Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
O książkach... Czyli o wszystkim |
Wersja do druku |
Silla
małe i wredne
Dołączyła: 22 Cze 2012 Status: offline
|
Wysłany: 29-07-2012, 20:47
|
|
|
A ja sobie powolutku molestuję Synów Boga Lachlana. Jestem na 133 str. i póki co szału nie ma, uszu nie urywa. Może potem się rozkręci. Za to wybitnie denerwuje mnie zwyczaj tłumacza, który prawie w co drugim zdaniu wciska 'atoli'. No co za dużo, to niezdrowo...
Prószyński szumnie oznaczył tę serię wydawniczą "prawdopodobnie najlepszymi książkami na świecie". Zaczynam w to mocno wątpić, bo to już druga, którą czytam z tej serii i która w ogóle mnie nie wciągnęła. Albo mam za wysokie wymagania. |
_________________ Dziwactwo rzecz względna.
|
|
|
|
|
Cepelia
Dołączyła: 03 Mar 2012 Skąd: Kraków Status: offline
|
Wysłany: 01-08-2012, 18:55
|
|
|
Putin: Człowiek bez twarzy Masha Gessen
Książka reklamowana jako biografia ale kontekst polityczny i społeczny jest dość rozbudowany, zwłaszcza ostatnie dziesięciolecie. Czyli idealna dla osoby takiej jak, która śledzi bieżące wydarzenia jak ją najdzie ochota. Podejrzewam, że dla kogoś kto uważnie przyglądał się polityce rosyjskiej, książka nie będzie odkrywcza ani nie wzbogaci wiedzy.
Część typowo biograficzna, typowe "życie i twórczość", często schodzi na dalszy plan, podczas gdy autorka rozpisuje się na temat bohaterów kolejnych afer (Gusiński, Litwinienko, Chodorowski itd.) lub bieżących wydarzeń. Oczywiście po przedstawieniu szerokiego kontekstu, autorka tłumaczy co miał do tego Putin, aczkolwiek czasem jest to jeden malutki akapit.
Językowo: dobrze, nawet bardzo. Napisane lekkim, nieuciążliwym stylem, bez nadętej naukowej bufonady.
Jakby ktoś był zainteresowany: przypadkiem natrafiłam w "Polityce" na wywiad z autorką
Mniej więcej daje pojęcie o treści książki. |
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 07-08-2012, 20:13
|
|
|
Czas silnych istot Marcina Przybyłka - zaciekawiony ciekawymi panelami na Avangardzie sięgnąłem po książkę tego pana, mimo iż generalnie nie przepadam za SF, a tym bardziej za tematyką gier i wirtualnej rzeczywistości, na jakiej skupiało się to uniwersum. Na szczęście okazało się, że cykl zdążył ewoluować i na etapie CSI (lol, jaki akronim) opowiadał już nie tyle o gamedecu, detektywie ze świata gier, ale o epickim wojowniku, służącym Imperatorowi Ludzkości, choć tak trochę na pół gwizdka. To już bardziej moje klimaty.
Aluzje do uniwersum Warhammera 40k są silne, ale wykorzystane twórczo, bo świat przedstawiony nijak nie jest tak mroczną wizją przyszłości. W zasadzie jest wręcz świetlany, biorąc pod uwagę momentami absurdalny poziom rozwoju technologicznego (w zasadzie dawno przekroczył on granicę odróżnialności od magii - zwłaszcza, że np. teoria macierzy działa zupełnie jak magia). Są wprawdzie Maodiony, wzorowane na Space Marines formacje superżołnierzy, ci jednak polegają mniej na brutalnej sile i modyfikacjach genetycznych, a bardziej na potędze umysłu, mistycznych mocach i potędze woli, zdolnej zakrzywiać los, czas i samą rzeczywistość. Bardzo przypominają w tym Wyniesionych z gry Exalted, konkretnie lunarów.
Polecam dać książce szansę. Jeśli wytrzyma się natężenie technocudawianków. |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Asthariel
Lis
Dołączył: 10 Kwi 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 13-08-2012, 21:59
|
|
|
Pierwszy raz od kilku lat, przeczytałem Trylogię Husycką Sapkowskiego (Narrenturm, Boży wojownicy, Lux Perpetua). Ogółem, cykl jest z jednym z najlepszych, jakie czytałem, a Reynevan jest w ścisłej czołówce moich ulubionych postaci literackich.
