wrażenie. Może to przez ciszę, całkowity brak jakiejkolwiek ptasiej czy zwierzęcej aktywności... A może samo zamczysko roztaczało taką aurę, jakby... Jakby...
- Słuchaj, to wygląda zupełnie jakby... - wyszeptała Serika zdławionym głosem.
- Jakby tu mieszkał... - Miya także mówiła z trudem.
- Słodziutki Zimny Drań! - pisnęły obie i bez namysłu ruszyły do środka, przeciskając się przez wąską szczelinę uchylonej bramy.
- Beznadzieja... - westchnęła Avellana i podążyła za nimi.
Lama stwierdziła, że twardy i niesmaczny bluszcz ma się nijak do pysznego pnącza klatkowego. Może tam w środku będzie następna taka fajna pułapka? A zresztą tak czy inaczej nie chciała zostawać sama. Poszerzając nieco prześwit wmaszerowała na dziedziniec zamku. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 20-02-2004, 12:22
|
|
|
Tymczasem Bambosh, Xeniph i Tilk wpatrywali się ze zdziwieniem w biedronkę.
- Bambosh... jesteś jasnowidzem - wymamrotał tilk.
- Spójrzcie na ten dym... - wtrącił Xeniph szykując szpony - jestem pewien, że to on jest przyczyną iluzji.
- Buhaha! - Biedronka zaczęła średnio oryginalnie. - Ten dym ma na celu...
- NIEEEE! Tylko nie wykład o złych celach złego bohatera! Pewnie nawet nie wie po jaką cholerę chce podbić tudzież zniszczyć świat! - Krzyknęła naraz cała trójka.
- Otóż ten dym ple ple ple... - Biedronka dzielnie kontynuowała wystąpienie pomimo stanowczego protestu bohaterów.
- Mam genialny pomysł - oznajmił tilk. - Pozbądźmy się jej zanim skończy!
- WOOOOOW! - Reszta wydobyła z siebie okrzyk zachwytu, po czym zrobili z jej *cenzura* jesień średniowiecza.
- I wtedy właśnie świat będzie... ple ple ple... buhaha! - Pomimo odniesionych ran dzielnie kontynuowała przemówienie.
Minęło kilkanaście miut i biedronka - pozbawiona czułków, czterech nóżek, skrzydła i dużej części przedniego pancerza wreszcie zamnknęła swój wykład. Niestety kazała zostać jeszcze chwilę. Zniecierpliwiony Bambosh zaczął zbierać energię na Bambosh Blast. Ale wtedy... spod ocalałego skrzydła biedronka wydobyła... Shadow Mirror i zaczęła kolejny wykład. Zniecierpliwony tilk rzucił się na nią z nanomieczem i... podekscytowana swoimi głebokimi wypowiedziami biedronka skoczyła w bok kierując lustro na manika technologii... Błysnęło, trzasnęło i... pojawił się drugi tilk... który zaraz skoczył po znajdującą się w rogu komnaty starą mandolinę. Po chwili w całym zamku słychać było rzewne rzępolenie...
- Och Sat... och moje kochanie... gwiazdkę z nieba chcesz... to dostaniesz...
Tego było za wiele nawet dla biedronki. Zaliczyła glebę wypuszczając lustro, które szybko złapał Xeniph.
- Teraz z tobą skończymy! - Bam... - Elf nie skończył, gdyż do komnaty weszły dziewczyny, które zaczęły się zachwycać nieszczęsnym owadem.
- Och, jaka biedna! - Miya zaczęła się rozczulać nad sprawcą iluzji. Kto cię tak skrzywdził. Ty słodkie stworzonko... Biedroneczko, fruń do nieba, przynieś mi kawałek chleba...
Wymawiając te słowa Miya nie wiedziała, co sprowadza na swoją drużynę. Oczy biedronki zaczęły świecić się szkarłatnym blaskiem, rany zrosły się w mgnieniu oka, otoczyła ją nieziemska aura, a sufit rozsunął się ukazując zamglone niebo. Z prędkością światła poleciała w górę i po chwili drużyna usłyszała tylko...
- BREAD STRIKE!
Po czym kompania zaliczyła bliskie spotkanie trzeciego stopnia z gigantyczną kromką wypieku nieznanego pochodzenia. Pierwsza wydobyła się Avellana.