Szczegółowo...
Narrenturm był świetny. Ciężko tu znaleź konkretny wątek fabularny, całość to raczej ciąg wszelakich przygód, ale pal to licho, w niczym mi to nie przeszkadzało, dialogi były świetne, postacie interesujące (Szarlej! Samson! Horn!), a realia epoki zostały mistrzowsko opisane,
Boży wojownicy, często krytykowani jako gorsi od pierwszego tomu, dla mnie są równie dobrzy: mamy tu więcej akcji, więcej o husytach, dochodzą nowe postacie. Reynevan w pewnym momencie fabuły zostaje schwytany pięć razy, ale przymknąłem na to oko, w końcu sam autor zdaje sobie z tego sprawę, czemu daje wyraz w zniechęconym duchowym monologu bohatera.
Aż przyszło mi czytać Lux Perpetuę...
Książka nieprawdopodobnie nierówna. Niby wciąż dobre postacie, dialogi, itd., wszystko, za co kochaliśmy tomy poprzednie. Z drugiej strony, fabuła stała się jeszcze bardziej chaotyczna, trzy czwarte wątków donikąd nie prowadzi (po co wprowadzać Korybutowicza!?) a autor najwyraźniej sam nie miał pojęcia, co zrobić z wieloma bohaterami. Wątki takiego
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Horna czy Hejnczego zostały urwane w połowie książki, Bożyczko i Rixa, posiadający potencjał bycia interesującymi, otrzymali po prostu za mało czasu dla siebie w powieści, przez co nie grzeją, ni ziębią. Cały wątek Rupiliusa Ślązaka zostaje wyrzucony do kosza (więc po co było marnować na niego czas!?). No i zakończenie...
Generalnie jestem idealistą i romantykiem w kwestiach fabularnych - bohaterowie mogą cierpieć i umierać, o ile koniec końców zło zostanie pokonane. Jak zatem można zauważyć, zakończenie serii nie specjalnie przypadło mi do gustu - po prostu nie rozumiem, jaki autor miał cel w torturowaniu bohatera. Umówmy się - ukochana mogła zginąć, przyjaciel też (choć same okoliczności śmierci już były irytujące - Samson umiera w tym samym rozdziale, w którym wspomina, że kocha Markettę, i chce do niej wrócić? Kto nie przewidział, że jest już trupem, tylko o tym nie wie?), ale wrobienie go w przestępstwo i wtrącenie do lochów za akt heroizmu? Całkowita klęska ideałów, w które wierzy? Sapek chciał pokazać, jaki to on jest oryginalny, i jak to nie wierzy w szczęśliwe zakończenia, ale tak się do tego zapalił, że z rozpędu przekroczył granicę, gdy przestaje to robić wrażenie na czytelniku, popadając w kolejny rodzaj przewidywalności - vide wspomniany przykład Samsona. Nie wspominając już o wisience na torcie - Reinmarowi nie jest dane nawet dokonać zemsty na znienawidzonym wrogu, bo ORYGINALNY TWIST! 5 minut wcześniej zabija go postać, o której istnieniu nawet nie mieliśmy pojęcia przez 95% trwania serii. Ręce i macki opadają. Morał historii o której czytaliśmy - jeśli jesteś sympatycznym idealistą o dobrym sercu, to masz całkowicie przerąbane, bo życie cię zmiażdży, i nie ma absolutnie nic, co możesz w tej kwestii zrobić. Taka wola autora, Sapkowski jest cynikiem zrozumiano, ale przez to zakończenie jest niesatysfakcjonujące, po przeczytaniu ostatnich zdań tomu trzeciego nie pomyślałem "genialna historia, kiedyś do nie wrócę", tylko "bardzo dobra historia, pomijając zakończenie, nie wiem, czy będę miał kiedyś nerwy do niej wrócić, bo po co zmuszać się do melancholii i smutku".
Seria ogółem na 8+, dwa pierwsze tomy po 9+, trzeci na 7, bo mimo to da się czytać, i czerpać z tego przyjemność. |
|
|
|
|
|
Easnadh
a wee fire
Dołączyła: 27 Cze 2008 Status: offline
Grupy: Alijenoty
|
Wysłany: 14-08-2012, 08:36
|
|
|
Asthariel napisał/a: |
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Sapek chciał pokazać, jaki to on jest oryginalny, i jak to nie wierzy w szczęśliwe zakończenia
|
- Spoiler: pokaż / ukryj
- To nie jest próba bycia oryginalnym, tylko jak najbardziej typowe ASowe zagranie - w cyklu wiedźmińskim ubił prawie całą drużynę. Ten typ po prostu tak ma. Zabicie Samsona było najbardziej prawdopodobne, bo facet był a) główną postacią; b) zbyt blisko częścia.
Asthariel napisał/a: |
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Reinmarowi nie jest dane nawet dokonać zemsty na znienawidzonym wrogu, bo ORYGINALNY TWIST! 5 minut wcześniej zabija go postać, o której istnieniu nawet nie mieliśmy pojęcia przez 95% trwania serii.
| Na-ah. Córka Peterlina pojawia się już w pierwszym tomie, kiedy Reynevan przyjeżdża do domostwa nieżyjącego brata. Po prostu czytając praktycznie nikt nie zwrócił na nią wtedy uwagi.
Asthariel napisał/a: |
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Morał historii o której czytaliśmy - jeśli jesteś sympatycznym idealistą o dobrym sercu, to masz całkowicie przerąbane, bo życie cię zmiażdży, i nie ma absolutnie nic, co możesz w tej kwestii zrobić.
|
- Spoiler: pokaż / ukryj
- A nie jest tak? Life's a bitch, dude. Mnie tam końcówka pasowała, od początku historii spodziewałam się, że będzie smutna, bo Sapkowski ubije kilka głównych i lubianych postaci. Poza tym ostatnie rozdziały mają taki bardzo lubiany przeze mnie słodko-gorzki smak: Reinmar wrócił do Elenczy, i dobrze, bo dziewczyna na to zdecydowanie zasłużyła, ale wrócił do niej właściwie z braku laku, bo "było tak, że Jutty już nie było".
|
_________________ ☾
I’m always right and you should listen to whatever I have to say
and never disagree, ever, EVER for the sake of your wolvlihood. |
|
|
|
|
Asthariel
Lis
Dołączył: 10 Kwi 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 14-08-2012, 10:35
|
|
|
Cytat: | Asthariel napisał/a: |
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Reinmarowi nie jest dane nawet dokonać zemsty na znienawidzonym wrogu, bo ORYGINALNY TWIST! 5 minut wcześniej zabija go postać, o której istnieniu nawet nie mieliśmy pojęcia przez 95% trwania serii.
| Na-ah. Córka Peterlina pojawia się już w pierwszym tomie, kiedy Reynevan przyjeżdża do domostwa nieżyjącego brata. Po prostu czytając praktycznie nikt nie zwrócił na nią wtedy uwagi. |
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Była, jako bezimienna córka Peterlina, co nie zmienia faktu, że zagranie jest słabe, i dla mnie pozostaje jedynie wprowadzonym na siłę kopaniem leżącego, jakim jest Reynevan. Powiedz szczerze, czy gdyby w kryminale Agaty Christie na ostatniej stronie okazało się, że mordercą jest bohater, który pojawił się na sekundę w pierwszym rozdziale, nie powiedział ani słowa, nie poznaliśmy jego imienia, nie pojawił się przez całą resztę powieści, i nie umieszczono w fabule jakiegokolwiek foreshadowingu to takie zagranie by cię usatysfakcjonowało? To jest już sztuka dla sztuki, "ha, tego to nikt się nie spodziewał!".
Cytat: | Asthariel napisał/a: |
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Morał historii o której czytaliśmy - jeśli jesteś sympatycznym idealistą o dobrym sercu, to masz całkowicie przerąbane, bo życie cię zmiażdży, i nie ma absolutnie nic, co możesz w tej kwestii zrobić.
|
- Spoiler: pokaż / ukryj
- A nie jest tak? Life's a bitch, dude. Mnie tam końcówka pasowała, od początku historii spodziewałam się, że będzie smutna, bo Sapkowski ubije kilka głównych i lubianych postaci. Poza tym ostatnie rozdziały mają taki bardzo lubiany przeze mnie słodko-gorzki smak: Reinmar wrócił do Elenczy, i dobrze, bo dziewczyna na to zdecydowanie zasłużyła, ale wrócił do niej właściwie z braku laku, bo "było tak, że Jutty już nie było".