- To ma być kawałek? Chyba dla ettina! - Krzyknęła oburzona. Sprowadziło to jeszcze potężniejszy atak...
- Buhaha! Mało wam tego kawałka? Więc będę bardziej hojny! - BREAD STORM! - Z nieba niczym meteory zaczęły spadać gigantyczne kawałki bohenków równie nieznanego pochodzenia co poprzednia kromka. Zamek legł w gruzach nie wytrzymując deszczu chleba naszego powszedniego. Dzięki osłonom Bambosha, Sat i Miyi drużyna wyszła z opresji bez szwanku.
Biedronka jednak nie dawała za wygraną. Zaczęła przygotowywać kolejny piekarski atak. Ale wtedy...
- Ty... okrutny owadzie... - w oczach Shadow Tilka pojawiły się łzy. - Jak śmiałeś zaatakować moją kochaną Sat! - Adorowana zemdlała z wrażenia. - Zapłacisz za to! STARA MANDOLINA SUPER ULTRA DEATH ATTACK!
Tego było za wiele nawet dla chcącej opanować świat biedronki. Po trafieniu poleciała Los wie gdzie. I tyle ją widziano...
- Wróci... oni zawsze wracają... - Wymamrotał Bambosh.
- Przynajmniej mgła zniknęła - rzekł Xeniph.
Brzdąk... brzdąk... brzdąk... Dodał Shadow Tilk...
Po ocuceniu Sat drużyna ruszyłą dalej... |
|
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 03-03-2004, 09:37
|
|
|
Tymczasem Zegarmistrz dzialal. Kiel i zielsko znajdowalo sie diabli jedni wiedza gdzie. Wiec zgodnie z logikom nalezalo zlapac jakiegos diabla i przepytac... Szedl wlasnie lesna drozka, wypatrujac rogatych jegomosci, gdy nagle jego oczom ukazal sie dziwaczny widok:
- Boruta? - skomfudowal sie. Ale odkad oruta nosil - zamiast kontusza - skore pawiana? - Nieee. Musi byc facet przebrany za niedzwiedzia jak w Zakopanym.
Obok stala jakas kobieta z wachlarzem oraz dwujka dzieciakow, jeden z lusterkiem, drugi z jakims ostrym przedmiotem - turysci - wywnioskowal przenikliwie. Zrobie sobie zdjecie!
Troche nie lubil fotografii, wierzyl, ze aparaty kradna dusze, ale taka okazja nie zdarza sie codziennie. Facet przebrany za bialego niedzwiedzia (malpe - poprawil Szept Rozsadku).
- Moze pani tu nacisnac? - zwrocil sie do kobiety z wachlarzem podajac jej aparat fotograficzny i ustawiajac goscia w kostiumie tak, by znalazl sie w odpowiedniej do jego potrzeb pozie. ,,Goral" troche wierzgal, wiec minelo pare chwil, nim Zeg rzucil go bezwladie na ziemie i - wyprezywszy dumnie tors - stanol na nim jak wielki mysliwy nad swa zwierzyna. Zszokowana kobieta nacisnela opowiedni guzik i blysnal flesz polaroida.
- Dziekuje - powiedzial wciskajac Naraku - bo to byl Naraku - banknot 10 zlotowy. - A tak nawiasem mowiac nie wiecie gdzie rosnie Zarnowiec Miotlasty Moderatorski?
Zmaltretowany demon pokazal kierunek palecem.
- Dziekuje! - usmiechna sie Zeg i poszedl we wskazanym kierunku. Zanim jednak postawil pierwszy krok spryskal dokladnie Muchozolem uwijajace sie wokol tej grupki wielgachne osy. Mogly przeciez kogos pokasac...
Pietnascie minut pozniej odkryl, ze na jego dloni pojawilo sie cos, co wsysalo wszystko:
- Ale fajnie! - powiedzial Zeg i zatkal to szmatkom.
I w ten sposob Zeg zdobyl moderatorskie Kaazan. |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 05-03-2004, 23:37
|
|
|
- I nie ma drania... :( - chlipnęła po raz kolejny Miya.
- I nigdy nie było, wiec przestańcie się mazać! - Avellana powoli zaczynała mieć dosyć. - Wszytskie trzy!