|
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Nie zrozummy się źle, zakończenie nie przypadło mi do gustu przede wszystkim nie dlatego, że było smutne, ale dlatego, że zostało kiepsko zrealizowane. Zdaję sobie sprawę z tego faktu, że życie generalnie jest smutne, ale 1) lubię optymistyczniejsze morały z książek, i takie moje subiektywne prawo, i 2) o tym bardzo dobrze wie niemal każdy, więc po co w zasadzie było o tym pisać książkę? To jest dla mnie sytuacja jak z zakończeniem Mass Effecta 3, nagła zmiana klimatu pod sam koniec, wcześniej Reynevan był zagrożony i smutny, ale zawsze wychodził z opałów cało, a w zakończeniu obrywa cios, za ciosem, za ciosem, za ciosem, za ciosem. Może odpowiadałoby mi to bardziej, gdyby seria była dłuższa o jeden tom, śmierć Jutty była pod koniec trzeciego, a czwarty byłby rozbudowanym epilogiem, skoncentrowanym na wewnętrznej przemianie psychologicznej Reinmara, tak że ciosy które na niego spadają byłyby bardziej rozłożone w czasie - a tak, w ciągu 150 stron spadają na niego wszystkie możliwe nieszczęścia.
|
|
|
|
|
|
Cepelia
Dołączyła: 03 Mar 2012 Skąd: Kraków Status: offline
|
Wysłany: 17-08-2012, 19:54
|
|
|
Chmara wróbli Matsuoka Takashi - czyli czytadło z XIX-wieczną Japonią w tle.
Aj, ja wiem, że mam fiksację na punkcie powieści historycznej i mi w tej dziedzinie ciężko dogodzić, ale naprawdę mnie przerośli: XIX-wieczny Daimyo o mentalności współczesnego dwudziestolatka, gejsza-ninja-eta, ex-cowboy (sic!) mnich buddyjski i nawiedzeni misjonarze do kompletu.
Ba, fabuła może ok, bo przy tej kolekcji charakterów perypetie naprawdę mogą być ciekawe (choć trochę przewidywalne). Ale niewystarczającego dopasowania mentalności bohaterów do epoki po prostu nie wybaczę. Nie mam na myśli tu tylko stylizacji językowej, bo cowboye przeklinają ile wlezie. Brakuje właściwego epoce sposobu postrzegania i reagowania na pewne zjawiska, które powinny XIX-wiecznego Japończyka bardziej wzburzyć niż jest to pokazane, bądź w ogóle przykuć uwagę.
Ale pewnie się czepiam.
Na koniec cytacik, bo mi się podoba:
"Obyście byli kobietami przez wszystkie następne wcielenia! I wasi ojcowie także." (Matsuoka Takashi, Chmara Wróbli, tłum.Witold Nowakowski, Albatros, Warszawa, 2005) |
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 17-08-2012, 20:25
|
|
|
Radzę przeczytać "Honor Samuraja" - kontynuacja ;-) |
_________________
|
|
|
|
|
Cepelia
Dołączyła: 03 Mar 2012 Skąd: Kraków Status: offline
|
Wysłany: 17-08-2012, 20:25
|
|
|
Tak, czeka w kolejce :) |
|
|
|
|
|
Melmothia
Sexy Chain Smoker
Dołączyła: 09 Lut 2007 Status: offline
Grupy: Alijenoty
|
Wysłany: 24-08-2012, 20:22
|
|
|
Skończyłam czytać Tae ekkejr!. Ja się już rozpisałam w komentarzu na podlinkowanej stronie, więc tutaj wspomnę tylko o tym, co najważniejsze. Powieść jest całkiem dobra, chociaż miałam mieszane uczucia podczas lektury - z jednej strony język, jakim jest napisana, jest ciekawy i czyta się to to niesamowicie szybko, z drugiej - czasami nuży. Bohaterowie są szalenie sympatyczni (te ich wewnętrzne niepokoje i monologi, kwik...), ale czasami zawiewa od nich sztucznością (przede wszystkim przez sposób prowadzenia narracji), a do tego są tylko albo dobrzy, albo źli. Ale pal licho, jest bromance.