- Ale to zamczysko zapowiadało się całkiem obiecująco! Takie wielkie i mroczne...
- ... i boleśnie standardowe.
- A do tego na pewno chciałybyście drania, który miałby na usługach psychopatyczną, demoniczną biedronę? - Xeniph z powiątpiewaniem spojrzał na koleżanki z WiPu.
- One i tak nie mają gustu za grosz! - wtrącił Jehalom. Sat zamachnęła się na niego, ale jak zwykle nie trafiła.
- Dlaczego właściwie drania? - zainteresował się Shadow Tilk, który od dobrej godziny wlókł się za drużynką, pobrzękując na mandolinie i niemiłosiernie fałszując. Ktos powinien spróbować to ustrojstwo nastroić! - Serce nie sługa, lecz dobrze by było, aby wybory jego nie sprawiały, że dusza cierpi tak okrutnie... - westchnał. Przy czym westchnięcie to wyraźnie skierowane było do rudowłosej Mazoku.
- Nawet wypowiedzi to coś porządnie stylizowac nie umie! - załamał się Tilk. - Dobrze, że nie ma szans, żeby ktoś mnie z tą marną piracką podróbą pomylił.
- Jestes pewien? :>
- ...
- A ja się martwię o Zega - mruknęła cicho Serika. - Chyba nic mu nie zrobiłam, prawda?...
- O ile znam Zega, to przeżyłby wybuch hipernowej - uznał Xeniph. - Nic mu nie będzie!
- Więc dlaczego zniknął bez śladu?
- Miał zły dzień. Przejdzie mu, to wróci - pocieszyła przyjaciółkę Miya, ale chyba sama nie była do końca przekonana. - No, nosy do góry, na horyzoncie wioska, a tam żarcie i łóżeczka! I HERBATKA!
- GDZIE!?
- Gdzieś musi być! - stwierdziła optymistycznie. - W końcu z tych dziwacznych wymiarów już się chyba wydostaliśmy.
- A ja tam widzę jakiś budynek! - ucieszył się Bambosh.
- O ile to nie fatamorgana, iluzja czy inne tałatajstwo - westchnął Klejnot. - Ale coś się na nas uwzięło...
- Jakby te psiaki - Irian wskazała na jamniki, które wciąż lekko kulały - nie załawiły pieczęci, to spokojnie łazilibyśmy sobie teraz spacerkiem po okolicy i podziwiali widoki, zamiast zastanawiać się, co nas zaraz zeżre. - Swoją drogą, Bambosh, budynek to trochę szumnie powiedziane...
Fakt, kilka desek na przekrzyż, z rozwalonym dachem i dziurą zamiast drzwi - o oknach w ogóle nie wspominając - wyglądało raczej na szopę po przejściach.
- Moja teoria to składzik na narzędzia na polance w samym centrum lasu... ^^" - Serika obejrzała sobie dokładnie obiekt, obeszła trzy razy naokoło i punkęła w ścianę, z której posypało się próchno.
- A mnie to wygląda na opuszczoną kapliczkę - oszacowała Avellana. - A może jakiś zapomniany grób?...
- Ja tu nie będę nocować! - pisnęła Inai.
- Widzisz jakieś lepsze miejsce? Robi się ciemno, końca lasu nie widać, a tu w chociaż będzie widać, co się podkrada.
- I ognisko już jest! - dodał Bambosh. - Przyniesiecie więcej drewna?...
- Jasne! ^^
- ... NIE Z KAPLICZKI!!! O.o
Minęło pół godziny i drużynka zdążyła odgrzać sobie zapasy jedzenia, które zapobiegawczo wlokła ze sobą na lamie. Kiełbaski pieczone na ognisku to dokładnie to, czego potrzeba strudzonym wędrowcom - zwłaszcza, jeśli kiełbaskom towarzyszą pieczone w popiele ziemniaczki. I nieodłaczna herbatka. Nic, tylko wpatrywać się w płomienie ogniska... No, chyba, że ktoś miał koniecznie ochotę na zupkę chińską i został zakrzyczany, że to marnowanie wrzątku - nieszczęsny Bambosh krążył wokół ogniska z miską w ręku, mrucząc pod nosem jak mantrę "gotuj się, gotuj...", podczas gdy druga porcja gorącej wody grzebała się z tym niemiłosiernie. Może zasłuchała sie w brząkanie Shadow Tilka, któremu żadną miarą nie udało się wyperswadować, że mógłby odbić gdzieś na bok i zostać lokalną gwiazdą nowego nurtu muzycznego - Fałszywa Mandolina Jazz-got? Chociaż jeśli Sat jeszcze ze 3 razy powtórzy mu, że te badyle, które zebrał dla niej po drodze, nieszczególnie przypominają kwiaty... W każdym razie lama zdecydowanie skorzystała na romantycznych zapędach i miała wyżerkę.
Serika przeciągnęła się i wygodnie rozłożyła na trawie, wpatrując się w gwiazdy.
- Moglibyśmy tak sobie po prostu łazić, nie?...
- Tiaaaa... - dołączyła do niej Miya. - Z przerwami na herbatkę. I może na zaglądanie do herbaciarni, czy AntyWiP z rozpędu nam jej przypadkiem nie odbudował...
- W sumie małe zakrzywienie przestrzeni i nawet nie będą wiedzieć, gdzie pracują! - dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i cicho zachichotały.
- Nie komu nie życzę, aby stał się waszym wrogiem - mruknął Klejnot ze współczuciem w głosie. (Dlaczego, przecież my jesteśmy bardzo miłe!?) Najwyraźniej chciał dodać coś jeszcze, ale zamarł nieruchomo z otwartą mordką.
- Klejnot?...
- Chyba złapałem kontakt...
- Co? Z kim?...
- Ćśśśś... Achlama! - Miya machnęła ręką, uciszając ich oboje.
- Gdzie on do licha jest?...
- Nie wiem... Patrz i siedź cicho, to nie jest stabilny kontakt!
Wnętrze urządzone było z przepychem, przy którym dalekowschodnie pałace wyglądały jak ziemianki biedaków. Ktoś tu kompletnie nie przejmował się ani kosztami, ani funkcjonalnością wnętrz. Z tym, że gust projektanta wnętrz pozostawiał, przynajmniej zdaniem Seriki, sporo do życzenia. Można w ramach daleko posuniętej złośliwości przemalować Zamczysko AntyWiPu na różowo, ale urządzać komnatę w oparciu o ten kolor, najwyraźniej zupełnie celowo, to gruba przesada! Zwłaszcza, jeśli ktoś lubi dołożyć do tego futerko we wszelkich możliwych miejscach. Krótko mówiąc - było tu słodziutko. Tak słodziutko, ze od samego patrzenia można było dostać próchnicy. Wygodnie rozsiadająca się na różwowym, puchatym fotelu kobieta pasowała tu idealnie - no, prawie. Byłoby idealnie, gdyby była... puszysta. Ale oblizująca właśnie palec z bitej śmietany wymuskana paniusia - no, dobra, drużynowi faceci pewnie uznaliby, ze niezła laska - trzymająca na kolanach białego króliczka także świetnie komponowała sie z wystrojem.
Właściciele smoków-klejnotów, obserwujący pomieszczenie oczami ukrytego za jakimś niewiadomego przeznaczenia meblem Achlamy, pewnie wymieniliby tu porozumiewawcze spojrzenia i złośliwe uśmieszki, gdyby ich uwagi nie przyciągnęło coś innego... A moze raczej - ktoś inny?
Postać pochylająca się przed kobietą w ukłonie, ze swoimi jażącymi się zielono oczami, wyglądała tu, jakby ktoś przeniósł ją z filmu grozy w sam środek Harlequina. Nietrudno było rozpoznać w niej naszego starego znajomego ze świątyni.
- Wymknęli mi się, pani - oznajmił demon pozbawionym emocji głosem.
- Och... - westchnęła paniusia. - A tak liczyłam na to, że załatwisz to za pierwszym podejściem - teatralnie pokręciła głową, głaszcząc króliczka. - Wiesz, jak bardzo nie lubię być zawiedziona?
- To się więcej nie powtórzy, pani - wyrecytował demon.