Książka spodobała mi się na tyle, żeby ją zamówić (+drugi tom, którego jeszcze nie czytałam). Dziwię się sama sobie, bo lepsze książki mam w kolejce do kupienia, a pieniędzy brak...
Zaczęłam czytać Szaleństwo aniołów, ale rzuciłam po 24 stronach. Może to się później rozkręca, może bohater nabywa jakichś (jakichkolwiek, na litość!) cech indywidualnych, ale do tej 24. s. książka jest całkowicie bezpłciowa. Bohater budzi się, a raczej odżywa, przeczołguje, wstaje, ubiera, wychodzi, idzie, siada i tak przez cały czas prowadzi narrację opisując każdy swój ruch. Monotonne koszmarnie. A bohater drętwy. Film mógłby być z tego nawet nawet, ale jako książka - nigdy więcej. Na koniec zdanie perełka, które aż samo się prosi o wizualizację, przynajmniej ja to ZOBACZYŁAM... "Poczułem, że moje powieki opadają z impetem katowskiego miecza"... |
_________________ "Słowo ludzkie jest jak pęknięty kocioł, na którym
Wygrywamy melodie godne tańczącego niedźwiedzia,
Podczas gdy chcielibyśmy wzruszyć gwiazdy"
G.F.
|
|
|
|
|
Asthariel
Lis
Dołączył: 10 Kwi 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 24-08-2012, 21:11
|
|
|
Pierwsze 100 stron jest trochę ciężkie, ale Szaleństwo aniołów to wciąż niezła książka, tak na 7+/ w porywach 8. Drugi tom jest podobny, ale już trzeciemu dałbym 9, tak więc cykl się rozkręca, a autorka ma talent do opisywania scen, które aż chciałby się przenieść na kinowy ekran. |
|
|
|
|
|
Melmothia
Sexy Chain Smoker
Dołączyła: 09 Lut 2007 Status: offline
Grupy: Alijenoty
|
Wysłany: 25-08-2012, 12:50
|
|
|
Zanim bym te sto stron w masochistycznym zacięciu skończyła, plułabym tym dalej niż widzę, tak więc nawet poprawa nic by nie dała. Poza tym czytałam wybiórczo fragmenty ze środka i sposób opisu się nie poprawia. Poza zekranizowaniem to by się nadawało chyba jeszcze tylko do czytania w grupie, samej nie dam rady... |
_________________ "Słowo ludzkie jest jak pęknięty kocioł, na którym
Wygrywamy melodie godne tańczącego niedźwiedzia,
Podczas gdy chcielibyśmy wzruszyć gwiazdy"
G.F.
|
|
|
|
|
Easnadh
a wee fire
Dołączyła: 27 Cze 2008 Status: offline
Grupy: Alijenoty
|
Wysłany: 25-08-2012, 15:43
|
|
|
Kobieta w czerni
Opis na okładce twierdzi, że jest to najlepsza książka Susan Hill. Jeśli tak, chyba nie chcę wiedzieć, jakie są pozostałe.
Film był taki se, a że zazwyczaj pierwowzory są lepsze, to wypożyczyłam książkę. Cieniutkie toto, ponad 200 stron, dość dużym drukiem, ale mordowałam się przez 3 dni. Nie wiem, może to wina tłumaczenia, a może oryginał został już tak napisany. Aleeeeee. Jakie. To. Było. Nudne. Przez pierwszą połowę książki główny bohater smęci sam do siebie, czasami filozoficznie, jaki to spokojny i zadowolony/znużony (do wyboru) się czuje, ale częściej niezwykle rozwlekle opisuje przyrodę. Aż mi się Orzeszkowa przypomniała. I kompletnie NIC się nie dzieje. Potem dzieje się trochę, ale niewiele, mają miejsce dalsze opisy przyrody oraz stanów psychicznych bohatera, a kulminacyjne wydarzenie zajmuje jakieś 2-3 linijki pod samiuśki koniec książki. No WTF. I nawet nie jest zaskakujące, bo na samym początku główny bohater napomyka, że od iluś tam lat jest ztraumowanym wdowcem, a parę stron dalej, kiedy ma flashbacki, zachwyca się swoją młodziutką narzeczoną.