- Lepiej o to zadbaj - uśmiechnęła się. Miło i niewinnie - ale nie wiadomo dlaczego uśmiech ten miał przywodził na myśl jakieś dalekie skojarzenia z piranią. - Ach, i dowiedz się, skąd się wzięli. Tyle mocy, tak nagle?... Nie mogę się doczekać, kiedy się dowiem! Musisz się pospieszyć, to takie fascynujace!
- Oczywiście.
- Może, kiedy już zdobędziesz da mnie ich moc, przyprowadzisz kogoś z nich do mnie? To na pewno będzie taka interesująca znajomość! Pomyślmy... Może tego z takimi ślicznymi bamboszkami? O tak, bamboszki przynieś mi koniecznie!
- Chcesz widzieć ich wszystkich, pani?
- Nie, nie, bez przesady... Wymyśl coś ładniutkiego - w zamyśleniu pogłaskała królika. - Tylko nie magnolie! Dawno mi się znudziły... Twój poprzednik mógł wymyślić coś bardziej urozmaiconego... Mógłbyś zamienic ich.... Och, już wiem! Plawda, że chcieś mieć tu więciej kjólićków? - zagruchała, zwłacając się do zwierzątka. Ach, i sam też mógłbyś ładniej wyglądać... No, już, zmień się w coś! - rozkazała.
Demon chyba miał dosyć. Jego oczy zabłysły wściekłością, a w ręce - czy to była ręka? - zmaterializował sie pocisk energii. Zanim zdażył ją opuścić, paniusia lekko poruszyła dłonią o starannie pomalowanych paznokciach. Fala mocy rąbnęla niedoszłym napastnikiem o podłogę jakieś 10 metrów od miejsca, gdzie przed chwilą sie znajdował.
- Ojej, niegrzeczny demonek... Niegrzeczny... Jeszcze się nie nauczyłeś, że to nie ma sensu? - uśmiechnęła się. BARDZO miło. - Pewnie nawet gdybyś odzyskał pełną moc, nie zdołałbyś sie uwolnić spod mojej władzy. Och, jakie to niewdzięczne... - westchnęła. - A ja jestem taka miła...
Istota nie odpowiedziała. Pewnie uznała, że obok pytań retorycznych bywają również retoryczne stwierdzenia. Takie, na które nie należy odpowiadać. Dla własnego dobra.
- Ojej, zapomniałabym! - kobieta gestem, który wyglądał na dobrze wyćwiczony przed lustrem, złapała się za głowę. - Ten wojownik szaleniec... Miałam taki genialny pomysł, żeby go wykorzystać, ale popracuj nad tym. Prawda, ze będziesz taki milutki i to zrobisz? Sądziłam, że jest tak podatny, że kilka cichych podszeptów i jest nasz... Ale wyobrażasz sobie, że on nadal szuka jakichś suchych badyli dla tej dziewczyny?! Swoją drogą, to prawie urocze... Och, jak te jego pieski! Pieski też mi przyprowadź! I smoczki... SMOCZEK! Gdzie się podział mój malutki smoczunio?...- rozejrzała się po pomieszczeniu, w roztargieniu dając demonowi znak, że może odejsć. Najwyraźniej wypatrzyła Achlamę, gdy ż wstała i uszyła w jego kierunku...
Połączenie zerwało się.
[uwaga techniczna: babsztyl jest z założenie połączeniem paru najgorszych cech Umbridge z Harrego Pottera i Delphiny z Last Exile. Doszłam do wniosku, że to będzie wystarczająco koszmarna mieszanka...] |
|
|
|
|
|
Xeniph
Buruma
Dołączył: 23 Sty 2003 Status: offline
Grupy: AntyWiP WIP
|
Wysłany: 28-03-2004, 21:40
|
|
|
Noc była ciemna i pochmurna. A do tego zimna...
Peter zdecydowanie wolałby robić w tej chwili coś innego. Na przykład spać. Ale cóż, służba nie drużba - obozowiska pilnować ktoś musiał, więc dzielny Bambosh Rider jedynie odliczał czas do końca swojej warty, kiedy to będzie mógł obudzić Xenipha a samemu udać się na upragniony spoczynek, i starał się nie zasnąć. Nagle, z półsnu wyrwał go podejrzany szmer. Wytężył swój elfi słuch - tak, dźwięk z pewnością pochodził z kapliczki... Mimo woli ciarki przeszły go po plecach. Mimo to, zdecydował się wstać i to sprawdzić. Ruszył. Już po chwili przez wyłamane drzwi kapliczki dojrzał kontury dwóch z grubsza ludzkich stworów, które najwyraźnie wypełzły spod ziemi i właśnie usiłowały wygramolić się na powierzchnię... Oba stwory z wyraźnym zaskoczeniem spojrzały na elfa, po czym z rykiem rzuciły się do ataku...
Kilka minut później...
Rozbudzona w trybie przyspieszonym drużyna wpatrywała się w zwłoki dwóch zdeformowanych, człekokształtnych stworów leżących na ziemi. Po chwili ich uwaga przeniosła się na miejsce z którego przybyły. Po krótkiej inspekcji okazało się, że pod drewnianą podłogą kapliczki ukryte było wejście do prowadzącego w głąb ziemi tunelu. Po krótkiej naradzie postanowiono zejść na dół, nie czekając na nadejście świtu...
Oczywistym było, że prowadzący po spirali w dół tunel nie powstał w sposób naturalny. Wskazywały na to nie tylko jego kształt i ułożenie, ale też wbudowane w wielu miejscach w ściany drewniane i kamienne podpory. Po krótkiej, acz stromej wędrówce w dół, tunel otworzył się na dość dużą, sztuczną grotę. Strażnicy, którymi były stwory podobne do tych na górze, na widok drużyny, podnieśli się z ziemi i chwycili za broń. Tym, czego pilnowali był duży magiczny portal. Po jego drugiej stronie majaczył przedsionek urządzonego z nieprzyzwoitym wręcz przepychem pałacu. W przedsioku tym były także inne portale... |
_________________ You don't have to thank me. Though, you do have to get me donuts. |
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 07-04-2004, 08:32
|
|
|
Watek Zega
Naraku - mimo bólu w pogruchotanych kościach - wstał z ziemi, bardzo zadowolony z siebie. Stojący obok niego słudzy spojrzeli po sobie. Dobrze wiedzieli co to oznacza. - Szef znów miał jakiś ,,genialny" plan
Tymczasem pare kilometrów dalej Zeg wybiegł z przeżadzających się zarośli i znalazł się na morskiej plaży, pustej jeśli nie licząc grupy ludzi: jakiegoś przebierańca w zgubsza samurajskim stroju z doklejonymi psimi uszami, uczennicy w mundurku, buddyjskiego mnicha, jakiejś kobiety z nierealistycznie wielkim bumerangiem, dziwnego kota i jeszcze dziwniejszego dzieciaka.
- Ej ty! - powiedział ,,samuraj" nie widziałeś faceta ubranego w skóre małpy?
- Pewnie turyści - pomyślał Zeg - chcą sobie zrobić zdjęcie z misiem.
Uczynność w pierwszej kolejności. Zeg pokazał im drogę.
Pare kilometrów cześniej:
- Pokazałem temu wariotowi, kierunek, w jakim zanjdują się moi najwięksi wrogowie. Nareszcie uwolnie świat od ich obecności! - ucieszył się Naraku. Kagura natomiast wyjęła z włosów piórko i przygotowała się do pośpiesznej ewakuacji.
Tymczasem Zeg zabrał się do przeszukiwania plaży... Na tej czynności zastał go wieczór. Nigdzie nie było śladów zielska... Pora więc skorzystać z planu B. Poszukać w źródłach... |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Inai Nerse
Dołączyła: 22 Wrz 2003 Skąd: Cytadela Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 08-04-2004, 00:05
|
|
|
Strażnicy okazali się być zombi.
Jak zwykle, dziewczyny wyszły na chwilę z kapliczki, zostawiając brudną robotę panom. W tym czasie one same raczyły się herbatką, która jeszcze została po kolacji, przy okazji stawiając zakłady o to, w jakim czasie płeć przeciwna rozprawi się ze strażnikami.
Po dość krótkiej chwili (akurat zdążyła skończyć się herbatka, pita w ekspresowym tempie przez grupkę jej maniaczek ;D)
Z kapliczki dobiegł głos któregoś z panów
GZK (Głos Z Kapliczki): Ale to wiruje...