Dawno się tak nie rozczarowałam jakąkolwiek książką. I jeszcze z okładki łypał na mnie Harry Potter z zarostem. |
_________________ ☾
I’m always right and you should listen to whatever I have to say
and never disagree, ever, EVER for the sake of your wolvlihood. |
|
|
|
|
Silla
małe i wredne
Dołączyła: 22 Cze 2012 Status: offline
|
Wysłany: 27-08-2012, 11:28
|
|
|
Melmothia napisał/a: | Powieść jest całkiem dobra, chociaż miałam mieszane uczucia podczas lektury - z jednej strony język, jakim jest napisana, jest ciekawy i czyta się to to niesamowicie szybko, z drugiej - czasami nuży. |
Mnie w tej książce irytowały nagłe przeskoki - jest akcja, postać wspomina np. o jakimś tam plemieniu i nagle następuję długaśny na kilka stron wywód opowiadający całą historię tego plemienia.
Po prawie miesiącu męczarni rzuciłam Synów Boga w diabły. Nudne to to i bez polotu, w dodatku na widok słowa 'atoli' miałam ochotę kopać i gryźć. Wydawnictwo reklamuje tę powieść jako "mroczną powieść fantasy", brutalną i posępną. Taaaak, już paranormalne romansidła Nory Roberts są bardziej mroczne. Napisali by prawdę, że to powieść dla nastolatków -.- |
_________________ Dziwactwo rzecz względna.
|
|
|
|
|
Urawa
Keszysta
Dołączył: 16 Paź 2010 Status: offline
|
Wysłany: 27-08-2012, 12:25
|
|
|
A u mnie ostatnio wakacyjnie, więc:
"Star Wars: Komandosi Republiki - Bezpośredni Kontakt" - nawet fajne czytadło, tym razem mało dżedajów, za to całkiem przyjemny obraz działania sił specjalnych, gdzie czteroosobowy oddział komandosów rozwala instalacje bronione przez armię lamusów i jednego mandalorianina. Rzecz o tyle fajna, że pokazuje, co faktycznie potrafiła elita Wielkiej Armii Republiki i czym różniła się od późniejszych szturmowców. Aha, bardzo przyjemna i dobrze napisana (jak na tego typu książki, oczywiście) historia miłosna z udziałem Jedi i klona.
"Star Wars: Punkt Przełomu" - tym razem w roli głównej Mace Windu. Nie oczekiwałem wiele po tej książce, bo sporo w niej dżedajowo-mistycznego bełkotu, ale okazała się całkiem dobrym czytadłem, dającym Windu trochę więcej szans na pokazanie tego, kim jest. Na dodatek, co w uniwersum Lucasa rzadkie, autor raczej nie rozstawiał bohaterów jednoznacznie po stronach "dobry-zły" i zafundował zakończenie dość nietypowe, w granicach normy, rzecz jasna.
"Star Wars: Spisek na Cestusie" - wyraźnie słabsza historia. Niby tło przyjemne, ale akcji mało, za to dużo gadania i bredzenia i uczłowieczaniu klonów. Ten ostatni wątek nie byłby nawet zły, ale jest go po prostu za dużo. Kenobi i Ventress obchodzą się tu cały czas szerokim łukiem, a ich spotkanie trwa króciutko i oczywiście rozstrzygnięcia nie przynosi. Najjaśniejszym punktem tej książki jest kreacja prawnika, która autorowi wyszła naprawdę nieźle (jego ostatnie słowa: "Zadbaj, żeby moim potomkom przyznano rentę kombatancką... i żeby jej nie opodatkowano.")
"Dragon Age: Powołanie" - o ile pierwsza część tego cyklu była nawet, summa summarum, niezłym czytadłem, tak tu dostajemy dość prymitywnego dungeon crawla, z fabułą naciągniętą już bardziej niż stare gacie. Maric, który złazi z tronu, żeby leźć w dziury gdzie siedzi mroczny pomiot, namówiony przez ludzi, których jego przodkowie wygonili z kraju za zdradę... Na dodatek, o ile w poprzedniej książce autor ewidentnie miał problemy, by zbyt długą fabułę zmieścić w krótkiej książce, tak tu jest na odwrót - autor wrzuca nie posuwające do przodu akcji wątki tylko po to, by jakoś książkę wypełnić.
Aha, Maric nie byłby sobą, jeśli nie przeleciałby drużynowej elfki.... |
_________________ http://www.nationstates.net/nation=leslau
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|