Dziewczyny pozbierały się i weszły do kapliczki
Inai: Hej, mogliście nas zawołać...
Gato: Patrzcie jakie ładne światło bije z tego portalu...
Inai pod postacią kotki wlazła prosto w kałużę krwi pozostałą po zombie
Inai: A FU! Ile tu krwi! XP
Ave: Hej... Coś zza tego portalu słychać...
GZP (Głos Z Portalu): Młode dziewice... dziewice... dziewice...
Inai: No, zależy kto... XD
Bamb: Moja lśniąca zbroja... jestem cały w krwi!
GZP: HEJ! CO WY TU ROBICIE?! ROBICIE... ROBICIE...
Yumegari: Hę? A co to ma być?
Nagle z portalu wypadła na nich banda człekopodobnych stworzeń, koń, jednorożec i wąż - jednym słowem ZOO XD
All: A CO WY TU ROBICIE?! O_O |
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 08-04-2004, 20:02
|
|
|
Po pierwszym szoku manifestującym się zbiorowym okrzykiem nastąpiła chwila kłopotliwej ciszy... Wiadomo, ze prawdopodobieństwo zdarzeń w Multiświecie bywa mocno nagięte wokół grup podróżujących herosów (ot, taka specyfika światów), ale TO była chyba przesada!
- Miło znów was widzieć... - zaczęła Serika. Fakt, było miło, tylko czy oni przypadkiem nie wyruszyli ratować... Właśnie! - To jak, świat już uratowany i przyszliście nam pomóc? ^^
- Oj, chyba niezupełnie - spuściła wzrok Aria. - Usłyszeliśmy Was, stwierdziliśmy, że trzeba to sprawdzić, no i jesteśmy. Tak właściwie, to tego nie było w planie...
- Tak po prostu!?
- Na to wygląda - stwierdził Ryuzoku. - Swoją drogą ciekawe, skad się wziął portal pod barierą?
- I dlaczego wyglądacie jak szwadron rzeźników w godzinach pracy?
- Dobra, my chyba jesteśmy trochę nieuświadomieni - zaprotestowała Avellana. Może napijecie się herbatki i wyjaśnicie, co się z wami działo?
Światało już, gdy obie grupy skończyły opowiadać, czym zajmowały się do tego czasu. Nikt jednak nie czuł się śpiący - trudno być zmęczonym, gdy wokół dzieje się najwyraźniej coś naprawdę niezwykłego...
- Ja widzę dwie opcje - stwierdziła Serika. - Albo Światy szaleją, próbując nakierować historię na jakiś konkretny tor, albo próbuje to zrobić Ktoś. I to Ktoś na tyle potężny, aby mógł wytworzyć przejście pomiędzy światami... W tym w miejscu, gdzie dzialają tylko najsilniejsze odmiany magii. Może znajduje się tu coś, co powinno znaleźć się w naszych rękach? A może w tym świecie ukryty jest klucz do zwyciestwa nad demonami świata Ryu?
- A może ktoś próbuje odciągnąć nas od obelisku - dodała Avellana.
Tak. To im nie przyszło do głowy... A spiskowa teoria dziejów na niebezpieczny zwyczaj sprawdzania sie właśnie tam, gdzie jest najmniej wygodna.
- Słuchajcie, to by miało sens! - Distant-Jednorożec już układał sobie w głowie możliwe plany zdarzeń. - Zastanówcie się... Starsi smoków orzekli, że moc obelisku może pomóc zapieczętować demony. I że to on prawdopodobnie odpowiada za blokadę magicznych mocy na Wschodnim Kontynencie. Z drugiej strony ten potomek Valgaava, jak mu było... No, nieważne, w każdym razie on twierdził, że to demony postawiły barierę wokół obelisku... I w dodatku mają nad nią kontrolę.
- Kłamały! Demony zawsze kłamią - prychnął Bambosh.
- Więc dlaczego on MÓGŁ używać mocy pod barierą?... - Velowi również coś się nie zgadzało.
- Sugerujesz, że Starszyzna Smoków?...
- Nic nie sugeruję. Ale to zdecydowanie pachnie jakimś podstępem. Pytanie tylko, z której strony?...
Pewnie dywagowaliby tak do wschodu słońca, gdyby ich uwagi nie odwrócił czyjś krzyk... Całkiem niedaleko od nich. |
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 08-04-2004, 21:48
|
|
|
Drużyna czym prędzej wybiegła. Wiedzieli jedno - Shadow tilk znowu popadł w niezłe tarapaty. Faktycznie - jakiś zombie trzymał go za głowę swoją długą, przegniłą ręką, podczas gdy nieszczęsny romantyk starał się trafić umarlaka swoją niezawodną mandoliną znalezioną w ponurym zamczysku biedrony. Nie szło mu to za dobrze, co idealnie obrazowała Sat zwijająca się ze śmiechu.
- BUAHAHAHA! - Rudowłosa była szczera aż do bólu - do boju mój ty rycerzu w lśniącej zbroi.
- Sat! Moja najdroższa! Zaraz cię ocalę - biedak starał się z całych sił, ale wychodziło mu to delikatnie mówiąc - średnio. Raz nawet udało mu się trafić w rękę zombiego - oczywiście nie wyrządził mu zbytniej krzywdy. Swoją drogą umarlak wcale nie chciał go odesłać na tamten świat - wręcz przeciwnie - miał niezły ubaw z jego wysiłków. Podobnie zresztą jak reszta drużyny - jednorożec wierzgał na grzbiecie, pokazując swoją dorodną szczękę, a Bamboshe zaczęły fruwać ciągnąc za sobą właściciela. Zdawało się, że nikt nie pomoże nieborakowi...
Tilk ulitował się jednakowoż. Przynajmniej się tak zdawało. Podszedł do przegnitego delikwenta i nanomieczem odciął mu główkę wraz z obydwiema rękoma, po czym rozciął brzuch i włożył odbezpieczony granat plazmowy. Tyle widziano prześladowcę lichych bardów, przy których Kakofoniks to wirtuoz. Wszyscy oniemieli, nawet Sat. Jednakże tilk rozwiał po chwili wszelkie nadzieje...
- Ty łamago od siedmiu boleści. Czy ty wiesz jakie to NIELOGICZNE? Rzucanie się z mandoliną na zombiaka, który na oko ślepego był kilkusetkrotnie silniejszy od ciebie? Rozumiem obronę własną, ale TO? Ryzykować własnym żywotem ochronę tej wzgardzającej twoim szczerym uczuciem sukkubicy? Zresztą ma już męża. Daj sobie spokój, ona cię nie chce. KA PE WU? - Jego donośny ton przeszedł w krzyk. - Zresztą, co ty w niej widzisz? Zero logiki. Z daleka bym nie tknął...
- Tilk, wiesz, że logicznie myślące kobiety...
- Cicho Bambosh! Nie odbieraj mi nadziei - tilk skontrował żart elfa. - A wracając do ciebie podróbo mojej doskonałości - mam nadzieję że choć trochę zrozumiałeś...
Nie zrozumiał, ponieważ znowu zaczął niestrudzenie szukać badyli... Tymczasem kolejne niebezbpieczeństwo nadciągało z powietrza... |
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 08-04-2004, 23:38
|
|
|
Bambosh nie omylił się... Niebezpieczeństwo faktycznie nadeszło z powietrza... a ściślej z sufitu, na którym nagle, tuż nad jego głową otworzyły się wrota wymiarów i na jego biedną głowę spadł dość pokaźny Czerwony Smok, przygniatając przy okazji całą drużynę...
Daerian: Ała, co to za szpikulec w moim brzuchu???Co tu się dzieje? Gdzie ja jestem?
All: Złaź!!!!!
D: Ten, tego... <zamienia się w drowa>Czy ktoś mi może wyjaśnić, co tu się dzieje i gdzie my jesteśmy? Wędrowałem sobie spokojnie przez wymiary, gdy wtem pochwyciła mnie jakaś dziwna siła i rzuciła tutaj. Pierwszy raz miałem do czynienia z taką mocą w Przestrzeni Astralnej...
Inai: To by potwierdzało wersję o czyjejś potężnej obecności...
Daer: I to nie byle jakiej... spędziłem tysiąclecia na podróżach międzywymiarowych i nigdy nie zetknąlęm się z taką mocą... bo to nie były przypadkowe zakłócenia... |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|